Kamil Sijko

Transkrypt

Kamil Sijko
Niedawne wydarzenia w polskiej edukacji, w tym przede wszystkim dyskusja o cyfrowej szkole i
ostateczne zatwierdzenie tego programu przez rząd uświadomiły mi, że w jednej sprawie mamy już
konsensus – wszyscy chcemy, aby polska szkoła była cyfrowa, albo miała „klasę 2.0”. Pomimo tego
konsensusu trwa niemal nieustannie debata na temat tego jak konkretnie taka cyfryzacja miałaby
wyglądać. Wydaje mi się, że problem ten bierze się z braku odpowiedzi na podstawowe pytanie, od
którego powinniśmy zaczynać każdą zmianę, również zmianę szkoły. Jest ono zapisane między innymi
w dokumencie amerykańskiego departamentu edukacji dotyczącego cyfryzacji szkół amerykańskich
(źródło) i brzmi tak:
„Be clear about the outcomes we seek.”
Czyli „miej jasność co do rezultatów jakich oczekujesz”. Z braku odpowiedzi na to pytanie może
wyniknąć wiele poważnych nieporozumień i niepożądanych konsekwencji. Najczęstszy scenariusz
takiego nieporozumienia wygląda następująco: kupiliśmy tablety (za tablety można podstawić coś
innego – tablicę interaktywną, zestaw do głosowania, platformę do e-learningu) i po roku/dwóch nie
odnotowaliśmy wzrostu wyników w egzaminach zewnętrznych, organ prowadzący jest
niepocieszony. Scenariusz taki powtarza się bardzo często – wyniki badań naukowych pokazują, że
bardzo wiele interwencji z wykorzystaniem nowych technologii kończy się fiaskiem1 lub stosunkowo
niewielkimi, pozytywnymi rezultatami2, które dla wielu są nieproporcjonalne do nakładów
finansowych. Ale wnioski takie wyciąga się być może dlatego, że nie powiedzieliśmy jasno, że chodzi
nam o zwiększenie zaangażowania uczniów w lekcję, które mogło przecież znacząco wzrosnąć! A
może chodziło o coś jeszcze innego? Ocena wdrożenia – na którą jesteśmy skazani, czy tego chcemy,
czy nie – może się drastycznie różnić w zależności od kryterium jakie przyjmiemy – a przecież te mogą
być różne! To samo urządzenie, stosowane tak samo, w tej samej szkole – raz może być uznane za
zupełną klapę, a raz jako niezwykły sukces – w zależności od tego co chcieliśmy osiągnąć.
Jakie mogą być cele?
Co zatem możemy osiągnąć, czego szukać w technologii? Inspiracji mogą dostarczyć konkretne
przykłady wdrożeń lub sami producenci rozwiązań technologicznych dla szkół (przegląd takich
nowinek można znaleźć pod tym adresem), którzy wprost mówią jakie cele można za pomocą ich
rozwiązań realizować. Można na przykład rozważyć, czy nie interesuje nas:
1. Rozwój kompetencji uczniów sprawdzanych później na egzaminach zewnętrznych – jest to
cel oczywisty i bardzo potrzebny, ale jednocześnie jest to cel bardzo ryzykowny – badania
pokazują bowiem, że często mamy do czynienia z efektami dość słabymi, lub co gorsza z
brakiem efektów. Nowe technologie wspaniale sprawdzają się w kształceniu kompetencji
cyfrowych (nowych kompetencji: efektywna komunikacja, współpraca, poszukiwanie
informacji, jej ewaluacja, przetwarzanie informacji), które niestety nie są przedmiotem oceny
egzaminów zewnętrznych. Jeśli taki cel zostanie wybrany, wówczas należy przygotować
program interwencji mogącej te cele realizować – ciekawym przykładem takiej interwencji
jest Akademia Khana (pierwsze, obiecujące raporty z wdrożeń są już dostępne), można
również zastanawiać się nad inwestycją w e-zasoby edukacyjne.
1
np. teksański program “Cyfrowego zanurzenia”
http://www.shapleyresearch.com/docs/etxtip_Final%20Outcomes.pdf
2
Cheung, Alan C. K., Robert E. Slavin, and (CDDRE) Center for Data-Driven Reform in Education. 2011. "The
Effectiveness of Education Technology for Enhancing Reading Achievement: A Meta-Analysis." Center For DataDriven Reform In Education;
Tamim, Rana M., Robert M. Bernard, Eugene Borokhovski, Philip C. Abrami, and Richard F. Schmid. 2011. "What
Forty Years of Research Says about the Impact of Technology on Learning: A Second-Order Meta-Analysis and
Validation Study." Review Of Educational Research 81, no. 1: 4-28.
2. Zwiększenie zaangażowania uczniów w lekcję – jeśli tak sformułujemy cel interwencji, to
sprawdzić się mogą wszelkie gadżety – tablica interaktywna, projektor, tablet dla ucznia.
Choć pozostaje pytanie na ile takie zaciekawienie technologią może być trwałe? Pamiętam,
że w klasie pierwszej wszyscy uczniowie mojej klasy chcieli spróbować jak to jest pisać kredą
po tablicy. To samo powtórzyło się w liceum, kiedy wymieniano tablice na białe – każde
zadanie przy tablicy nagle stało się atrakcyjniejsze i bardziej angażujące. Niestety w obu
przypadkach tablice dość szybko powszedniały, a efekt się cofał.
3. Poprawienie frekwencji na zajęciach z wychowania fizycznego – problemy, które chcemy
rozwiązać nie muszą być bardzo szerokie, czy nazbyt ambitne – poprawa frekwencji na
lekcjach WF to również jest problem ważny. Jeśli tak postawimy sobie cel, to o wiele łatwiej
jest zauważyć, że laptop kupowany dla każdego ucznia (który w realizacji innych celów
sprawdza się wyśmienicie!) nic nam tutaj nie pomoże, za to być może gra sportowa (np.
iDance) poprzez podniesienie atrakcyjności zajęć już tak.
4. Lepsza rekrutacja uczniów do szkoły – problem nie zawsze musi dotyczyć działalności stricte
edukacyjnej szkoły, żeby uczyć, trzeba najpierw mieć kogo. Rozdawanie tabletów, czy
laptopów może pomóc, ale może wydajniejszym ekonomicznie sposobem będzie stworzenie
bardzo dobrej strony internetowej szkoły? Profesjonalnego profilu na portalu Facebook?
Założenie wszystkim nauczycielom kont pocztowych i zobligowanie ich do elektronicznej
komunikacji z rodzicami? E-dziennik? Można natomiast postawić hipotezę, że w realizacji
tego celu nie pomoże kupno cyfrowych podręczników, które w punkcie pierwszym mogły się
świetnie sprawdzić!
Przykłady takie można mnożyć w nieskończoność. Jaki cel obrać wie już najlepiej społeczność szkolna
z dyrektorem na czele. Bardzo ważne jest jednak, aby wyjść od konkretnego celu, a dopiero do niego
dobierać środki. Zastanawianie się czysto teoretycznie czy lepszy jest tablet, czy laptop jest
kompletnie nieproduktywne, z kolei kupno sprzętu bez wyznaczonego celu jest marnotrawstwem
środków.
Jak to wszystko pasuje do mojej szkoły?
Kolejnym krokiem dobrego wdrożenia technologii do szkoły jest zastanowienie się jak wybrane
rozwiązania (i czy w ogóle) pasują do mojej, konkretnej i niepowtarzalnej szkoły. Ważne są prozaiczne
aspekty infrastruktury – czy mam gdzie przechowywać sprzęt, czy będzie go kto miał serwisować, czy
w szkole jest odpowiedniej jakości łącze z Internetem i czy w końcu szkolna sieć energetyczna
wytrzyma dodatkowe obciążenie – to wszystko jest ważne. Jednak kluczowym, a często pomijanym
aspektem jest jakość zasobów ludzkich szkoły – kadry pedagogicznej, ale również uczniów. Jeśli
nauczyciele w mojej szkole omijają komputery z daleka, to zbyt ambitny program cyfryzacji może
spotkać się z odrzuceniem i spalić na panewce. Dlatego warto mieć świadomość, że nowe
technologie w edukacji nie zawsze wymagają prądu do działania (np. opisywana w relacji z BETT
farba, która ściany szkoły potrafi zamienić w platformę do komunikacji markerami – gigantyczną,
białą tablicę), a nawet jeśli już są „na prąd”, to nie zawsze wymagają wysokich kompetencji
komputerowych. Dobrym przykładem są tutaj rozwiązania typu SRS (student response systems), czyli
zestawy do głosowania znane z teleturniejów telewizyjnych. Nauczyciel musi tylko rozdać piloty
uczniom, wymyślić sensowne pytanie (np. „czy wszystko co do tej pory powiedziałem jest zrozumiałe
– udzielcie odpowiedzi w skali 1-4”), poczekać aż uczniowie wcisną guziki i sprawdzić odpowiedzi na
panelu – wszystko bez użycia komputera. Oczywiście z użyciem komputera byłoby ciekawiej, ale taką
innowację można wprowadzać powoli – nie jest ona groźna nawet dla bardzo konserwatywnych
nauczycieli.
Pan Jourdain odkrył, że mówi prozą!
Warto również pamiętać o tym, że zdecydowana większość szkół w Polsce jest już cyfrowa (nawet
bardzo!), choć wiele z nich o tym nie wie. Dzieje się tak dlatego, że uczniowie są cyfrowi, tylko często
jest to skwapliwie ignorowane przez szkołę. Uczniowie mają w domach komputery, korzystają z
Internetu, potrafią zainstalować i skonfigurować program komputerowy (choćby to była gra), mają w
kieszeniach telefon komórkowe, czasem z dostępem do Internetu. Najprostszą i najtańszą
„cyfryzacją” szkół jest zatem otworzenie się na zasoby, które w szkole są, choć formalnie szkoła nie
jest ich właścicielem. Może zanim zakupimy tablety i laptopy uczniom warto pozwolić im skorzystać
w szkole z własnego telefonu komórkowego? Obecnie często niestety skutkiem ignorowania przez
szkoły cyfrowej natury własnych uczniów jest wymykanie się „cyfrowości” spod kontroli i obracanie
się przeciwko szkole – wystarczy tutaj wspomnieć portale takie jak „sciaga.pl”, czy podobne. A można
sobie wyobrazić sensowne wykorzystanie tych zasobów i predyspozycji – np. profil klasy na portalu
społecznościowym, który wspomaga komunikację pomiędzy rodzicami, uczniami i nauczycielem, albo
praca domowa, która nie tylko uznaje Internet jako środek do jej rozwiązania, ale wręcz do tego
zachęca – może się to odbywać np. w formule tzw. webquestu. Może się okazać, że najlepsze
rezultaty w zakresie cyfryzacji osiągniemy poprzez zmianę nastawienia do technologii, a nie zmianę
sprzętową.
Opracowanie:
Kamil Sijko,
Instytut Badań Edukacyjnych