Jak to się mogło stać, czyli Franuś Aboty…

Transkrypt

Jak to się mogło stać, czyli Franuś Aboty…
Jak to się mogło stać, czyli Franuś Aboty… - felieton
Irka z Franusiem od prawie 50 lat żyją sobie w związku małżeńskim wg. przykazania: Co Bóg złączył, tego
człowiek…..
Żyją sobie, a właściwie od 30 lat obok siebie, mijając się czasem na lekko już skrzypiących od ciągłego używania
drewnianych schodach, łączących parter z piętrem. Albo w kuchni, gdzie każdy sobie gotuje wg. własnych smaków.
Nie do końca kompatybilnych. Chyba, że Wigilia, albo śniadanie Wielkanocne. Ale wtedy rodzina i tradycja tworzą
wspólne menu.
Franusiowi najbardziej smakują pikantne skrzydełka drobiowe z kluseczkami z Biedronki na zmianę z mniej
pikantnymi polędwiczkami. Także drobiowymi. I także z Biedronki. Oczywiście wszystko kupuje z odpowiednią datą
ważności.
Połowa lodówki głównej czyli dwie półki są Franusiowe. Reszta, czyli też dwie półki – Irki.
Franuś posiada jeszcze w swojej części domu dwie mocno wiekowe lodówki, które zżerają masę prądu, ale czasami
jak skrzydełka lub polędwiczki są w promocji, to się Franusiowi przydają. A przynajmniej jedna z nich. Druga już tylko
jęczy i ciągnie prąd.
Od czasu do czasu Irka z Franusiem rozmawiają ze sobą, starannie unikając kontaktu wzrokowego.
- Franuś, pozabieraj ze stołu te talerze z resztkami po swoim obiedzie – mówi Irka.
- A bo ty też zostawiasz – odpowiada Franuś, uważnie studiując po raz enty program TV.
- Nie zostawiam Franuś i o tym doskonale wiesz.
- A bo ty zostawiłaś książkę – nie daje za wygraną Franuś.
- No prawda – przyznaje Irka, zabierając książkę ze stołu i kładąc ją na parapecie.
Inną okazją do podjęcia dialogu są rachunki, które Irka i Franuś płacą po połowie, bowiem każdy z małżonków ma
własną kasę, czyli wpływy z emerytury.
- Znowu duży rachunek za wodę – mruczy Franuś, uważnie oglądając szafkę kuchenną. A bo ty za często się kąpiesz.
- Mhm – mruczy Irka, uważnie przypatrując się rachunkowi. Taki sam był poprzednim razem – mówi w końcu – pewnie
też za dużo się kąpałam, ale zapomniałeś mi powiedzieć.
- A bo ty mogłabyś trochę oszczędzać – twierdzi Franuś – przenosząc z agresją wzrok na inną wiszącą szafkę.
Kuchenną.
- Mhm – mruczy Irka i rusza po pieniądze na opłacenie połowy rachunku.
Okres jesienno-zimowy sprzyja wzrostowi ilości codziennych rozmów, bowiem Franuś pali w piecu i bardzo lubi
przebywać w kotłowni. Tam to już mu ani Irka, ani żaden telefon (nie słychać jak dzwoni) nie przeszkadza w
przeżywaniu tragicznych informacji usłyszanych w TV.
Często z powodu tego przeżywania zapomina dołożyć węgla do pieca i na domowym termometrze czerwona kreska
zatrzymuje na 16 lub 17 stopniu Celsjusza.
- Franuś!!! – wrzeszczy Irka - zimno w tym domu jak na Syberii!!!
- A bo tobie zawsze jest jest zimno w zimie! – odwrzaskuje Franuś.
Irka z Franusiem bardzo rzadko wychodzą lub wyjeżdżają gdzieś razem. Chyba, że pogrzeb jakiś, albo się Franusiowi
kurtka zimowa podrze na jakimś wystającym gwoździu. Owszem, Franuś ambitnie jedzie do sklepu po nową, ale po
obejrzeniu się w domowym lustrze, pakuje ją z powrotem do torby.
- Irka, czy możesz ze mną pojechać po kurtkę? – pyta Franuś uprzejmie, ale w oczach nie ma zbyt wiele uprzejmości.
Pewnie marzy mu się powiedzieć : – A bo ty……coś tam…..
I nie daj Boże, jak przy tych wspólnych wyjazdach Irka się zapomni i usiądzie za kierownicą. Cierpliwości do
Franusiowego „abotywania” starcza jej do pierwszego zakrętu. Znajduje dogodne miejsce i oddaje kierownicę
Franusiowi. W ten sposób osiągają wspólny cel, czyli Franuś ma nową kurtkę zimową. Zresztą każde inne ubranko też.
Irka i Franuś kochają przyrodę. Irka biega po górach, Franuś po dolinach. Jakoś nie mogą się spotkać w tej przyrodzie.
A przecież się spotkali kilkadziesiąt lat temu. W małej wrocławskiej kawiarence. I snuli wspólne marzenia i razem
chodzili po górach i dolinach.
Jak to się mogło stać? – pomyślałam smutno.
I ucieszyłam się, że Franuś Aboty nie jest moim mężem.
1