Indyki Tefika
Transkrypt
Indyki Tefika
Indyki Tefika Zbliżał się sylwester i kelner Januszek rozpoczął poszukiwania tanich indyków do restauracyjnego menu. Stefanek dał mu wolną rękę, nawet jeżeli nie zależało mu zbytnio, aby na liście potraw była obecna indycza pierś i indyk z nadzieniem. W lokalu rzadko trafiali się bowiem klienci podobni w swych wymaganiach do klientów Orient Expressu. Ale w mieście zaczęto mówić o Januszku i jego manierach wielkiego kelnera, marnie opłacanego przez ambitnego wieśniaka, który w wyniku przetargu sprzątnął panu Stelianowi knajpę sprzed nosa. Mówiono również o kryształowych lustrach z sali restauracyjnej klasy pierwszej, ale szczególnie rozprawiano o zdolnościach uwodzicielskich owego wieśniaka o niebieskich oczach, któremu udało się przekonać wdowę Scipione do wynajęcia domu niedaleko dworca. Ci, którzy przysięgali panu Stelianowi, że nie przekroczą progu knajpy, póki nie zobaczą wieśniaka rozłożonego na łopatki, przechadzali się po peronie dworcowym i zaglądali przez okna. A odkąd gruchnęła wieść, że sędzia szykował się do ciosu wymierzonego w Steliana, nawet najzagorzalsi zwolennicy restauratora bez restauracji zaczęli coraz rzadziej składać mu wizyty w domu. Januszek robi najpierw wypad po indyki na mały ryneczek w centrum: znajduje tam jedynie kury, gołębie dla chorych na serce i jakieś kaczki. Idzie więc w niedzielę na targ zwierząt. Kupuje trzy świnie – dwie na bicie, jedną tak sobie, na wszelki wypadek. Kupuje też za bezcen bezpłodną krowę i dostrzega jakąś pechową, chudą i wyczerpaną indyczkę, więc dla utrzymania prestiżu restauracji skłonny jest nawet pojechać do Bukaresztu i kupić porządnego indyka za tyle, ile za niego zażądają. Wsiada więc Januszek do dorożki i spomiędzy zaciśniętych zębów wypuszcza wystylizowane przekleństwo o Medgidii i jej pieprzonych indykach. Tatar siedzący na koź48 le, zamiast ruszyć do dworca, kieruje się w górę do dzielnicy tureckiej, mówiąc: „Jedziemy do Tefika!”. Fatalistyczne nastawienie Januszka, byłego kelnera Orient Expressu, sprawia, że akceptuje to nadkładanie drogi. Dorożka zatrzymuje się przed jakimś domem z surowej cegły ze ślepą ścianą przy ulicy. Tatar zeskakuje z kozła i wchodzi w obejście. Wraca z nieco chwiejnym Turkiem, który przez płot zachęca Januszka gestem, aby wszedł do środka. Dorożkarz szybko idzie do Januszka i chce mu pomóc wysiąść: „Doktor Tefik!”. Na podwórku kelner podchodzi do owego Turka, który bezwzględnie potrzebuje wsparcia i natychmiast bierze go pod ramię. „Chcesz indyki, oto indyki!” – mówi doktor. I rzeczywiście, ma co pokazać. Na podwórku, nadymając się i pokazując korale, przechadzały się najpiękniejsze indyki, jakie Januszek kiedykolwiek widział. Kelner spytał Tefika o cenę, ale Turek odrzekł, że na podwórku nie rozmawia o interesach. Januszek wszedł więc za nim do domu i pomógł w opróżnieniu zaczętej już butelki wina: „Ty nie wiesz, kim ja jestem, ale ja wiem, że zabraliście karczmę efendiemu Stelianowi!”. Kelner przeprasza za przykrość wyrządzoną efendiemu Stelianowi i ponownie atakuje kwestię ceny. Tefik zaczyna się śmiać: będzie to interes o dwóch cenach. Jedna, która dojdzie do uszu Steliana, a druga dla nich dwóch. Januszek może zapomnieć o prawdziwej cenie, ale tę pierwszą musi pamiętać. Okazało się, że turecki pijak jest słynnym doktorem, który kiedyś znał na pamięć cały Koran, a jeszcze kilka lat temu był jednym z filarów społeczności meczetu. Wiadomo było, że pije ukradkiem, ale taki chyba miał być jego los. Kiedy zaczął zapominać Koran, przyśnił mu się prorok Mahomet, który zarzucał mu, że nie pamięta już Księgi, bo leje w gardło wódę. Wtedy właśnie filar doszedł do przekonania, że nie musi się już z piciem ukrywać. Skoro Mahometowi, niech będzie błogosławione Jego imię, nie był już miły, pozostawał mu Kemal Mustafa, świecki prorok Turków, niemający nic przeciwko piciu. Istotne było tylko, żeby nie odebrało ono człowiekowi rozumu. 49