Program Wyborczy - Wydział Filozofii i Socjologii UW
Transkrypt
Program Wyborczy - Wydział Filozofii i Socjologii UW
Wybory dziekana Wydziału Filozofii i Socjologii 2016 Mieszko Tałasiewicz Program wyborczy Wydział Filozofii i Socjologii jest wydziałem szczególnym, składającym się z dwóch wielkich, samodzielnych instytutów, organizujących życie naukowe i dydaktyczne dwóch żywotnych społeczności - z określonymi tradycjami, specyficznymi modelami działania, własnymi celami i charakterystycznymi trudnościami. Kluczową sprawą dla spoistości Wydziału jest poszanowanie autonomii tych społeczności i zapewnienie ram organizacyjnych, które będą sprzyjać realizacji ich celów i harmonijnej współpracy. Jesteśmy w punkcie, w którym osiągnięcie takiej harmonii jest bliższe niż kiedykolwiek, z trzech powodów. Po pierwsze, zniknęły siły odśrodkowe narzucane nam przez ministerstwo: to, że filozofia i socjologia należą od odrębnych obszarów nauki, przestało mieć znaczenie w parametryzacji (dzięki wprowadzeniu niejednorodnych grup wspólnej oceny). Po drugie, zniknęła – wreszcie! – dysproporcja struktury dochodów i wydatków pomiędzy instytutami: obecnie oba instytuty generują przychody i uczestniczą w wydatkach dokładnie w takiej samej proporcji. Oznacza to, że nikt do nikogo nie „dopłaca” – instytuty stają się autonomiczne także finansowo. Trzecia sprawa – to obciążenia administracyjne. To jest dopiero przed nami: musimy uwolnić inicjatywę instytutów – obu instytutów – z więzów niepotrzebnej biurokracji. Instytuty wcale nie są w układzie antagonistycznym. Mogą się wspierać i osiągnąć synergię, jeśli tylko zdołamy przekształcić to, co teraz jest dodatkowym szczeblem biurokratycznej opresji, w sprawne biuro służące instytutom radą i pomocą. Oto istota problemu: sto procent działalności naukowej, sto procent działalności dydaktycznej – czyli to wszystko, co jest esencją pracy akademickiej – a tym samym niemal sto procent przychodów Wydziału – jest generowane przez instytuty. Jednak dalece nie wszystkie wydatki Wydziału przypadają na instytuty. Ważną jednostką Wydziału jest Biblioteka – również jedyna w swoim rodzaju. Racje mają ci, którzy uważają, że jest ona naszym „rodowym srebrem”, i że trzeba o nią dbać. Jest tak dlatego, że stanowi ona cenne wsparcie zasadniczej działalności, odbywającej się w instytutach: badań i dydaktyki. Biblioteka jest potrzebna Wydziałowi, ponieważ jest potrzebna instytutom: studiującym w instytutach studentom i doktorantom oraz pracującym w instytutach uczonym. Instytuty mają dobre powody, żeby we własnym interesie dzielić się z Biblioteką wypracowanymi przez siebie środkami, Biblioteka zaś może wciąż wzbogacać swoją ofertę dla instytutów. Poza Instytutem Filozofii, Instytutem Socjologii i Biblioteką jest jednak jeszcze jeden składnik Wydziału Filozofii i Socjologii, pochłaniający ogromne sumy, mianowicie tzw. „Wydział”. Nie znajdą go Państwo w żadnym regulaminie, nie ma nigdzie tabliczki z takim napisem. Ale „Wydział” istnieje i żywi się naszym kosztem. Może nie jest on tak samo widoczny z perspektywy wszystkich członków naszej społeczności, ale osoby pełniące jakieś funkcje zderzają się z nim na co dzień. „Tu są pieniądze Instytutu Filozofii, tu są pieniądze Instytutu Socjologii, a tu są pieniądze Wydziału” - słyszeliśmy to wielokrotnie. „Wydział” rozumiany jest tutaj nie jako suma instytutów, nie jako Wydział Filozofii i Socjologii składający się z Instytutu Filozofii i Instytutu Socjologii, tylko jako coś odrębnego od instytutów, jako nałożona na instytuty administracyjna czapa. Czapa, która zresztą bynajmniej nie ogranicza swoich apetytów do generowania kosztów administracyjnych. Jakieś koszty administracyjne są konieczne. Ale dlaczego część przychodów, które de facto generowane są przez instytuty, zalicza się jako przychody „Wydziału”? Dlaczego środki na badania (BST) dzieli się na Instytut Filozofii, Instytut Socjologii, Bibliotekę i... „Wydział”? Jakie badania prowadzi ten „Wydział”? Nie można dopuszczać do powstawania jakiejś poza-, czy co gorsza ponadinstytutowej struktury, o bardzo nieokreślonych zadaniach za to o bardzo określonym budżecie. Nie widzę powodu, dla którego „Wydział” – rozumiany jako coś odrębnego od instytutów – miałby na przykład dysponować funduszami nie związanymi bezpośrednio z administracją, takimi jak fundusz BST. Centralna administracja Wydziału Filozofii i Socjologii istnieje i musi istnieć, ale racją jej istnienia jest korzyść, jaką mają z niej instytuty, które ją de facto finansują. To jest typowa sytuacja outsourcingu. Instytuty zlecają na zewnątrz obsługę księgową czy kadrową, albo zarządzanie swoimi budynkami – tak jak wspólnota mieszkaniowa wynajmuje firmę zarządzającą kamienicą albo małe przedsiębiorstwo wynajmuje biuro rachunkowe, gdy nie opłaca mu się zatrudniać własnej księgowej. To instytuty formułują oczekiwania wobec administracji centralnej, a rolą dziekana jest tak uformować jednostki administracji, żeby zadania, jakie przed nimi stawia życie instytutów, były wypełniane właściwie - zaczynając już od takich „drobiazgów” jak to, żeby budynki mogły być otwarte tak długo, jak tego potrzebujemy, żeby rzutniki były dostępne w godzinach zajęć dydaktycznych a nie tylko w godzinach pracy sekretariatów czy żeby stary sprzęt elektroniczny był prawidłowo zdawany, a nie zalegał na dnie naszych szaf i co gorsza w naszych rejestrach odpowiedzialności materialnej. Wiem, jak to zrobić. Od czterech lat jako dyrektor instytutu jestem konsumentem usług świadczonych przez „wydział” i dobrze rozumiem, czego instytut może oczekiwać. Dlatego podjąłem się funkcji koordynatora prac nad nowym regulaminem Wydziału Filozofii i Socjologii i doprowadziłem do tego, że zadania administracji centralnej są w nim ujęte obszerniej i precyzyjniej niż w poprzednim. Rozpoczęliśmy w gronie dyrekcji obu instytutów prace nad sformułowaniem wytycznych dla nowej organizacji obsługi badań w naszym wydziale, która ma na celu dostosowanie funkcjonalności procedur administracyjnych do znacznie zwiększonej w ostatnich latach liczby realizowanych projektów naukowych i wypracowanie systemu wsparcia pozyskiwania nowych grantów w coraz bardziej skomplikowanych, często międzynarodowych konkursach. Moim priorytetem, jako dziekana, będzie sfinalizowanie tych prac. W mojej ocenie „Wydział” jest wytworem nieporozumień co do właściwej struktury rzeczywistego Wydziału Filozofii i Socjologii. W rzeczywistości, ze względu na to, że w naszym wypadku społeczności naukowe socjologów i filozofów są zorganizowane w instytutach, to dyrektorzy i rady naukowe instytutów stanowią de facto reprezentację tych społeczności; polityka wewnętrzna na Wydziale Filozofii i Socjologii może zatem i powinna pozostać w gestii działających we wzajemnym porozumieniu instytutów: Instytutu Filozofii i Instytutu Socjologii. Dziekan powinien oddać inicjatywę instytutom i aktywnie wspierać dyrektorów, tam gdzie ich głos jest słabiej słyszalny. Dziekan musi być głosem instytutów wobec władzy centralnej, a nie namiestnikiem władzy - w instytutach. Nie może przenosić bezkrytycznie wszystkich pomysłów centrali w dół, jak pas transmisyjny. Paragraf 43 Statutu UW mówi to wyraźnie: „Dziekan ... reprezentuje wydział na zewnątrz”. Nie ma zaś takiego przepisu, który by mówił, że dziekan reprezentuje Rektora na wydziale. Władzy centralnej można wytłumaczyć, że takie czy inne proponowane rozwiązania nie są optymalne, jeśli podejmie się taką próbę, poda się odpowiednie argumenty – i dysponuje się odpowiednim forum. W mijającej kadencji udawało mi się to niekiedy – na przykład wtedy, kiedy uzyskałem cofnięcie bardzo niebezpiecznej dyrektywy nakazującej zgłaszać jako zajęcia usługowe jedynie takie, które są prowadzone przez pracowników w ramach pensum – choć z poziomu dyrektora instytutu przebicie się na forum centralnym jest bardzo trudne. Dyrektor nie jest członkiem Senatu, centralne komisje i biura niechętnie schodzą poniżej poziomu całych wydziałów. Dlatego wsparcie dziekana na tych forach jest dyrektorom potrzebne. To dziekan musi reprezentować interesy obu instytutów - z poszanowaniem ich autonomii i z jednakową lojalnością wobec ich celów i dążeń. Oczywistym pierwszoplanowym interesem jest poprawa sytuacji lokalowej – dziekan musi skoncentrować się na uświadomieniu władzom centralnym i całej społeczności uniwersyteckiej naszego fatalnego położenia. Zarówno Filozofia na Krakowskim Przedmieściu, jak i Socjologia na Karowej mają pilne potrzeby, których już nie można odkładać na później. Nie wystarczy ograniczać się do zakulisowych narzekań. Trzeba powoływać się na deklarację programową Rektora, trzeba zwrócić uwagę Senatu, że dalsze utrzymywanie tego stanu stawia cały uniwersytet w złym świetle; nie może być bowiem poważnej jednostki naukowej w Europie, w której jakakolwiek społeczność – a zwłaszcza społeczność tak aktywna, prowadząca najwyższej jakości badania i znakomite studia – funkcjonowałaby w tak skandalicznych warunkach przestrzennych. To niezrozumiałe, że ani dziekan ani prodziekan wydziału borykającego się z takimi trudnościami jak nasz, nie wchodzą do ŻADNEJ komisji senackiej. Jak mamy przekonywać społeczność UW, że to my najbardziej potrzebujemy dodatkowych powierzchni na Krakowskim Przedmieściu czy na Karowej, kiedy inni lokatorzy mają utytułowanego przedstawiciela w Komisji ds. Organizacji i Rozwoju Przestrzennego, a my - nie mamy? Jak mamy dbać o nasze finanse, o interesy naszej kadry, o interesy naszych studentów, kiedy urzędujący dziekani i prodziekani innych wydziałów obsadzają Komisję ds. Budżetu i Finansów, Komisję ds. Polityki Kadrowej czy Komisję ds. Studentów, Doktorantów i Jakości Kształcenia, a naszych władz nie ma w żadnej? Trzeba zmienić ten stan rzeczy. Deklaruję, że jeśli zostanę wybrany, znacznie zwiększy się aktywność Wydziału Filozofii i Socjologii na forum centralnym. Nasz głos musi być słyszany. Będę w szczególności zabiegał o to, by przedstawiciel władz wydziału znalazł się w Komisji Organizacji i Rozwoju Przestrzennego UW. Będę oczywiście kontynuował prace nad przedsięwzięciami, które już udało się rozpocząć czy choćby zaplanować (takimi jak toalety na KP3 czy winda na Karowej). *** Ważną grupą, która może i powinna liczyć na to, że dziekan będzie reprezentował na zewnątrz jej interesy, są studenci i doktoranci. Mają oni wprawdzie swoją reprezentację w Senacie, ale to jest ich reprezentacja jako studentów (resp. doktorantów) w ogóle, a nie jako studentów określonego wydziału. Nie wszyscy studenci mają takie same czy choćby zbieżne interesy – dziekan powinien zadbać o interesy studentów i doktorantów naszego wydziału. Jako dyrektor instytutu wypracowałem wiele form współpracy ze studentami. Od początku kadencji co roku wydzielam specjalny budżet, którym swobodnie dysponuje Samorząd – studenci sami decydują na co przeznaczyć pieniądze. Powołałem komisję infrastrukturalną, w której studenci i doktoranci odgrywają ważną rolę, której zadaniem jest identyfikacja najpilniejszych potrzeb materialnych Instytutu Filozofii, tak by zaradzić najbardziej odczuwanym przez studentów niedostatkom. W sytuacji, w której „Wydział” doprowadził do likwidacji punktu ksero w budynku KP3, co znacząco pogorszyło warunki studiowania, podjąłem negocjacje, zakończone sukcesem, by utworzyć pracownię reprograficzną w porozumieniu i we współpracy z Biblioteką (obecnie jest ona w trakcie organizacji). Otworzyłem też Instytut na absolwentów – a większość studentów będzie kiedyś absolwentami i oferta dla absolwentów nie powinna być studentom obojętna. Wspólnie z absolwentami (główną rolę odegrał tu dr Marcin Trepczyński) wypracowaliśmy formułę wolontariatu naukowego i przezwyciężając poważne opory próbujemy zaszczepić ją na gruncie uniwersyteckim. Jest to formuła, która pozwala absolwentom wiążącym się zawodowo z pozauniwersyteckimi podmiotami zachować również związek ze środowiskiem naukowym i prowadzić dalej pracę naukową, a instytutom umożliwia finansowanie tych badań (wyjazdy, konferencje, publikacje). Poza bieżącymi sprawami staram się bowiem myśleć długofalowo: o tym, dlaczego ktoś zdecydował się u nas studiować, czego oczekuje po studiach na naszym wydziale. Traktuję to jako zobowiązanie, żeby zapewnić studentom dobre wykształcenie, szanowane na rynku pracy, dające absolwentowi dobry start. Stąd program działań na rzecz poprawy programów nauczania (angażowałem się w to jeszcze zanim zostałem dyrektorem – byłem wtedy przewodniczącym komisji programowej IF) i budowy dobrego wizerunku naszych studiów na zewnątrz. Tego rodzaju działania na większą skalę wykraczają jednak poza możliwości instytutów i wymagają długofalowego, rozsądnego wsparcia władz dziekańskich i ich zaangażowania w prace odpowiednich gremiów centralnych. Wspominałem już o konieczności większego zaangażowania władz w prace komisji senackich; dodam teraz sprawę Rady Uniwersytetu Otwartego. Możliwość prowadzenia zajęć w ramach Uniwersytetu Otwartego jest bowiem dla absolwentów bardzo ważną sprawą, tymczasem Rada UO odnosi się do tego niechętnie. Jak się okazuje, mimo że dzięki aktywności naszych pracowników i doktorantów jesteśmy ważnym podmiotem w organizacji UO, nie mamy żadnego przedstawiciela w Radzie UO, choć niektóre wydziały mają po dwóch. Jeśli zostanę dziekanem, będę zabiegał o to, żeby przedstawiciel naszego wydziału w tej radzie się znalazł. Będę się również starał usunąć przeszkody wewnętrzne, utrudniające życie studentom, doktorantom – i nam wszystkim. Na Krakowskim Przedmieściu mamy piękny dziedziniec, wyremontowany wielkim kosztem i z reguły – zamknięty. To wspaniałe miejsce na nieformalną dyskusję naukową i jako dziekan chciałbym zwiększyć jego dostępność (może uda się tam zrobić boks na rowery?). Będę starał się zidentyfikować i usunąć administracyjne przeszkody, które jak dotąd skutecznie uniemożliwiają modernizację i usprawnienie funkcjonowania sieci Wi-Fi w budynkach naszego wydziału. Postaram się też rozwiązać inny problem, ocierający się o granicę biurokratycznego absurdu, a mianowicie problem użytkowania sprzętu elektronicznego kupowanego w grantach, w których coraz częściej wykonawcami, a nawet kierownikami bywają studenci a zwłaszcza doktoranci. Nie widzę powodu, dla którego nie mogłaby u nas działać procedura wyprzedawania użytkowanego (i w dużym stopniu już zużytego) sprzętu za symboliczne ceny. *** Taki jest mój program. Mam doświadczenie potrzebne do tego, żeby ten program zrealizować. Pełniłem liczne funkcje administracyjne, na różnych szczeblach, wewnątrz i na zewnątrz wydziału: byłem koordynatorem programu Erasmus (współpraca międzynarodowa), redaktorem naczelnym ogólnopolskiego czasopisma (wprowadzonego pod moim kierownictwem na indeks Thomson Reuters), kierownikiem studiów doktoranckich, przewodniczącym komisji programowej, kierownikiem zakładu, wreszcie dyrektorem instytutu. Co ważne, byłem także członkiem Senatu, jako przedstawiciel pracowników niesamodzielnych. Pracowałem wtedy w Komisji ds. Budżetu i Finansów i z bliska obserwowałem niuanse i meandry polityki uniwersyteckiej. Potrafię się w tym orientować i skutecznie zadbać o nasze wspólne interesy.