Homilia w Głębowicach
Transkrypt
Homilia w Głębowicach
Poświęcenie obiektu poklasztornego w Głębowicach, 6 września 2014 r. Czcigodni Bracia w Chrystusowym kapłaństwie na czele z Księdzem Proboszczem, Drodzy Bracia i Siostry! Kiedy czytamy Ewangelię, możemy zauważyć, że faryzeusze i uczeni w Piśmie często popadali w konflikty z Panem Jezusem. Raz zwrócili uwagę, że uczniowie Chrystusa nie umyli rąk przed posiłkiem, innym razem, że Pan Jezus uzdrowił w szabat. Dziś – jak usłyszeliśmy, zarzucają Apostołom naruszenie przepisów przez zrywanie i łuskanie kłosów. Ta z pozoru niewinna czynność została zakwalifikowana przez faryzeuszy jako żniwa, których prawo zakazywało w dniu szabatu. Trudno jednoznacznie ocenić zachowanie faryzeuszy. Zwykle robimy to na zasadzie: „czarny i biały” albo „dobry i zły”. Takie uogólnienia są łatwe. Pokazujemy wówczas pokornego celnika i złego faryzeusza czy uczciwych uczniów Pana Jezusa i złych uczonych w Piśmie. Tymczasem musimy mieć świadomość, że faryzeusze byli ludźmi, którzy w przestrzeganiu prawa widzieli coś, co dziś nazwalibyśmy: „drogą ku zbawieniu”. W ich przekonaniu człowiek wierzący to ten, który doskonale wypełniał obowiązki nałożone przez Boga. Dlatego starali się poprzez prawo opisać niemal każdą dziedzinę życia, określając bardzo dokładnie, co człowiekowi wolno, a czego nie. Nawet domaganie się śmierci Jezusa było czynione – w ich przekonaniu – w imię prawa: „Bo czynił się równym Bogu”, czyli „zbluźnił”, a za bluźnierstwo prawo przewidywało śmierć. Jeśli w ten sposób spojrzymy na ich postawę, łatwiej nam będzie zrozumieć, dlaczego tak skrupulatnie śledzili Pana Jezusa. Pojawił się ktoś, o kim mówią, że przyszedł od Boga. Dla faryzeuszy było oczywiste, że jeśli Bóg go posłał, to ten człowiek będzie wierny prawu. Tymczasem Jezus zupełnie przestawia akcenty i mówi: Jeśli trzeba człowiekowi ratować życie lub zdrowie, róbmy to także w szabat. Jeśli ktoś jest głodny, dajmy mu jeść także w szabat. Papież Franciszek odda to jednym stwierdzeniem: „mniej biurokracji i przepisów, a więcej miłości”. Sprawa wydaje się taka oczywista: jeśli dwie osoby się kochają, nie trzeba wówczas spisywać kodeksu, który będzie je obowiązywał. Nikt nie musi kochającej żonie mówić, co powinna robić, by tę miłość wyrazić. Podobnie kochającemu mężowi. Ludzie kochając się, instynktownie – powiedzielibyśmy: w sercu – czują, jak powinni postępować. Nikt nie musi narzeczonemu kazać kupować kwiatów dla narzeczonej czy prezentu z 1 okazji urodzin. Dla chrześcijanina najważniejsze nie są zakazy i nakazy, ale spotkanie z Jezusem, nawiązanie relacji z Bogiem i troska o tę relację. Przykład faryzeuszy przekonuje, że działając nawet w dobrej sprawie, człowiek może nieświadomie stanąć po stronie zła. To zagraża wielu osobom wierzącym, nawet tym sumiennie praktykującym. Żyjąc w tym świecie i starając się na co dzień zachować wiarę, możemy zatrzymać się na tym, co widać na zewnątrz. Możemy rozpłynąć się w zewnętrznym przestrzeganiu przepisów, spełnianiu obowiązków czy nawet w bezrefleksyjnym powtarzaniu pewnych znaków, gestów, wypowiadaniu wyuczonych formułek i praktykowaniu bez entuzjazmu, ale nasze serce będzie daleko od tego, co robimy. Może nawet ktoś powie o nas: „wierzący”, jednak nie będziemy mieli w sobie tej radości, która pochodzi od Pana. Czasem możemy usłyszeć: „Chodzę do Kościoła, bo tak zostałem wychowany”. „Idę poświęcić pokarmy, bo to taka ładna tradycja”. Papież Franciszek porównał takich chrześcijan do rozcieńczonego wina i mówił: „Nie wiadomo, czy są chrześcijanami, czy ludźmi tego świata?” i dodał, że wiara, którą zredukujemy do zwykłego bagażu, jaki musimy dźwigać, która nie przemienia naszego życia, nie wytrzyma próby czasu. Zdaniem Ojca świętego największym zagrożeniem dla katolików XXI w. jest taka sytuacja, w której na pozór wszystko toczy się normalnie, w rzeczywistości jednak wiara zanika, zatraca się w małostkowości. O tym, że ta diagnoza jest słuszna, przekonuje właśnie los, który spotkał faryzeuszy. Do końca byli przekonani, że wierzą w Boga. Zapomnieli jednak, że ten Bóg bardziej niż ofiar oczekiwał serca: miłości do drugiego człowieka. Wydawało im się, że kochają Boga, a nikogo nie kochali. Przeczytany dziś fragment Ewangelii kończy się słowami: „Syn Człowieczy jest Panem Szabatu”, tymczasem w jednym z rękopisów tekstu świętego pojawia się dodatek. Nie ma go w wydaniach drukowanych Biblii, ponieważ bibliści twierdzą, że nie jest on autentyczny i na pewno nie pochodzi od autora, jednak jest on bardzo interesujący. Czytamy w nim: „Tego samego dnia, gdy Jezus zobaczył człowieka pracującego w szabat, rzekł do niego: «Przyjacielu mój, jeżeli wiesz, co robisz, jesteś błogosławiony, jeżeli jednak nie wiesz tego, jesteś przeklęty i gwałcisz Prawo»”. To pokazuje, że wszystkie nasze czyny, wypowiadane słowa, praktyki i modlitwy są wartościowe o tyle, o ile wyrażają to, co nosimy w swoim sercu. Przypomina nam o tym także historia obiektu, który dziś chcemy poświęcić. Oto pułkownik armii cesarskiej Johan Adam de Garnier zostaje uhonorowany za waleczność w wojnie trzydziestoletniej tytułem barona i funduje karmelitom klasztor oraz wspaniały 2 kościół pw. św. Eliasza. Jednak po kilku latach sam wstępuje do zgromadzenia i umiera jako prosty zakonnik. To pozwala przypuszczać, że jego pierwszy gest w postaci fundacji tego domu wynikał z głębokiej miłości do Boga. Nie do przepisów, nie do przykazań: do Boga z ludzką twarzą – Jezusa Chrystusa. Sam fakt, że w historii powstawały takie miejsca, jak ten klasztor, jest wyrazem tego, że na tych ziemiach żyli ludzie, którzy wierzyli, że Bóg istnieje. Można się zastanawiać, patrząc na piękne katedry, kościoły czy klasztory – dlaczego ich budowniczowie tak dokładnie dbali o każdy szczegół. Dlaczego kilkanaście, a czasem i kilkadziesiąt metrów nad ziemią umieszczali rzeźby, których z ziemi nikt nie był w stanie dostrzec. Odpowiedź jest jedna: robili to dla Boga. I nasza uroczystość – jak wierzę, gromadzi nas dokładnie z tych samych powodów. To nie ma być jedynie podniosłe wydarzenie, o którym wspomną media, i które zapisze się w lokalnej kronice. Obecność dziś w tym miejscu jest znakiem tego, co nosimy w swoich sercach. Ufam, że jest w nich miłość do Boga i bliźnich. Może nie stać nas – jak owego barona – na to, by ofiarować dobra materialne, ale na pewno każdego z nas stać na to, by ofiarować Bogu swój czas, zdolności, umiejętności. Stać nas na to, by poprzez swoją postawę być znakiem Jezusa we współczesnym świecie. Dziś wyremontowany obiekt klasztorny jest znakiem, że tutaj na tej ziemi żyją ludzie, którzy wierzą, że Bóg istnieje i którzy tego Boga szczerze kochają. Rozważany przez nas fragment Ewangelii rozpoczął się zdaniem, na które rzadko zwracamy uwagę: „Jezus w szabat przechodził wśród zbóż”. To jest bardzo ciekawe. Jakie jest miejsce, gdzie Jezus był najczęściej, gdzie można Go było najłatwiej spotkać? W drodze. Może się wydawać, że Pan Jezus był bezdomny, ponieważ zawsze był w drodze. Przechodził przez miasta i wsie. Był tam, gdzie toczyło się życie ludzi. Jezus nie czekał, aż przyjdą do niego i zaczną się modlić na górze. Był tam, gdzie ludzie codziennie przychodzili. Wchodził w historię życia każdego człowieka. Przechodził przez sam środek ich codzienności, często w momencie, kiedy oni byli zajęci innymi sprawami. Ta dzisiejsza uroczystość to nic innego, jak wejście Jezusa w naszą codzienność. W waszą codzienność. Dziś jest z nami Chrystus. Zabierzcie Go do tego, co jest Wasze, do tego, czym żyjecie na co dzień, do swoich domów, miejsc pracy, szkół i spotykajcie się z Nim każdego dnia, by dbać o swój związek z Jezusem. 3