ADWENT, BOŻE NARODZENIE, CZYLI WSZYSTKO OD POCZĄTKU

Transkrypt

ADWENT, BOŻE NARODZENIE, CZYLI WSZYSTKO OD POCZĄTKU
ADWENT, BOŻE NARODZENIE, CZYLI WSZYSTKO OD POCZĄTKU…
Moja Wigilia i Święta Bożego Narodzenia tego roku będą naprawdę inne. Można by rzec: Jak
z tym żyć? Jak to teraz będzie?
Otóż…
W wieku 36 lat dowiaduję się wielu rzeczy, które mogłyby nadwątlić moją wiarę. Wiarę
budowaną przez tyle lat – najpierw przez chrzest, potem Pierwszą Komunię Świętą, postawę babci i
nauki wpajane na lekcjach religii, a na końcu – przez studia teologiczne. I co ja teraz słyszę?
A na przykład to, że nie ma postu w Wigilię (a ksiądz na religii uczył, że JEST i to pod karą grzechu).
Nie ma postu, ale można powstrzymać się od pokarmów mięsnych przez wzgląd na tradycję (tę przez
małe „t”) . Po drugie, że Gwiazdy Betlejemskiej wcale NIE BYŁO, a królowie to magowie i wcale ich
nie było trzech, tylko więcej… Mało tego! Przed chwilą, papież Benedykt XVI ogłosił, że w stajence
żadnych zwierząt nie było. Nie było osiołka, wielbłąda, ani baranków… Powstaje pytanie: Jak to? Jak
ma wyglądać Wigilia i Boże Narodzenie bez tego wszystkiego? Bez tej otoczki, do której
przyzwyczajano nas przez lata i do której przywykła nasza ludzka natura. Natura, która uwielbia
sianko, osiołka, małego Jezuska (różowego bobaska), dary Trzech Króli – coś, co się składa na piękny
obrazek i ciepło nam wtedy na sercu. Jeśli tego zabraknie, to jak my mamy przeżywać Święta, kiedy
pachnie choinka, barszcz z uszkami i czekają prezenty (od Mikołaja, Dzieciątka albo też Gwiazdki)?
Jak my sobie poradzimy? Co jest tak naprawdę ważne?
Właśnie… Co jest ważne i najistotniejsze?
Tradycja mówi o 12 potrawach na wigilijnym stole. Czy to oznacza, że za wszelką cenę
musimy gotować i piec przez wcześniejsze 2 tygodnie, jeśli nawet w domu są tylko trzy osoby?
Przygotowywać tego jedzenia tyle, że potem nie ma komu jeść, bo Świąt dwa dni, a nie każdy lubi
karpia, czy też kompot z suszu, albo sałatkę z porów? Piękny przykład dała mi pewnego razu moja
bliska koleżanka, siostra zakonna. Powiedziała, że w ich wspólnocie zakonnej jest tylko kilka sióstr,
wiec nie przygotowują tradycyjnych 12 potraw na Wigilię. Jakież było moje zdziwienie: Jak to, a
tradycja? A ona wytłumaczyła mi prosto, że ponieważ nie ma kucharki, a jest ich tylko kilka, to robią
po jednej potrawie, które lubią, po to, żeby nie przysparzać sobie niepotrzebnych nerwów – że nie
wszystko zostało zjedzone, że się zmarnuje i trzeba będzie wyrzucić.
A któż z nas nie pamięta rodzinnych kłótni – a to o to, że za mało, czy za dużo sałatki, a to, że dzieci
zmusza się do zjedzenia ryby, czy tego nieszczęsnego kompotu z suszu?
Te wszystkie pytania i doświadczenia moich ostatnich trzech lat, doprowadziły do wielu
przemyśleń i wniosków.
Czy ja wiem, co jest najważniejsze w tych Świętach? Czy umiem je przeżyć bez Gwiazdy, Królów,
osiołka? Kim jest rodzący się Chrystus? Nie wiem… Może chodzi o to, żeby się nie kłócić o te sałatki,
źle położone sztućce, czy też nieodpowiedni krawat męża? Może sam adwent nie ma być
kilkunastodniową gonitwą po prezenty (gdzie w tłumie ludzi przeklinamy tego obok, bo jest za gruby i
zajął nasze miejsce w kolejce); i ciągłym zdenerwowaniem, bo kolejne dzieci pukają do drzwi z
szopką Betlejemską, fałszując i „wyłudzając” kolejne pieniądze (a my tacy zmęczeni po pracy)? Może
chodzi o to, żeby te nasze niesnaski i wymienione sytuacje odnieść np. do dzieci z Indii, albo z
Zambii? W Indiach są takie wioski, gdzie nie ma pomocy lekarskiej, a rodzice nie zdążają zanosić
swoich chorych dzieci do lekarza, oddalonego o godzinę drogi i te dzieci umierają. A w Zambii? Jak
opowiadał Szymon Hołownia, podczas jego pobytu w Kasisi, w ośrodku dla dzieci chorych na AIDS,
jeden chłopiec umarł tylko dlatego, że nie ma tam odpowiedniego sprzętu; gdyby to się działo w
Polsce, chłopiec by przeżył.
Myślę też, że Chrystus, rodzący się każdego roku na nowo – ma zachęcić nas do budowania z
Nim relacji, każdego roku i każdego dnia od nowa. Bo to nie jest tak, że wystarczy raz się nawrócić i
tak już do końca życia. Kiedyś myślałam, że tak, bo wytrwam i się nie zmienię, jak i nie zmieni się
moje życie. Dziś już wiem, iż doświadczenia życiowe weryfikują wiele. Również naszą gorliwą wiarę.
Bo… Jak wierzyć Bogu, kiedy dotyka nas choroba, ból i nie pozostaje nic ze świata budowanego do
tej pory? Kiedy przyjaciele daleko, nie ma pracy, nie można mieć dzieci… Powstaje pytanie: Co
stanowi o wartości naszego życia i co jest jego sensem? Gdzie jest ten Bóg, który pomagał i prowadził
każdego dnia? Na pytania, które z reguły pozostają bez odpowiedzi, co jakiś czas i na jakiś czas udaje
mi się znaleźć odpowiedź.
Na przykład, że nie wiadomo, czyje życie na Koniec okaże się „wygrane”, a które po ludzku
„przegrane”. Bo, na tym Końcu ostatecznym, Bóg zapyta nas o MIŁOŚĆ i z niej będziemy rozliczani.
Czyli, czy w swoim życiu kierowaliśmy się miłością do drugiego człowieka i do świata. I czy
każdego dnia toczyliśmy walkę – o siebie i o to, by nie stracić relacji z Nim.
Bo, już wiem, że nawet jeśli nic nie mam, jeśli boli i zmagam się z chorobą, a Bóg milczy – to ja mogę
tego nienawidzić, nienawidzić swojego życia, po ludzku przegranego, mogę nawet krzyczeć do Niego
– z żalem i pretensjami, przeklinać… Byle razem z Nim. Byle powstawać i iść, może dwa kroki do
tyłu, a trzy do przodu.
Matka Teresa z Kalkuty pisała tak: „…Czuję tylko ten straszny ból bycia porzuconą, tego, że Bóg
mnie nie chce, że Bóg nie jest Bogiem, że Boga tak naprawdę nie ma”, „…czuję pustkę, nie ma już
wiary, nie ma miłości, nie ma gorliwości. Niebo nic dla mnie nie znaczy, wygląda, jakby było puste.
Chciałabym być nikim, nawet dla Boga ”. Przeżywała tzw. „duchowe ciemności”. A jednak, do końca
życia pozostała w zakonie, pomagając najuboższym i chorym w Kalkucie. Jednocześnie, modląc się
do Boga i czekając na Niego, pisząc, że „z radością przyjmie wszystko, co zechce jej zesłać, i aż do
końca życia wbrew wszystkiemu będzie uśmiechać się do Jego niewidocznej twarzy”. Już za życia
mówiono o niej, że jest jedną z największych świętych naszych czasów, a papież Jan Paweł II ogłosił
ją błogosławioną.
Chciałabym mieć taką wiarę i siłę, jak ona…
Margo

Podobne dokumenty