Szóstka Kupy
Transkrypt
Szóstka Kupy
Brydżownia Systemy licytacyjne, konwencje Szóstka Kupy Posted on 14/09/2012 by Longin Artykuł ze specjalnymi pozdrowieniami dla naszych wiernych czytelników z Florydy (USA) Longin! Mam wiele artykułów do stworzenia, które chyba, może, na pewno będą ciekawe. Nr 1: masz kartę 3–4–3–3, 9 miltonów, grasz z Brian Gloubok o 10 centów, mówisz na razie 1 do rogu, przeciwnik groźny, Sam Lew po lewej, bardzo dobry gracz, po prawej Samtra, o przepraszam, Brian otworzył 1 drzewko, więc moje do bliskiego, de facto najbliższego to odpowiedź. Okazuje się, że mamy 4–4 fit w kierach. 4 kier idzie na eliminacji, 3 ba nie idzie, ale wróg to najlepszy pomocnik, wie Sam Lew, osobiście, po niezłym pierwszym wiście, nie trafia odwrotu. Jassem pisze, że Sam to najlepszy gracz w universe. Dlaczego Mr Lew, rzeczywiście bardzo dobry gracz, nie trafił odwistu, w następnym liście. It-s something to do with Szóstka Kupy, o tym w następnym liście. J. Ze spokojem znosiłem, to co działo się z moim określeniem Szóstka Kupy przez te wszystkie lata, począwszy od roku 1979. Nie poruszały mnie peany wygłaszane przez Ryszarda Kiełczewskiego na łamach BRYDŻa. W BRYDŻu 2005/9 (“WIST – rozmowa w tym samym języku”) została ona przedstawiona nawet jako Sygnał Kupnickiego, a jego odmiana (chodziło o siódemkę) jako Zmodyfikowany Sygnał Kupy. Nie wiem, czy określenie to trafiło do “Encyklopedii Brydża”, bowiem ją bojkotuję (dwa razy powinienem był w niej być wymieniony – i jestem, ale pod imieniem Tadeusz). Jednak jak zobaczyłem, że Szóstka Kupy znana jest za oceanem, a zwłaszcza pomiędzy Nowym Jorkiem, a Tampą na Florydzie, i jeszcze tylko nie dotarła ona do Sama Lwa z jego partnerem, Samtrą – postanowiłem wyjaśnić, jak to wszystko było. Mariana Kupnickiego poznałem jesienią 1978 roku we Wrocławiu. Początkowo stanowił on mojego przeciwnika (w parze ze Snopkiem, nieżyjącym już – brydżowe pożegnanie na Błękitnej Wstędze Odry 2012), ale w niedługim czasie zaczęliśmy grywać razem. Oprócz akademika, gdzie mieszkaliśmy, naszym ulubionym miejscem rozgrywek stały się otwarte treningi drugoligowej drużyny “Budowlani” Wrocław. Tu dygresja: treningi te do dziś wspominam z dużym rozrzewnieniem. Bardzo integrowały one środowisko, przyniosły duże korzyści szkoleniowe dla “starych i “młodych” – i jeśli dziś AZS Politechnika Wrocławska ma największą i najmocniejszą w Polsce sekcję brydża sportowego, to właśnie tam i wtedy wykute były fundamenty pod ten sukces. Koniec dygresji, wracajmy do naszych Szóstek Kupy. Grałem wtedy z Marianem wistem odmiennym, chodź początkowo “odmienny” to nie była to nazwa własna, tylko określenie “inności” od naturalnego – ale nie było znowu tak źle. Wtedy grało się według zasady “ty mi zrzucaj tylko ilościówki – a z resztą to ja sobie sam poradzę” – jednak Lavinthalami graliśmy, czy to sytuacji czystego Sygnału Krakowskiego, czy też w tak zwanych pozycjach lavinthalowych. I tu przechodzę do sedna problemu. Ulubioną zrzutką Mariana w pozycji lavinthalowej była zrzutka możliwie środkową kartą. Jak odegrałem dobrze, to nie było problemu, natomiast jak nie “trafiłem” w jego wartości – to były pretensje: – Przecież ci zrzucałem! – Co zrzuciłeś? – Szóstkę! Na owych treningach zwróciłem się z pretensją (a w zasadzie prośbą o radę – jak polepszyć zrzutki Mariana) do Bogusława Kieszka: – Marian, to mimo, że ma w kartach wartości do pokazania, to zrzuca mi bardzo nieczytelnie, ciągle jakieś szóstki i szóstki… – Ja z Kogutem to gram tak: jak zrzucam szóstkę, to oznacza “nie mam nic w karcie, partnerze broń się sam”; a jak nie mam szóstki, to zrzucam dziewiątkę, o tak! (tu nastąpiło trudne do opisania wygięcie ręki, takie aby patrząc na 9 widzieć 6, oraz wyraźne puszczenie oka do mnie, aby Marian będący przy tej rozmowie, myślał, że to prawda) – No tak, ale tak zrzucasz jak rzeczywiście nic nie masz… – Właśnie, zrzucam szóstkę – “partnerze, broń się sam”… Byliśmy tylko we trzech – ale jakoś pokłosie tej rozmowy zaczęło wypływać – wpierw na salę wspomnianych treningów, potem na cały Wrocław, teraz o Szóstce Kupy wie cała Polska – a jak wspomniałem na początku – próbuje ona znaleźć swoje miejsce za oceanem. Pal sześć (znowu ta szóstka), gdyby miała, prawidłową według mnie, nazwę Szóstka Kieszka, ale nie dosyć, że ma nazwę od następnego w kolejce, to wcale nie ma znaczenia “partnerze, coś mam, zgadnij co” Bogusław Kieszek – ówczesny kapitan i kierownik drugoligowej drużyny "Lotnik" Wrocław, poznałem go wiosną 1976 roku, gdy jako osiemnastolatek, chciałem dowiedzieć się czegoś więcej o brydżu, niż oferował BRYDŻ DLA WSZYSTKICH 1973, oraz numery miesięcznika BRYDŻ, począwszy od 11/1974. Zaprosił mnie na "kocioł" I ligi, gdzie oprócz "Lotnika" grała "Wisła" Kraków z Wilkoszem i Lebiodą. Ze zrozumiałych względów moje kibicowanie ograniczyło się tylko do tej jednej pary. Jedno rozdanie pamiętam do dziś: Wilkosz otwiera 2♦, Lebioda 2♥ i to gra. Wynik: bez jednej, a szło im 11 lew w piki. Zrozumiałe jest, że jak Łukasz Sławiński opublikował w BRYDŻu 2/1980 artykuł "DRUKOLORÓWKI ALTERNATYWNE" stałem się ich gorliwym zwolennikiem i propagatorem. This entry was posted in wist and tagged brydż, wist. Bookmark the permalink. Brydżownia Proudly powered by WordPress.