Czytajmy „Kamienie na szaniec”

Transkrypt

Czytajmy „Kamienie na szaniec”
Czytajmy „Kamienie na szaniec”
2014-04-05
Aleksander Kamiński opisując swoich bohaterów nie stawiał ich na
piedestale jako ludzi bez skazy. To my mamy idiotyczną skłonność do idealizowania naszych
„idoli”, kimkolwiek by byli – pisze ppłk Andrzej Łydka z Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił
Zbrojnych, znawca i miłośnik historii wojskowości, publicysta portalu polska-zbrojna.pl.
Po raz pierwszy „Kamienie na szaniec” przeczytałem, że tak powiem przypadkiem, jeszcze zanim
dowiedziałem się, że są lekturą szkolną. Znalazłem tę książeczkę szperając w rodzinnej
biblioteczce. Lichy papier, za to okładki z płóciennym grzbietem porządnie wykonane przez
jakiegoś introligatora. W tej książce „Zośka” był „Staśką”, a „Rudy” był „Czarnym”. Dopiero po
latach dowiedziałem się, że było to jedno z pierwszych wydań, w którym zgodnie z zasadami
konspiracji (taka konspiracja w konspiracji) autor zmienił pseudonimy bohaterów.
„Kamienie na szaniec” figurują w dalszym ciągu w wykazie lektur szkolnych i mam nadzieję, że
urzędnicy Ministerstwa Edukacji Narodowej, pomimo ciągłych reform w systemie edukacji (jak
widzimy, permanentna reorganizacja nie jest wyłącznie domeną Ministerstwa Obrony Narodowej),
nie odważą się ich, w ramach „radosnej twórczości”, z tego wykazu skreślić. Dzięki wytężonej i
niedocenianej pracy tysięcy polonistów, książka ta ma swój udział w budowie wspólnej tożsamości
oraz kodu kulturowego. I dobrze by było, aby tak zostało. Ostatecznie szkoła ma nie tylko uczyć,
ale i wychowywać. „Kamienie na szaniec” jako książka o młodzieży dla młodzieży idealnie się do
tego nadaje.
Aleksander Kamiński opisując swoich bohaterów nie stawiał ich na piedestale jako ludzi bez
skazy. To my mamy idiotyczną skłonność do idealizowania naszych „idoli”, kimkolwiek by byli. W
tym przypadku bohaterowie „Kamieni na szaniec” jako maturzyści i harcerze byli już
„przesortowani”. Pod koniec lat trzydziestych do ZHP należało ok. 200 tysięcy młodych,
pracujących nad sobą, ludzi. 23 Warszawska Drużyna Harcerska „Pomarańczarnia” (od
pomarańczowej barwy otoków 23 Pułku Ułanów Grodzieńskich), do której należeli, dzięki książce
jest chyba najbardziej znaną drużyną harcerską w Polsce.
W II RP maturę zdawało 36 tysięcy młodych ludzi rocznie. Na 36-milionowe państwo. Czyli jeden
na tysiąc. Nic dziwnego, że do młodego człowieka z maturą zwyczajowo zwracano się per „Pan”,
„Pani”. Kodeks Boziewicza przyznawał im zdolność honorową. A państwo polskie przyznało im
prawo do 12-miesięcznej służby wojskowej (w ramach Szkoły Podchorążych Rezerwy, czy też
Autor: ppłk Andrzej Łydka
Strona: 1
jako strzelec z cenzusem w pułku) oraz przywilej do zwracania się do nich przez przełożonych per
„Panie podchorąży” czy też „Panie strzelec z cenzusem” w każdych okolicznościach. W przypadku
podpadnięcia wachmistrz-szef nie mógł ich zrugać krzycząc „K… wasza mać!”, a mógł jedynie
stwierdzić „K… pańska mamusia była!”. Bohaterowie książki byli ostatnim maturalnym rocznikiem
II RP. Szkolenie wojskowe w Szkole Podchorążych Rezerwy Piechoty „Agrikola” przeszli już w
konspiracji po praktyce w Małym Sabotażu i w Wielkiej Dywersji. To było już inne wojsko.
Przygotowane adekwatnie do wymogów walki w konspiracji oraz do przewidywanego powstania
powszechnego.
Na film „Kamienie na szaniec” szedłem z mieszanymi uczuciami. Wiem, że nie jest łatwo
„przełożyć” powieść na język filmu. Czasami z dobrego opowiadania wyjdzie „knot”
wykoślawiający obraz przeszłości, co np. można zauważyć oglądając „Lotną” Wajdy. Reżyser
zawsze bierze na siebie dużą odpowiedzialność, wprowadzając zmiany, czy też przekładając
akcenty w stosunku do powieści. Obraz ma większą moc oddziaływania niż słowo. Film, podobnie
jak książka, jest o młodzieży dla młodzieży. Oczywiście, mogą razić odstępstwa od tekstu książki,
czy powielenie tezy, iż sprawcą wsypy był „Heniek” Ostrowski. Faktyczny sprawca, „Albert”
Pietrusiński, zniknął z Warszawy, pojawił się pod koniec wojny jako oficer grupy AL, która
rozpracowywała struktury Polskiego Państwa Podziemnego, a karierę zakończył w 1945 roku jako
kierownik Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Łukowie. Film opowiada historię
językiem zrozumiałym dla dzisiejszej młodzieży. Prowokuje do dyskusji o poświęceniu i
wystawionej na próbę męskiej przyjaźni, która w dobie licytowania się ilością znajomych na FB
jawi się młodym ludziom jako zjawisko dziś niespotykane.
Dobrze, że taki film powstał. Historię trzeba na nowo opowiadać w sposób zrozumiały dla
aktualnego odbiorcy. Żyjemy dzisiaj w kulturze obrazkowej. Liczy się to, co widzimy, nie to, co
czytamy. Umiejętność czytania ze zrozumieniem zdań podrzędnie złożonych powoli staje się
wyznacznikiem przynależności do elity intelektualnej społeczeństwa, która z natury, jak to elita, nie
jest zbyt liczna. Film nie odstraszy od sięgnięcia po książkę. Wprost przeciwnie, na FB
zapowiedziano wydarzenie Cała Polska czyta „Kamienie na szaniec”.
Jak w każdym filmie, są w nim sceny zapadające w pamięć, zwłaszcza, że w części mają, co
prawda nie zamierzone przez reżysera, powiązanie ze współczesnością. Mnie uderzyła jedna.
Dyskusja „Zośki” z ojcem o konieczności zdobycia pieniędzy na broń. Na stwierdzenie ojca
„Daliśmy w 1939 roku już dosyć na FON” „Zośka” odpowiada „Na to nigdy nie jest dosyć”.
Autor: ppłk Andrzej Łydka
Strona: 2

Podobne dokumenty