Czytaj

Transkrypt

Czytaj
Zjazd absolwentów
Autor: Daisy
- Droga młodzieży ... – do kanciapy Kryminalnych z niespodziewaną wizytą wpadł inspektor.
Nie wiadomo skąd na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Cała trójka popatrzyła na siebie
ze zdziwieniem, myśląc „Idiota? Zamordowali kogoś, a on się cieszy, jak głupi do sera.” No
ale nic. Odłożyli długopisy, przerywając wcześniejsze wypełnianie akt i zwrócili się ku niemu
z uwagą. – Właśnie otrzymałem faks ze Szkoły Oficerskiej w Szczytnie.
- Zamordowali kogoś z naszych? – zapytał niespodziewanie komisarz, wychodząc zza
swojego biurka. – W szkole?
- Adasiu daj mi skończyć, bardzo Cię proszę! .. Nikogo nie zamordowali! Po prostu ... –
Grodzki przetarł ręce. – Szykuje się zjazd absolwentów czterech roczników.
- To ja chyba odpadam! – odburknął Zawada i wrócił do swojego gabineciku
- Dzieciaki ... pakujecie się i w piątek stawiacie o 16 w Szczytnie. – podał im dwa
zaproszenia, poczym odwrócił się na pięcie i wesoło podśpiewując tego dnia, nie wiadomo z
jakich przyczyn, wyszedł.
- Zjazd absolwentów? – zapytali równocześnie, łapiąc za koperty i w tempie
natychmiastowym czytając. – Brodecki który ty jesteś rocznik, co? – dodała pytająco Storosz,
jakby do samej siebie.
- A ty? – odburknął – I niby mamy jechać tam razem? – zapytał z ironią, żeby się troszkę
podroczyć. Uwielbiał, kiedy się denerwuje. Miała wtedy w oczach takie małe iskierki.
- Dziękuję Ci bardzo, wiesz? ... Skoro tak stawiasz sprawę, to jedź sobie sam, a ja ... a ja ...
pojadę pociągiem! – wstała i wyszła, rzucając krótko do Zawady, że idzie po kawę.
- Ale Baśka ... Baśka! – krzyknął za nią, ale on jednym słowem go olała i nawet się nie
odwróciła. – Przecież żartowałem? ...
W piątek, w samo południe przed Komendą zaparkowała srebrna Toyota z podkomisarzem w
środku. Marek wsłuchując się w kolejne piosenki lecące z radia i lekko postukując palcami o
kierownicę, wyczekiwał swojej koleżanki, której poprzedniego wieczora zakomunikował, że
nie obchodzą go jej fochy i ma stawić się o ustalonej godzinie.
- Storosz ... ja Cię chyba kiedyś zabiję! Głupia baba ... – kilkanaście minut po dwunastej,
kiedy po jego koleżance nie było śladu, wyjął z kieszeni telefon i wykręcił do niej numer.
Zdenerwowany, słysząc „Abonent czasowo niedostępny” i nie chcąc tracić więcej czasu,
przekręcił kluczyk w stacyjce i odjechał ...
Trzy godziny później przejechał tabliczkę z napisem „Szczytno Wita”. Uśmiechając się do
siebie, skręcił w jedną z bocznych uliczek prowadzących do Szkoły. Z każdym metrem
powracały wspomnienia z tamtego okresu, a zanikały związane z „kłótnią” i jego
przyjaciółką. Zaparkował na parkingu, gdzie kręciło się już mnóstwo osób. Wysiadł, rozejrzał
się i już miał iść w stronę wejścia, kiedy usłyszał swoje imię. Odwrócił się i zobaczył ...
dwóch, mniej-więcej w jego wieku mężczyzn. Jeden blondyn, dość wysoki, a drugi niższy
brunet.
- Marek! – krzyknęli równocześnie, rzucając się w objęcia przyjaciela. – Dobrze, że jesteś!
Jeszcze tylko Justyna, Agnieszka i nasza paczka wreszcie w komplecie ...
- Czyli zaliczamy dzisiaj wszystkie nasze miejsca w okolicy? – podkomisarz szturchnął Pawła
i Rafała, poczym cała trójka wybuchła gromkim śmiechem. – Jak, ja tu dawno nie byłem! –
kiedy tak stali, przyglądając się budynkowi szkoły, na parking, z piskiem opon wjechała
czarna Toyota, parkując zaraz obok samochodu podkomisarza. Chłopcy słysząc to,
momentalnie się odwrócili. Brodeckiemu od razu znikł uśmiech z twarzy, poznając owy
samochód i jego kierowcę, za to jego kolegom, widząc wysiadającą kobietę ....
- Kto to był? – zapytali równocześnie, gdy przeszła obok nich. Włosy upięte, lekki makijaż,
bluzka na ramiączka spod której wystawał koronkowy, czarny stanik, jeansy i japonki.
Uśmiechnęła się szelmowsko, udając, że w żadnym stopniu nie zna Brodeckiego i
przekroczyła próg szkoły.
Godzinę później, nie czekając już na nikogo, wszyscy absolwenci zostali serdecznie
przywitani gromkimi oklaskami oraz przemową nadinspektora Matuszewicza, głównego
komendanta uchodzącego tu za rektora Wyższej Szkoły.
Podkomisarze stali w przeciwnych końcach sali, jak najdalej od siebie. Każde z nich otoczone
przez grupkę swoich przyjaciół, nie mogło jednak powstrzymać się przed ukradkowymi, niby
przypadkowymi, spojrzeniami w kierunku tego drugiego.
Po nudnawym początku, grupkami rozeszli w swoje strony. Basia z kolegami i jedną
koleżanką wyskoczyli na strzelnicę, powspominać stare czasu, kiedy byli jeszcze młodzi i
głupi, a Marek z paczką na miasto, gdzie mieli w zwyczaju przebywać każdego wieczoru.
- Noo ... nasza mała Basieńka wylądowała w Warszawie u sławnego komisarza Zawady! Kto
by pomyślał! – zażartował Radek, jej przyjaciel, wysoki brunet, któremu zdarzało jej się
czasami zwierzać.
- Radek! – Marta, koleżanka z którą dzieliła pokój, skarciła go, karcącym spojrzeniem. Obie,
kiedy tylko mogły, broniły się przez chłopakami, którzy na każdym kroku starali się im
dokuczać. – Lepiej niech powie jak tam jej jest! Zakochałaś się w jakimś przystojnym
warszawiaku? Bo u mnie w tym Szczecinie to same gamonie.
- Ej, a ja? – zapytał z oburzeniem Kamil, z którym pracowała od roku. Wszyscy wybuchli
śmiechem.
- U mnie nic się nie zmieniło! – uśmiechnęła się – Nikogo nie ma i na pewno nie będzie! A
poza tym w Warszawie, jak w Warszawie. Morderstwa, gwałty i pakowanie się w kłopoty ... –
zachichotała, przypominając sobie kilka sytuacji, z których ratowali ją jej współpracownicy.
Marek tymczasem siedział w jakiejś knajpie z przyjaciółmi, popijając piwko. Cała ich grupa
nie przestawał się w ogóle śmiać. Barman zaczął się nawet zastanawiać, czy nie rozniosą mu
interesu.
- Marek a pamiętasz ... – Justyna zbliżyła się do Brodeckiego i wyszeptała mu coś do ucha.
Na jego twarzy natychmiast pojawił się głupi uśmieszek. – To były czasy ... – stwierdziła już
głośno, opierając głowę na jego ramieniu.
- Justynko ... – Paweł pogroził jej palcem. – Myślałem, że już wygrzeczniałaś. Czy ty czasem
nie masz męża?
- A czy ty zawsze musisz psuć mi humor? ... Już nie mam! – wyciągnęła ku niemu serdeczny
palec, pokazując puste miejsce po obrączce. – Jestem wolna, jak ptak! Dlatego ... – słysząc
piosenkę, dochodzącą z końca pomieszczenia, z głośników, wyciągnęła podkomisarza na
środek parkietu, – Nie chcę tracić życia!
- Justa ... Justyna .... – Marek próbował jakoś wywinąć się od tańczenia, ale bez większego
rezultatu.
- Oj ta nasza Justynka! Tylko jedno jej w głowie .... albo jeden! – wszyscy, oprócz Rafała
wybuchli kolejnym śmiechem, patrząc na wywijających znajomych. – Rafałku, a Tobie co? –
Agnieszka zamachała mu ręką przed oczami
- A Rafałek chyba zaczął wierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia! – Paweł kolejny raz już
dzisiaj zażartował, pokazując koleżance dziewczynę, która właśnie stanęła w drzwiach
knajpy, a za nią kilka innych osób. – Rafał! - wrzasnął
- Co tak krzyczycie? – zapytał Brodecki, pojawiając się z powrotem przy stole
- Marek pamiętasz dziewczynę z parkingu? ... Chyba właśnie się pojawiła, a Rafał wpadł po
same uszy.
- Jaką dziewczynę? Gdzie? – Marek podążył za wskazującym palcem kolegi i ujrzał drugi raz
znajomą twarzyczkę. Siedziała przy barze ze znajomymi, rozmawiała, śmiała się, ale to nie to
przykuło najbardziej jego uwagę. Przejeżdżając po niej wzrokiem od góry, do doły
wybałuszył na nią oczy. Odkąd widział ją ostatni raz, zdążyła przebrać się w czarną bluzkę z
odkrytymi plecami, obcisłe, materiałowe spodnie do łydek i wygodne adidasy. Nie wierzył,
nie dochodziło do niego, że to ta sama Barbara Storosz, z którą ma zaszczyt pracować. Na co
dzień bojówki, jakaś luźna bluzeczka, a teraz?
- Marek nie mów, że teraz i Ciebie wzięło? – zapytał Paweł, również nie odrywając od niej
oczu. – Przyznaje, jest nawet ładna, ale dziewczyna, jak dziewczyna.
- Paweł zamknij się w końcu! – krzyknęli równocześnie Marek z Rafałem.
Marek starał się na nią nie patrzeć, ale jego oczy cały czas błądziły w tamtym kierunku. Nie
mógł przeboleć, że bawi się świetnie bez niego i Adama. Ich wspólne wypady do Lucynki w
tej chwili wzięły w łeb. Jeszcze do tego jakiś goguś ją obejmował ręką i szeptał coś do ucha.
Największą ochotą było teraz opuszczenie klubu, ale z drugiej strony nie wypadało.
Przyjechał na zjazd absolwentów, spotkał przyjaciół ... obiecał, że spróbuje pohamować złość,
jaka się w nim narodziła, a której w zupełności nie rozumiał. Przecież Storosz była tylko jego
koleżanką, przyjaciółką, niczym więcej. Nie wyobrażał sobie nawet stałego związku z nią. Z
zamyślenia wybudził go dopiero Paweł, który nagle pojawił się z kimś przy stoliku, pomijając
fakt, że Brodecki nawet nie zauważył, kiedy odszedł. Podniósł głowę do góry i zobaczył
przed sobą uśmiechniętą Baśkę. Jak się okazało jego kolega zna Kamila, jej znajomego i nie
omieszkał zaprosić ich do stolika.
- Cześć! ... Baśka! – podkomisarz wyciągnęła ku Brodeckiemu rękę, ledwo powstrzymując
śmiech. Mrugnęła do niego oczkiem, żeby nie przerywał tej zabawy, która się między nimi
narodziła od momentu kłótni w Warszawie. – Czystą mam rękę! – rzuciła, kiedy nie
zareagował
- Hej! Marek Brodecki! – odwzajemnił uścisk, robiąc przy okazji miejsce obok siebie. –
Siadaj!
- Dzięki!
- Marek ... – podkomisarz usłyszał dziwny szept z drugiej strony. Głos niewątpliwie należał
do jego kolegi Rafała, który wlepiał swoje ślepia w Storosz. – Zamienisz się ze mną
miejscami?
I w tym momencie zabawa dopiero się rozkręciła. Wszyscy rozmawiali ze sobą, jak starzy
znajomi, nie przypuszczając nawet, że dopiero się poznali. Marek zacięcie dyskutował z
Martą, koleżanką Baśki, a ona sama z Rafałem, któremu wreszcie udało się zamienić z nią
słowo. Chłopak cały czas jeździł po niej wzrokiem, zatrzymując go tam, gdzie z pewnością
nie powinien. Storosz czując na sobie spojrzenie Marka, podniosła się nagle i bez słowa
wyciągnęła jego kolegę na parkiet, gdzie w tym momencie leciała jakaś wolna piosenka ...
Marta przez cały czas mówiła do Marka, ale on? On z każdą sekundą piosenki wyłączał się od
otaczającego go świata. Nie słyszał ani głosów przyjaciół, ani słów piosenki. Widział tylko
jedną, tańczącą parę na parkiecie. Basię i Rafała, którzy przytuleni kołysali się w rytm
muzyki. Wściekłość rosła z każdym coraz niższym ruchem ręki kolegi, po jej ciele. Wpierw
delikatnie gładził jej skórę na plecach, a następnie po biodrach.
- I jak się tańczyło? – zachichotał Paweł, patrząc na Baśkę i rozpromienionego Rafała. Te
słowa przebudziły z letargu również Brodeckiego. Odwrócił głowę i spojrzał na siedzącą
obok niego Storosz. Uśmiechała się i popijała kolejną lampkę Martini.
- Musiałaś się tak do niego kleić? – wyszeptał jej dyskretnie do ucha. – Jesteś na zjeździe, a
nie randce, więc się opanuj. To mój kolega! – dodał między kolejnymi łykami piwa.
- Nie rozumiem? – spojrzała na niego dziwnie – Jesteś zazdrosny? ... Nie martw się, już go
nie tknę! Możesz go sobie wziąć! – rzuciła, wstając i kierując się w kierunku damskiej
toalety. Brodecki powiódł za nią wzrokiem, mocno zaciskając pięść na kuflu. Ta dziewczyna
z każdym słowem, ruchem, doprowadzała go z jednej strony do szału, a z drugiej do totalnego
podniecenia. Baśka nie była już dla niego zwykłą Baśką od wypełniania papierków i parzenia
kawy. Nie sądził, że w ciągu jednego popołudnia jego zdanie na temat przyjaciółki może się
aż tak diametralnie zmienić. Nie zważając na to, co mówią do niego inni, wstał i podążył za
nią. Z lekkim wahaniem na początku wkroczył do damskiej łazienki niczym się nie
przejmując. Na szczęście w środku była tylko podkomisarz. Stała przed lustrem obok
umywalek i poprawiała makijaż ...
- Brodecki ... – zobaczyła jego odbicie w lustrze, ale nie przeszkadzając sobie nawet,
kontynuowała nakładanie pudru. – Zmieniasz płeć? Męski obok!
- Przestałabyś się w końcu wygłupiać, co? – stanął obok niej, podpierając się na umywalce. –
W co ty grasz? Co ty w ogóle robisz i co ty masz na sobie? – zlustrował ją tym razem
dokładniej. – Wszystko Ci widać!
- Nic Ci do tego ... powinieneś się cieszyć, że udaję, że Cię nie znam! – przekręciła lekko
główkę, żeby na niego spojrzeć. I tym razem wydawał jej się przystojniejszy. Ta seksowna,
biała koszula, czarne spodnie ... – Baśka przestań! – powiedziała głośno, przegryzając dolną
wargę, nie mając zielonego pojęcia, co się z nią dzieje.
- Słucham? – jego wzrok nie wróżył nic dobrego. Patrzył na nią, jak na idiotkę, nie mając
pojęcia o co jej chodzi i o czym mówi, czy myśli. Ona dopiero po chwili się ocknęła.
- Wiesz co? Odwal się! – rzuciła i zostawiając go samego, wyszła ...
Brodecki odprowadził ją wzrokiem, poczym odwrócił się i podpierając na rękach o
umywalkę, spuścił głowę, przymykając oczy. – Co się z tobą dzieje? – karcił się w myślach,
że nie może zapanować nad swoim ciałem w jej obecności. Nawet w tej chwili miał ją przed
oczami, jej oczy, uśmiech. Uśmiechnął się i uderzając leciutko w lustro, wyszedł z łazienki ...
już miał siadać przy stoliku, kiedy ponownie zobaczył tańczących przyjaciół, Baśkę i Rafała,
którzy używali sobie w najlepsze. Baśka szeptała mu coś do ucha, a on błądził rękoma po jej
plecach i pośladkach.
- Chyba przypadli sobie do gustu! – usłyszał za sobą głos Pawła. Przewrócił oczami,
odwracając się w jego stronę. – No co? – zapytał, wzruszając ramionami
- Po moim trupie! – przejechał palcem po szyi i nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń
podszedł do tańczącej pary. – Rafał ... – złapał go za rękę i odciągnął na bok. – Przepraszam,
ale muszę z nią porozmawiać. – rzucił i złapał Storosz w pasie, bardzo mocno do siebie
przyciągając. Tak, że jęknęła, czując jego dotyk.
- Puść mnie! – powiedziała stanowczo, ale on nawet nie zareagował. Zaczęła się z nim
szamotać, aż podszedł do nich zdenerwowany Rafał, nie mogąc patrzeć na to, co wyprawia
jego przyjaciel. Odepchnął go od niej i z całej siły uderzył w twarz. Brodecki zatoczył się po
podłodze i złapał się na nos, z którego poleciała strużka krwi.
- Rafał ... – Baśka krzyknęła w jego stronę. – Marek nic Ci nie jest? – podeszła do niego, ale
on tylko zdążył ją odtrącić i pod wpływem zdenerwowania, zapominając, że Rafał jest jego
dobrym kumplem, poszedł w jego stronę i nawet się nie wahając, uderzył go z pięści tak, że
wylądował na stole.
- K***a! – Rafał podniósł się i ponownie zamierzył się z pięścią na Brodeckiego, kiedy
między oba panami stanęła Basia. Patrzyła na nich na zmianę, najpierw na jednego, potem na
drugiego.
- Możecie przestać? – krzyknęła – Nie spodziewałam się tego po tobie ... – powiedziała do
Marka, grożąc mu przy tym palcem i zapominając o tym, że przy swoich znajomych w ogóle
się nie znają. – Co Cię w ogóle opętało, co? Myślałam, że ...
- No co? ... – przerwał jej. - Lepiej spójrz na siebie! Wyglądasz, jak ostatnia lafirynda i
pozwalasz mu się obmacywać, gdzie popadnie. – Baśka nie wytrzymała. Rzucając mu
złowrogie spojrzenie, zabrała swoje rzeczy i wyszła z lokalu.
Dochodził późny wieczór. Każdy siedział w swoim pokoju, modląc się, żeby ten zjazd, który
dla niektórych okazał się niewypałem, wreszcie się skończył. Marek leżąc na łóżku, z ręką
opartą o czoło i wpatrując się w pożółkłą plamę na suficie, usłyszał pukanie. Uniósł głowę,
myśląc, że coś mu się przesłyszało .... ale nie. Drzwi ustąpiły, a podkomisarz zobaczył
zaglądającego do środka Rafała. Miał potargane włosy i niezłą śliwę pod okiem.
- Cześć! – zagadał – Możemy porozmawiać? – zapytał, przekraczając próg pokoju. Marek
podniósł się do pozycji siedzącej i zaprosił go gestem ręki dalej. – Chciałem Cię przeprosić. –
usiadł na krześle
- Wiesz co? – zachichotał Brodecki – Chyba pierwszy raz się pobiliśmy o babę! I to o Baśkę!
– pokręcił głową
- Marek? Mam jeszcze jedno pytanie! Czy ...
- Znaliśmy się wcześniej! ... Razem z Baśką pracujemy w Warszawie od ponad trzech lat.
Mieliśmy przyjechać tu razem, ale pokłóciliśmy się przed wyjazdem. Uparciuch!
Powiedziała, że ze mną nie jedzie i już. – zaśmiał się
- Ale coś was łączy? ... Nie zdenerwowałbyś się chyba, gdyby ....
- Jesteśmy tylko i wyłącznie przyjaciółmi! ... Nie wiem, co mnie opętało, ale ... – w tym
momencie drzwi od jego pokoju ponownie się otworzyły, ale tym razem z wielkim hukiem,
uderzając o szafę. Do środka wpadła zdenerwowana podkomisarz. Po rozmowie z Martą,
postanowiła to wszystko z nim wyjaśnić. Przystanęła i zaczęła się przyglądać obu panom.
- Brodecki mamy do pogadania .... – prawie krzyknęła – A ty? – przerzuciła wzrok na Rafała
– Spadaj!
- Słucham? – spojrzał na nią spod byka.
- Głuchy jesteś? ... Spadaj, bo muszę z nim porozmawiać! – Rafał lekko przerażony,
momentalnie wstał i wyszedł, zamykając za są drzwi. – No to teraz mnie posłuchasz ...
- Nie mam zamiaru o niczym z tobą rozmawiać! – Brodecki chciał się podnieść, ale poczuł,
jak upada z powrotem na łóżko, a to za sprawą jej dłoni. – Poza tym chyba nie mamy o czym,
więc daruj sobie.
- O nie, nie, nie! - pomachała mu palcem przed oczami. – Właśnie, że mamy! ... – odwróciła
się na chwilę, żeby zebrać myśli, poczym ponownie na niego spojrzała. – W ogóle nie
rozumiem twojego zachowania! Co ty sobie do cholery myślisz, co? Czy ktoś Cię prosił o
pakowanie się z buciorami w moje życie? Co ty ode mnie chcesz? Dlaczego to robisz? ... To
moje życie, jestem już dużą dziewczynką i potrafię o sobie decydować, rozumiesz? –
Brodecki nic nie odpowiedział. – No! Cieszę się, że się rozumiemy i najlepiej do końca
zjazdu omijamy się szerokim łukiem, bo mam już dosyć kłótni! – odwróciła się na pięcie z
zamiarem opuszczenia jego pokoju, kiedy poczuła na ramionach jego dłonie. Odwrócił ją do
siebie i skierował wzrok na jej oczy.
- Teraz ty mnie posłuchaj ... – powiedział całkiem spokojnie. – Nie obchodzi mnie, co sobie w
tej chwili o mnie myślisz. Choć Rafał jest moim przyjacielem, to ponownie bym mu
przywalił. Za to, jak na Ciebie patrzy i jak Cię dotyka, rozumiesz? ...
- Brodecki ... – głos jej zadrżał. Zdenerwowanie minęło. Przyglądała mu się z uwagą, nie
dowierzając w to, co usłyszała. Przymknęła oczy. – Co ty pieprzysz? – delikatnie się
uśmiechnęła
- Może i pieprze głupoty, ale to prawda. To ja powinienem tak na Ciebie patrzeć, ja
powinienem .....yhm .... – odchrząknął. – Kłamałem wtedy! Wyglądasz ślicznie w tym stroju!
Widząc Cię w bojówkach, nie myślałem nigdy, że jesteś tak cholernie seksowną kobietą. –
odgarnął jej opadające włosy z czoła. – Rozumiesz? – Storosz przełknęła ślinę, lekko
przytakując.
- I co teraz? – zapytała głosem małej dziewczynki, która zdążyła już coś przeskrobać.
- Wysłuchałaś mnie, więc właściwie .... – puścił ją – Możesz już iść! – odwrócił się i podszedł
do okna.
- A nie pocałujesz mnie?
Brodecki słysząc pytanie Basi, podparł się na rękach o parapet i szeroko uśmiechnął tak, że
ona tego nie widziała. Pokręcił głową przymykając oczy, jakby niedowierzając w to, co przed
chwilą jej powiedział, co ona powiedziała. Wiedział tylko, że to prawda. Nie zniósłby przy
niej innego mężczyzny.
- A zasługujesz? – zapytał, usłyszawszy dźwięk otwieranych drzwi. Przestraszył się, że
mogłaby w tym momencie, kiedy wyznali sobie, co czują, pójść. – Jesteś cholernie
niegrzeczną dziewczynką, wiesz? – Baśka zachichotała. Zamknęła z powrotem drzwi i
podeszła do niego od tyłu. Delikatnie, nie przytulając się do niego, wsunęła swoje dłonie pod
jego zwiewną koszulę, drażniąc paznokciami jego skórę. – Chcesz mnie jeszcze bardziej
doprowadzić do szału? – zapytał, w dalszym ciągu się nie odwracając. Delektował się
dotykiem jej jedwabistych dłoni.
- W końcu cholernie niegrzeczna ze mnie dziewczynka! – powtórzyła jego wcześniejsze
słowa, tym razem unosząc materiał do góry i lekko wargami całując go po plecach. Brodecki
nie wytrzymał. Wyprostował się, odwracając i obejmując ją w pasie. Kiedy zarzuciła mu ręce
na szyję, podniósł ją, odrywając od podłoża. – Długo mam jeszcze czekać? - zapytała
- Nie dosyć, że niegrzeczna, to jeszcze niecierpliwa! – posadził ją na parapecie i dopiero
wtedy, łapiąc za policzki pocałował ... najpierw delikatnie, badając każdy ich skrawek, a
następnie coraz namiętniej, łapczywie, bojąc się, że to tylko sen, który pryśnie, jak bańka
mydlana. Swoimi silnymi dłońmi wodził po jej nagich plecach, czując jak drży z podniecenia.
Objęła go nogami w pasie, czekając na kolejny jego ruch. Nie chciała górować. Nie chciała
przejmować inicjatywy. Wolała, kiedy mężczyzna, w tym wypadku Marek, doprowadza ją do
szczytu uniesień ... zamknęła oczy, odchylając głowę do tyłu, kiedy zjechał wargami na jej
szyję ... jednocześnie przenosząc ją na łóżko. Ciężar jego ciała w ogóle jej nie przeszkadzał.
Odpinając pasek od jego spodni, a on guzik po guziku jej bluzki, usłyszeli znajomy dźwięk.
Odrywając się na momencik od siebie i unosząc głowy, spojrzeli w kierunku drzwi ...
- Przepraszam! – powiedziała stojąca w progu osoba, którą okazała się Justyna. Zamiast się
wycofać, stała tam w dalszym ciągu, rozszerzając coraz bardziej swoje oczy i coraz bardziej
im się przypatrując. Storosz nie wytrzymała. Przed oczami miała ich wspólne powitanie, które
miała okazję widzieć i to w jaki sposób kokietowała go w klubie.
- Nie przepraszaj, tylko wyjdź! Nie widzisz, że jesteśmy zajęci? – rzuciła w stronę
dziewczyny, posyłając mordercze spojrzenie ...
Około północy leżeli nadzy na łóżku. Basia na plecach, a Marek na niej z głową ułożoną
między jej piersiami. Nigdy jeszcze nie darzył żadnej kobiety taką miłością, nawet Patrycji.
Nigdy jeszcze nie doświadczył czegoś podobnego, zupełnie nie pojmował, co się z nim
dzieje, nie umiał tego nazwać. Ona gładziła go po włosach. Wchłaniała całą sobą jego zapach.
Zapach mężczyzny, o którym myślała podczas wielu długich samotnych nocy...
- Kochanie ... – Marek uniósł lekko głowę, zatapiając się w jej spojrzeniu. Właściwie za
każdym razem to robił, kiedy na nią patrzył. Nawet wtedy, gdy pierwszy raz ją zobaczył.
Weszła taka drobniutka do gabinetu Grodzkiego, jakby się czegoś obawiając. A te jej fikuśne
kitki? Pozostaną na zawsze w jego pamięci. Uśmiechnął się na to wspomnienie. – Jak
wrócimy do Warszawy, zaczniemy wszystko od nowa, co ty na to? – Storosz na samo słowo
kochanie, wypływające z jego ust, była zdolna zgodzić się na wszystkie jego warunki.
- Zaczniemy od nowa? .. - Odwzajemniła uśmiech, przejeżdżając palcem po jego ustach. –
Obawiam się kochanie, że nie rozumiem.
- Noo ... Najpierw kino .. – zaczął wyliczać na palcach swojej prawej ręki. - Potem kolacja, a
na koniec łóżko ze śniadaniem. – wyszczerzył ząbki
- To ostatnie podoba Ci się chyba najbardziej! ... Czyli wychodzi na to, że ja nie mam już nic
do powiedzenia w tej kwestii?
- ....yyyy ...... możesz wybrać film, restaurację i zapłacić za to wszystko! – rzucił szybko, a
kiedy chciała się odgryźć, znalazł się tuż nad nią i pochylając, delikatnie ukąsił ją w szyję.
Basia próbowała się wyrwać, ale nie miała szans. W samą porę jednak przypomniała sobie o
jego słabości i połaskotała go w żebra. Chichocząc zgiął się w pół, ale ona w dalszym ciągu
nie przestawała. Łaskotała go z okrucieństwem psotnej dziewczynki, przerywając to dopiero,
gdy Marek przycisnął ją mocno do łóżka i zaczął delikatnie całować jej twarz.
- Marek ... – jęknęła, wiercąc się pod nim. – Kochaj się ze mną! – Brodecki zaśmiał się z
nieskrywaną satysfakcją.
- Przecież od dwóch godzin nie robię nic innego.
KONIEC

Podobne dokumenty