Latać każdy może

Transkrypt

Latać każdy może
Latać każdy może
Mogą zabijać, ale potrafią też szybko dostarczyć leki i przesyłki. Drony, pierwotnie
stosowane do szpiegowania w armii, doskonale sprawdziły się w biznesie.
Twórcy urządzenia o nazwie Anura założyli, że ich produkt ma być dostępny dla jak
największej liczby klientów. Dofinansowując kampanię na Kickstarterze kwotą 175 dolarów,
można w zamian otrzymać drona wielkości dysku przenośnego, który po wyjęciu z kieszeni i
rozłożeniu skrzydeł jest gotowy do lotu. By obniżyć jego cenę, zamiast pilota do kontroli, za
który zazwyczaj trzeba osobno zapłacić, użytkownik potrzebuje tylko swojego smartfona i
aplikacji. Dzięki kamerze zamontowanej w dronie, która może fotografować lub nagrywać
obaz w rozdzielczości 720x1280 HD, na ekranie telefonu bezpośrednio widzimy dokładnie to,
co Anura. Na 15 dni przed końcem zbiórki, projekt Jasona Lama i jego dwóch wspólników
otrzymał ponad 152 tys. dolarów, przewyższając pierwotne założenia o 52 tys. Tylko w
Kickstarterze podobnych kampanii jest ponad 140, a najdroższa z nich uzbierała ponad 1,3
mln dolarów, oferując możliwość automatycznego śledzenia. Firma Nixie zdobyła w
konkursie Intela 500 tys. dolarów za produkcję helikopterka zakładanego na rękę... jak
zegarek. Konstrukcja napędzana jest mikrokomputerem wielkości znaczka pocztowego
(Intelowskiej produkcji czip Edison), a po „zrzuceniu” jej z dłoni energicznym ruchem skrzydła
rozwijają się i „dronik” gotowy jest wykonać nam zdjęcie lub nagrać wideo.
Rynek dronów ma w 2016 r. osiągnąć roczne przychody rzędu 10 mld dolarów. Pierwszy
zadebiutował na nim Amazon, który ogłosił, że w ciągu dwóch lat opracuje drony zdolne
dostarczać paczki pod drzwi klientów. Co ważne, swój udział w tym mają nie tylko prywatni
przedsiębiorcy, ale i instytucje. Poza armią, od dawna dronami operują policjanci na całym
świecie – także w Polsce, gdzie funkcjonariusze w Bielsku Białej dzięki quadrocopterowi
wytropili pirata drogowego, a teraz regularnie patrolują ulice. Obsługuje je zewnętrzna firma,
a koszt jednego urządzenia to 20 tys. zł . Drony wykorzystać można wszędzie tam, gdzie
trzeba obserwować duże tereny, na przykład na imprezach masowych, ale i w trudno
dostępnych miejscach, takich jak lasy. W Dąbrowie Górniczej rozważany jest zakup
minihelikoptera do wyłapywania kierowców quadów w okolicach jezior Pogoria, lasów czy
Pustynii Błędowskiej. Temat podchwyciło również PKP Cargo, które pod koniec listopada
poinformowało, że rozpoczyna akcję ochrony transportów z węglem właśnie poprzez
obserwację składów z powietrza. – Drony bardzo dobrze się nadają do monitorowania
składów jadących przez trudno dostępne tereny. A że łatwo się też z nimi przemieszczać,
więc to świetne narzędzie obserwacji, które można wykorzystywać w dowolnym miejscu i
czasie. Także w nocy, gdyż używaliśmy drona wyposażonego w kamerę termowizyjną –
mówił w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim” Kazimierz Mamczura z BBiA PKP Cargo. Jak
dodaje, widoczny nad pociągiem dron skutecznie zniechęca potencjalnych włamywaczy do
otwierania wagonów.
Twórcy urządzenia o nazwie Anura założyli, że ich produkt ma być dostępny dla jak
największej liczby klientów. Dofinansowując kampanię na Kickstarterze kwotą 175 dolarów,
można w zamian otrzymać drona wielkości dysku przenośnego, który po wyjęciu z kieszeni i
rozłożeniu skrzydeł jest gotowy do lotu. By obniżyć jego cenę, zamiast pilota do kontroli, za
który zazwyczaj trzeba osobno zapłacić, użytkownik potrzebuje tylko swojego smartfona i
aplikacji. Dzięki kamerze zamontowanej w dronie, która może fotografować lub nagrywać
obaz w rozdzielczości 720x1280 HD, na ekranie telefonu bezpośrednio widzimy dokładnie to,
co Anura. Na 15 dni przed końcem zbiórki, projekt Jasona Lama i jego dwóch wspólników
otrzymał ponad 152 tys. dolarów, przewyższając pierwotne założenia o 52 tys. Tylko w
Kickstarterze podobnych kampanii jest ponad 140, a najdroższa z nich uzbierała ponad 1,3
mln dolarów, oferując możliwość automatycznego śledzenia. Firma Nixie zdobyła w
konkursie Intela 500 tys. dolarów za produkcję helikopterka zakładanego na rękę... jak
zegarek. Konstrukcja napędzana jest mikrokomputerem wielkości znaczka pocztowego
(Intelowskiej produkcji czip Edison), a po „zrzuceniu” jej z dłoni energicznym ruchem skrzydła
rozwijają się i „dronik” gotowy jest wykonać nam zdjęcie lub nagrać wideo.

Podobne dokumenty