JERZY DACKIEWICZ Pana pierwsze skojarzenie ze słowem żubr
Transkrypt
JERZY DACKIEWICZ Pana pierwsze skojarzenie ze słowem żubr
JERZY DACKIEWICZ Pana pierwsze skojarzenie ze słowem żubr... Największy ssak Europy, król puszczy. Skąd wzięło się pana zainteresowanie żubrami? W pewnym sensie była to naturalna kolej rzeczy. Znałem żubry już od dziecka, bo wychowałem się w Puszczy Białowieskiej, gdzie mój ojciec był leśniczym. Wielokrotnie więc miałem okazję je widzieć, obserwować, oczywiście mam na myśli przede wszystkim te spotkania poza ogrodzeniem, po prostu w lesie. Właściwie przez całe swoje życie byłem związany z Białowieżą. Ukończenie Technikum Leśnego, praca w Lasach Państwowych, później w Zakładzie Badania Ssaków PAN i studia były kolejnymi etapami. Pracę magisterską na SGGW pisałem właśnie o żubrach, których monitoringiem zajmowałem się pracując w ZBS-ie. Obecnie od lat jestem pracownikiem Białowieskiego Parku Narodowego. To oczywiście w największym skrócie, ale pokazuje, że moje związki z tymi zwierzętami trwają, nieprzerwanie. Czy żubry, pana zdaniem, są już dobrze poznane, czy są jeszcze jakieś pytania z nimi związane, na które chciałby pan sobie odpowiedzieć? Moim zdaniem są już nieźle poznane. Ja w każdym razie, opierając się na ładnych paru dziesiątkach lat obserwacji i pracy w bezpośrednim kontakcie z żubrami mam wrażenie, że wszystko o nich wiem, nie mają przede mną specjalnych tajemnic. A nie odczuwał pan lęku, podchodząc do nich nierzadko bardzo blisko? Trzeba znać zachowanie żubrów, rozumieć je i umieć się w razie czego w odpowiednim momencie wycofać. Zresztą to one niemal zawsze pierwsze się wycofują. To nie są groźne zwierzęta – tylko pewnych szczególnych okresach, kiedy są bardziej pobudzone trzeba się mieć na baczności. Jest wiele oznak świadczących o ewentualnym ataku, jeśli ma nastąpić, i jest wystarczająco dużo czasu, żeby uciec. Bardzo rzadko dochodzi do prawdziwego, niebezpiecznego dla człowieka ataku, zwykle jest to straszenie – ale oczywiście nie wolno być zbyt pewnym siebie. Zawsze trzeba pamiętać, by nie prowokować tego dzikiego, wspaniałego zwierzęcia, by nie być zbyt natrętnym, bo to po naszej, ludzkiej stronie z reguły leży wina. Mnie też się zdarzało brać nogi za pas. Ale słyszałam, że żubry bywają nieprzewidywalne... Bywają niespodzianki. Pamiętam na przykład pewną żubrzycę, która na mój widok nie okazywała zdenerwowania, pasła się pozornie spokojnie, ale powolutku coraz bardziej się zbliżała – i dopiero wtedy znienacka przystępowała do ataku. Czy chodzenie po Puszczy i obserwowanie żyjących na wolności żubrów sprawia jeszcze panu frajdę, czy jest dla pana interesujące? Tak, oczywiście, ale niestety mam na to ostatnio coraz mniej czasu. Jako szef Ośrodka Hodowli Żubrów Białowieskiego Parku Narodowego, a także współkoordynator projektu „Ochrona in situ żubra w Polsce – część północno-wschodnia” jestem bardzo zajęty pracą biurową, dokumentacją, staraniem się o fundusze – słowem – pracą przy biurku. Kierowanie Ośrodkiem to po prostu rodzaj administrowania wielkim gospodarstwem, gdzie o wszystko trzeba właściwie zadbać, o wszystkim pamiętać – zatroszczyć się i o „inwentarz”, czyli tutaj: żubry, i o całą infrastrukturę. Jest co robić, ale żubry są cały czas w moim życiu obecne.