Sherlock Holmes kontra Kuba Rozpruwacz - recenzja

Transkrypt

Sherlock Holmes kontra Kuba Rozpruwacz - recenzja
Sherlock Holmes kontra Kuba Rozpruwacz - recenzja
Poniedziaek, 23.11.2009, godzina 17:15, autor: Anna "AnKa" Kaiper, ID: 4296
Rzeźnik z Whitechapel
Studio Frogwares, znane przede wszystkim z serii Sherlock Holmes, wydało w kwietniu 2009 roku kolejną grę przygodową opartą na
opowieściach o tym słynnym brytyjskim detektywie. Tytuł Sherlock Holmes kontra Kuba Rozpruwacz natychmiast wyjaśnia, z jaką zagadką będzie musiał się zmierzyć nasz bohater. Obie postacie są doskonale znane i kojarzone z klimatami wiktoriańskiej Anglii, a jednak nigdy nie było im
dane się spotkać. O ile bowiem zbrodnie wydarzyły się naprawdę, a zabójca faktycznie nosił takie przezwisko, to jego przeciwnik, detektyw
perfekcjonista, istnieje jedynie na kartach opowiadań sir Artura Conan Doyle’a.
W rynsztoku Buck’s Row Podstawową zaletą tej gry jest jej scenariusz – doskonale przeprowadzona zagadka kryminalna. I choć każdy szczegół tej sprawy przeanalizowano wielokrotnie, każdy dowód, ślad czy tylko poszlakę, to jej rozwiązanie pozostaje tajemnicą do dzisiaj. Twórcy gry
skorzystali z tych materiałów i dzięki temu można osobiście sprawdzić wszystkie okoliczności zabójstw. Postacie detektywa i jego przyjaciela wpisano
doskonale w śledztwo z dbałością o fakty i realia XIX wiecznej Anglii. Ma się wrażenie, że to jedno z kolejnych opowiadań Doyle’a, który tym razem
pozwolił swojemu bohaterowi na poszukiwania najsłynniejszego seryjnego mordercy w Londynie.
Ale zacznijmy od początku. Jest 31 sierpnia 1888, sporo po północy. Na uliczce w Whitechapel, jednej z najgorszych dzielnic Londynu, kojarzonej
głównie z nierządem i biedą, Mary Ann Nichols spotyka swojego ostatniego, jak się później okazało, klienta. Zapewne po krótkich negocjacjach, kiedy
ustalono co i za ile, niemłoda już niewiasta zaprowadziła napotkanego dopiero co mężczyznę na Buck’s Row – do ciemnego zaułka, gdzie panie
podobnej profesji zwykły oddawać się amatorom ich wdzięków. Tam Mary zostaje uduszona, a następnie pokrojona z wprawą, jakiej nie powstydziłby
się doświadczony chirurg.
Wiadomość o tej okrutnej zbrodni staje się sensacją następnego dnia i trafia na czołówki londyńskich gazet. W ten sposób sprawa zabójstw ubogich
prostytutek staje się obiektem zainteresowania pewnego znanego w Londynie detektywa, głównego bohatera gry. Kierując wymiennie postacią Sherlocka Holmesa i Doktora Watsona, będzie można zmierzyć się ze sprawą serii zabójstw i stopniowo odkrywać tajemnice dzielnicy Whitechapel,
gdzie prawdziwy gentleman nigdy nie powinien być widziany. „Powiedz mi co tutaj widzisz, Watsonie?” Ponieważ fabuła oparta jest na
prawdziwej historii, twórcy postarali się, żeby wpleść w nią w miarę realistycznie postacie dwóch książkowych detektywów, nie zmieniając
najważniejszych faktów. Zachowano więc nazwisko inspektora prowadzącego śledztwo, podejrzanych, którzy pojawiali się w trakcie jego trwania, i
świadków, którzy składali zeznania. Nasi bohaterowie występują w tej sprawie incognito, co sprawia, że równowaga pomiędzy fikcją i prawdą zostaje
zachowana, a cała sprawa ma przebieg zgodny z rzeczywistością.
Trzeba przyznać, że całą tę historię przedstawiono z niezwykłą dbałością o szczegóły. Kolejność i okoliczności morderstw, opisy miejsca zbrodni,
informacje o innych podobnych zabójstwach, jakie wydarzyły się w tym czasie - wszystko to zgadza się z rzeczywistą historią przestępczości wśród
poddanych brytyjskiej korony. W grze pojawiają się także oryginalne zdjęcia pośmiertne ofiar, a miejsca, gdzie znaleziono ciała ofiar, odtworzono z
niezwykłą dokładnością. Prowadząc śledztwo, można samodzielnie przyjrzeć się każdemu drobiazgowi i zbadać ciała. Przedstawiono je raczej
schematycznie niż realistycznie, aby nie zniechęcić osób o słabszych nerwach, co jednak nie odbiera przyjemności z gry. A warto zauważyć, że i w tej
materii zadbano o zgodność z realiami. Ciała kolejnych ofiar są pocięte i wypatroszone niczym wigilijne karpie, dokładnie tak jak to opisują raporty.
I tutaj zaczyna się zabawa dla prawdziwych miłośników gier przygodowych, bo już samo badanie miejsca zbrodni i przeprowadzanie (dość prymitywnej, ale jednak) autopsji jest swojego rodzaju łamigłówką. Wszystkie zebrane podczas badań fakty trzeba później porównać i
przeanalizować. Ten etap nazwano dedukcją. Wnioski zamieszcza się w osobnym diagramie, co bardzo pomaga podczas gry. Osobnym zadaniem jest
umieszczenie wszystkich wydarzeń na osi czasu. Wreszcie rozwiązuje się zadanie bezpośrednio związane ze scenariuszem.
„Chcesz się zabawić, złociutki?” Sherlock Holmes kontra Kuba Rozpruwacz to gra w sam raz dla fanów klimatów wiktoriańskiej Anglii, „belle
epoque” i mglistych zaułków londyńskich dzielnic rozpusty. Kierując postaciami poruszającymi się ulicami Whitechapel, ma się wrażenie chodzenia po
prawdziwym mieście. Ponieważ mamy do dyspozycji dwa ustawienia kamery, możemy obserwować otoczenie zarówno w TPP, jak i FPP. I o ile ta
pierwsza jest znacznie wygodniejsza jeśli chodzi o poruszanie się po mieście i znajdowanie kolejnych punktów, to ta druga zapewnia wrażenie
wędrówki po prawdziwym mieście. Nie chodzi tylko o bardzo dobrze narysowane kamienice czy układ ulic, ale i sylwetki ludzi mijanych na ulicy, ich
akcent, nawoływanie ulicznych sprzedawców, zaczepki pań negocjowanego afektu i inne odgłosy, które sprawiają, że to miasto naprawdę żyje.
Nocą ciemne zaułki Whitechapel wyglądają niebezpiecznie, dokładnie tak, jak musiało to wyglądać w dziewiętnastowiecznym Londynie. Wąskie,
brudne uliczki, oświetlane słabym światłem gazowych latarni, są miejscem noclegu biedaków i tych, którym alkohol nie pozwolił wrócić prosto do
domu. Kobiety i mężczyźni leżą na ulicach albo obściskują się w ciemnych bramach. Umorusane dzieci wyglądają jak żywcem wyjęte z Olivera Twista.
A to wszystko skąpane w słynnej londyńskiej mgle. Gra w żadnym razie nie jest naiwna, a brutalna rzeczywistość tamtego okresu zostaje ukazana w
pełni. Brud, bieda i syfilis panoszą się w dzielnicy, gdzie większość kobiet zajmuje się najstarszym zawodem świata, roznosząc zarazę, która naznacza
swoim piętnem całe rodziny. Tak, miłośnicy Anglii pod rządami królowej Wiktorii będą tutaj w swoim żywiole.
Skrzypce, dym tytoniowy i słynna dedukcja Biorąc tę grę do ręki, zastanawialiśmy się, jak też twórcy wybrną z pewnych problemów, jakie
stwarza ta fabuła, szczególnie jeśli chodzi o zakończenie. Połączenie w jednym opowiadaniu dość znanej historii opartej na faktach z postacią fantastyczną, detektywem, który zawsze potrafił znaleźć rozwiązanie sprawy - jest to dość problematyczne. Dlatego obawialiśmy się, że zakończenie
będzie banalne i zepsuje przyjemność z gry. Tak to wyglądało w Morderstwie w Orient Expresie, gdzie scenariusz gry oparto na bardzo
popularnym kryminale Agathy Christie, i żeby rozwiązanie nie było oczywiste dla tych, którzy czytali, zmieniono je w dość nieudolny sposób. Tutaj
takiego błędu nie popełniono. Utrzymano zarówno klimat opowieści o Sherlocku Holmesie, jak i tajemniczej sprawy, która nigdy nie znalazła swojego
oficjalnego rozwiązania. Łatwo zaakceptować rozwiązanie, jakie wyłania się wraz z dopasowaniem ostatniego elementu tej zagadki.
Główne postacie, Sherlock Holmes i doktor John Watson, przez całą grę zachowują się prawie dokładnie zgodnie z książkowym oryginałem. Twórcy
dialogów nie mogli sobie jednak darować i włożyli w usta Holmesa to słynne powiedzenie To elementarne, drogi Watsonie, które wszakże nie
pojawia się w książkach Conan Doyle’a. Spotyka się je dopiero w filmach nakręconych na podstawie opowiadań, i to pewnie z myślą o tych, którzy
oglądali, a nie czytali, zamieszczono te słowa. No trudno, trzeba to przeboleć.
„A cóż to za dziwne przebranie, Holmesie?” Generalnie grafika co prawda nie rzuca na kolana, ale jest na przyzwoitym poziomie. Postacie
ubrane są zgodnie z modą lat 80-tych XIX stulecia, z dbałością o szczegóły, takie jak fryzury, kapelusze, parasolki i inne dodatki. Twarze powtarzają się co prawda, ale z taką częstotliwością, że da się to jeszcze wytrzymać bez dużego bólu. Szkoda tylko, że czasami postacie poruszają się dosyć sztywno, zacinają się i sprawiają trudności w omijaniu przeszkód na drodze. Rekompensują to naprawdę niezłe animacje; utrzymane w klimacie filmy
ilustrują mroczną atmosferę całej historii. Szczególnie finalny przypadł mi do gustu. Oglądając go, ma się wrażenie, że patrzy się w twarz szaleństwa
bezlitosnego okrucieństwa i bezradności zarazem. Chociaż, jak już napisaliśmy, gra ma bardzo ładną oprawę graficzną, nie jest wolna od pewnych
mankamentów. Przede wszystkim zastrzeżenia można mieć do wyglądu menu, które zaprojektowano w nieco zbyt krzykliwych kolorach, tak że w
porównaniu z menu z poprzednich części wygląda dość nieciekawie. Nie pasuje zupełnie klimatem do reszty, brakuje wiktoriańskiego stylu, w jakim
utrzymane były menu poprzednich części. To chyba jedyna rzecz w całej grze, która zgrzyta.
W zasadzie nie mamy zastrzeżeń do kreacji głównego bohatera – Holmes jest wysokim, szczupłym gentlemanem, o szpakowatych włosach i orlim
nosie. Idealnie pasuje do książkowego opisu, a w grze obdarzony jest również wyjątkowo głębokim i interesującym głosem. W zasadzie wszystkie
głosy zostały dobrane bardzo dobrze – wyraźnie słychać różnice akcentów pomiędzy różnymi klasami społecznymi czy różnymi narodowościami.
Doskonale się słucha tej zróżnicowanej angielszczyzny, bowiem gra nie została zdubbingowana po polsku. Tłumaczenie nie jest fatalne, chociaż wiele
drobnych smaczków i zabawnych dwuznaczności umyka, jak to zwykle bywa w przekładach. Całość dopełnia muzyka z epoki, która zmienia się w
zależności od miejsca gdzie rozgrywa się akcja. Jest może nieco monotonna i mało efektowna, ale doskonale pasuje jako tło do rozmów i wydarzeń.
Na jedno uderzenie serca przed ostatecznym końcem Podsumowując nasze dotychczasowe obserwacje i wyciągając wnioski, należy
powiedzieć, że gra jest naprawdę dobra i warta polecenia. Łączy w sobie zarówno piękne strony tamtej epoki, uroki życia w luksusie i nienaganne
maniery gentlemanów, jak i jej mroczne oblicze, ubóstwo, brak perspektyw dla ludzi z nizin społecznych, szalejące epidemie dziesiątkujące
mieszkańców gorszych dzielnic czy inne trawiące to społeczeństwo schorzenia. Cyniczny świat w przepięknej otoczce – taki jest tamten świat
widziany oczami Sherlocka Holmesa. Naprawdę warto choć przez chwilę na niego popatrzeć.