s. ł. ó. weczko
Transkrypt
s. ł. ó. weczko
S. Ł. Ó. W. E. C. Z. K. O.® Sensowne, ładne, óczone, wielce elokwentne, całkiem zabawne, ko(s)miczne (i) oczywiście ®ozchwytywane Pisemko działające przy pewnym Studenckim Kole Przewodników Turystycznych. 9 V 2006 Numer(ek) dwunasty ,,Słóweczko” wstępne Kochani! No i znowu jesteśmy na nizinach, nad piękną (moŜe nie do końca modrą, ale za to lekko niebieską) Zatoką Gdańską, wszyscy strzaskani na mahoń (niektórych to nawet trochę bolało, ale cóŜ – chcesz być piękny, to cierp!), pełni świeŜych wspomnień, trochę mniej świeŜych skarpetek, to tu to tam z róŜnych miejsc nadal wystaje siano, gdzieniegdzie w domu jeszcze trochę niskowego błocka... Oj, Niski wciąga! A niektórych nawet wciągnął do pasa. Inni postanowili nie wracać, nucąc radośnie pod nosem pieśń: JuŜ nie wrócę na morze, jeszcze inni postanowili przeŜyć, albo przynajmniej przeŜuć coś na Kolejowym szlaku i jednak wrócili myjąc uprzednio sałatę w krakowskim nazwijmy to Fast foodzie Ŝebrając uprzednio paragony z kasy… No cóŜ, prawdziwy SKPTowiec nigdy się nie poddaje i jak trzeba to zęby, nogi, ba włosy nawet w pociągu teŜ umyć potrafi. A co! Dziś wydanie podwójne, czyli miejmy nadzieję - ,,normalne”. Wszystko zaleŜy od Was! Było nas na Niskim tyle, Ŝe aŜ pociąg w Sanoku trzeba było zatrzymać ku uciesze całej licznej zgromadzonej gawiedzi i Pana Konduktora (jeŜeli chcecie wiedzieć dlaczego, czytajcie niŜej). Wspomnień, śmiechu, ale takŜe groŜących krew w Ŝyłach opowieści (jak na przykład dwugodzinne szukanie repera na Suchej, którego… po prostu tam nie było ☺), przygód, brej, mokrych butów i brudnych stuptutów tyle, Ŝe hej… Napiszcie cosik. Czekamy z utęsknieniem. Adres bez zmian: [email protected] Jeszcze lekko senno – sienna Samozwańcza Redakcja STACJA SANOK czyli dramat w jednym akcie na peron, Kierownika, Maćka J., Konduktora i chór 66 SKPTowców. Stacja Sanok. Z pociągu wysypuje się kameralna gromadka SKPTowców w liczbie około 66. Kierownik odbiera telefon i krzyczy wniebogłosy: -Zatrzymajcie ten pociąg! Grupę ogarnia panika. Wszyscy próbują zatrzymać pociąg, machają, krzyczą, rzucają się na wagony. Kierownik rzeczowym tonem z nutką rozpaczy wyraźnej: - Maciek Jarek został w pociągu!!! Prze grupę przebiega szept niepokoju: - Maciek Jarek!!! W pociągu!!! Został!!!!!! Niektórzy słabną, oddział Ŝeński SKPT nie moŜe znaleźć słów, niektórzy wyciągają chusteczki higieniczne. Nagle spod wiaduktu odzywa się nieśmiały aczkolwiek równie zrozpaczony głos: -Jestem tu! Euforia ogarnia wszystkich, rzucanie się sobie w objęcia i te sprawy… Z ostatnich drzwi wychyla się Konduktor i krzyczy groŜąc palcem: - Ale mi pan psikusa zrobił. Pociąg, juŜ niepowstrzymywany przez nikogo oddala się w kierunku Zagórza. KURTYNA UPRZEJMIE DONSZĘ.... Kasia Em. jadła dŜem. Na Niskim, jak naleŜy. BREJA SONG Pieśń tę śpiewa się przed uroczystym zjedzeniem kaŜdej brei, w pozycji na baczność, z pełną powagą na ustach, na melodię W górach jest wszystko co kocham zespołu Dom o Zielonych Progach. I. W brei jest wszystko co kocham I wszystkie groszki są w garach Zawsze kiedy ją wącham Zapach czosnku mnie powala Zawsze kiedy ją wącham Ten przypalony przecier Patyki chrzęszczą w zębach Sami przecieŜ ją jecie. Ref. (Wszyscy pokazują za ognisko i na garnek, ci którzy mają jeszcze siłę miarowo stukają w menaŜki – na trzy☺) Ja sam ją przypaliłem w ogniu Ja sam ten garnek wyskrobię czarny Ja jedną znam tylko breję Nikt inny jej nie je x 4 RyŜ twardy! II. Czerwień przecieru SKPT pisze Tłusta cerata zastępuje stół I jedna jest tylko mądrość Bez brei nie ma gór x2 Ref: Ja sam ją przypaliłem w ogniu (…) ROZMOWY SZYBKOŚCIOWE Jako Ŝe duŜo nas na Niskim było, pracowitej Redakcji między jednym a drugim kisielem udało się przeprowadzić mnóstwo mini wywiadów z niektórymi uczestnikami. PoniŜej część pierwsza. W POCIĄGU Słóweczko®: Co slychać? Niezidentyfikowany współtowarzysz podróŜy pociągiem: Chrrrrr, siuuu, chrrrrrrrrrr, siuuuu chrrrrrrrrrrrrrrr, siuuuuuuu! Zdezorientowana lekko Redakcja Słóweczko®: Chyba snu mu mało… NA PODEJSĆIU Słóweczko®: Czy moŜna prosić o dwa słowa do Słóweczka?. Kursant Łukasz: Y-hy, y-hy, y-hy, y-hy! Tchu mi mało! W WISŁOKU WIELKIM W STODOŁY PRZED ŚNIADANIEM OKOLICACH Słóweczko®: Czy czegoś Pani mało? Gosia Kursantka: Nie. DuŜo mi. Słóweczko®: Tak? A czego Pani duŜo? Gosia Kursantka: Bąbelków mi duŜo… W WISŁOKU WYCHODKA WIELKIM W OKOLICACH Słóweczko®: Czy czegoś Pani mało? Gosia Kursantka: Tak! (zaczyna radośnie wymachiwać przednimi kończynami i robić przysiady) Fitnessu mi mało! NA PODEJŚCIU NA PRZEŁĘCZ MAŁASTOWSKĄ Słóweczko®: Czy moŜna prosić o wywiad la Słóweczka? Agnieszka Kursantka: Yyyyy. To znaczy ja mam teraz powiedzieć: ,,Gór mi mało”? Zdezorientowanej Redakcji nagle słów mało… W ZYNDRANOWEJ W NAZWIJMY TO LEPSZEJ WERSJI STODOLE (bo z lodówką, ale za to bez siana…) Słóweczko®: Czy moŜna prosić o wywiad dla Słóweczka? Tomek D., brat głównego Kierownika Niskiego: (widać na twarzy walkę, skupienie i zdezorientowanie). W tym momencie odzywa się zrozpaczony Kierownik: Obojętne co powiesz, to i tak będzie źle i zapiszą… NAPIS GDZIEŚ NA DZIURAWYM ASFALCIE W WOLI NIśNEJ REZERWA 2005 – 2006 (...) śEGNAJ BODZIO! Redakcja ośmiela się przypuszczać, Ŝe Bodzio był w tym roku na Niskim, ale najwidoczniej przed nami. Okoliczności zjawiska pozostają niewyjaśnione. Prawdopodobnie pisał magisterkę. KLASYKI Wszyscy lubimy klasykę. Mozart, Bach, Wolna Grupa Bukowina, SDM i te sprawy. Na tegorocznym Niskim, kaŜdy mógł zaistnieć i wykorzystać swoje pięć minut. Oto kilka ciekawszych propozycji tekstów od dość niedawna obowiązkowych: Przy ognisku w Kolonii Olchowiec około 2.30 rano. Maja: To co, śpiewamy czwartą nad ranem i idziemy spać… Maciek Jarek (jeszcze raz podkreślmy MACIEK JAREK): Nie, no co wy, nie robimy Ŝadnych głupot! Przed śniadaniem w Zyndranowej: ½ Redakcji (część długo- i chwilowo brudnowłosa): Gosiu, gdzie myłaś włosy? Gosia Kursantka: Ja nie myłam. One są tłuste. Tomek Kursant (gdzieś na wyjątkowo prostej drodze) Uwierz mi, jestem teraz daleki od stanu nirwany. Redakcja: A jak daleko? Dwa kilometry? Tomek Kursant: Nie, to się teraz mierzy w Gotach. I Tutorzy takŜe mieli chwile zdziwienia i zachwytu: Łukasz D. o Tomku Kursancie: ….O, i nawet Tomek wie, gdzie jesteśmy… Tomek poczuł się na tyle doceniony, Ŝe do końca dnia nie spojrzał na mapę. Tomek Kursant: zanosząc się radosnym śpiewem maszeruje przez chaszcze: Mój traktor mknie, a świnie dwie, mój traktor mknie- e, jak wiatr. SŁOWNICZEK SKPT Dziś słowa zupełnie nowe oraz nieco starsze, ale odkrywane na nowo. HAŚKILULKAĆ- słowo to oznacza czynność (wbrew temu co niektórzy twierdzą ;) ). MoŜna je zaliczyć do regionalizmów, gdyŜ w swojej skrajnej postaci moŜe przybrać formę nawet lulkipalkać. Słowo to wyniosła z domu rodzinnego i rozpowszechniła jedna z kursantek, a oznacza ono po prostu – SPAĆ:D. Zalecamy uŜywać zwłaszcza późno w nocy, gdy wszyscy są juŜ tak zmęczeni, Ŝe na jego brzmienie mało kto zwraca uwagę. CHOMIK – kaŜdy zwierz mniejszy od sarny. Legenda tak wyjaśnia pochodzenie tego pojęcia: Pewnego dnia grupa Tomka Kursanta napotkała na swej drodze zwierzę. Wszystkim się zdawało, Ŝe to martwy kret. Na szczęście był tam Tomek Kursant – teraz nie ma juŜ wątpliwości, Ŝe to był mocno śpiący chomik. KOŃ – zwierzę rozmiarów sarny lub większe. W ekstremalnych sytuacjach muczy i daje mleko. MoŜe być niebezpieczne, np. gdy ma formę niedźwiedzia. STRZASKAĆ SIĘ NA MAHOŃ – opalić się. Uzyskanie mahoniowego odcienia nie wymaga od zainteresowanego uŜywania przemocy względem siebie lub kogokolwiek. SOBOTA, GODZ. 15:20, REDA – IMPRA U RAFIEGO (NA ORIENTACJĘ) Czas sympatyków albo tutorzy są zmęczeni W zasadzie to miała być zwykła relacja z wyjazdu w Beskid Niski. Wyszło jednak bardziej powaŜnie niŜ zamierzałem,, za co Was wszystkich serdecznie przepraszam. Dobraliśmy się w Komańczy dziesięcioosobową grupę. Okazało się, Ŝe część z nas nigdy nie była w górach, a kolejne dwie osoby nie chodziły z plecakiem dalej niŜ z akademika na dworzec. Nie pozostało nic innego jak zgodnie z zasadą „jakoś to będzie” ruszyć w trasę. I wszystko było dobrze. Osoby zupełnie „zielone” zobaczyły, Ŝe moŜna spędzić miło czas brnąc przez błoto, chaszcze i więcej chaszczy, Ŝe wystarczy mieć ognisko, gar, trochę ryŜu, konserw oraz co najwaŜniejsze wilczy apetyt (pobudzony spacerem na świeŜym powietrzu), Ŝeby przyrządzić smaczny i poŜywny posiłek, Ŝe wystarczy odrobina siana pode mną i dach nie dziurawy nade mną, aby poczuć pełnię szczęścia. Z przyjemnością patrzyłem na poczynania kursantów. Z kaŜdym dniem z grupy obcych sobie osób zmieniali się we współpracujący zespół, który co chwilę napotyka na trudności: a to rzekę trzeba przekroczyć, a to znaleźć drogę przez krzaczory, a to pokonać bezwład zalegającego na trawie walectwa. Szło im świetnie – moja rola ograniczała się tylko do tego, Ŝeby im nie przeszkadzać. Z radością patrzyłem jak młoda krew napływa do Klubu. Czytając bowiem choćby ostatni numer Słóweczka, moŜna było odnieść wraŜenie, Ŝe historia Koła wyglądała następująca: najpierw byli Hobbyści-ZałoŜyciele, a potem przyszli NaśladowcyTwórcy Regulaminów. A Ŝe było wśród Twórców wiele było osób wybitnych dobrze się w Kole działo. Zarządzenia były twarde (do dziś pamiętam wyjątek z regulaminu przejścia: walet naszego waleta nie jest naszym waletem) ale odpowiadały ówczesnym czasom i wymaganiom. Jednak wraz z końcem XX wieku dało się zauwaŜyć pewną tendencję. Ludzie zaczęli wyjeŜdŜać w Gorgany, Czarnochorę czy Kaukaz lekce sobie waŜąc wszelkie koła, stowarzyszenia, instytucje. Slogan reklamowy: z nami pojedziesz gdzie chcesz przestał przyciągać ludzi chcących odwiedzić dalekie krainy. Zwłaszcza, Ŝe ów slogan w praktyce oznaczał: z nami pojedziesz tam gdzie my chcemy, jeśli zechcemy Cię z sobą zabrać. Zarówno tym jak i daleko posuniętym konserwatyzmem ówczesnych klubowiczów tłumaczyłbym spadek „pogłowia” kursantów w kolejnych rocznikach. Nawet ci, którzy zostali, mieli trudności Ŝeby wprowadzić nowe pomysły. Nie znaczy to, Ŝe wszystkie nowinki uwaŜam za właściwe. Budujące jest to, Ŝe pomysły się pojawiają, Ŝe ludziom się chce, Ŝe szukają. Poza tym nie zawsze to, co się wydaje dobre przyniesie dobre rezultaty. Teraz w moim odczuciu nadchodzi czas pewnej liberalizacji postaw, czas „dobrej zabawy”, czas sympatyków. Jest to powaŜne wyzwanie. Nowi ludzie są duŜą niewiadomą. Bo jak tu patrząc na facjatę określić, czy dany osobnik zamierza naŜłopać się tanim kosztem, w pięknych okolicznościach przyrody podłego TurboPtysia czy raczej zachwycać się budzącą się do Ŝycia przyrodą oraz kulturą i sztuką pewnej wymarłej grupy etnicznej. Ryzyko jednak trzeba podjąć. Jak to kiedyś mawiano, kaŜdy nosi buławę przewodnicką w plecaku. Młodzi, energiczni i pełni inicjatywy ludzie są niezbędni, jeśli ta zabawa ma mieć jakikolwiek sens. Ot choćby Tomek i jego niezłomna postawa w propagowaniu kalendarza (równieŜ na Niskim). Gdyby nie on, to ten projekt pewnie by upadł. Gdyby ktoś nie zaprosił (obecnie) kursantki JakMietek na pewien wyjazd, to po pierwsze nie czytalibyście tych słów, po drugie nie usłyszelibyście nigdy ani songu o Szczepanie, ani songu o breji ani pierwszej zachodniołemkowskiej szanty (napisanej w zadymionej kuchni w Desznicy), po trzecie nie mielibyśmy okazji wziąć udziału w brawurowym wykonaniu kultowej pieśni „Czwarta na ranem” we wspomnianej wcześniej kuchni a po czwarte i kolejne wszystko byłoby inaczej. Jest tylko jeden problem: wymiera pewien gatunek – tutor. Zostało ich nie wielu, bardzo powoli przebywają nowi. Ponadto stworzyła się przepaść pokoleniowa (jest bardzo nieliczna reprezentacja ludzi ze średniego pokolenia) więc wiele rzeczy trzeba odkrywać na nowo i młodzi nie mają zbyt wielu okazji podpatrywania doświadczonych ale wciąŜ aktywnych tutorów. Choćby taka sytuacja: zeszłoroczny wypad w Niski, nocleg w Nowicy. Była tam sobie mała stodółka u sołtysa. Prawa część była pierwszorzędna, środkowa – mocno zagracona, lewa nadgryziona zębem czasu. Po przyjściu trzech grup wydawało się, Ŝe nikt więcej się juŜ nie zmieści. Ale dzięki sprawnej akcji wszystkie graty zostały wywalone na pole (a nawet na dwór), a na zbutwiałe deski poszło kilka warstw karimat i wszyscy się pomieścili. W Zyndranowej takiego cudu nie udało się dokonać, moim zdaniem, tylko z powodu zaniedbania i braku właściwego pokierowania ludźmi. Teraz się wymądrzam, ale sam teŜ nie jestem bez winy i ufam, Ŝe wciąŜ się jeszcze czegoś uczę przy okazji takich wyjazdów i mam nadzieję, Ŝe jeszcze się nauczę – bo przecieŜ trzeba jeździć w Niski, gdzie czekają wciąŜ na mnie Radocyna i XVII-wieczne ikony w Świątkowej. Kultywowanie ducha SKPT (jakkolwiek by nie próbować tego definiować) pewien zajmować roztropny prezes (takiego akurat mamy!) wspierany przez grupę doświadczonych pomocników, którzy potrafią pokierować masą ludzi. I w razie potrzeby będą oni w stanie pozbyć się mętów, które spłyną na nasze wyjazdy tylko dlatego, Ŝe ktoś im powiedział Ŝe jest tanio i Ŝe jest luz i moŜna się bez przeszkód luzować. Symb Attyk KALENDARZ SKPT 2007 – MUSISZ GO MIEĆ!!! [email protected] Zgodnie z obietnicą, zamieszczamy dalsza część historii pewnego zakonu: Z KART DZIEJÓW ZAKONU O.O. DEPRAWENTÓW – CZĘŚĆ II ...Ich praca zaowocowała licznym naborem do Zakonu - w jego prace włączyli się nowi bracia, m.in.: Rafał J., Zbigniew S., Zbigniew D. i Leszek Ch. Po pewnym czasie otrzymali oni nowe imiona zakonne i znamy ich odtąd pod mianem Braci: Ekskrementusa, Kondomandosa, Zjebiego i Penissimusa. Większość z nich poświęciła się deprawacji aŜ do przesady, np. Br. Penissimus przez rok utrzymywał Misję zagraniczną pod Monachium, zaś Br. Kondomandos takąŜ Misję załoŜył 8 lat temu w Londynie i prowadzi ją (z sukcesem) po dziś dzień ! A Br. Ekskrementus poświęcił się pracy krajowej, deprawując aŜ do przesady młódź z Kociewia, co w pewnym momencie zaowocowało wręcz utworzeniem haremu (lata jednak lecą, dziś Br. Ekskrementus szybkimi krokami zdąŜa ku cieplutkiemu fotelowi Opata). Pozostali Ojcowie zajęli się pracą organiczną i przez lata deprawowali pokolenia kursantek i klubowiczek, co i rusz odnosząc spektakularne sukcesy, zwłaszcza na corocznych Beskidach Niskich. Wiek jednak daje się juŜ we znaki wszystkim dawnym Ojcom i Braciom, mocy juŜ nie starcza na wszystkie ekscesy i egzorcyzmy. Dość stwierdzić, Ŝe O. Erectus zmienił imię na O. Skrybę - cóŜ, szansą jego moŜe być wspomniana Viagra. Inni Ojcowie teŜ marnie kończą - ot taki O. Grzanus, bodaj ostatni co tak poloneza wodził, dziś w łapy swojej Siostry SłuŜebnej popadł... Westchnijmy nad jego losem. Czas najwyŜszy, by nowa krew wpłynęła w Ŝyły Zakonu. My, Ojcowie Deprawenci zgromadzeni w Kapitule Generalnej naszego Zakonu, wzywamy wszystkich młodych, zdrowych i jurnych członków naszego Koła, którym leŜy na sercu idea deprawacji, do przyjęcia Reguły i podjęcia Dzieła. O.O.Deprawenci Okazuje się, Ŝe nie wszyscy w klubie ulegli wpływom Deprawujących Ojców. Swoją drogą, ciekawe, czy teraz w SKPT działa Komisja ds. Etyki i Moralności... Komunikat specjalny Komisji ds. Etyki i Moralności SKPT Komisja ds. Etyki i Moralności SKPT wyraŜa zaniepokojenie postępującą eskalacją działalności i zwiększaniem wpływów niebezpiecznej organizacji, nazywającej się Zakonem O.O. Deprawentów. Zakon ów, prowadząc swą (nie bójmy się tego słowa) niecną działalność, (polegającą na nieustannej deprawacji młodych dziewcząt, zwłaszcza związanych z SKPT), wbrew wszelkim zasadom zdołał juŜ zdeprawować większość członkiń SKPT, nie wyłączając jego Szefowej. Tak niebezpieczne zjawisko musi spotkać się ze zdecydowanym przeciwdziałaniem. Wzywamy zatem wszystkich Klubowiczów do wyzwolenia się z pęt deprawacji szerzonej przez Zakon a osoby związane z ww. Zakonem do zaprzestania zgubnej działalności, pod rygorem nałoŜenia kar organizacyjnych – do skierowania wniosku na Sąd KoleŜeński włącznie. Zaś nieskaŜone (niewinne) jeszcze jednostki (jakŜe nieliczne) do zachowania szczególnej ostroŜności we wszelkich kontaktach z przedstawicielami Zakonu! POWSTRZYMAJMY ICH !!! I jeszcze trochę dawnej twórczości – tak aby pokazać Ŝe kaŜdy moŜe. Tu – „Wiosna na Ponidziu” Konkurs na ilustrację do piosenki turystycznej trwa!!!