artykuł dotyczący studiowania za granicą w
Transkrypt
artykuł dotyczący studiowania za granicą w
Słodki smak Erasmusa Anna Szary 2009-03-26, ostatnia aktualizacja 2009-03-26 09:21 (źródło: gazeta praca.pl) Agnieszka zaraz przed wyjazdem na paryską Sorbonę dowiedziała się, że nie dostała akademika - mimo, że podanie o przydział złożyła z dużym wyprzedzeniem. Paweł twierdzi, że wyjazd do Belgii nauczył go oszczędzania, a Kamila chcąc podróżować po Skandynawii, jeździła stopem. Agnieszka zdecydowała się na wyjazd na stypendium Erasmusa do Paryża na ostatnim roku studiów. - Zgodnie z wymaganiami wysłałam zgłoszenie online o przydzielenie mi akademika, tuż przed wyjazdem dowiedziałam się, że nie mam szans na mieszkanie.- wspomina. Dzięki starym znajomościom na czas poszukiwań lokum w Paryżu zatrzymała się u znajomych Polaków.- Dopiero na miejscu dowiedziałam się, że w semestrze jesiennym tylko co siódma osoba ma szanse na miejsce w akademiku.- mówi. Po kilku tygodniach w końcu znalazła mieszkanie, które dzieliła z innymi studentkami z Polski. Pobyt w Paryżu zmienił jej punkt widzenia na miasto i ludzi. - Pod całym blichtrem i przepychem Paryża zobaczyłam też zaniedbane Francuzki, które jeszcze z mokrymi włosami jadą metrem do pracy - opowiada. Przez kilka miesięcy udało jej się zwiedzić niemal każdą dzielnicę tej wielkiej metropolii i zachwycić się ilością imprez kulturalnych, jakie oferowało miasto. Dzisiaj nie żałuje, że zdecydowała się na wyjazd.- Na pewno pomógł mi w łatwiejszym nawiązywaniu relacji z ludźmi, zdobyłam też cenne doświadczenie, odnalazłam się w nowym, wcześniej nie znanym mi miejscu, w innej kulturze - dodaje. Biurokracja i starcie z nową rzeczywistością Agnieszka decyzję na wyjazd podjęła w ciągu kilku miesięcy. Tak jak w przypadku wielu innych studentów, motywacją do wyjazdu była chęć podniesienia kwalifikacji językowych, ale też poznania innej kultury i ludzi. Szczęśliwie przeszła proces rekrutacyjny na swojej uczelni i zdobyła stypendium na semestr studiów, na socjologii, na paryskiej Sorbonie. Jak się okazuje obecnie szanse na otrzymanie stypendium na krajowych uczelniach są co raz większe, wszystko za sprawą mniejszych wymagań, a co raz częściej też braku chętnych. -Tegoroczna kwalifikacja jeszcze trwa, ale porównując początki Erasmusa, mogę powiedzieć, że wyjechać na stypendium jest teraz znacznie łatwiej. - wyjaśnia Sylwia Salamon, kierownik i koordynator Biura Wyjazdów Zagranicznych na Uniwersytecie Warszawskim. Z informacji Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji, która zajmuje się obsługą programów współpracy zagranicznej wynika, że największym zainteresowaniem polskich studentów cieszą się kraje, gdzie nauka odbywa się w języku angielskim. Jednak możliwości wyboru uczelni i kraju zależą od umów partnerskich, które dana uczelnia i wydział podpisuje z uczelnią przyjmującą za granicą. - Największa liczba polskich studentów wyjeżdżających w programie Erasmus przyjmowana jest od wielu lat przez uczelnie w Niemczech. - mówi Beata Skibińska koordynatorka Programu Erasmus z Narodowej Agencji LLP - Erasmus w Warszawie. Podobnego zdania jest koordynatorka wyjazdów na UW. - Tradycyjne uczelnie brytyjskie to na pewno marzenie wielu studentów, sporo osób też wyjeżdża na uczelnie niemieckie, z którymi mamy podpisanych dużo umów, tam na pewno wymiana jest największa.- mówi Sylwia Salamon. Na wyjazd ma szansę teoretycznie każdy, kto nie studiuje na pierwszym roku i nie posiada wpisu warunkowego. O stypendium mogą ubiegać się zarówno studenci dzienni, wieczorowi, jak i zaoczni. Mimo to na wyjazd stypendialny decyduje się co raz mniej osób. - Moim zdaniem zainteresowanie tym stypendium się zmniejsza (w zeszłym roku na 1800 miejsc stypendialnych, aż 600 zostało nieobsadzonych na UW- przyp. red.), spowodowane jest to na pewno relatywnie niską wysokością stypendium.- mówi Sylwia Salamon. Wysokość kwot przyznawanych na wyjazd uzależniona jest od miejsca wyjazdu, dofinansowania z uczelni oraz środków pochodzących z Narodowej Agencji Erasmus. Okazuje się zazwyczaj, że za niskie stypendium to nie przeszkoda, żeby wyjechać - studenci na Erasmusie radzą sobie, jak mogą, żeby przetrwać zwłaszcza wtedy, gdy stypendium w danym kraju wystarcza zwykle na opłacenie mieszkania i obiadu na stołówce. Zaradny jak Erazmus Na Erasmusie okazuje się, że nie tylko Polak potrafi. Studenci z całego świata kombinują, jak przetrwać mając za mało pieniędzy, albo jak maksymalnie wykorzystać towarzysko czas na imprezy i podróże, jakie daje ta - pewnego rodzaju - kolonia dla dorosłych. W Finlandii ci, którzy przyjadą w semestrze jesiennym, mają szansę pracować jako asystenci na uczelni (ale konkurencja jest duża), w innych krajach studenci dorabiają tłumaczeniami, albo zatrudniają się jako pomoc do sprzątania. - Muszę przyznać że Erasmus nauczył mnie oszczędności.mówi Paweł, który spędził semestr na Uniwersytecie w Belgii. - Do stypendium na szczęście nie musiałem dorabiać, co najwyżej dokładałem z "kieszonkowego" jakieś 100 euro miesięcznie.- dodaje. Nie wszyscy jednak mogą pozwolić sobie na taki komfort. - Do stypendium, które wynosiło 350 euro, z czego 250 przeznaczałam na opłatę za mieszkanie, dorabiałam sobie pracą dorywczą.- opowiada Agnieszka. - Raz w tygodniu jeździłam na obrzeża Paryża pracować na około 2 godzin jako pomoc domowa - wspomina. - Dzięki temu dorabiałam sobie do stypendium ok. 80 euro miesięcznie - dodaje. Na pomoc nie tylko finansową można w niektórych krajach liczyć ze strony innych studentów. W Finlandii żacy mieszkający w tzw. Student Village, często kończąc pobyt, dzielą się niezbędnymi do życia rzeczami z innymi Erasmusami. Ktoś zostawia poduszkę, inny środki chemiczne, czasem trafia się sofa lub telewizor. - W Skandynawii dobrą metodą na oszczędzanie jest kupno rzeczy używanych, na przykład roweru - za 10 euro, zwłaszcza, że akademiki były na tyle daleko od uczelni (ok. 12km), że chodzić się nie dało - opowiada Kamila która studiowała semestr na Uniwersytecie w Tampere, w Finlandii. Sama korzystała również z bezpłatnych sposobów podróżowania. - Moim głównym sposobem na przetrwanie przy za niskim stypendium to jeżdżenie stopem - mówi dziewczyna. - Podczas pobytu zwiedziłam nie tylko Finlandię, ale i kraje sąsiednie. Gdybym miała płacić za bilety autobusowe i pociągowe, to po tygodniu mogłabym wrócić do kraju, a tak za darmo zwiedziłam cała Skandynawię - dodaje. Kamili udało się zaoszczędzić również na noclegach śpiąc u Finów w domach, w ramach CouchSurfing.com i Hospitality Club. Erasmusi mają lepiej? Niektórzy twierdzą, że Erasmusi na stypendium mają łatwiej niż normalni studenci i stosuje się wobec nich taryfę ulgową. - Myślę, że to zależy od uczelni, od jej polityki, unikałabym na pewno generalizowania.- mówi Sylwia Salamon. Wszystko zależy od kierunku studiów i wybranych zajęć. Na pewno Erasmusowcy traktowani są na uczelni goszczącej jako goście, z życzliwością, ale nie oznacza to, że mogą nic nie robić. Tym bardziej, że warunkiem zaliczenia każdego pobytu na stypendium jest uzbieranie wymaganej liczby punktów ECTS oraz dopełnienie wszelkich formalności związanych z rozliczeniem się z pobytu na macierzystej uczelni. W innym przypadku student musi zwrócić pieniądze przeznaczone na pobyt, ale takie wypadki, jak zauważają koordynatorzy, to margines i zazwyczaj Polacy bardzo dobrze radzą sobie studiując za granicą.- W związku z polskimi minimami programowymi musiałem wybrać sporo zajęć, ale i w Polsce zdarzały się semestry kiedy miałem więcej pracy tłumaczy Paweł. - Praca w grupach, rozwiązywanie problemów oraz ciekawi ludzie, z którymi przyszło mi współpracować sprawiły że jakoś nie odczułem nadmiaru obowiązków. Egzaminy może nie były bardzo proste, bo były prowadzone w obcym języku, lecz jakoś udało mi się i moim znajomym z Polski wszystkie zaliczyć. - mówi Paweł. Agnieszka w starciu z przedmiotami wykładanymi po francusku radziła sobie robiąc notatki kontekstowe i samodzielnie czytając wybraną tematykę w języku polskim, albo tłumacząc na język polski wybrane zagadnienia ze słownikiem w ręku. - Podobało mi się to, że na zajęciach większy nacisk kładziono na praktykę, a nie tylko teorię - mówi. - Na koniec semestru musiałam zdać egzaminy i napisać kilkadziesiąt stron prac zaliczeniowych po francusku. - dodaje. Nieco inną formę zajęć oferują Erasmusom fińskie uczelnie, słynące nie tylko z bardzo dobrej organizacji, ale też dużego wyboru przedmiotów w języku angielskim. - Na uczelni nie było ciężko, wszystkie zaliczenia odbywały się w formie projektów w grupach, np. przygotowanie pokazu czy prezentacji. - mówi Kamila, która studiowała w Tampere. - Ale miałam jeszcze egzaminy z fińskiego i one były trudne, zwłaszcza ten na wyższym poziomie - wspomina. Powrót do rzeczywistości. Bywa czasem trudny. Początkowy strach i przerażenie, chęć ucieczki do z powrotem do kraju to uczucia, które bardzo często towarzyszą w pierwszych dniach pobytu nowym Erasmusowcom. Z czasem te uczucia, często utożsamiane z szokiem kulturowym, obierają zupełnie odwrotny kierunek. Tęsknota za stypendialnym życiem, ludźmi i krajem, w którym się spędziło semestr, a często i cały rok akademicki, po powrocie do kraju bywa bardzo silna. - Po powrocie do Polski nie było łatwo, przyzwyczaić się do szarej rzeczywistości - wspomina Paweł, który spędził semestr w Belgii. - Szybko zauważyłem różnice kulturowe, ludzie w sklepach byli jakoś mniej uprzejmi, a na uczelni nie wszyscy profesorowie rozumieli, dlaczego nagle pojawiłem się w drugim semestrze ich zajęć, a już na pewno tylko kilku kiedykolwiek słyszało o czymś takim jak Erasmus - dodaje. Podobne spostrzeżenia miała Agnieszka. - Po przyjeździe brakowało mi tej anonimowości, jaka była we Francji, ponadto mam wrażenie, że tam wszyscy mieli więcej czasu, podczas gdy tu wydawało mi się, że wszyscy gdzieś pędzą wspomina. Wszyscy zgodnie jednak przyznają, że skutki wyjazdu są pozytywne i na pewno Erasmus zmienia ludzi. - Studenci wracają z wyjazdów bogatsi o nowe doświadczenia oraz bardziej otwarci na świat - mówi Paweł, który studiował w Belgii. - Poznałem świetnych ludzi, z większością dalej utrzymuje kontakt - dodaje. - Słyszałam, że w niektórych krajach jak na przykład Łotwa, ze stypendium to można żyć jak król, ale cóż, Finlandia z pewnością do tych krajów nie należy - mówi Kamila. - Oczywiście musiałam dopłacić do całego wyjazdu, ale było warto i z pewnością nie były to wyrzucone pieniądze - zapewnia dziewczyna. Erasmus w liczbach Liczba uczelni w Polsce uprawnionych do udziału w programie: 2007/2008 - 256 W roku akademickim 2006/2007 - 11 tysięcy polskich studentów wyjechało na Erasmusa Liczba krajów uczestniczących w programie wymiany: 27 z Unii Europejskiej, 3 kraje Europejskiego Obszaru Gospodarczego: Islandia, Lichtenstein, Norwegia plus kraj kandydujący: Turcja.