7 Czw 1
Transkrypt
7 Czw 1
7. Czwartek 1 Syr 5,1–17 Mk 9,41–50 Nie zwlekaj z nawróceniem do Pana ani nie odkładaj tego z dnia na dzień (Syr 5,7). Zarówno Syracydes, jak i Pan Jezus w Ewangelii wzywają nas do poważnego potraktowania życia przed Bogiem. To jest wezwanie fundamentalne. Między innymi wyraża się ono w księgach mądrościowych bardzo często powtarzaną prawdą: bojaźń Boża początkiem mądrości. Otóż nie chodzi o lęk przed Bogiem, ale właśnie o powagę, o poważne traktowanie Go. Żeby dać jakiś obraz dla przybliżenia, o co chodzi, przytoczę opowiadanie Gogola pt. Rewizor. Otóż w pewnym miasteczku Imperium Rosyjskiego dowiedziano się o tym, że ma do niego przyjechać rewizor z Moskwy. Ponieważ cała elita miasta tworzyła swoisty układ, wszystko było załatwiane przez znajomości, kumoterstwo itd. Władze miały dobre kontakty z województwem, z którym także wszystko dało się podobnie załatwić, zatem wszystko szło znakomicie. Aż tu nagle wiadomość, że przyjeżdża rewizor z Moskwy. A tam już znajomości nie sięgały. Nie wiadomo, czy da się z nim cokolwiek załatwić, czy można go obłaskawić itd. Strach padł na wszystkich. I nagle przejeżdża do miasta jakiś nieznajomy, dobrze ubrany, tajemniczy człowiek. Budzi podejrzenie, że właśnie on jest rewizorem. Zaczyna się cała gra związana z załatwieniem spraw. Zapraszano go na przyjęcia, dawano podarunki, zabawiano, jak się dało. On niczemu nie przeczył... Wreszcie po jakimś czasie wszystko się dało załatwić, dano łapówki i nieznajomy pojechał odprowadzony i żegnany przez wszystkich. Wszyscy odetchnęli. Załatwione. A tu nagle usłyszeli: rewizor właśnie nadjeżdża! Przyjrzyjmy się słowom Syracydesa. Jego wskazania można by streścić do zasady: nie myśl, że z Bogiem „jakoś to będzie”, że da się z Nim wszystko jakoś załatwić. Nie! Z Bogiem nie da się niczego załatwić. Kiedy ci się będzie zdawało, że wszystko już pozałatwiałeś, to właśnie okaże się, że ten, z którym załatwiałeś, to zupełnie ktoś inny, to nie Bóg żywy. To jakiś bożek, a może lepiej trzeba by powiedzieć: diabeł, ten który chce grać rolę Boga. I to wszystko, co załatwiłeś, to jedna wielka mistyfikacja. Z Bogiem nie da się niczego załatwić. Z Bogiem można jedynie prawdziwie żyć, bo On jest życiem. Kiedy szukamy życia gdzieś indziej, a On ma nam jedynie to umożliwić, a może nawet ma nam po prostu nie przeszkadzać, to budujemy tylko domek z kart. Poważnie potraktuj słowo Boże, prawdziwie zawierz mu i według niego postępuj, a wtedy poznasz, że jest ono słowem życia. Tutaj Ewangelia daje nam jedno jasne pozytywne wskazanie: Kto wam poda kubek wody do picia, dlatego że należycie do Chrystusa, zaprawdę, powiadam wam, nie utraci swojej nagrody (Mk 9,41). Inne zdania, podobnie jak u Syracydesa, odnoszą się do niewłaściwych postaw, są ostrzeżeniem przed kombinowaniem wobec Boga wynikającym z liczenia na to, że „jakoś to będzie”. Bardzo groźnie brzmią zdania typu: Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła (Mk 9,47). Podkreślają stopień powagi, z jaką należy podchodzić do Boga i Jego zaleceń. Są przysłowiowe i nie należy ich brać za praktyczne wskazania. Jeżeli widzimy, że część naszego organizmu nam przeszkadza iść do nieba, to ją usuńmy. Nie o to chodzi. Przede wszystkim nasz sąd o tym, co nam prawdziwie przeszkadza, nigdy nie będzie w pełni obiektywny. Z historii pamiętamy, że Orygenes chciał uśmierzyć w sobie namiętności seksualne i się wykastrował, zgodnie z tym zaleceniem. Później jednak zrozumiał, że to nie o to chodzi, że został zwiedziony przez szatana. Te sentencje mówią jedynie o potrzebie absolutnie poważnego potraktowania słów od Boga. To, że my nie traktujemy Bożych obietnic, a także ostrzeżeń poważnie, widać właściwie na każdym kroku. Weźmy np. takie zalecenie podane przez Pana Jezusa: Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! (Mt 5,23n). Czy mamy w sobie takie nastawienie, gotowość na takie postępowanie? Albo takie sztandarowe błogosławieństwo, pod którym wszyscy się podpiszemy obiema rękami: Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie (Mt 5,11n). Kto z nas cieszy się i raduje, gdy go prześladują, dlatego że przynajmniej stara się, na ile jest to w jego mocy, sprawiedliwie postępować i pełnić wymagania Ewangelii? Pewnie teoretycznie wszyscy tego pragną, ale spójrzmy całkiem realnie: gdy przychodzi na nas jakieś utrapienie, jeżeli ktoś nam coś zarzuci, co wówczas się w nas dzieje? Gdzie jest ta radość, pokój ducha...? Jeżeli tak, to w takim razie jak przyjmujemy Ewangelię? Na co w istocie liczymy? Czego szukamy w życiu? Być może, najlepiej świadczy o naszym braku zawierzenia fascynacja świętymi. Oni bowiem rzeczywiście zawierzyli Ewangelii i było ich stać na konsekwentną postawę. Oni po prostu uwierzyli i poszli za słowem, któremu uwierzyli. Dlaczego ich tak mało? Przecież każdy z nas powinien taki być! Święci są naszym wyrzutem sumienia i wskazaniem, że jednak można w pełni uwierzyć. Bo każdy ogniem będzie posolony. Dobra jest sól; lecz jeśli sól smak swój utraci, czymże ją przyprawicie? Miejcie sól w sobie i zachowujcie pokój między sobą! (Mk 9,49n). Ewangelia jest w istocie wielkim wołaniem o realizm zawierzenia słowu i obietnicy. I odkrycie tego realizmu dla siebie jest najważniejszą sprawą w naszym życiu. Na tym odkryciu i pójściu za nim polega metanoja, przemiana serca.