Rafała

Transkrypt

Rafała
Wyjazd do Francji- opis wycieczki i moje wrażenia
NIEDZIELA
Zacznę od początku, czyli od niedzieli rano, kiedy to Rodzice zawieźli nas na lotnisko w
Krakowie. Tam czekaliśmy wszyscy razem na naszą odprawę. Po pewnym czasie nadszedł moment
pożegnania się z Rodzicami na cały tydzień. Chociaż pierwsza odprawa przebiegła bez żadnych
niespodziewanych przygód, to w drodze powrotnej już nie obeszło się bez problemów (ale o tym
później). Po odprawie czekaliśmy na nasz lot do Monachium. Poczytaliśmy trochę o Francji i
przekartkowaliśmy rozmówki ( i tak nic się nie nauczyłem).
Lotniskowy autobus podwiózł nas pod sam samolot. Udaliśmy się na pokład. Gdy już
zajęliśmy nasze miejsca wszyscy zostali poinstruowani jak mają zapiąć pasy. Po tym fascynującym
instruktażu wystartowaliśmy. Widoki były przednie. Z jednej strony zobaczyliśmy wschodzące słońce,
a z drugiej zachodzący księżyc (jednak tego obrazu nie da się przelać na kartkę). Lot był spokojny i po
około półtorej godziny wylądowaliśmy na lotnisku w Monachium. Lotnisko to było nieporównywalnie
większe od tego w Krakowie. Widać było na nim pewną płynność: ciągle coś odlatywało, a następne
przylatywało. Wchodząc na nasz terminal, gdzie była galeria z licznymi sklepami, nie mogłem darować
sobie zdjęcia z nowiutkim Audi RS8. Po tym przedsięwzięciu zczailiśmy większość wystaw. Miłym
zaskoczeniem dla mnie były darmowe napoje, na które od razu się rzuciłem :D Gdy już dogłębnie
przeszliśmy cały terminal każdego dopadło zmęczenie. Zjedliśmy z Panem R. bułkę i zagraliśmy na
tablecie Pani S.w „biegającą babcię”. Była to bardzo wciągająca gra. Wreszcie po trzech godzinach
rozpoczęliśmy dalszą cześć podróży. Przeszliśmy przez naszą bramkę i weszliśmy do samolotu. Po 1h
15 min wylądowaliśmy w Lyonie. Zagraliśmy w grę zręcznościową pt.: Złap swoją walizkę i u
skierowaliśmy się ku wyjściu. Ujrzała nas od razu pani Pascale. Przywitaliśmy się, a potem wyszliśmy
na parking. Tam spotkaliśmy męża pani Pascale, który pomógł nam załadować bagaże do busa. Tak
po godzinie dojechaliśmy do Morestel.
Na placu przed szkołą czekali już na nas francuscy koledzy i ich rodzice. Po zapoznaniu się
każdy pojechał w swoją stronę: nauczyciele do hotelu, a my wraz z rodzinami. Gdy dotarliśmy do ich
domu najpierw trochę porozmawialiśmy, a potem rodzice pokazali mi dom. Później odwiedziła nas
Ula wraz ze swoją koleżanką. Zagraliśmy w „Uno”. Przegrałem wszystkie partie ale to szczegóły. I tak
zakończyła się niedziela. Był to bardzo długi i pełny wrażeń dzień.
PONIEDZIAŁEK
Następnego dnia zjadłem śniadanie wraz z Rodziną Romaina- bo tak właśnie nazywał się mój
korespondent- i pojechaliśmy do szkoły. Szkoła była bardzo duża i składała się z kilku budynków. W
środku wszyscy uczestnicy projektu zostali powitani sokiem i pysznym croissantem. Po poczęstunku
zwiedzaliśmy szkołę. Byliśmy w pokoju nauczycielskim, pracowni artystycznej i większości innych sal.
Wszystkie były bardzo dobrze wyposażone.
Po zwiedzaniu szkoły udaliśmy się całą grupą do ratusza, gdzie odbyło się spotkanie z meremosobą, która sprawuje pieczę nad miastem( tak jak u nas burmistrz, czy prezydent).
Po południu odbył się rajd orientacyjny po mieście, który polegał na odnajdywaniu
właściwych miejsc i szukaniu ukrytych kartek z informacjami na temat poszczególnych zabytków.
Potem spotkaliśmy się w jednym miejscu i weszliśmy do zabytkowego domu Raviera- francuskiego
malarz- patrona ich szkoły, który malował krajobrazy ze wschodzącym i zachodzącym słońcem.
Następnie w parku przy szkole szukaliśmy ukrytych niespodzianek. Okazało się, że były nimi żelki. Po
konsumpcji spotkaliśmy się na placu szkolnym z francuskimi kolegami i pojechaliśmy do domów. Ja w
domu Romana zjadłem zapiekankę ( główne danie francuskie :D). Po upływie godziny udaliśmy się do
szkoły. Tam każdy zespół zaprezentował coś o sobie i środowisku, w którym żyje. Potem
przystąpiliśmy do próbowania poczęstunku przygotowanego przez rodziców. Był to ostatni punkt
programu przewidziany na ten dzień. Wróciliśmy do domu i po tak mile spędzonym dniu zasnęliśmy.
WTOREK
We wtorek spotkaliśmy się przed szkołą o 8:30, wsiedliśmy do autokaru i wyruszyliśmy do
miasteczka Cremieu. Było to malownicze i urokliwe średniowieczne miejsce. Wszystkie uliczki i domy
zbudowane z kamienia a na każdym oknie okiennice ( zaklapczacze). Zobaczyliśmy tam ratusz i
zamek. Przechodziliśmy także obok zadaszonego placu, na którym regularnie odbywa się targ. Potem
weszliśmy na jedno z wyższych wzniesień w tym mieście, z którego podziwialiśmy całą panoramę
miasta. Zrobiliśmy kilka zdjęć i wróciliśmy do autokaru, który zawiózł nas do Morestel.
W Morestel zjedliśmy obiad i i znów udaliśmy się pod szkołę. Tym razem pojechaliśmy do
Chambery. Było to już bardziej nowoczesne i większe miasto od Cremieu. Podczas tej wycieczki
pogoda nam nie sprzyjała. Ciągle padał rzęsisty, gęsty deszcz. Mimo to nie pokrzyżował znacznie
planów. Przeszliśmy całe centrum miasta. Najciekawszą rzeczą była dla mnie fontanna ze słoniami
(niestety w remoncie). Jej zdjęcie jest widoczne na prawie każdej pocztówce z tego regionu. Po
zwiedzaniu mieliśmy trochę czasu wolnego i wreszcie wróciliśmy do Morestel. Wieczorem wraz z
Romanem, jego tatą i bratem obejrzeliśmy mecz Francji z Ukrainą. Wygrali 3-1 choć jeden gol został
zdobyty ze spalonego (ale to szczegóły).
ŚRODA
Środa była chyba najluźniejszym dniem podczas naszego pobytu. Przedpołudnie spędziliśmy
na sali gimnastycznej. Najpierw strażacy udzielili nam kursu udzielania pierwszej pomocy.
Rozmawialiśmy też na temat numerów alarmowych w różnych krajach i o dzwonieniu po pomoc.
Potem każdemu zmierzono trzy razy ciśnienie: w spoczynku, bezpośrednio po wysiłku i po 2minutowym odpoczynku. Te trzy odczyty pozwoliły na obliczenie swojej kondycji.
Ciekawą atrakcją było też chodzenie w specjalnych okularach, które sprawiały, że człowiek
czuł się jakby był nietrzeźwy. Mieliśmy też w nich łapać piłkę i rzucać do kosza (kompletna porażka ale
co). Potem wzięliśmy udział w biegu szybkościowym .
Po przebraniu się wróciliśmy na świetlicę szkolną, gdzie znowu zespoły się prezentowały. Tym
razem rozmawialiśmy o systemach edukacyjnych w naszym kraju.
Po obiedzie według planu mieliśmy spędzić resztę dnia u rodzin. Francuscy koledzy i ich
rodzice zrobili nam jednak miłą niespodziankę i wszyscy pojechaliśmy na kręgle. Chociaż nie
wygrałem (w naszej grupie wygrał Romain) i tak się dobrze bawiłem. Po kręglach byliśmy jeszcze z
rodziną w sklepie (dla wtajemniczonych w szopie).
CZWARTEK
W czwartek spotkaliśmy się przed szkołą o godzinie 8:30. Była to ostatnia nasza wycieczka.
Pojechaliśmy do Lyonu. Leży on między dwoma dużymi rzekami: Rodanem i Saoną. Lyon jest
najstarszym i jednym z największych miast we Francji. Mieszka w nim około 475 tysięcy osób. Jest
zwany gastronomiczną stolicą Francji.
Zwiedzanie rozpoczęliśmy na placu Bellecour. Należy on do największych betonowych placy
we Francji. Znajduje się na nim duże koło (na jego podobieństwo zostało zbudowane London Eye).
Następnie przeszliśmy przez most nad Saoną. Za mostem był już Stary Lyon. Wyczytałem w pewnej
książce, że jest to jeden z największych zespołów budynków renesansowych w Europie. Pojechaliśmy
kolejką linową w górę i wysiedliśmy na pierwszym przystanku. Tam doszliśmy na nogach do ruin
antycznego teatru rzymskiego. Okrągłe rzędy kamiennych ław przykrytych śniegiem przy niebieskim
niebie ukazywały piękny krajobraz. Po zrobieniu zdjęć poszliśmy dalej. Kolejnym punktem była
bazylika Notre-Dame de Fourviere. Zrobiła ona na każdym duże wrażenie swoimi ogromnymi
rozmiarami. Wnętrze było bardzo bogato zdobione. Wisiało wiele obrazów. Wśród nich zobaczyliśmy
także obraz naszej Matki Boskiej Częstochowskiej.
Wychodząc z bazyliki nie musieliśmy iść daleko, żeby zobaczyć imponującą panoramę całego
Lyonu i okolic. Nie obeszło się bez zdjęć.
Następnie poszliśmy wielkimi schodami w dół i po 10 minutach staliśmy przed katedrą św.
Jana. Nie była już tak duża jak bazylika. Potem chodziliśmy różnymi uliczkami. Dochodząc do ratusza
dostaliśmy mapy od organizatorów wycieczki i podzieliliśmy się na grupy. W grupach poszliśmy na
zakupy. Nic specjalnego nie kupiłem ale i tak było fajnie. Spotkaliśmy się na tym samym miejscu, co
zaczynaliśmy naszą wycieczkę, czyli na placu Bellecour.
Stojąc w korku zobaczyłem jeszcze zza szyby stadion Olympique Lyon’u. Naszym ciekawym
spostrzeżeniem było, że w autokarze każda grupa rozmawiała w swoim języku. Wszyscy jednak byli
zadowoleni z wycieczki.
Gdy autokar dowiózł nas pod szkołę nadszedł czas pożegnania z poznanymi dotąd
przyjaciółmi. Wszyscy się przytulali i byli trochę smutni, że to już prawie koniec. Oczywiście
wymieniliśmy się „danymi” i są szanse, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
W domu zagraliśmy jeszcze w kilka gier, porozmawialiśmy i porobiliśmy trochę zdjęć.
Pożegnałem się z moim kolegą. Dostałem także od niego ładną pocztówkę z Morestel z podpisami
całej rodziny. Tak minął przedostatni dzień we Francji.
PIĄTEK
W piątek musieliśmy wstać bardzo wcześnie ze względu na niekorzystne warunki pogodowe.
Zapomniałem napisać wcześniej, że od środy we Francji towarzyszył nam śnieg. Tak więc spotkaliśmy
się o 5 na parkingu pod szkołą. Tam wsiedliśmy do busa, którym zawiozła nas pani Pascale na
lotnisko. Na lotnisku okazało się, że w związku z nasilającym się śniegiem nasz samolot może nie
odlecieć. Musieliśmy polecieć wcześniejszym. Przed odlotem obsługa lotniska odśnieżyła samolot i
polała go takim „kisielem”  , żeby nie zamarzł podczas lotu. Mimo wszystko dolecieliśmy spokojnie
do Monachium. Na lotnisku mieliśmy sporo czasu, bo aż 5 godzin, żeby zgrać zdjęcia i podzielić się
wrażeniami. Wszyscy byli już padnięci. Nadszedł czas odlotu. Wsiedliśmy na pokład i polecieliśmy do
Krakowa. Po kilku dniach za granicą miło było usłyszeć ludzi mówiących w naszym ojczystym języku.
Znowu zagraliśmy w grę zręcznościową: „Złap swoją walizkę” i opuściliśmy lotnisko. Stamtąd
pojechaliśmy już prosto do Częstochowy.
W domu miałem strasznie dużo do opowiadania. Gdy mówiłem o naszych przygodach sam
wybuchałem śmiechem (długo po wyjeździe do Francji śmiałem się do siebie). Niektórych sytuacji
długo nie zapomnę. Jestem bardzo zadowolony z tej wycieczki. Nie myślałem w ogóle, że tam pojadę.

Podobne dokumenty