Motylem być

Transkrypt

Motylem być
Anna Nowakowska „Motylem być”
Pamiętam dokładnie, jak to się zaczęło: mieliśmy przygotować prezentację multimedialną
na godzinę wychowawczą, a ja wzięłam temat, którego nikt nie chciał: anoreksję.
Wtedy uważałam to za głupotę. W końcu kto normalny głodziłby się, żeby tylko zrzucić
kilogramy, których tak naprawdę nie musiał się pozbywać? Do tego narażał na spore ryzyko
w postaci efektów ubocznych: huśtawki nastrojów, chęć skończenia raz na zawsze ze swoim
życiem, izolowanie się od świata… Skąd miałam wiedzieć, że próbując zdobyć informacje od
chorych, sama stanę się niewolnicą Any?
Ale po kolei…
***
Siedziałam przed ekranem komputera, wpatrując się z zaciekawieniem w treść kolejnego
bloga. Właściwie nie różniły się od siebie niczym szczególnym. Każdy posiadał nagłówek ze
śmiertelnie wychudzoną dziewczyną, bądź taką normalnych rozmiarów, lecz owiniętą
krawiecką miarą, bądź jedzącą… plasterek jabłka, cząstkę mandarynki, praktycznie nic. Bo
czy prawdziwym posiłkiem można nazwać jabłko, które większości z nas służy jako
przekąska pomiędzy obiadem a kolacją? Dla nich było to wystarczająco dużo kalorii, by
zaspokoić głód na cały dzień, co mnie wydawało się obłędem.
Kolorystyka strony przygnębiała. Zazwyczaj były to barwy ciemne, pozbawione życia, a
przede wszystkim radości, którą każda nastolatka ma w sobie. Czytając kolejne wpisy oraz
komentarze innych dziewczyn, dziwiłam się, że jeszcze nie popełniły samobójstwa. Zaniżona
samoocena, poczucie beznadziejności, depresja. To wszystko towarzyszyło im w codziennym
życiu i choć ukrywały to przed rówieśnikami, a często też przed najbliższą rodziną, z innymi
chorymi dzieliły się wyjątkowo chętnie.
Spojrzałam na koleżankę, która siedziała obok mnie. Widząc wystające kości kolejnych
zagłodzonych „modelek”, odwracała wzrok w drugą stronę. Byłam pewna, że miała wielką
ochotę nacisnąć czerwony krzyżyk w prawym górnym rogu strony, lecz nie robiła tego ze
względu na moją… fascynację. Tak, to dobre słowo. Mimo, że przerażał mnie świat
anorektyczek, to temat ciekawił. Przyczyny choroby, psychika dziewczyn dotkniętych
anoreksją i bulimią, ich sposoby na rozpoznawanie się. Gdy przeczytałam, że dzięki
kolorowym, gumowym bransoletkom wiedzą, która z nich się głodzi, a która pozbywa się
każdego zjedzonego posiłku, zaczęłam zwracać większą uwagę na osoby, które mnie
otaczały…
- Nauczyciele są popieprzeni… - odezwała się Doris, kręcąc głową z dezaprobatą.
Początkowo nie wiedziałam, co miała na myśli, lecz po chwili wszystko stało się jasne. –
Może jeszcze wymyślą, żebyśmy zrobili prezentację o pedałach? Nie wiem, jak ludzie mogą
na coś takiego patrzeć. – Wskazała z obrzydzeniem na zdjęcie, które właśnie wyświetliło się
na ekranie. Nigdy nie była tolerancyjna. Potępiała wszystko i wszystkich, jeśli tylko odstawali
od przyjętej przez nią normy.
Dziewczyna znajdująca się na fotografii nie była jednak jakoś szczególnie wychudzona.
Wyglądała całkiem dobrze i muszę przyznać, że sama chciałabym mieć takie nogi, ale…
zaraz, zaraz. O czym ja, do cholery, mówię?!
- Jutro się za to wezmę – oznajmiłam, wpisując w wyszukiwarkę adres strony, na której
potrafiłyśmy siedzieć godzinami i w ogóle nas to nie nudziło. W końcu moja przyjaciółka
wolała czytać informacje zamieszczone na portalach społecznościowych, a nie na blogach
osób, które miały ważniejsze problemy niż zerwanie z chłopakiem.
Kiedy Doris zaczęła swoją opowieść na temat dziewczyny, której w ogóle nie znałam,
zamiast uważnie słuchać szczegółów kolejnych plotek krążących po szkolnych korytarzach,
po prostu się wyłączyłam. Zupełnie, jakbym miała taki przycisk, który przełącza mnie z trybu
słuchania na tryb bujania w obłokach. Moje myśli krążyły jednak wokół tego zdjęcia, a nie
jakiejś błahostki. Czy ja właśnie stwierdziłam, że to, co widzę, jest dobre, piękne? Że
głodzące się nastolatki nie robią nic złego? Musiałam zacząć podchodzić do tego naukowo.
Tak byłoby najlepiej…
***
- Oni naprawdę chcą to wyświetlić na apelu? Jak byśmy nie mieli nic ciekawszego do
roboty od oglądania jakiegoś pieprzonego projektu – wywróciła oczami Doris, rzucając
plecak pod klasę, w której powinniśmy mieć kolejną lekcję. Oparła się plecami o chłodną
ścianę i zsuwając się coraz bardziej w dół, usiadła ze znudzoną miną na podłodze. Spojrzała
na zegarek i z trudem powstrzymała się od kolejnego komentarza.
- Santorka jest powalona. Teraz będzie truć, jaki to zajebisty temat i w ogóle. Lena, a
może ty też się głodzisz, co? – Rychlicki uniósł brwi ku górze, przyglądając mi się z
głupawym uśmieszkiem. Jego żarty już dawno przestały mnie śmieszyć, zresztą nie tylko
mnie. Wyjątek stanowili idioci, z którymi się zadawał.
- Już myślałam, że nie zauważysz – odpowiedziałam z sarkazmem, wzdychając ciężko.
Ominęłam go i zajęłam miejsce tuż obok przyjaciółki, próbując ignorować kretyńskie
teksty Rafała, który wydawał się wyjątkowo rozbawiony. Niestety, mojej uwadze nie umknął
docinek, który chyba najbardziej wpłynął na podejmowane przeze mnie w późniejszym czasie
decyzje.
- Przydałoby ci się zrzucić co nieco.
Spiorunowałam go wzrokiem, z trudem powstrzymując się od uderzenia w twarz tego
cholernego znawcy, gdyż wiedziałam, że to i tak nic by nie dało. Za dobrze go znałam.
***
Zmieniałam właśnie ciuchy na koszulę nocną, gdy dostrzegłam w lustrze wmontowanym
w drzwi szafki z książkami swoje odbicie. Nigdy nie lubiłam stać przed nim, bądź
czymkolwiek, co mogło za nie posłużyć, i przyglądać się swojej sylwetce, więc nie wiem, co
mnie podkusiło, żeby zacząć się w nim przeglądać. Po prostu stałam tam, przybierając
najróżniejsze pozy, wciągając brzuch, zasłaniając ciuchami jakąś część ciała, koncentrując się
na innej, a w głowie krążyły mi słowa Rafy. Słowa sprzed kilku tygodni.
Przydałoby ci się zrzucić co nieco.
„Powinnam schudnąć”, dodałam w myślach, zastanawiając się, co jest nie tak z moim
wyglądem. Może brzuch za bardzo wystaje albo uda są za grube? A może jedno i drugie?
Wcześniej chyba nie zwracałam na to uwagi, mimo krytyki matki, która od czasu
wyprowadzki swojej idealnej córeczki studiującej medycynę, czyli mojej starszej siostry,
zmieniła całkowicie podejście do… córki gorszej. Skoro jednak ktoś inny mi to wytknął,
choćby największy palant na świecie, znaczy, że coś w tym jest, że nie zaszkodzi czegoś
zmienić… Może nowa dieta?
I wtedy przypomniałam sobie zdjęcia dziewczyn, które wpadły w sidła anoreksji,
zaczynając od tak niewinnych postanowień jak to, nad którego wprowadzeniem w życie
właśnie się zastanawiałam. One też nie brały pod uwagę konsekwencji, które pociągała za
sobą nieodpowiednia dieta. I nie chodziło mi tu wcale o osłabienie, czy efekt jo-jo, którym
straszyły kobiety wypowiadające się na ten temat w telewizji bądź kolorowych czasopismach.
- Nie zrobisz sobie tego! – powiedziałam głośno, kładąc nacisk na każde
wypowiedziane słowo i spojrzałam w stronę komputera. Stwierdziłam, że najlepiej
zniechęci mnie do tego pomysłu obejrzenie przerażających fotografii zamieszczonych
na blogach, więc wstukałam adres dziewczyny, z którą rozmawiałam kiedyś przez
jeden z komunikatorów internetowych w ramach przygotowania do prezentacji, lecz
moją uwagę przykuło coś zupełnie innego niż obrazki wyświetlające się na stronie…
W prawym dolnym rogu migała jaskrawożółta koperta oznaczająca, że otrzymałam nową
wiadomość. Wiadomość od osoby, o której właśnie myślałam i dzięki której nie
zrezygnowałam z wybranego na godzinie wychowawczej tematu. Nie przypuszczając, że ta
rozmowa zmieni tak wiele w moim życiu, odczytałam tekst, który pojawił się przed moimi
oczami.
Możesz przesłać mi twój projekt?
***
Nie pamiętam dokładnie, ile czasu minęło od naszej rozmowy, kiedy to zdecydowałam się
przejść na wegetarianizm. Wiem tylko, że podzieliłam się moimi odczuciami z Karoliną,
internetową znajomą, i że to ona mnie namówiła. Zasugerowała, że może dzięki temu
wszelkie wątpliwości, jakie kiedykolwiek miałam co do własnego wyglądu, zostaną nareszcie
rozwiane i w końcu będę zadowolona, wolna, szczęśliwa. Zapanuję nad swoim życiem.
Osiągnę sukces, zrealizuję marzenia.
Przyznam, że rodziców nie ucieszyła specjalnie ta wiadomość.
- Teraz będziesz jeść sałatę jak królik? – zapytała matka, podsuwając mi pod nos talerz
z kotletami, które jeszcze niedawno smażyła w głębokim tłuszczu. Zignorowałam pysznie
pachnące mięso i wbiłam widelec w kawałek pomidora.
- Odzywać się też nie będziesz? – zdziwił się ojciec, przyglądając mi się uważnie
podczas nakładania kolejnej porcji ziemniaków. Zazdrościłam mu, że mimo, iż jadł za
pięciu, był nadal szczupły. Metabolizmu z pewnością po nim nie odziedziczyłam.
- Będę. Po prostu wolę oszczędzać niewinne stworzenia, które są mordowane tylko po
to, żebyście mogli potem je zjeść – oznajmiłam zirytowana brakiem zrozumienia, chociaż
świetnie wiedziałam, że go okłamuję. Tu nie chodziło o ratowanie zwierząt, tylko o mnie, a
przede wszystkim o to, co musiało znajdować się na moim talerzu.
- Nauczycielka biologii nagadała ci tych głupot, czy sama wpadłaś na ten genialny
pomysł? – rzuciła z ironią moja rodzicielka, krojąc na małe kawałeczki schab w złotej
panierce. Odwróciłam wzrok, wbijając go w zielony liść sałaty.
- Wiesz, że od tego nie przybędzie ci rozumu ani nie zyskasz figury modelki? – zwrócił
się do mnie ojciec, spoglądając kątem oka na przezroczysty półmisek z sałatką.
- Nie jestem już dzieckiem. To moja decyzja i jej nie zmienię – powiedziałam z pełnym
przekonaniem i odeszłam od stołu. Nie miałam ochoty dłużej z nimi rozmawiać. Wolałam
za to sprawdzić, czy moje usilne starania dotyczące zrzucenia zbędnych kilogramów na coś
się przydają. Przecież, dopóki będę to robić z rozsądkiem, nic złego nie może się stać.
Zamknęłam drzwi od łazienki na klucz, który zawsze wisiał obok lustra. Spojrzałam na
siebie, a potem na szklaną wagę leżącą na podłodze. Powoli, bez zbędnego pośpiechu,
weszłam na nią i wziąwszy głęboki oddech, skierowałam wzrok na wyświetlacz. To, co tam
zobaczyłam, wcale mnie nie ucieszyło.
Nie schudłam nawet kilograma! A to oznaczało, że będę musiała skorzystać z innej formy
pracy nad sylwetką…
***
Ważyłam się codziennie, rano i wieczorem. Choć przez większość czasu nie zauważałam
żadnych zmian, po niecałym miesiącu cyferki wyświetlające się na urządzeniu zaczęły powoli
maleć, co było bardzo zadowalające – przynajmniej na początku.
Wprowadziłam do swojego grafika czas na ćwiczenia, ograniczyłam spożywane każdego
dnia kalorie do liczby, którą podała mi Kika, bo tak zaczęłam nazywać moją nową
przyjaciółkę, i z uśmiechem na twarzy, ukrywającym prawdziwe emocje, chodziłam do
szkoły, gdzie czekali na mnie znajomi.
- Wiesz, że robiłem sobie jaja z tą głodówką? – zapytał Rafa, gdy zderzył się ze mną na
korytarzu. Dostrzegł chyba nieco za luźne dżinsy, które miałam dziś na sobie. Pociągnął
za rękę w stronę wnęki, w której zawsze ukrywaliśmy się przed nauczycielami na dyżurze, i
spojrzał mi prosto w oczy. – Nie głodzisz się, co? – zapytał prosto z mostu, ignorując moje
pełne dezaprobaty spojrzenie. Próbowałam za wszelką cenę go wyminąć, by uniknąć
odpowiedzi, której chyba się spodziewał, lecz położył dłonie na moich ramionach.
- Odbiło ci? Nie jestem pieprzoną anorektyczką – warknęłam, nie będąc w stanie
wyrwać się z jego uścisku. Po raz pierwszy w życiu poczułam się słaba, choć wcześniej
nie miałam problemu z takimi rzeczami. Rafa nigdy nie był wyjątkowo silny. Niektóre
dziewczyny potrafiły wygrać z nim podczas zwykłych wygłupów, a ja nie potrafiłam teraz
usunąć jego rąk, które oplatały mnie jak macki ośmiornicy.
- A ja nie jestem idiotą.
- Nie byłabym tego taka pewna… – mruknęłam pod nosem i w tym momencie
ujrzałam Santorkę, która przechodziła tuż obok. Widząc moje niezadowolenie i zaciekły
wyraz twarzy chłopaka, od razu wkroczyła do akcji.
- Co tu się dzieje? Marsz na górę! Nie macie tu lekcji! – wrzeszczała, łapiąc Rafała za
kołnierz. Przyciągnęła go do sobie, po czym skierowała we właściwą stronę i posyłając
mu mordercze spojrzenie, oddaliła się w przeciwnym kierunku.
- Suka – zaklął pod nosem, pokazując jej środkowy palec. Oczywiście, nie miał na tyle
odwagi, by zrobić to, kiedy na niego patrzyła. Konsekwencje byłyby z pewnością
interesujące, ale nie dla niego.
– A my sobie jeszcze porozmawiamy… Naślę na ciebie Doris. Niech ona wpakuje ci do
tej pustej makówki, że…
- Och… po prostu się zamknij – przerwałam mu w połowie, mając serdecznie dość
wykładów na temat mojego wyglądu. Wystarczająco dużo wysłuchiwałam ich w domu,
gdyż moi rodzice właśnie wczoraj stwierdzili, że jeśli nadal będę chudnąć, to oni będą stać
nade mną podczas śniadania, obiadu i kolacji i zmuszać do zjedzenia czegoś więcej niż tylko
miniaturowej porcji sałatki.
- Pieprzę to. Nie chcesz pomocy, to nie!
I na tym skończyła się nasza interesująca wymiana zdań.
***
Robienie brzuszków przychodziło mi z coraz większą trudnością. Wykonywałam kolejne
powtórzenia, wkładając w tę czynność niewiarygodną ilość energii, a miałem jej przecież tak
niewiele. Byłam jednak przekonana, że tylko w ten sposób będę w stanie zrzucić kolejne
kilogramy i doprowadzić swoją sylwetkę do perfekcji. Póki co, stając każdego dnia przed
lustrem, co stało się nieodzownym rytuałem, postrzegałam siebie tak jak zawsze, czyli
widziałam brzydką, grubą dziewuchę, po prostu jedną wielką, tłustą świnię.
Wraz z kolejnym ćwiczeniem przyszły zawroty głowy. Położyłam się na podłodze i,
biorąc kilka głębokich wdechów, wpatrywałam się w uspokajającą biel sufitu. Dopiero po
chwili poczułam, że z nosa cieknie krew.
Reakcja była tyleż natychmiastowa, co głupia: zaczęłam biegać z przerażeniem po pokoju
w poszukiwaniu chusteczek. Po moich policzkach ciekły łzy, których nie byłam w stanie
powstrzymać. Krew i łzy. Krew i łzy. Opadłam bezwładnie na podłogę, zanosząc się
histerycznym płaczem.
Do pokoju weszła zaniepokojona matka. Nigdy nie zapomnę wyrazu jej twarzy, gdy
zobaczyła mnie w tym stanie.
- Boże, co się stało?!
Płakałam.
- Córeczko!
Kiedy dzwoniła po pogotowie wypowiedziałam ostatnie tego dnia słowa, których
wcześniej unikałam:
- Kocham cię, mamo.
Straciłam przytomność, przekonana, że to już koniec…
***
Teraz, patrząc na to z perspektywy czasu i szpitalnego łóżka, wiem, jak głupio się wtedy
zachowałam. Nic nieznaczący projekt, który nijak nie wpływał na jakąkolwiek ocenę, skłonił
mnie do targnięcia się na życie. Bo jak inaczej można nazwać kilkumiesięczną głodówkę,
która doprowadziła do stanu, w którym teraz jestem?
To było jak chodzenie po cienkim lodzie, głupie i niebezpieczne. Dlaczego dopiero teraz
to do mnie dotarło? Nie mam pojęcia. Staram się zrozumieć, ale jeszcze nie w pełni potrafię.
Chciałam być jak.... ? Nie wiem.... Tylko, czy to wszystko było tego warte? Warte
przyspieszenia choroby, o której wcześniej nie miałam najmniejszego pojęcia? I nie chodzi tu
o anoreksję, gdyż w porównaniu z białaczką, to naprawdę błahostka…
- Mówiłam, że nauczyciele są popieprzeni – odezwała się Doris, wchodząc wraz z małą
grupką znajomych do szpitalnej sali, w której się znajdowałam. Tylko oni mi zostali, gdyż
Karolina zerwała ze mną kontakt w dniu, w którym dowiedziała się o problemie, z jakim
muszę się borykać.
- Santorce zawsze coś odbije. – Przewrócił oczami Rafa, wspominając temat, który
wtedy wybrałam. Zaśmiałam się cicho, obserwując z uwagą znajome twarze pojawiające
się przed moimi oczami. Byłam pewna, że jeszcze nie raz o tym usłyszę.
To było najgorsze pół roku w moim życiu. Pół roku, podczas którego dowiedziałam się,
co może zdziałać krytyka innych i brak pewności siebie. Nie wiem, co ze mną będzie po
wyjściu ze szpitala..... jak będzie wyglądać moje życie? Jednak wiem na pewno, że kult
idealnego, szczupłego ciała modelki ma dziś rzesze wyznawców i szerzy się jak pandemia.
A to, że nie wygląd się liczy, tylko wnętrze, jest przecież bajeczką dla małych dzieci.
Luty, 2012 r.
Anna Nowakowska (ur. 4.03. 1996 r. w Częstochowie), uczennica Zespołu Szkół nr 2 im.
Polskich Noblistów, od 2011 roku bierze udział w zajęciach pracowni dziennikarsko-
literackiej Młodzieżowego Domu Kultury w Częstochowie. Mimo młodego wieku jest
wnikliwą obserwatorką rzeczywistości, w swojej prozie podejmuje z reguły tematy trudne,
kontrowersyjne. Opowiadanie „Motylem być” powstało w lutym 2012 r. w ramach projektu
„Zimowa szkoła prozy”. Zostało również opublikowane w 22 numerze „Galerii” –
częstochowskim magazynie literackim.

Podobne dokumenty