Nierówność bogactwa i dochodów
Transkrypt
Nierówność bogactwa i dochodów
Nierówność bogactwa i dochodów Autor: Ludwig von Mises Źródło: mises.org Tłumaczenie: Paweł Kot Gospodarka rynkowa — kapitalizm — opiera się na prywatnej własności środków nieskrępowanej Konsumenci powinno przez jakiej kupowanie na to, produkowane ilości lub się od kupowania wpływają być oraz przedsiębiorczości. powstrzymywanie ostatecznie produkcji i jakości. oraz co w Czynią dochodowymi te przedsięwzięcia biznesmenów, które zaspokajają najpilniejsze potrzeby konsumentów, a nierentownymi te, którym ta sztuka się nie udaje. Mechanizm zysków i strat decyduje o kontroli nad czynnikami produkcji. Zyski wzmacniają pozycję tych, którzy efektywnie zaspokajają najbardziej naglące potrzeby konsumentów, podczas gdy straty pozbawiają kontroli nad czynnikami produkcji nieefektywnych przedsiębiorców. W niesabotowanej przez rząd gospodarce rynkowej właściciele dóbr są, w pewnym sensie, pełnomocnikami konsumentów, gdyż to codziennie powtarzany rynkowy plebiscyt decyduje o tym, kto, co i ile powinien posiadać. To konsumenci czynią niektórych bogatymi, a innych biednymi. Nierówność bogactwa i dochodów jest nieodłączną cechą gospodarki rynkowej. Jest wyrazem suwerenności konsumentów, tj. tego, że to ich zakupy decydują o strukturze produkcji. Zmusza wszystkich zaangażowanych w produkcję do jak największego wysiłku w służbie klientom. Wprawia wreszcie w ruch mechanizm konkurencji. Kto najlepiej służy konsumentom, ten zarabia najwięcej i gromadzi znaczny majątek. W społeczeństwie nazywanym przez Adama Fergusona, Saint-Simona i Herberta Spencera militarystycznym, a przez dzisiejszych Amerykanów Fundacja Instytut Ludwiga von Misesa, 00-241 Warszawa ul. Długa 44/50, p. 214 KRS 0000174572 ▪ NIP 894 277 56 04 ▪ Regon 932949234 Bank account: PL 19 2130 0004 2001 0253 7975 0001 www.mises.pl ▪ [email protected] ▪ +48 22 6352438 feudalnym, prywatna własność ziemi była wynikiem brutalnego przywłaszczenia lub nadania ze strony zwycięskiego dowódcy. Niektórzy mieli więcej, inni mniej, a jeszcze inni nie posiadali niczego — a o tym wszystkim decydował wódz. Można twierdzić, że w takim społeczeństwie bogactwo właścicieli ziemskich wynikało z ubóstwa ludzi nieposiadających ziemi. W gospodarce rynkowej jest jednak inaczej. Wielkość biznesu nie pogarsza, lecz wręcz polepsza sytuację reszty ludzi. Milionerzy zdobywają swoje fortuny przez dostarczanie artykułów, które nie były wcześniej dostępne. Jeśli prawo uniemożliwiałoby im wzbogacenie się, przeciętne amerykańskie gospodarstwo domowe musiałoby zrezygnować z wielu dóbr ułatwiających egzystencję, które składają się dzisiaj na jego normalne wyposażenie. Ten kraj cieszy się najwyższym standardem życia w historii świata, ponieważ przez wiele pokoleń nie podejmowano prób „wyrównywania” i „redystrybucji” dochodów. Nierówność bogactwa i dochodów jest przyczyną dobrobytu mas, a nie ich nieszczęścia. Tam, gdzie występuje „mniejszy stopień nierówności”, tam z konieczności istnieje niższy standard życia mas. Żądanie „dystrybucji” W opinii wielu demagogów, nierówność w, jak to nazywają, „dystrybucji” bogactwa i dochodów jest — sama w sobie — najgorszym złem. Sprawiedliwość wymagałaby równej dystrybucji. Uczciwe i wskazane jest więc zabranie bogatym nadwyżki ich dóbr, albo przynajmniej znacznej jej części, i rozdanie tym, którzy są gorzej sytuowani. Ta filozofia milcząco zakłada, że nie wpłynie to negatywnie na całkowitą wielkość produkcji. Jeśli nawet byłoby to prawdą, to jednak wzrost siły nabywczej przeciętnego człowieka w wyniku zwiększenia majątku byłby znacznie mniejszy, niż zakładają to populistyczne iluzje. W rzeczywistości, luksusy bogatych pochłaniają tylko niewielki ułamek całkowitej narodowej konsumpcji. O wiele większa część dochodów bogatych ludzi nie jest przeznaczana na konsumpcję, ale na oszczędności i inwestycje. W taki oto sposób gromadzą oni swoje fortuny. Jeśli fundusze, które efektywny biznesmen zainwestowałby ponownie w produktywne przedsięwzięcia, są użyte przez państwo na bieżące wydatki albo dane osobom, które przeznaczą je na konsumpcję, dalsza akumulacja kapitału zostaje spowolniona lub nawet ulega całkowitemu zahamowaniu. W takim przypadku nie ma, oczywiście, mowy o Fundacja Instytut Ludwiga von Misesa, 00-241 Warszawa ul. Długa 44/50, p. 214 KRS 0000174572 ▪ NIP 894 277 56 04 ▪ Regon 932949234 Bank account: PL 19 2130 0004 2001 0253 7975 0001 www.mises.pl ▪ [email protected] ▪ +48 22 6352438 wzroście gospodarczym, postępie technicznym i trendzie ku poprawie warunków życia. Gdy Marks i Engels w Manifeście komunistycznym zalecali „wysoki progresywny lub stopniowany podatek dochodowy” i „likwidację wszelkich praw dziedziczenia” jako środki „stopniowego wydarcia kapitału z rąk burżuazji”, co było konsekwentne z punktu widzenia ich ostatecznego celu (tj. zastąpienia gospodarki rynkowej socjalizmem), byli w pełni świadomi nieuniknionych konsekwencji tych działań. Otwarcie deklarowali, że środki te są „gospodarczo nie do utrzymania” i doradzają je tylko dlatego, że „wymagają dalszego podkopywania” kapitalistycznego porządku społecznego i są „nieuniknione jako sposób na całkowite zrewolucjonizowanie sposobów produkcji” — to znaczy wprowadzeniu socjalizmu. Sprawa ma się inaczej, gdy środki określane przez Marksa i Engelsa jako „gospodarczo nie do utrzymania” są rekomendowane przez ludzi, którzy utrzymują, że chcą zachować gospodarkę rynkową i wolność gospodarczą. Ci samozwańczy, „umiarkowani” politycy są albo hipokrytami, którzy chcą wprowadzić socjalizm, oszukując ludzi co do swoich intencji, albo ignorantami, którzy nie wiedzą, o czym mówią. Jest tak dlatego, że progresywne podatki nakładane na dochody i majątek są nie do pogodzenia z funkcjonowaniem gospodarki rynkowej. „Umiarkowany” polityk argumentuje w ten sposób: „Nie ma żadnego powodu, dla którego biznesmen miałby zwolnić tempo swojej działalności, tylko dlatego, że zdaje sobie sprawę z faktu, iż zyski z tej działalności wzbogacą nie jego samego, lecz przysłużą się wszystkim ludziom. Nawet jeśli nie jest altruistą, który nie dba o zysk i nie trudzi się bezinteresownie dla dobra powszechnego, nie znajdzie powodu, aby wybrać mniej efektywny sposób działania, w miejsce wydajniejszego. Zachłanność nie jest jedynym bodźcem stymulującym (do działania) wielkich kapitanów przemysłu. W nie mniejszym stopniu kieruje nimi ambicja, by uczynić produkty perfekcyjnymi”. Przewaga konsumentów Ten sposób argumentacji w ogóle nie trafia w sedno problemu. Nie liczy się bowiem zachowanie przedsiębiorców, ale przewaga konsumentów. Możemy hipotetycznie założyć, że biznesmeni będą chętnie i w możliwie najwydajniejszy Fundacja Instytut Ludwiga von Misesa, 00-241 Warszawa ul. Długa 44/50, p. 214 KRS 0000174572 ▪ NIP 894 277 56 04 ▪ Regon 932949234 Bank account: PL 19 2130 0004 2001 0253 7975 0001 www.mises.pl ▪ [email protected] ▪ +48 22 6352438 sposób służyć konsumentom, nawet jeśli nie uzyskają żadnych korzyści ze swego zapału i oddania. Osiągną coś, co według ich zdania najlepiej posłuży konsumentom. W takim przypadku jednak, to już nie konsumenci będą decydować o tym, co dostają. Będą musieli zadowolić się tym, co według biznesmenów jest dla nich najlepsze. To przedsiębiorcy, a nie konsumenci, będą mieli w takiej sytuacji przewagę. Konsumenci nie będą już mieli władzy powierzania kontroli nad najbardziej cenią, oraz produkcją tym ustawiania biznesmenom, pozostałych których produkty przedsiębiorców na skromniejszych pozycjach w szeregu. Jeśli obecne amerykańskie ustawodawstwo dotyczące opodatkowania dochodów osób prawnych, dochodów osób fizycznych i spadków wprowadzono by 60 lat temu, wszystkie nowe produkty, których konsumpcja podniosła standard życia „zwykłego człowieka”, albo nie zostałyby wcale wyprodukowane, albo pojawiłyby się tylko w małych ilościach z korzyścią dla mniejszości. Przedsiębiorstwo Forda nie istniałoby, jeżeli zyski Henry’ego Forda — zaraz po pojawieniu się — zostałyby pożarte przez podatki. Zostałaby zakonserwowana struktura produkcji z 1895 r. Akumulacja nowego kapitału zostałaby przerwana lub znacznie spowolniona. Rozwój produkcji pozostałby w tyle za wzrostem populacji. Nie ma potrzeby rozwodzić się nad efektami takiego stanu rzeczy. Zysk i strata mówią przedsiębiorcy o tym, o co najpilniej proszą konsumenci. Tylko zyski umożliwiają przedsiębiorcy dostosowanie swoich działań do popytu generowanego przez konsumentów. Jeśli wywłaszcza się go z zysków, nie może dostosować się do zaleceń konsumentów. W ten sposób gospodarka rynkowa jest pozbawiana koła sterowego. Staje się bezładną mieszaniną. Ludzie mogą konsumować tylko to, co zostało wyprodukowane. Wielki problemem naszych czasów można opisać w następujący sposób: „Kto powinien decydować o tym, co ma być produkowane, a co konsumowane: ludzie czy państwo, sami konsumenci czy paternalistyczny rząd?”. Jeśli pragnie się korzyści konsumentów, wybiera się gospodarkę rynkową. Jeśli pragnie się korzyści rządu, wybiera się socjalizm. Nie ma trzeciego rozwiązania. Metoda, zgodnie z którą wyznacza się cel poszczególnych jednostek środków produkcji, nie może mieć charakteru mieszanego. Żądanie wyrównywania Fundacja Instytut Ludwiga von Misesa, 00-241 Warszawa ul. Długa 44/50, p. 214 KRS 0000174572 ▪ NIP 894 277 56 04 ▪ Regon 932949234 Bank account: PL 19 2130 0004 2001 0253 7975 0001 www.mises.pl ▪ [email protected] ▪ +48 22 6352438 Przewaga konsumentów wynika z ich władzy do przekazywania kontroli nad materialnymi czynnikami produkcji, a przez to organizowania produkcji, tym przedsiębiorcom, którzy służą im w najefektywniejszy sposób. Pociąga to za sobą nierówność bogactwa i dochodów. Żeby pozbyć się nierówności bogactwa i dochodów, trzeba więc pozbyć się kapitalizmu i przyjąć socjalizm. (Kwestię, czy jakikolwiek system socjalistyczny zapewniłby równość dochodów, trzeba zostawić analizie socjalizmu.) Jednakże — jak mówią entuzjaści umiarkowanej polityki — my nie chcemy likwidować nierówności. Pragniemy jedynie wysoki stopień nierówności zastąpić mniejszym. Ci ludzie postrzegają nierówność jako coś złego. Nie chodzi im o to, że pewien stopień nierówności — taki, który może być dokładnie określony sądem wolnym od arbitralności i subiektywizmu — jest korzystny i musi być bezwarunkowo zachowany. Przeciwnie, opisują nierówność jako złą samą w sobie i twierdzą, że niższy jej poziom jest mniejszym złem niż poziom wyższy; tak jak mniejsza ilość trucizny w ciele człowieka jest mniejszym złem niż większa dawka. Jeśli tak jest, to logicznie rzecz biorąc, nie istnieje moment w ich doktrynie, w którym wyrównywanie miałoby się zakończyć. To, czy ktoś osiągnął stopień nierówności, który należy uznać za wystarczająco niski i niewymagający dalszego wyrównywania, jest sprawą osobistej oceny, dość arbitralnej, różnej u różnych ludzi i zmieniającej się z czasem. Skoro orędownicy wyrównywania chwalą konfiskatę i „redystrybucję” jako działanie uderzające tylko w mniejszość — tj. tych, których uważają za „zbyt” bogatych — i przynoszące korzyść reszcie (większości) ludzi, nie mogą przeciwstawić się tym, którzy domagają się więcej tej przynoszącej korzyści polityki. Dopóki pozostanie jakikolwiek stopień nierówności, zawsze znajdą się ludzie, których zawiść zmusi do naciskania na kontynuowanie polityki redystrybucji. Ich wnioskowaniu nie można nic zarzucić: jeżeli nierówność bogactwa i dochodów jest złem, nie ma powodu, by godzić się na jej istnienie nawet w najmniejszym stopniu; wyrównywania nie można zatrzymać, dopóki wszyscy nie mają takiego samego poziomu bogactwa i dochodów. Historia opodatkowania zysków, dochodów i majątku we wszystkich krajach jasno pokazuje, że gdy zaadoptuje się zasadę redystrybucji, nie ma punktu, w którym dalszy postęp tej polityki może być zatrzymany. Jeśli, w czasie Fundacja Instytut Ludwiga von Misesa, 00-241 Warszawa ul. Długa 44/50, p. 214 KRS 0000174572 ▪ NIP 894 277 56 04 ▪ Regon 932949234 Bank account: PL 19 2130 0004 2001 0253 7975 0001 www.mises.pl ▪ [email protected] ▪ +48 22 6352438 przyjmowania Szesnastej Poprawki, ktoś powiedziałby, że za x lat progresja podatkowa osiągnie wysokość, na jakiej jest obecnie, obrońcy poprawki nazwaliby go wariatem. Pewne jest, że tylko wyraźna mniejszość w Kongresie poważnie sprzeciwi się dalszemu zaostrzaniu elementu progresywnego w skali podatkowej, jeśli takie zaostrzenie zostanie zaproponowane przez administrację lub pragnącego zwiększenia szans na reelekcję kongresmena. Jest tak dlatego, że, będąc pod wpływem doktryn współczesnych pseudoekonomistów, wszyscy — z wyjątkiem może garstki racjonalnych ludzi — wierzą, że są poszkodowani samym faktem osiągania mniejszego dochodu niż inni i że skonfiskowanie stosownej różnicy to niezły pomysł. Nie ma się co się oszukiwać. Nasza obecna polityka podatkowa dąży do całkowitego wyrównania bogactwa i dochodów, a więc do socjalizmu. Ten trend może być odwrócony tylko przez zrozumienie roli, jaką zyski i straty oraz wynikająca z nich nierówność bogactwa i dochodów odgrywają w gospodarce rynkowej. Ludzie muszą się nauczyć, że akumulacja bogactwa w wyniku udanych inwestycji jest następstwem poprawy ich standardu życia i vice versa. Muszą zrozumieć, że wielkość w biznesie nie jest złem, ale zarazem przyczyną jak i skutkiem faktu, że cieszą się wszystkimi udogodnieniami składającymi się na „amerykański sposób życia”. Fundacja Instytut Ludwiga von Misesa, 00-241 Warszawa ul. Długa 44/50, p. 214 KRS 0000174572 ▪ NIP 894 277 56 04 ▪ Regon 932949234 Bank account: PL 19 2130 0004 2001 0253 7975 0001 www.mises.pl ▪ [email protected] ▪ +48 22 6352438