Wierzę, że wystarczy nam Bożej łaski
Transkrypt
Wierzę, że wystarczy nam Bożej łaski
www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=102350 2009-12-28 Wierzę, że wystarczy nam Bożej łaski Jesteśmy małżeństwem cztery i pół roku. Mamy dwoje dzieci - niespełna czteroletnią Marysię i dziesięciomiesięczną Helenkę. Gdy poproszono mnie o podzielenie się doświadczeniem miłości w codziennym życiu małżeńskim, przez głowę przemknął mi łańcuszek różnych elementów, które składają się na fabułę naszego wspólnego życia - wzajemne oddanie i służba, przekraczanie granic własnego egoizmu, niezbędna wyrozumiałość, cierpliwość; prozaiczne, ale jakże ważne ograniczanie wybuchów złego humoru, narzekania, gesty miłości i czułości, które są dowodem na to, że nasze uczucia nie stygną. "Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest..." (1 Kor 13, 4) - mogłabym cytować za św. Pawłem poszczególne atrybuty miłości. Jednocześnie natychmiast uświadomiłam sobie, że pochylając się nad miłością małżeńską, jeden jej aspekt należy wyróżnić w szczególny sposób: rodzicielstwo. Nasze dzieci to największy owoc i przejaw naszej miłości. Oczywiście mamy nadzieję, że nasza rodzina będzie się powiększać. Jest jeszcze jeden powód, dla którego tak mocno podkreślam nasze bycie rodzicami - obecnie usiłuje się wmówić młodym małżonkom, że potomstwo jest przeszkodą w budowaniu więzi, jest przeciwnie, nic tak nie cementuje małżeństwa, nic tak nie mobilizuje do pracy nad naszą miłością jak dzieci. "Dzieci są najcenniejszym darem małżeństwa i przynoszą rodzicom najwięcej dobra" - naucza Sobór Watykański II. Doświadczamy tej prawdy na co dzień. "Bez dzieci byłoby smutno" - w prosty sposób oddał tę głęboką prawdę ojciec wielodzietnej rodziny. Małżeństwo sakramentalne nie jest sposobem na życie, który my definiujemy zgodnie z własnymi kaprysami, i w związku z tym okazywanie miłości na co dzień, bycie jej świadkiem także nie jest przejawem własnego widzimisię. Małżeństwo jest powołaniem do miłości i rodzicielstwa. "Nie ma żadnego wewnętrznego podziału między małżeństwem - wspólnotą miłości, a małżeństwem instytucją życia. (...) Taki jest sens tej miłości i taki jest sens instytucji małżeńskiej: rodzenie i wychowanie potomstwa stanowi ich jakby 'szczytowe uwieńczenie'. Taki jest sens jedności małżeńskiej" (ks. abp Kazimierz Majdański, "Wspólnota życia i miłości"). Stosy kwiatów, czułych gestów i kolacji we dwoje są czczą i pustą zabawą, gdy małżonkowie zamykają się na życie w imię własnej wygody. To nie oznacza, że gesty miłości nie są istotne. One także budują jedność małżeńską, do której codziennie z wielkim trudem dążymy, zaczynając nieustannie od nowa. Mówiąc o przejawach miłości w naszej powszedniości, dostrzegam dwie płaszczyzny. Pierwsza to sprawy zasadnicze, takie jak uświadamianie sobie głębi naszego powołania związanego z uczestnictwem w dziele stwórczym Boga poprzez www.radiomaryja.pl Strona 1/2 rodzenie i wychowywanie dzieci, świadomość celu naszego życia, którym jest zbawienie, co związane jest z duchem wyrzeczeń, ofiary, służby, deptania naszego pysznego "ego" w imię dążenia do prawdziwego dobra. Druga płaszczyzna to sprawy drobne, ale jakże ważne - czułość, gesty miłości, rzec by można, te wszystkie cudowne rzeczy, którymi obdarowywaliśmy siebie, będąc narzeczonymi. Nasza miłość ma być na wzór miłości Jezusowej, która także jest czuła. Staramy się o tym nie zapominać, co czasem w małżeńskim życiu wymaga pewnego wysiłku, celebracji wspólnych wieczorów, gdy dzieci już śpią, zorganizowania opieki nad nimi, żebyśmy mogli wyjść tylko we dwoje, uśmiechu, dobrego słowa, gdy jesteśmy bardzo zmęczeni. "Narzeczonych zawsze łatwo poznać, małżonkowie tak do siebie się nie odnoszą" - usłyszałam ostatnio od znajomej osoby. Znam takich małżonków, których można pomylić z parą narzeczonych. Większość narzeczonych uwielbia ze sobą rozmawiać w myśl zasady, że nie można w pełni kochać kogoś, kogo się nie zna. W małżeństwie także nieustannie się poznajemy, dlatego staramy się nie zapominać o rozmowach, w czasie których nie tylko mówimy, ale przede wszystkim próbujemy słuchać. Na rekolekcjach dla rodzin, na których byliśmy w minione wakacje, otrzymaliśmy zestaw zagadnień do wspólnego omówienia: czym żyje mój małżonek, co jest dla niego obecnie ważne w życiu duchowym, towarzyskim, zawodowym, jakie ma do mnie zastrzeżenia - z niektórymi pytaniami mieliśmy problem, co jeszcze bardziej uświadomiło nam potrzebę rozmawiania ze sobą. Budowanie miłości na co dzień to także codzienne wspólne stawanie przed Panem Bogiem w modlitwie małżeńskiej i rodzinnej, w której doświadczamy niezwykłej jedności. Tu nie ma miejsca na kłamstwo, półprawdy. Czy jestem wierna swojemu powołaniu żony i matki? Czy czynię wszystko tak, jakby zależało to tylko ode mnie, i czy modlę się tak, jakby zależało to tylko od Pana Boga? Czy nie jestem letnia w pełnieniu codziennych obowiązków względem męża i dzieci? Często pojawiają się wówczas takie pytania. W naszym wspólnym życiu staramy się wciąż od nowa walczyć z pokusą letniości. To ona powoduje, że będąc katolikami, nie traktujemy serio naszego życia, powołania małżeńskiego i Pana Boga, do którego mamy dotrzeć, żyjąc z takim a nie innym małżonkiem. Zastanów się, dlaczego Pan Bóg dał Ci takiego, a nie innego męża na ten ziemski czas. To właśnie żyjąc z nim, masz się zbawić - usłyszałam kiedyś od kapłana. - Może dlatego on jest powolny, abyś Ty uczyła się nie być tak szybka. Kochaj wady swego męża, dopóki nie stają się grzechami. Trudna mowa. Wymaga heroizmu. Ale wierzę, że wystarczy nam Bożej łaski. Beata Falkowska www.radiomaryja.pl Strona 2/2