Rewalacje - nr 5/2013
Transkrypt
Rewalacje - nr 5/2013
Rewal podzielony ISSN 1508-2776 Cena 2,50 zł Rewal, 12-16 sierpnia 2013 roku czytaj str. 3 ROK XVI, nr 5 (119) Show Dody! czytaj str. 10-11 CO SŁYCHAĆ? KIT Witajcie, drodzy Czytelnicy! (Krótkie Informacje Tekstowe) W dniach 13-16 sierpnia br. w Trzęsaczu odbędzie się Międzynarodowy Festiwal Muzyczny Sacrum non Profanum. Koncert ma na celu rozpropagowanie muzyki klasycznej wśród mieszkańców gmin nadmorskich. Jest to też dobry sposób na miłe spędzenie czasu. Serdecznie zapraszamy! W Rewalu, oficjalnie posiadającym status wsi, zdecydowanie panuje atmosfera wielkiego miasta. Koncert Dody, występ kabaretu Pod Wyrwigroszem... Na wszystkich najważniejszych wydarzeniach nie mogło zabraknąć naszych reporterów. Mamy dla Was wywiady z wyżej wymienionymi artystami, w których dowiecie się m.in. jakie są plany piosenkarki na wakacje oraz dlaczego zdaniem Kabaretu rewalski amfiteatr jest najlepszy w Polsce. Oprócz tego zagłębimy się w nurtujące społeczność Rewala kwestie: wiecznie niedokończoną kolejkę wąskotorową i kontrowersyjną sprawę likwidacji przystani rybackiej. Na koniec – czym różni się gwara kaszubska od śląskiej? Odpowiedź znajdziecie w tekście poświęconym dialektom polskim. Dziękujemy za wybranie Rewalacji i życzymy miłej lektury! W Rewalu już od 4 lat działa Rewal Bike System. Każdy może wypożyczyć rower na godzinę lub na cały dzień i podziwiać nadmorskie krajobrazy. My oczywiście zachęcamy do aktywnego wypoczynku! Plaża w Pustkowie zapełni się 15 sierpnia miłośnikami siatkówki plażowej, którzy spróbują swoich sił w Turnieju o Puchar Wójta Gminy Rewal. Od godz. 10 w rozgrywkach wezmą udział zarówno pary mieszane, jak i uczestników tej samej płci. Zapisy będą przyjmowane w dzień imprezy, pół godziny przed jej rozpoczęciem. Rewalski amfiteatr tętni życiem. Dzięki młodym artystom z Lublina ogrodzenie obiektu zyskało kolory i zachęca do wejścia. Projekt jest efektem ogłoszonego konkursu na najlepszy pomysł zmiany wyglądu blaszanego płotu. Jury wytypowało 4 najlepsze wizualizacje, które od kilku dni realizowane są przez młodych grafików. Na projekty można głosować na stronie Max Media na Facebooku lub poprzez wrzucenie kuponu do urny przy kasie amfiteatru. Wyniki zostaną ogłoszone 30 sierpnia. Zwycięzcy otrzymają nagrodę w wysokości 3 tys. złotych. OPRACOWALI: KAROLINA MIKOłAP (BYDGOSZCZ) I MATEUSZ SKÓRA (CZĘSTOCHOWA) FOT. KAROLINA MIKOłAP KAROLINA LICZBIŃSKA (SZCZECIN) MACIEK WÓJCIK (WARSZAWA) MARTA SAK (WARSZAWA) REKLAMA Redaktor naczelny: Karolina Liczbińska Zastępca redaktora naczelnego: Maciek Wójcik Sekretarz: Marta Sak Opieka merytoryczna: Ryszard Poradowski (gazeta), Adam Owczarek, Blanka Pietrzak (radio), Marek Nowak (telewizja) Skład: Piotr Wasiak Reklama: Marta Sak, Mateusz Skóra, Kacper Golański, 2 Wiktoria Makowska Opiekunowie pedagogiczni: Dział foto: Martyna Piaścik Korekta: Karolina Mikołap, Marysia Małgorzata Wągrowska i Edyta Makowska Spirin, Ania Paliga, Zbigniew Różycki, Martyna Paul Pozostali redaktorzy: Karolina Dułak, Aleksander Kiryłów, Anna Paliga, Aleksandra Kaźmierczak, Agata Cieślak, Michalina Bijak, Kinga Marzec, Artur Mrówczyński, Kajetan Owczarek, Kacper Lewandowski, Kalina Wasiak Adres redakcji: Hotel California, 72-344 Rewal, ul. Saperska 3, tel. 607650742 e-mail: [email protected], URL: http://www.potegaprasy.pl Druk: PHU JAKLEWICZ 70-322 Szczecin ul. Kazimierza Pułaskiego 4/4 AKTUALNOŚCI Przystań rybacka INFORMATOR TURYSTYCZNY podzieliła Rewal Ta sprawa zbulwersowała wszystkich mieszkańców Rewala. I podzieliła ich. Część mieszkańców chce likwidacji przystani rybackiej, do czego przychylili się, aczkolwiek niejednogłośnie, miejscowi radni. Inni zaś uważają, że kutry i świeża ryba z Bałtyku to wartość sama w sobie i nierozerwalnie związana z Rewalem. Ostatnio na ulicach Rewala pokazały się plakaty obrońców przystani. Nie rezygnują z walki, choć na razie wydaje się ona przegraną. Szukają sojuszników, zbierają podpisy pod petycją w sprawie zmiany decyzji przez radnych. Czy ostatecznie przystań przeniesiona zostanie do Niechorza, jak chcą władze gminy? Wracamy po raz kolejny do tego tematu. Im dalej zagłębiamy się w ten temat, tym więcej pojawia się niejasności. Postanowiliśmy zbadać sprawę jeszcze raz i spytać rewalskich rybaków, czy medialna burza coś zmieniła i jak wyobrażają sobie oni owe przeniesienie po 2014 roku. Zgodnie z uchwałą radnych z lutego br. przystań morska w Rewalu ma być zlikwidowana, a 12 rybaków w przyszłości będzie mogło łowić rybki tylko z przystani w Niechorzu. Mimo że istnieje tam już jedna, to za pieniądze unijne w kanale Liwia Łuża ma być zbudowana kolejna. Problemem jest to, że wszystkie łodzie rewalskich rybaków będą musiały być przebudowane. Teraz przystosowane są do postoju na plaży, w Niechorzu zaś będą musiały stacjonować w porcie. Sprawa wywołała nie lada oburzenie. Dlaczego? Przez ponad 30 lat rewalscy rybacy budowali swoją bazę, w której teraz mogą swobodnie wykonywać swoją pracę. Kanalizacja, boksy, wyciągi łodziowe, a także energia i woda – wszystko to rybacy WOPR 601-100-100 Ośrodek Zdrowia ul. Warszawska 31, tel. 91 38 625 88 – poniedziałek-piątek: 8 - 18 – soboty, niedziele i święta: nieczynne Posterunek Policji ul. Mickiewicza 21, tel.: 91 38 528 61 Straż Gminna ul. Mickiewicza 21, tel.: 91 38 629 74 Straż Graniczna ul. Dworcowa 2, tel.: 91 387 76 20 Urząd Gminy ul. Mickiewicza 19, [email protected] Urząd Pocztowy ul. Sikorskiego 3, tel.: 91 386 25 50 czynny: – poniedziałek-piątek: 8 - 18 – sobota: 8 -13 Bankomaty – SGB, ul. Mickiewicza 19a (obok Urzędu Gminy) – Euronet, ul. Westerplatte (przy restauracji Robinson Crusoe) – Euronet, ul. Kamieńska (przy Polo Market) – Gold Cash, ul. Westerplatte 16 – Urząd Pocztowy, ul. Sikorskiego 3 – PKO BP, ul. Westerplatte (przy klubie California) Apteka ul. Mickiewicza 25, tel.: 91 386 27 02 czynna: – poniedziałek-piatek: 8-21 – sobota: 10-20 – niedziela: 10-18 Dworzec PKS ul. Westerplatte (obok oceanarium) Amfiteatr ul. Parkowa 4 Centrum Informacji Promocji Rekreacji Gminy Rewal ul. Szkolna 1, [email protected] Place zabaw ul. Słoneczna, ul. Szkolna 1 ul.Rybacka Kantory ul Mickiewicza 19a ul. Saperska Kompleks sportowo-turystyczny ul. Szkolna tel. 91 386 36 84 3 AKTUALNOŚCI sfinansowali z własnych środków. Dziś urzędnicy chcą im to odebrać. Co więcej, za wyburzenie rzekomo zbytecznej przystani będą musieli jeszcze zapłacić z własnej kieszeni. Wójt Robert Skraburski przyznaje, że oddanie przystani do użytku może opóźnić się nawet o 20 lat. Natomiast w innej wypowiedzi zapewnia, że rewalscy rybacy zostaną przeniesieni dopiero wtedy, gdy zakończy się proces unowocześniania portu w Niechorzu. Z kolei Jerzy Jasicki, przedstawiciel rewalskich rybaków, wyjaśnia, że w tym czasie umowy na dzierżawę boksów będą podpisywane na okres 2 lat, tym samym rybacy stracą dotacje unijne, gdyż warunkiem jest 5-letni wynajem pomieszczeń gospodarczych. Pan Jasicki dodaje, że te pieniądze stanowią ważną część dochodów poławiaczy. Cała sprawa jest efektem działań miejscowych właścicieli hoteli i restauracji, którzy zazdroszczą rybakom dotacji. Obawiają się oni konkurencji, widzą w ludziach morza groźnych przeciwników. Przekonali większość radnych gminy, by zastanowili się nad tą sprawą. Skutki te interwencji są widoczne: rybacy mają opuścić swój drugi dom. A przecież wraz z końcem 2013 roku zmienią się warunki przyznawania dotacji i otwarte pozostaje pytanie: czy rybacy nadal będą mogli korzystać z unijnych dotacji? Jak twierdzi wójt Rewala, rybacy mają szansę na pozostanie na swoim stanowisku pracy pod jednym warunkiem: nie zabrania im się sprzedaży złowionych ryb, lecz będą to robić jedynie na pokładzie kutra i wokół niego. Jednak tym sposobem zostaną pozbawieni prowa- 4 dzenia smażalni, wędzarni i sklepów, czyli dodatkowego ważnego źródła dochodu. A w niektórych rodzinach rybołówstwo i gastronomia idą w parze i stanowią jedyny sposób utrzymanie rodziny. Z niemal stuprocentową pewnością można stwierdzić, że teren po przystani rybackiej nie zostanie nieużytkiem, a stanie się cennym kąskiem dla lokalnych inwestorów. Przystań położona jest przecież przy osobnym zejściu na plażę, które w przeciwieństwie do „ćwierć- molo” jest przystosowane zarówno do kół wózka dziecięcego jak i inwalidzkiego. Z pewnością znalazłoby się wielu biznesmenów, którzy chętnie wybudowaliby tam hotel lub lokal gastronomiczny. Pan Jasicki twierdzi, że koszty utrzymania portu w Niechorzu będą ogromne, gdyż tamtejsze wybrzeże jest bardzo płytkie i tor podejściowy będzie musiał być stale pogłębiany. Wybrzeże w Rewalu jest znacznie korzystniejsze, jest tu także atrakcyjniejsze zejście, które jest jednym z powodów zamieszania. Rewalscy urzędnicy sugerują, że do dyspozycji będzie 29 mln zł, obiecanych przez marszałka, a przeznaczonych na budowę portu w Niechorzu. Tymczasem dyrektor Urzędu Morskiego w Szczecinie, Andrzej Borowiec twierdzi, że ta kwota wystarczy jedynie na „wyko- panie dziury” pod port. Okazuje się, że na ukończenie całego projektu będzie potrzeba kwoty dziesięciokrotnie większej! Jeden z rybaków, Wojciech Bazylak, uważa, że są to mrzonki – dobra chęć urzędników, ale nie poparta konkretnymi argumentami. Co więcej, pieniędzy na projekt brak. Kto utrzyma tę przystań i 6 łodzi, które mają tam zimować? Pan Bazylak porównuje tę sytuację do kolejki wąskotorowej – najpierw zbudowano dworce, a dopiero później okazało się, że należy też położyć tory. Gmina chce budować port, ale nie uzgodniła z Urzędem Morskim, kto zrobi podejście do portu. Wojciech Bazylak dodaje z żalem, że projektanci nowej przystani nie znają realnych potrzeb rybaka. Urzędnicy zapewniają, że wszystkie zmiany mają poprawić standard pracy i życia rybaków. Tymczasem fakty zdają się temu przeczyć. Na dowód przytaczają jeden z argumentów: obecnie mają do dyspozycji 50 m kwadratowych o charakterze socjalnym, zaś w unowocześnionym porcie boksy mają mieć zaledwie 30 metrów. Czy zatem rybacy połowę potrzebnego sprzętu mają przechowywać we własnych posesjach i codziennie dowozić go – również na własny koszt – do oddalonego o 4 km Niechorza? A dojazdy do pracy... Rybacy toczą nierówną walkę z urzędnikami. Na szczęście ludzie morza mają wiele asów w rękawie. Nie zamierzają jednak składać broni. I codziennie znajdują wielu sojuszników. Czy wygrają jeszcze jedną bitwę, wszak niełatwe czasy dla ludzi morza zgotowały niejedną rafę... KAROLINA DUłAK (BIAłA) KAROLINA MIKOłAP (BYDGOSZCZ) ANNA PALIGA (RZESZÓW) FOTO: ANNA PALIGA O TYM SIĘ MÓWI W REWALU Praca wre, a kolej nie... Wszechobecne błoto, samotne słupy, niedokończony szkielet peronu, wystające z ziemi i niedokończone tory – tak wyglądała stacja rewalskiej wąskotorówki rok temu. Wójt Robert Skraburski zapowiedział koniec prac i wznowienie ekspoloatacji nadmorskiej kolejki wąskotorowej na obecny sezon. Czy dotrzymał słowa? Rewalska kolej wąskotorowa to jeden z największych kłopotów gminy ostatnich lat. Problem ten powraca co roku jak bumerang. Reporterzy „Rewalacji” po raz kolejny udali się na plac budowy, by sprawdzić, w jakim tempie posuwają się prace. Na miejscu nie zastali już ogrodzenia, żadnej ochrony i ani jednego robotnika. Czyli jak zwykle. Dlaczego kolej wciąż nie działa? Mimo że gmina dostała na to zadanie ogromne dofinansowanie od Unii Europejskiej (ok. 15,5 mln zł), zadłużyła się poważnie. Dlaczego? Prawdopodobnie zawiniły wygórowane ambicje, potrzeby i rozbuchane w związku z tym inwestycje. Jak usłyszeliśmy, z powodu długów nie można dokończyć budowy. Firma układająca torowiska zbankrutowała wiosną tego roku i dokończenie trasy kolejki stało się niemożliwe. Dlaczego spółka splajtowała? Bo rzekomo gmina nie zapłaciła w terminie za wykonaną pracę. Z tej samej przyczyny torów nie ma też w Niechorzu. Kolejnym dosyć kosztownym problemem jest utrzymanie, a przede wszystkim przygotowanie do eksploatacji tego obiektu. Jeśli w przyszłym roku kolejka ruszy, wtedy trzeba będzie zapłacić dodatkowo za usuwanie chwastów, wyczyszczanie przejazdów kolejowych i ponowne ustawianie skrzywionych znaków. Do tego dojdą koszty, jakie gmina poniesie na zatrudnienie nowych pracowników kolejki. Na ten moment, stacja (przynajmniej ta w Rewalu) jest prawie gotowa. „Prawie” nie oznacza jednak, że jeszcze w tym roku kolejka zacznie wozić turystów. Dlaczego? Powód jest prosty – do wykonania pozostało jeszcze sporo prac, związanych m.in. z elewacją, pomieszczeniami stacji, trzeba też ułożyć nawierzchnię środkowego peronu, a także zadbać o wejście na dwo- rzec i perony. Ufff! Dużo jak na lata realizacji tej prestiżowej przecież dla gminy inwestycji. Pocieszmy się, że w innych miejscowościach jest gorzej. Wróćmy do naszej ostatniej wizyty na dworcu kolejki wąskotorowej w Rewalu. W zeszłym roku dosyć szybko zostaliśmy przegonieni z terenu budowy, teraz było zupełnie inaczej. Mogliśmy swobodnie poruszać się po placu i nikt nas nawet nie zauważył. Przed wejściem z peronu do budynku stacyjnego dostrzegliśmy krzesło. Być może było to miejsce dla nieobecnego ochroniarza pilnującego majątku i...porządku na nowej stacji? A może przygotowano je dla pierwszego pasażera linii wąskotorowej? Złośliwi mówią, że pryzgotowano je dla wójta Rewala... Oprócz niedociągnięć i wszechobecnego chaosu zauważyliśmy też (o dziwo!) postępy przy realizacji tej inwestycji. Peron przy wejściu na dworzec został wykończony kostką brukową, a na środkowym peronie widać już drewniany dach. Całość dopełniają czarne, stylizowane na lata trzydzieste, lampy. Może turystom spodoba się starodawny klimat kolejki i w przyszłości wąskotorówka stanie się symbolem Rewala? No cóż, wygląda jednak na to, że kolejka jest wciąż wielką szansą i nadzieją dla rewalskiej gminy. Na razie fortuna kołem się toczy, pech niestety też. A koła kolejki – nie! MARTYNA PAUL (BYDGOSZCZ), MACIEJ WÓJCIK (WARSZAWA) FOT. MARTYNA PAUL PS Zapowiadamy swoją wizytę także za rok. Może wówczas ulica dojazdowa do dworca wąskotorówki stanie się wreszcie wizytówką tej części Rewala, bo na razie straszy dołami i nierównościami, w których można złamać nogę... 5 O TYM SIĘ MÓWI „Stado”, błoto i muzyka Dla wielu hasło „Przystanek Woodstock” wywołuje typowe skojarzenia: „sex, drugs and rock’n’roll”. Jestem pewna, że takie myśli miała też moja mama, gdy po raz pierwszy była ze mną i tatą na Woodstocku, jeszcze w Żarach. Jako słodka sześciolatka ubrana na galowo – w czarną sukienkę, białe buty i koszulę – dumnie udzielałam z tatą wywiadu do lubuskiej telewizji i zapewniałam wszystkich, że „jest super”. Właśnie, na Woodstocku jest super od lat. W tym roku kolejny raz wyruszyłam pociągiem do Kostrzyna nad Odrą. Uczestniczyłam w dziewiętnastej edycji festiwalu, która odbyła się w dniach 1–3 sierpnia. Przystanek Woodstock to największy polski festiwal muzyczny, organizowany przez Fundację Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy z pieniędzy uzyskanych od sponsorów. Nazwa wyrosła z legendy amerykańskiego festiwalu w Woodstock i atmosfery dzieci kwiatów. Słowo „przystanek” nawiązuje do popularnego serialu telewizyjnego „Przystanek Alaska”. Z założenia impreza ta jest podziękowaniem dla wolontariuszy za ich pracę podczas WOŚP, jednak do województwa lubuskiego przybywają nie tylko wolontariusze. Młodsi, starsi, chudsi, grubsi zjadacze chleba, to mogę być ja i Ty! Festiwal jest bezpłatny. 6 Co ciekawe przyciąga wielu obcokrajowców, w większości z Niemiec. Wiele środowisk, nie tylko troskliwe babcie i dziadkowie, zarzuca Jurkowi Owsiakowi - pomysłodawcy Przystanku, sprowadzanie młodzieży na złą drogę. Owszem, temat narkotyków czy alkoholu spożywanego na imprezie sprawia, że nie mogę napisać, iż Przystanek Woodstock jest różowy. Niestety, widziałam już wielu zniszczonych młodych ludzi, jednak wciąż tam jeżdżę, choć jestem przeciwniczką palenia, nadmiernego picia alkoholu i zażywania narkotyków. Woodstock jest często utożsamiany ze zbiegowiskiem „stada”, które jedzie do Kostrzyna, by tylko rozrabiać. Przystanek Woodstock to nie tylko rockowe koncerty, ale też warsztaty, które budzą w młodych ludziach pasje, czy spotkania m.in. z generałem dywizji Wojska Polskiego, Romanem Polko lub dziennikarzami: Arturem Andrusem, Kubą Wojewódzkim i Grzegorzem Miecugowem, a także kabaretem Limo. Niestety, podczas festiwalu miał miejsce pewien incydent. Grzegorz Miecugow został zaatakowany podczas transmisji na żywo programu „Szkło kontaktowe” na jednej z kostrzyńskich scen. Zachowanie tłumu, skandującego „przepraszamy”, wskazywało na jedność. W ubiegłym roku widziałam też akcję ratowników medycznych w nocy, którzy po terenie festiwalu przemieszczają się na quadach. Na szczęście w takich momentach tłum natychmiast robi dla nich miejsce. Co roku żywię się w Pokojowej Wiosce Kryszny. Woodstock ma łączyć ludzi, a nie ich dzielić, dlatego poszłam nawet do ich namiotu, by uczestniczyć w tanecznym korowodzie. Scena przypominała mi tę znaną z musicalu „Hair”, ponieważ ludzie niezależnie od wieku śpiewali: „Hare Rama, Hare Rama, Rama Rama, Hare Hare”. Serwowany O TYM SIĘ MÓWI u Krysznowców gorący wegetariański talerz jest pełen smakowitości, a tworzą go: ryż, gulasz – zupa z warzyw, grochu w sosie pomidorowym, halawa – słodki deser z kaszy manny, papadamy – wafle indyjskie. Smakują jak chipsy i są ich świetną alternatywą. Woodstocku nie mogę porównywać z płatnymi festiwalami, na które również uczęszczam. Na popularnych Open’erze czy Coke Live Music Festival jest na pewno czyściej. Woodstock to upał, kurz, błoto, w którym chętnie kąpie się młodzież, ale także wspaniali ludzie, których obecność od dziewiętnastu lat wywołuje magię tego miejsca. Choć woodstockowy klimat związany jest z odrobiną brudu, wydzielono już strefę płatnego pola namiotowego, które co roku wybiera wielu uczestników. Festiwal tworzą lu- dzie, a świetne osoby można spotkać w każdej części pola. Nie ważne jakiego gatunku muzycznego jest się fanem. Dzięki różnorodności, którą oferuje Przystanek Woodstock, fani reggae mogli wybrać się na koncert Kamila Bednarka, kochający polski rock udać się na występ Happysadu czy Farben Lehre, zaś trash-metalowcy usłyszeć na żywo legendarny amerykański zespół Anthrax. Tuż przed Woodstockiem doszło do dwóch tragicznych wydarzeń. Para Woodstockowiczów położyła się na jezdni i chciała w ten sposób złapać stopa. Zwiedzili pobliską niemiecką miejscowość, jednak nie mieli siły, by wracać. W historię wmieszany był alkohol. Drugim znanym jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem Woodstocku przypadkiem było utonięcie młodej ko- biety w kostrzyńskim stawie. Po takich zdarzeniach nie jestem zdziwiona, że rodzice boją się pozwalać dzieciom na samodzielny wyjazd do Kostrzyna. Oba zdarzenia dotyczyły dorosłych, co więc uczynić z nastolatkami, którzy na Woodstock przyjeżdżają bez rodziców? Uważam, że rodzice są odpowiedzialni za swoje dzieci i to oni powinni zadbać o to, by ich pociechy, nawet te, które są już prawie dorosłe, nie traciły rozsądku. Na kolejny Przystanek Woodstock pojadę już pełnoletnia, jednak i to nie zwolni mnie z tego, by zachowywać się odpowiednio. Wszystkich zapraszam na kolejną edycję Przystanku Woodstock. Mam nadzieję, że odbędzie się ona w Kostrzynie nad Odrą, w województwie lubuskim, z którego pochodzę. TEKST I FOTO: KINGA MARZEC (TUPLICE) Graficiarze zmieniają amfiteatr Cztery grupy młodych graficiarzy z Lublina ozdabiają ściany amfiteatru w Rewalu (czytaj także na str. 2). Artyści biorą udział w konkursie, w którym główną nagrodą jest 3 tys. złotych. Na prace można głosować do 30 sierpnia na profilu Max Media na Facebooku lub osobiście – przy kasach amfiteatru. O swoim graffitti opowiada nam Michał Włodarczyk, jeden z finalistów. PP: Malujecie graffiti... farbami? MW: Tak, malujemy farbami. Ludzie patrzą na graffiti przez pryzmat sprayu. Ale tak naprawdę dziś istnieje szersze pojęcie tzw. street artu, czyli wszystkich działań wykraczających poza przestrzeń muzeum czy galerii. Jednym z przykładów takiej sztuki są właśnie murale, czyli to, co zrobiliśmy na płocie rewalskiego amfiteatru. Nie jest to typowe graffiti, gdzie bez zgody właściciela budynek pokrywany jest jakimś napisem czy rysunkiem. W tym przypadku istnieje zleceniodawca, powstaje projekt, dostosowany do danej przestrzeni, realizowany w wybranym miejscu. Nie ma więc tremy czy stresu, że trzeba malować bardzo szybko, pod presją. PP: Czy murale to jednyne działanie w ramach „street artu”? MW: Nie. Istnieją inne przykłady prac street artowych, m.in. wlepki, nalepki, dzieła przestrzenne, rzeźby, niektórzy owijają przedmioty z przestrzeni miejskiej różnymi materiałami i ozdabiają na przykład płoty. My dostaliśmy blachę z charakterystycznymi wgłębieniami i mieliśmy zamalować ją pionowymi kolorowymi pasami bardzo naturalnym gestem ręki. Z abstrakcyjnej przestrzeni pasów wyłania się pięć twarzy, witających ludzi przybywających do amfiteatru. Na razie powstały cztery, więc jeszcze jedna przed nami. Stopniowo zaczęliśmy też robić tło, które powoli się rozwi- ja. Czekamy aż jedna warstwa wyschnie i znowu malujemy... PP: Czy są to twarze widziane w Rewalu? MW: To twarze moich przyjaciół i znajomych. Jednak nie ma większego znaczenia, kto to jest. Idziemy do miejsca, w którym słuchamy muzyki, koncertów i oglądamy kabarety. Miejsca, w którym chcemy się dobrze bawić. PP: Jakie cechy, oprócz umiejętności malarskich, powinien mieć dobry grafficiarz? MW: Grafficiarzowi nie może brakować pomysłowości, bo w dzisiejszej sztuce bardziej liczy się kreatywność niż rzemiosło i technika. Najważniejsze jest jednak, żeby artysta był dobrym rysownikiem. Jeżeli jest słaby, to ciężko mu będzie posługiwać się sprayem. Widać to chociażby w napisach na murach, które w środowisku nazywamy „sikaniem na mur”. PP: Jak długo tworzy się taki projekt jak Pana? MW: Rewalski projekt musiał powstać bardzo szybko. Na jego realizację dostaliśmy tylko tydzień. Przyznam, że liczyłem na trochę więcej czasu. ANNA PALIGA (RZESZÓW) FOTO: MARTYNA PIAŚCIK 7 KABARET Kabaret, który wyrwie każdy grosz Goszczą na polskiej scenie od lat. Monologi, skecze, słynne piosenki kabaretowe – we wszystkim czują się świetnie. Nie ma widza, którego by nie rozbawili. Zaskakują oryginalnymi pomysłami i nieustającą pogodą ducha. Rozmawiając z nimi można odnieść wrażenie, że ze sceny nie schodzą nigdy. W minioną sobotę gościli w rewalskim amfiteatrze. „Rewalacje” odkrywają przed Państwem sekrety Kabaretu pod Wyrwigroszem! Marta Sak: Na początek chciałam złożyć panu Andrzejowi Kozłowskiemu serdeczne życzenia z okazji osiemnastych... to znaczy trzydziestych ósmych urodzin. Andrzej Kozłowski: Dziękuję bardzo. „Sto lat” poproszę! M.S.: Dlaczego wracają Państwo do Rewala? Występujecie na deskach tutejszego amfiteatru już od kilku lat. Łukasz Rybarski: Ponieważ tutaj jest najnowocześniejsza scena w całej Europie. Takiej trawy nie ma nigdzie na świecie... A.K.: … no może na Stadionie Narodowym. M.S.: Pani Beata Rybarska jest nazywana lekarką Kabaretu pod Wyrwigroszem, ponieważ na estradzie gra często przedstawicielki służby zdrowia. Czy mogłabym prosić o rozwinięcie tego określenia. Beata Rybarska: Jestem kolejnym wcieleniem doktor Queen. Ł.R.: Czasami mam wrażenie, że ona jest naszym osobistym Dexterem. B.R.: Jestem najlepsza ze wszystkich lekarzy! Ł.R.: Przede wszystkim jest ciągle na miejscu i oferuje tanie usługi. Nie trzeba niczego odprowadzać do NFZ. M.S.: Nazwa Państwa kabaretu pochodzi z Restauracji pod Wyrwigroszem, która była miejscem waszych pierwszych występów... 8 B.R.: To była Kawiarnia pod Wyrwigroszem... Ł.R.: Nieprawda, doktor Queen kłamie jak z nut! To była restauracja, był tam też pub. Tam zaczynaliśmy. M.S.: To był istotny przystanek w Państwa karierze? Ł.R.: Nie przystanek, raczej dworzec! Tam wszystko się zaczęło. B.R.: To było bardzo miłe miejsce. Mieliśmy tam kontakt ze stałą publicznością, mogliśmy nawiązać z nią swego rodzaju więź, obserwować reakcje. Teraz nie mamy już takiej możliwości. M.S.: Co jest waszą ulubioną ścieżką działalności kabaretowej: monologi, skecze, piosenki? W czym najlepiej się odnajdujecie? Maurycy Polaski: Jesteśmy kabaretem, więc musimy odnaleźć się we wszystkim po trochu. Ja osobiście bardzo lubię kręcić teledyski. M.S.: Co jest najtrudniejsze w tworzeniu piosenki kabaretowej? B.R.: Najtrudniej jest ją wymyślić, realizacja to już dużo prostsze zadanie. Ł.R.: Absolutnie się nie zgadzam. Najważniejsza jest realizacja. Pomysł i tekst piosenki jest ważny, ale jeśli zostanie ona źle zrealizowana, to cała praca pójdzie na marne. Dla- tego też prowadzimy nasz kanał na YouTube, na którym wszystko robimy sami, aby potem nie móc zwalić winy na kogoś innego. B.R.: Ciebie już nie będę leczyć. M.S.: Przeróbka utworu „Jozin z Bazin” cieszyła się swego czasu olbrzymią popularnością, wywołała także kontrowersje. Zastanawiacie się czasem, czy nie urazicie jakiejś grupy społecznej swoją piosenką lub skeczem, czy po prostu „idziecie na całość”? A.K.: Działalność kabaretowa jest sposobem na wyrażenie siebie. Jeśli uważamy coś za stosowne, to przechodzimy do realizacji. Czasem trudno wytrzymać napięcie towarzyszące jakiejś kwestii, trzeba ją po prostu wyśmiać. M.R.: Nie opowiadamy się za żadną ze stron, tylko śmiejemy z ludzkiej głupoty. Jesteśmy zdania, że głupotę trzeba wyśmiewać. M.S: Co robicie, kiedy publiczność nie jest taka, jakiej byście sobie Państwo życzyli, kiedy nie bawią ich żarty, nie klaszczą wtedy, kiedy powinni? Ł.R.: Wychodzimy. M.P.: Rzadko to się zdarza, zawsze dajemy z siebie wszystko, staramy się na sto procent i najczęściej są tego efekty. Ł.R.: Nie bez powodu mamy przygotowane dwa – trzy występy na bis. Jesteśmy ludźmi sukcesu! M.S: Dziękujemy za rozmowę... A.K.: Chciałem się jeszcze czymś pochwalić. Dzisiaj rozmawiałem z pracownikiem amfiteatru. Powiedział mi, że nie wie o co chodzi, ale ludzie pytali przez cały tydzień albo o Dodę albo o nas! MARTA SAK (WARSZAWA) FOT. MARTYNA PIAŚCIK NASZ WYWIAD „Dziennikarstwo to nie zawód, to charakter” Godzina 17.30. Przy stoliku przed hotelem „California” siedzi jedna z naszych opiekunek obozowych – Blanka Pietrzak. Postanowiłyśmy lepiej ją poznać, bo to dziennikarka radiowa z wieloletnim doświadczeniem. Naszej rozmowie towarzyszyło słońce zarówno na twarzy rozmówczyni i to wychylające się zza chmur. Agata Cieślak: Kiedy zaczęła się Pani przygoda z dziennikarstwem i czy zawsze było to radio? Blanka Pietrzak: Moje pierwsze spotkanie z radiem było tak dawno, że aż wstyd wspominać. Jak ktoś sobie obliczy, to wyjdzie na to, że jestem dosyć wiekowa, a nie chciałabym zdradzać swojego wieku. Przypadkiem trafiłam do Polskiego Radia w Łodzi. Miałam wtedy 16 lat, czyli mniej więcej tyle co wy. I tak zostałam w tej rozgłośni prawie 18 lat. Potem była telewizja, ale gazety nie było nigdy. Wolę mówić niż pisać. Szczerze mówiąc, nie pisałam nigdy do gazety, więc naprawdę podziwiam waszą pracę w redakcji. Wiktoria Makowska: Czy wykonywany zawód jest również Pani pasją? BP: Myślę, że dziennikarz to nie zawód, to charakter. Dziennikarstwo musi być pasją, bo inaczej nie można spełnić się w tym zawodzie. Pewnie słuchaczom wydaje się, że to łatwe zajęcie, ale tak nie jest. Radiowcy robią wszystko na czas, nie spóźniają się nawet o minutę, bo na antenie nie może być ciszy. Bieganie z mikrofonem w upale albo kilka nocy pod rząd spędzonych przed mikrofonem, daje mocno w kość. Brak snu to chyba ten największy minus. I jeszcze praca w takie dni jak Wigilia czy Sylwester. Wtedy też ktoś musi zrobić program. Codzienne wstawanie o 3.30 również nie należy do przyjemności, a zaspanie na serwis czy program może grozić nawet utratą pracy. Ja jeszcze nigdy nie zaspałam, aż dziwne, ale kiedyś usnęłam na nocnej zmianie. Obudziłam się, kiedy buzia mi wpadła w konsoletę. Moja praca jest też fantastyczna, bo można np. porozmawiać z najlepszym siatkarzem świata – Brazylijczykiem Gibą. AC: Jaka była najzabawniejsza sytuacja, z którą spotkała się Pani podczas swojej dotychczasowej pracy? BP: Hm… było takich mnóstwo, np. miałam okazję obserwować kilka niesamowicie śmiesznych wpadek antenowych, ale je trzeba raczej usłyszeć, niż o nich czytać. Kilka z nich jest niestety niecenzuralna. Kiedyś kolega rozmawiał na antenie z panią, której zginął pies. Zrozpaczona właścicielka, opisując psa, powiedziała, że był on podpalany. Kolega się nie powstrzymał i chlapnął, że też by uciekł, gdyby go podpalali. By- ło jeszcze kilka uroczych i śmiesznych przejęzyczeń. Prowadzący, składając życzenia świąteczne, powiedział: „życzę wspaniałych świąt, spędzonych w rodzinnym grobie”. Znam sporo takich historii. WM: Jakie według Pani powinien mieć cechy prawdziwy dziennikarz radiowy? BP: Jest ich dużo, ale te najważniejsze według mnie to: otwartość na ludzi, ciekawość świata, łatwość nawiązywania kontaktów, umiejętność słuchania, pokonywania stresu i wstydu. Trzeba też mieć oczy i uszy dookoła głowy, być dobrym obserwatorem i podglądaczem życia. Refleks i umiejętność wybrnięcia z trudnej sytuacji też się przydają. Dziennikarstwo to taki zawód, że trzeba interesować się wszystkim, bo czasem porozmawiamy z gwiazdą muzyczną, czasem z prezydentem miasta, a czasem z przysłowiowym Panem Czesiem spod budki z piwem (śmiech). Ważne, żeby lubić rozmawiać i potrafić słuchać innych. AC: Jakie dobre rady chciałaby Pani przekazać przyszłym dziennikarzom? BP: Ciocia Dobra Rada? (śmiech) Drodzy przyszli dziennikarze! Ciocia Blanka radzi... Cieszcie się każdym dniem, nie przejmujcie się drobnymi niepowodzeniami, nie traćcie ambicji, dziennikarstwa człowiek uczy się przez całe życie. Niczego się nie bójcie, wierzcie w siebie, otaczajcie się przyjaciółmi. Mówcie i piszcie poprawnie, język polski jest taki ładny. Spełniajcie swoje marzenia, ja bym chciała jeszcze popracować w sportowej telewizji. Sport to moja ogromna pasja. WM: Jakie są Pani wrażenia związane z obozem w Rewalu? To przecież Pani debiut na naszej „Potędze Prasy”. BP: Nie ukrywam, stracha miałam, nie pracowałam nigdy z młodzieżą. Bałam się, że się nie dogadamy, że nie będzie wam się chciało mnie słuchać. Ale jestem wami – młodymi dziennikarzami – zachwycona. Wasza ambicja i chęć uczenia się dziennikarstwa jest ogromna. Spokojnie, jeszcze mam dla was sporo zadań, nie będziecie się nudzić, obiecuję. Miło, że niektórych obozowiczów udało mi się zarazić miłością do radia, bo radio jest magiczne. Poza tym inteligentne z was dzieciaki (uśmiech). Dziękuję przy okazji, że mnie zaakceptowaliście, mam nadzieję (śmiech). Fantastyczna jest też ekipa opiekunów i trenerów dziennikarstwa. Jedyne minusy to to, że dużo się pracuje i mało się śpi, nie ma czasu na plażowanie i to, że będę niestety musiała wcześniej od Was wyjechać (smutek). Chętnie powrócę do Rewala za rok. Jak mnie zechcecie oczywiście (śmiech). AC, WM: Miło nam było Panią lepiej poznać i bawiliśmy się przy tym doskonale. Dziękujemy. BP: Dzięki wielkie ROZMAWIAłY: WIKTORIA MAKOWSKA (RAWA MAZOWIECKA) I AGATA CIEŚLAK (RAWA MAZOWIECKA) 9 O TYM SIĘ MÓWI Z Dodą na Dodogaskar Polska królowa piosenki pop występująca na największych imprezach w kraju i nie tylko zawitała do Rewala. Tu znajdował się jeden z przystanków jej trasy koncertowej „Fly High Tour”. Jak wyglądał koncert Dody? 7 sierpnia, godzina 20. Rozpoczyna się koncert Doroty Rabczewskiej. Przy niemal wypełnionym po brzegi amfiteatrze śpiewa swoje największe hity, takie jak „Szansa”, „Dżaga”, „Nie daj się” czy „Fuck It”, a wszystko to w konwencji lotu Dodolotem na Dodogaskar. Dużo różnorodnych efektów, niezłe tempo. Oto krótka rozmowa z Dodą udzielona specjalnie naszemu wysłannikowi: Kacper: Co Pani lubi najbardziej w swojej pracy? Doda: Przede wszystkim to, że moja praca nie wiąże się z uciążliwościami, czyli traktuję ją bardziej jako pasję i spełnienie swoich marzeń, które sobie jako dziecko wyznaczyłam. Nie sprawia mi jakiejś przykro- 10 ści na co dzień, raczej mnie stymuluje do działania i dodaje dużo energii. Kacper: Jakie Pani planuje koncerty w najbliższym czasie? Doda: Nie mam zielonego pojęcia, jakie koncerty gramy. Jest trasa koncertowa, można sobie wejść na stronę internetową. Tam wszystkie koncerty są rozpisane. Ja się tym nie interesuję, ponieważ musiałabym używać 50% swojego mózgu, a nie 7 jak większość populacji. Kacper: Jak Pani spędza wakacje? Doda: U artystów jest tak, że kiedy wy pracujecie – my odpoczywamy, a kiedy my pracujemy – wy odpoczywacie, dlatego w wakacje mamy sezon koncertowy i nie urlopuje się. Kiedy się wszystko skończy w grudniu, gdzieś sobie wylatuję na urlop. Kacper: Ile zajmuje Pani przygotowanie się do koncertu, czyli np. makijaż? Doda: Kiedyś zajmowało mi to dużo więcej czasu, ale teraz już się wprawiłam – myślę, że z półtorej godziny. To był niesamowity występ polskiej ikony piosenki i mody. Doda sprawiła, że nikt z obecnych nie żałował przyjścia na koncert. Efekty specjalne, w tym dym i lasery, dodawały dreszczyku emocji. Zmienne kreacje Dody idealnie dopełniły dzieła, jakim był występ w ramach trasy koncertowej „Fly High Tour”. Wszyscy bawili się znakomicie. TEKST: KACPER GOLAŃSKI (łÓDż) FOT.: MICHALINA BIJAK O TYM SIĘ MÓWI 11 JAK MÓWIMY NA CO DZIEŃ Z uśmiechem o gwarze „Żyć” czy „rzyć”? Czy zastanawiałeś się kiedyś, co mają na myśli Ślązacy, kiedy pytają, ile masz godzin? Wiedziałeś, że popularne słowo „fajny” pochodzi z gwary okolic Kielc? Polskie dialekty, mimo że na wymarciu, nadal zaznaczają swoją obecność w nadmorskich kurortach. Jak na ulicach Rewala rozróżnić trzy najpopularniejsze odmiany języka polskiego – język śląski, kaszubski i gwarę wielkopolską? ŚLUNSKA GODKA Przez 60 tys. Hanysów uznawana za osobny język, mimo że prawnie nim jeszcze nie jest. Wiele słów jest fonetyczną mieszanką języka polskiego, czeskiego i niemieckiego. Ślunski charakteryzuje zamiana wielu samogłosek na literę „y”. I tak polonistyczna „gęba” zmienia się w „gymbę”, „idę” w „idym”, a „pięć” w „piyńć”. Często przed spółgłoską ł występuje y lub ó, które charakterystycznie zmiękcza całe słowo (piła – piyła, zabił – zabiół). Dzieci bawią się na „klopsztangach” lub „stalowy rurach”, popularnie nazywanych trzepakami. Najbardziej znanym zdaniem w tej gwarze jest „w antryju na byfyju stoła szolka tyju”, co w mowie powszechnej tłumaczy się na „w przedpokoju na kredensie stała szklanka herbaty”. Nie należy się też dziwić, gdy zostanie się nazwanym „gorolem”. To słowo po ślunsku oznacza bowiem osobę, która pochodzi spoza regionu. Na uwagę zasługuje również wyraz „rzyć”. Bynajmniej nie jest to karygodny błąd ortograficzny, ale śląskie określenie obu pośladków. Na popularyzację tego dialektu w Polsce duży wpływ miał i ma obecnie Jan Miodek. A oto modlitwa po śląsku: Uojćec naš, keryś je w ńebjy! bydź pośwjyncůne mjano Twojy, 12 přidź krůlestwo Twojy, bydź wola Twoja, kej we ńebjy, tak tyž na źymjy. Chlyb naš každodźynny dej nům dźiśoj a uodpuść nům naše winy, kej my uodpuščůmy našym winńikům. A ńe wůdź nos na pokušyńy, nale zbow nos uod zuygo. Amyn. WIELKOPOLSKIE BLUBRY Gwara wielkopolska należy do najzabawniejszych odmian języka polskiego. Przybysze twierdzą, że zaciągamy w charakterystyczny sposób – czytamy na jednej ze stron poświęconych temu dialektowi – ale pierdoły godojom tej, nie? Większość wyrazów wymawia się wąsko, nie wytężając aparatów mowy, np. wy ch, wiuzać, wszyńdzie, widzom (węch, wiązać, wszędzie, widzą). Niewątpliwie symbolem wielkopolskiej odmiany języka jest pyra. W tym regionie każde dziecko potrafi wyrecytować „W antrejce na ryczce/Stały pyry w tytce,/Przyszła niuda, spucła pyry/A w wymborku umyła giry”. Jest to wierszyk, który po prostu opowiada o pewnej świni, która zjadła wiadro ziemniaków, a potem umyła w nim nogi. Dla Polaków z innych regionów wydaje się jednak zbitką nic nieznaczących słów. Eleganccy Wielkopolanie ubierają kluft (garnitur), na szyję zakładają bindkę (krawat), a na głowie noszą boba (czapkę). W domowym zaciszu chodzą w laczkach (pantoflach), a na spacer ubierają glazejki (rękawiczki). Niżej modlitwa w wydaniu wielkopolskim: Uejcze nosz, co żeś jes w niebie, świyńć się imie Twueje, przyńdź królestwo Twueje, buńdź wuela twueja jak w niebie tak i na ziymi. Chleba naszygu puewszedniygu dej num dzisiej i uedpuś num nasze winy jak i my ued- puszczumy naszym winowajcum i nie wuydź nos na puekuszynie, ale zbow nos uede złygu. Amyn. KASZEBSKO MOWA Kiedy słyszymy bylaczenie, czyli specyficzne wymawianie spółgłoski „l” na miejscu litery „ł” możemy być pewni, że rozmawiamy z rodowitym przedstawicielem Północnych Kaszub. Gwara polskiego zagłębia tabaki wyróżnia się najbardziej spośród pozostałych gwar i języka ogólnego. Kaszebi bardzo często zmiękczają trudne zbitki, np. twardy czwartek w tym dialekcie byłby „cwiardim czwiôrtkem”. Warto zwrócić uwagę na wyjątkowo odmienne formy czasowników. Ciężko uwierzyć, że „młoc, „płoc”, tłumaczone są jako „mielić” i „plewić”. Swoją drogą, właśnie z tego regionu Polski pochodzą najtrudniejsze do wymówienia nazwy rzek – Wda, Brda, Gwda, czy miejscowości – Wdzydze Kiszewskie, Lipusz. Czo! Słuchajcie! Na kaszubskich stołach znaleźć można „fojt”, czyli wielki kawał bochna chleba, ryby łapią w „jadra” – sieci, a na wiosnę obchodzą „Jastre”, nie „Wielkanoc”. W przeciwieństwie do wielkopolskiego „bobka” na głowach noszą „kłobuki” i na nogach – „szkurpe”. Kaszubi lubią również „vemiszlac”, czyli żartować i spędzać czas na „moltechach”, czyli wystawnych biesiadach. A oto kaszubska modlitwa: Ojcze nasz, jaczi jes w niebie, niech sa swiacy Twoje miono, niech przińdze Twoje królestwo, niech mdze Twoja wolôjakno w niebie tak téż na zemi. Chleba najégo powszednégo dôj nóm dzysôi odpuscë nóm naje winë, jak i më odpuszcziwómë naszim winowajcóm. A nie dopuscë na nas pokuszeniô, ale nas zbawi ode złégo. Amen ANNA PALIGA (RZESZÓW) NIE TYLKO SMAKI REWALA Już ponad wiek dogadza wczasowiczom i turystom Flagowa California Ten obiekt istniał już w 1907 roku. Niegdyś była tu kawiarnia „Reda” i „Salsa”. W czasach powojennego Funduszu Wczasów Pracowniczych, czyli FWP, nosiła nazwe „Zdrojowa”. Lata przemian i polskiej transformacji przyniosły wręcz rewolucyjne zmiany. Przede wszystkim prywatyzację – pracująca tu przez lata Anna Biernacka, szefowa Domu Wczasowego „Radość”, wraz z mężem Stanisławem przejęła ten obiekt. Dzisiejsza „California” to znaczący w Rewalu kompleks wypoczynkowo-rozrywkowy. Jest tu spory hotelik o przyzwoitym standardzie, w którym od lat w okresie wakacji przebywa młodzież dziennikarska „Potęgi Prasy”, jest też restauracja i klub. Być w Rewalu i nie zajrzeć do tych lokali, to tak jak być w Rzymie i nie zobaczyć papieża... „California” to ulubione miejsce wielu turystów. Jednakże mało kto wie, że jest ona nie tylko znakomicie położona w samym centrum starego Rewala i zaledwie 50 m od Bałtyku, ale i ma znakomitą historię. Przed kilkudziesięciu laty zjeżdżała tu berlińska elita rozkoszować się urokami kąpieliska. Wówczas Rewal był popularnym dla Berlińczyków kurortem, a dzisiejszy hotel „California” nosił nazwę „Kurhaus”, czyli uzdrowisko. Od 1996 roku budynek funkcjonuje jako hotel „California”. Skąd się wzięła ta oryginalna nazwa? Zainspirowały ją wówczas liczne piosenki, takie jak „Hotel California”, „Miss California” i „Californication”, które były wtedy bardzo po- pularne. – Kalifornia bardzo dobrze się kojarzy – ze słońcem, ciepłem. Kiedyś wszyscy chcieli tam jechać – mówią właściciele Katarzyna i Grzegorz Składanowscy. – To jeden z powodów, dla którego wybrano właśnie taką nazwę. Nowej nazwie towarzyszyły liczne zmiany, a przede wszsytkim przebudowy i modernizacje. Mniejsze i większe. Kilka lat temu powstała popularna restauracja, czynna nie tylko w sezonie, ale przez cały rok. Przyciąga turystów i wczasowiczów nie tylko ładnymi wnętrzami, ale i znakomitą kuchnią. Tatar z łososia bałtyckiego, świeże steki z łososia grilowane, chrupiąca fląderka, świeży pstrąg, a także znakomite zapiekanki rybne to tylko część smakołyków z tego lokalu. Tych i innych trzeba po prostu skosztować. Zapewniamy – niebo w gębie! Jest też i klub zlokalizowany z podziemiach. Elegancki, przyciągający nie tylko młodzież. Ostatnio swoje imieniny obchodziła tu Doda. „California” bowiem niczym magnes przyciąga znanych z pierwszych stron gazet ludzi. Bawią się tu gwiazdy estrady, politycy i samorządowcy, choć nie wszyscy chcą, by ich rozpo- Tak California wyglądała dawniej... znawano i zakłócano prywatność. Pani Katarzyna stara się to szanować, bo – jak twierdzi – nie ma nic ważniejszego niż zadowolenie klientów. – To daje nam największą radość i satysfakcję. Kreatorem wszystkich zmian i tego, co nowe wkracza do tej rewalskiej świątyni dobrego smaku i rozrywki – jest Grzegorz Składanowski, małżonek pani Kasi. To znakomity biznesmen, a do tego smakosz, więc nieźle rozumie klientów. Stąd bezustanne zmiany w menu, nowe potrawy i dogadzanie wszystkim gustom oraz podniebieniom. W tym kompleksie gastronomiczno-rozrywkowym jest i Dobry Duch – czyli Pan Stanisław Biernacki, niegdyś pedagog. Jego uwadze nie ujdzie żadna wpadka czy choćby najdrobniejsze niedopatrzenie ze strony personelu, odbijające się na jakości usług. Zanim przekazał cały kompleks młodszemu pokoleniu, czyli córce i zięciowi, sam prowadził ten interes. Tamte lata były trudniejsze, bo pionierskie nie tylko dla niego. „California” to dziś flagowy okręt tej branży w Rewalu. A że ma metrykę godną pozazdroszczenia, z roku na rok smakuje coraz lepiej, niczym stare wino... ALEKSANDRA KAźMIERCZAK (RAWA MAZOWIECKA) ...a tak prezentuje się dziś 13 PROMOCJA WYBRZEŻA Wielki świat Rozmowa z Marianem Piaseckim – pomysłodawcą Mateusz Skóra: Czym dokładnie jest Pana park? Marian Piasecki: Nasz park jest centrum latarnictwa na świecie. To jedyny tego typu obiekt, który prezentuje z taką doskonałością latarnie polskiego wybrzeża. Wszystkie miniatury są u nas pomniejszone dokładnie 10 razy. Wszystkie elementy, w tym cegłówki, klinkiery, występują dokładnie w tej samej ilości, co w oryginale. Wykonane są często z tych samych materiałów. M.S.: Rozumiem, że wszystkie urządzenia działające w latarniach też są odwzorowane? M.P.: Tak, wszystkie miniatury funkcjonują dokładnie tak samo jak pierwowzory. Każda latarnia musi być inna, gdyż dawniej marynarze musieli rozróżniać jedną latarnię od drugiej. W nocy każda ma swój charakterystyczny sposób świecenia i to także uwzględniamy w swoich miniaturach. Dzisiejszy stan techniki to nie tylko płomień na wysokim brzegu, zatem posiadamy także radiolatarnie – które nadają radiosygnały odbierane przez statki na morzu. 14 Marian Piasecki - pomysłodawca Parku Miniatur Latarni w Niechorzu M.S.: Widzę, że oprócz latarni jest tu także bliza i miniatura katedry w Kamieniu Pomorskim. Park, choć udostępniony został jesienią ubiegłego roku, jest wciąż rozbudowywany, proszę zatem powiedzieć, jakie są pla- ny związane z rozwojem tego obiektu? M.P.: Posiadamy jedyną w Europie oryginalnej wielkości blizę, czyli pierwszą latarnię. W planach mamy wybudowanie miniatury ratusza z Kołobrzegu, być może wystawimy PROMOCJA WYBRZEŻA małych latarni i właścicielem Parku Miniatur Latarni w Niechorzu ją już za rok. Dzięki temu przyjeżdżający na Pomorze, zobaczywszy taki ratusz, katedrę lub latarnię, turysta zdecyduje się na wycieczkę do Kołobrzegu czy Kamienia Pomorskiego. M.S.: Czy w miniaturze katedry możemy zobaczyć także jej wnętrze? M.P.: Byłoby to niemożliwe i zbyteczne. Kosztowałoby to masę pieniędzy, a i tak nikt by tego nie zobaczył. Katedra od zewnątrz jest idealnie odwzorowana, natomiast słynne organy z jej wnętrza jak najbardziej grają, ale, dajmy się nieco oszukać, dzięki muzyce nagranej na MP3, w wysokiej jakości. M.S.: Czy budowanie miniatur jest trudne? M.P.: Na pewno jest pracochłonne. Czy trudne? – tego nie mogę powiedzieć. Robią to wykwalifikowani ludzie, którzy skończyli Szkołę Rzemiosł Artystycznych w Jeleniej Górze. Są to utalentowani fachowcy, którzy wcześniej byli restauratorami starych mebli. M.S.: Dlaczego wybrał Pan akurat Niechorze na miejsce tego parku? Było to spowodowane jakimś sentymentem? M.P.: Z pewnością pewnym sentymentem jest piękna latarnia w Niechorzu. Jednym z głównych powodów, dla których wybraliśmy akurat to miejsce, było partnerstwo pomiędzy gminą Rewal i Karpaczem, z którego pochodzę. I dlatego, pomimo wielu ofert, zdecydowaliśmy się na Niechorze. A ponadto są tu doskonałe warunki dla funkcjonowania tego typu atrakcji turystycznej M.S.: Proszę, aby opowiedział Pan coś o sobie, skąd Pana zamiłowanie do latarni i miniatur? M.P.: Mój ojciec, który był architektem, zaszczepił we mnie zamiłowanie do architektury. Przez 26 lat pracowałem w Berlinie Zachodnim jako specjalista od systemów zabezpieczeń reaktorów atomowych, ktoś mógłby spytać: skąd u kogoś takiego zainteresowanie latarniami? Otóż mój ojciec w latach młodości pokazywał mi stare pałacyki na Śląsku i gdzieś głęboko została we mnie ta miłość do architektury. W pewnym momencie moja branża załamała się, zatem w poszukiwaniu zarobku zdecydowałem się na robienie tego, czego przez lata nie byłem w stanie robić – odezwał się wielki sentyment do architektury, ale tej miniaturowej. Zacząłem wykonywać miniaturowe, niegdyś piękne pałace, które w czasach socjalistycznych zniszczały. Z czasem stałem się swojego rodzaju znawcą tych zabytków. M.S.: Dziękuję uprzejmie za wywiad. ROZMAWIAł: MATEUSZ SKÓRA (CZĘSTOCHOWA) FOT. MARTYNA PIAŚCIK Park miniatur latarni w Niechorzu, ul. Ludna 16. Otwarto go w ubiegłym roku. Znajdują się tu miniatury wszystkich latarni naszego Wybrzeża. Obiekt otwarty jest codziennie (przez cały rok) w godz. 10-20. Tutejsi przewodnicy mówią w 3 językach – polskim, angielskim i niemieckim. Turyści mają tu do dyspozycji nie tylko bogatą informację o latarniach, ale i kawiarenkę. www.park-miniatur-latarni.pl 15 EKOLOGIA Ekoterroryzm? Mieszkasz w dużym bloku w cichej okolicy. W pokoju dziecięcym śpi gromadka Twoich kochanych dzieci. W pewnym momencie słyszysz krzyki, piski i furkot samolotów krążących nad blokiem. W parę uderzeń serca wszystko ucicha. Tym razem Twoja rodzina nie ucierpiała. Sytuacja powtarza się jednak codziennie. Nie namyślając się wiele, przenosisz się do innego bloku. Przecież nikt nie chce żyć w strachu. W takiej sytuacji postawiono rewalskie jaskółki. Te bardzo pożyteczne dla człowieka ptaki żywią się głównie dokuczliwymi komarami, muchami i meszkami. Jeden osobnik jest w stanie upolować dziennie kilkaset różnych owadów. To właśnie dzięki nim nie musimy notorycznie opędzać się od małych złośliwych obiektów latających ani okadzać trującymi specyfikami. Podejrzewa się, że w naszej gminie jest ok. 100 – 200 jaskółek. Jeszcze parę lat temu te ptaki spokojnie mieszkały w klifie między Rewalem a Trzęsaczem. Teraz systematycznie opuszczają swoje siedliska. A wszystko za sprawą lotniarzy – pasjonatów, którzy mimo zakazu używają klifów jako swoistego pasu startowego. Mieszkaniec Rewala Jerzy Jasicki postanowił wypowiedzieć wojnę ptasim wrogom. Zaalarmował gospodarzy gminy, cze- go efektem jest zakaz skakania nad jaskółczymi gniazdami. W rozmowie z wójtem Rewala postanowiliśmy rozwiać wszystkie niejasności. Robert Skraburski wytłumaczył, że niszczone ptasie siedliska to sprawa ostatnich dwóch tygodni. Zapomniał jednak wspomnieć, jak się okazuje, że o jaskółkach było już głośno... kilka lat temu. Dziennikarz „Kuriera Szczecińskiego” – Marek Osajda – z którym udało nam się skontaktować, przyznaje, że jego artykuł na ten temat ukazał się przed 5 laty. Druga strona medalu to wspomniani paralotniarze. Nie rozumiem jednej rzeczy. Jaskółki nie są pod ochroną i latają ich ogromne ilości – czytamy na paraglidingforum.pl – Nie ma więc potrzeby stosowania specjalnych zabiegow chroniących ten gatunek. Tak jakby Kraków miał zostać rezerwatem gołębi – zakaz używania pojazdów silnikowych na terenie miasta. Turyści – piloci otwarcie przyznają, że czują się zirytowani zaistniałą sytuacją. Część z nich wybrała Rewal, marząc o paralotniarskich wakacjach nad morzem, opisanych w promocyjnych ulotkach gminy. Lotniarze uznają więc całą sprawę za kolejny wymysł tzw. ekoterrorystów. Nie dopuszczają do siebie faktu, że jaskółki brzegowe w tym miejscu już dawno temu uznano za gatunek chroniony, a z przyrodą należy współegzystować. Zainteresowanym przypominamy, że najbliżej na paralotni można polatać w Goleniowie (73,5 km od Rewala), Gryfinie (118 km), Chojni (156 km) oraz w Bielinku nad Odrą (168 km). Są to jedyne ośrodki tego typu w północno-zachodniej Polsce. Trzęsacz był wśród nich perełką. Tylko tu trasa lotu przebiegała nad morzem. Teraz „glajcarze” pozbawieni są tej przyjemności. Tego problemu nie da się rozwiązać. Albo wilk będzie głodny, albo owca cała. Ciekawe co na ten temat powiedziałyby jaskółki. Niestety, nigdy się tego nie dowiemy, bo mają zamknięte usta, a raczej – dzioby. Pozwólmy im jednak upiększać naszą gminę zgrzytliwym „czrrt czirr”, a ulubione sporty uprawiajmy w miejscach do tego przeznaczonych. ANNA PALIGA (RZESZÓW) FOT. MARTYNA PIAŚCIK 16 ROZRYWKA Humor ZAWSZE BEZPIECZNIE – Jak inaczej można mówić na ramię Anny?- Armani. ● Czym w przemyśle elektronicznym zasłynęli Francuzi? Wynaleźli przycisk Escape. ● Na wiejskiej dyskotece miastowy podchodzi do dziewczyny: - Zatańczysz? - Nie chulom. Podchodzi do drugiej: - Zatańczysz? - Nie chulom. Zrezygnowany podchodzi do trzeciej i się pyta: - Zachulosz? - Z wieśniakami nie tańczę. ● – Ile kaw dziennie wypija pielęgniarka? - Strzykawki. ● – Dlaczego Chińczycy nie grillują? - Bo ryż przelatuje przez kratkę. ● Pani pyta Jasia: - Jasiu, dlaczego na wywiadówce była twoja babcia, a nie mama?- Szczerze?Szczerze. - Bo jest głucha. ● Siedzi facet na balkonie i nagle widzi ślimaka na poręczy. Po chwili wstał, strącił go i siada dalej. Po 10 miesiącach ten sam facet słyszy dzwonek do drzwi. Otwiera drzwi i widzi ślimaka, który mówi: - Te facet, a to przed chwilą to co to miało być? ● Przychodzi but na komisariat policji i mówi:- Ratunku! Napastowali mnie! ● – W jakim słowie można zrobić najwięcej błędów? - W słowie „tak” na ślubie. ● - Co to jest: duże, szare i nie może wejść na drzewo? - Parking. ● - Dlaczego blondynka złamała nogę grabiąc liście? - Bo spadła z drzewa. OPR. Dzielni rewalscy ratownicy pilnują bezpieczeństwa również podczas burzy. Nawet wtedy plażowicze mogą czuć się bezpiecznie. Tekst i fot.: Kalina Wasiak (Łódź) Sudoku MACIEK WÓJCIK (WARSZAWA) OPR. 18 MACIEK BLIŻEJ ŚWIATA Pocztówkowy zawrót głowy Najczęściej prostokątna kartonowa kartka służąca do krótkiej korespondencji, często wysyłana nieopakowana w kopertę, szczególny prym wiedzie w wakacje. Zwykła pocztówka, która może kosztować złotówkę, a sprawić niesamowitą radość na twarzy odbiorcy. Niektórzy wysyłają kartki pocztowe tylko okazjonalnie, trzy razy w ciągu roku, są jednak i pasjonaci, których bardziej od tabliczki czekolady potrafi ucieszyć wizyta listonosza, i to kilka razy w tygodniu. Ponad rok temu rozpoczęłam swoją przygodę z postcrossingiem. Jest to serwis społecznościowy, który umożliwia zarejestrowanym członkom wysyłanie i otrzymywanie pocztówek z całego świata. Strona internetowa redagowana jest w języku angielskim, dzięki czemu mogę szlifować mój język. Z reguły pocztówki również wypisuję w tym języku, chyba że trafi mi się osoba, która tak jak ja posługuje się też językiem niemieckim. Projekt zakłada, że za każdą wysłaną i zarejestrowaną kartkę użytkownik otrzymuje kartkę od kogoś innego. Profil założony w serwisie wyposażony jest w wiele informacji, m.in. ulubiony rodzaj pocztówek, datę urodzenia. Dzięki temu w ubiegłe wakacje otrzymałam wiele urodzinowych życzeń z całego świata. Według statystyki serwisu, pochodzącej z marca 2013 r., z Polski wysłano ponad 550 tys. pocztówek, co stanowi ok. 3,5% wszystkich wyekspediowanych kartek pocztowych i daje naszej ojczyźnie 9. miejsce na świecie pod względem liczby wysłanych pocztówek. Większość postcrosserów, czyli osób wysyłających kartki, to gadżeciarze. Zaopatrzenie się w pudełko na pocztówki było dla mnie przyjemnością. Nie miałam z tym problemu, w sklepach można ujrzeć cuda, i to w niewygórowanych cenach. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego w pewnym momencie stwierdziłam, że wyjątkowe kartki nie powinny leżeć zamknięte w ładnym, ale kartonowym pudełku, i po- stanowiłam kupić tablicę, na której mogłabym umieszczać moje ulubione kartki. Z czasem dowiedziałam się co nieco o „swapach”, czyli prywatnych wymianach i dzięki temu dostałam wiele ciekawych pocztówek. Potem zaczęłam prowadzić różnego typu wymiany z ludźmi, a do „obrotu” wchodziły m.in. naklejki, długopisy, czyli wszystko, co zawiera się w angielskim słowie „stationery”, breloczki z całego świata, pomadki, piórniki, nawet ekologiczne torby i tym podobne rzeczy. Od 1 stycznia tego roku Poczta Polska podniosła jednak stawki, co dotknęło wielu postcrosserów, dlatego nie tylko ja zostałam zmuszona do ograniczenia wysyłek. W lipcu pani pracująca na poczcie w mojej miejscowości nie widywała mnie już tak często, jak w ubiegłe wakacje, a kiedyś bywałam tam nawet każdego dnia. Dzięki postcrossingowi znalazłam wiele „pen-palów”, korespondencyjnych przyjaciół i to właśnie dzięki temu wymieniam listy i e-maile z naprawdę wspaniałymi ludźmi. Andy z Canady, która w e-mailach przesyła mi rockowe utwory, pochodzące ze sceny alternatywnej, czy Veera, Finka, dzięki której zgromadziłam serię pocztówek i gadżetów z Muminkami, to moje dwie najlepsze postcrossingowe koleżanki. Będąc w Rewalu, już pierwszego dnia wybrałam się na pocztę, by kolejnego iść tam znowu – wysłać wcześniej zakupione kartki i dokupić kolejne. Pobyt nad morzem lub w górach traktuję zawsze jako okazję do nabycia wyjątkowych pocztówek. Wszystkim polecam wysłanie swoim najbliższym kartki, która może stać się wspaniałą pamiątką po wielu latach. TEKST I FOTO: KINGA MARZEC (TUPLICE) 17 ROZRYWKA HOROSKOP LEW (23.07-22.08) Ten tydzień będzie dla ciebie wyjątkowo korzystny. Nie bój się podejmować wyzwań, zarówno w pracy, jak i innych dziedzinach. Będziesz miał szansę się wykazać, nie zmarnuj jej. Możliwy niespodziewany przypływ gotówki. W życiu uczuciowym szykują się wielkie zmiany… STRZELEC (22.11-21.12) Trudny tydzień dla zakochanych, mogą doskwierać wam rozstania, a tęsknoty mogą okazać się dość bolesne. Single będą miały zbyt wygórowane oczekiwania, w związku z czym trudniej im będzie znaleźć właściwą osobę. W sprawach zawodowych nie bójcie się inwestować w swój rozwój czy naukę, niedługo bardzo wam się to opłaci. BARAN (21.03-19.04) Twoi najbliżsi mogą dawać ci się we znaki, ale bądź wyrozumiały. W pracy ekscytujące możliwości. Może to czas, żeby zgłosić się na ochotnika do nowego projektu?Staraj się unikać stresu i gier hazardowych BYK (20.04-20.05) PANNA (23.08-22.09) KOZIOROŻEC (22.11-19.01) Nie pozwól, by twój perfekcjonizm zaczął denerwować ludzi. Może czas trochę sobie odpuścić? Zadbaj o swoje samopoczucie i porozpieszczaj się trochę. WAGA (23.09-22.10) Nie bój się sięgać po to, czego pragniesz! Nie uda ci się zadowolić wszystkich, więc równie dobrze możesz zrobić wszystko po swojemu. To dobry czas na podjęcie ryzyka. WODNIK (20.01-18.02) Postaraj się poprawić relacje z najbliższymi, będziesz potrzebować ich wsparcia w najbliższym czasie. W miłości dobra passa, ale pamiętaj, że czyny liczą się bardziej niż słowa… SKORPION (23.10-21.11) Nie przesadź z pracą, bo potrzebny ci do równowagi także wypoczynek. Harówka bez ustanku tylko osłabi twój entuzjazm. W najbliższym czasie spodziewaj się dobrej zabawy z Panną. Staraj się unikać ryzyka. Pamiętaj, że im wyżej jesteś, tym bardziej boli upadek! Pracuj ciężej, a twoja harówka się opłaci. Ten dzień minie spokojnie i bez niespodzianek. Zadbaj o bliskich i oddaj się wspólnym rozrywkom kulturalnym. W miłości wszystko teraz zależy od Ciebie. BLIŹNIĘTA (21.05-21.06) Po niezbyt dobrej passie w miłości przyjdzie lepszy czas. Korzystaj póki możesz ze swojego szczęścia. Nic nie stoi ci na przeszkodzie do osiągnięcia celu! RAK (22.06-22.07) RYBY (19.02-20.03) Pohamuj swój ostry język, żeby nie popsuć niczego z osobą, na której najbardziej ci zależy. W pracy staraj się jeszcze bardziej niż zwykle, a twój trud się opłaci. Spróbuj swojego szczęścia na loterii, masz szanse na wygraną. Twoja passa w miłości wkrótce się zmieni. Staraj się bardziej okazywać swoje uczucia i nie bądź zbyt krytyczny, bo może to być przyczyną nieporozumień. W pracy będziesz mieć mniej roboty niż zwykle. Skorzystaj z tego i zrelaksuj się trochę, a wstąpią w ciebie nowe siły. Dobrze zrobi ci wypoczynek na łonie natury. KAROLINA LICZBIŃSKA (SZCZECIN) 19