(Czterdzieści i) cztery mesjanizmy
Transkrypt
(Czterdzieści i) cztery mesjanizmy
(Czterdzieści i) cztery mesjanizmy Sebastian Gałecki W iększość Polaków kojarzy termin „mesjanizm” co najwyżej z formułą „Polska – Chrystusem narodów” i ewentualnie z Dziadami Adama Mickiewicza. W piątej scenie III części tego dramatu, zwanej „Widzeniem księdza Piotra”, znajduje się sławne proroctwo: Patrz! – ha! – to dziecię uszło – rośnie – to obrońca! Wskrzesiciel narodu, Z matki obcej; krew jego dawne bohatery, A imię jego będzie czterdzieści i cztery (Mickiewicz 1955 III: 190). Trudno się dziwić, że właśnie do tego fragmentu nawiązuje środowisko, które współcześnie odwołuje się do mesjanizmu. A imię jego „Czterdzieści i Cztery” – z podtytułem „Magazyn apokaliptyczny”. Nie sposób dziś mówić o polskim mesjanizmie, nie biorąc pod uwagę tego środowiska i trzech wydanych przez nie dotąd numerów pisma. Trudno jednak nie zauważyć różnic – niekiedy znacznych – między sposobami, w jaki poszczególni autorzy „Czwórek” rozumieją mesjanizm i jego konsekwencje dla polityki, kultury czy teologii. Wydaje się, że ta różno- 76 Pressje 2012, teka 28 rodność nie stanowi dla nich problemu. Jak pisze Nikodem Bończa-Tomaszewski (2011: 160), jeden z redaktorów pisma, „nie istnieje nic takiego jak doktryna neomesjanizmu, a różnice ideowe pomiędzy redaktorami i współpracownikami «44 / Czterdzieści i Cztery» są czasami zdumiewająco duże”. Mimo to − jak wskazuje ten sam autor − istnieje kilka cech wspólnych dla tego środowiska. Dąży ono do pogodzenia romantycznej wizji Boga i człowieka ze współczesną diagnozą kondycji człowieka jako bytu paradoksalnego: mogącego wszystko, nadającego sens własnemu istnieniu, a zarazem całkowicie bezsilnego w obliczu nicości. Wniosek, który z tej obserwacji neomesjaniści wyprowadzają, ma charakter religijny: nic nie szkodzi, że tak jest – nie mamy bowiem próbować naprawiać tej beznadziejnej sytuacji człowieka, lecz z wiarą oczekiwać powrotu Mesjasza, dzięki któremu nasze istnienie odzyska sens (tamże: 165−166). Najlepszym sposobem, by zrozumieć, czym jest neomesjanizm „Czwórek”, jest analiza poszczególnych tekstów. Ponieważ w trzech ostatnich numerach publikowało wielu autorów, postanowiłem wziąć pod uwagę jedynie tych, którzy w każdym nu- merze przedstawili co najmniej jeden tekst oraz należą obecnie do redakcji czasopisma. Takie osoby – nomen omen – są cztery: Rafał Tichy, Nikodem Bończa-Tomaszewski, Michał Łuczewski oraz Filip Memches. Przyjrzyjmy się zatem koncepcjom mesjanistycznym tej czwórki, tak jak się one jawią na podstawie publikacji w „Czwórkach”. Historycyzm mesjanistyczny Tichego Rafała Tichego, współtwórcę i redaktora „Czwórek”, należy uznać za głównego neomesjanistę w Polsce. Jest on autorem trzech najobszerniejszych artykułów poświęconych mesjanizmowi (Tichy 2008, 2009, 2011), które tworzą bardzo spójną i przemyślaną ideę. Jest to również koncepcja najbardziej złożona, posiadająca wiele rozgałęzień, wyrastających z głównej idei bądź do niej nawiązujących. Zatem, aby przedstawić myśl Tichego, muszę dokonywać pewnych uproszczeń, a także ograniczać się wyłącznie do twardego rdzenia jego mesjanizmu. Zapewniam jednak, że na podstawie jego tekstów można przygotować całkiem niezły licencjat. Słowem-kluczem do zrozumienia mesjanizmu Tichego jest apokaliptyczność. To poprzez nią Tichy definiuje mesjanizm: „gdy mówimy o mesjanizmie, chodzi nam o nadzieję skierowaną ku przyszłości i przez to nadającą inny, głębszy sens temu, co się wydarzyło w przeszłości i dzieje się tu i teraz. Chodzi o oczekiwanie na Mesjasza, o wypatrywanie znaków Jego powtórnego przyjścia i przygotowywanie gruntu pod apokalipsę, która to przyjście rozpęta” (Tichy 2009: 52−53). Te trzy elementy: oczekiwanie, wypatrywanie znaków i przygotowywanie gruntu opisują mesjanizm w ujęciu Tichego. Apokaliptyczność to nic innego, jak postrzeganie otaczającej nas rzeczywistości (i – jak za chwilę zobaczymy – historii) w perspek- tywie nadchodzącej apokalipsy oraz działanie wynikające z takiego postrzegania. W oczekiwaniu na zbliżającą się apokalipsę najpełniej urzeczywistnia się biblijne pochodzenie mesjanizmu (Tichy 2008: 7; Kaznowski 2012). Apokalipsa wieńczy dzie- Na podstawie jego tekstów można przygotować całkiem niezły licencjat ło stworzenia, oczyszcza je i doprowadza do pełni. Dlatego właściwą postawą wobec niej – zdaniem Tichego – jest pełne nadziei oczekiwanie. Nie ma to jednak być samo obliczanie daty końca świata czy trwożenie się zapowiadanymi od wieków wydarzeniami. Według Tichego, prawdziwy mesjanizm polega na „stałym, pełnym tęsknoty wypatrywaniu powrotu Pana” (tamże: 36). Wydaje się, że ma to być oczekiwanie podobne do zachowania mądrych dziewic (Mt 25: 1−13) albo sług czuwających z przypowieści Jezusa (Łk 12: 35−40); zresztą wiele innych przykładów takiej postawy można by wskazywać w Nowym Testamencie. Najciekawsze jest jednak to, że Tichy figurę oczekującego mesjanisty wskazuje nie w Piśmie Świętym, lecz w najnowszej historii Polski. „Mesjanistę wypatrującego Paruzji – pisze – można porównać do Akowca, oczekującego godziny «W». Nie ma po co mościć się w tym okupacyjnym życiu, rozpiera go radość oczekiwania na ostateczny zryw. […] Oczywiście, w czasie oczekiwania na godzinę «W» trzeba jakoś żyć: pracować, uczyć się, bawić, być może ożenić, wybudować dom, a nawet w przypływie natchnienia napisać książkę, ale to wszystko nie jest ostateczne, tylko tymczasowe. […] Teraz jest okupacja, trzeba przetrwać, przygotowywać się na godzinę «W» i wypatrywać jej znaków. W czasach ostatecznych trzeba żyć, pracować, modlić się i pisać poezję, (Czterdzieści i) cztery mesjanizmy 77 tak jak w czterdziestym czwartym” (Tichy 2008: 44). Ten fantastyczny, bardzo poetycki i korespondujący z tytułem pisma obraz doskonale wyraża, czym jest neomesjanizm Tichego: przewartościwaniem wartości tak, by gotowość do walki o swoje zbawienie i powszechne zwycięstwo dobra była najwyższym celem, a wszystko inne miało charakter wyłącznie przygodny i tymczasowy, tak, by mogło zostać bez żalu odrzucone w godzinie „W”. Drugim istotnym zadaniem mesjanisty-akowca jest wypatrywanie znaków. Nie znamy dokładnego czasu apokalipsy, ale Ten fantastyczny, bardzo poetycki obraz doskonale wyraża neomesjanizm wiemy o wskazówkach, które będą jej towarzyszyć. Tichy dzieli je na trzy grupy: niezwykłe zjawiska atmosferyczne, chaos wywoływany przez ludzi (wojny, morderstwa, samotność) oraz kryzysy duchowe (herezje, prześladowania, apostazja) (tamże: 27-30). Oczekiwanie musi się łączyć z wypatrywaniem znaków, tak, by człowiek był gotowy stanąć u boku nadchodzącego Mesjasza. Wreszcie trzecim aspektem apokaliptyczności jest „przygotowywanie gruntu pod apokalipsę”. Tichy wskazuje przede wszystkim na uobecnianie przez chrześcijan wskazań Chrystusa dotyczących społeczności świętych. Choć nie pozostawił On żadnego projektu politycznego, to jednak Jego uczniowie od początku wiedzieli, że nikt nie powinien nazywać swoim tego, co posiada, lecz wszystko powinno być wspólne (Dz 4: 32−37). Ów „mesjański komunizm społeczny” (Tichy 2011: 31) miał być znakiem i zaczynem Królestwa, które przyniesie Mesjasz na końcu czasów. Takie działanie chrześcijan – bardziej symboliczne niż rzeczywiście 78 Sebastian Gałecki zmieniające porządek społeczno-polityczny otaczającego świata – jest prawdziwie rewolucyjne, bo podkopuje fundamenty doczesnych państw (tamże: 38). Uczniowie Jezusa z Nazaretu oczekują przeminięcia wszelkich systemów społecznych, a wręcz uznają je za narzędzie Antychrysta, który stara się o to, by ludzie zamiast spoglądać w niebo, skierowali wzrok na to, co tu i teraz. Uwaga na fałszywe mesjanizmy! To zresztą jest – zdaniem Tichego – istotą fałszywych mesjanizmów. Odwołują się one do innego niż Chrystus zbawiciela. Odrzucenie mesjanizmu na rzecz ludzkiego radzenia sobie z historią zaczęło się, według Tichego, wraz z przyjęciem wolności wyznania i upodmiotowieniem Kościoła w Cesarstwie Rzymskim. Spowodowało to wzrost liczby chrześcijan, a co za tym idzie − rezygnację z radykalizmu i apokaliptyczności na rzecz pokojowego współistnienia w pluralistycznym świecie. Kościół urządził się tu i teraz. Zapomniano, że chrześcijanie są „pielgrzymami i przechodniami” i zaczęto budować „kulturę chrześcijańską”. Mesjanizm został uwewnętrzniony, zaczęto go traktować jako sposób realizowania wartości chrześcijańskich tu, na ziemi, stopniowo rezygnując z eschatologicznego wypatrywania znaków i oczekiwania na paruzję (Tichy 2008: 11; 2011: 36). Pojawienie się mesjanizmów politycznych jest tylko dalszą konsekwencją przemian, jakie zaszły w teologii i w samym Kościele od IV wieku. Zachowują one do pewnego stopnia istotę mesjanizmu judeochrześcijańskiego, lecz przedstawiają go w zdegenerowanej postaci. Podtrzymana zostaje historiozofia, przekonanie o celowości dziejów, a często także poczucie nadchodzącej apokalipsy. Nie oczekuje się już jednak ratunku u Tego, który zapowie- dział swój powrót, lecz szuka się ocalenia własnymi siłami. W ten sposób powstały pseudochrześcijańskie mesjanizmy, takie jak dwudziestowieczna teologia wyzwolenia czy millenarystyczne sekty protestanckie, a nawet ruchy z nazwy ateistyczne, będące w rzeczywistości wypaczonym mesjanizmem (Tichy 2008: 14−16; 2011: 51−52). Prawdziwym problemem owych świeckich i politycznych mesjanizmów jest ich synkretyzm. Zachowując często biblijne przekonanie o nadchodzącej apokalipsie, totalnej katastrofie, ludzie – także chrześcijanie – usiłują wszelkimi sposobami powstrzymać ów dzień sądu. Podzielając wiarę w naturę ludzką transcendującą „tu i teraz”, świecki mesjanizm przestaje ufać Boskiemu Mesjaszowi, za zbawcę uznając jakiegoś człowieka, naród, system polityczny, a nawet technologię. Dlatego Tichy takie mesjanizmy określa mianem demonicznych, odrzucających konieczność krzyża Chrystusowego, który odtąd nie jest niczym więcej, jak głupstwem i zgorszeniem (1 Kor 1: 23). Zbawienie jest przecież na wyciągnięcie ręki; po co wyrzekać się świata, upierać się przy pesymistycznym obrazie natury człowieka, skoro można własnymi siłami przemienić ten świat w królestwo pokoju (Tichy 2008: 38−39; 2011: 28)? Fałszywym mesjanizmem jest każda próba, nawet szlachetna, zastąpienia wiary w Boskiego Mesjasza i optymizmu eschatologicznego, ufundowanego na Jego obietnicy, próbą samozbawienia, optymistyczną wiarą w człowieka i historię. Kościół, który – jak twierdzi Tichy – wyrzekł się swojego pierwotnego powołania do bycia sługą oczekującym powrotu Pana, traktującym wszystko tylko jako wypełnianie danego mu czasu, przestał wypatrywać i nasłuchiwać znaków apokalipsy i zwrócił swój wzrok na doczesność. Tichy uważa, że jedynym sposobem, by chrześcijanie powrócili na drogę, którą im zostawił Zbawiciel, jest przyjęcie na nowo prawdziwie chrześcijańskiego mesjanizmu i apokaliptyczności jako jedynego „projektu społecznego” Kościoła. Chrześcijaństwo bowiem, jak stwierdza Tichy, ma bardzo wyraźny wymiar społeczny i historyczny. „Nadzieja mesjańska” jest właśnie tym, co spaja aspekt wertykalny (historia) i horyzontalny (społeczeństwo). Chrześcijaństwo, usuwając Paruzję i poprzedzającą ją apokalipsę, nie może być znakiem czegoś więcej, sprowadza się do jednego z wielu systemów politycznych, moralnych, staje się jednym ze współczesnych pseudomesjanizmów. Chrześcijańska, biblijna historiozofia jest kluczowym elementem idei mesjańskiej i nauki społecznej (Tichy 2008: 23; Tichy 2011: 8−13). Warto dodać, że Tichy uznaje judeochrześcijańską koncepcję czasu – linearną, a nie cykliczną – za jedno z najważniejszych nowości, jakie Biblia wprowadziła do świata myśli grecko-rzymskiej. Również poszukiwanie sensu historii stanowi kluczowy element mesjanizmu. Tichy zgadza się z Mikołajem Bierdiajewem (2003: 66), że „uchwycenie sensu historii zawsze jest mesjanistyczne i profetyczne”. „Eschatologia, mesjanizm, Królestwo Boże – powiada dalej − to elementy nierozłączne, składające się na żydowską wizję historii zbawienia i wydobywające jej sens” (2011: 17). Bez podkreślania, że dzięki Biblii znamy sens istnienia świata i jego historii, nie można mówić o mesjanizmie, który ze swej natury jest historiozbawczy. Między pesymizmem a optymizmem Prawdziwa, biblijna idea mesjańska wskazuje na czas jako przestrzeń zbawczego działania Boga. Także kluczowy dla mesjanizmu Tichego apokaliptyzm przywołuje „koniec czasów”, który ma być wypełnieniem (Czterdzieści i) cztery mesjanizmy 79 powołania nie tylko każdego pojedynczego człowieka, lecz również historii całego stworzenia. Jednakże, zdaniem Tichego, mesjanizm nie jest misjonizmem, to znaczy prostym wskazaniem na celowość istnienia każdego człowieka czy narodu; idea mesjańska nie daje odpowiedzi na pytanie: „Do czego powołuje mnie Bóg?”, ale: „Dlaczego na świecie jest tyle cierpienia?”. Historiozofia to przecież nic innego, jak twierdzenie, że możemy zrozumieć sens historii, że potrafimy każde wydarzenie – także tragiczne – umieścić w pewnym ciągu przyczynowo-skutkowym, możemy odkryć jego znaczenie. Zatem neomesjanizm jest „odkrywaniem pod powierzchnią historii i kultury jej ukrytego eschatologicznego wymiaru, jest zrywaniem kolejnych masek ułudy z codziennych, spokojnych procesów gospodarczych, politycznych i artystycznych, by zobaczyć za nimi totalną wojnę światów. Jest odwracaniem perspektywy w wartościowaniu wygranych bitew i poniesionych porażek. Jest dumnym powiewaniem sztandaru cierpienia i krwi na ruinach narodowych klęsk i masakr” (Tichy 2009: 59). Dzięki idei mesjańskiej wiemy, że żadna porażka tak naprawdę nie jest porażką, a jedynie sposobem urzeczywistnienia zbawienia. Jednym z najważniejszych elementów mesjanizmu w ujęciu Rafała Tichego jest eschatologiczny optymizm (2008: 37; 2009: 55−57; 2011: 22−23) połączony z pesymizmem historiozoficznym (2009: 56). Pesymizm – zdaniem polskich neomesjanistów – wynika z realizmu: ze świadomości całego zła, cierpienia, chaosu i ostatecznej zagłady, na jakie skazany jest świat. Przyszłość jest zdeterminowana: to, co nas otacza, skazane jest na zagładę i nic nie jest w stanie tego zmienić. Ta prawda ukryta jest także w tajemnicy krzyża. Jednak każdy, kto patrzy z wiarą na krzyż Chrystusa, jest świadomy, że On zwyciężył świat (J 16: 33) i jest z nami 80 Sebastian Gałecki (Mt 28: 20; Mk 6: 50). Z tego właśnie wyrasta optymizm chrześcijan. Optymizm eschatologiczny, bo nie ufundowany na tym, czego już teraz możemy doświadczyć zmysłami, lecz wynikający z obietnicy Chrystusa, że powróci i „wszystko bedzie dobrze” (Juliana z Norwich 2007). Jest to optymizm wyższego rzędu, pozwalający przekroczyć realistyczny pesymizm oparty na codziennym doświadczeniu. Wobec tego wszystkiego, co już zostało powiedziane, co ma nam do zaproponowania Rafał Tichy? Czy chodzi mu jedynie o przedstawienie krytycznego punktu Jest to jeden z niewielu nowatorskich wątków w polskiej myśli filozoficzno-teologicznej początku XXI wieku widzenia – który zawiera się w czterech „dość”: dość moralizatorstwa, dość pseudoegzorcyzmów, dość neoliberalnego millenaryzmu, dość stańczykowego smucenia (tamże: 55-56) – czy może kryje się za tym jakiś pozytywny projekt? Tichy, niejako w roli rzecznika środowiska „Czwórek”, twierdzi, że „odnowa, która niejako na naszych oczach dopiero się rozpoczyna, polega na wydobyciu z tradycji chrześcijańskich tych wszystkich cząstkowych historiozoficznych, mesjańskich i apokaliptycznych koncepcji, które były wypracowywane w ciągu ostatnich dwóch tysiącleci, i dokonaniu ich syntezy” (2011: 38). Głównym obszarem, którym zainteresowane są „Czwórki”, jest sfera kultury (2009: 53−54). Celem neomesjanistów jest więc wywołanie dyskusji na temat historiozofii, apokaliptycznego sensu dziejów, istoty chrześcijaństwa. Wskrzeszenie idei mesjańskiej powinno się zarazem dokonać na obszarze filozofii i teologii, jak i sztuk pięknych: literatury, muzyki, malarstwa. Tak – w dużym skrócie (teksty Tichego na łamach „44” zajmują ponad 120 stron!) – przedstawia się mesjanizm pierwszego z wielkiej czwórki współczesnych polskich mesjanistów. Nie ma mowy o jakimkolwiek deprecjonowaniu wartości idei mesjanizmu opracowanej przez Tichego, jest to jeden z niewielu nowatorskich wątków w polskiej myśli filozoficzno-teologicznej początku XXI wieku. Odwaga stawianych założeń i formułowanych wniosków budzi szacunek, podobnie jak wewnętrzna spójność tej teorii. Niemniej, warto zwrócić uwagę na kilka niejasności i sprzeczności, jakich nie jest pozbawiony neomesjanizm Tichego, oraz wyjaśnić określenie, jakie mu nadałem: „historycyzm mesjanistyczny”. Znaki zapytania Rafał Tichy stwierdził, że tym, co interesuje środowisko „Czwórek”, jest sfera kultury, gdyż „przesłanie, jakie niesie chrześcijaństwo, nie tylko ożywia wiarę, ale też tworzy kulturę. Przez wieki dotyczyło to też mesjanizmu” (2009: 53). Jak ta deklaracja ma się do wyraźnego obrzydzenia, które Tichy odczuwa wobec „kultury chrześcijańskiej” (2008: 11)? Dużo bardziej konsekwentny wydaje się wniosek, jaki wyprowadził w swoim komentarzu Jerzy Sosnowski: „chrześcijaństwo powinno być ze swej istoty kontrkulturą, sprzeciwem” (Sosnowski 2009: 61). Właśnie: kontrkulturą, a nie antykulturą, czymś przeciwkulturowym. Chrześcijaństwo powinno się sprzeciwiać tym modelom i błędom kultury, które są sprzeczne z Ewangelią, lecz nie powinno się sprzeciwiać samej kulturze jako takiej. Powinno – znów cytując Sosnowskiego – „zachować ostrą świadomość kruchości tego świata, lecz tego, co kruche, rewolucyjnie nie niszczyć” (tamże: 66). Doceniając krytyczny namysł Tichego, podkreślający świadomość tego, że świat, w którym żyjemy, jest kruchy, tymczasowy i nieostateczny, trzeba się zdy- stansować od proponowanego przez niego radykalnego odrzucenia świata jako czegoś zasadniczo bezwartościowego. Czyżby – i to jest drugi wątek krytyki – Rafał Tichy podzielał z gruntu protestanckie Tak, „nadzieja mesjańska” nie polega na samotnym biernym oczekiwaniu – ona polega na wspólnotowym biernym oczekiwaniu! przekonanie, że wskutek grzechu pierworodnego natura ludzka nie została zraniona, osłabiona (KKK: 405, 417−418), lecz całkowicie i zupełnie zepsuta? Czy Tichy uważa, że cała działalność człowieka, a więc także kultura, jest z gruntu nieużyteczna i bezwartościowa? Warto zwrócić uwagę, że gdy Tichy mówi o jakimkolwiek działaniu chrześcijan, to zazwyczaj chodzi mu o sferę duchową: znajdujemy się w centrum duchowej wojny (2008: 33), trwamy w duchowym oczekiwaniu (tamże: 36), potrzebujemy duchowej rewolucji (Tichy 2011: 22). Tichego można na podstawie wielu fragmentów jego pism oskarżyć nawet o spirytualizm – niewiele mówi o rzeczywistym działaniu, o zaangażowaniu się w praktyczne przedsięwzięcia (nie tylko na przykład modlitwę) mające na celu zmianę tego świata. W niektórych miejscach Tichy próbuje jakby odpowiedzieć na ten zarzut. Pisze na przykład: „Duch mesjanizmu sprawia, że pragnienie spotkania z Chrystusem nie ogranicza się do wyczekiwania na samotne przekroczenie bram śmierci” (2008: 24). Takie fragmenty budzą jednak śmiech: tak, „nadzieja mesjańska” nie polega na samotnym biernym oczekiwaniu – ona polega na wspólnotowym biernym oczekiwaniu! Większość katolickich egzegetów wskazuje jednak, że Jezus miał na myśli coś innego, niż Tichy Mu przypisuje. Gerhard Lohfink powiada na przykład: „Dzisiaj, czyli to, co (Czterdzieści i) cztery mesjanizmy 81 czynię teraz, zyskuje nadzwyczajną ważność i nieskończone znaczenie. Nie znaczy to, że dopełnienie świata właśnie następuje. Ale można już doświadczyć materii tego dopełnienia. W każdym momencie naszego istnienia Bóg i my sami stwarzamy coś z «surowca» wieczności. […] Historia jest jak pole uprawne. Tutaj dokonuje się zasiew. Tutaj wzrasta ziarno. Dlatego wolno nam żyć całkowicie w teraźniejszości. Wszystkie nasze siły, całą naszą pasję wolno nam kierować na «teraz», na «dzisiaj», a każdy dzień czynić pochwałą Boga” (Lohfink 2006: 173−174; zob. także Jankowski 1992: 222). Królestwo Boże rozpoczyna się już dziś. Nie jesteśmy wezwani do tego, by wpatrywać się w niebo, skąd przyjdzie Mesjasz, lecz do tego, by cały nasz wysiłek wkładać w to, by jak najwięcej osób mogło zmartwychwstać do życia wiecznego z Bogiem. Królestwo Boże to bowiem także sposób współżycia z bliźnimi – wprowadzanie sprawiedliwości, pokoju, radości i wzajemne budowanie w rodzinie ludzkiej (Rz 14: 17−19). Czyżby Rafał Tichy, zwolennik biblijnego mesjanizmu, o tym nie pamiętał? Kolejnym kontrowersyjnym elementem neomesjanizmu Tichego jest jego ogromne przywiązanie do historiozofii i historycyzmu. Jak już wskazywałem, podpisuje się on pod stwierdzeniem Bierdiajewa, że „uchwycenie sensu historii zawsze jest mesjanistyczne i profetyczne”, a zatem wiąże on ze sobą ściśle mesjanizm i historiozofię. Stąd też moje określenie jego teorii jako „historycyzmu mesjanistycznego”. Mesjanizm i apokaliptycyzm są narzędziami służącymi historiozofii, zrozumieniu historii, wydobyciu ukrytych w niej sensów, w tym także sensu cierpienia jednostek i grup. Pomijając fakt, że trudno jest utrzymać teorię o judeochrześcijańskim pochodzeniu linearnej koncepcji czasu (Lewis 1986: 45−47), sama postawa historiozoficzna nie jest czymś oczywistym. Dobrze by było, gdyby w którymś z najbliższych nu- 82 Sebastian Gałecki merów „Czwórek” poświęcono nieco uwagi teologicznemu uzasadnieniu historycyzmu. Ostatnim zarzutem, jaki można postawić mesjanizmowi Tichego, jest to, że propaguje on żydowską, a nie chrześcijańską perspektywę. W zasadzie paragraf zatytułowany „Mesjańska utopia Królestwa” (Tichy 2011: 13-17), poświęcony mesjanizmowi judaistycznemu, może być traktowany jak streszczenie poglądów Tichego. Wydaje się, że ten sam zarzut stawia Tichemu Piotr Kaznowski: „przy powyższym rozumieniu mesjanizmu […] wszelkie wejście chrześcijaństwa w struktury doczesne będzie w konsekwencji oznaczało zdradę prawdy apokaliptycznej. Jeśli ponadto nałoży się na to dialektyczny opis eschaton vs katechon, otrzyma się, jak to dzieje się w omawianym tekście, dodatkowy wniosek, że wszelkie działanie wewnątrz struktur «tego świata» jest działaniem katechonicznym (złym)” (Kaznowski 2012). Koncepcja Tichego sprawia wrażenie, jakby nie zauważył on, że Mesjasz już przyszedł na ziemię i nie tyle czekamy na Jego przyjście, co raczej żyjemy w Jego obecności, realizując Dobrą Nowinę, którą nam zostawił. Odchodząc do Królestwa Ojca, w ostatnich słowach zlecił swoim uczniom misję, i nie było tam zbyt wiele mowy o oczekiwaniu na Jego powrót, za to wiele wezwań do działania na rzecz bliźnich: głoszenia im ewangelii, chrzczenia, nauczania, świadczenia o Zmartwychwstałym, wyrzucania złych duchów, uzdrawiania (Mk 16: 15−18; Łk 24: 44−49; Mt 28: 16−20). Prawdziwy mesjanizm to także wypełnianie tej woli Mesjasza, niejako wejście w Jego misję. Wrócę do tego jeszcze pod koniec tekstu. Narracja mesjanistyczna Bończy-Tomaszewskiego Nikodem Bończa-Tomaszewski stworzył koncepcję, którą można określić mianem „narracji mesjanistycznej”. Jest to bowiem nie tyle − jak u Tichego − teoria teologiczna, filozoficzna czy historiozoficzna, co raczej sposób – bardzo pragmatyczny, wręcz utylitarny – budowania samoświadomości narodu i motywowania do przeprowadzania trudnych, czasami kosztownych zmian. Bończa-Tomaszewski przede wszystkim zwraca uwagę na zakleszczenie się myśli polskiej, którą brutalnie nazywa „dyletanc- Liberalnych i narodowych konserwatystów łączy jedno: antymesjanizm ką kulturą intelektualną” i „rytualnym tańcem”. Polskie dyskusje nie wnoszą nic nowego, służą wyłącznie pozamerytorycznym i pozakulturalnym celom, takim jak zdobywanie pieniędzy, prestiżu czy wreszcie zapewnienie sobie pozycji społeczno-politycznej (Bończa-Tomaszewski 2008: 274, 277). Miernota debaty intelektualnej wyrasta nie tylko z nędzy umysłowej tych, którzy ją chcą prowadzić, ale przede wszystkim z zanegowania tradycyjnych światopoglądów, sposobów ujmowania rzeczywistości – dla wielu są one zbyt metafizyczne, nie dość skuteczne wobec takich „gorących pytań” współczesności, jak aborcja, sekularyzacja czy kwestie bioetyczne (tamże: 274). Współczesny człowiek nastawiony jest praktycznie, chce odpowiedzi na pytania, czy wolno ściągać pliki muzyczne z internetu lub jak można szybko zarobić duże pieniądze. Bończa-Tomaszewski określa sarkastycznie to nastawienie „walką o ciepłą wodę w kranie”. Jednocześnie istnieje spora grupa „uduchowionych”: tych, którzy chcą ocalić tradycyjne wartości, przywiązanie do rodziny i ojczyzny, obalić współczesny materializm. Pojawia się w tym miejscu spór między − jak to określa Bończa-Tomaszewski − „liberalnym konserwatyzmem” a „narodowym konserwatyzmem”. „Ustawienie sporu na osi materialistyczni modernizatorzy, walczący o ciepłą wodę w kranie, kontra uduchowieni mesjaniści, marzący o Królestwie Bożym, […] oznacza powrót do błędnego koła nieporozumień. Prowadzoną w tej perspektywie dyskusję łatwo sprowadzić ad absurdum – do alternatywy: albo fabryki, albo kościoły; albo inżynierowie, albo księża; albo rozrywka, albo modlitwa. W sposób oczywisty prowadzi to do konkluzji, że «duchowo» rozumiana polskość jest nie do pogodzenia z «materialistyczną» nowoczesnością” (Bończa-Tomaszewski 2011: 161). Mimo pozornego patu tym dwóm grupom – stwiedza autor − jest do siebie bliżej, niż się to może wydawać. I jedni, i drudzy bardzo wyraźnie określają swój cel: chodzi o modernizację. Ci pierwsi, materialistyczni modernizatorzy, rozumieją ją jako emancypację jednostki, dokonywaną przez usunięcie przeszkód, które mogą ograniczać jej wolność. „Ciepła woda w kranie” uosabia wszystkie te aspiracje, które Polacy mieli przez ostatnie kilkadziesiąt lat i które są źródłem wszelkich naszych narodowych kompleksów. Doprowadzenie do zrealizowania – wreszcie! – tych wszystkich marzeń to modernizacja liberalna lub innymi słowy – „postmodernizacja” (Bończa-Tomaszewski 2009: 12−14). Narodowi konserwatyści w tej wizji zmieniają przede wszystkim podmiot emancypacji: nie jest nim jednostka, lecz wspólnota. Chodzi im jednak o to samo: o modernizację, dzięki której powstanie nareszcie silne, wspólnotowe państwo, dzięki któremu Polacy uzyskają swoją tożsamość. Ma to być jednak modernizacja zakorzeniona w polskiej tradycji, „narodowa modernizacja” (tamże: 17−19). Liberalnych i narodowych konserwatystów łączy jeszcze jedno: antymesjanizm. W nurcie liberalnym, odwołującym się do oświecenia, jest on dość oczywisty. Wyzwolenie jednostki spod panowania (Czterdzieści i) cztery mesjanizmy 83 heteronomicznych praw, takich jak państwo, tradycja czy przesądy, musi też dotyczyć sfery duchowej i religijnej człowieka. Mesjanizm w postaci świeckiej jest natomiast sprzeczny z materialistycznym postulatem wyzwolenia od systemu (politycznego, społecznego, ekonomicznego) – jednostka dokonuje samozbawienia poprzez swoją autonomię, absolutną wolność. Tym bardziej nie można dopuścić, by ograniczała ją jakaś „prawda” – a któż bardziej niszczy ludzką podmiotowość niż chrześcijański Mesjasz, Jezus Chrystus, który sam siebie uznał za jedyną „drogę, prawdę i życie” (J 14: 6)? Wszelki chrześcijański mesjanizm zagraża autonomicznemu podmiotowi, któremu służy liberalny konserwatyzm (tamże: 12−13; Bończa-Tomaszewski 2011: 150−154, 159). Dlaczego jednak, zdaniem Bończy-Tomaszewskiego, również narodowy konserwatyzm, tak często odwołujący się przecież do chrześcijaństwa, miałby być antymesjanistyczny? Polska prawica przynajmniej od początku XX wieku – nauczona tysiącletnim doświadczeniem – zwraca się ku „polityczności”, ku budowaniu instytucji, ku tworzeniu „mocy narodu”. Dokonano przejścia – jak pisze Bończa-Tomaszewski – od teologii politycznej do polityki politycznej, traktując mesjanizm nie tylko jako coś zbędnego, ale wręcz szkodliwego, przeszkadzającego w zbudowaniu silnej, nowoczesnej i jednocześnie konserwatywnej Polski. Mesjanizm był piękną kartą w dziejach naszego narodu, lecz ten rozdział należy zamknąć i traktować jedynie jako zabytek – na tym polega postmesjanizm narodowo-konserwatywnych modernizatorów (Bończa-Tomaszewski 2009: 24). Pożytki z mesjanizmu Z tekstów Nikodema Bończy-Tomaszewskiego wyłania się zatem obraz dwóch walczących ze sobą sił: liberalnych i narodo- 84 Sebastian Gałecki wych konserwatystów. Oba te światopoglądy łączy jednak dążenie do modernizacji Polski (choć różnie rozumianej), a także radykalny antymesjanizm. Bończa-Tomaszewski zdaje Antymesjanizm jest postawą najzwyczajniej w świecie błędną i nieskuteczną się podzielać pragnienie modernizacji (a być może tylko się zgadza, że Polska nie jest w stanie od niej uciec), natomiast nie akceptuje antymesjanizmu. Nie dlatego chyba, że uważa go za jedyną słuszną doktrynę teologiczno-polityczną − jak twierdzi Tichy − lecz z powodu pragmatycznej mocy mesjanizmu. Mówiąc dobitnie: „mesjanizm jest polskim sposobem myślenia”, „polskim przeżyciem nowoczesności” (tamże: 24). Mamy na to niezliczoną ilość dowodów, ostatnim z nich jest zachowanie Polaków po katastrofie w Smoleńsku. Jednak ta „emo-mesjanistyczna kultura” (Bończa-Tomaszewski 2011: 154), wyrażająca się przede wszyskim w emocjach pod Pałacem Prezydenckim czy na Rynku Głównym w Krakowie, nie wystarcza. Dzięki niej co prawda powróciły „dawno zapomniane pytania”, lecz Bończa-Tomaszewski traktuje ją raczej jako „środek łagodzący ból”, podczas gdy mesjanizm może i powinien odgrywać również pozytywną rolę. Pozytywną rolą mesjanizmu jest zaś bycie jednoczącą naród narracją, dzięki której mogą się rozpocząć procesy modernizacyjne. Antymesjanizm jest postawą najzwyczajniej w świecie błędną i nieskuteczną. „Analizując różne odmiany zachodniego mesjanizmu – pisze Bończa-Tomaszewski – warto dostrzec jego zdolność do mobilizacji społeczności stojącej w obliczu ogromnych zmian. O skuteczności mesjanizmu jako uniwersalnej, niezależnej od narodowego kontekstu, europejskiej teologii politycznej mogą świadczyć sukcesy potęg zbudowa- nych na mesjanistycznych fundamentach, od cesarstwa rzymskiego poczynając. W najnowszej historii Europy każda zmiana społeczna podszyta jest mesjanistyczną narracją ofiary i odkupienia. Może ona występować w wersji religijnej lub świeckiej. Mesjanizm jest szczególnie widoczny w historii wielkich ruchów społecznych, które bardzo szybko odtwarzają wzory mesjanistycznej narracji” (Bończa-Tomaszewski 2009: 21-22). Błędem zatem obu konserwatyzmów − liberalnego i narodowego − jest odrzucanie mesjanizmu. Mesjanizm należy bowiem wykorzystać – właśnie jako „polski sposób myślenia” – do uzasadnienia i podbudowy projektów modernizacyjnych (tamże: 22-23). „Z czysto pragmatycznej, socjotechnicznej perspektywy” mesjanizm może zostać użyty zarówno przez modernizatorów liberalnych, dążących do dobrobytu – „ciepłej wody w kranie”, jak i przez modernizatorów narodowych, pragnących przywrócić narodowi „moc”, godność, polityczną virtù. Sytuacje takie jak po katastrofie w Smoleńsku wyraźnie pokazują, że jedynie mesjanistyczna narracja pozwala naszemu społeczeństwu spojrzeć nieco dalej, wykroczyć poza „wąski horyzont codzienności”. Tyle Nikodem Bończa-Tomaszewski. Jego perspektywa jest zgoła inna niż przedstawiony wcześniej „historycyzm mesjanistyczny” Tichego. Autor Postmesjanizmu koncentruje się na przedstawieniu mesjanizmu jako języka, narracji nie tylko zrozumiałej przez Polaków, lecz w zasadzie jedynego polskiego sposobu myślenia. Bończa-Tomaszewski nie rozstrzyga, na ile mesjanizm jest teorią poprawną teologicznie i antropologicznie, koncentruje się natomiast na sile oddziaływania tej narracji na Polaków. Metafizyczne wątki pojawiające się w jego tekstach (np. Bończa-Tomaszewski 2009: 25) nie stanowią clou jego koncepcji. Narracja mesjanistyczna jest przede wszystkim użyteczna w budowaniu nowoczesnego państwa nad Wisłą. Powstaje oczywiście pytanie, czy takie podejście można uważać za rzeczywisty mesjanizm, czy raczej „post-postmesjanizm”. Argumenty Bończy-Tomaszewskiego mają jednak szansę trafić do wielu rodaków, tak o nastawieniu liberalnym, jak i konserwatywno-narodowym. Mesjanizm charyzmatyczny Łuczewskiego Przejdźmy teraz do trzeciej teorii mesjanistycznej „Czwórek”, której autorem jest Michał Łuczewski. Jego mesjanizm jest teorią bardzo ciekawą, być może nawet bardziej inspirującą niż omówiona przed chwilą narracja mesjanistyczna. Podobnie jak Tichy, Łuczewski podkreśla biblijne korzenie mesjanizmu: „Pismo Święte wskazuje na trzy figury w sposób szczególny obdarzone łaską: proroka – tego, który widzi Boską Prawdę; wojownika – tego, który wyciąga w jej obronie miecz; i męczennika – tego, który dla niej poświęca życie. Te trzy figury łączą się w osobie Mesjasza. Skoro Mesjasz jest najwyższym uosobieniem charyzmy, kroczenie jego drogą staje się jej głównym źródłem. W konsekwencji mesjanizm nie ogranicza się jedynie do dziedziny ducha, lecz ma także poważne społeczne i polityczne konsekwencje” (Łuczewski 2008: 77; 2009: 29−30). Zatem i sam mesjanizm musi posiadać te trzy wymiary: prorocki, wojowniczy i męczeński − rozumienie sensu wydarzeń, odwaga działania, gotowość poświęcenia. To, co najważniejsze w tym ujęciu mesjanizmu, to swoista bezkompromisowość i radykalność, nierozerwalnie jednak złączona ze skutecznością. Zarówno prorok, jak i wojownik czy męczennik są postaciami obdarzonymi charyzmą, zaś mesjasz tę charyzmę uosabia w sposób najwyższy. Może być (Czterdzieści i) cztery mesjanizmy 85 odrzucony, może być niezrozumiany, może zostać pokonany, a nawet zabity – ale nie może być zignorowany, niezauważony, zawsze wywołuje w ludziach jakiś oddźwięk. Zdaniem Łuczewskiego, polski mesjanizm znajduje się gdzieś pomiędzy mesjanizmem Starego a Nowego Testamentu, czerpiąc z obu tych źródeł (Łuczewski 2008: 94). Polacy zawsze utożsamiali się z figurą cierpiącego Sługi Jahwe, Dawida jako króla-proroka i samego Izraela, cierpiącego narodu, zmierzającego do swej Ziemi Obiecanej. Nie można jednak zapominać, że od samego początku jesteśmy narodem chrześcijańskim, więc zawsze bliska nam była opowieść o Bogu, który stał się człowiekiem, by zbawić każdego człowieka. Z tego Łuczewski wyprowadza wniosek, że ponad wszelkimi historiozofiami, jakie pojawiały się w polskiej historii i literaturze, znajduje się dążenie do naśladowania Chrystusa, do coraz pełniejszego realizowania zasad chrześcijaństwa. Kryzys mesjanizmu przyszedł wraz z oświeceniem. Łuczewski wskazuje na oświeceniowych antychrystów, uosobienia oświeceniowego antymesjanizmu. Bardzo ciekawie przeciwstawia trzem biblijnym królom-magom (Mt 2: 1−12) trzech „królów nowoczesności”: Kartezjusza, Machiavellego i Hobbesa (K+M+H). Ich rola w nowożytnym antymesjanizmie – zdaniem Łuczewskiego – jest nie do przecenienia. „Machiavelli, czyli arcydiabeł” w Księciu zachowuje co prawda cechy mesjasza, jest to jednak mesjanizm wypaczony, pozbawiony wymiaru męczeństwa, które jest oznaką słabości, nieskuteczności, poddania się złu. Prawdziwy mesjasz musi być uzbrojonym prorokiem, prorokiem-wojownikiem, musi posiadać „duchową moc Mojżesza”, wymuszającego swoją władzę przemocą (Łuczewski 2009: 28−31). „Hobbes, czyli bestia” umacnia makiaweliczny obraz władzy, argumentując za 86 Sebastian Gałecki bezsensownością męczeństwa (tamże: 40) i zastępując proroka suwerenem, wykładającym z mocą prawo. Z chrześcijańskiego Mesjasza, łączącego w sobie wymiar prorocki, królewski i męczeński, pozostaje jedynie król. „Kartezjusz, czyli zły demiurg” (tamże: 31−36), ostatni z trzech „królów nowoczesności”, neguje mroczny wymiar rzeczywistości, odrzuca istnienie zła, kłamstwa, możliwości bycia zwodzonym. Unicestwiając ryzyko przegranej, Kartezjusz niweczy także potrzebę mesjasza, króla-wybawcy. Odtąd liczyć się zaczyna jedynie skuteczność i pragmatyzm − Kartezjański rozum, twarda ręka Księcia i Hobbesowska umowa społeczna. Antychryst – a zatem i antymesjanizm – ujawnia się wszędzie tam, gdzie „mówimy za Machiavellim o politycznej virtù, gdy za Hobbesem mówimy o mocy państwa, gdy zapominamy o Atenach i Jerozolimie, żeby budować swój wymarzony Rzym. Słychać go zawsze, kiedy zaczynamy wierzyć, że własną duszę należy złożyć w ofierze dla ważnej sprawy, dobrej instytucji, sprawnego państwa” (tamże: 48−49). Dziki kraj antymesjanistów Współczesna Polska, mimo swojej mesjanistycznej przeszłości, jest dziedzicem oświeceniowego antymesjanizmu. Można mówić o pewnym polskim pseudomesjanizmie, który chciałby godzić te dwie sprzeczne ze sobą tendencje. Zapomina się o ścisłym związku między moralnością i polityką, o tym, że u podstaw każdej prawdziwej transformacji społecznej musi stać przemiana duchowa jednostki; dziś „mówiąc o transformacji, nie mamy na myśli metanoi, lecz przemiany strukturalne” (Łuczewski 2008: 91). Nawet ci, którzy niegdyś byli charyzmatycznymi prorokami i męczennikami za sprawę − Łuczewski wymienia między innymi Adama Michnika i Jacka Kuronia − po uzyskaniu władzy „króla” porzucili drogę mesjanizmu, negując to wszystko, czemu poświęcili swoje życie, za Łuczewski odczytuje słynne słowa Mirosława Drzewieckiego, że „Polska to dziki kraj” co cierpieli prześladowania, co rozpoznawali jako prawdę. „Postdysydenci” stali się antymesjanistami. Łuczewski mówi wręcz, że postmesjanizm stał się metodą walki byłych mesjanistów i idealistów z tymi, którzy chcieliby ich pokonać porzuconą przez nich bronią (tamże: 86). Jednocześnie gdzieś pod powierzchnią ukrywa się wśród Polaków swoista mentalność mesjanistyczna. Tak Łuczewski odczytuje katastrofę smoleńską i słynne słowa Mirosława Drzewieckiego, że „Polska to dziki kraj” (Łuczewski 2011: 118−139). Odwołując się do teorii René Girarda, Łuczewski dokonuje interpretacji tragicznej śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego jako „złożenia ofiary”, poświęcenia „kozła ofiarnego”. Polska jest dzikim krajem, który można zrozumieć jedynie przez przywołanie apokaliptycznej historiozofii: „katastrofa smoleńska pokazała ukryty i ukrywany związek katechonu z apokalipsą”. I dalej: „Te dramatyczne wydarzenia powinny skłonić Polaków do refleksji. Ale zrobiliśmy wszystko, żeby potraktować je jako wypadki, zbiegi okoliczności, odstępstwa od normy” (tamże: 120). Ideologia oświecenia, ugruntowana jeszcze przez postdysydentów, uniemożliwia Polakom postrzeganie podobnych wydarzeń w naturalnej dla nich perspektywie mesjańskiej. I dlatego − pisze Łuczewski − Polska, zamiast wybrać prawdę, opowiada się po stronie katechonu, powstrzymującego i ukrywającego za wszelką cenę apokalipsę. Co zatem proponuje Michał Łuczewski? Przestać walczyć z religijnym wymiarem polityki i powrócić do charyzmatycznego mesjanizmu. Ortodoksyjny (w rozumieniu „Czwórek”) mesjanizm prowadzi do dwóch społeczno-politycznych konsekwencji. Po pierwsze, „mesjanizm jest siłą negatywną i burzycielską – antypolityczną i antyekonomiczną”, jego celem nie jest żadna transformacja ustrojowa, restrukturyzacja, lecz metanoia, nawrócenie w sensie moralnym. Z tego wynika konsekwencja druga: charyzmatyczny mesjanizm prowadzi do budowy wspólnoty eschatologicznej i moralnej. Prawdziwa charyzma chce się rozlewać, udzielać się szerokiej społeczności, nie może pozostać zamknięta, tak jak misja prorocka wymusza wyjście poza to, co znane i bezpieczne, a męczeństwo domaga się aktu publicznego. Niestety, jak pokazuje doświadczenie, istnieje trzecia konsekwencja mesjanizmu: degradacja, przeniesienie autorytetu moralnego do sfery całkowicie świeckiej i politycznej. Wówczas to, co mesjańskie, zostaje zredukowane do wymiaru wyłącznie politycznego i pragmatycznego. Mesjanizm przestaje mieć charakter antypolityczny i antyekonomiczny, staje się narzędziem walki politycznej i ekonomicznej. Przykładem takiej transformacji mesjanizmu w postmesjanizm są dla Łuczewskiego Kuroń i Michnik (Łuczewski 2008: 77−78). „Mesjanizm charyzmatyczny” Łuczewskiego można traktować jako przykład praktycznego zastosowania „mesjanistycznej narracji” propagowanej przez Bończę-Tomaszewskiego. Można polemizować, na ile jego wyjaśnianie recepcji katastrofy Smoleńskiej jest trafne, jednak z całą pewnością teoria Łuczewskiego jest ciekawym i inspirującym spojrzeniem na aktualne zjawiska społeczno-polityczne w Polsce. Nie można także nie docenić świeżości interprecji biblijnego mesjanizmu jako warkocza splecionego z trzech (Czterdzieści i) cztery mesjanizmy 87 wątków: profetycznego, królewskiego i martyrologicznego, związanego z duchową charyzmą. Jurodiwy mesjanizm Memchesa Ostatnim z redaktorów „Czwórek”, którego koncepcję mesjanizmu chciałbym przywołać, jest Filip Memches. Pojawia się nieprzypadkowo na końcu. Jego teoria jest najtrudniejsza do zrekonstruowania. Publikował on co prawda w każdym z numerów „Czwórek”, ale zazwyczaj były to recenzje. Niemniej, można z nich wyłuskać dość spójną, choć surową koncepcję. Memches przede wszystkim wskazuje postawy sprzeczne z mesjanizmem. Można wskazać trzy grupy poglądów, z którymi polemizuje. Pierwszą jest optyka prezentowana chociażby przez Francisa Fukuyamę czy Alexandra Kojéve’a: „koniec polityki, koniec historii, koniec człowieka” (Memches 2008: 65-75). Wiara w to, że cały zachodni świat – a wraz z nim Polska – wkroczyły w etap posthistorii, gdzie żadne zmiany nie są już potrzebne, należy jedynie zachować status quo, jest nie tylko naiwna, ale także deprawująca. Drugą postawą, z którą polemizuje Memches, jest mieszczański konformizm, stojący u podstaw liberalnego populizmu, który wierzy w to, że da się uniknąć cierpienia i żyć w ziemskim raju. Ów antypasjonizm, sprzeczny tak z judaizmem, jak i z chrześcijaństwem oraz z powszechnym doświadczeniem, zostaje uznany za fundament cywilizowanych, postmodernistycznych społeczeństw. Cnoty mieszczańskie wyparły cnoty rycerskie, polityczna poprawność zastąpiła prawdę, public relations stoi ponad dobrem wspólnym, a fałszywy pacyfizm spowodował zmierzch odwagi (Memches 2009: 279−280). Wreszcie trzecią antymesjańską postawą jest szukanie za wszelką cenę świętego 88 Sebastian Gałecki spokoju i wiara w postęp: „swoją duchową niedojrzałość ujawnia polityka, której celem jest «święty spokój». […] Ale takich cudów nie ma. Wolna, niepodległa Polska jako ziemski raj to utopia. Mamy tu bowiem do czynienia z – niby dojrzałą, bo zrodzoną z rzekomego odczarowania świata, a jednak w istocie naiwną – wiarą w postęp. Dziś jest niedobrze, ale jutro będzie lepiej, a pojutrze Bycie mesjanistą to zgoda na bycie jurodiwym będzie jeszcze lepiej itd. – czyż nie tak myśli sobie osobnik ukąszony postrzcheścijańskim, nowożytnym optymizmem? Lepiej jednak nie będzie. Będzie tak samo” (Memches 2011c: 144–145). Wiara w to, że ludzkość rozwija się linearnie, dążąc do jakiegoś mitycznego raju na ziemi, jest fundamentalnie postchrześcijańska i utopijna. Trzeba się zgodzić z Memchesem, że dzisiejsi politycy przypominają znacznie bardziej mieszczan niż rycerzy walczących o prawdę, dobro i wolność. Niestety, „czas się przyznać – jesteśmy kastratami i impotentami! Nie stawiamy oporu współczesnemu Lindberghowi1, bo nie mamy do tego chęci i sił. A tych, którzy to robią, nierzadko nazywamy oszołomami […] bądź fanatykami i traktujemy jak wariatów, degeneratów lub jaskiniowców z maczugami” (Memches 2009: 280-281). Określenie dziś kogoś mianem fanatyka czy radykała wyklucza go z cywilizowanego dyskursu politycznego, podobnie jak zarzut o homofobię czy o niechęć wobec Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Liczy się święty spokój, nienarażanie się nikomu – bo wkrótce przecież i tak będzie lepiej. Memches przeciwstawia tak rozumianą postpolitykę prawdziwemu patriotyzmowi, który musi kosztować, który wiedzie przez krzyż (Memches 2011c: 145). Bohaterem staje się Cyprian Kamil Norwid, który zmarł w paryskim przytułku dlatego, że nie chciał się wpisać w oczekiwania współczesnych: „On zawsze był, jest i będzie awangardowy, kontrkulturowy. Szedł, idzie i będzie iść pod prąd. Jako autentyczny mesjanista nigdzie nie zagrzeje miejsca” (tamże: 147). Bycie mesjanistą to również zgoda na to, że będzie się niezrozumianym i nieakceptowanym – to zgoda na bycie jurodiwym (Memches 2008: 70−71; Memches 2011c: 155). Chowając się za Włodzimierzem Sołowjowem, Memches konstatuje: „Jeśli Polacy jako naród będą chciali zachować swoją chrześcijańską tożsamość, to czeka ich ciężki los. Chrześcijanie wśród niechrześcijan mają taki sam status, jak barbarzyńcy pośród ludzi cywilizowanych. Ale chrześcijaństwo to w istocie barbarzyństwo: to bycie wszędzie kimś obcym, niezakorzenionym, to bycie pielgrzymem. Obraz zmasakrowanego ciała Syna Bożego, przedstawiony w filmowym misterium Mela Gibsona Pasja, przeraził i zgorszył niejednego «cywilizowanego» katolika, chcącego na każdym kroku życie uładzać i oswajać” (Memches 2008: 71). Nie ma trzeciej drogi: albo ciepła posada, szacunek sąsiadów, stabilizacja i święty spokój, albo zachowanie chrześcijańskiej tożsamości, opinia barbarzyńcy, los bezdomnego pielgrzyma. Mesjanizm Memchesa to pogodzenie się z rolą i życiem jurodiwego, Bożego szaleńca, który nie potrafi iść na kompromis za cenę prawdy, w którą wierzy. Mesjasz czy mesjanizm? Spróbujmy podsumować powyższą poczwórną analizę. Nikodem Bończa-Tomaszewski postawił dwie tezy: po pierwsze, że nie istnieje wspólna doktryna neomesjanizmu (2011: 160); po drugie, że mimo swego zróżnicowania mesjanizm pozostaje „sposobem polskiego myślenia” (2009: 24). Wydaje się, że obie tezy są prawdziwe. Wyraźnie widać, że nie jest łatwo opisać mesjanizm środowiska „Czterdzieści i Cztery”, należy raczej mówić o kilku mesjanizmach różniących się pod wieloma względami. Wskażmy choć kilka różnic. Mimo że wszyscy autorzy odwołują się do biblijnego mesjanizmu, pojmują go w różny sposób. Najbardziej rozbudowaną interpretację znajdziemy w mesjanizmie charyzmatycznym Łuczewskiego, gdzie pojawia się rozumienie mesjasza jako charyzmatycznego proroka, wojownika i męczennika. Ale już u Tichego mesjanizm nominalnie jest chrześcijański, choć w rzeczywistości stanowi kontynuację starotestamentalnego oczekiwania na przyjście Mesjasza. Memches pisze raczej tylko o tożsamości chrześcijańskiej, zaś Bończa-Tomaszewski niemal w ogóle nie rozwija tego wątku. Inne różnice widać w kwestii praktycznego wymiaru mesjanizmu. Zaryzykuję twierdzenie, że koncepcje Tichego i Memchesa w żaden sposób nie znajdują eksplikacji praktycznej, autorzy ci zajmują się raczej kondycją współczesnego świata i człowieka. Z kolei narracja mesjanistyczna Bończy-Tomaszewkiego jest wyraźnie ukierunkowana na działanie i politykę. Podobnie Łuczewski testuje swoją teorię na niedawnych wydarzeniach polityczno-społecznych. Kto wie, czy właśnie rola neomesjanizmu nie dzieli najbardziej wielkiej czwórki. Tichy chce jedynie czekać na Mesjasza i wypatrywać znaków nadchodzącej apokalipsy; Bończa-Tomaszewski i Łuczewski mają konkretne propozycje wykorzystania mesjanizmu, a Memches – nie wskazując konkretów – oczekuje od mesjanistów działania, choć z góry spodziewa się ich porażki. Można wymienić też kilka elementów, co do których powyższa czwórka jest zgodna. Wszyscy krytykują oświecenie. Tichy (Czterdzieści i) cztery mesjanizmy 89 radykalnie sprzeciwia się oświeceniowej wierze w człowieka, którą przeciwstawia chrześcijańskiemu optymizmowi eschatologicznemu. Bończa-Tomaszewski polemizuje z oświeceniowym przecenianiem wolności jednostki i odrywaniem jej od wymiaru wspólnotowego. Łuczewski pisze o trzech „królach nowoczesności”, którzy przyczynili Mesjanizm nie może skłaniać do traktowania życia doczesnego wyłącznie jako poczekalni się do oświeceniowego antymesjanizmu. Wreszcie Memches krytykuje wiarę w postęp ludzkości i liberalny populizm odrzucający prawdę na rzecz „świętego spokoju”. Zresztą, krytyka niezaangażowania, świętego spokoju oraz oddzielenia polityki od moralności i teologii również jest wspólna całej czwórce. Podobnie jak zgoda co do historiozoficznego postrzegania rzeczywistości. Tichy ten element neomesjanizmu akcentuje najmocniej, ale jest on obecny również u Bończy-Tomaszewskiego (mesjanizm jako polskie „przeżywanie nowoczesności” i „sposób myślenia”), Łuczewskiego (próba wydobycia sensu katastrofy smoleńskiej) i Memchesa (patriotyzm wiodący przez krzyż). Warto na sam koniec zapytać, czy neomesjanizm „Czwórek” jest zgodny z tym, jak mesjanizm postrzega Kościół katolicki. Choć Rafał Tichy oskarża pokonstantyński Kościół o zdradę mesjanizmu, wciąż pozostaje on największą wspólnotą odwołującą się do orędzia Mesjasza. W dwóch kwestiach redaktorzy „Czwórek” mają z całą pewnością rację. Po pierwsze, krytykowany przez nich mesjanizm polityczny z jego utopijnymi obietnicami raju na ziemi jest rzeczywiście sprzeczny z Ewangelią: „Chrześcijański realizm z jednej strony docenia godne pochwały wysiłki 90 Sebastian Gałecki zmierzające do przezwyciężenia ubóstwa, z drugiej zaś ostrzega przed postawami ideologicznymi i mesjanizmami, które podsycają iluzję, że na tym świecie możliwe jest całkowite zlikwidowanie problemu ubóstwa. Stanie się to jedynie wtedy, gdy Chrystus powróci i znowu będzie z nami, już na zawsze” (Papieska Rada „Iustitia et Pax” 2004: 183). Po drugie, droga tych, którzy chcą być uczniami, rzeczywiście wiedzie przez krzyż: „Jezus, obiecany Mesjasz, zwalczał i przezwyciężył pokusę mesjanizmu politycznego, cechującego się dominacją nad narodami (por. Mt 4: 8–11; Łk 4: 5–8). Jest On Synem Człowieczym, który przyszedł, «żeby służyć i dać swoje życie» (Mk 10: 45; por. Mt 20: 24−28; Łk 22: 24−27). Swoich uczniów, spierających się o to, kto z nich jest największy, Pan poucza, aby byli ostatnimi i służyli wszystkim (por. Mk 9: 33–35), wskazując synom Zebedeusza, Jakubowi i Janowi, pragnącym zasiadać po Jego prawicy, drogę krzyża (por. Mk 10: 35−40; Mt 20: 20−23)” (tamże: 379). Zarazem jednak mesjanizm nie może skłaniać do traktowania życia doczesnego wyłącznie jako poczekalni, a tak można interpretować wypowiedzi Rafała Tichego. Prawdą jest, że na tym świecie nie nastanie raj, nie zostaną zlikwidowane choroby ani ubóstwo – ale, jak poucza Kościół, to do nas, chrześcijan, należy troska o chorych, bezdomnych i głodnych. Prawdą jest też, że droga uczniów Chrystusa wiedzie przez krzyż, lecz krzyża nie należy rozumieć tylko w sensie martyrologicznym lub pasyjnym, lecz także jako wzór służby i miłości bliźnich. Wydaje się więc, że z różnorodności idei, składających się na neomesjanizm, należy odrzucić te, które mogą usprawiedliwiać bezczynności w imię oczekiwania powtórnego przyjścia Mesjasza lub wypatrywania znaków nadchodzącej apokalipsy. Kościół wyraźnie wskazuje obowiązki, jakie mamy wobec świata: ewangelizacja, szerzenie w świecie „ewangelicznych wartości”, czynienie rodziny ludzkiej i jej historii bardziej ludzką, przemiana stosunków społecznych i tak dalej (Papieska Rada „Iustitia et Pax” 2004: 49−55). Bierne wyczekiwanie na powrót Mesjasza nie jest ewangelicznym mesjanizmem; musi to być wyczekiwanie aktywne, połączone ze służbą światu. Przypominając słowa Jezusa: pierwsze trzeba czynić i drugiego nie zaniedbywać (Łk 11: 42). Wyraźnie widać, że zdaniem Kościoła właściwą perspektywę mesjańską daje nie Apokalipsa św. Jana, lecz Ewangelie. Tym, którzy chcieliby za motto chrześcijańskiego mesjanizmu przyjąć słowa z Dziejów apostolskich: „uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba” (Dz 1: 10), trzeba przypomnieć, że tę postawę potępili aniołowie: „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?” (Dz 1: 12). Chrześcijański mesjanizm jest wejściem w misję Mesjasza, Jezusa Chrystusa, służbą bliźnim i jednocześnie oczekiwaniem na dopełnienie − a nie zastąpienie − naszej pracy przez Jezusa w czasie Paruzji. Perspektywa akowca, który w oczekiwaniu na wybuch powstania je, pije, czyta i płodzi dzieci, o ile w ogóle jest prawdziwa, nie może się stać perspektywą chrześcijanina. To, co robimy tu i teraz, rzeczywiście nie jest ostateczne, ale nie jest też tymczasowe: „Nic nie zostanie utracone z tego, co czynię teraz. W przeciwieństwie do apokaliptyki teologia nowotestamentowa traktuje teraźniejszość bardzo poważnie. […] Jeśli panowanie Boga nie rozpocznie się tutaj i nie przemieni naszego życia, to nie stanie się to również na tamtym świecie” (Lohfink 2006: 173−174). Prawdziwie ortodoksyjny mesjanizm potrafi połączyć patrzenie w górę i przed siebie z rozglądaniem się wokół siebie. Tylko taki mesjanizm może i powinien być „sposobem myślenia” – nie tylko polskiego, ale i chrześcijańskiego. Przypisy: 1. Philip Roth napisał alternatywną biografię Charlesa Lindbergha, wybitnego amerykańskiego pilota, przeciwnika udziału USA w II wojnie światowej, w której Lindbergh zostaje prezydentem i w imię populizmu wprowadza reżim nazistowski. Co dalej? Więcej o współczesnej debacie o mesjanizmie w tekstach Marka Kaplity, Marka Przychodzenia i Błażeja Skrzypulca. 91