Moje ulubione miejsce we wszechświecie
Transkrypt
Moje ulubione miejsce we wszechświecie
Str. 14 Spod ławki Moje ulubione miejsce we wszechświecie Moje ulubione miejsce we wszechświecie nie jest duże jak na skalę wszechświata, lecz jest mocno zróżnicowane. Można powiedzieć, że jest to kompleks miejsc, lub wiele miejsc blisko siebie. Pytanie brzmi, czy chcecie o nich przeczytać. Odpowiedź jest jedna – musicie. Zastanawia mnie w jakiej kolejności to opowiedzieć. Poziom uwielbienia ma rosnąć czy wręcz przeciwnie? Wybór jest trudny. Podobnym problemem jest sytuacja, w której straciliśmy zwycięstwo w ostatniej akcji meczu z Niemcami, właściwie po czasie spotkania. Należy się smucić czy cieszyć? Przecież przez cały mecz się broniliśmy. Gdyby nie fenomenalny Wojciech Szczęsny, syn Macieja….ale trochę odeszliśmy od tematu. Wybieram drugą wersję, niczym przy rozdawaniu medali olimpijskich. Najpierw opowiem o „brązowym medalu”, w kolejności rosnącej. Już na początku akapitu mam niespodziankę. Trzeciego miejsca nie ma, a nawet jakby było, to i tak zacząłbym od drugiego, gdyż dwójka jest piękną cyfrą, dlatego nie rozumiem, w jaki sposób straciłem ten numer w dzienniku klasowym, ale to inna historia… Zaraz, zaraz…..miałem „urwać się” na cudowne miejsce. Otóż, niebo jest tam wyjątkowo niebieskie, jakby jakiś malarz dodał do zwykłego niebieskiego pół palety boskiego błękitu i wykończył to ostatnim pociągnięciem pędzla, niczym słynny Leonardo przed laty, kończąc Monę Lisę. Wrażenie jest niesamowite, a ja mogę być pewny, że nie nadużywam tego mocnego słowa. Dodając do tego duży fragment zieleni wokoło i złoto-srebrny blask słońca około godziny 09:14, mamy wspaniałe boisko. Jeżeli wam mało, to wspomnę atmosferę oraz wieczną rywalizację. Coś pięknego, a to dopiero druga pozycja na mojej ale bądźmy jak Paweł Wojciechowski, który jako jedyny polski tyczkarz w historii zdobył tę najcenniejszą nagrodę właśnie w Korei Południowej. Paradoksalnie był to jedyny nasz medal na MŚ w 2011 roku i największy sukces historii polskiej, męskiej tyczki na Mistrzostwach Świata. W dziwny sposób sprowadziłem statek mojej wypowiedzi na zły kurs. Może dla innych nie jest to coś specjalnego, to miejsce, ale dla mnie jest wspaniałym zakątkiem, a o to w tym chodzi. Przepraszam, jeżeli miejsce nie jest zbyt wspaniałe, ale ja nie żartuję i zapewniam, że tu regeneruję energię i odprężam umysł, jednak najwyraźniej za mało, bo piszę głupoty. Kiedy przychodzę ze szkoły, zmęczony jak zawsze całym dniem nauki, robię kilka bardzo znaczących rzeczy. Otwieram barierę między światłem a ciemnością. Wpuszczam kończyny słonecznego światła na kawałek mojej przestrzeni. Ma ono bardzo ciekawą barwę, złotą lekko wchodzącą w pomarańcz. Zasiadam na śnieżnobiałej kanapie, zanurzam się w zadumie, a moja twarz zmienia się. Znika zmęczenie, pojawia się spokój. Mogę wtedy dosłyszeć ciche brzmienie mojego sprzętu, a ja zaczynam odstresowanie. Używam do tego dźwięków gry z mojej przenośnej konsoli. Po pewnym czasie jestem jak nowo narodzony i mogę zająć się czymś innym. Nie jestem pewny, czy ta opowieść nie jest za długa, ale myślę, że chociaż jedna osoba doczytała do końca. Do następnego spotkania Mikołaj Dukiel