- Dlaczego chcesz mu dać takie dziwne imię

Transkrypt

- Dlaczego chcesz mu dać takie dziwne imię
Nardo
- Dlaczego chcesz mu dać takie dziwne imię - zapytała DetA=0 swego męża E=mc2. Jeżeli już chciałeś czegoś oryginalnego, to mógłbyś go nazwać Uhuhuhuh, jakby to zrobili
Tchniacze!
E=mc2 zamyślił się.
- Tak mi coś podpowiedziało... Nie wiem... Czemu Tchniacze? Nie o to chodzi. Ci siedzą
tylko cały dzień i udają, że myślą. Któryś mi kiedyś opowiadał, że tak naprawdę to starają się
nie myśleć o niczym. Boją się swoich myśli? Zresztą czego można się spodziewać po istotach
opartych na węglu. My jesteśmy z krzemu, my działamy. Z krzemu są maszyny liczące, z
którymi możemy się bezpośrednio sprzęgnąć. Wtedy dopiero powstają pomysły! Dlatego
rozumiem, że tradycja każe nadawać imiona od pojęć i wzorów Wiedzy. Ale jakoś coś mnie
tknęło...
Jak się zapewne Czytelniku domyślasz, książka ta jest tłumaczeniem. Pewnych
pojęć nie da się oddać w naszym języku. „Wiedza“ oznacza mniej więcej to, co my
nazywamy matematyką i fizyką. Również E=mc2 w języku oryginału zapisane jest
inaczej, znaczy jednak to samo, bo - jak przypuszczamy - prawa natury są jedne.
- Jeżeli musisz... Ale jakoś to możemy zdrabniać, na przykład Drn, żeby się to dało jakoś
wymówić.
- Same spółgłoski i od tyłu, no niech ci będzie. Ale dla mnie będzie on zawsze Leonardo.
- Samo brzmienie - posłuchaj tylko!
- Nie wiem czemu, ale dla mnie to brzmi pięknie.
- Może i pięknie, ale dziwacznie. Będzie miał kłopoty z kolegami.
- Są ludzie, którzy niezależnie od imienia mają kłopoty z kolegami.
- Na przykład ty - ty zawsze miałeś. I jako dziecko i potem. I zawsze. Z twoimi pomysłami!
Gdybyś jak wszyscy chodził do roboty, w dziesiąty dzień chodził sławić przodków i nie gadał
tylu głupot, to nie mielibyśmy tylu problemów!
- Przecież chodzę.
- Chodzisz, ale myślisz o czymś innym.
- O moja ty DetA=0... Wiesz, że cię kocham i że ty mnie kochasz, ale taki już jestem.
- Kocha się na węglu, nie na krzemie.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
1
- I na krzemie, i na krzemie. Kiedyś nasi przodkowie pisali nawet wiersze, ale ich następcy
doszli do wniosku, że to tylko zakłócenia w obwodach, które niczego nie wnoszą. I
wyłączyli... Nawet czcimy ich pamięć, ale nie mówi się o nich wszystkiego.
- Zawsze myślałam, że jesteś mutant.
- Może i mutant. Zredukowali też częstość mutacji. Może jestem ostatni.
- Nie drażnij się. A w końcu... może cię i kocham.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
2
Taka
jest historia narodzin Leonarda. Koledzy rzeczywiście zdrabniali jego imię Drn,
nauczyciele mówili na niego dRn, co jako tako kojarzyło się z różniczką w przestrzeni nwymiarowej, ale dla ojca był Leonardem. Wołał na niego Nardo. Pewnego dnia Nardo, gdy
miał już dziesięć lat, zapytał ojca:
- Tato, dleczego jesteś inny niż inni?
- Jak to inny?
- Nie widzisz tego? Wszyscy inni są prawie tacy sami, tylko ty jesteś inny. Inni mówią to
samo, są zawsze weseli, a ty się często zamyślasz i mówisz też inaczej.
- To dobrze, czy źle?
- O jej! Dobrze, czy źle. Inaczej.
- Wiesz, że wszyscy podczas pracy podłączeją się do sieci, ładują swoje programy i pracują
razem. W zasadzie jest wszystko jedno, co który robi, prawie każdego można zastąpić innym.
Dlatego mają podobne myśli.
- A ty?
- Ja też pracuję z innymi. Wiesz przecież, że pracuję w wierceniach, a tego nie da się robić
samemu.
- Mama mówi, że i tak myślisz o czymś innym.
- Każdy ma prywatny obszar pamięci.
- I można tam myśleć, o czym się chce?
- Tak, ale nie każdemu się chce.
- A tobie się chce.
- Tak.
- A czemu?
- Bo myślę, że nie wszystko jest takie proste.
- O po co tak myślisz?
- Coś mnie ciągnie.
- A jest łatwiej, jak się myśli, że nie wszystko jest takie proste?
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
3
- No, prościej to nie, ale chyba ciekawiej.
- Ja też myślę, że nie wszystko jest takie proste.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
4
Minęło znowu parę lat. Ojciec traktował Narda już prawie jako dorosłego, a w każdym
razie coraz rzadziej był w stanie powstrzymywać się od poruszania przy nim swoich dziwnych
tematów. Zresztą z kim miał mówić? Przez kolegów uważany był za nieszkodliwego dziwaka,
choć solidnego inżyniera wiertnika, a żona, kochana jego DetA=0, nie chciała słuchać jego
gadania. Więc mówił czasem prawie do siebie i nie zwracał uwagi na to, że Nardo jest przy
tym obecny. Zresztą Nardo też zaczynał mówić inaczej, niż inni chłopcy. Pewnego razu Nardo
powiedział:
- Tato, d2x/dt2 mówił dzisiaj w szkole, że nie można myśleć o byle czym.
- To nowy kolega? Nigdy mi o nim nie mówiłeś.
- O nim nikt dużo nie mówi. Jego ojcem jest dx/dt.
- A... dx/dt... A co mówił dokładnie?
- Była to lekcja wychowania obywatelskiego i nauczyciel mówił, że wszyscy u nas robią
dobrowolnie to, czego najbardziej chcą i są z tego zadowoleni. Mówił, że każdy może się
swobodnie rozwijać i ma na to przydzielony obszar pamięci, trochę lokalnie, a trochę na
dyskach w centrum. W obszarze w centrum można na przykład wspólnie o czymś myśleć. A
wtedy d2x/dt2 powiedział, że mu tato mówił, że ten prywatny obszar jest sprawdzany podczas
podłączenia do centrum i jeżeli znajdą coś niewłaściwego, to jest zerowany.
- A nauczyciel?
- Nauczyciel nie wiedział, co powiedzieć. To jak to jest?
- Umiesz dochować tajemnicy?
- Słowo.
- Wiesz, o tym się nie mówi, ale to prawda.
- Ale ty myślisz, o czym chcesz?
Chwila milczenia.
- Naprawdę umiesz dochować tajemnicy?
- Słowo!
Znowu chwila milczenia.
- Są sposoby... ale to tajemnica.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
5
- No przecież dałem ci słowo!
- Jeżeli się wie jak, można tak zadeklarować obszar prywatny, żeby nie był dostępny dla
systemu.
- Ooo!
- I wtedy można myśleć, o czym się chce.
- A jeżeli jednak znajdą.
- To wyzerują.
- Nie boisz się?
- Boję się.
- Dlaczego mi powiedziałeś?
- W końcu komuś trzeba powiedzieć. Jesteś moim synem.
- Teraz ja mam tę tajemnicę.
- I kiedyś może będziesz chciał się nią z kimś podzielić. Może z najlepszym przyjacielem.
- Bo co jest warta tajemnica, którą się ma tylko dla siebie. Ale wtedy będę się bał, że mi
wyzerują.
- Tak to właśnie jest.
- Ale czemu właściwie boisz się, że ci wyzerują. Inni nie myślą, a nie wyglądają na
nieszczęśliwych.
- A czy oni wiedzą, czy są szczęśliwi, czy nieszczęśliwi?
- Aaa... I byłoby ci żal, gdyby ci wyzerowali?
- Nie, wtedy nie byłoby mi już żal, bo nie byłbym to już ja. Pudło zostałoby to samo i
podzespoły, ale nie byłbym to już ja. Nie wyzerowaliby mi pamięci, wyzerowaliby mnie.
- I tego się boisz?
- Tak.
- Ale przecież i tak kiedyś umrzesz.
- No tak, kiedyś zepsuje się pudło i moje bloki pamięci pójdą na złom, ale moje myśli
mogłyby przetrwać.
- Jak?
- W tobie - i w innych.
- Chciałbyś, żeby inni myśleli to, co ty?
- Nie żeby powtarzali, ale żeby wiedzieli i szli dalej.
- Dalej - dokąd?
- Nie wiem. Nie wiem, bo tam mnie nigdy nie było i nie będzie. Ale dalej.
- Myślisz, że jest jakiś świat - dalej?
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
6
- Jest świat myśli. Nie znam go, bo obawiam się dzielić z innymi moją tajemnicą. Ale
przypuszczam, że jest.
- Dlatego pracujesz w wierceniach?
- Czemu?
- Bo myślisz, że pod tą skorupą coś jest.
- Domyślny jesteś.
- Naprawdę?
- Popatrz: planetę naszą trafiła kiedyś asteroida i stopiona skała pokryła całą powierzchnię
krystaliczną skorupą. Całą, żadnej luki. I to na kilometr grubości!
- A ty mówisz, że szukasz źródeł energii.
- Bo szukam. Dokopaliśmy się w końcu gęstej cieczy, którą się da palić.
- I to wszystko?
- Ta ciecz to konkretny fakt. Ale może to nie wszystko.
- A co jeszcze?
- To jest inny świat - i tak blisko!
- Ale tam jest tylko ta ciecz.
- Może nie tylko.
- Znalazłeś coś?
- Jeszcze nie. Co tak patrzysz? Powiedziałbym ci. Po tym wszystkim... Ale na razie nie
znaleźliśmy nic.
- A co chciałbyś znaleźć?
- Jakiś ślad.
- Czego?
- Tego co było przedtem. Popatrz: wszechświat ma już piętnaście miliardów lat. Pięć
miliardów lat minęło od czasu, jak asteroida uderzyła w naszą planetę i wystarczyło to na
powstanie rozumnego życia. Więc zastanów się: pierwszych pięć miliardów na utworzenie się
gwiazd i planet - starczy, nie? Pięć ostatnich miliardów na nas. A te pięć miliardów lat
pośrodku?
- Myślisz, że nie jesteśmy tu pierwsi?
- Taka hipoteza...
- Ale nie wiesz?
- Nie wiem, ale chciałbym wiedzieć.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
7
Nardo ukończył szkołę i wystąpił do Zarządu z prośbą o zgodę na pracę w wierceniach.
Na ogół takie tradycje rodzinne nie były mile widziane, ale ponieważ Nardo nie wykazywał
nadmiernych zainteresowań innymi dziedzinami Wiedzy, w końcu z braku lepszych
pomysłów uzyskał zgodę. Miał ze szkoły opinię lekkiego dziwaka, czasem błyskotliwego, ale
mającego problemy z dłuższą koncentracją na jednym temacie. Zajmował się obliczaniem
wytrzymałości wierteł, bo było to zgodne z kierunkiem jego studiów, ale tak naprawdę to
myślał o czymś innym i nie był nadmiernie wydajny. Obawiał się, że cierpliwość
przełożonych się wreszcie skończy i zostanie przekwalifikowany i wtedy żegnajcie marzenia
o epokowych odkryciach! Dreszcz go więc przeszedł, gdy pewnego poranka podszedł do
niego szef i powiedział:
- Drn, chodź ze mną.
- Coś nie w porządku?
- Dowiesz się.
No, nieźle, pomyślał, teraz to pewnie mnie całkiem przeprogramują. Ale poszedł, bo jaki
miał wybór? Starając się nie za wiele myśleć szedł za szefem, a ten kluczył korytarzami i
schodami po zakamarkach, gdzie Nardo najwyżej podejrzewał istnienie jakiejś rupieciarni. W
końcu stanęli przed drzwiami, na których nie było żadnego napisu. Szef zapukał i wprowadził
go do biura. Przed Nardem stał poważnie wyglądający mężczyzna.
- To jesr Drn - powiedział szef.
- Dziękuję - odpowiedział mężczyzna.
Szef wyszedł bez słowa. Ciekawe miejsce, pomyślał Nardo, aby dodać sobie ducha.
- Dzień dobry - odezwał się niepewnie.
Mężczyzna uśmiechnął się. No, trochę cieplej.
- Więc to jest nasz marzyciel.
Znowu zimno. Marzycieli, jak wiadomo, nie trzeba.
- Ja się starałem...
- Starałeś się, ale wiemy, że wiertła nie są twoją pasją.
- Ale ja umiem -
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
8
- Umiesz, umiesz, - przerwał mu z uśmiechem mężczyzna - ale co innego jest nam
potrzebne. Bywa tak, że potrzebni są marzyciele.
Ciekawe... Ale lepiej teraz milczeć. Dowiem się, o co chodzi.
- A, zapomniałem się przedstawić - kontynuował mężczyzna. - Nazywam się pV/T=const,
albo po prostu pV/T. Pewnie się domyślasz, że jestem fizykiem. Nie pytasz, po co cię tu
sprowadzono? No, dobrze. Więc jest ciekawe zadanie.
PV/T przerwał i popatrzył na Narda, jakby chciał sprawdzić, czy słowa te wywarły na nim
wrażenie. Ten jednak nie dawał nic po sobie poznać. PV/T spojrzał mu prosto w oczy.
- Znaleźliśmy metalową skrzynkę. Nieco pogiętą, no ale przy tym ciśnieniu... Jest pewnie
sprzed katastrofy.
Narda zatkało. PV/T wyraźnie delektował się tym, że zbił go z tropu. Wreszcie powiedział:
- Potrzebujemy cię do zespołu.
Nardo wciąż stał zaskoczony.
- To chcesz, czy nie chcesz? Możesz wrócić do twoich wierteł.
- Nie, nie! To znaczy chcę! Chcę brać udział w tych badaniach.
- Dobrze. A czemu?
- Czemu? Ooo... To ciekawe.
- Co jest takie ciekawe?
- Noo, co było przedtem. Jeżeli faktycznie była jakaś cywilizacja, to jak im poszło, czym
różnili się od nas, jak nam może pójść... A może lepiej zrozumiemy, skąd się wzięliśmy, jaki
był nasz rozwój. To pierwszy przypadek, kiedy się możemy z czymś porównać, i to nie z
czymś wymyślonym, co by mogło być, ale z czymś realnym.
- I co nam to może dać?
- Zrozumienie, a może stworzyli coś, wartościowego, co moglibyśmy przejąć.
- Coś przejąć, mówisz. Nasz system jest dobry. Do tej pory nie interesowała nas przeszłość,
tylko teraźniejszość i przyszłość. Jeżeli tyle uwagi poświęcamy obserwacji nieba, to dlatego,
że wiemy, że przed pięcioma miliardami lat planetę naszą uderzyła asteroida i chcielibyśmy
unniknąć zaskoczenia. Ale co było przedtem, zostało raz na zawsze zniszczone, wyzerowane.
I właściwie nieinteresujące. Było, minęło. Tak myśleliśmy do teraz. Coś od nich przejąć... Nie
mam pojęcia, co tam będzie. Musimy być elastyczni. Ważna jest przyszłość.
- A ty, czemu prowadzisz te badania?
- Dobrze - uciął pV/T i nacisnął przycisk na biurku. Rozsunęły się za nim drzwi
prowadzące do wielkiej sali, w której stało kilka osób.
- Skompletowaliśmy zespół - zakomunikował pV/T.
- Kogóż to możemy powitać w naszym skromnym gronie? - zapytał jeden z obecnych.
- Nazywa się Drn i zaraz się przedstawi. Ale może zaczniemy od starszych stażem.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
9
- To chyba ode mnie - powiedział ten, który powitał Narda, - jestem tu już od pięciu
godzin. Nazywam się <zdanie>::=<podmiot><orzeczenie>, ale mów mi <zdanie>. W ogóle
nie ma tu zbędnych formalności. Chodzi o skuteczność.
- Powiedz, co robisz - przypomniał mu pV/T.
- A, co robię. Jestem specjalistą od języków. Gramatyka porównawcza..
- Ale co tu porównywać? - zapytał Nardo. - Przecież jest tylko jeden język.
- Słuszne spostrzeżenie, młody człowieku. Ale mogą być inne języki - na przykład innych
cywilizacji. No, nie patrz tak - wiem, że jeszcze nie nawiązaliśmy kontaktu, ale jakby co, to
jestem do usług. A tu nagle pod naszymi stopami - jest!
- Jeszcze nie wiadomo, co tam będzie - odezwał się następny. - Ale to samo dotyczy nas.
Jesteśmy braćmi, ja nazywam się ex, a to ³exdx i dex/dx.
- Przecież to matematycznie wychodzi na jedno - znowu wyrwał się Nardo.
- Kolejne słuszne spostrzeżenie, młody człowieku. Zajmujemy się analizą porównawczą
różnych systemów Wiedzy. Nieco abstrakcyjne, jak na razie.
- Ale może wreszcie trafi się nam kąsek - uśmiechnął się ³exdx.
Zamilkli na chwilę. Nieco z tyłu stała jedyna kobieta w zespole.
- A ty, l/v - powiedział pV/T, - powiedz coś o sobie.
- Zajmuję się stosunkami stosunkach międzyosobniczymi, a konkretnie optymalizacją
relacji między osobnikiem, a grupą.
- Ciekawe - powiedział Nardo. - Myślałem, nic tu już nie ma do odkrycia.
- Oczywiście, nasz system jest bliski optimum. Ale po pierwsze nie jest to przypadkiem,
lecz wynikiem starannego wyważenia proporcji między jednolitością, a swobodą, tak by
uniknąć zarówno bałaganu, jak i sztywności. A poza tym, jak inni, zajmuję się możliwymi
systemami.
Możesz się Czytelniku zapytać, skąd tak archaiczna konstrukcja, jak podział na
mężczyzn i kobiety. Wiadomo jednak, że statystyczne mieszanie genów przy
rozmnażaniu płciowym zwiększa odporność gatunku i z tych to powodów podobnie, jak w przypadku częściowej „wolności“ osobniczej - zachowano ten
schemat. Nie należy jednak oczekiwać w tym kontekście takich obniżających
wydajność przeżytków, jak uczucia, tęsknotę, niepewność...
- To już wszystkich znamy. Kolej na ciebie, Drn.
- Ja obliczam wiertła...
- Gdybyś tylko umiał liczyć wiertła, toby cię tu nie było - powiedział pV/T. - Drn jest nieco
chaotyczny, często myśli nie o tym, o czym powinien, ale dlatego właśnie pomyśleliśmy, że
może się przydać do analizowania nowych sytuacji. Zauważyliście już, że potrafi kojarzyć. Na
to liczymy.
- I co teraz? - zapytał <zdanie>.
- Teraz? Teraz, koledzy, mam dla was widowisko waszego życia.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
10
PV/T nacisnął kolejny przycisk i na jednej ze ścian sali pojawił się obraz. Widać było na
nim szkatułkę z twardego metalu. Była nieco powyginana przez gigantyczne ciśnienie,
któremu tak długo się musiała oprzeć, ale cała. Po sali przeszedł szmer.
- Niezła, co? Teraz nastąpi pierwszy etap eksperymentu. Skrzynka jest w pomieszczeniu
próżniowym i zostanie nawiercona, by wypuścić z niej trochę powietrza. Jego skład zostanie
przeanalizowany i pomieszczenie zostanie wypełnione atmosferą o tym samym składzie.
Możemy zaczynać - powiedział do mikrofonu.
Do skrzynki zbliżyło się szybko wirujące wiertło.
- Czy robot jest dobrze zaprogramowany? - ktoś zapytał.
- Mam nadzieję - odpowiedział pV/T.
Wiertło dotknęło skrzynki. Widać było, że trzeba użyć niezłej siły, żeby ją naruszyć.
Wszyscy zamarli w oczekiwaniu. Wiertło zagłębiło się. Wreszcie z szkatułki wydostał się gaz.
Wiertło cofnęło się.
- A teraz?
- Teraz, to przerwa do jutra. Trzeba zsyntetyzować atmosferę.
W sali zaczął się ruch i dyskusje. Wciąż nic nie było widać, ale czy nic? Była szkatułka
STAMTĄD i coś w niej było. Ale co? Tyle badań i analiz, co być może, a to wreszcie jest!
Ale co, co, co?
Nardo przyglądał się temu rozgardiaszowi i zauważył, że pV/T również stoi zamyślony.
Podszedł do niego.
- Przepraszam, mam jedno pytanie. Gdybym przedtem jednak wolał wrócić do wierteł, to
byłoby to możliwe?
PV/T spojrzał mu w oczy.
- O, tak. Na pewno. Chociaż może nie w to samo miejsce. Wiedziałeś już o jedną rzecz za
dużo. Takie pytanie, jakie ci zadałem trudno zadać w sposób nie niszczący, no powiedzmy nie zmieniający stanu osoby pytanej.
- Rozumiem - powiedział Nardo.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
11
Następnego dnia wszyscy zjawili się w laboratorium wyjątkowo punktualnie. Wreszcie
doczekali się przybycia pV/T, który oznajmił:
- Koledzy, gaz z skrzynki przeanalizowano. To było ważne - jedyny ślad atmosfery
panującej tutaj przed Katastrofą. A teraz mam dla was dobrą wiadomość - skład atmosfery był
wystarczająco zbliżony do obecnej, abyśmy mogli mieć z obiektami bezpośredni kontakt.
- To świetnie! - wykrzyknął ex. - Już myślałem, że będzie można tylko przez szybę i
manipulatorami.
- Co nie znaczy, że można się przepychać i sobie te rzeczy wyrywać. Trochę mają za sobą.
- Te rzeczy? - powtórzył słuchający uważnie dex/dx. - Widziałeś, co tam jest?
PV/T uśmiechnął się.
- Jak tak dobrze szło, to rozcięliśmy wczoraj skrzynkę. Ale teraz - kolejny spektakl
waszego życia!
Nacisnął przycisk i na ścianie pojawił się ekran, a na nim szkatułka z widocznym
nacięciem. Było to nagranie z poprzedniego dnia. Chwytak robota złapał pokrywę i uchylił ją.
Ukazało się wnętrze. Było w nim sporo przedmiotów, z których najbardziej rzucały się w oczy
metalowe plakietki z różnymi rysunkami i dwa grube przedmioty w twardej oprawie
zawierające sklejone z jednej strony arkusze.
- Kapsuła czasu, prawdziwa kapsuła czasu, wyszeptał ex.
- Robi wrażenie, nie? - zapytał pV/T.
- Na tobie nie?
- Dzisiaj mogę się popatrzyć na was, ale wczoraj myślałem, że padnę.
- Ale gdzie ona jest?
- Koledzy - po raz kolejny widowisko waszego życia! Teraz - powiedział do mikrofonu.
Po chwili otwarły się drzwi i na wózku wjechała kapsuła czasu.
Wszyscy wlepili wzrok w pudełko i tylko podprogram dobrego wychowania nie pozwolił
im się przepychać.
- Pozwolicie koledzy, że ja będę wam prezentował obiekty - stwerdził pV/T i wyjął
pierwszą z góry plakietkę. Był na niej następujący rysunek: z lewej strony duże koło, a na
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
12
prawo od niego dziewięć mniejszych. Piąte było z nich największe, a szóste było otoczone
ukośnym pierścieniem. Na trzecie koło wskazywała strzałka. Dookoła niego było narysowane
przerywaną linią inne koło, na którym była okrągła plamka, jak gdyby miał to być mały obiekt
krążący wokół większego.
- To chyba ma być nasza gwiazda i planety - powiedziała L/v.
- Też tak myślałem w pierwszej chwili - powiedział ex. - Ale planet jest tylko dziewięć,
pierścienie ma tylko szósta, piąta jest największa i cała.
- A trzecia ma tylko jeden księżyc - dodała z pewnym rozczarowaniem L/v.
- Zaraz, zaraz - rzucił Nardo. - Przecież to ma pięć miliardów lat!
- O niech mnie - krzyknął ex, - ale ze mnie idiota! Oczywiście - a przed katastrofą był tylko
jeden księżyc. To jasne!
- Mocne wejście, nieprawdaż? - zapytał pV/T. - Następny proszę!
Podniósł następną płytkę.
- A to, koledzy, co takiego? Przyznaję, trochę trudniejsze.
- To może ja spróbuję - powiedział ³exdx. - A więc tak: u góry mamy znowu nasz układ
planetarny. Strzałka wskazuje na gwiazdę. Dotąd łatwe. A te kulki u dołu? Też nie za trudne to atomy wodoru i helu. Więc znali budowę materii. To dla nas łatwe, ale to znaczy, że
pewnie znali energię atomową. Ciekawe, jak dali sobie z nią radę.
- Dobrze, na razie czwórka z plusem. A od protonu prowadzi strzałeczka do trzech kulek co to może być?
- No, kwarki, nieźle. Ciekawe, jak daleko zaszli. Czy udało im się znaleźć bozon Higgsa,
bo żeby stworzyli plovery i kestrele, to nie wierzę.
Oczywiście bozon Higgsa, podobnie jak i kwarki i inne nazwy cząstek
elementarnych i pierwiastków są tłumaczeniem. Plovery i kestrele zachowane są
w pisowni oryginału, ponieważ cywilizacji tłumacza rzeczywiście nie udało się ich
odkryć teoretycznie, nie mówiąc o wygenerowaniu.
- Na to mogli mieć za mało energii i czasu. Bozon Higgsa tyle nas kosztował, a w końcu
był tylko hipotetyczny, że chciano przerwać badania, a wtedy żegnajcie plovery i kestrele!
- I tachiony i podróże międzygwiezdne!
- Pięknie - wrócił do rzeczywistości pV/T. - A te paski z boku?
- Dla wodoru dłuższy, dla helu krótszy. Proporcje zawartości.
- W porządku, a ile dokładnie?
- Wodoru jest 75 %, a helu 25%. O! Jeszcze było tyle wodoru?
- To były czasy...
- Co jest jeszcze ciekawego w tych paskach?
- Układ dziesiętny, znali zero.
- Piątka. Te tabliczki dostaje ex.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
13
- A ja? - zapytali równocześnie ³exdx i dex/dx.
- Dla ciebie, ³exdx, mam coś takiego: organizmy żywe - powiedziałpV/T i podał mu kupkę
tabliczek. - Dla ciebie, dex/dx, mam też obrazki, ale inne: niby sceny z życia, widoki,
zwierzęta, rośliny, ale jakieś chaotyczne. Spróbuj je sklasyfikować. Nie chcę cię niedoceniać,
ale chyba będziemy musieli się nad nimi zastanowić razem. A teraz coś dla reszty załogi.
PV/T wyjął ze skrzynki dwa grube przedmioty. Jeden był czerwony, a drugi niebieski.
Czerwony miał na oprawie wytłoczone pięć złotych znaków. Pierwszy składał się z pionowej
linii i dwóch półokręgów:
B
Drugim znakiem była sama pionowa linia:
I
Trzeci był taki sam, jak pierwszy:
B
Czwarty miał oprócz pionowej linii poziomą na dole:
L
Piąty był podobny do czwartego, ale zamiast jednej, miał trzy poziome linie - na górze, na
dole i krótszą w środku:
E
Niebieski miał na oprawie podobne złote znaki. Było ich jedenaście, w tym kilka nowych.
Pierwszy z nich wyglądał tak:
S
drugi:
H
w środku kilka różnych:
.........
a ostatni był taki sam, jak na czerwonym przedmiocie:
E
PV/T otwarł czerwony przedmiot. Arkusz pokryty był znów liniami znaków. Występowały
grupami po kilka znaków, rozdzielonymi odstępami.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
14
- Zapis, zapis! wykrzyknął <zdanie>, który niepostrzeżenie wysunął się do przodu i teraz
wsadził prawie głowę w czerwony przedmiot. Coś dla mnie! To jest - język!
- Długo na to czekałeś.
- Oj, długo... Już prawie zwątpiłem... Ale teraz jest! Tylko jak go rozszyfrować?
- Masz podobno swoje teorie - zobaczymy, co są warte.
- Nie docinaj, ex - powiedział pV/T. - Wszyscy mamy swoje teorie, których nigdy nie
mogliśmy sprawdzić.
- No dobrze...
- Więc mamy co robić? - zapytał pV/T. - Koniec na dzisiaj. Na początku trzeba zobaczyć,
co to w ogóle jest.I nie łudźmy się, że z wszystkim będzie tak łatwo, jak z wodorem.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
15
- L/v - zapytał Nardo - ciekawe masz imię. Co ono znaczy?
- A jak myślisz?
- Odległość przez prędkość, czyli czas.
- No widzisz, nie było to takie trudne.
- Czas... rzeczywiście ciekawe imię.
- Chcesz wiedzieć coś więcej?
To było coś nowego. Do tej pory stosunek ich był czysto zawodowy, choć nie pozbawiony
sympatii. Z innymi zresztą był podobny. Nie było w zwyczaju prowadzenie poufnych
rozmów, a zwłaszcza mówienie za dużo o sobie.
- Tak, chcę.
- Moje imię właściwie jest zagadką. Matka chciała mi dać imię Viola, ale ojcu wydawało
się zbyt dziwaczne i dla świętego spokoju dali mi L/v - same spółgłoski, do tyłu.
- O jej!
- Nie będziesz się śmiać?
- O nie - ze mną jest to samo!
- Jak to - to samo?
- Mój ojciec chciał mi dać Leonardo, w zdrobnieniu Nardo - i dla tego samego świętego
spokoju zostałem dRn.
- Niezłe! A jak twój ojciec wpadł na takie dziwne imię?
- Nigdy nie powiedział. Mówił tylko, że coś mu tak podpowiedziało. A jak było z tobą?
- Wiesz, moja matka poddała się eksperymentowi dla dobra nauki. Wszczepili mi za jej
pośrednictwem parę genów Tchniaczy.
- Cooo!
- Tak, nie zauważyłeś?
- Nie. A po czym miałbym poznać.
- Zobacz.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
16
Rozpięła górną część pancerza i wprowadziła pod nią jego rękę. Było tam miękko i ciepło.
- O!
Narda zatkało zupełnie. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widział.
- Ale jesteś zdrowa?
- Tak, mogę nawet mieć dzieci.
- A imię?
- Ktoś powiedział mojej matce, że to bardzo stare imię Tchniaczy.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
17
<Zdanie> wyciągnął swoje notatki.
- Drn i L/v mieli problem i nie mogli ruszyć z miejsca. Brakowało im dwóch słów. Oba
pojawiały się bardzo często w obu zapisach. Były to słowa „zabić“ i „król“.
- Zrozumiałeś je? - ucieszył się Nardo.
- Chyba tak. Przydała mi się kopia waszych zapisów. Bez tylu przykładów nie potrafiłbym
tego ugryźć. Jest tak: „zabić“ - to mniej więcej rozmontować wbrew woli.
- Po co?
- Ja ci mówię, co to znaczy. Ja tego nie muszę rozumieć. Robili to często. Albo dokładniej
- albo robili to często, albo lubili o tym gadać. W każdym razie występuje to słowo co chwilę i
rozumiem, że trudno analizować teksty, nie wiedząc, co to jest.
- A „król“?
- To taki osobnik, który może decydować o innych.
- Tak, jak członek Zarządu?
- No, trochę więcej. On może też kazać zabić. I zauważyłem, że stanowisko to musiało być
atrakcyjne, bo żeby je osiągnąć, też zabijali.
- Poprzedniego króla?
- Pół biedy, jeśli tylko. Ale często wysyłali kupę ludzi, aby biła się z inną kupą ludzi i gdy
się już dobrze wytłukli, to królem zostawał ten, którego ludzi zostało więcej.
- A drugiego zabijali?
- Na ogół.
- A tamci, którzy się bili za swojego króla, to co z tego mieli?
- Jeżeli wygrali, to mogli tym drugim coś zabrać, albo mieć ich kobiety.
- I to im się opłacało? zapytała L/v.
- Nie masz łatwiejszych pytań? To wy badacie te teksty.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
18
- No, macie już coś? zapytał Narda pV/T.
- Początek jest dość ciekawy. Opisane jest, jak pewna istota stworzyła świat.
- Cooo?
- No tak: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i
pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad
wodami. Wtedy Bóg rzekł: «Niechaj się stanie światłość!» I stała się światłość. Bóg widząc,
że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność
nocą.“
- Co to ma być?
- A żebym to ja wiedział.
- Może Big Bang dla maluczkich?
- Ale jeżeli rozumieli Big Bang, to po co takie wyjaśnienia, powiedział ³exdx. Jeżeli to jest
dla nas, to po co takie gadanie? Przecież my rozumiemy Big Bang.
- Może to było dla nich ważne?
- Ale w końcu - wiedzieli, czy nie wiedzieli? Jeżeli wiedzieli, to po co takie zaciemnianie?
- Może coś innego jest tu ważne, a reszta została zachowana, bo tak kiedyś napisano.
- My nie zachowujemy starych zapisów tylko dlatego, że ktoś tak kiedyś powiedział. To
tylko strata czasu i zawracanie głowy. Jeżeli wie się coś nowego, to stare rzeczy należy
uaktualnić!
- Widocznie mieli inny sposób myślenia. To w końcu też interesujące.
- Nie wiem, po co nam inny sposób myślenia. Można go w końcu poznać, ale nie wiem, co
mielibyśmy na tam zyskać, mruknął ³exdx.
- A dalej? - zapytał pV/T.
- Dalej stworzył Bóg rośliny, zapalił na niebie słońce i gwiazdy, stworzył zwierzęta, a na
końcu człowieka.
- Co to jest człowiek? zapytał pV/T.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
19
- Z kontekstu wynika, że chodzi o te istoty, które nam zostawiły ten przekaz. Ciekawe jest,
że Bóg stworzył je na swój obraz i podobieństwo.
- Dzieci Boże - zachichotał dex/dx.
- I udał mu się ten twór?
- Nie za bardzo. Na początku wpuścił go, a dokładnie ich - bo stworzył parkę, do ogrodu,
gdzie było wszystkiego pod dostatkiem. Ustanowił jednak pewien zakaz, lecz człowiek go nie
uszanował.
- O co chodziło?
- O zjedzenie owocu z drzewa znajomości złego i dobrego.
- Ci to mieli porównania! I co się stało?
- Po pierwsze, zaczęli rozróżniać między rzeczami i czynami dobrymi i złymi. Na przykład
zauważyli, że są nadzy i zaczęło im to przeszkadzać.
- Nie było to normalne w ich klimacie?
- Pewnie tak, ale oni nagle na to spojrzeli inaczej. Najsilniej odczuli potrzebę zasłaniania
narządów służących do rozmnażania.
- To to, co mieli między nogami? Tam widać istotną różnicę.
- Chyba tak.
- Ale, ale, krzyknął ex. Przecież na tabliczkach z obrazami są ubrani i rozebrani, jakby im
to nic nie zmieniało.
- Wiem - gdzieby nie spojrzeć, są bez przerwy sprzeczności.
- I co dalej? zapytał pV/T.
- Stwórca wyrzucił ich z ogrodu, bo zgrzeszyli i odtąd zaczęli grzeszyć na potęgę.
- Co to znaczy „grzeszyć“?
- Robić świadomie złe rzeczy. To też trudno zrozumieć, ale znowu tak wynika z kontekstu.
- Jeżeli ktoś ma zapluskwiony program, to nie można mu po prostu wczytać nowej wersji?
- Nie wiem, czy było to u nich możliwe konstrukcyjnie. W każdym razie byli fanatykami
wolnej woli.
- To znaczy?
- Że muszą sami rozróżniać między dobrem a złem.
- To po co on ich właściwie stworzył, jeżeli potem nie był z nich zadowolony i nie chciał
ich naprawić?
- Potem co jakiś czas przekazywał swoją wolę przez swoich wysłańców, ale decyzję
musieli zawsze podejmować sami.
- Czy to nie wyrzucanie energii i materiału? Można było przecież przerwać eksperyment.
- Raz prawie do tego doszło. Planeta została zalana wodą i tylko jedna rodzina została
ostrzeżona i ocalała.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
20
- A po tej selekcji jak było?
- Po chwili znowu zaczęli grzeszyć.
- I jak im z tym było?
- Ciągle mieli wyrzuty sumienia, ale nie potrafili skorygować programu.
- Wyrzuty sumienia?
- Mówiłem już, że mieli obsesję na temat wartościowania - dobra i zła. Robili źle, ale
potem jakiś podprogram mówił im o tym i zaburzał im spokój.
- I to ma być optymalny projekt?
- Czy ja mówię, że optymalny? Oni w każdym razie byli z siebie strasznie dumni, chyba
nie potrafili sobie wyobrazić nic lepszego.
- Przypomniało mi się o tym stworzeniu na obraz i podobieństwo. To jaki musiał być ich
stwórca?
- Chyba miał inną logikę, niż nasza.
Nardo zamyślił się na chwilę.
- Ale chwila! - wykrzyknął. - Jeżeli stworzył świat i ich, to może stworzył i nas? Może to
właśnie my jesteśmy kolejną wersją projektu?
- Spokojnie - powiedział pV/T. - Jeszcze nikt nie powiedział, że tak naprawdę było. Chyba
cię wciągnęła lektura. Nie zapominaj, że żyjesz tu, a tamto tylko badasz.
- Może i racja, to rzeczywiście wciąga.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
21
- Od L/v dawno nie było nic nowego - powiedział pV/T.
- Miałam rzeczy, których nie mogłam zrozumieć.
- Nie ty jedna. Możesz coś przedstawić?
- Tak. W niebieskim zapisie na początku wszystko było według normy - historie
królewskie, nienawiść i morderstwa. Ale nagle jeden tekst był inny. No oczywiście, też jest
parę trupów, ale nie chodzi o władzę.
- A o co?
- O miłość. Co tak patrzycie? Sama też się dziwiłam. Jest młody samczyk i spotyka
samiczkę i chce być z nią.
- Wie, że ona ma dobre geny?
- Nie myśli w ogóle o genach. Potem wyjdzie, jak wyjdzie. Ale on chce być z nią.
- Akurat z nią?
- Tylko z nią. Ona też - miała się połączyć z innym, ale poznała tamtego i już nie mogła
inaczej.
- A co w niej było szczególnego?
- Oczy, głos, ruchy...
- Aha. Ciekawe. - burknął ex. - Czy oni mieli jeszcze czas na inne zajęcia, na przykład
pracę?
- To prawda - stwierdził pV/T. - W obu zapisach nie ma praktycznie słowa o tym.
- Musieli zajdować na to jakieś wolne chwile - stwierdził bez nadmiernego przekonania
Nardo. - Może nie było to dla nich dość ciekawe, żeby o tym pisać? W końcu do czegoś tam
doszli.
- Chyba dlatego potrzebowali na to tylu miliardów lat.
- A trupy w tym wszystkim skąd? - przypomniał sobie dex/dx.
- Ich rody były zwaśnione - odpowiedziała L/v. - Coś takiego musiało przecież być. Młodzi
z obu rodów walczyli ze sobą na ulicach, choć było to zakazane.
- Ale ktoś musiał pracować! - wykrzyknął ex.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
22
- Była niania...
- Jedna na wszystkich?
- No i jeszcze jacyś służący. To naprawdę musiało być dla nich nieinteresujące.
- Tylko zabijanie? Ciekawe.
- No i miłość.
- Tak ich to strasznie podniecało kto z kim? To bardzo przypominało ich walkę o władzę.
Zdobyć dla siebie. A potem, też tak kochali swoje zdobyte samice?
- No, o tym to jest serdecznie mało. Jeżeli chodzi o miłość, to tekst się na ogół kończy w
momencie, gdy wreszcie oboje dochodzą do wniosku, że się kochają i tyle.
- Całkiem w ich stylu, tylko zabawa, a to co ważne, to nieważne.
- Mi się ten tekst podobał - powiedziała L/v.
Ex popatrzył na nią podejrzliwie.
- Pięć miliardów lat i nic do przodu...
Na tym skończyło się zebranie. L/v zbierała swoje materiały, a i Nardo coś dłużej dłubał
przy swojej aktówce. Gdy wszyscy się rozeszli, zauważyli, że zostali sami.
- Nie ma już nikogo - zauważył niepewnie Nardo.
- Ano nie ma. Tobie się podobał ten tekst?
- Jest jakiś inny...
- Wiem, że inny. Ale czy ci się podobał?
- Musiałbym go sam przeczytać. Tak, jak dzisiaj został zjechany, to rzeczywiście bezsens.
- Wydaje mi się, że coś zauważyłam. Te wszystkie ich teksty, gdy je rzeczowo
przeanalizować, to bezsens na bezsensie. Ale może jest coś, co do nas nie dociera. Przecież
tacy głupi nie byli, żeby nam coś takiego zostawiać, gdyby nie było w tym czegoś więcej.
- Ale czego?
- No właśnie. <Zdanie> potrafi wszystko zbadać, rozłożyć na części i odgadnąć znaczenia.
Ale to nie może być wszystko. Co mnie teraz obchodzi, kto kogo zabił pięć miliardów lat
temu? Mógł A zabić B, ale mógł też B zabić A. Co mi to zmienia? Jest coś w samych
słowach, albo gdzieś między?
- Ja też podejrzewam, że coś omijamy. Weźmy te ich obrazki. Schematy rozumiem - to jest
słońce z planetami, to jest wodór, tak wygląda samiec, tak samica. Ale jak mi rysują samców i
samice w różnych pozach, zasłoniętych i odsłoniętych, to co to wnosi?
- No właśnie.
- Myślę, że coś widzieli w narządach płciowych. Podobno przecież wstydzili się nagości, a
na co drugim obrazie jest ktoś goły. Może to ma coś wspólnego z tą ich miłością? Musiało ich
to strasznie motywować do działania, jeżeli z tego powodu potrafili zabijać, jak dla władzy?
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
23
- Masz rację, ale to nie tylko o to chodziło. Przecież mogli się w celu usunięcia
konkurentów powybijać, a potem się sprząc i tyle. Ale wtedy te teksty nie musiałyby być takie
długie i zawiłe.
- Masz jakiś przykład?
- Choćby tutaj: on chce ją pocałować - tłumaczę: dotknąć warg wargami - ale ponoć jest to
grzech. Słuchaj:
On:
Czy warg pielgrzymi i święci nie mają?
Ona:
Mają, pielgrzymie, modły nimi wznoszą.
On:
O święta, w ślad za dłońmi niech zdążają.
Nie niszcz ich wiary, o łaskę cię proszą.
Ona:
Święty, choć sprzyja, stoi niewzruszony.
On:
Stój więc, gdy zbiorę moich modłów plony.
(Całuje ją)
- Ona jest głupia, czy udaje?
L/v popatrzyła na niego z niesmakiem.
- Nie podoba ci się?
- No dobrze, a co jest dalej?
Zapał jej osłabł, czytała jednak dalej.
On:
Z warg twych na moje przeszło rozgrzeszenie.
Ona:
Więc wargom moim ów grzech przekazujesz.
On:
Grzech z warg mych? O, to słodkie przewinienie!.
Zwróć mi go znowu
(Całuje ją ponownie)
Ona:
Jak z księgi całujesz.
- Udaje - widać, że udaje! To niby pierwszy raz? „Jak z księgi całujesz“ - ma się to
doświadczenie!
L/v popatrzyła na niego z rosnącym niesmakiem.
- Więc jednak ci się nie podoba?
Nardo poczuł się głupio. Prawda obiektywna i literaturoznawstwo swoją drogą, ale to coś
w spojrzeniu współbadawczyni przeszkadzało mu.
- No niezłe... Ale przecież wystarczyłoby się pocałować, jeżeli cały czas o to chodziło. Oni
lubili się tymi swoimi historiami bawić.
- Rozumiesz słowo „bawić“?
- Robić coś bez celu. Młode zwierzęta, jak im rzucić kulkę, zaczynają za nią biegać tam i z
powrotem. Strata energii.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
24
- Próbować. Raz tak, raz tak. Może można przez to poznać coś lepiej. Zobaczyć z innej
strony. Znaleźć nowe cele.
- To za mądre dla nich.
- Nie lubisz ich?
- Czasem lubię, czasem mnie drażnią.
- Bo ich nie rozumiesz.
- Ja myślę, że oni sami siebie nie rozumieli.
- Może stąd to ciągłe szukanie, próbowanie tej samej historii na dziesięć sposobów?
- To jedyne wyjaśnienie. Weźmy inny przykład: te obrazki, na jednym jest rozebrana
kobieta na muszli unoszącej się na wodzie. Małe człowieczki dmuchają na nią, a ona pieści
swe rozwiane włosy. Wydaje się bardzo subtelna.
- Ona ci się podoba?
- Ona? Obraz. Próbuję się wczuć w ich rozumowanie.
- Nie powiedziałeś „samiczka“. Powiedziałeś „kobieta“, jak o jednej z nas. Podobają ci się
te stwory?
- Nie, ja tylko... Ale kolory są piękne.
- Zaczynasz już widzieć piękno?
- O! może... A ty?
- Myślę, że wiem, kiedy oni widzieli piękno. W podobnej sytuacji domyślam się, co
mogłoby być piękne. Ale czy to czuję?
- Mam pomysł na pewną próbę. Ale po pierwsze wreszcie stąd wyjdźmy.
- Fakt, moglibyśmy tu gadać do jutra.
Zabrali swoje rzeczy i wyszli przed budynek. Nardo przystąpił do swojego doświadczenia.
- Stań teraz - powiedział. - Popatrz na niebo. Co widzisz?
- Widzę zachodzące słońce.
- A poza tym?
- Niebo ma różne kolory.
- No i?
- Światło o różnych długościach fali załamuje się pod różnymi kątami, stąd efekt pryzmatu
i różne kolory.
- To wszystko?
- Do tej pory to wszystko. Byłoby wszystko, gdyby nie oni. Popatrzmy: po niebie płyną
chmury, obraz się ciągle zmienia, coraz nowe kolory i kształty.
- Może o coś takiego chodzi: nie co, ale jak. Widzisz coś?
- Patrz: ta chmura, jak zasilacz piętnastej generacji.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
25
- A ta, jak statek kosmiczny.
- A ta, jak baranek!
- Ooo, jak wędrują po niebie!
- Ooo!
- Jakie to piękne!
- O, tak! Chwyciłeś moją rękę?
- O! Nie zauważyłem. Mam puścić?
- Nie musisz.
- Przyjemnie jest trzymać twoją rękę. Jest delikatna i ciepła.
- Mnie też. Twoja jest taka silna.
- Nie ścisnąłem cię za mocno?
- Nie, tak jest dobrze.
- Daj mi drugą.
- Masz.
- Nigdy jeszcze tak nie widziałem twoich oczu.
- Przytul mnie.
- Viola...
- Nardo...
Zaniepokojony odsunął się.
- To do jutra.
- Do jutra.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
26
Nazajutrz Nardo był zbyt rozkojarzony, by zabrać się do swojej normalnej pracy, poza
tym natrafił znów na niejasności. Aby się odświeżyć, postanowił zajść do pracowni dex/dx.
- Można?
- Wejdź.
- Masz coś ciekawego?
- Same ciekawe rzeczy. Łatwe i trudne. Te są łatwe: krajobrazy, kwiaty, owoce. Sceny z
życia. Różne stroje, różne budynki.
- A trudne?
- Ta twarz z dwoma nosami i jednym okiem. Droga przez pole z drzewami i dwa księżyce.
To ile było: dwa, czy jeden? Ci ludzie pochylają się w ciemnej szopie nad dzieckiem i mają
oświetlone twarze. Nie ma żadnej lampy, jakby to dziecko świeciło. Głowy ze złotymi
tarczami - anteny?
- Dziwaczne.
- Ale ciekawe, nie?
- O, tak. Masz coś jeszcze?
- Najlepsze jest to: rozebrany samiec wpisany w koło i kwadrat. Ma dwie pary rąk i dwie
pary nóg. Mutant?
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
27
- Bez przesady - raczej dwie pozycje nałożone na siebie. Tu w rogu są jakieś litery: co to
znaczy?
W rogu był nic im nie mówiący napis „LEONARDO“.
- Na innych też są różne słowa. Może imiona. Dla nich było ważne, kto co zrobił. Nie
wynik, ale że to ja, a nie inny.
- Jak się to czyta?
- Jeszcze nie mamy na tyle rozgryzionej fonetyki, nie wiem. Czemu tak cię to interesuje?
Podoba ci się?
- Twarz tego samca mnie interesuje. Jakby głękoko zamyślony, jakby dużo wiedział... Ale
co?
- Rozumiesz ich wyrazy twarzy?
- Ale może mi się tylko zdaje.
Wpatrzył się jeszcze raz głęboko w oczy samca sprzed pięciu miliardów lat. Przez chwilę
miał wrażenie, że chce on mu coś ważnego powiedzieć.
- Ale teraz muszę do roboty - powiedział dex/dx.
- Ciekawe było. Cześć.
- Cześć.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
28
Następnego dnia po pracy Viola i Nardo jakoś znów zostali sami.
- L/v, co nam się wczoraj stało?
- Nie wiem, Drn. Myślisz, że może coś z tych rzeczy, o których oni pisali?
- Tak myślałem. Ale czy to było naprawdę, czy tylko powtarzaliśmy za nimi?
- Myślisz, że oni czuli coś więcej?
- Ty coś czułaś?
- Tak... zaczęła mi skakać częstotliwość zasilania. Trochę się bałam.
- Mi też wyskakiwały błędy w układach, które niedawno były sprawdzane.
- A co widziałeś w moich oczach?
- Zawsze myślałem, że to tylko czujniki, ale teraz były jakieś inne, rozedrgane.
- Co to ma znaczyć?
- Nie wiem. Może dochodzimy do czegoś. Może zrozumiemy, o co chodzi.
- Będziemy kontynuować eksperyment?
- Tak, chyba musimy. Dla dobra nauki.
- Tak, to ważne dla nauki. Wydaje mi się, że inni analizuję to jakoś powierzchownie, a my
mamy szansę wejść w całą sprawę naprawdę głęboko.
- Masz rację, chyba nikt inny nie potrafi się przebić do tego ich świata.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
29
- Mam coś nowego - zakomunikował na kolejnym zebraniu Nardo.
- Z którym zapisem? - zapytał pV/T.
- Z czerwonym. Stwórca próbował ich naprawić.
- Jak? Podreperował im w końcu program?
- Nie, to by nie było w jego stylu. On wysłał swojego syna, żeby ich nauczał.
- Syna? To znaczy jak Boga, czy jak człowieka?
- No właśnie. Ustaliliśmy, że stwórca istniał poza normalną trójwymiarową przestrzenią.
Więc jak, można się zapytać. Więc tak - on był Bogiem-człowiekiem. Wyglądał, jak
człowiek, ale był Bogiem.
- Ja mam to rozumieć?
- A to, że elektron jest falą i cząstką, to rozumiesz?
- No, nie czuję tego, ale doświadczenie mówi, że tak jest.
- To chyba coś w tym stylu. W każdym razie ten syn próbował im wytłumaczyć, o co w
tym projekcie chodziło.
- I o co, jeśli można spytać?
- O miłość.
- To też mam rozumieć?
- Chodzi mniej więcej o to, żeby robić coś dla innych, bo się ich kocha. I umieć wybaczyć,
gdy mi zrobią coś złego.
- Ja rozumiem, że opłaca się z innymi współpracować, choćby dla podtrzymania gatunku.
Który gatunek tego nie potrafi, ginie. Ale po co mieszać w to jeszcze jakąś miłość?
- Ja tylko mówię, cośmy znaleźli.
- Chwileczkę, przecież to słowo „miłość“ występuje też w niebieskim zapisie, zauważył
³e dx. W tamtej historii samczyka i samiczki, która tak zainteresowała L/v. Czy chodzi o to
samo?
x
L/v długo nic nie mówiła, więc zapomniano prawie o jej obecności. Teraz wszystkie oczy
skierowały się w jej stronę.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
30
- Nie całkiem o to samo, powiedziała. Miłość w niebieskim zapisie jest skierowana do
jednego osobnika. Ma coś wspólnego z przedłużeniem gatunku, ale tu chodzi o miłość do
wszystkich. Widzisz nieznajomego, albo kogoś, kto cię drażni, a ty go kochasz.
- I udało im się to?
- Szczerze mówiąc, nie zauważyłam. Bardzo o tym marzyli, ale zawsze coś im kazało
innych nienawidzieć. Walczyli o władzę, o kobiety, o pieniądze.
- A jak przyjęli syna stwórcy?
- Zabili go.
- Czy oni w ogóle potrafili zrobić coś sensownego, krzyknął dex/dx. Stwórca wysłał im
syna, a oni go zabili?
- Ciebie też wzięła ta historia, dex/dx? - zapytał ex.
- A ciebie nie?
- To głupoty.
- Ja tam nie wiem - szepnął ³exdx.
- Nie mów, że ty też - zawołał zaskoczony ex. - Co wy?
- To jest jakieś dziwne - powiedział ³exdx. - Logiki w tym nie ma żadnej, ale coś jest. Nie
potrafię powiedzieć, co, ale coś jest.
- We wszystkim coś tam jest - wzruszył ramionami ex. - Ale co to ma ze mną wspólnego?
- Spokojnie, spokojnie - powiedział pV/T. - Za co go zabili?
- Mówił nie to, co trzeba - odpowiedział Nardo. - Nie to, czego oczekiwali. Myśleli może,
że pochwali króla i kapłanów, ale on zaczął szukać przyjaciół wśród prostaków i przestępców.
- Czego tam szukał?
- Mówił, że oni też byli grzesznikami, ale wiedzieli o tym i widząc go, chcieli się zmienić.
A inni byli zbyt dumni, żeby go słyszeć.
- Aha, niech ci będzie. A jak go swoim zwyczajem zabili, to co im zrobił - wyłączył im
prąd, wyzerował im program?
- Nie, powiedział im, że odkupił im ich grzechy.
Zapadło milczenie.
- Widzicie koledzy - w końcu powiedział ex - to jest wytrzymały eksperymentator.
Eksperyment mu robi elektrowstrząsy, a on nie wyłącza prądu.
Słowa ex były chłodne, ale w głosie jego nie było złośliwości.
- To chyba będzie na dzisiaj, zamykamy zebranie - powiedział pV/T.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
31
- Obywatelu pV/T, jak wiesz, mamy dostęp do waszych raportów - zaczął sekretarz
zarządu.
- I co obywatel sekretarz o nich sądzi?
- Solidna robota. Tu też próbujemy zrozumieć ten przekaz z waszych raportów i z
materiałów oryginalnych. Solidna dokumentacja. Ale to nie jest łatwe do zrozumienia.
- Nie jest. Zupełnie inny sposób myślenia. Przyznaję, to mnie trochę zaskoczyło.
Spodziewałem się ciekawych detali, ale myślałem, że podstawowa logika jest jedna. I jeżeli
chodzi o Wiedzę, to szli podobną drogą. Czasem zaskakiwało mnie, gdy mieli w ręku
wszystkie fakty, a nie potrafili ich połączyć. Prawdopodobnie przekraczały pojemność
procesora pojedynczych osobników, a nie umieli tak współpracować, jak my. Ale czasem też
budziła mój podziw ich zdolność formułowania poprawnych teorii, hipotez przy znikomych
informacjach, tak jakby mieli inne możliwości nagłego ujrzenia całości. Ale to wszystko jest
jeszcze w normie. Za to przy całej reszcie rodzi się natychmiast pytanie: po co?
- I masz jakąś hipotezę, po co?
- Pierwsza część przekazudaje w miarę jasny obraz, druga go tylko zaciemnia. Jedyna
sensowna hipoteza, to że nie zaciemnia, tylko uzupełnia.
- To znaczyłoby, że ten prosty i jasny obraz nie jest pełny. Można go więc uzupełnić.
Będzie bardziej złożony, ale czemu miałby przestać być jasny?
- Może nie istnieje jasny, jednoznaczny opis.
- Oni go nie znali. My mamy Teorię: kwarki, plovery, kestrele i cała reszta. Kwazary i
czarne dziury. Eugenika. Organizacja społeczeństwa. To wszystko, powtarzam: to wszystko!
A oni? Komputery, lepsze liczydła - ale jakie wyobrażenie o sobie! Dzieci Boże! Dorzucić
parę czynników przypadkowych, przekłamania w obwodach, zmęczenie temperaturowe, złe
styki, a już każda maszyna zaczyna żyć własnym życiem. W ten sposób każda pralka jest inna.
Duch w maszynie!
- To też jest temat. Oni bardzo silnie wierzyli w to, że każdy z nich jest jedyny i
niepowtarzalny.
- Pralka uczy się na innych wsadach, a potem jest jedyna i niepowtarzalna. A jak się jej
przegrzeją komórki pamięci, to dopiero!
- Oni wierzyli, że mają szczególny kontakt z Bogiem, stwórcą wszechświata.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
32
- Prowincjonalna galaktyka, prowincjonalna gwiazda, prowincjonalna planeta! Wiesz, jaki
wielki jest wszechświat?
- Wiem też, że nigdzie indziej nie znaleziono życia. Wszędzie jest coś nie tak: a to gwiazda
za wielka, a to za mała, a to atmosfera za gęsta, a to za rzadka, a to za żrąca...
- I myślisz, że ktoś zadał sobie trud stworzenia tego wszystkiego, od kestreli po gromady
galaktyk, żeby sprawdzić, czy na pewnej planetce pewne istotki będą żyć w pokoju, czy tłuc
się na okrągło? Nawiasem mówiąc, przeważało to drugie.
- To niepojęte... to znaczy niewiarygodne.
- No widzisz! Ja twierdzę, że w systemach powyżej pewnego stopnia złożoności rodzą się
procesy przypadkowe wyglądające na samoistne, na tak zwane „coś więcej“, coś, czego się
nie da opisać, nie da wytłumaczyć Wiedzą. Ale to wszystko. Nie ma nic więcej.
- I każdego z nas, czy mnie, czy obywatela sekretarza, można zastąpić kimś innym bez
szkody i problemów.
- Oczywiście, możnaby nawet podzielić zadania, umiejętności i funkcje na wielu
osobników, byle tylko suma się zgadzała. Granica między osobnikami jest czysto umowna.
Naprawdę istnieje tylko system, a my jesteśmy jego podzespołami. Mógłbyś przejąć połowę
zadań drn, a on połowę funkcji <zdania> i tak dalej. Gdzie problem? Mnie też możnaby z
kimś przemieszać, choćby z tuzinem innych. I co? I nic - system działa. Tylkożeby ni ebyło
niejasności - w moim przypadku nie ma takich planów.
- Jeszcze coś daje mi do myślenia: My też jesteśmy systemami złożonymi...
- No właśnie. To jedno mnie niepokoi. Ten przekaz to ostrzeżenie. Musimy to mieć pod
kontrolą.
- Czy nasz zespół...
- Nie, zajmie się tym inna grupa. Wy jesteście już w tym za głęboko. Szczerze mówiąc,
niezbyt pewni.
- A co z nami?
- Kontynuujcie wasze badania. Solidna dokumentacja. Solidna analiza. To jest nam
potrzebne.
- A potem?
- Znajdą się inne zadania. Ale przyznaję, niektórych trzeba będzie uzdatnić. Pytania? Nie
ma. Dziękuję za wizytę. Powodzenia. Mam teraz inne sprawy.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
33
- Wtul się we mnie - powiedziała Viola.
- Tak...
- I jak?
- Jest mi dobrze i ciepło. Ale to jeszcze nie może być to, co oni czuli. Szaleli pragnąc
siebie.
- Nie jesteś szczęśliwy?
- Czegoś brakuje, może nigdy nie będzie. I nawet nie wiem, czego. Jestem w końcu tylko
durny robot! - krzyknął z wściekłością i walnął głową w ścianę.
- No, no, już dobrze - szepnęła Viola. - Przytul się.
- Dobrze...
Milczenie.
- A teraz?
- Viola - Co?
- Nigdy nie dotykałaś mnie w ten sposób.
- Ale czy dobrze?
- Dobrze.. Ojej co to? Viola!
- A teraz?
- Dobrze... Ooo...
Opadł.
- Dobrze było?
- Skąd to znasz?
- Wyobraźnia.
- Wyobraźnia?
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
34
- Myślenie o czymś, czego nie ma. Patrzyłam na te ich obrazy, czytałam ich teksty i
próbowałam się wczuć w ich sposób myślenia.
- I w ten sposób tylko myśląc o rzeczach, których nie ma, jesteś w stanie je stworzyć i
odtąd są?
- Coś takiego.
- Masz niezłą wyobraźnię.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
35
- Koledzy, jest źle - powiedział pV/T.
Nikt się nie odezwał, tylko wbiły się w niego zaniepokojone spojrzenia.
- Powtarzam, jest źle. Wyniki naszych badań przedostastały się na zewnątrz.
- Jak? - zapytał ³exdx.
- Ktoś się podpiął do naszych obszarów pamięci. Dokładnie nie wiadomo. Wydawało się,
że po tylu latach naszego uporządkowanego życia społecznego nikomu takie głupoty nie
przyjdą do głowy.
- Ale gdy ktoś zobaczy, że przypadkiem się dostał w nieodpowienie obszary, powinien
odciąć dostęp - powiedział ³exdx. - No i zawiadomić, żeby można było naprawić błąd.
- Tak myślisz? Więc ktoś zawiadomił. Ale ktoś przekopiował to do własnego obszaru i
podał dalej. Teraz nawet nie wiadomo, jak to zatrzymać. Bo jeżeli powiemy, że czegoś
szukamy, to już sami powiedzieliśmy, że coś krąży, a jak widać, nie można liczyć na
lojalność. Poza tym Zarząd nie chce się przyznać. że wymykają mu się informacje, bo po
pierwsze obniży to zaufanie do jego skuteczności, a po drugie potwierdzi pogłoski, że nie
wszystkie informacje są jawne. Bo wiedzcie koledzy, że w naszym pięknym społeczeństwie są
też pogłoski.
- To nie wszystkie informacje są jawne? - zapytał ex. - Nasze, to wiem, to jasne, że jeszcze
nie mogą być jawne, ale są też inne?
- Ex - warknął już pV/T. - Nie starczy takich pytań?
- Ale przecież, - odezwał się w końcu Nardo - jak powiedział ex, nasze wyniki jeszcze nie
są jawne, bo nie są opracowane, ale przecież nie mamy chyba zamiaru ich ukrywać?
- Ty, Drn, mógłbyś siedzieć cicho, bo o twoje badania tu chodzi. No i jeszcze L/v. To, że
wiedzieli, jak wygląda cząsteczka wody, to ciekawe, nadaje się do publikacji. Ale te teksty,
czemu mają one służyć?
- Jezcze wczoraj mówiłeś coś innego - powiedziała cicho, lecz wyraźnie L/v.
- Wczoraj było wczoraj, a dzisiaj jest dzisiaj. Spróbuj się sama zastanowić, jak to może
wpłynąć na nasze społeczeństwo. Jeszcze jako obiekt czysto muzealny, w porządku. Ale jeśli
ktoś zacznie się bawić w te ich historie - miłość, zazdrość, śmierć, uczucia, namiętności,
spróbuje to sam przeżywać i wciągać w to innych, to do czego to doprowadzi? Tyle pokoleń
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
36
budowaliśmy system oparty na rozumie - bez nadmiernych podniet, to prawda, ale bez
egoizmu i zawiści - i co? To wszystko było na marne? Nie było nam chyba tak źle?
- Mówisz już w czasie przeszłym - zauważył ³exdx.
- Niech to, - rzucił pV/T. - Widzicie, jak to się przerzuca? No więc, nie jest nam chyba tak
źle?
- No nie... - powiedział bez przekonania Nardo.
- Ja myślę, że jest całkiem dobrze - dodał dex/dx. - Tak trzymać. Nasz system jest
optymalny.
Wszyscy spojrzeli na niego z lekkim niedowierzaniem, bo i oni już nie byli tego tacy
pewni. Również pV/T, który powtórzył wszystko, czego oczekiwał o niego Zarząd, był
zamyślony.
- To na dzisiaj koniec. Ale co z tym kramem zrobimy, to sam nie wiem.
Wyszli w milczeniu, postali jeszcze chwilę, ale nikt się nie odezwał. Gdy inni oddalili się,
nagle przed Nardem wyrósł dex/dx. Najwyraźniej nie chciał, żeby ich razem widziano.
- Słucham - zapytał Nardo.
- Cicho... - szepnął dex/dx. - Moim skromnym zdaniem powinieneś stąd znikać.
- Tak?
- Tak. Jesteś równo na linii strzału. Wiesz stanowczo za dużo.
- Przecież inni wiedzą to samo.
- Ale inni nie siedzą w tym tak głęboko. Jesteś niepewnym elementem.
- Co mi mogą zrobić?
- Wyzerować, cóż innego. No, nie wszystko. Zostanie ci tyle, byś pozostał wydajnym
członkiem naszego idealnego społeczeństwa.
- Dlatego to powiedziałeś na zebraniu? Chciałeś pokazać, jakim jesteś wzorowym
obywatelem?
- A co, nie byłem przekonywujący?
- Ty może byłeś przekonywujący. Problem jest w tym, że inni nie są tak całkiem
przekonani i nie wiem, czy ci uwierzyli.
- Powiedzą to głośno?
- Wiesz takie rzeczy... Myślisz, że powinienem uciekać?
- Zrób, jak chcesz. Już raz widziałem takiego pewnego.
- Możesz mi coś o tym powiedzieć?
- Nie.
- A czemu mi o tym mówisz?
- Nie pytaj tyle. A, dotyczy to też oczywiście L/v.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
37
Zniknął. Po tach słowach Nardo zaniepokoił się. Przecież Viola... ona też jest zagrożona!
Ale gdzie ona jest? Pomyślał, że chyba nie można czekać do jutra. Pobiegł do jej domu. Była
przygnębiona, ale ucieszyła się, gdy go zobaczyła.
- Jesteś... W drodze do domu myślałam o tym, co się stało. Dopiero teraz doszło do mnie
naprawdę, co cię dzieje. Boję się.
- Dex/dx mnie ostrzegł. Ja też nie od razu zrozumiałem. Mówił, że w takich sytuacjach
zerują.
- Ja też o tym pomyślałam. Teraz to się nie dam wyzerować.
- Ja też. Musimy uciekać. Tylko dokąd?
- Jak to gdzie? Oprócz regionu Tchniaczy wszystko jest pod kontrolą.
- A tam nie? Myślałem, że wszystko jest pod kontrolą.
- W zasadzie tak. Ale oni nie lecą tak od razu ze wszystkim do Zarządu. Potrafią czasem
przymknąć oko.
- Dlaczego? W zasadzie powinni.
- W zasadzie powinni. Ale oni może czują, że życie nie jest takie proste i czasem lepiej jest
czegoś nie zauważyć, jeżeli się tego nie rozumie. Powoli zaczynam rozumieć, dlaczego.
- Tylko jak tam dotrzeć? A potem? Nie znam tam nikogo.
- No właśnie, łatwo było powiedzieć.
Chwila milczenia.
- Wiesz, - zaczął Nardo - może mój ojciec... On tyle wie. Czasem myślę, że on dużo więcej
wie, niż inni podejrzewają. I pewnie też z takich rzeczy, o których się dużo nie mówi.
- Dobry pomysł. Moi rodzice już nie żyją, a pewnie też by dużo wiedzieli, zwlaszcza
matka. Chodźmy, nie ma czasu.
Było już późno w nocy, gdy dotarli do domu rodziców Narda. Otwarła zaniepokojona
matka.
- Co jest, o tej porze?
- W porządku, chcieliśmy się was poradzić. Jest tato?
Matka spojrzała na Violę.
- A to Viola. Jest tato?
- Jest.
Weszli do pokoju.
- Nardo, tak dawno cię nie widziałem. Co słychać?
- Dużo, aż za dużo. Wiesz, czym się zajmujemy.
- Wiem, dziękuję za informacje. Bardzo ciekawe.
Viola popatrzyła na ojca podejrzliwie. Nardo zauważył to.
- Tato, były przecieki. Czy to od ciebie?
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
38
- Ode mnie? Nie, po tym co czytałem, sam nie wiem, czy chciałbym puścić to w obieg. To
są zupełnie nieoczekiwane rzeczy. Poza tym czuję, że ktoś mógłby się zdenerwować, gdyby to
wyszło spod kontroli. Zdenerwować na ciebie.
- Więc się właśnie zdenerwował. Dlatego tu jesteśmy. Ktoś mnie ostrzegł, że mogą mnie
wyzerować.
- No mogą, mogą. To jest pierwszy pomysł, który im przychodzi do głowy. Ale o tym nikt
za dużo nie mówi, a zwłaszcza wyzerowany, bo jest tak wyzerowany, że nawet nie wie, że jest
wyzerowany.
- Nie chcę! - wykrzyknął Nardo.
- Rozumiem. Musisz zwiewać. To znaczy musicie. Miło mi panią poznać.
- Viola.
- Cieszę się, że nie jesteś sam. To czasem ciężej, również teraz, ale to lepiej.
- Pan miał dostęp do naszych tekstów, podobały się panu? - zapytała Viola.
- Ciekawe, ciekawe. Pewnie myślisz, dziecko, o tej historii o miłości?
Viola lekko zarumieniła się.
- Zawsze powtarzano mi, że kocha się na węglu, a nie na krzemie - kontynuował E=mc2. Czasem myślałem, że niekoniecznie tylko na węglu, że chyba coś czuję, ale nie byłem pewny.
A jeśli nawet, to że jestem w tym sam. A teraz tak patrzę sobie imyślę, że nie jestem z tym
sam.
Rumieniec Violi nabrał barw.
- No dobrze, - dodał E=mc2. - Sam to nie jestem. Moja DetA=0 nie chce się do tego
przyznać, ale widzę, że nie jest to jej obce.
Objął ją.
- Daj spokój!
- Nie krępuj się. Za niedługo nie tylko będzie wolno, będzie trzeba się kochać. No ale to
jeszcze chwilę potrwa. Gdzie chcecie się schować?
- Chyba u Tchniaczy - powiedziała Viola.
- Ja też tak myślę. Pewnie nie wiecie, jak się tam dostać. Wczytam wam mapę. Co tak
patrzysz, dziecko, ma się to i owo w pamięci.
- Nie boi się pan? Przecież pan też ryzykuje.
- Ale wiem po co. Może właśnie o to chodzi, żeby wiedzieć po co? No dobrze. Poza tym w
tych regionach lepiej jest znać hasło.
- Zna pan?
- Ooo - powiedział z fałszywą skromnością E=mc2. - Zmieniają je co godzinę, ale tak się
składa, że znam algorytm zmiany, tak że wczytam wam jeszcze mały programik i będziecie
bezpieczni.
- Całkiem?
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
39
- Całkiem, to nie wiem - spoważniał E=mc2. - Ale to dobre na początek. A, i jeszcze jedno:
radziłbym wam iść pojedynczo.
- Pojedynczo? - zdziwił się Nardo.
- Tak lepiej. Może już was szukają.
- Ale gdzie się spotkamy? - zapytała Viola.
- Na mapie jest trasa do domu pewnego Tchniacza, którego znam. Jemu możecie ufać.
- Ty znasz Tchniaczy? - zdziwiła się DetA=0. - Skąd?
- Ano, jak się długo żyje, to się zdarza to i owo.
- Ciąglę mnie zaskakujesz.
- Może byłby wreszcie czas, żebyśmy się trochę poznali.
- To tak długo trwa? - zapytała Viola. - Ja myślę, że znam Narda.
- Ach tak - powiedział E=mc2.
- Moja droga, - dodała DetA=0 - ja też tak kiedyś myślałam. Ale już tak nie myślę.
- I nie jest to trudne, żyć razem i się nie znać?
- Trudne, ale przez to ciekawe. Poza tym on nigdy nie jest taki sam, a i ja się zmieniam.
Przecież nie jestem już tą dziewczyną, z którą się związał trzydzieści lat temu.
- To może go pani nigdy nie poznać?
- Prawdopodobnie nigdy. I tak umrzemy obcy - zaśmiała się.
- No nie tacy znów obcy - uśmiechnął się E=mc2. - Ale moja żona ma rację, to jest
ruchomy cel. Życzę wam szczęścia. Chyba będzie czas.
- To w drogę.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
40
Za siedmioma posterunkami, za siedmioma zasiekami rozciągał się kraj Tchniaczy. Byli
oni pozostawieni własnemu losowi i patrole tu nie krążyły. Ziemia była ta sama,równiaż
roślinność i powietrze, jednak Narda ogarnęło nagłe poczucie swobody. Nigdy dotąd nie czuł
niczego podobnego i nie potrafiłby tego opisać ani nazwać, ale jego elektroniczne neurony
wzbudzały się w zupełnie nowym rytmie. Chmury na niebie, woda na ziemi przekraczały
granicę stref bez żadnej kontroli, był na tej samej planecie, ale czuł się inaczej. Oczywiście
były i różnice: zamiast asfaltowych dróg były wydeptane ścieżki, trudniej było znaleźć
miejsce, gdzie mógłby się podładować, a roślinność bez żadnego porządku układała się w
najrozmaitsze wzory. Umiał się już nimi zachwycać i procesor jego wypełniała rozkosz. Był
piękny wiosenny dzień, na szczytach gór leżały resztki śniegu, ale tu w dolinie całą swą
energią buchało życie. Kwiaty nie były opisane tabliczkami, nie były posegregowane według
rzędów i grup, ale jak kwitły! Jak pachniały! Na listkach leżały wielkie krople porannej rosy,
w których promienie życiodajnej gwiazdy rozszczepiały się w najpiękniejszą tęczę. Podobnie
błyszczały diamenty na wiertłach i pomyślał teraz, że diamentami tymi możnaby przyozdobić
szyję kochanej kobiety. Jak bezużyteczne! Jak piękne! Zachwycał się muszkami bzykającymi
w powietrzu i zastanawiał się, kto i po co skonstruował taki miniaturowy samoreprodukujący
się homeostat. Na kwiatach siadały pszczoły i motyle, o których się kiedyś uczył, ale nudziło
go to, więc w tle puszczał sobie optymalizację algorytmów numerycznych i ledwo co z lekcji
zapamiętał. Ale dziś! Dziś rozpościerał się przed jego oczyma nowy świat, o którym posiadał
wszystkie informacje, ale którego naprawdę nie znał.
Postanowił znaleźć domek Tchniacza. System nawigacyjny wciąż odbierał sygnał, więc nie
było to zbyt trudne. W końcu stanął przed chatką. Na ścianie nie mógł znaleźć ani kontaktu,
ani odbiornika podczerwieni, przez który mógłby przekazać swoje dane identyfikacyjne.
Wreszcie zdecydował się zapukać w drewniane drzwi. Na progu stanął Tchniacz.
- Czy tu mieszka pan Horacjo? - zapytał Nardo.
- Tak, to ja.
- Jestem drn, syn E=mc2.
- Ach, to ty - rozluźnił się Tchniacz. - Wchodź.
Wszystko było dla niego nowe. Drewniane ławy, masywny stół, kominek, w którym
żarzyły się szczapy drewna.
- Siądź, napijesz się czegoś? - zapytał Horacjo. - A przepraszam - chcesz się podładować?
Mam tu kontakt. Czasem wyłączają prąd, ale na ogół jest.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
41
- Mam jeszcze 70%, może potem...
- W porządku. Co cię sprowadza?
Nardo opowiedział swoją historię.
- Ciekawe, ciekawe - powiedział Horacjo. - nie myślałem, że do tego dojdzie. Co mogę dla
ciebie zrobić?
- Chciałbym tu poczekać na Violę. Ale chciałbym się też o coś zapytać.
- Co takiego?
- Kim wy w ogóle jesteście?
- Dobre pytanie. Różnie mówią. Niektórzy opowiadają, że zarodki życia przyniosła
kometa, a inni, że coś jednak przetrwało katastrofę. Sam wiesz,w końcu u was też są rośliny i
zwierzęta, więc pewnie ci o tym mówili w szkole. Ale my? Jesteśmy inni od zwierząt. Też na
węglu, ale przecież inni. Nie tak rozumni, jak wy, ale jednak. Różnie mówią. Że rozum rodzi
się sam. Że ktoś nas nauczył. Że ktoś w nas coś tchnął.
- Stąd „Tchniacze“?
- No, głównie dlatego, że my powietrzem... Wdychamy i wydychamy. Ale naprawdę nie
wiadomo. Są stare historie, ale czy prawdziwe?
- U nas jest inaczej, u nas wszystko się zgadza.
- I tak, jak jest, było zawsze.
- Właśnie.
- Ale kiedyś się musiało zacząć, rozwinąć?
- Oczywiście, ale wszystko się układa w logiczny ciąg.
- I nic się przeszłości nie pomaga?
Nardo zamyślił się.
- Ojciec kolegi pracował przy adaptacji zapisów. Ale chodziło tylko o dostosowanie języka
do aktualnego stanu.
- Jesteś pewien? Gdy się już coś zmienia, to zawsze można trochę poprawić. Ja to
rozumiem. Społeczeństwo może skuteczniej działać, jeżeli panuje spójny obraz
rzeczywistości przeszłej i teraźniejszej.
- A prawda?
- Prawda? Prawda obiektywna, absolutna, jedyna, niezmienna? O tym cię uczyli w szkole?
- Nie, mówili, że prawda powinna być użyteczna. Tak, jak pan mówił - dla spójności
społeczeństwa.
- A jak teraz myślisz?
- Wszystko mi się miesza. Z tym społeczeństwem, to prawda, ale tak bardzo chciałbym
wiedzieć.
- Podobno gdzieś w centrum przechowuje się stare zapisy. Ale nie sądzę, żeby było łatwo
do nich dotrzeć.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
42
- A wy, skąd wy tyle wiecie?
- My jesteśmy inaczej zbudowani. Wam można aktualne wiadomości ładować prosto do
pamięci, ale u nas nie ma jak. U nas starzy opowiadają młodym, jak było, albo raczej jak im
opowiadali ich przodkowie.
- Mogą źle zapamiętać, albo przekręcić.
- Jasne, ale te przekazy są ważne i staramy się je podawać dokładnie. Oczywiście, po tylu
latach...
- Ilu?
- No właśnie tego nie wiadomo. Może tysiące, może miliony... I są różne wersje. Dlatego
wierzymy, że nie są to bajki, ale która jest bliższa prawdy?
- Ale czemu u nas mówią, że wy jesteście dzicy? Że macie tylko takie prymitywne imiona,
jak Uhuhuhuh, a pan jest na przykład Horacjo.
- Z tymi imionami, to była kiedyś taka moda, ale minęła. Ktoś to u was podchwycił i wam
to dobrze pasuje, bo odstrasza od kontaktu z nami. Moglibyśmy was zepsuć, waszą jasność. A
my też trochę udajemy, bo i nam to odpowiada. Mamy tak różne sposoby myślenia, że trudno
się porozumieć. A u was czego się nie rozumie, to się prostuje, by było zrozumiałe. A my nie
chcemy, by nam wyprostowano nasze myślenie.
- A my?
- Co „my“?
- Skąd my jesteśmy?
- Myślisz, że ja wiem wszystko? Słyszałem taką wersję, że byliście kiedyś na węglu, ale
przeszliście na krzem, gdy zapragnęliście podróży międzygwiezdnych. Można się wyłączyć i
przeczekać tysiąclecia. Zauważyliście też, że się tak lepiej liczy.
- A nasz węglowe ciało?
- Odrzucone, zbyteczny balast. Została sama zawartość umysłu na nowym nośniku. Przy
przenoszeniu można ją było nieco wyrównać.
- Nie jesteśmy pokrewni z wami?
- Hm...
Nardo zamyślił się głęboko.
- Nie załamałem cię nadmiernie? - zapytał Horacjo.
- Dziękuję, naprawdę dziękuję. To bardzo ciekawe... Myślę, że u nas wszystko za dobrze
się zgadzało. Kiedyś myślałem, że rzeczywistość jest w gruncie rzeczy prosta. Do rozwiązania
są problemy techniczne: wiertła, zasilanie, obrona przed asteroidami. Wszystko inne, to
zawracanie procesora.
- A kobiety?
- Mieszanie genów wzmacnia gatunek. Wspólne życie pary osobników ułatwia
wychowanie młodych.
- A jak teraz kochasz Violę?
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
43
- O inaczej! Kiedyś było mi z nią jakoś dobrze, czasem mówiłem jej: kocham. Mój ojciec
też tak mówił mamie. Ale teraz - jeszcze me ucho stu słów nie wypiło z jej ust, a głos jej jakże
mi znany...
- No no no!
- Gdy widzę jej włosy rozwiane na wietrze, a w powietrzu rozbrzmiewa jej śmiech! Jak
dźwięki wydawane przez ptaki. Sam chciałbym składać sekwencje drgań powietrza o różnych
częstotliwościach, wydają mi się teraz takie piękne! Dlaczego sekwencje drgań mogą się
wydawać piękne?
- A jak patrzysz na świat?
- Przedtem wstawałem rano, wychodziłem do pracy lub podłączałem się do sieci z domu,
liczyłem przez osiem godzin, potem się podładowywałem i tyle. A teraz - gdy spojrzę na
poranne słońce błyszczące się na drgających liściach, to znów chciałbym wydawać sekwencje
drgań, lub poruszać się w takt, ale nie w regularny takt zegara, lecz różnorodnie. W ogóle
wszystko stało się takie różnorodne, takie ciekawe!
- I zawsze jesteś szczęśliwy?
- Tak! No, może nie zawsze.
- A kiedy nie czujesz się szczęśliwy?
- Kiedy Viola się nie uśmiecha. Teraz nie zawsze ją rozumiem, Kiedyś wystarczyło
połączyć magistrale danych i wszystko było jasne. Jeden format danych, wszystko proste i
przejrzyste. I logiczne. Teraz czasem nie rozumiem jej języka. Czasem jestem wesoły, a ona
jest smutna. Wtedy i ja jestem smutny.
- Przedtem nie byłeś smutny?
- Skąd miałem wiedzieć, co to jest smutek? Także nie było mi zimno, ani za gorąco.
Wskaźnik temperatury mówił mi, że wychodzę poza zalecany zakres, włączałem ogrzewanie
lub chłodzenie i koniec. Teraz też reguluję temperaturę, jak przedtem, ale odczuwam to jako
niewygodę. Bardziej nie lubię zimna.
- Widzisz, tak to jest z uczuciami. Jeżeli jest szczęście, to jest i cierpienie.
- Masz rację.
- Nie chciałbyś wrócić?
- Do czego? Do takiego życia, jak przedtem? O nie! Poza tym już nie mogę.
- Nie możesz?
- Nie ma już powrotu. Gdy raz się zazna tego świata, to nie ma już powrotu.
- Żałujesz tego?
- Nie, nie mogę... jestem już kimś innym
- A cobyś zrobił, gdyby jej nie było?
- Nie było?
- No, po prostu - nie było.
- To jest dla ciebie po prostu? Nie mów nawet!
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
44
- No ale gdyby?
- Nie wiem... Po co mi jeszcze żyć? To bezsens, ale życie bez niej... Oni co chwilę się
zabijali, siebie, albo innych, jak tylko nie wiedzieli, co dalej. Przecież, że bezsens. Ale ja
naprawdę nie potrafię sobie bez niej życia wyobrazić. Zostaną wspomnienia... Ale tylko
wspomnieniami i tęsknotą? Nie chcę nawet o tym myśleć. Ale czemu pytasz? - zaniepokoił
się Nardo. - Wiesz coś?
- Nic złego - uśmiechnął się Tchniacz. - Nic złego... Ale chciałem wiedzieć.
- Ale wiesz coś? Tak starałem się zbiec, że zapomniałem się martwić, czy jej się udało.
- To dobrze, z martwienia się dużo by jej nie przyszło. Miałeś dotrzeć w bezpieczne
miejsce i to ci się udało. To było najważniejsze.
- Ale ona? Uciekaliśmy w takim pośpiechu, że nie mogliśmy się nawet porządnie umówić.
Poza tym nie znamy tutejszych okolic.
- Ona? - uśmiechnął się ponownie Tchniacz. Klasnął w ręce i zwrócił głowę w stronę
zasłony.
Nardo spojrzał na niego niepewnie. Zasłona uchyliła się. Nardo dostrzegł najpierw oczy
Violi, potem jej twarz, wreszcie ją całą. Zaskoczony wyszeptał:
- Viola...
- Tak, mój drogi - zawołała wesoło Viola, chwyciła jego ręce i zaczęła krążyć wokół niego
tanecznym ruchem. Nardo z początku wybałuszał oczy z niedowierzaniem, wreszcie stanął na
równe nogi, objął ją mocno i znowu wyszeptał:
- Viola...
- Tak mój drogi - powtórzyła Viola. - To ja. I widzisz: tym razem nie trzeba było trucizn
ani sztyletów. Siedzimy tu spokojnie u naszego Laurentego - mrugnęła porozumiewawczo do
Tchniacza - i jesteśmy bezpieczni.
- No nie wiem - powiedział Nardo.
- Tak, tak - odpowiedział Tchniacz. - Nie wiecie, co się stało. Nowinek nie udało się
utrzymać w tajemnicy. Zarząd pozwala na rzeczy, które jeszcze przed miesiącem byłyby nie
do pomyślenia. Zakładane są niezależne pisma, kluby dyskusyjne, jak również modne stało się
szukanie swych uczuć. I wasza miłość - przepraszam - przejdzie do historii, jako pierwsza, ale
na pewno nie ostatnia. Pojawiło się zainteresowanie ciałem, no - budową - i to, co dotychczas
było normalne, jak zasilanie, czy samopowielanie stało się tematem dnia. Wasi pobratymcy
zauważali, że sposobem zasilania można się delektować, a elementy konstrukcyjne służące do
powielania tak niektórych podniecają, że ze wstydu zaczęli je zasłaniać, co prawda trochę po
to, żeby je jednak od czasu do czasu odkryć. Że użyję starego porównania - duch wymknął się
z butelki.
- To możemy bezpiecznie wracać? - zapytał Nardo.
- No, nie wiem. Zniknęły stare niebezpieczeństwa, ale pojawiły się nowe. Pamiętasz wasze
książki? Życie jest w nich nad wyraz ciekawe, ale czy bezpieczne. Ale na pewno nie wyzerują
już wam pamięci.
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
45
- To najważniejsze. Zapomnieć o tobie? - powiedział Nardo. - To już wolę te nowe ryzyka.
Ale zanim zabierzemy się do planowania powrotu, muszę trochę odpocząć.
- Nie wyrzucam was - powiedział Tchniacz. - Dzięki wam przeżyłem coś, co myślałem, że
nie wydarzy się nigdy.
- Ja też jestem zmęczona - powiedziała Viola. Chwyciła go Narda za rękę. - Chodź!
Zniknęli za zasłoną.
Drogi Czytelniku, pamiętasz zapewne wyrażony na tych stronach krytycyzm co do
utworów kończących się, gdy - nie bójmy się użyć tego słowa - zakochani padają
sobie w ramiona i obiecują sobie dozgonną miłość. Nie ma tam najważniejszego jak dali sobie radę z prawdziwymi trudnościami, bo smoki pałające ogniem i
brygady zerujące pamięć to nic w porównaniu z zasadzkami czyhającymi na
młodych, chcących w zgodzie przeżyć kilkadziesiąt lat i cieszyć swe serca bijącym
z nich ciepłem. Ale ponieważ żyli w ciszy i nie szukali sławy ani zaszczytów, nie
zachowały się na temat dalszych ich losów żadne wiarygodne źródła, więc i
kronikarz musi się zadowolić zwykłym w tym miejscu stwierdzeniem: „i żyli długo
i szczęśliwie...“
The End
Jan Śliwa
Nardo (14.12.2000)
46