krzykdoc - mbelfer.pl

Transkrypt

krzykdoc - mbelfer.pl
K RZ Y K
Jacek Kaczmarski
Dlaczego wszyscy ludzie mają zimne twarze?
Dlaczego drąŜą w świetle ciemne korytarze?
Dlaczego ciągle muszę biec nad samym skrajem?
Dlaczego z mego głosu mało tak zostaje?
Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy!
A! Zatykam uszy swe!
Smugi w powietrzu i mój bieg
Jak prądy niewidzialnych rzek
Mój własny krzyk, mój własny krzyk ogłusza mnie!
A! Zatykam uszy swe!
Mój własny krzyk, mój własny krzyk ogłusza mnie!
Kim jest ten człowiek, który ciągle za mną idzie?
Zamknięte oczy ma i wszystko nimi widzi!
Wiem, Ŝe on wie, Ŝe ja się strasznie jego boję.
Wiem, Ŝe coś mówi, lecz zatkałam uszy swoje!
Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy!
A czy ktoś zrozumie to?!
Nie kończy się ten straszny most
I nic się nie tłumaczy wprost
Wszystko ma drugie, trzecie, czwarte, piąte dno!
A! Czy ktoś zrozumie to?!
Wszystko ma drugie, trzecie, czwarte piąte dno!
Mówicie o mnie, Ŝe szalona, Ŝe szalona!
Mówicie o mnie, ja to samo krzyczę o nas!
I swoim krzykiem przez powietrze drąŜę drogę,
Po której wszyscy inni iść w milczeniu mogą...
Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy!
A! Ktoś chwyta, wola - stój!
Lecz wiem, Ŝe juŜ nadchodzi czas
Gdy będzie musiał kaŜdy z was
Uznać ten krzyk, ten krzyk, ten krzyk z mych niemych ust
Za swój!!!
W wielu ludziach krąŜy po cichu robak szaleństwa. Jest czarny i ma trzy wielkie gały
fosforyzujące purpurą. Długi ryjek gębowy słuŜy mu do plucia - pluje celnie jak zawodowy strzelec.
Karmi się naszymi snami; chłepce je nocą, trawi i wydala bezgłośnie, aby wróciły rano i objawiły
zupełnie inny świat. Małe szeleszczące chwytniki pozwalają mu przeciskać się kaŜdą szczelina
naszego torsu. Tak właśnie wychodzi z jakiegoś zdarzenia, wiersza lub religii, wdziera się w nasze
wnętrze przez oko, ucho albo por skóry, później zaś wędruje milcząco Ŝyłami i nitkami nerwów,
szukając przystani stałej. Kiedy wejdzie do duszy, człowiek staje się niebezpieczny dla swej
uczciwości. Kiedy dosięgnie mózgu, człowiek będzie zagraŜał swemu otoczeniu. A kiedy dosięgnie
serca - człowiek zakochuje się w jakiejś istocie ludzkiej. Wówczas świat robi się ryzykowny, kaŜdy
krok grozi klęską.
Mój czarny robak mieszka wewnątrz mej duszy. Być moŜe to tylko chwilowy postój, przerwa
w wędrówce, dla nabrania sił. MoŜliwe, Ŝe pewnego dnia zechce ruszyć dalej i wybierze serce albo
mózg, zapraszając mnie do bajecznie nakrytego stołu obłąkania, lub do perłowej jaskini miłości, gdzie
wszelki rozsądek usypia, budzi się sumienie, a szczęście waŜymy wzajemnością czyjegoś serca
i nieczynieniem zła bliźnim. Wówczas zdam końcowy egzamin z głupoty.
W. Łysiak Flet z mandragory
Szaleństwo
jest
tematem
wstydliwym,
krępującym,
okiełznanym
i zamkniętym w bezdusznym określeniu choroba psychiczna i w ten sposób
uspokajająca
nasze
poczucie
wstydu,
poczucie
winy,
poczucie
odpowiedzialności za tych, których chorymi nazywamy. Ale w szaleństwie
tkwi jednak coś pociągającego, coś, co nas przeraŜa, ale co w kaŜdym
wzbiera. Tak wiele razy chcieliśmy wykrzyczeć z siebie cały ból istnienia,
krzywdę,
nieszczęśliwą
miłość,
stratę
kogoś,
która
spowodowała,
Ŝe umieraliśmy i my. Zawsze jednak zatrzymaliśmy się wpół drogi, zrobiliśmy
bilans zysków i strat, który przekreślał w nas potrzebę nawet odrobiny
szaleństwa.
Rozsądek
zwycięŜył
nad
uczuciem.
Wbrew
temu,
co deklaruje, świat nie lubi uczuć. Jak sprawować nad nimi kontrolę? Wszak
kontrolowanie to obsesja naszego Ŝycia.
Robak szaleństwa daje nam czasem o sobie znać. I choć brak nam
odwagi, by pokazać go światu, przypomina nam o sobie gdy docieramy
do miejsc, w których króluje sztuka. Tam pozwalamy sobie na dopuszczenie
odwaŜnych uczuć i myśli, tam nawet jest to poŜądane. Tkwiąc więc
w
konwencjach
wkraczamy
w
świat,
który
nas
trochę
przeraŜa,
ale który bez wątpienia wart jest odkrycia.
W świątyni tej odnajdujemy dwa teksty noszące tytuł „Krzyk”. Pierwszy
z nich to obraz norweskiego artysty Edwarda Mucha (1863-1944). Człowiek
doświadczony
stratą
najbliŜszych,
w
malarstwie
odnalazł
język,
który pozwolił mu wyrazić samego siebie. Artysta od najwcześniejszych lat
wiele podróŜował, i mimo iŜ nie ukończył Ŝadnej profesjonalnej uczelni,
poznawał
na
bieŜąco
awangardowe
trendy
w
sztuce
europejskiej.
Dzięki nieprzeciętnemu talentowi i odwadze stał się nie tylko obserwatorem,
ale czynnym uczestnikiem umysłowego fermentu przełomu wieków. Munch
zaliczany jest dziś do ścisłej czołówki prekursorów ekspresjonizmu. Malarz
ten odegrał teŜ szczególną rolę w kształtowaniu się sztuki Młodej Polski.
Do grona najbliŜszych jego przyjaciół zaliczała się bowiem małŜeńska para,
wywierająca ogromny wpływ na kulturę polską tamtych czasów: Stanisław
Przybyszewski i Dagny Juel-Przybyszewska. Znaczną część Ŝycia zmagał się
z chorobami, trafił teŜ na długi czas do szpitala psychiatrycznego. Nie dziwi
więc, Ŝe i w jego obrazach na plan pierwszy wysuwa się emocja.
Krzyk to tempera 83,5 × 66 cm. Tematem obrazu jest ludzka postać
o chorobliwie zdeformowanej głowie, nieokreślonej płci, z ustami otwartymi
do krzyku. Stoi na moście, który nie ma początku ani końca. Za nią kroczą
dwa ludzkie cienie. Scena rozgrywa się w nieokreślonym bliŜej pejzaŜu,
prawdopodobnie o zachodzie słońca. Barwy są bardzo wyraźne – rozpacz
czerni, wszechpotęga i wszechwiedza oddalonych, zachodzących Ŝółcieni,
jaskrawa czerwień pasji i odwagi. Wyraźne, zdecydowane pociągnięcia pędzla
świadczą o wyrazistości i określoności uczucia, które jednak – podobnie jak
smugi barw, układające się w określone kierunki: skośny, po przekątnej,
od
prawej
do
lewej
–
wywołują
w
patrzącym
dysonans.
Następuje
tu odwrócenie tradycyjnego dla kultury europejskiej kierunku od lewej do
prawej, co potęguje wraŜenie napięcia. Niebo i drugi plan, zbudowane z
falujących, chaotycznych linii podkreślają zachwiane porządku. Tworzą
jednak jednocześnie porządek własny. RównieŜ w tym niepokojącym świecie
istnieje określony strumień, czasu i przestrzeni, układu ja – świat, ja –
cierpienie, ja – Bóg.
Bohater – bohaterka, postać? człowiek? – to on jest jednak na planie
pierwszym. Krzyczy, ale jego głos nie dociera da nikogo, oprócz niego
samego. Tylko on sam zamyka uszy, tylko on nie moŜe znieść tego hałasu,
którego jest sprawcą. Nie jest sam. Za nim spaceruje dwoje ludzi. Oni jakby
nie pasują do całości. Spacerują spokojnie po moście i najprawdopodobniej
podziwiają piękno i porządek świata. Obojętni na krzyki szaleńca, mijają go
nie zauwaŜając.
Samotność odbiera tej postaci Jacek Kaczmarski w swoim tekście
pod tym samym tytułem. Tekst zbudowany z pytań i wykrzykników,
jest jedną wielką emocją. Skierowany jest do kaŜdego z nas. Tajemnicza
postać szaleńca ostrzega, Ŝe juŜ nadchodzi czas, gdy będzie musiał kaŜdy
z was uznać ten krzyk (...) z mych niemych ust za swój. Skąd ta pewność
w szaleńcu? Jego bezsilne, ignorowane przez nas ostrzeŜenie, jest jedynym
warunkiem powstrzymania katastrofy, kataklizmu, który zniszczy nasze
Ŝycie. Tylko szaleniec ma odwagę demaskowania obłudy świata, pokazania,
Ŝe Ŝyjemy w rzeczywistości, w której tak nie znaczy tak. Wszystko ma drugie,
trzecie, czwarte, piąte dno! Dochodzimy do sytuacji, w której nawet kłamstwo
doprowadziliśmy do absurdu, w którym człowiek, a przez to i cały świat,
stracił kontrolę nad tym co mówi, co robi. I dlaczego... Dlatego ludzie mają
zimne twarze. Dlatego drąŜą w świetle ciemne korytarze. Dlatego musi biec
nad samym skrajem. Dlatego z jego głosu mało tak zostaje....
I teraz jawi się pytanie, gdzie ja znalazłabym się na tym moście.
Jakiego dokonam wyboru? Gdzie podział się mój bunt przeciwko temu,
co
proponuje
świat,
podporządkowania
się
a
co
zamyka
zasadom
mnie
w
granicach
przyzwalającym
na
szaleństwa
obojętność.
MoŜe i szaleństwo pozbawione juŜ zostało swej definicyjnej wolności?
Bunt
Uciekła z domu starców.
Sypia na dworcach,
włóczy się ulicami, polami,
krzyczy, śpiewa, klnie
plugawo.
Z tyłu głowy, poza gałkami oczu
nosi w kościanym relikwiarzu czaszki
bunt.
A. Świrszcyńska