O. ROBERT WAWRZENIECKI OMI Krzyż darem Bożego

Transkrypt

O. ROBERT WAWRZENIECKI OMI Krzyż darem Bożego
O. ROBERT WAWRZENIECKI OMI
Krzyż darem Bożego Miłosierdzia
Kazanie misyjne o krzyżu
Drodzy Bracia i Siostry!
W dzisiejszym dniu naszej misji, po wczorajszym dziękczynieniu za
dar Eucharystii, chcemy dziękować dziś za krzyż. Ten najprostszy i
najtrudniejszy zarazem znak. Najprostszy w wykonaniu: tak często
używany na modlitwie i Eucharystii, najprostsze wyznanie wiary w
Jezusa Chrystusa i tak łatwo go powiesić na ścianie swojego domu.
Jednak też najtrudniejszy, gdy trzeba go przyjąć w swoim życiu, gdy
niesie on ze sobą konsekwencje, gdy trzeba przyznać się do Jezusa.
Ewangelia dzisiejsza (por. J 1, 29-51) pokazuje nam bardzo
wyraźnie, że uczniowie Jana uwierzyli, gdy Prorok wskazał im na
Jezusa, jako na Baranka, który gładzi grzechy świata.
Wtedy jednak nie do końca zdawali sobie sprawę z proroctwa św.
Jana Chrzciciela, a zobaczyli ją w sposób bardzo bolesny w czasie
ukrzyżowania. Kiedy Jezus umierał na Golgocie, wtedy w Świątyni
Jerozolimskiej przygotowywano baranki na ucztę paschalną.
Obchodzono ją na część ważnego wydarzenia, na pamiątkę wyjścia z
Egiptu.
Zabite baranki, przygotowane do pieczenia na wolnym ogniu,
rozpostarte były na dwóch kijkach, aby w ten sposób można by było
je upiec i spożyć, jak kiedyś Izraelici w Egipcie. W ten sposób
celebrowano wydarzenie wyzwolenia z niewoli zewnętrznej, z
niewoli ludzkiej.
Jezus na krzyż, swoim ciałem łączy dwie jego belki, poziomą i
pionową, jak baranek paschalny rozpięty na dwóch tyczkach.
Czasem, gdy mamy do czynienia ze starym, rozeschniętym krzyżem,
to widzimy że trzyma się on praktycznie tylko dzięki figurze
Chrystusa. Ten znak przypomina, że Jezus łączy człowieka z Bogiem
i ludzi między sobą. On przez rozpostarcie ramion na krzyżu
wyzwala człowieka z o wiele większej niewoli niż niewola
zewnętrzna. On wyzwala z niewoli wewnętrznej, niewoli grzechu i w
ten sposób rzeczywiście staje się Barankiem, który gładzi grzechy
świata.
Drodzy Bracia i Siostry!
Na drzewie krzyża, na Golgocie, objawiła się pełnia Miłosierdzia
Bożego. O tym zaświadcza Miłosierny Jezus w dialogu ze św. s.
Faustyną. Każe jej w godzinie miłosierdzia rozważać swoją mękę i
śmierć na drzewie krzyża, gdyż na Golgocie krzyż staje się
naczyniem miłosierdzia, który Bóg podaje człowiekowi: "Podaje
ludziom naczynie, z którym mają przychodzić do źródła
miłosierdzia" (Dz. 327).
Miłosierny Jezus mówi wręcz o spojrzeniu z krzyża: "To spojrzenie z
tego obrazu jest takie samo jak spojrzenie z krzyża" (Dz. 326). Dalej,
gdy mówi o swojej męce i śmierci na krzyżu Miłosierny Jezus
stwierdza: "Zdrój miłosierdzia Mojego został otwarty na oścież
włócznią na krzyżu dla wszystkich dusz - nikogo nie wyłączyłem"
(Dz. 1182, por. Dz. 1784).
Dlatego słusznie, modlimy się nie tylko w czasie nabożeństwa do
Miłosierdzia Bożego, ale i czasem śpiewając te słowa na Eucharystii:
"O Krwi i wodo, któraś wytrysnęła z Najświętszego Serca
Jezusowego, jako zdrój miłosierdzia dla nas, ufamy Tobie" (Dz. 187).
Ktoś mógłby zapytać, dlaczego tak ważne, aby patrzeć na krzyż jako
dar Bożego Miłosierdzia? Odpowiedź znajdujemy już w Starym
Testamencie, czyli zapowiedziach, które Bóg zrealizował w krzyżu
Jezusa Chrystusa. Jeden z nich dziś usłyszeliśmy w czasie tej liturgii
(por. Lb 21, 4-9).
Księga Liczb pokazuje konsekwencje niewierności wobec Boga
Narodu Wybranego. Lud zbuntował się i odrzucił Boże prowadzenie,
idąc na podszeptami swojego egoizmu. I wtedy pojawiają się węże o
jadzie palącym, które sprawiają, że wielka liczba Izraelitów zmarła.
Wtedy Bóg nakazuje Mojżeszowi, jako ratunek dla ukąszonych,
umieścić miedzianego węża na wysokim palu w środku obozu. I
rzeczywiście każdy, który spogląda na ten "znak zbawienia" zostaje
przy życiu, gdy z wiarą to uczynił. Trzeba było tylko jednego:
skruchy, uwierzeniu Słowu Boga i spojrzenia na miedzianego węża.
To zapowiedź tego, co dokonuje się w krzyżu Jezusa Chrystusa.
Pośród codziennego życia, kąsani przez tę codzienność często "jadem
palącym", a szczególnie kąsani konsekwencją naszych grzechów,
które jadem zła zatruwają nasze serca, szukamy ratunku. Często już
przyparci do muru, szukamy krzyża jak ostatniej deski ratunku.
I znów jeden warunek, aby iść drogą zbawienia w naszym życiu:
okazać skruchę, wrócić ze złej drogi, uwierzyć temu, co mówi Słowo
Boże i z wiarą zwrócić się do Miłosiernego Pana, rozpiętego na
drzewie krzyża, który zbawił mnie grzesznika i ma moc uwolnić
mnie od "palącego jadu" moich grzechów. Trzeba jednak spojrzeć na
krzyż, by pozostać przy życiu.
Drugi tekst starotestamentalny, pochodzi z Księgi Wyjścia (por. Wj
15, 22-25). Wydarzenie to ma miejsce bezpośrednio po cudownym
ocaleniu Izraela i przejściu przez Morze Czerwone, kiedy śpiewali
oni pieśń ku chwale Boga, który tak wielkich rzeczy dokonał w ich
życiu.
Naród Wybrany idzie wtedy przez pustynię Szur. Tam znów zaczyna
się buntować przeciwko Bogu, bo brakuje wody do picia, a przecież
panuje nieznośny upał. W takim stanie buntu dopierają do Mara,
gdzie chcą się napić wody i zaspokoić swoje pragnienie. Okazuje się
jednak, że ta woda jest gorzka i nie nadaje się do picia. I znów
jeszcze szerszym strumieniem wylewają swoje żale do Pana Boga, że
tak z nimi postępuje.
Bóg postanawia zainterweniować. Nakazuje Mojżeszowi, aby
wrzucił do wody ten niezdatnej do spożywania wody drewno,
właściwie kawałek drewna. Mojżesz wykonuje Boże polecenie i
woda staje się zdatna do picia. Jednak przed Narodem Wybranym
staje znów jeden tylko warunek, by doświadczyć Bożych cudów:
uwierzyć Słowu Boga i drugi raz spróbować tej samej wody, która
jeszcze przed dosłownie chwilą nie nadawała się do picia.
Ta zapowiedź także spełnia się w krzyżu Jezusa Chrystusa. Trzeba
jednak spojrzeć na krzyż Chrystusa, wrzucić drewno Jego krzyża do
swojego codziennego życia. Po co? By nasze codzienne życie,
naznaczone różnego rodzaju trudnymi sytuacjami, gorzkimi
doświadczeniami, nadawało się do picia. By dać radę przeżyć w
swojej codzienności z tym wszystkim, co ona przynosi. To jedyny
ratunek, aby zwyciężyć w swoim życiu, a nie żeby to życie nas
zwyciężyło. Zwyciężyć można tylko dzięki mocy Jezusowego
krzyża.
Potrzeba jednak uwierzeniu Bożemu Słowu, że "Bóg tak umiłował
świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego
wierzy, nie zginął ale życie wieczne miał" (J 3, 16). Uwierzyć słowu
samego Chrystusa, który powiedział: "Ja, gdy nad ziemię zostanę
wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie" (J 12, 32).
Drodzy Bracia i Siostry!
Jak widać z tych zapowiedzi Starego Testamentu, jak i wypełnienia
się ich w krzyżu Jezusa Chrystusa, został On nam dany jako
lekarstwo. Lekarstwo z Bożej apteki, bez wizyty u lekarza czy
aptece, bez recepty i straty czasu w kolejkach w przychodniach, by
postawić diagnozę i zrobić badania.
To lekarstwo jest dla nas dostępne w aptece Bożego Miłosierdzia.
Wciąż w codzienności samo przypomina o dawkowaniu w
codzienności i o sobie, gdy czynimy znak krzyża na sobie, widzimy
na ścianie w naszych domach, spotykamy w przydrożnych
kapliczkach czy też w kościele lub - jak ten krzyż misyjny - obok
świątyni.
To na krzyżu, z przebitego boku Zbawiciela, jak słyszymy w każdy I
piątek miesiąca (por. Prefacja o Najświętszym Sercu Pana Jezusa nr
48), wzięły swoją moc sakramenty Kościoła, z których we
wspólnocie wiary korzystamy. To praktycznie po ludzku
przypadkowy gest żołnierza, który przebił bok Jezusa, by sprawdzić
czy rzeczywiście już umarł, zlało zdroje miłosierdzia na
pojedynczego człowieka i cały świat, obmywając wszystko z
grzechów.
Sam Miłosierny Jezus tak mówi o tej rzeczywistości: "Blady promień
oznacza wodę, która usprawiedliwia dusze; czerwony promień
oznacza krew, która jest życiem dusz... Te promienie osłaniają dusze
przed zagniewaniem Ojca Mojego. Szczęśliwy, kto w ich cieniu żyć
będzie, bo nie dosięgnie go sprawiedliwa ręka Boga" (Dz. 299).
Dzięki Bożemu Miłosierdziu krzyż staje się dla nas ochronnym
parasolem: chroniącym przed deszczem codzienności czy palącym
słońcem zwykłych ludzkich spraw i problemów, których przecież
nikomu z nas nie brakuje. Ten szczególny "parasol", jakim jest krzyż,
ich nie usuwa, ale ratuje w trudnych sytuacjach, gdy na niego
spoglądamy i wrzucamy go na niespokojne fale naszego życia.
Zobaczmy, jak wiele treści płynie z Chrystusowego krzyża. Bo tam,
gdzie stawia się krzyż - jak mawiał św. Jan Paweł II - to znak, że
Boża miłość dotarła do człowieka. Stanie się tak jednak tylko wtedy,
kiedy posłuchamy wskazań papieża Franciszka, które wypowiedział
w swojej pierwszej po wyborze Mszy świętej.
Niech i one staną się także naszymi, bo wtedy tylko wtedy w pełni
zrozumiemy znaczenie krzyża: "Kiedy idziemy bez krzyża, kiedy
budujemy bez krzyża i kiedy wyznajemy Chrystusa bez krzyża, nie
jesteśmy uczniami Pana: jesteśmy światowi, jesteśmy biskupami,
kapłanami, kardynałami, papieżami, ale nie uczniami Pana.
Chciałbym, abyśmy wszyscy po tych dniach łaski mieli odwagę,
właśnie odwagę, wędrować w obecności Pana, z krzyżem Pana;
budować Kościół na krwi Pana, która została przelana na krzyżu, i
wyznawać jedyną chwałę: Chrystusa ukrzyżowanego. A tym samym
Kościół będzie postępował naprzód” (zob. papież Franciszek, Msza
święta z kardynałami w Kaplicy Sykstyńskiej 06.09.2013). Wtedy
każdy z nas będzie postępował naprzód. Amen.