Bajki Grzegorza Orzechowskiego
Transkrypt
Bajki Grzegorza Orzechowskiego
Taka sobie myśl o krasnoludkach.... Krasnoludków raz siedmiu pod krzaczkiem Rozpaliło maleńkie ognisko, By się ogrzać, coś upiec, zjeść z smaczkiem... Było ciemno i północ już blisko Siedli kręgiem twarzami do siebie, Zapatrzeni w ulotne iskierki, Co jak gwiazdki błyszczały na niebie Niebie skrzatów, jak oni niewielkim. Co raz któryś dorzucił polano By powrócić i zasiąść wśród braci I by z nimi wraz nucić kochaną Pieśń o pracy - i znów drew dorzucić. Znasz te słowa - nuciła Ci matka, I Ty także do snu kładąc dziecię, "Iść do Pracy", lecz dokąd - zagadka I pytanie - co robią na świecie? A co robią - pokrótce opowiem, Mam przyjaciół w "skrzatowym" ich klanie... Doświadczyłem, jak mówi przysłowie, Poznać w biedzie ... i tak już zostanie Wiesz kto co dzień nam musi myć kwiatki, By promienne cieszyły ich buzie, Lub farbkami malować im płatki... Albo rosy nanosić w kałużę? Kto napoi, wykąpie im listki I odwraca do słońca dzień cały, Kto kielichy otwiera im wszystkim By gościnnie owady witały? Wiedz, nikt inny - to małe krasnale, Dobre duszki pod krzaczkiem żyjące. Choć są tycie i rączki ich małe, Wczesnym rankiem pracują na łące. Bo prócz kwiatów należy uczesać Trawy źdźbła poplątane na wietrze, Trzeba piasek nad rzeczką też przesiać I nasączyć zapachem powietrze. Trzeba ważkom wysuszyć skrzydełka, By tańczyły migocąc nad wodą, Polnym koniom założyć siodełka I zawiązać im czako pod brodą. Po koncercie kto sprzątnie sitowie? Zbierze nuty zgubione przez żabki...? Kto to zrobi? Kto ma to na głowie? Małe skrzaty... i małe ich łapki. Takich prac mógłbym jeszcze wyliczyć Sto tysięcy i każda z nich ważna... Bo kto umie - na przykład, wyćwiczyć Ptaki w śpiewie i locie do gniazda? Kto rozniesie wiadomość o zimie? Że się zbliża, że czas zbierać plony? Kto bociany odprawi - da imię, I przekona by wrócić w te strony? To tych małych istotek zasługa, Co strudzone przy ogniu się grzeją... Lista zadań na jutro jest długa Dzień potoczy się znaną koleją. By im ulżyć należy przed nocą, Zanim wrócą pod krzak ów, wystawić Szczyptę strawy i mleko - a po co? Bo nie godzi się głodnych zostawić. Kto uczciwie pracuje jeść musi, A za pracę należy zapłata... Kto żałuje - nadmiarem udusi, Kto ma serce - nie trafi do kata. Bajka o marchewkach W warzywniku babuni Marchew przy marchewce. Jedna drugą tuli Czy to chce, czy nie chce. Zwartym rzędem stoją Bliźniaczo podobne Chwaląc buźkę swoją Choć wszystkie nadobne. Bo wszystkie rumiane, Każda ma warkoczyk. Każda brała ranem Prysznic z kropli rosy. I wszystkie dzień cały Śmieją się do słońca Chcąc by tyle miały Wody co gorąca. By wietrzyk ochładzał, Strząsał kurz im z natki I deszczyk odmładzał Zielone ich szatki. A trzeba też wiedzieć, Że są samochwały O każdym sąsiedzie Mówią, że jest mały, Że gruby, zielony, Albo że pękaty, Nos ma zakrzywiony, Czy też skórkę w łaty. My grządki ozdobą Pokrzykują chórem. Skórkę mamy młodą Kto a taką skórę? Kto cerę ładniejszą? Wygląd bardziej świeży? Kto ma talię mniejszą? Kto się z nami zmierzy? I nim ktoś się zgłosi, Nim zdąży zagadać, Choć ich nikt nie prosi Mówią o sąsiadach. Weźmy panią dynię Najgrubsza z nas wszystkich, Leniwą ma minę I zbyt duże listki... A jeszcze do tego Zarzuca kabaczkom, Że są do niczego... Aż te z żalu płaczą. I dziwią się dyni, Że wobec młodzieży Śmieje się z rodziny, Choć do niej należy. Tak samo ogórki, Krewni po kądzieli... Zbyt grube ich skórki Skąd się tacy wzięli? Czemu jedne gładkie A drugie włochate... Ojciec zdradził matkę, Czy też mama tatę? Z kolei pan seler Choć młody to stary. Genetyczny feler... Zmarszczek ma bez miary. Jedna drugą goni, W każdej brud osiada... Aż wstyd brzuch odsłonić Śmieją się z sąsiada. Smutno jest warzywom Słuchać tych kalumni, Bo są jako żywo I piękni, i dumni. Weźmy bobu strąki Co wiszą rzędami, Czy makowin pąki W górze pod chmurami... Gdzie marchwi jest do nich... Ledwie pięt nam sięgasz, Próbują się bronić... I jak gąsior gęgasz. Sobie przypisujesz Wszystkie cuda świata, Choć pewnie żałujesz Żeś taka smarkata. Żeś smaczna, gdyś młoda, Później taka sobie... Że mija uroda... Że później się skrobie!? Historia o żabce W moim stawie żabka mała Przyszła na świat wczesną wioną I z wyboru zamieszkała Pośród trzcin co w wodzie rosną. Dom na brzegu urządziła Murowany... bo kamienie, Jakaś moc - nieznana siła, Tak złożyła. Dom z podcieniem. Ma izb kilka - w tym sypialnię Gdzie spać można zimę całą, Ganek, salon i jadalnię... I werandę - ale małą. Z niej prowadzi wąska ścieżka Wprost do wody... Zacieniona Liść łopianu - gdzie zamieszkał Pan Winniczek - on i żona. Gdy zostali sąsiadami Pan Winniczek ją zaprosił Na przyjęcie... Z jagodami Będzie ciasto - wszem ogłosił. Bo zaprosił też w gościnę Panią ważkę z przyjacielem... Ten miał dziwnie smutną minę... Był zazdrosny - ciut za wiele. Trzeba przyznać miał o kogo Była piękną ... a jej oczy?... Suknię przy tym miała drogą Niczym paw u boku kroczył. Przyszedł świerszczyk ze skrzypkami, Usiadł z boku, bał się żabki. Zagrał " Sto lat" - z sąsiadami Zaśpiewała klaszcząc w łapki. Gdy kończyło się przyjęcie Dotarł tato Wnniczkowej. Skubnął ciasta, po czym z zięciem Siadł na stronie - zwiesił głowę... Coś tam mówił, srożył różki I raz po raz tupał stopą, Że aż śluzu ciekły strużki Wprost na piasek - z piasku błoto. Czas mieć wnuki - męża ganił, Zwierzyła się Winniczkowa Dwa dni później... A czy Pani Zostać matką jest gotowa? Nie w tym roku - żabka rzekła. Jeszcze nie czas... Chcę zabawy, Chcę by młodość nie uciekła Czas mam jeszcze na te sprawy. Póki co igram z rybkami, Skaczę, pływam ... nocą śpiewam, A gdy księżyc za chmurami Z bezczynności śpię, lub ziewam. Lecz najmilszym mi pływanie, Skok na główkę w stylu żabim... Albo długie nurkowanie... Oj lubię się w wodzie bawić. Tuż przy brzegu, gdzie wikliny Krzak witkami w niebo strzelił, Skaczę niczym z trampoliny Z liści lilii, lub grążeli. Tak mi mija dzień - mówiła, Winniczkowej i nie tylko, Pókim młoda chcę by była Radość w sercu - życie chwilką... Trzeba umieć czerpać z życia Być wesołym mimo wszystko... Wypij co jest do wypicia Nim zabawisz się kołyską. Pani czapla Pewna znajoma czapla Lubiła się w wodzie taplać I co dzień już od rana Broczyła po kolana W bajorze tuż pod lasem Gdziem bywał wiosną czasem. Mówiły jej sąsiadki: To pomysł bardzo rzadki Tak boso w błocie brodzić... Wszak możesz się przechłodzić, Lub złapać ptasia grypę I nas zarazić przy tem. Zważ na nas, mamy dzieci, Kto z grypy nas wyleczy?... Pan puchacz nas porzucił, Nikt nie wie czy powróci, A dzięcioł już za stary... Przyjdzie nam lec na mary. Spójrz proszę na bociana, Ma buty za kolana I w wodzie bywa rzadko Nie tak jak ty sąsiadko, A wciąż jest przeziębiony, Aż dzióbek ma czerwony. A czapla nic, nie słucha. Udaje że jest głucha. Spokojnie w breji stoi Choć w duszy ciut się boi, Bo przecież - Boże drogi, Jej skarbem zdrowe nogi. Lecz cóż - to z woli nieba Stać musi tu... dla chleba, Wszak małże, małe rybki Są dla niej niemal wszystkim... A dzieci jej w dodatku Nie chcą jeść ptasich płatków... Wiecie - odpowie ptakom, Ja wam dam radę taką: Na swoje patrzcie piórka I proszę won z podwórka, Bo ryby mi płoszycie Tym waszym ptasim wyciem. I odtąd czapla siwa, Tak jak to w zwykle bywa, Nie ma przyjaciół wcale Bo jak tu takich znaleźć, Gdy jest się opryskliwym, Zgorzkniałym lub zgryźliwym. Dzień dobry W radiowej czwórce usłyszałem o prośbie nadsyłania bajek dla Tomka i dlatego pozwalam sobie przesłać poniższy tekst. Jestem autorem. Nazywam się Grzegorz Orzechowski mieszkam w Warszawie. Pisuję wierszyki i wymyślam bajki dla mojej kochanej wnuczki Karolinki. Chcielibyśmy, by cieszyły Tomka równie jak moje wnuki - Karolinka lat 5 ma młodszego braciszka Alusia Życzymy Tomkowi zdrowia - dzieci trzymają kciuki i gorąco pozdrawiają