Raptularz świętokrzyski" czyli kolejne historie
Transkrypt
Raptularz świętokrzyski" czyli kolejne historie
“Raptularz świętokrzyski" czyli kolejne historie W moje lepkie ręce dostała się ostatnio książka Świętosława Krawczyńskiego „Raptularz świętokrzyski” [Wyd. Łódzkie 1983] z tym, co mi się najbardziej podoba w takich książkach, a więc ze zwykłymi historiami o zwykłych ludziach czy miejscach związanych z Kielcami. Jest i o fotografiku kieleckim Pawle Pierścińskim, trochę legend, opowieści zwyczajowych, o Feliksie Przypkowskim [twórcy kolekcji zegarów słonecznych w Jędrzejowie] i jego synu Tadeuszu, kilka rozdziałów o zdarzeniach z czasów wojny związanych z ruchem oporu na kielecczyźnie, sporo opowieści o historii Teatru im. Żeromskiego, czyli o jego początkach i pierwszych sezonach [nie byłbym sobą, gdybym nie zacytował opisu zakończenia 1-go występu teatru po wojnie, w marcu 1945 roku: Po przedstawieniu uczczono prapremierę Teatru imienia Stefana Żeromskiego uroczystością w zamkniętym kółku, zaprawianą w miarę osobistych tolerancji bimbrem, co w owych gorących czasach nikomu nie przynosiło ujmy.]. A oto co z masochistyczną satysfakcją zaczerpnąłem z rozdziału poświęconego prezydentowi Kielc, Stanisławowi Zwolskiemu, członkowi PPR, który był właściwie laurką dla tego „odbudowniczego” powojennych Kielc [przy okazji, gdy próbowałem znaleźć o nim jakiekolwiek info w sieci, to zorientowałem się, że lata 1945-1990 są administracyjną białą plamą bez śladu nazwisk czy działalności miasta w tym okresie, poza kilkoma ogólnikami zaledwie – tak jakby miasto administracyjnie nie działało, a zarządzała nim komisarycznie, anonimowa też zresztą, partia]: Korespondent „Expressu Wieczornego” tak oceniał Kielce w numerze z 2 października 1949: „To miasto, któremu ton nadaje5 wieś. Ulica zwykle ospała, w dni targowe nabiera nagle życia: flegmatyczni zazwyczaj przechodnie stają się wtedy zaaferowani, pełni temperamentu, nie mający ani chwili do stracenia – Miasto żyje pod znakiem tzw. „bazarów”. Wozy parkują na wszystkich ulicach sąsiadujących z placem targowym i na wszystkich przecznicach od arterii wylotowych. Pachnie sianem, owocami i – nawozem. Pachnie wsią”. Zaciekawiła mnie na przykład opowieść o Tumlinie i leżących na jego terenie górach Perzowa i Grodowa, na których niegdyś „czcili bóstwo Jesse, Światowida, którym mają zwyczaj palić sobótki do tego czasu” [jak pisał ks. Franciszek Petroniusz Navarra w 1911 roku]. Oprócz znalezionych tam szczątków osady z IX-XI wieku, były jeszcze pozostałości kamiennych wałów na szczycie Góry Grodowej, ale nie były to raczej wały obronne. Było to najprawdopodobniej związane z ośrodkiem kultu pogańskiego, bowiem podobieństwo do innych takich budowli na Świętym Krzyżu, Raduni, Ślęży i Górze Kościuszki jest spore. Ale najciekawsze dla mnie były wątki z historii naszego miasta troszkę innego rodzaju. Jak na przykład powtórzona zasłyszana opowieść o tym, jak to na wiosnę 1917 roku pod więzieniem na Zamkowej zgromadził się kilkutysięczny tłum domagając się uwolnienia kogoś z tego więzienia [nie było sprecyzowane o kogo chodziło]. Austriaccy żołnierze dostali rozkaz, by otworzyć ogień do tłumu, ale nie zastosowali się do niego, wobec czego naczelnik więzienia był zmuszony ulec i wypuścić tych, po których przyszedł tłum. Inne ciekawe historie związane były z akcjami 1-majowymi w Kielcach i z działaczami robotniczymi. Krążyła na przykład plotka, że na czas pochodów 1-majowych w jednym z okien, nieistniejącego już, budynku Szpitala Św. Leonarda [który stał mniej więcej w tym miejscu, co dzisiejszy KCK] stawiano karabin maszynowy, który ogniem mógł objąć i ul. Sienkiewicza i ogólnie kierunek w stronę Rynku, gdzie odbywały się wiece pierwszomajowe. Jednak Stanisław Sobierajski, PPSowiec, wątpił w taką możliwość, opowiadając o samych wiecach tak: Zbieraliśmy się na rynku. Stawiało się stół przed kamienicą Kosterskiego, w której teraz Delikatesy, wchodziło na tę zaimprowizowaną trybunę i przemawiało. Potem formował się pochód. Szliśmy Dużą do Kolejowej [dziś: Sienkiewicza], w górę Kolejową do Hipotecznej, tam skręcało się na Bazary [były na obecnym placu Wolności] i dalej prosto, obok apteki Gierałtowskiego [5] aż do Prostej5 no i potem szło się w prawo na Krakowską rogatkę. Stamtąd zawracało siew Dużą, tylko że w przeciwnym niż poprzednio kierunku, obok katedry. I kolejową do stacji. Tam pochód się rozwiązywał, tak samo, jak obecnie. Wspominkowo bez szczegółów opowiadał też autorowi książki o „ubojowieniu PPS w roku 1917”, manifestacjach socjalistycznych za okupacji austriackiej czy o pierwszomajowej manifestacji w 1906 roku, gdy robotnicy szli do fabryki „Etyl” [która stała tam, gdzie dziś jest dworzec PKS], ale rota carskiego wojska zastąpiła im drogę, padły strzały, byli ranni, którzy potem musieli leczyć się po kryjomu, w obawie przed aresztowaniem przez policję. Jednym z haseł ówczesnych pochodów było „Niech żyje powszechne bezrobocie w dniu 1 Maja”, co było wezwaniem do uczynienia tego dnia wolnym od pracy. Cytowana „Gazeta Kielecka” o 1 Maja w 1907 roku pisze dosyć oględnie, ze względu na cenzurę ówczesnego stanu wojennego: „Pierwsze wieści z miasta, jakie do nas przyniesiono, głosiły, że sklepy mają być zamknięte, a w warsztatach i zakładach przemysłowych praca wstrzymana. Wieści te się sprawdziły, sklepy kazano zamykać, a po warsztatach ludzi wypuścić. Opornym grożono i szyby wybijano. Cała rzesza pracowników zwolniona od zajęć wyległa na ulice, toteż było gwarno i rojno, aż wąskie trotuary ulicy Dużej nie mogły pomieścić spacerujących. Wtem jakiś nicpoń na zbiegu Pocztowej [dziś: Sienkiewicza] i Dużej rzuca petardę czy nabój dynamitowy. Powstaje panika, setki ludzi uciekają, przewracają się, inni przez nich przebiegają, tratując leżących. Na odgłos huku, który był słyszany o pięć wiorst za miastem, występuje wojsko. Policja aresztuje kilkudziesięciu młodych chłopców, ulice się wyludniają i dopiero pod wieczór normalny ruch wraca.” Ów dzień wolny był wymuszony przez zorganizowanych robotników, natomiast wybuch petardy był zapewne prowokacją, po której natychmiast nastąpiła wojskowa akcja rozganiania ledwo zorganizowanego pochodu. Po wojnie pochody odbywały się cały czas, a na ich czas sklepy były zamykane, gdyż „kupcy nie chcieli narażać całości swych szyb”. Co roku „odbywały się pochody, wiece, przedstawienia sztuk rewolucyjnych w teatrze organizowane przez PPS”. W 1923 roku mówca Łukawski na wiecu wykrzykuje, że „robotnikom dzieje się większa krzywda, jak za czasów rosyjskich”, odnosząc się do zajść w Suchedniowie, gdzie policja oddała strzały do robotników. W Kielcach pojawia się też Komunistyczna Partia Polski, która zaczynał akcentować swe istnienie – gdzieś rozrzucili swoje ulotki, gdzieś powiesili transparent z hasłami komunistycznymi, a 1 maja 1928 zorganizowali konkurencyjny wiec na rynku, po drugiej stronie placu „piętnując postępy faszyzmu w Polsce i błędną politykę ugodowców w ruchu socjalistycznym”. Potem uformowały się dwa odrębne pochody, co nieco zdezorientowało policję, ale w końcu pochód komunistów zablokowali przy wejściu na dzisiejszy plac Wolności. Policja zaatakowała robotników, używając też szabel i bagnetów, grożąc użyciem broni palnej, na co w odpowiedzi zostali obrzuceni kamieniami. Po tym incydencie dwóch działaczy dostało 3-letnie wyroki więzienia, w następnym roku jeszcze jeden został skazany na 4 lata. Przy okazji tych historii 1-majowych pojawia się postać Loeflera, opisany jako „towarzysz”. Ponieważ to patron jednej z kieleckich ulic to wniknąłem trochę głębiej i informację o nim znalazłem taką: „Franciszek Loeffler (1875-1919), działacz PPS-u więziony w X pawilonie Cytadeli Warszawskiej. Brał udział w rewolucji 1905 roku, współpracował z kielecką prasą. Podczas I wojny światowej był przewodniczącym Rady Okręgowej Ziemi Kieleckiej i członkiem Centralnego Komitetu Narodowego. Miejski radny z ramienia PPS-u, a w 1919 roku poseł na Sejm.” Wspomniany jest też w ciekawym artykule o kieleckich aptekarzach1 a propos Stefana Artwińskiego, który też był w PPS. A gdy szukałem informacji o Loefflerze w artykule o kieleckich nekropoliach2 znalazłem informację o bardzo ciekawej historycznej postaci z Kielc: „Leopold Drzewiński Fijałkowski (1888-1954), wynalazca. Opatentował i prowadził produkcję konserw w słojach zrobionych z obciętych butelek, samoostrzącą się maszynkę do manicure'u i amortyzatory do szelek wycięte z dętki. W 1906 roku zbudował gitarę elektryczną ze wzmacniaczem o mocy organów kościelnych i koncertował na niej po Europie. Skonstruował też rower resorowany na oba koła. Był redaktorem satyrycznych pism „Mucha” i „Szpilki”, pisał skecze, felietony satyryczne dla kieleckiego kabaretu. Śpiewał jako solista w kieleckim chórze katedralnym. Należał do Armii Krajowej.” No po prostu czad! Co za postać! http://www.nil.org.pl/xml/oil/oil56/gazeta/numery/n2003/n20030 1 5/n20030506 2 http://kielce.gazeta.pl/kielce/1,35255,4626152.html marzec 2010 historiekieleckie.blox.pl