Odnawianie - WordPress.com

Transkrypt

Odnawianie - WordPress.com
Anatol Ulman
Odnawianie
Tym razem do gabinetu szefa instytucji dostałem się bez trudu. Sekretarka, która dawniej
patrzyła na mnie ironicznie jak na głupca (jako petent próbowałem daremnie już pięć
razy dostać się przed oblicze Jego Łaskawości), ukłoniła mi się pierwsza. Poprosiła, bym
usiadł i niedługo poczekał, gdyż szef na trochę wyjechał. Dowiedziałem się później, że
przekazywał właśnie swoją nadjeziorną daczę na potrzeby kochanych rolników, którzy
nas wszystkich żywią, nie wyszło bowiem szefowi przepisanie modrzewiowego dworku na
nazwisko dalekiego kuzyna, który również nie za bardzo mógłby się wytłumaczyć, jak z
pensji do takiej daczy doszedł. W gabinecie trwał piekielny ruch, który obecnie przenosił
się do sekretariatu. Pracująca tam, rozbawiona klasa robotnicza nie była zainteresowana
w ukrywaniu swych czynności odbywających się na zlecenie. Z gabinetu wyniesiono dwie
ogromne palmy i zastąpiono je pięcioma doniczkami, w których kwitły pelargonie tradycyjny kwiatek wiejskich i miejskich biedaków. Wytransportowano również olbrzymie,
mahoniowe biurko, podobne chyba do arki Noego i zastąpiono je przyszarzałym,
sosnowym sprzętem.
- Czemu ono teraz, to biurko, będzie służyć? - zapytałem robotników.
- Zrobi się z niego - odrzekli - szatnię w przedszkolu.
Dzieciom do przedszkola odniesiono również fikuśne lampy z porcelany, kolorowy
telewizor oraz irański dywan z gabinetu. Na końcu robotnicy podłą tapetą okleili dębowe
boazerie.
- Koniec odnowy - stwierdził brygadzista. - Walmy teraz do hali wyrobić dzienną normę.
Sekretarka odebrała jakiś telefon i wdała się ze mną w uprzejmą rozmowę, z której
wynikało, że wszyscy musimy teraz zmienić styl pracy. Dzwonił, wyjaśniła, były prezes,
zmuszony obecnie pod ciśnieniem żądań gospodarczych załogi spółdzielni do
opuszczenia fotela. Zmartwiła się (kochała bowiem swego szefa), czy nie przybierze to
charakteru epidemii, bo i z innym dyrektorem było krucho. Wspomniani szefowie, gdyby
rzecz działa się przed paroma miesiącami, po prostu zamieniliby się stołkami. Dyrektor
od mleka poszedłby zarządzać tokarkami, prezes od tokarek stanąłby na czele firmy
obuwniczej, a kierownik do butów przejąłby obowiązki w mleku. Obecnie sprawa się nieco
komplikuje, np. plastycy nie chcieli na szefa specjalisty od spraw samochodowych i
uważali, że powinien on raczej zwrócić na siebie uwagę w sądownictwie. Uspokoiłem ją
przypuszczeniem, że ten ruch służbowy nie dotyczy wszystkich nieudanych szefów, lecz,
że tak powiem, jedynie ich reprezentantów. Zastosowanie zasady naturalnej wybiórczości
jest bardzo słuszne, bowiem pod wpływem emocji sprawiedliwy proces łatwo (objawy
takie wyczytałem w bratnim piśmie) zamienić się może w polowanie na czarownice, czyli
mogą powstać naciski, by pozbywać się ludzi wartościowych. Dla mnie np. wartościowy
jest pewien fryzjer i gdyby go, nie daj Boże, zdjęto ze stanowiska, skończyłbym się jako
satyryk, bo chyba nikt inny nie dostarczyłby mi swoimi zarządzeniami tylu tematów do
opisywania, co ten niezrehabilitowany naukowiec. Jest to niewątpliwie niepopularny dziś
w masach punkt widzenia, ale uzgodniliśmy ze wspomnianą sekretarką, że bliski jest
nam każdy skrzywdzony przez los człowiek, nawet jeśli przedtem był szefem, który
doprowadził podległą placówkę do upadku. Teoretycznie tylko bowiem sytuacja tych kilku
zwolnionych szefów jest równa sytuacji każdego człowieka, który stracił posadę. W
praktyce jest zupełnie inaczej. Zwolniony z pracy np. kierowca idzie do innego
przedsiębiorstwa na to samo stanowisko, gdzie dostaje wyższa stawkę i nie ma z tym
żadnych problemów. Dlatego do niedawna dyrektor miał te same prawa co inny
fachowiec, czyli przechodził do następnego zakładu pracy zgodnie ze swoją
specjalnością, to znaczy zostawał dyrektorem. Jak z tego widać, pewne kategorie
pracowników (mowa o szefach) są obecnie traktowane gorzej niż inne, co oznacza
dyskryminację i niesprawiedliwość. Trzeba również wziąć pod uwagę fakt, że razem ze
zwolnionym, a nie przeniesionym szefem społeczeństwo traci wysoko kwalifikowanego
specjalistę, którego kształcenie kosztowało nieraz ciężkie miliony (bo przecież i kwoty,
które roztrwonił, składają się na jego pracownicze doświadczenie). Można się też
spodziewać, że większość ewentualnie zwolnionych zwariuje. No bo kto by nie oszalał,
kiedy nie da się im niczego załatwić: przydziału kawioru, talonu na pojazd, wczasów na
Jamajce, przebudowy salonu na starożytne atrium. Dawni przyjaciele przestaną odbierać
telefony od człowieka skompromitowanego, zamkną się nagle wille znajomych. Straszliwa
świadomość własnej samotności, przeczucie spraw ostatecznych plus konieczność
pospolitowania w kolejce po kawę to przesłanki pewnego świra. A mamy tak mało łóżek
w szpitalach. Dlatego rozsądniejsze wydaje się pozostawienie nieudanym szefom trochę
czasu na moralną odnowę. Niektórzy, jak ten, do którego przyszedłem, już się
odnawiają. Może to naiwne, że zaczynają od wystroju przebogaconych gabinetów, ale
przecież od czegoś zacząć trzeba, aby znaleźć się bliżej ludu pracującego miast i wsi.
Zresztą szef, na którego czekałem, odnowił się również wewnętrznie, gdyż, kiedy
przypomniałem sprawę, rzekł:
- Trzeba było wcześniej. Teraz jest to niemożliwe, ponieważ załatwiamy sprawiedliwie.
Zbliżenia, nr 42/1980, 16 X 1980