żeromskiego młodociane historie - historie kieleckie
Transkrypt
żeromskiego młodociane historie - historie kieleckie
śEROMSKIEGO MŁODOCIANE HISTORIE PoniewaŜ interesuje mnie niebanalna historia Kielc, to i ciekawią mnie teŜ niebanalne postacie, które są związane z historią naszego miasta. A za taką od pewnego czasu zacząłem uwaŜać Stefana śeromskiego i gdy zacząłem czytać jego „Dzienniki” z młodzieńczych lat, upewniłem się w tym przekonaniu. Z góry byłem przekonany o tym, Ŝe zrobię z nich jakiś wycinkowy tekst, ale zdaję sobie sprawę, Ŝe wyjdzie on pewnie dosyć tabloidalnie, bo oparty jest na co bardziej miodowych kawałkach, ale takie teŜ są i w duŜej mierze jego dzienniki, tym bardziej, Ŝe obejmują one okres szkolny i kończą się, gdy pisarz ma 27 lat, jest rok przed ślubem [potem raczej nie stracił swojej romansowej natury, bo wiele lat później związał się z o wiele młodszą od siebie malarką] i nic na to jeszcze nie wskazuje, uŜywa więc Ŝycia jak się da. śeromski zaintrygował mnie teŜ poprzez przyjaźń z Wacławem Machajskim, jednym z najbardziej znanych polskich anarchistów XIX wiecznych, z którym i chodził do szkoły, i mieszkał czasami, i rozrywkowo spędzał czas, i wspólnie klepał biedę. Ale akurat o tym w kieleckim muzeum poświęconemu pisarzowi nie ma mowy… Trudno i szkoda, a nawet dziwne, bo jego postać przewija się często gęsto w dziennikach, a takŜe w odwzorowaniu przez postacie wykreowane w prozie śeromskiego. W czasie późniejszego pobytu w Szwajcarii poznał teŜ Edwarda Abramowskiego, co jest wspomniane i w biografii tegoŜ działacza społecznego. Pisarz młodość miał dosyć buntowniczą, nie był zwykłym i grzecznym uczniem, miał swoje chwile niepokornych uniesień i najzwyczajniejszych imprezowych klimatów, które dosyć trudno sobie wyobrazić w jego przypadku, jest to w końcu spiŜowa postać naszego regionu. W 1884 notuje w dzienniku swoje buntownicze manifesty: „Być wyjątkiem – znaczy walczyć ze wszystkim (…) Być wyjątkiem – znaczy być wolnym od reguły, czyli wolnym – znaczy być wariatem.” Jest niepogodzony ze światem, z otaczającym go rygorem politycznym, społecznym i kulturowym. śeromski miał dosyć pokręconą ewolucję poglądów, ale warto wspomnieć o tym, co się działo w jego głowie zanim zostanie Prezydentem Rzeczypospolitej Zakopiańskiej. Mając 19 lat w roku 1883 pisze tak – „Kościół katolicki i socjalizm zbawić nas mogą – więcej nic!”, „Państwo nasze zgubiło nas – panowania Ŝądza, duma, próŜność.” W tym czasie jego szkolny mentor A. G . Bem, popychający go ku literaturze, przyznaje się do zachwytu nad A. śelabowem, jednej z waŜniejszych postaci Narodnej Woli, ówczesnych czołowych [i skutecznych!] rosyjskich „terrorystów ideowych”. Sam śeromski pisze, Ŝe „Szczęście naszej ojczyzny, zbawienie tego kraju widzę jedynie w socjalizmie rosyjskim”. W 1885 pisze juŜ nieco inaczej: „Wzrasta we mnie z dniem kaŜdym demokracja i rozsiada na wieczne czasy wolnomyślność religijna i umysłowa. Staję się wolnodumcem niepoprawnym, namiętnym, wolnodumcem na całe Ŝycie.” Dojrzewa z czasem antyklerykalizm: „Nie! nie zejdziem się juŜ nigdy z czarnymi aniołami. Nienawidzę księŜy! Ranią mnie najboleśniej. Te jezuickie kruczki, to cofanie się i rzucanie naprzód, te wybiegi na pole logiki, filozofii – są mi wstrętne. Ukrywają fałsz i niskie cele. (…) Idę ja ścieŜyna utopii, ale idę bo iść muszę – coś odpycha mię od paniczów w modnych kamaszach, a nie umiejących mówić o niczym tak dobrze i gładko, jak o kobietach upadłych, koniach, kartach i patriotyzmie – szlacheckim.” A w 1887 pisze juŜ kategorycznie: „Jestem poganinem. Ateuszem być nie mogę, bo mam serce – wierzyć w boga nie mogę, bo ktoś gotów by mi dowodzić, Ŝe on jest w trzech osobach… Wiem, Ŝe rośliny czują i kochają, Ŝe w przyrodzie istnieje tajemnicze tchnienie, które kiedyś nazwałem duszą przyrody. Wiem, Ŝe moje uczucia z tą duszą łączą się.” W 1888, gdy w kołach dyskusyjnych, gdzie się udziela, pojawia się coraz więcej szermierzy socjalizmu, pisze tak: „Niedawno jeszcze lekcewaŜyłem sobie socjalizm, a dziś patrząc weń głębiej i uwaŜniej patrząc w Ŝycie, słyszę głuchy odgłos stąpań synów ciemności. Ich wrzask rozlegnie się w przyszłości, a duch ich wciska się w nas, niby klin rozdzierający tkanki naszego Ŝycia. To straszny wróg. Panem przyszłości jest Marks - nie Spencer.” JakŜeŜ prorocze były to zapiski! Na spotkaniu koła, z którego opisu jest ten cytat, wraz z Machajskim „wszczęli napad na socjalizm”, i była to część wysiłku, którzy zamierzali uczynić, by „ten cuchnący gnój stamtąd wyrzucić”. Nie udało się niestety, czas pokazał, Ŝe sami musieli się z tego koła wypisać. Nasz lokalny spiŜowy twórca kiedy tylko moŜe, czyli gdy ma środki i czas ku temu, prowadzi całkiem wyluzowane Ŝycie. 16 II 1884 umieszcza dosyć obszerny opis uroczej balangi [późniejsze notatki na temat alkoholizowania się są juŜ bardziej skąpe] „Ostatki! Okropne ostatki! W piątek urządziliśmy sobie z Wackiem [J.W. Machajskim] … bal. (…) O godzinie 10 wychodziemy na miasto, kupujemy flaszkę wódki, bryłę sera szwajcarskiego, czekolady drugą, torbę pączków, etc., i odtrąciwszy szyję butelce spoŜywamy dary boŜe na ulicy (…)” 10 VI 1885 opisuje inne sytuacje: „Odbyliśmy dziś we trzech generalne, Ŝakowskie wagary. (…) Odbyliśmy ucztę homeryczną: na szczycie góry, za murem klasztornym, w cieniu jodeł, zrzuciwszy szaty aŜ do nankinów – pozywaliśmy bułki z sardynkami i popijali benedictinem” - oczywiście z Machajskim. Piękne, romantyczne, wzorcowe! W czasach szkolnych w Kielcach podobne sytuacje powtarzają się od czasu do czasu, później i bieda, i zmiana środowiska chyba koryguje taki sposób zabawy. Pisze teŜ swego czasu wiersz „Dla braci wolno-próŜniaków” [w Syzyfowych pracach podobno występuje równieŜ „partia wolno-próŜniaków”, nie kojarzę niestety konkretnie o co w niej chodziło], który nie wygląda na dzieło pisane na trzeźwo: Dopóki lat młodych – i szczęścia do tyla, Wolności do Tyla, co szału! Choć Ŝycie okropne idzie z tyłu pomału – Wy szału kosztujcie, bo on Ŝycia czarem, Bo on daje chwile wolności! Więc w górę szał-napój, a pełnym pucharem, Więc w górę szał-napój miłości! (…) Wy szału kosztujcie – bo on Ŝycia czarem, Haremy niebiańskie rozchyla, Wy szału kosztujcie, a pełnym pucharem, Bo Ŝycie – to Ŝycie motyla. Szczęśliwy, kto młodym być umie w młodości, Szczęśliwy, kto pił ją piersiami – Ach, głupi, kto zapust na śledziach przepości, Miast winem – upija się łzami (…) 11 VII 1886 – w dzienniku pojawiają się znaczące zapiski dotyczące jego burzliwego i dosyć długiego romansu z męŜatką [tu juŜ konkretniej o konsumpcji tego nieprawego związku, bo sam romans kwitł na długo wcześniej i wiele miejsca mu poświęca w swoich Dziennikach]: „Słuchajcie-no, koledzy moi, co waszego Stefana wbija w tryby rozpaczy za obrotem kaŜdego dnia: wstrzymanie menstruacji pewnej męŜatki…”. Potem wielokrotnie powtarzają się późniejsze namiętne opisy sytuacyjne tegoŜ związku, uników i wybiegów, które prowadziły do sytuacji, gdy mógł znaleźć się sam na sam z ową Heleną, podczas gdy jej mąŜ bywał nieobecny; opisy sytuacji, wspólnych obiadów czy wycieczek, w czasie których musiał spoglądać w oczy Leonowi, któremu systematycznie dorabiał rogi; no i brak jasnego zakończenia historii, kto w końcu był ojcem dziecka urodzonego przez Helenę, dzielącą łoŜe z obydwoma. A to nie był jego ostatni romans z męŜatką, o nie! Natomiast po zakończeniu związku z Heleną pojawiają się notatki, które sugerują inny sposób spędzania czasu, taki bardziej typowy dla singla, 13 VI 1887 pisze tak: „Spotykam Rogalskiego: ma trypra. Idę z nim do mnie i daję mu pół flaszki pozostałości moich lekarstw.” Czy świadczy to o tym, Ŝe i Stefan wśród swoich wielu doświadczeń załapał kiedyś tą wstydliwą chorobę? Pisał takŜe np. w maju tegoŜ roku: „ Na dziewczynie nie byłem półtrzecia miesiąca. Hélène z Podwala zapraszała mnie dziś usilnie, aby ją choć dla pogadanki odwiedzić. Podła to przyjemność z prostytutkami – toteŜ stronię od nich, ile moŜności.” Wymowne mi się to zdaje… 10 VI 1890 Stefan serwuje nam za to tak soczysty opis Kielc, Ŝe nie wiem czy nie powinien znajdować się na jego pomniku: „Na świecie tak mało jest ludzi, Ŝe szukać ich w Kielcach byłoby co najmniej optymistycznym ryzykiem. Światek ten Ŝyje Ŝyciem roślinnym tak wieczyście monotonnym, Ŝe ilekroć zdarza mi się po roku, po dwu do Kielc zajechać, nie znajduję zmiany Ŝadnej. Te same twarze, ci sami emeryci, te same dewotki (…), te same głupie oblicza młodzieŜy i głupsze jeszcze noski i buzie pseudomodnie ubranych panien, bajki miastowe te same i taŜ sama nuda wisząca w powietrzu, przesiąkająca wszystko, wciskająca się w głąb twego ciała jak wilgoć jesienna.” Gdy ze swoich rozjazdów wracam do Kielc to przecieŜ to samo się czuje, co 120 lat temu czuł śerom! a_maciek/ http://historiekieleckie.blox.pl/html