pliku PDF - SalesNews.pl
Transkrypt
pliku PDF - SalesNews.pl
Pseudoprofesjonaliści Nie jestem teologiem ani duchownym. Jestem natomiast doświadczonym handlowcem i od wielu już lat uczę innych, jak wykonywać tę bardzo trudną profesję. I nie ukrywałem tego przed tobą. Jeden z powodów napisania tej książki Jednocześnie mam świadomość, że większość osób ma niezbyt dobrą opinię o moim zawodzie. Jest ona w pełni usprawiedliwiona. Zaledwie 20-30 procent handlowców (w zależności od branży i produktu) wykonuje tę odpowiedzialną pracę na miarę naszych oczekiwań: otrzymania profesjonalnej, a przede wszystkim uczciwej porady koniecznej do podjęcia czasami ważnej dla nas decyzji. Nie zawsze kupujemy przysłowiowe „mydło i powidło”. Dwa, trzy razy w życiu musimy wybrać produkt lub usługę, które zaważą na naszej przyszłości na wiele lat; właśnie w takich produktach się specjalizuję. Moje spore doświadczenie w sprzedaży i znajomość tego, jak powinny być oferowane produkty i usługi, miały duży wpływ na podjęcie decyzji o napisaniu tej książki. To oczywiście był tylko jeden z wielu powodów i nie próbuję nawet zgadywać, jak ważny. Sprzedaż wiary/światopoglądu Sprzedajemy/kupujemy nie tylko produkty i usługi. Sprzedaje/kupuje się również światopogląd, sposób postępowania, poglądy polityczne, a gdy przyjmujemy istnienie Boga – także określone wyznanie. W każdym z tych przypadków mamy do czynienia z decyzjami podejmowanymi na podstawie opinii, porad, poglądów, przykładu innych osób, z których część uznajemy (bądź nie) za nasze autorytety w danej dziedzinie, za specjalistów. 198 D LACZEGO NIE JESTEM ATEISTĄ Każdy duchowny, pastor, kapłan jest więc sprzedawcą, w tym specyficznym przypadku sprzedawcą wiary, a także swojego wyznania, swojego Kościoła. I może być albo marnym sprzedawcą, albo sprzedawcą profesjonalnym, zasługującym na nasze zaufanie. Z moich obserwacji wynika, że tych pierwszych jest bardzo wielu. Zbyt wielu. O wiele więcej niż tych drugich. Możemy nawet mówić o takich samych proporcjach, jakie występują statystycznie w całej profesji, we wszystkich branżach: 70:30, a może nawet 80:20. Błędy sprzedawców Jakie dwa błędy popełniają sprzedawcy najczęściej, które to jednocześnie niosą dla nas – klientów najbardziej bolesne konsekwencje? Pierwszy polega na oderwaniu się handlowca od istoty wykonywanego zawodu. Sprzedawcy wiary, tak jak wszyscy inni, bardzo często popełniają błąd zbytniego lub raczej fałszywie rozumianego profesjonalizmu. Chcąc innych przekonywać do siebie, do swoich racji – do tego, że oferowany przez nich produkt jest najlepszy – większość z nich widzi siebie w roli wielkiego specjalisty. W takim przypadku dana osoba zagłębia się w tajniki branży, w najdrobniejszych szczegółach rozpoznaje, co i jak działa. Chce wiedzieć niemal wszystko i najlepiej, stając się w pewnym momencie, jak mniema, superekspertem. Nie byłoby w tym nic złego, wręcz przeciwnie, gdyby nie jedno „ale”. Sprzedawca, gdy już pochłonie całą możliwą wiedzę, jest o mały krok od oderwania się od rzeczywistości – od roli, w jakiej ma występować, w jakiej my, klienci, chcemy go widzieć: pomagania nam w zaspokajaniu naszych często bardzo specyficznych potrzeb i oczekiwań. I niestety większość handlowców pod wpływem potrzeby uznania i dobrego samopoczucia robi ten fatalny w skutkach krok – przekraczają granicę, której absolutnie nie wolno im przekroczyć. Wówczas przestają myśleć o nas, o osobach, którym oferują dany produkt lub usługę (oczywiście nie zdając sobie z tego sprawy, 11 M ARNI SPRZEDAWCY 199 a raczej nie dopuszczając do siebie takiej myśli). Specjalistyczna wiedza, jaką posiedli, staje się wartością samą w sobie. Sprzedawca zaczyna widzieć tylko siebie. Chce występować wyłącznie w roli wielkiego eksperta w danej dziedzinie, a nie osoby mającej znaleźć najlepsze rozwiązanie, najlepszy produkt dla klienta. Jak rozpoznać pseudoprofesjonalistę Po czym rozpoznajemy takiego pseudoprofesjonalistę? Opowiada nam o oferowanym produkcie w najdrobniejszych szczegółach, nawet wówczas, gdy nas to w ogóle nie interesuje. Popisuje się swoją wiedzą i elokwencją. Bardzo często używa określeń, których znaczenia nie zna prawie nikt, poza jego kolegami i koleżankami z branży. Wyraża się z pogardą o konkurencyjnych produktach, o innych rozwiązaniach, o innych wyborach. Wreszcie nie słucha naszych pytań, a wręcz nie dopuszcza nas do głosu. Traktuje nas z góry – jako tych, którzy na niczym się nie znają i niczego nie rozumieją, którzy powinni słuchać mądrych rad eksperta. A to każdego z nas razi, wręcz drażni. Bo co nas obchodzi ten człowiek?! Handlowiec na początku rozmowy jest dla nas nikim – niemalże narzędziem. Taka jest brutalna rzeczywistość, którą ja sam byłem w stanie zaakceptować dopiero po kilku latach wykonywania zawodu. Rola sprzedawcy sprowadza się wyłącznie do jednego: udzielenia rzetelnej odpowiedzi na zadawane przez nas pytania, a przede wszystkim na dwa podstawowe: Jaką podstawową korzyść odniosę, nabywając ten produkt, korzystając z tej usługi? oraz Ile muszę za to zapłacić? (Jaki będę musiał ponieść koszt?) Nas nie obchodzi ten człowiek, jego cała specjalistyczna wiedza – z wyjątkiem sytuacji gdy sami zapytamy o szczegóły. Nas to wręcz razi i denerwuje, kiedy odgrywa przed nami rolę wielkiego profesjonalisty, gdy dosłownie zalewa nas potokiem słów i superargumentów. Nie chcemy słuchać rad, dlaczego powinniśmy tak, a nie inaczej postąpić, dlaczego jego rozwiązanie, jego 200 D LACZEGO NIE JESTEM ATEISTĄ produkt jest lepszy od produktów konkurencji. Poza tym nikt nie lubi ludzi doskonałych, a raczej tych, którzy siebie za takich uważają. My ich nie tylko nie lubimy, ale stają się oni dla nas niewiarygodni. Bo przecież każdy człowiek jest ułomny. Najważniejsze pytanie W pewnym momencie przechodzimy do trzeciego pytania, bez wątpienia najważniejszego. Zadajemy je już tylko sobie: Czy ten człowiek zasługuje na moje zaufanie? Czy ten sprzedawca mówi prawdę? Czy nie ukrywa przede mną czegoś, na przykład wysokości ponoszonych opłat/kosztów albo nie przesadza w opowiadaniu o korzyściach wynikających z posiadania tego towaru, korzystania z tej usługi? I gdy nabieramy wątpliwości co do jego wiarygodności i uczciwości, wówczas padają z naszych ust pytania testowe, sprawdzające: A czy pan korzysta z tego produktu, z tej usługi, którą tak pan zachwala? Czy pan wierzy w to, co mówi, w wyjątkową jakość pana produktu, usługi? Gdy odpowie nam twierdząco, wtedy przechodzimy do następnych: I co? Jest pan zadowolony? Wiara w Boga, bycie kapłanem, a jednocześnie członkiem tego Kościoła daje panu to wszystko, o czym pan tak ładnie opowiadał? Na koniec ponownie pytamy już tylko siebie: Czy ten duchowny jest dobrym człowiekiem? Jest w nim empatia i miłość do drugiego człowieka, do mnie? Czujemy się oszukani W tym właśnie momencie wielu duchownych, a także część wyznań traci zupełnie nasze zaufanie. I to jest ten drugi, najpoważniejszy w skutkach błąd sprzedawców – kompletny brak wiarygodności. Widzimy, jak postępują ludzie, którzy nabyli zachwalany „produkt”. Wiemy i słyszymy, jak postępują sprzedawcy, którzy na co dzień korzystają z tej „usługi”, którzy są rzekomo najbliżej Boga. Widzimy 11 M ARNI SPRZEDAWCY 201 jak na dłoni, że wiara wcale nie daje tego, co powinna, co obiecywali nam handlowcy. Wiara tych osób jest martwa. Tych wszystkich naobiecywanych korzyści po prostu nie ma. I masowo rezygnujemy z usług niewiarygodnych sprzedawców. Już nie działa na nas bardzo często wykorzystywany w sprzedaży argument społecznego dowodu słuszności – milionów klientów, milionów wyznawców. Ile razy słyszałem ten „dowód” przy oferowaniu różnych produktów i usług: Mamy miliony klientów. Tyle osób nie mogło się przecież pomylić. Nasz produkt jest na pewno bardzo dobrej jakości. Świadczy o tym właśnie liczba naszych klientów! A przecież, wcale nierzadko, okazuje się, że nawet miliony ludzi mogą zostać wprowadzone w błąd przez nieuczciwych producentów, nieuczciwych handlowców. Nasze rozczarowanie jest w pełni usprawiedliwione. Mamy prawo czuć się oszukani. Sprzedawcy wiary nie mówili nam prawdy. Okazali się straszliwie niewiarygodni i nieszczerzy, w dodatku zbyt zadufani w sobie, w swoim profesjonalizmie – oczywiście zupełnie fałszywie pojmowanym. Pominięcie pośredników Jako doświadczony handlowiec, doświadczony trener sprzedaży myślę jednak, że wielu z nas – byłych lub potencjalnych klientów – popełnia błąd: zbyt szybko i zbyt pochopne wnioski wyciągamy. Bo w tym szczególnym przypadku to raczej nie produkt jest marnej jakości. Ale takiej właśnie jakości okazali się niektórzy sprzedawcy. Złe są też niektóre opakowania produktu. Czy podobny zarzut można skierować w stronę sprzedawców, którzy trzymają „kij światopoglądu” za drugi koniec? Na przykład wobec wojujących ateistów? Swego czasu przeczytałem chyba najbardziej znaną książkę najbardziej znanego bojownika „o prawdę i oświecenie”: Bóg urojony Richarda Dawkinsa86. Przeczytałem ją nie tylko jako biolog, ale przede wszystkim jako spec od sprzedaży. Sprawdziłem też, co myślą o swojej „biblii” ateiści – w tym celu przez moment dyskutowałem z uczestnikami portalu Racjonalista.pl. Zwolennicy pana Dawkinsa podkreślali ogromną erudycję autora oraz jego pasję – głębokie przekonanie co do słuszności wygłaszanych poglądów. Oczywiście są to dwa podstawowe warunki, aby być uznanym za dobrego i wiarygodnego naukowca. To nie budzi także moich wątpliwości. Ale to wciąż za mało dla profesjonalnego, a przede wszystkim wiarygodnego sprzedawcy. Czasami sprzedawcy mówią nam, że nasz interes, nasze potrzeby i oczekiwania są dla nich najważniejsze: że oferują dany produkt kierowani wyłącznie troską o dobro klienta. Gdy kiedykolwiek usłyszysz takie słowa, wiedz, że sprzedawca kłamie, i to w żywe oczy. Nigdy nie ufaj takiej osobie, bo to zawsze oznacza jedno: mydlenie nam oczu, chęć ukrycia 86 Richard Dawkins, Bóg urojony (tytuł oryginału: The God Delusion), tłum. Piotr J. Szwajcer, Wydawnictwo CiS, Warszawa 2007. 11 M ARNI SPRZEDAWCY jakiegoś niewygodnego faktu – wysokich kosztów, zbyt dużej prowizji itp. Handlowiec godny naszego zaufania to taki, który swój interes – wynagrodzenie lub niematerialne profity – traktuje na równi z naszym interesem. W czym to się przejawia? Nigdy nie weźmie od nas pieniędzy, nigdy nie sprzeda nam produktu, nie mówiąc całej prawdy o możliwych do uzyskania korzyściach oraz rzeczywistych kosztach. Tylko tyle powinniśmy wymagać od dobrego sprzedawcy. A raczej aż tyle. Powróćmy więc teraz do pana Dawkinsa i jego wiarygodności jako sprzedawcy. Czy ona budzi moje wątpliwości? Tak, w dodatku bardzo poważne. Po pierwsze dlatego, że sprzedawca Dawkins mówi mi, że napisał tę książkę wyłącznie z troski o moje dobro – aby wręcz „zbawić” mnie i całą ludzkość: „Założony przeze mnie cel tej książki zostanie osiągnięty, jeżeli każdy religijny czytelnik, przeczytawszy ją pilnie od deski do deski, stanie się ateistą”87. Po drugie dlatego, że wyraża się z pogardą o „konkurencyjnych produktach i usługach” – o alternatywnych wyborach: „Wszak ateizm niemal we wszystkich przypadkach oznacza właściwą niezależność myślenia, a w istocie właściwe myślenie w ogóle”88 lub: „Wszakże ufam, że i wśród wierzących nie brak jednostek o otwartych umysłach – których indoktrynacja była nieco mniej perfidna, do których nie trafiła, czy wreszcie tych, którzy byli na tyle inteligentni, by ją przejrzeć. Takim ludziom, wolnym w głębi ducha, potrzeba zwykle tylko nieco zachęty, by porzucić religijny nałóg”89; zapoznając się z powyższymi opiniami – gdybym nie wytłumaczył ich sobie wyjątkową niedojrzałością emocjonalną autora, a nawet naiwnością – mógłbym poczuć się urażony i chyba nie ja jeden. A po trzecie? To już o wiele poważniejszy zarzut. Zapewne 87 88 89 Tamże, s. 17. Tamże, s. 13–14. Tamże, s. 17. 203 204 D LACZEGO NIE JESTEM ATEISTĄ niewiele osób zwróciło uwagę na jeden wielki feler – wręcz manipulację – autora książki, który w mojej opinii zupełnie dyskredytuje pana Dawkinsa jako sprzedawcę. Na czym on polega? Opakowanie produktu nie odpowiada zawartości! Chodzi mi o tytuł książki – Bóg urojony (lub w innym tłumaczeniu: Urojenie Boga). Każdy klient potrzebujący wiary w to, że Bóg rzeczywiście jest jedynie urojeniem, bez chwili zastanowienia wyciąga rękę po książkę o takim tytule – bo odpowiada jego oczekiwaniom. I co znajduje w środku? No właśnie. Najważniejszy rozdział tej publikacji (rozdział 4) nosi tytuł: Dlaczego niemal na pewno nie ma Boga? Czy panu Dawkinsowi zależało w takim samym stopniu na zachowaniu pełnej rzetelności wobec czytelników, jak na liczbie sprzedanych egzemplarzy, czyli czy zachował się jak sprzedawca najwyższej klasy? Myślę, że nie. Gdyby bowiem tak było, to opakowanie oferowanego ateistom produktu powinno być zupełnie inne. Tytuł książki powinien brzmieć inaczej: Bóg niemal na pewno urojony (lub Bóg – to niemal na pewno urojenie). Ale wówczas nakład książki i dochód sprzedawcy byłyby kilka razy niższe. Ateiście do zachowania dobrego samopoczucia bowiem nie wystarczy bardzo duże – nawet 99-procentowe – prawdopodobieństwo nieistnienia Boga. On musi mieć stuprocentową pewność, że wybierając taki a nie inny światopogląd nie popełnia błędu. Na przykładzie książki Bóg urojony i jego autora najlepiej widać, jak trudny i jak odpowiedzialny jest zawód, z którym mamy niezbyt dobre skojarzenia: nie wystarczy być erudytą, nie wystarczy być naukowcem pasjonatem. To dlatego tak mało osób wykonuje tę profesję w sposób odpowiedzialny. To dlatego mamy taką a nie inną opinię o sprzedawcach, których czasami nazywamy, trochę pogardliwie, akwizytorami. Powróćmy jednak do sprzedawców życia wiecznego. 11 M ARNI SPRZEDAWCY 205 Warto zajrzeć do środka Czasami warto samemu dowiedzieć się więcej o produkcie, zapoznać się, jak działa, kierując się bezpośrednio do fachowych pism (z pominięciem nieudolnych pośredników) – w tym przypadku do Biblii. Opakowanie zbyt kolorowe, zbyt błyszczące może wprowadzać nas przecież w błąd. Dlatego myślę, że można zdobyć się na ten w sumie niewielki wysiłek: rozpakować produkt, wyrzucić kolorowe pudełko i przyjrzeć się bardzo dokładnie temu, co znajduje się w środku. Często obietnice składane nam przez sprzedawców są na wyrost – przekonuje się nas, że można odnieść wielką korzyść bardzo niskim kosztem. Mówi się nam, że można zjeść ciastko i nadal je mieć. A to przecież nigdy nie było i nie jest prawdą. Jak można w takie bajeczki wierzyć? Niestety można – gdy jesteśmy w wielkiej potrzebie, gdy czegoś mocno pragniemy. Nikt lepiej niż handlowcy nie wie tego, jak jesteśmy, jako klienci, czasami naiwni i bezbronni wobec niektórych praktyk stosowanych w sprzedaży. Być może właśnie na tym polega lub polegał główny nasz problem?! Wysoki koszt to za mało Najwyższą jakość, najwyższy komfort możemy otrzymać tylko w jednym przypadku: gdy zapłacimy cenę adekwatną do oczekiwanych jakości i komfortu. Jeżeli ktokolwiek z nas, „klientów”, poszukuje wyjątkowych korzyści, takich jak: życie wieczne, szczęście w tym życiu – wynikające nie z bycia lepszym od innych, ale lepszym dla innych, przede wszystkim dla osób najbliższych – to nie ma w tym nic złego. To są najbardziej naturalne ludzkie pragnienia. Ale nie można ich otrzymać tak sobie, za półdarmo. Tak wspaniałe korzyści – jeżeli miałyby być dostępne w jakimkolwiek „produkcie” lub „usłudze” – muszą bardzo dużo kosztować. 206 D LACZEGO NIE JESTEM ATEISTĄ Nawet jednak wysoka cena może się okazać niewystarczająca. Oprócz naszych szczerych chęci, oprócz gotowości do poniesienia wszystkich wymaganych kosztów, każdy z nas, jak można to przeczytać w fachowej literaturze – w Piśmie Świętym – musi zrobić coś jeszcze: w wielkiej pokorze poprosić Boga o pomoc w otrzymaniu tych korzyści i prosić cały czas, niemal codziennie. Do tego konieczne jest wyzbycie się butnych oczu: zbyt wysokiego mniemania o sobie. A to, jak się okazuje, dla wielu z nas jest kosztem, jakiego nie chcemy ponieść. Butne oczy, których najbardziej nienawidzi mój Najlepszy Przyjaciel i Jego Ojciec, to chyba największa i najczęstsza przeszkoda w otrzymaniu oczekiwanych korzyści. Postęp? Większość z nas widzi we współczesnym świecie niesamowity postęp, wspaniałe odkrycia i wynalazki. Co zrozumiałe. Na naszych oczach dokonuje się technologiczny boom a zmiany zachodzą coraz szybciej. Nikt nie kwestionuje pozytywów tych zmian, szczególnie ich wpływu na jakość naszego życia. W dziedzinie zdrowia, walki z chorobami powoli prawie wszystko staje się możliwe. Być może już za dziesięć, dwadzieścia lat – jak przypuszczają niektórzy – staniemy się nieśmiertelni, a przynajmniej będziemy żyć dwa razy dłużej, co najmniej 200 lat. Jednak można mieć też nieco inne spojrzenie na „współczesnego człowieka” – gdy się zmruży oczy i stanie trochę na uboczu. Gdy skupimy wzrok na każdym człowieku z osobna, na jego codziennym życiu, na codziennym postępowaniu, mogą zrodzić się w nas pytania: Czy posiadając tak dużą wiedzę, wiemy jak żyć? Czy „współczesny” człowiek jest bardziej szczęśliwy w porównaniu do człowieka żyjącego 100 lat wcześniej? Wówczas nasza fascynacja osiągnięciami „ludzkości” trochę przygasa. A gdy postoimy nieco dłużej, z dala od tego technologicznego amoku, to można dostrzec 11 M ARNI SPRZEDAWCY 207 „skutki uboczne” postępu: nasze coraz bardziej butne oczy. Być może zauważymy nawet to, co przewidywał Paweł z Tarsu prawie dwa tysiące lat temu: „Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, chełpliwi, pyszni, bluźnierczy, rodzicom nieposłuszni, niewdzięczni, bezbożni. Bez serca, nieprzejednani, przewrotni, niepowściągliwi, okrutni, niemiłujący, tego co dobre. Zdradzieccy, zuchwali, nadęci, miłujący więcej rozkosze niż Boga. Którzy przybierają pozór pobożności, podczas gdy życie ich jest zaprzeczeniem jej mocy”90. Swoją drogą, nieźle nas ocenił?! Czy słusznie? Jaki będzie więc ostateczny efekt tej technologicznej rewolucji? Czy doprowadzi ona do naszej pełnej wolności, którą będziemy mogli się cieszyć przez dwieście lat, a może nawet dłużej? Czy wszyscy ludzie (o czym marzy pan Dawkins) wreszcie porzucą „religijny nałóg”? Nie wiadomo. Przyszłość pokaże. Być może przekonamy się o tym w okresie najbliższych 20 lat. Aż chce się żyć! Apostoł Paweł (według chrześcijan natchniony przez Boga) przewidywał jednak, że ostateczny efekt „postępu” – coraz bardziej butnych oczu wielu ludzi, a nawet większości, będzie zupełnie inny: „Ale daleko nie zajdą, albowiem ich głupota uwidoczni się wobec wszystkich”91. Gdyby jednak to Paweł z Tarsu miał mieć rację? W tym drugim scenariuszu też chce mi się żyć. I to nawet jeszcze bardziej! *** Pisząc tę książkę, chciałem być sprzedawcą w jak najlepszym znaczeniu: zasługującym na twoje zaufanie. W sprzedaży liczy się przede wszystkim wiarygodność, a ta wymaga absolutnej uczciwości. I tylko z tego powodu zdecydowałem się na tak daleko 90 91 2 Tm 3,2–5. 2 Tm 3,9. 208 D LACZEGO NIE JESTEM ATEISTĄ posuniętą szczerość. Momentami, jak może zauważyłeś/zauważyłaś, bardzo dla mnie bolesną. Jako sprzedawca, a później jako trener, z czasem dojrzałem, nabrałem pokory. Nie tylko do własnego życia, ale także do swojej roli i specjalistycznej wiedzy jako szkoleniowca. Starałem się udzielać coraz mniej rad, jak powinno się skutecznie sprzedawać, wpływać na decyzje innych ludzi. Zacząłem w coraz większym stopniu dzielić się swoimi doświadczeniami. Zachęcać uczestników do dzielenia się swoimi. Kilka lat temu po jednym ze szkoleń podszedł do mnie bardzo dobry sprzedawca, mówiąc: Większość z tego, o czym pan mówił, wiedziałem już wcześniej. Z informacji nowych ze zdecydowaną większością pana opinii się nie zgadzam. Ale zwrócił pan moją uwagę na jedną rzecz, może nawet dwie, z których dotychczas nie zdawałem sobie sprawy. Myślę, że dzięki nim uda mi się być jeszcze skuteczniejszym sprzedawcą. I za to bardzo panu dziękuję. Była to najlepsza ocena mojej pracy szkoleniowca, jaką kiedykolwiek otrzymałem. Moje oczekiwania, gdy występuję w roli sprzedawcy, nigdy później nie były większe. I wciąż pozostają takie same.