Daikon 2011 by Mizuyashi W deszczowy piątek, pierwszego lipca

Transkrypt

Daikon 2011 by Mizuyashi W deszczowy piątek, pierwszego lipca
Daikon 2011
by Mizuyashi
W deszczowy piątek, pierwszego lipca 2011 zaczął się organizowany przez warszawską
Komikslandię konwent Daikon. Po Wanekonowych przeżyciach bardzo sceptycznie podchodziłam do
kolejnego konwentu organizowanego przez ekipę bez doświadczenia, a widok sławnej Weroniki z
plakietką ‘Organizator’ dodatkowo mnie nie przekonał. Jednakże po zakooczeniu konwentu sądzę, że
nie było źle.
Wchodząc w piątek na konwent zauważyłam wysoką na całe 50cm scenę moknącą w deszczu.
Była moim zdaniem zupełnie niepotrzebna – nie dlatego, że padało. Scena wysoka do kolan mija się z
celem. Scena ma służyd do pokazania publiczności tego, co na niej się znajdzie, ale przy tak niskiej,
większości osób nie robiłoby znaczącej różnicy czy scena jest czy jej nie ma. Idąc dalej otrzymałam
identyfikator, badżyk, informator i kawałek sznurka, który był okropnie sztywny i kłujący i nie
zaryzykowałabym założenia go na szyję. Dostałam również opaskę – opaskę z Wanekonu.
Komikslandia odkupując te opaski od Waneko strzeliła sobie w nogę – bardzo dużo helperów i nie
tylko miało do nich dostęp na Wanekonie i podejrzewam, że wiele z nich, gotowych do użytku mają
konwentowicze. Nie wiem, ile osób w ten sposób dostało się na konwent, ale napisanie na facebooku
lub smsa do znajomych nie jest trudne.
Na samym konwencie tłoku nie było. Jako, że przyjechałam po pracy, w ogóle nie czułam
atmosfery konwentowej – pewnie dlatego zaczęłam przypatrywad się części organizacyjnej
konwentu. I niestety, zaliczył on tu kilka spektakularnych wpadek. Pomijając sleeproom w mainie (na
pewno pomysł Weroniki, który również na Wanekonie był obiektem krytyki), gdzie potem odbył się
cosplay, a siedzących tam uczestników wyproszono i poprzesuwano, najbardziej razi mnie
informator. Jestem święcie przekonana, że NIKT go nie redagował ani nie sprawdzał przed wysłaniem
do druku. Nie było tam takich rzeczy jak godziny rozpoczęcia i miejsce atrakcji pod ich opisami, ale to
mały pikuś. Tylu błędów ortograficznych i literówek nie widziałam nigdy w życiu w żadnym
informatorze. Kwintesencją informatora niech będzie opis Wiedzówki o Karin, cytuję: „Nie wiem
jeszcze co tu będzie napisane. Coś się potem wymyśli”. Z opowieści znajomych, którzy przy Daikonie
pomagali, usłyszałam, że na dwie godziny zamknięto mokrych uczestników w sali gimnastycznej – bo
akredytacja się jeszcze nie rozłożyła, a na dworze padało. Miło, że pozwolono uczestnikom schronid
się przed deszczem, ale dwie godziny bez możliwości wyjścia do łazienki czy na papierosa wydaje się
byd niepoważnym posunięciem. Wyglądało to podobno trochę jak obóz koncentracyjny. Kolejną
sprawą jest cena nagród. Za wygraną w konkursie można było otrzymad 10 punktów, najtaosza
manga kosztowała na początku 70. Jedyną polskojęzyczną mangą w nagrodach był „Grunwald” i chod
pozostałe były bardzo atrakcyjne – Lucky Star, Toradora czy Pandora Hearts po angielsku, to dopiero
po obniżce cen do 45 punktów ktokolwiek miał realne szanse, by przy tak niewielkiej ilości, ale dużym
zróżnicowaniu konkursów uzbierad punkty na którąkolwiek z nich. Oprócz tego kilka figurek i
breloczków, do tego badge i plakaty – przeciętnie, chod przyznam się, że spodziewałam się, że akurat
w tej dziedzinie Komikslandia, jako sklep sprzedający wszelkiego rodzaju gadżety, przebije wszystkie
konwenty, na których byłam. Tak się niestety nie stało.
Gdy wróciłam w sobotę, było już trochę lepiej. Konwent ożył, więcej ludzi chodziło po
korytarzach, większośd stoisk się rozłożyła, atrakcje się odbywały. I tu kolejna wpadka – stoisko Otaku
zamówiło sobie 12 ławek, ale najwyraźniej ustawienie ich logicznie w korytarzu przerosło
umiejętności organizatorów – przez środek stoiska Otaku przechodziło wejście do Rock Banda. W
nocy ekipa Otaku sama poprzestawiała sobie ławki, żeby byd jednym dużym stoiskiem, a nie dwoma
małymi. Samo ustawienie stoisk też pozostawiało sporo do życzenia – zamiast ustawid je w idealnym
do tego miejscu, czyli obszernym korytarzu przy wejściu, ustawiono je na korytarzach, pomiędzy
wejściami do sal. Hol przy wejściu zajmowała informacja oraz maido cafe. Przez to ciężko było dostad
się do sal, szczególnie na parterze, gdzie swoje stoisko miała Komikslandia, która koniecznie
najnowsze tomy mang musiała postawid na skręcie do sal z atrakcjami.
Daikon posiadał wiele, wiele takich błędów logistycznych. Mimo tego uważam konwent za
przeciętny – nie było mowy o klapie. Mimo tego, że próba cosplayowa została przeniesiona na maido
cafe, a cosplay miał sporą obsuwę i nie było na nim ani sceny, ani porządnego oświetlenia czy
nagłośnienia – nikomu to nie przeszkadzało. Może dlatego, że niezbyt wiele osób w cosplay wzięło
udział. Jeśli chodzi o atrakcje odwiedziłam „Historię K-Popu”, na którym prowadząca mówiła za cicho,
bardzo ciekawy i zabawny „Twój pierwszy raz na konwencie” oraz koocówkę panelu „Fandom jako
zwierzęta stadne”, który zmienił się w najdłuższy i (według opinii obecnych) najciekawszy na
konwencie panel. Przedyskutowaliśmy wszerz i wzdłuż takie zagadnienia jak sytuacja na ACP, sytuacja
w fandomie, konkurencja pomiędzy konwentami, a potem zagłębiliśmy się w opowieści Guile’a i
Baloo dotyczące mniej lub bardziej zamierzchłej przeszłości konwentowej. Panel trwał od około 2 do
7 rano, a wchodzący określali nas jako panel z największą frekwencją – było tam raptem 20 osób,
więc wolę sobie nie wyobrażad jaką frekwencję miały inne trwające wtedy atrakcje.
Gdy w koocu wyszłam na korytarz po godzinie siódmej, ujrzałam pustkę. Częśd wystawców
zebrała się już dzieo wcześniej, uczestnicy albo już pojechali do domu albo spali. Jedynie w holu
kilkanaście osób zawzięcie kontynuowało Mafię Death Note i wydawali się dobrze bawid. Informacja
niejednokrotnie zasypiała i zabranie sobie jakiejkolwiek z nagród byłoby proste dla każdego złodzieja,
jednak na konwencie zostało niewiele osób i podejrzewam, że nic nie zginęło. Konwent zapamiętam
na pewno – nauczyłam się w koocu grad w Mahjonga. Dodam do tego długi fandomowy panel i
bardzo dobrą restaurację kuchni chioskiej w odległości 100 metrów – dla mnie konwent był udany.
Podsumowując, jak na pierwszy raz nie było tragedii, ale nie było też rewelacji. Ogromnym
plusem organizatorów jest to, że nie odmówili przyjęcia pomocy od osób bardziej doświadczonych i
nie reagowali alergicznie na sugestie poprawy niektórych rzeczy. Mam nadzieję, że na kolejnej edycji,
dzięki tej recenzji, zwrócą też uwagę na inne aspekty, takie jak informator. Z czystym sumieniem
mogę wystawid Daikonowi trójkę – z plusem, za świetną salę gier japooskich.

Podobne dokumenty