Żądam satysfakcji
Transkrypt
Żądam satysfakcji
Żądam satysfakcji Madzia emancypantka niesłusznie oczerniana, szkalowana. Ohydne, złośliwe ploty psują jej opinię. Czytelnik oburza się – i cierpi, gdyż sympatyzuje z główną bohaterką, dziewczyniną bez skazy, niemal świętą. W końcu autor, poczciwy Bolesław Prus, lituje się nad czytelnikiem i daje mu pod koniec powieści satysfakcję: wszystkie fałszerstwa zostają zdementowane, opinia Madzi oczyszczona. Nawet największy plotkarz zmuszony jest odszczekać swoje potwarze i przyznać: „Anioł w ludzkiej skórze.” Tak to wygląda u Prusa. Podobnie w sztuce Brechta Pan Puntila i jego sługa Matti. „Hej, ty! – woła Puntila do swojego sługi. – Daj no mi twoją kurtkę.” Dziedzic, wściekły o coś, szuka okazji, by swoją wściekłość wyładować – choćby kosztem niewinnego człowieka. „A to co? – pyta przetrząsając kurtkę. – Mój portfel w twojej kieszeni? Aha, doigrałeś się. Dziesięć lat ciężkiego więzienia.” Sytuację ratuje Ewa, córka Puntili: „Dlaczego pan się nie broni? Przecież on zawsze, kiedy sobie wypije, daje swój portfel innym, żeby płacili rachunek.” Ale nie zawsze czytelnik lub widz kinowy ma tego rodzaju zadośćuczynienie. Oto włoski film według opowiadania Moravii. Chłopak, biedny proletariusz, ale przystojniak obdarzony temperamentem, dogodził bogaczce. Coś w rodzaju prostytucji, ale rzecz załatwiona nie po chamsku, bynajmniej. Nie było mowy o honorarium za wyświadczoną usługę natury erotycznej, niemniej chłopak kręci się jeszcze przez pewien czas pod oknami luksusowej willi. Jego niedawna kochanka wygląda przez szpary w żaluzji i widząc chłopaka domyśla się, że on czeka... Bogaczka sięga do szuflady, wkłada do koperty plik nowiutkich banknotów, a potem za pośrednictwem swojego szofera przekazuje forsę amantowi. Po drodze nowiutkie tysiączki wędrują do kieszeni pośrednika, a jednocześnie z tej samej kieszeni do opróżnionej koperty przepływa parę wymiętych dziesiątek. Wciąż wyglądając przez okno kobieta widzi kopertę w rękach adresata i jest przekonana, że jej polecenie zostało dokładnie spełnione, tymczasem chłopak, zajrzawszy do środka, stwierdza z rozczarowaniem: „Ależ to jest na lody.” Otóż złodziej nigdy nie zostanie zdemaskowany. Amant już na zawsze będzie trwał w przekonaniu, że łasa na seks bogata dziwa okazała się sknerą. Widz oburza się na złodzieja, żałuje dziewczyny i wychodzi z kina z oburzeniem w sercu – nie odreagowanym, i z żalem – nie ukojonym. Bohater filmu czy książki to często ktoś, z kim sympatyzujemy, do kogo się przywiązujemy, z kim się niekiedy utożsamiamy – a skoro tak, życzymy sobie, aby ten „nasz człowiek” nie był ofiarą losu. W chwili, gdy jest niesłusznie o coś oskarżany, podpowiadamy mu po cichu: „Broń się.” Oto Raskolnikow, prawdziwy samarytanin, odprowadza do domu pijanego Marmieładowa. Ich znajomość została zawarta w momencie, kiedy Marmieładow zdążył już przepić wszystkie pieniądze. Fakt, że alkoholik wraca do żony bez grosza przy duszy, absolutnie nie obciąża Rodiona Raskolnikowa. I raptem słyszy z ust Marmieładowej: „A pan, pan wstydu nie ma. Z szynku! Tyś także z nim pił? Precz mi stąd!” Czytelnik w tym momencie podszeptuje chłopakowi: „Brońże się, do licha!” Ale Rodia jest zbyt dumny, by pisnąć słowo na swoją obronę. Czemu nie bywa zawsze jak w filmie Kurosawy o zmaltretowanym przez pewnego okrutnika samuraju. Pobicie, uwięzienie, ostrzeliwanie podczas ucieczki z więzienia – patrząc na to niepokoimy się o „swojego człowieka”. Czy zdoła umknąć, zaszyć się w kryjówce, czy nie trafi go kula? „Niepokoimy się”, liczba mnoga jest zaiste stosowna, bo oglądamy film we dwójkę, ja i mój koleżka. Następna scena przedstawia samuraja w kryjówce. W oczekiwaniu na powrót zdrowia i sił spędza czas w siedzącej pozycji i trenuje rzuty nożem. Fruwający w powietrzu zeschły liść zostaje przyszpilony do ściany ciśniętym po mistrzowsku majchrem. Koleżka zwraca ku mnie rozjaśnioną twarz: „No, niech przyjdzie do siebie. Wtedy im pokaże!” Wszystko wskazuje na to, że samuraj niebawem zemści się, a ta zemsta pozwoli nam, widzom kinowym, zaznać satysfakcji.