Nr 60. Problemy mieszkaniowe różnych grup ludności oraz uwagi o
Transkrypt
Nr 60. Problemy mieszkaniowe różnych grup ludności oraz uwagi o
KANCELARIA SEJMU BIURO STUDIÓW I EKSPERTYZ WYDZIAŁ ANALIZ EKONOMICZNYCH I SPOŁECZNYCH Problemy mieszkaniowe różnych grup ludności oraz uwagi o sposobach ich rozwiązywania Sierpień 1992 Jolanta Supińska Informacja Pierwsza część opracowania zawiera przegląd różnych grup ludności wyodrębnionych według kryteriów: statusu prawnego zajmowanych mieszkań, rodzaju zabiegów podejmowanych w celu uzyskania mieszkania, aktualnej sytuacji tych, którzy jeszcze nie mają mieszkań do własnej dyspozycji. Nr 60 Druga część opracowania formułuje zasadę kompromisu między potrzebami mieszkaniowymi a możliwościami finansowymi rodzin, traktowaną jako podstawowe założenie polityki mieszkaniowej; odwołuje się także do pojęcia minimum mieszkaniowego, powyżej którego powinny rozpoczynać się zróżnicowania sytuacji mieszkaniowej zależne od wysiłku finansowego rodzin. -1- Problemy mieszkaniowe różnych grup ludności Program mieszkaniowy nie powinien być konstruowany wyłącznie z myślą o instytucjach i instrumentach. Punktem wyjścia do tworzenia kompleksowego programu mieszkaniowego musi być wiedza o zróżnicowaniu problemów mieszkaniowych poszczególnych grup składających się na polskie społeczeństwo. Instytucje i instrumenty muszą być dostosowane do cech adresatów tej polityki i żadnej grupy nie można pozbawić szans na uporanie się ze swymi kłopotami. Przystępując do przeglądu różnych grup ludności borykających się z właściwymi im odmianami "problemu mieszkaniowego" trzeba odpowiedzieć przede wszystkim na pytanie: kto ma mieszkanie a kto go nie ma. Zarazem trzeba podkreślić, że można na bardzo wiele sposobów mieć mieszkanie jak i go nie mieć. W szczególności zróżnicowanie statusu prawnego przesądza często o tak zasadniczych sprawach jak obciążenia finansowe, "swoboda ruchu" czy perspektywy poprawy warunków mieszkaniowych. Status prawny, odmienność tytułu do zamieszkiwania lub do ubiegania się o mieszkanie będzie zatem głównym kryterium podziału na grupy objęte niniejszym przeglądem. W ramach każdej z tych grup występuje wiele wspólnych zagrożeń i szans (mimo częstokroć znacznych wewnętrznych rozwarstwień ekonomicznych i społecznych). Los tych grup zależy od podobnych instytucji, ich sytuację regulują te same akty prawne, otrzymują ewentualne wsparcie z tych samych artykułów ustawy budżetowej. Niektóre z wymienionych grup są bardzo liczne, inne niewielkie, ale o istnieniu tych niewielkich tym bardziej trzeba przypominać. Przynależność rodzin do którejś z wymienionych grup wynikała często nie ze swobodnego wyboru lecz z przypadku. Wynikała np. z roku, w którym człowiek osiągał "dojrzałość mieszkaniową", wiązała się z miejscem zamieszkania lub z miejscem pracy. Zarazem ludzie osiągali przywileje (czy przynajmniej dogodności) wskutek "załapania się" do niektórych grup i odwrotnie, można mówić o kumulacji niewygód i obciążeń w związku z przynależnością do innych grup. * * * Przegląd zaczniemy od grup, które mają mieszkanie (cokolwiek by to znaczyło). 1. Użytkownicy mieszkań komunalnych, tzw. kwaterunkowych, w praktyce dysponujący dożywotnim przydziałem. Jest ich blisko 2 miliony1. Do połowy lat 50-ych była to praktycznie jedyna droga do mieszkania dostępna w miastach. Przydziały na te mieszkania otrzymywali ludzie użyteczni politycznie lub sprowadzani do pracy w nowych ośrodkach przemysłowych, ale także losowa reprezentacja "zwykłych ludzi". Dostawali mieszkania za darmo i do dziś - mimo kolejnych podwyżek czynszów - finansują tylko około 25% kosztów eksploatacji tych mieszkań. Udział środków własnych ludności w tych kosztach byłby jeszcze niższy, gdyby zarządcy zasobów utrzymywali je w należytym stanie. Obecnie mieszkają tu zarówno najzamożniejsi jak i najbiedniejsi. Mimo iż rodzinom zajmującym mieszkania kwaterunkowe pozostaje relatywnie więcej pieniędzy na pozostałe wydatki, pewna ich część nie może podołać opłatom. One najczęściej korzystają z dodatków mieszkaniowych z funduszów pomocy społecznej przeznaczonych dla osób o najniższych dochodach. 1 Liczba ta - jak i wszystkie następne nie obejmuje członków rodzin. -2- Obawy tej grupy wiążą się z dyskutowanymi projektami urealnienia czynszów. Zwłaszcza ludzie starzy i zasiedziali lękają się perspektywy przeprowadzki do tańszych i gorszych mieszkań. Ponadto duża grupa mieszkańców budynków przedwojennych - po wojnie odebranych właścicielom - obawia się eksmisji po oczekiwanej reprywatyzacji tych budynków. Oprócz obaw pojawiają się tu i szanse. Lepiej sytuowani już wykupili (uczyniło tak około 140 tysięcy osób) lub oczekują na stworzenie prawnych możliwości wykupienia po dogodnych cenach użytkowanych przez siebie mieszkań. Jednak dla mniej zamożnych mieszkańców wszelkie wzmianki o ewentualności przymusowego wykupu mieszkań stanowią kolejne źródło zagrożeń. Władze komunalne wykazują znaczną skłonność do pozbywania się zasobów mieszkaniowych, by zasilić gminną kasę (wraz z wpływami z urealnionych czynszów dałoby to środki na remonty i adresowaną do konkretnych rodzin pomoc mieszkaniową) a zarazem zdjąć z siebie obowiązek troski o stan zasobów. Tendencja do pozbywania się mieszkań komunalnych przez gminy oraz prawie zupełny brak możliwości podejmowania przez nie nowych inwestycji mieszkaniowych mogą doprowadzić do znacznego uszczuplenia tych zasobów. Jednocześnie - jeśli nie rozwiną się preferencyjne kredyty mieszkaniowe a znaczna część społeczeństwa będzie nadal ubożeć - presja na te kurczące się zasoby będzie lawinowo narastać. 2. Użytkownicy mieszkań zakładowych. Jest ich blisko 1,5 miliona. Rozwój osiedli zakładowych był zdeterminowany w przeszłości przez dwa główne czynniki (podobnie jak rozwój całej zakładowej infrastruktury społecznej): - chęć przyciągnięcia i utrzymania pracowników, o których było wciąż trudno w warunkach "gospodarki niedoboru", - presję załogi, która nie była w stanie wywierać nacisku na żaden inny podmiot a chciała jakoś poprawić swe warunki mieszkaniowe. Obecnie czynni ki te - a zwłaszcza pierwszy - przestały oddziaływać. Mieszkańcy osiedli zakładowych dzielą większość problemów z użytkownikami mieszkań komunalnych, są jednak i pewne różnice. Na ogół ustalenie właściciela samych zasobów nie budzi wątpliwości. Jeżeli przedsiębiorstwo dysponujące takimi mieszkaniami jest prywatyzowane, dążenie do wyprzedaży mieszkań stanowi element tego procesu. Negocjacje dotyczące warunków sprzedaży toczą się między pracodawcą a wywodzącymi się z załogi mieszkańcami, mają więc bardziej bezpośredni charakter i ich efekty mogą zadowalać obydwie strony. Bardziej skomplikowana jest sytuacja prawna mieszkań będących w dyspozycji instytucji budżetowych. Generalnie, obecnie zanosi się na likwidację mieszkań zakładowych, choć proces ten może być długotrwały. 3. Użytkownicy mieszkań służbowych. Jest to nieporównanie mniejsza grupa, jednak w pew nych środowiskach zawodowych (od ministrów poczynając a na leśnikach i dozorcach kończąc) jest ona znacząca. Z punktu widzenia użytkowników niedogodności mieszkań służbowych rosną wraz ze wzrostem bezrobocia, pojawia się obawa przed jednoczesną utratą pracy i mieszkania. Z punktu widzenia pracodawców - dysponentów tych mieszkań - niedogodność wiąże się z trudnością pozbycia się lokatora, z którym stosunek pracy uległ rozwiązaniu. Liczba tych mieszkań będzie więc zapewne ulegać ograniczaniu do przypadków rzeczywiście niezbędnych. 4. Lokatorzy mieszkań w domach prywatnych objętych publiczną gospodarką lokalami. Użyt -3- kują oni swe mieszkania na tych samych warunkach co lokatorzy mieszkań komunalnych, mają przydział i są objęci ochroną, jednak ich sytuacja jest znacznie bardziej konfliktogenna. Właściciele tych domów nierzadko są mniej zamożni od swych lokatorów, wielu brakuje środków i sił, aby osobiście utrzymywać dom w należytym stanie. Zasadne są więc ich zabiegi o urealnienie czynszów. Jednakże po ewentualnym wyjęciu czynszów spod kontroli urzędowej sytuacja może się odwrócić na niekorzyść lokatorów. Wielu właścicieli będzie starało się ustalić czynsze na tak wysokim poziomie, by dotychczasowi lokatorzy wynieśli się i zwolnili mieszkania, na które czekają dzieci i wnuki właścicieli. Rozwiąże to problemy mieszkaniowe jednych rodzin, ale inne postawi w sytuacji "startu od zera" i to bez uprzedniego przygotowania. 5. Użytkownicy mieszkań wynajmowanych na rynku od prywatnych właścicieli, wybierający takie rozwiązanie dobrowolnie i traktujący je jako względnie długofalowe. W krajach Europy zachodniej duża część ludzi w ten właśnie sposób trwale zaspokaja swoje potrzeby mieszkaniowe. W Polsce, ze względu na wysokie rynkowe ceny równowagi i wiele niejasności prawnych, bardzo niewiele osób chce i może zdecydować się na takie rozwiązanie. Warto rozważyć, czy polityka państwa nie mogłaby sprzyjać rozwojowi tej formy, tworząc stosowne gwarancje prawne. Rynek usług wynajmu mieszkań jest już obecnie dobrze zorganizowany, działa tu wiele prywatnych agencji, z ich usług korzystają jednak głównie osoby znajdujące się w przymusowej sytuacji, którym czasowe wynajmowanie mieszkania za sumy równe 1-2 przeciętnym pensjom nie daje poczucia, że mają mieszkanie. 6. Właściciele mieszkań i domów użytkowanych samodzielnie, ewentualnie także przez spokrewnione gospodarstwa domowe. Przeszło 4,5 miliona ludzi jest właścicielami prywatnych domów jednorodzinnych (z tego dwie trzecie mieszka na wsi). Bardzo wiele tych domów zbudowano w tzw. "systemie gospodarczym", kosztem zdrowia i czasu wolnego właściciela, przy znikomym udziale fachowców. Znaczna ich większość nie korzystała nigdy z pomocy finansowej państwa (choć pewna ich część brała kredyty w czasach, kiedy były one jeszcze preferencyjne i korzystała - jak wszyscy – z dopłat do cen energii). Odrębną zbiorowość tworzą tu właściciele wykupionych od państwa mieszkań stanowiących własność hipoteczną - "przybysze" z grupy pierwszej. Obok bardzo zamożnych właścicieli domów o pełnym standardzie występują tu starzy i biedni właściciele domów substandardowych i niszczejących, kwalifikujący się do pomocy społecznej. Ponadto część "średniaków" zubożała w latach kryzysu i ich domom zaczyna grozić dekapitalizacja. Zadawnionym problemem tej grupy jest brak materiałów i usług ułatwiających prawidłową eksploatację domów. Rynek takich materiałów i usług zaczął się ostatnio rozwijać, ale oferta dostosowana jest do potrzeb najzamożniejszych odbiorców, dominuje dążenie do małego obrotu i dużego zysku. 7. Właściciele domów objętych publiczną gospodarką lokalami, w latach czterdziestych i pięćdziesiątych obdarowani przymusowymi sublokatorami. Ich konfliktogenna sytuacja została przed stawiona przy okazji charakterystyki ich lokatorów (grupy czwartej). Warto tu jeszcze dodać, że są to z reguły właściciele domów starych i sami są starzy, jeśli jeszcze schedy po nich nie przejęli spadkobiercy. 8. Właściciele mieszkań i domów prywatnych dobrowolnie wynajmujący część swej powierzchni mieszkalnej lokatorom i czerpiący z tego zyski. Na razie trudno znaleźć "nowych kamieniczników", właścicieli wielomieszkaniowych budynków projektowanych i budowanych z myślą o takim ich przeznaczeniu. Dominują tu raczej ludzie traktujący proceder wynajmowania mieszkania jako dodatkowe -4- i przejściowe źródło dochodów (np. do czasu usamodzielnienia się dzieci); trudno ustalić liczbę takich osób. Ich sytuacja prawna bywa niejasna, często nie płacą podatków i mają poczucie działania na pograniczu prawa. W miarę umacniania się sektora prywatnego w gospodarce i klasy średniej w społeczeństwie, w miarę rezygnacji z administracyjnego narzucania szczególnego trybu najmu, grupa ta będzie coraz bardziej zauważalna. Ewentualna reprywatyzacja przyspieszyłaby ten proces. Państwo musi więc przygotować się do roli mediatora i podmiotu ochrony praw - zarówno praw właścicieli jak i lokatorów. 9. Spółdzielcy, członkowie spółdzielni lokatorskich. Jest ich przeszło półtora miliona. Po roku 1956 i ówczesnych podwyżkach płac reaktywowano spółdzielczą drogę do mieszkania, która - w zamian za wysiłek finansowy - miała szybciej doprowadzić do mieszkania bardziej odpowiadającego indywidualnym preferencjom. Spółdzielnie mieszkaniowe zawiodły oczekiwania. Ich aktywność inwestycyjna była zależna raczej od decyzji centralnego planisty i dyktatu wykonawcy-monopolisty niż od wysiłku finansowego i woli członków spółdzielni. Co gorsza, nierespektowana w nich była zasada jednej kolejki mieszkaniowej. Coraz częściej przeszło połowa nowych mieszkań trafiała do "równiejszych" - do osób spoza kolejki ale uznanych za pożyteczne dla miasta lub dla lokalnych zakładów pracy. Mimo uzasadnionej krytyki pochopne wydają się projekty masowego odchodzenia od form spółdzielczych w mieszkalnictwie. Właśnie teraz, w nowych warunkach politycznych i ekonomicznych, mogłyby one ujawnić swoje zalety; wymaga to jednak reformy prawa spółdzielczego. Do niedawna zaletą spółdzielni lokatorskich - w porównaniu z indywidualnym budownictwem mieszkaniowym - był wysoki udział budżetu państwa w kosztach budowy mieszkań (preferencyjne oprocentowanie kredytów, umorzenia). Lokatorzy otrzymywali te preferencje w zamian za zgodę na ograniczenia towarzyszące lokatorskiemu statusowi mieszkania. Obecnie, z punktu widzenia lokatora, głównym problemem są rosnące stawki opłat eksploatacyjnych (do których - w odróżnieniu od mieszkań komunalnych czy zakładowych - nikt im nie dopłaca). Opłaty te rosną nawet do poziomu równego połowie przeciętnej płacy. Dzieje się tak wskutek:centralnych decyzji o stopniowej likwidacji dopłat do cen energii, - niegospodarności samych spółdzielni. Ten drugi czynnik mobilizuje rosnącą liczbę spółdzielców do sięgania po uprawnienia pozostające dotychczas na papierze (co należy ocenić pozytywnie), jednak wiele przeszkód prawnych, organizacyjnych i ekonomicznych czyni tę walkę o poprawę gospodarności mało skuteczną. Najmniej zarabiający - których jest wielu w spółdzielniach lokatorskich - mają prawo do dodatków mieszkaniowych z pomocy społecznej. Szybki wzrost liczby podań o zasiłki napływających właśnie z tej grupy grozi tym, że niebawem system pomocy mieszkaniowej może okazać się niewydolny. Ich też niepokoją projekty przymusowego wykupu mieszkań lokatorskich i przechodzenia na status spółdzielni własnościowej. Natomiast inni już od dawna chętnie korzystali z możliwości indywidualnego wykupu mieszkań (zwłaszcza w okresach narastania nawisu inflacyjnego), gdyż cenili sobie większą swobodę dysponowania mieszkaniem. 10. Spółdzielcy, członkowie spółdzielni własnościowych. Jest ich około 1,2 miliona. W założeniu miała to być zbiorowość bardziej elitarna niż poprzednia. I rzeczywiście, początkowo ci, którzy mieli więcej pieniędzy, mogli wybierać droższe ale szybciej otrzymywane mieszkania własnościowe. Płacili więcej, ale i tak warunki finansowe były korzystne - kredyt był preferencyjny, a w razie nieko-rzystania z kredytu przysługiwała bonifikata. Obecnie nadal grupę tę cechuje korzystniejsza od przeciętnej struktura zamożności, ale różnice -5- coraz bardziej maleją. Coraz częściej także członkom tej grupy zdarza się (nawet jeśli w momencie wstępowania do spółdzielni własnościowej byli zamożni) ubiegać o pomoc mieszkaniową. Generalnie, grupa ta dzieli większość problemów z członkami spółdzielni lokatorskich, w tym problem szybko rosnących opłat eksploatacyjnych i poczucie braku wpływu na ten wzrost. Spółdzielcze prawo do lokalu członków spółdzielni własnościowych jest pełniejsze niż prawa członków spółdzielni lokatorskich, ale bardziej ograniczone niż prawa właścicieli domów prywatnych. Ostatnio często kwestionuje się, w imię klarowności stosunków własnościowych, celowość utrzymywania tej formy. Pośredni charakter własności spółdzielczej może jednak zostać uznany za zaletę, za cechę poszerzającą repertuar rozwiązań jakimi dysponuje polityka mieszkaniowa. 11. Kredytobiorcy, którzy zaczęli spłacać kredyt mieszkaniowy w ciągu ostatnich trzech lat Jest ich około 200 tysięcy (o tę liczbę należałoby więc pomniejszyć grupy 6, 9 i 10). Grupa ta została wyodrębniona z uwagi na jej szczególnie duże obciążenia finansowe, nieporównywalne z żadną inną grupą. W grupie tej przeważają członkowie lokatorskich i własnościowych spółdzielni mieszkaniowych, którzy otrzymali mieszkania po roku 1989. Są tu także właściciele domów prywatnych, świeżo zbudowanych, poddanych rozbudowie czy modernizacji (bowiem na te cele także przysługiwał kredyt mieszkaniowy). Są to w większości te same osoby, których wkłady na książeczkach mieszkaniowych pochłonęła inflacja, które ponadto natrafiły na skokowy wzrost cen w budownictwie. Członków spółdzielni czekających w kolejce przez wiele lat na mieszkanie zaskoczyła też jednostronna zmiana warunków umów kredytowych zawartych przez banki z ich spółdzielniami. Kredytobiorcom nie stworzono stabilnych i umożliwiających pozbycie się zadłużenia (choćby w odległej perspektywie) warunków obsługi kredytu. W grupie tej obsługa kredytu wraz z opłatami eksploatacyjnymi pochłania co miesiąc kwotę równą przeciętnej płacy, a zadłużenie nieustannie rośnie. Mimo to większość nie ma prawa ubiegać się o dodatki z pomocy społecznej (bo formalnie ich dochody są zbyt wysokie) ani o ulgi podatkowe (bo przysługiwać one będą dopiero tym, którzy zaciągnęli kredyt później, począwszy od roku 1992). Zaliczyć ich zatem wypada do "ofiar okresu przejściowego". Szerzą się wśród nich odmowy płacenia, podatny grunt znajdują tu ruchy protestacyjne. 12. Mieszkańcy domów pomocy społecznej. Na ogół mówi się o tej grupie w kontekście nie polityki mieszkaniowej a usług opiekuńczych. Należy jednak zwrócić uwagę na ścisły związek między rozbudową reprezentujących odpowiedni standard zakładów opiekuńczych dla osób starych, niepełnosprawnych czy obłożnie chorych, a zwalnianiem przez te osoby (przy zachowaniu zasady pełnej dobrowolności) "normalnych" mieszkań, niedostosowanych do ich specyficznych potrzeb ale odpowiednich dla nowych pełnosprawnych mieszkańców. Obecnie tylko część państwowych i niepaństwowych domów pomocy społecznej odpowiada współczesnym wymaganiom i stanowi atrakcyjną alternatywę mieszkania "u siebie". Niewiele jest też spółdzielczych domów i osiedli dostosowanych do potrzeb osób niepełnosprawnych. Reszta domów pozwala tylko na wegetację. Rewizji wymagają też zasady odpłatności za korzystanie z tych domów. Nic więc dziwnego, że ludzie starzy i chorzy kurczowo trzymają się swych mieszkań. * * * Wśród tych, którzy nie mają mieszkania, wyróżnić można (biorąc pod uwagę zabiegi, jakie już podjęli, nadzieje i szanse na zdobycie mieszkania) następujące grupy: -6- 1. Na razie jeszcze niewielka ale ważna jest zbiorowość tych, którzy ze względów finansowych musieli zrezygnować z "wyczekanego" i wreszcie oddanego do użytku mieszkania spółdzielczego. Zaskoczyły ich zmiany sytuacji gospodarczej i polityki kredytowej, zbiegły się w czasie z ich osobistymi kłopotami finansowymi - w efekcie nie udało im się dostać (na ich szczęście lub nieszczęście) nawet do grupy "ofiar kredytu mieszkaniowego". Wzburzenie i poczucie krzywdy jest wśród nich bardzo silne. Nie ma dla nich żadnej innej propozycji niż ta, żeby zaczynać wszystko od początku. 2. Tzw. członkowie oczekujący spółdzielni mieszkaniowych, z dawno zgromadzonym wkładem, mający swój numer na liście a czasem nawet konkretny adres przyszłego mieszkania. Jest ich przeszło 900 tysięcy. Ich także zapewne czeka niepełna waloryzacja wkładów oszczędnościowych, gdyby nadeszła ich kolej, a także wszystkie inne niedogodności dotykające spółdzielców w ostatnich latach. Przede wszystkim jednak zasadne są obawy, że ich kolej nigdy nie nadejdzie, bowiem inwestycje spółdzielcze zamierają. Prawa członków oczekujących są w praktyce ograniczone w porównaniu z prawami mieszkających już członków spółdzielni. Często spółdzielnie przerzucają rozmaite wydatki związane z eksploatacją starych osiedli w koszty nowych inwestycji, przeciwko czemu członkowie oczekujący nie mają możliwości zaprotestować. 3. Osoby zarejestrowane w "zamrażarkach" wojewódzkich i spółdzielczych - posiadacze książeczek mieszkaniowych - o jeszcze mniejszych nadziejach na uzyskanie mieszkania niż poprzednio wymieniona grupa. Jest ich około 1,5 miliona, w tym 68% to osoby pełnoletnie. Jeżeli zrezygnują z kolejki, mogą liczyć - pod pewnymi warunkami - na uzyskanie działki budowlanej na korzystniejszych warunkach oraz na rekompensatę pieniężną pozwalającą wybudować 5 metrów kwadratowych mieszkania. 4. Ci wszyscy, którzy postanowili być aktywni zamiast biernie czekać na mieszkanie spółdzielcze (lub nie mieli na nie szansy, bo np. mieszkają na wsi) i próbują budować dom własnymi siłami. Starają się unikać zaciągania wysoko oprocentowanych kredytów, co bardzo opóźnia (jeśli nie uniemożliwia) zakończenie budowy. Jako inwestorzy napotykają się na rozmaite bariery, związane m.in. z odwlekaniem decyzji lokalizacyjnych i z anachronicznym prawem budowlanym. 5. Bardzo niewielką grupę stanowią ci, których stać będzie we względnie bliskiej przyszłości na zgromadzenie pełnej kwoty (lub przynajmniej kwoty pozwalającej uzyskać w banku bardzo kosztowny kredyt) na zakup mieszkania na rynku. Do niedawna rekrutowali się oni ze zróżnicowanej pod względem społecznym zbiorowości "powracających zza granicy". Obecnie, po zmianie kursu dolara, nie jest już tak łatwo zapracować na mieszkanie za granicą. Gromadzić środki na zakup mieszkania na rynku mogą tylko osoby mające rodziny czerpiące dochody ze średniego i dużego biznesu. Jak dotąd praktycznie brak oferty przedsiębiorców budowlanych budujących mieszkania specjalnie dla nich. Natomiast - paradoksalnie - będą oni korzystać z oferty spółdzielni mieszkaniowych, które zaczynają wyprzedawać na rynku nowo zbudowane mieszkania, które okazały się za drogie dla członków oczekujących. Jest to jednak zjawisko przejściowe. Nadal więc będzie tu dominować wtórny obrót mieszkaniami używanymi. Rynek nieruchomości jest już dość dobrze zorganizowany, konkurują ze sobą liczne profesjonalne agencje, mieszkań jednak od tego nie przybędzie. 6. Część spośród osób nie mających mieszkania ma szanse na otrzymanie mieszkania w spad ku. Przy obecnym tempie wymiany pokoleń spadek najczęściej otrzymują wnuki po dziadkach a nawet pradziadkach. -7- Skala dziedziczenia mieszkań zależy od czynników demograficznych i ekonomiczno-prawnych. Dodatni i nierównomierny w przestrzeni przyrost demograficzny osłabia częstotliwość korzystania z tego sposobu zdobycia mieszkania. Natomiast prywatyzacja mieszkań komunalnych i zakładowych, reprywatyzacja i zwiększenie spłacalności kredytów mieszkaniowych przydadzą jej znaczenia. Gdy w pokoleniu dziadków wzrośnie udział właścicieli, zaspokajanie potrzeb mieszkaniowych młodego pokolenia częściej będzie mogło odbywać się w obrębie rodziny, bez pośrednictwa instytucji państwowych i rynku. Trzeba z tego punktu widzenia ocenić obecnie obowiązujące prawo spadkowe. Osobną sprawą jest aktualna sytuacja osób pozbawionych własnego mieszkania. Ona przesądza o tym, czy ludzie czekają na własne mieszkanie w warunkach umożliwiających wypoczynek, życie rodzinne, pracę i oszczędzanie na własne mieszkanie, czy też warunki te urągają wszelkim minimalnym standardom i pogarszają szanse wyjścia "z dołka". Wymieńmy tu tylko takie, wymagające bliższego przyjrzenia się, sytuacje: - wspólne zamieszkiwanie rodzin młodych i w średnim wieku z rodzinami pochodzenia; mieszka się wtedy za darmo, często przy okazji korzystając z pieniężnej pomocy rodziców a także z ich usług. Czasem można to uznać za sytuację względnie komfortową, choć podtrzymującą infantylizm młodego pokolenia. Częściej, w ciasnych mieszkaniach, jest to sytuacja konfliktowa. Każda taka rodzina stanowi obciążenie dla innej rodziny, formalnie mającej mieszkanie ale czującej się w nim mniej "u siebie"; - wynajmowanie mieszkania (pokoju) na komercyjnym rynku usług mieszkaniowych. Jak to już podkreślano, rozwiązanie to stosowane na dłuższą metę rujnuje finansowo i uniemożliwia jednoczesne gromadzenie środków na własne mieszkanie; - czasowe zamieszkiwanie osób stanu wolnego i rodzin w domach studenckich i hotelach pracowniczych (hotelach robotniczych należących do przedsiębiorstw produkcyjnych, hotelach asystenckich przy uczelniach, hotelach dla pielęgniarek itp.; dawniej także na kwaterach prywatnych opłacanych przez zakłady pracy). Dla wielu to, co miało być przejściowe, stawało się sposobem na życie, często o cechach patologicznych. Np., zasadne jest traktowanie hoteli robotniczych - w których w końcu lat osiemdziesiątych mieszkało blisko 400 tysięcy osób - jako wylęgarni pijaństwa i alkoholizmu. Ostatnio rysują się tu dwie tendencje: - likwidacji hoteli robotniczych w związku z redukcją nadmiernego zatrudnienia (wskutek czego może się nasilić zjawisko bezdomności), - komercjalizacji zasad korzystania z tych placówek; w efekcie mogą one stać się droższe niż skromne pokoje wynajmowane "na mieście". - na zakończenie trzeba wreszcie wymienić zjawiska patologiczne lub będące reakcją na patologię: nielegalne zajmowanie cudzych mieszkań (polscy "squattersi"), baraki dla wyeksmitowanych, schroniska dla bezdomnych (dla tych bezdomnych, u których wystąpił zespół cech prowadzących do zerwania wszelkich więzi społecznych; brak mieszkania jest tylko jednym i to nie najważniejszym problemem tych ludzi, jednak dla ich resocjalizacji niezbędne jest uzyskanie jakiegoś lokum). LITERATURA Wydawnictwa Instytutu Gospodarki Mieszkaniowej w Warszawie: 1. Społeczne problemy mieszkalnictwa, 1990 2. Strefy niedostatku i nędzy mieszkaniowej w Polsce, 1990 -8- 3. J. Korniłowicz, Prywatyzacja gospodarki zasobami mieszkaniowymi, 1991 4. Z. Sztajerwald, Ceny kupna-sprzedaży mieszkań i działek budowlanych oraz opłaty z tytułu podnajmu lokali mieszkalnych w obrocie prywatnym w latach 1990-1991,1991 5. H. Kulesza, Obciążenie wydatkami na mieszkania różnych grup ludności, 1992 6. H. Kulesza, Spółdzielczość mieszkaniowa w okresie przekształceń społeczno-gospodarczych kraju (materiał na konferencję "Kierunki przemian w gospodarce mieszkaniowej", kwiecień 1992) 7. H. Kulesza, L. Kazana, Ocena funkcjonowania pomocy socjalnej na mieszkania w wybranych miastach. Badania terenowe, 1992 8. E. Zaleska, Preferencje społeczne w zakresie przekształceń własności i zarządu czynszowych zasobów mieszkaniowych, 1992 9. B. Uchman, Kształtowanie się cen budynków wielorodzinnych i ich wpływ na poziom opłat za mieszkania, 1992 10. M. Sochacki, Szacunek potrzeb mieszkaniowych Polski i stopnia ich zaspokojenia do 2020 roku, 1992 11. H. Hajduk, Strategia reformowania gospodarki mieszkaniowej (materiał na konferencję "Kierunki przemian w gospodarce mieszkaniowej", kwiecień 1992) 12. J. Korniłowicz, Propozycja zmian w gospodarowaniu zasobami mieszkaniowymi (materiał na konferencję "Kierunki przemian w gospodarce mieszkaniowej", kwiecień 1992) Uwagi o podejściu do rozwiązywania problemów mieszkaniowych Dla budżetu państwa i budżetów terenowych, dla właścicieli budynków i dla banków, "problem mieszkaniowy" w najbardziej powierzchownym ujęciu zaczyna się wówczas, gdy do mieszkań i ich lokatorów trzeba dopłacać, mieszkańcy nie wywiązują się ze swoich zobowiązań finansowych lub domagają się realizacji obietnic z dawnych lat. Nie oznacza to jednak, że wraz z likwidacją dopłat, wyegzekwowaniem należności i anulowaniem obietnic kłopoty się skończą. Powiązania sytuacji mieszkaniowej ze wszystkimi sferami życia społecznego, ekonomicznego i politycznego są na to zbyt silne. Dla ludzi i ich rodzin "problem mieszkaniowy" może przybierać jedną (lub kilka naraz) z następujących form: - mieszkanie jest za małe (w stosunku do wielkości rodziny, w stosunku do wymagań wynikających z funkcji zawodowych czy społecznych, w stosunku do aspiracji), - mieszkanie ma zbyt niski standard (w stosunku do norm ogólnie przyjętych - tzw. "standardu współczesnego, lub w stosunku do szczególnych wymagań zdrowotnych - np. tzw. "bariery architektoniczne" dla osób niepełnosprawnych), - mieszkanie jest źle zlokalizowane (ze względu na dojazdy do pracy i do szkoły, ze względu na negatywnie oceniane otoczenie - np. zatrute, zdewastowane, zaniedbane czy patologiczne, a czasem ze względu na prestiż dzielnicy niedostosowany do pozycji społecznej mieszkańca), - mieszkanie jest za drogie (przy czym istotne jest, czy jest ono za drogie, bo jest "ponad stan", ponad niezbędne potrzeby danej rodziny, czy też jest ono za drogie pomimo ciasnoty, sub-standardu i złej lokalizacji), - mieszkanie ma niepożądany status prawny (np. wiąże z pracodawcą, "przywiązuje do miejsca", daje za mało uprawnień do sprzedaży, wynajmu, zamiany, dziedziczenia itp; albo daje zbędne uprawnienia, które mogą nawet stać się ciężarem, gdyż wynikają z nich obowiązki, np. obowiązek utrzymania budynku czy obsługi lokatorów), -9- - brak mieszkania (co w większości przypadków nie oznacza dosłownie braku dachu nad głową, ale najczęściej oznacza tkwienie w sytuacji tymczasowej albo wiecznej prowizorki, skrajnie niedogodnej dla pozbawionych mieszkania i dla tych, którzy udzielili im schronienia). Wszystkie te sytuacje wywołują napięcia, które - gdy polityka mieszkaniowa stworzy odpowiednie warunki - przekształcają się w pozytywne motywacje do oszczędzania, zarabiania, budowania itd. Natomiast, gdy niewiele lub zgoła nic od ludzi nie zależy, napięcia te przekształcają się w stany apatii, frustracji i agresji. Stąd wielka odpowiedzialność spoczywająca na twórcach programów mieszkaniowych (lub na winowajcach zaniechania tworzenia takich programów). Potrzeby mieszkaniowe odczuwane są szczególnie silnie, wpływ ich zaspokojenia na życie rodzinne, aktywność ekonomiczną i jej efektywność jest nieporównywalny z żadnym innym, jest obiektywny i wymierny. Blokady zaspokojenia dążeń mieszkaniowych mogą rozregulować cały mechanizm życia społecznego. Nawet jeśli ludzie popadną w rezygnację i oswoją się ze swoją nędzą mieszkaniową, złe warunki mieszkaniowe "same w sobie" oddziałują negatywnie na ich ogólną kondycję. Osoby gorzej wykształcone, pracownicy fizyczni, ludzie biedni częściej mają zaniżone aspiracje mieszkaniowe, ich "problem mieszkaniowy" staje się utajony ale nie mniej przez to poważny. * * * Dla niektórych osób zabierających publicznie głos na tematy mieszkaniowe recepta jest prosta: tak należy sterować procesami zamian i budowy mieszkań, aby wszyscy dostosowali swe warunki mieszkaniowe do osiąganych przez siebie dochodów. Zasada "budować dla tych, którzy mają pieniądze a nie dla tych, którzy mają potrzeby" ma łączyć słuszność ideologiczną ("czas zerwać z nadopiekuńczością państwa i roszczeniowością obywateli") i skuteczność ekonomiczną ("będzie im bardziej zależało na zarobkach i staną się wreszcie pracowici", "wybiorą tańszych wykonawców i obniżą koszty budowy"). Jednakże bliższe przyjrzenie się obiektywnej sytuacji a także nastrojom i zachowaniom społecznym nie daje podstaw do uznania tej recepty za trafną. Wysiłek ekonomiczny towarzyszący zdobywaniu mieszkania bywa już obecnie tak duży, że aż nierealny (przeciętne mieszkanie kosztuje już kilkanaście przeciętnych rocznych pensji). Wizja społeczeństwa złożonego z masy gnieżdżącej się w przeludnionych mieszkaniach i mniejszości żyjącej w luksusie mieszkaniowym nie miałaby żadnych szans na szeroką akceptację. Należy więc odrzucić dwie skrajne zasady: - zasadę zależności warunków mieszkaniowych wyłącznie od możliwości finansowych rodzin, - zasadę zależności warunków mieszkaniowych wyłącznie od potrzeb rodzin. Konieczne jest przyjęcie i skonkretyzowanie zasady kompromisu między potrzebami i możliwościami rodzin (wg sformułowania Z. Durczoka). Kluczową kategorią staje się wówczas "minimum mieszkaniowe", którego treść powinna zostać wynegocjowana, m. in. na forum parlamentarnym. Minimum to powinno uwzględniać zarówno najżywotniejsze potrzeby rodzin (schronienie, bezpieczeństwo, wychowanie dzieci, opieka nad niepełnosprawnymi) jak i najżywotniejsze interesy publiczne (mieszkanie to czynnik kształtujący jakość siły roboczej i procesy na rynku pracy, bywa także przedmiotem niepokojów społecznych itd.). Nieprzypadkowo w wielu krajach zachodnich państwo udziela rodzinom pomocy mieszkaniowej pod warunkiem, że zajmują one mieszkania nie gorsze niż uznane za niezbędne. Dowodzi to zrozumienia dla zagrożeń, jakie mogłyby wyniknąć dla państwa z niezaspokojenia elementarnych potrzeb mieszkaniowych przez obywateli. Zanim podejmie się jakąkolwiek decyzję obciążającą budżety domowe nowymi wydatkami, trzeba poznać aktualną i przyszłą kondycję tych gospodarstw; nie można przy tym poprzestawać jedynie na - 10 - optymistycznych wariantach prognostycznych. Trzeba dokładnie wiedzieć, jakie są możliwości manewru w różnych gospodarstwach domowych, jaki "fundusz mieszkaniowy" są one w stanie wygospodarować po zaspokojeniu innych" niemieszkaniowych" potrzeb związanych z koniecznością przeżycia na poziomie minimum fizjologicznego (dającego się względnie obiektywnie ustalić) i na poziomie minimum socjalnego (aktualnie wynegocjowanego poziomu życia uznanego w danym społeczeństwie za nie uwłaczający godności człowieka). W ramach monitoringu mieszkaniowego konieczne jest więc ciągłe badanie, jaka część rodzin nie osiąga minimalnych norm spożycia - nie tylko "ogólnego" minimum socjalnego ale także w rozbiciu na minima "mieszkaniowe" i "pozostałe". Konieczne jest też symulowanie wpływu rozważanych posunięć polityki mieszkaniowej na spadanie rodzin poniżej (lub dźwiganie się powyżej) wszystkich tych minimów. Następnie należy podjąć decyzję, w jakim stopniu i w jaki sposób państwo miałoby brać na siebie odpowiedzialność za zapewnianie rodzinom minimum mieszkaniowego. Pożądane jest tu zróżnicowanie form - od "dawania" po "stwarzanie szans", zależnie od aktualnej i przewidywanej kondycji poszczególnych grup. Aspiracje sięgające powyżej poziomu minimum mogą i powinny mobilizować ich posiadaczy do wzmożonej aktywności ekonomicznej - oczywiście pod warunkiem, że ten dodatkowy wysiłek będzie wykonalny i opłacalny. Zagwarantować to powinna ogólna polityka ekonomiczna i "szczegółowa" polityka mieszkaniowa państwa. - 11 -