Darwin i Nietzsche.

Transkrypt

Darwin i Nietzsche.
.Vs 42
Darwin i Nietzsche.
(Odpowiedź aa artykuł p. L.
Bolmonta ' ) .
U t r z y m u j ę , że idea o nadozłowieku jest koniecznym, lo­
g i c z n y m w y w o d e m teorji D a r w i n a . P . Belmont przeczy temu,
twierdząc, ze nie ma ona.żadnego z tą teorją związku. O t o jest
oś naszego sporu.
Jaka myśl, j a k a idea stanowi p o d l o ż o
teorji D a r w i ­
na? Idea. o p o w s t a w a n i u
g a t u n k u w — j e d n y c h przez
drugie, w y ż s z y c h z niższych d r o g a nagromadzania przemian.
Ż y c i e organiczne na ziemi r o z w i j a ł o się stopniowo, nie przez
osobne akty stworzenia, ale przez pracę p r z y r o d y c i ą g 1 ą od
najniższych ustrojów aż do n a j w y ż s z e g o o b e c n i e — d o c z ł o w i e ­
ka. O t o jest D a r w i n .
S k o r o tak i s k o r o ' ż y c i e i praca p r z y r o d y nie skończyły
się i nie tak p r ę d k o się skończy, to w d a l s z y m
ci ą g u
z c z ł o w i e k a drogą, przemian kolejnych powstanie n o w y g at u n 'e k, n a d c z ł o w i e k . O t o jest Nietzsche.
Czv podobna w y o b r a z i ć sobie ściślejszy z w i ą z e k d w ó c h
idei?
• *
Na tern m ó g ł b y m zakończyć polemikę z p. BelmoiUcm.
Ż e j e d n a k moja „bałamutna i d e j k a " z p o w o d u jasności swej
i prostoty maili
posiada skłonność do „czepiania się. ludzkich
u m y s ł ó w , " w i ę c rozwinę ją w tych właśnie szczegółach, które
p. Belmont poruszył.
T e o r j a ewolucji poucza nas — słowa pana B . — - o trzech
rzeczach. „ P o pierwsze, że każda przemiana gatunku powsta­
j e na drodze aktu rozrodczego przez dziedziczenie doskonal­
szych zboczeń od pierwotnego typu w nowem pokoleniu; p o wtóre, ze różnice g a t u n k ó w są różnicami anatomiezneiui i Kzjologicznemi, którym towarzysza odmiany w ustroju systematu
n e r w o w e g o i równoległe z niemi odmiany psychiczne; po trze­
cie, że wyższy gatunek wytwarza jakaś szczęśliwiej uposażona,
lepiej przystosowana do w a r u n k ó w otoczenia i w pomyślnicjszych znajdująca się warunkach para istot z bezpośrednio niż­
szego gatunku, tak, że c z ł o w i e k nie. p o c h o d z i bynajmniej od
znanych nam dzisiaj g a t u n k ó w małp, ale ma tylko wspólnego
z niemi w szeregu pokoleń wstępnych przodtia."
Pominąwszy, że i teorję D a r w i n a pan B. pojmuje po
doktynersku, można powiedzieć: tym sposobem p r o r o c t w o o „ p o ­
wstaniu n a d c z ł o w i e k a " na wszystkich trzech
zasadniczych
punktach zgadza się z teorją D a r w i n a .
I - o . W tym rozwoju i rozmnożeniu się wielkich dusz,
o k t ó r y c h śni Nietzsche (a o których i pan B. p o d o b n o ma­
r z y ) przeważną rolę o d g r y w a nie w p ł y w psychiczny, j a k są­
dzi pan B., ale d o s k o n a l ą c a d z i e d z i c z n o ś ć .
Dlate­
g o właśnie tak często i z takim naciskiem mówi Nietzsche
o małzenstwie, które „nietylko rozmnażać ma, lecz i u d o s k o ­
nalać." D l a t e g o mówi o d ł u g i e j drodze b j o l o g i c z n e j , na której
„ w y r o ś n i e n a r ó d w y b r a n y , a z niego n a d c z ł o w i e k . "
Dlatego
tak często powtarza zdanie, k t ó r e s a m o j u ż s t r e s z c z a
całą
teorję
Darwina:
„życie ciągle samo siebie przo')
Zanim przystąpię do odpowiedzi l-zeczowoj na artykut j>. V,ulmonta, poprawie muszę joden jego błąd, k t d r y — j a k s ą d z ę — w dobrej
wierze popełnił.
Mówi on mianowicie, że skłonny jestem uważaó N i e ­
tzschego za nadczłowieka. W artykule moim o Nietzsohem (Głos Nr. 3 7
i 38) przytoozyłęm umyślnie kilka zdań z „Zaratustry," aby zaznaczyć
wyraźnie, ze Nietzsche'—jak um to złośliwie przypisują—nie uważał się
bynajmniej za nadczłowieka, poczem dodałem z ironją, że „dlatego też
nawet rozumni ludzie nazywają go nadczłowiekiem."
Dlaczego p. Bel­
mont podsuwa mi myśl, przeciw której właśnie powstaję?
Z błędu tego. wynikła polemika p. Bolmonta z „nadludźmi" wspdłczesnemi.
Po pierwsze, nie zdarzyło mi się jeszcze spotkać człowieka
tak... naiwnego, któryby uważał się za ,,nadczłowieka," a nawet nie
słyszałem o nich; następnie zaś oata sprawa, o uzasadnienie której spór
idzie, dotyczy bardzo dalekiej przyszłości, co każdy z nas wyraźnie za­
znaczył. Po co więc p. Belmont robi tę łatwą wycieczkę na oklepanym
koniku? Czy dla zamąoenia sprawy i tak już ciemno przez niego pojętej?
Pomijając milczeniem kilka jeszcze podobnie
pana B., przechodzę do treści.
dowcipnych zwrotów
Ki 42
z w y c i ę ż a i dąży w c i ą ż w y ż e j i w y ż e j . " A l b o to zdanie, które
ślepemu wskazuje na ścisły związek d w ó c h tych idei: „ W g ó ­
rę idzie nasza droga, od gatunku do n a d g a t u n k u . " D l a t e g o żą­
d a zarówno doskonalenia ciała, j a k i duszy. D l a t e g o wreszcie
jest t. zw. „indywidualistą," to jest, dba o o c h r o n ę i r o z w ó j
o w y c h „doskonalszych od pierwotnego typu z b o c z e ń " w c z ł o ­
wieku.
W przedmowie do „ Z a r a t u s t r y " D a r w i n , g d y b y ożył',
7, uśmiechem o j c a d u c h o w e g o przeczytałby następujące słowa:
W s z y s t k i e dotychczasowe stworzenia w y d a ł y coś w y ż ­
szego ponad siebie: czyż chcecie b y ć o d p ł y w e m tego wielkiego
p r z y p ł y w u , czy chcecie wrócić raczej'do zwierzęcia, niż p r z e z w y ­
ciężyć c z ł o w i e k a ? "
„ M a c i e za sobą d r o g ę od robaka aż do c z ł o w i e k a , i w i e ­
le jeszcze jest w was z r o b a k a . "
Ż y c i e t r w a , a życie to rzeka zmian. „ T a m właśnie, gdzie
o d b y w a się taka p o w o l n a e w o l u c j a cech odziedziczonych, gdzie
różnice p o m i ę d z y pokoleniami 9 ą nieznaczne, gdzie r o z w ó j n a ­
rasta stopniowo, bez s k o k ó w , "
ale
ze
zboczeniami
w k i c r i: n U u w y ż s z y m , tam właśnie w myśl teorji D a r ­
wina, oraz w myśl idei Nietzschego, a wbrew twierdzeniu p a ­
na. B., musi b y ć m o w a o d r o d z e do wytworzenia, n o w e g o
gatunku.
P a n 15. ułatwia sobie zadanie i utrzymuje, że j a , p o w o ­
łując się na D a r w i n a , nie myślałem wcale o dziedziczeniu cech
nabytych. Skąd ta pewność jasnowidza?
O d w r o t n i e : w p ł y w psychiczny uważam za czynnik d r u g o ­
rzędny, a przedewszystkiem na oku miałem p r a c ę
bjolog i c z n ą, jakiej w nas p r z y r o d a d o k o n y w a i jaką obecnie
człowiek uświadomił sobie, a uświadomiwszy, d o r z u c a ć j u ż
może drew do tego ogniska i r o z d m u c h i w a ć j e z wiedzą i c e ­
lem. P i e r w s z y m postulatem nietylko teorji Darwina., nietylko
idei Nietzschego, ale życia wogóle jest akt rozrodczy. Nietzsche
jest pod tym względem konsekwentny zawsze. O kobiecie np.
mówi między innemi, że marzeniem j e j powinno być: „ o b y m
urodziła n a d c z ł o w i e k a . "
Zdanie moje („Namiętne wołanie c z ł o w i e k a przeradza się
niebawem w c z y n " ) — t o zdanie, które w y r a ź n i e stosowałem do
rozszerzenia się w przyszłości moralnego w p ł y w u Nietzschego,
pan B. p o z w o l i ł sobie zastosować w moim imieniu w ten s p o ­
sób, że nauka mistrza przez z w y c z a j n y w p ł y w psychiczny m o ­
że stworzyć n o w y gatunek. D a j e mu to sposobność do ironi­
zowania i d o w c i p k o w a n i a . Niemam nic przeciw wesołości pana
B., ale ten pogląd, z którym on w a l c z y , w j e g o własnej g ł o ­
wie się u r o d z i ł .
Nietzsche — m ó w i ę — p r z e w i d z i a ł tylko, w y p r z od z i ł m y ś l ą dalszy ciąg pracy p r z y r o d y w przyszłości, tej
pracy, którą Darwin o d k r y ł w przeszłości.
"
Na drodze przemian b j o l o g i c z n y c h i przedewszystkiem na
tej drodze widzi Nietzsche możliwość i konieczność powstania
n o w e g o gatunku. D r o g a psychiczna, jest, rzecz prosta, p o g ł o ­
sem tylko subtelnych zmian w ustroju człowieka, a ze swej
"~ strony znów czynnikiem p o m o c n i c z y m . w dalszym rozwoju tych
zmian.
Z teorją D a r w i n a jest on na tym punkcie w zgodzie z u ­
pełnej. Co zaś do ziszczenia się tegej p r o r o c t w a — p a n B. radzi
poczekać... X w i e k ó w . A no! czekajmy. P o śmierci można być
• cierpliwym.
2-o. T e o r j a e w o l u c j i — p o d ł u g pana B . — m ó w i nam o r ó ż ­
nicach anatomicznych i fizjologicznych, jakie dzielą gatunek
o d gatunku. B a r d z o pięknie. „ W i ę c " p. Belmont zapytuje, j a ­
kie będą owe anatomiczne i fizjologiczne różnice m i ę d z y c z ł o ­
wiekiem a nadczłowiekiem. O t o jest logika naukowa.
B ę d ą , ale j a k i e będą—któż na to o d p o w i e d z i e ć może?
Z tego p o w o d u pan B. odrzuca związek i zgodność p o d ­
staw idei Nietzschego z podstawami teorji D a r w i n a . A l e ten
„ p o w ó d p. B e l m o n t a " zastosowany do tysiąca innych pytań
zaprowadzi g o do samobójstwa d u c h o w e g o .
Naprzykład: geologja m ó w i , że pod w p ł y w e m w ó d oceanicznych lądy zmie­
niają swe zarysy; w y w n i o s k o w a n o stą.d, że w dalekiej przy­
szłości Europa, zupełnie zmieni swój w y g l ą d . P a n B. zapyta:
a „ w i ę c " j a k i e będą o w e różnice w zarysach E u r o p y ? A nieotrzymawszy odpowiedzi, powie, że wniosek ten nie ma żadnych
podstaw i żadnego związku z ową teorją. geologiczną.
Albo:
ustrój społeczny w r o z w o j u ludzkości zmieniał się kilkakrotnie
pod w p ł y w e m tysiąca różnych przyczyn; wniosek stąd, że
w przyszłości obecny ustrój społecznj' zmieni się do niepoznania. P a n B. zapyta: a „ w i ę c " jakie będą owe społeczne i e k o ­
nomiczne różnice między ustrojem naszym a przyszłym? A nieotrzymawszy odpowiedzi, powie, że wniosek ten nie ma żadnych
GC7
podstaw i żadnego związku z ową teorją socjologiczną.
I tak
dalej wa wszystkich dziedzinach życia.
Czy więc nauka istnieje po to j e d y n i e , ż e b y stwierdzać
przeszłość? C z y pan B. nie słyszał przynajmniej, jeżeli sam
tego nie czuje, że szczytem i zaszczytem nauki jest p r z e w i dywanie?
C z y wreszcie naukowem jest żądanie d r o b i a z g o ­
wych szczegółów zjawiska przez naukę, lub wogóle przez myśl
1 u d zką p r ze wid zi auego?
Ze stanowiska pana B. logicznem i n a u k o w e m może b y ć
t y l k o takie w tej sprawie pytanie: czy w y t w o r z e n i e n o w e g o
gatunku, a w i ę c istot anatomicznie i
fizjologicznie
różniących
się od człowieka, jest bezpośrednim w y w o d e m teorji o r o z w o ­
j u życia organicznego?
O d p o w i e d ź na to pytanie j u ż dałem na początku.
3-o. W swoim „ p o trzecie" pan B. chce, ż e b y m mu w s k a ­
zał „ową konieczną z punktu widzenia teorji D a r w i n a „ s z c z ę ­
śliwą parę," która ma dać początek n o w e m u g a t u n k o w i—właśnie na drodze r o z p ł o d c z e j . "
Zadanie to jest śmieszne. G d y b y pan B. zapytał D a r w i ­
na o wskazanie mu o w e j „szczęśliwej p a r y , " która d a ł a p o ­
czątek nowemu gatunkowi, c z ł o w i e k o w i np., roześmiałby mu
się w oczy.
Przemiany g a t u n k ó w o d b y w a ł y się, j a k to sam pan B .
m ó w i , mocą nagromadzania cech i zboczeń. G r a n i c y w postaci
„ p a r y s z c z ę ś l i w e j " — w o b e c tego — w y o b r a z i ć sobie n a w e t nie
można. T e o r j a ewolucji n i g d z i e też o takiej parze nie m ó w i .
A n i „szczęśliwa para," ani „sturękie o l b r z y m y , " ani „ m i ­
tologiczne c e n t a u r y " nie rozstrzygają w tym sporze. „ G d z i e —
m ó w i pan B . — o d s k ó k od pierwotnego typu jest nader z n a c z n y ,
j a k np. u lienana..., tam także nikt dotąd nie m ó w i ł o szczęśłiwem zboczeniu, które s t w o r z y ł o n o w y g i t u n e k..." 1 „sam
Nietzsche" nie posiadał jakiejś n o w e j , n i e z w y k ł e j o r g a n i z a c j i
n e r w o w e j . T o są argumenty pana B.
A l e ż tak, tak, szanowny panie. Nikt panu nie p r z e c z y .
Niechże t y l k o pan się zorjentuje, że to jest nie n a u k o w a , ale
zaściankowa a i g u m e n t a c j a . „ P o n i e w a ż " K o p e r n i k nie b y ł p l a ­
netą i nie k r ę c i ł się „ s a m " d o k o ł a słońca,
„więc" i jego
teorja jest d j a b l a warta.
„ S a m " p. Belmont mówi ciągle o d a l e k i e j
przy­
szłości
o w e g o n o w e g o gatunku i naraz j a k o argumet sta­
wia Kenana, co do którego nikt dotąd nie m ó w i ł o szczęśliwem zboczeniu i n o w y m gatunku. No, no! „ S t a n o w c z o masy
dźwigają się naprzód nader w o l n o , " j a k m ó w i pan B.
A n i na m a s a c h , a n i na g e n j u s z a c h nie opie­
r a N i e t z s c h e s w o j e j i d e i . Napróżno pan B. z u ż y ł t y l e
wymowy
na dowiedzenie, że genjusz albo jest n i e p ł o d n y ,
albo się wyradza. I nie wiem z kim p. B. na tem skrzydle
walczy?
B o nie z Nictzsehem, który tak niemiłosiernie w y ­
d r w i ł „ludzi w y ż s z y c h . " YYogóle pan B. ma przedziwną z d o l ­
ność do stwarzania sobie nieistniejących p r z e c i w n i k ó w i nie^
istniejących przekonań i walczy z widmami.
Nikt jeszcze nie doszedł nietylko j a k w przyszłości b ę ­
dzie, ale i j a k w przeszłości w y t w a r z a ł się gatunek z g a t u n ­
ku. K t ó r e jednosttti, j a k i e typy p r z e j ś c i o w e łączą gatunek
z gatunkiem, o tem teorja e w o l u c j i nic p o w i e d z i e ć nie m o ż e .
A l e czy świadczy to o j e j bezpodstawności?
Nietzsche nie mówi też—jak to się panu B. z d a j e — o g e njuszach, które tworzą nadczłowieka. Nie m ó w i również n i c
o tem, j a k i e jednostki i j a k i e t y p y staną się przejściem od
c z ł o w i e k a do gatunku wyższego. I n i e m ó g ł o t e m m ó w i ć—niechże pan B . zechce to z r o z u m i e ć — g d y ż n i k t o t e m
w i e d z i e ć n i e m o ż e. I właśnie wówczas możruiby mu r o ­
bić naukowo-słuszne zarzuty, g d y b y m ó w i ł o tych s z c z e g ó ­
łach z. taką arogancką pewnością, j a k i e j c h c i a ł b y p. Belmont.
P o w s t a w a n i e różnic p s y c h i c z n y c h , a. więc m ó z g o w o - n e r w o w y c h , nagromadzanie się cech anatomicznych n o w y c h o d ­
b y w a ć się musi, bo życie nie zamarło, ale l - o o d b y w a się
w okresach, w o b e c których okres historyczny c y ł o w i e k a jest
bardzo m a ł y m i 2 - 0 o d b y w a się d r o g a m i , k t ó r y c h obecnie o d ­
k r y ć jeszcze niepodobna.
Nie może tu b y ć m o w y ani o masach, ani o genjuszach,
bo n i e z n a n i
są n o s i c i e l e
tej w i e l k i e j
pracy
p r ż y r o d y. N i e t z s c h e — p o w t a r z a m — s ł u s z n i e 1 e k c e w aż y pytania takie, j a k : a jaki to będzie ten nadczłowiek? a kto
g o stworzy? a jaką drogą mianowicie odbędzie się ta przemia­
na? i t. p., bo to są pytania dziecinne, niegodne c z ł o w i e k a
myślącego.
Zdaje mi się, że cala. polemika p. Belmonta powstała
z j e d n e g o błędu bardzo z a b a w n e g o , który wielu ludzi p o p e ł ­
nia, mówiąc o Nietzschem. M i a n o w i c i e sądzą oni naiwnie, że
;
(i 68
G
Ł
N i e t z s c h e w „ Z a r a t u s t r z e " o p i s u j e o w e g o nadezłowieka i p r z y ­
tacza j e g o cechy charakterystyczne. Z tym samym błędem z a ­
b a w o V I I I i równie naiwnie zdradza się p. Belmont.
M ó w i on: „ P r z e z rozmaite strony s w o j e g o charakteru
p r z y s t a w a l i do p o j ę c i a ,.nadludzi" Nietzschego taki M o j ż e s z ,
B u d d a , może Napoleon I, a może nawet G i o r d a n o B r u n o , o c z y ­
w i ś c i e biorąc p o d u w a g ę te lub owe rysy charakteru, a nie
c a ł k o w i t y kompleks w y m a g a l n y c h
w pieśniach o Z a r a tustrze c e c h u 8 p o s o b i e n i a—teoretyczny... przynajmniej,
z a n i m u j r z v m y psychologiczne j e g o wcielenie. T o ostatnie jest
z w ł a s z c z a tern trudniejsze, że w p o m y s ł a c h N i e t z s c h eg o o ii a d c z ł o w i e k u łączy się w i e l e c e c h
zasadniczo
s p r z e c z n y c h . Najmniej może p o d p a d ł ( h pod stworzone przez
s i e b i e p o j ę c i e „ n a d c z ł o w i e k a " — sam c i c h y , ł a g o d n y j a k bara­
nek Nietzsche."
B r a w o . K w i t u j ę z c a ł e g o związku idei Nietzschego z t e o rją D a r w i n a , jeżeli mi p. Belmont przytoczy jedną myśl, j e ­
dno zdanie, j e d n o s ł o w o z „ Z a r a t u s t r y , " które wskazuje o w e
„ c e c h y w y m a g a l n e " lub „ p o m y s ł y o nadczlowieku.'.
Poza tym wyrazem „ n a d c z ł o w i e k " i poza ogólnem m g l i stem przeczuciem czegoś w y ż s z e g o , radosnego, strasznego, nie­
zmiernie silnego, poza o g ó l n i k o w y m
również
symbolem
„ l w a śmiejącego s i ę " n i c tam, żadnych „ c e c h w y m a g a l n y c h , "
ż a d n y c h , . p o m y s ł ó w " n i e m a. Niech pan B. zechce łaskawie
p r z e c z y t a ć „ Z a r a t u s t r ę , " a przekona się naocznie.
W c a ł y m „ Z a r a t u s t r z e " od początku do końca mamy
przed sobą albo duszę Nietzschego, albo j e g o umysł
filozoficz­
n y , albo moralność całkiem ludzką, albo cechy, charaktery,
cnoty i w a d y ludzkie, albo wreszcie ludzi, te „mosty do n a d ­
c z ł o w i e k a , " — panie Bclmoncie! Z e c h c i e j pan przyznać w imię
„ g o d n o ś c i ludzkiej w m a l u c z k i c h " ten f a k t , któremu n i e p o ­
d o b n a zaprzeczyć.
„ N i e w y c z e r p a n y i n i e o d k r y t y jest wciąż jeszcze c z ł o w i e k
i ziemia, l u d z k a " — oto zdanie z „ Z a r a t u s t r y , " które m o g ł o b y
temu dziełu s ł u ż y ć za motto.
Z p o w o d u tego właśnie z a b a w n e g o b ł ę d u pan B. robi
w y c i e c z k ę na „ n a d l u d z i " warszawskich i k r a k o w s k i c h — p r z e d ­
miot, który wyczerpał j u ż do dna „ K u r j e r Świąteczny."
P a n B. kończy z emfazą: „ A wszakże postęp ludzkości
nie tą szedł drogą. K a z a ł on upatrywać godność ludzką w „ m a ­
l u c z k i c h , " o b e j m o w a ł miłością coraz to szersze k r ę g i l u d z i ,
podnosił się w ó w c z a s , g d y równocześnie schodził w g ł ę b i ę .
Stąd nasz protest."
Niech to sobie tak będzie dla pana B., c h o ć dla mnie
jest inaczej. A l e t u n i e o t o i d z i e . M ó w i l i ś m y o p o w s t a ­
rz a n i u g a t u n k ó w
i o idei
o nadczlowieku,
która
s z c z e l n i e opiera się na teorji D a r w i n a . Stąd moje s p r o ­
stowanie.

Podobne dokumenty