Ksero student odpowiada wyk

Transkrypt

Ksero student odpowiada wyk
Ksero student odpowiada wykładowcy
*** 2009-03-19, ostatnia aktualizacja 2009-03-19 21:05:20.0
Pani Doktor, jako student z przyjemnością przeczytałem Pani wywód na temat polskich
studentów w artykule "Ksero studia, ksero studenci" i w wielu rzeczach się z Panią doktor
nie zgadzam. Dlatego też pragnę odpowiedzieć na niektóre tezy, które z perspektywy 'ksero
studenta' są niespójne, niesprawiedliwe i nieprawdziwe.
Wykładowca: Ksero studia, ksero studenci. Zobacz także gorącą dyskusję na forum
Napisała pani, iż " Nie do końca zgadzam się z opinią, iż wybór studiów to decyzja często pochopna i nieprzemyślana ".
Ja gdy podejmowałem się studiowania na mojej Uczelni (a było to prawie 5 lat temu) miałem blade pojęcie o tym co, po
co i dlaczego. Wynikało to z prostego powodu - żadna z uczelni w moim mieście nie potrafiła przez 4 lata mojego
ogólniaka w sposób jasny, rzetelny i ciekawy zaprezentować się przed nami, zaintrygować realizowanym materiałem ani
również zaciekawić innymi aspektami bycia studentem tej właśnie uczelni. Mój wybór (jak i wielu moich kolegów) nie był
kalkulacją " swoistej selekcji negatywnej, składania podania tam, gdzie są największe szanse na przyjęcie ". Pani
doktor!! Człowiek w wieku 18 lat ma głowę pełną marzeń i pomysłów, celów i zamierzeń. Młodzież, czy to było 40 lat
temu czy obecnie, w tym samym wieku przeżywa to samo. Sama pani chyba doskonale pamięta własne rozterki tego
okresu swojego życia. Nie sądzę, aby Pani, Pani doktor, w wieku 18 lat gdy wybierała swoje studia, kierowała się
żelazną logiką - tak jak i wtedy, tak i obecnie wybór ten jest obarczony pewną dozą szaleństwa.
Różnica polega na tym, że w Pani czasach człowiek ze średnim wykształceniem już miał wyrobiony status społeczny. W
moich czasach człowiek z maturą bez studiów jest przedstawicielem MPO (Młodzież Po Ogólniaku, zbieżność skrótu z
Miejskim Przedsiębiorstwem Oczyszczania w pełni zamierzona). W moich czasach decyzja o tym czy się chce iść na
studia nie zapada po maturze, ale już w momencie rozpoczęcia nauki w liceum czy technikum. Kwestia wyboru kierunku
studiów wypada na okres pomaturalny, kiedy część osób wie, że wybór szkoły średniej był błędem, ale muszą brnąć
dalej, bo godnej pracy bez fachu w ręku lub bez wykształcenia w naszym kraju nie ma.
Kończąc ten wątek chciałbym poruszyć kwestię tego, co tzw. "nowa matura" zrobiła z ludźmi z mojego pokolenia. Ci
ludzie ostatni rok liceum poświęcają wyłącznie na przygotowanie się do egzaminu dojrzałości. Oni w okresie swojego
największego "uduchowienia" uczeni są schematów postępowania, schematów rozwiązań czy też schematów pisania
prac literackich (!!!) a wszystko po to aby trafić w szablon odpowiedzi i uzyskać liczbę punktów potrzebnych do dostania
się na studia wyższe. Pani doktor, obecnie kreatywne myślenie i nieszablonowość są bardzo nie na miejscu, bycie
kreatywnym na egzaminie maturalnym może się skończyć wyłącznie katastrofą. I tacy ludzie, nauczeni postępowania
wg schematu, wzoru trafiają na nasze uczelnie i także pod pani skrzydła. Ale czy to ich wina? Przecież tego właśnie
zostali nauczeni.
Czytając dalej pani tekst, trafiłem na zdanie które nie tylko jest krzywdzące i uogólniające, co nad wyraz niegrzeczne.
Chodzi mi mianowicie o " Kandydat na studenta chce się przede wszystkim na nie dostać, powodowane jest to chęcią
wyrwania się z domu, zakosztowania życia w dużym mieście". Nie wiem Pani doktor na podstawie czego wysunęła pani
tak daleko uogólniający wniosek, ale muszę tutaj stanowczo zaprotestować. W wieku 18 lat każdy myśli o tym by się
usamodzielnić, jak to pani napisał "wyrwać się z domu". Ale czy do tego potrzebne są studia? Przecież wystarczy
wyjechać do pracy. No tak, zaraz pani pewnie powie, że studia są wygodniejsze, łatwiej się na nie dostać. Mały
szczegół, o którym ośmielę się wspomnieć - matura, Pani doktor. Aby dostać się na studia trzeba mieć maturę, aby zdać
maturę trzeba ukończyć szkołę średnią. Idąc pani tokiem rozumowania, człowiek w wieku 15 lat musiałby już mieć
opracowany plan na zasadzie "pójdę do ogólniaka, zrobię maturę, wyrwę się z domu" Cóż za perfidia , czyż nie Pani
doktor?
Dalej pisze pani: " Dawniej zdawano na studia, by uniknąć wojska lub znaleźć małżonka " a nieco dalej " Dzisiejszy
student myśli przede wszystkim o znalezieniu dobrej pracy " Czy jest jakaś różnica między oportunizmem Pani pokolenia
a mojego? A może usprawiedliwia Pani swoich kolegów, bo to były Pani czasy a piętnuje mnie i moich, bo jesteśmy
zgoła inni i mamy inne priorytety. Za Pani czasów papierek ukończenia studiów otwierał wszystkie drzwi i to Pani
wybierała co chce robić i gdzie pracować. Gdyby tak jak ja, kończyłaby Pani studia dzisiaj tej pewności na pewno by
Pani nie miała.
Kolejny przykład generalizowania " Rywalizacja w grupie niszczy wszystko, co najpiękniejsze, najważniejsze - przyjaźń i
koleżeństwo" Może miałem szczęście, a może trafiłem na mądrych i uczciwych ludzi, ale przez 5 lat bardzo sporadycznie
miałem do czynienia z sytuacją, gdy zawiodłem się na swoich kolegach.
Odnośnie życia studenckiego napisał Pani " Korzystano z oferty kulturalnej, udział w konfrontacjach filmowych był
niemal obowiązkiem, powodzeniem cieszyły się kina studyjne, wystawy - zwłaszcza fotograficzne, nie dziwiła potrzeba
posiadania karnetu do filharmonii ."
Po pierwsze konfrontacji filmowych się już praktycznie nie organizuje. Prozaiczny powód to jak zwykle brak pieniędzy.
Za Pani czasów na takie sprawy łożyła uczelnia, dziś organizacje studenckie musza prosić o każdą złotówkę. Co do
wystaw i filharmonii - z chęcią bym się wybrał, ale najzwyczajniej w świecie mnie nie stać. Czy wie Paniile kosztuje bilet
do filharmonii i jak sporym wydatkiem dla przeciętnego studenta jest koncert w operze i filharmonii? Zdaje mi się, ze
żyje Pani w jakieś utopii w której wszystko jest na wyciągnięcie ręki, wystarczy chcieć. A musze Panią zmartwić współczesny student musi kombinować by przetrwać. Nie każdy ma rodziców, których stać na utrzymywanie dzieckastudenta, a wielu chcę mieć wykształcenie m.in. po to by za 20 lat nie musieć mówić swojemu dziecku "nie stać mnie na
twoje studia, musisz sobie jakoś poradzić". Dlatego też lgniemy masowo na te studia by coś w życiu osiągnąć. Ale nie w
tym rzecz - chciałbym Pani doktor pokazać jak wygląda portfel współczesnego studenta. Jeśli student chce i jest zdolny
dostanie te stypendium naukowe (bardzo zdolny jakieś 500 zł, na ogół wśród moich znajomych średnia to kwota między
300 a 400 zł), jak się upokorzy i pójdzie poprosić o socjalne to dostanie (o ile spełni wszystkie warunki) kolejne 300 zł
(około, mówię z perspektywy mojej uczelni). I to cały dochód, jaki można osiągnąć skupiając się na nauce. Mamy więc
800-900 złotych dochodu. Akademik, o ile się dostanie to wydatek 300 zł, jak nie pozostaje jakiś pokoik dzielony z
kilkoma osobami za jakieś 400 zł od głowy (optymistycznie licząc). Do tego opłaty (telefon, Internet) jedzenie, książki,
kserówki. Myśli pani, że pod koniec miesiąca przeciętny student ma tyle pieniędzy by się wybrać do filharmonii?
Napisała też Pani " Każdy rok organizował swój bal i rajd turystyczny, wszyscy nie tylko w grupie, ale i na roku się znali
i, co najważniejsze, dobrze ze sobą czuli ." Tylko zapomniała Pani napisać, że w czasie Pani studiów, cały rok liczył
około 100 osób, na moim roku jest to obecnie jakieś 400 osób. Czy to nasza wina, że chcemy studiować i idziemy na te
studia? Wszystkich poznać się nie da, ale proszę mi wierzyć, bale i rajdy są nadal organizowane.
Pisze też pani o podręcznikach akademickich, że " są drogie, prawie nikt ich nie kupuje, a więc niechętnie się je wydaje
i tak kółko się zamyka" Pani doktor, ceny książek wydawanych w ramach wydawnictw uczelnianych są obecnie w takiej
cenie, że ich kserowanie się najzwyczajniej nie opłaca. To, że " Oferta uczelni, zwłaszcza ta kierowana do studentów, z
roku na rok jest mniejsza" nie jest spowodowane tym, że książek się już nie pisze. Nie pisze się już podręczników
wartościowych i wnoszących coś nowego do tematu. Większość podręczników z jakimi przyszło mi pracować to piąte,
szóste czy też późniejsze wydania. Nie dziwię się, że uczelnie wypuszczają coraz to mniej nowych książek, bo w
większości stanowią one kompilację dwudziestu innych tytułów. Zatem jaki cel w wydawaniu kolejnego podręcznika o
tym samym. Chciałbym się odnieść też do poruszonego wątku sprzedawania notatek z wykładów, streszczeń itp. Jest
spowodowane tylko i wyłącznie tym, iż przez wiele lat prowadzący wykład słowo w słowo dyktuje to samo. Co więcej, w
moim przypadku często dochodziło do paradoksu, że przedstawione przez prowadzącego informacje od wielu lat są
nieaktualne, przez co nauka ich spowodowana jest wyłącznie wymogiem zaliczenia przedmiotu. Tak pani doktor, nasi
prowadzący nie wymagają od nas kreatywnego myślenia i tworzenia, a jedynie pamięciowego odtworzenia tego, co
zostało przez nich przedstawione. Bardzo często jest tak, że trzeba co do joty wykuć co prowadzący podał, bo inaczej
przedmiotu się nie zda. A że studenci sprzedają notatki - jeśli mnie te notatki do niczego się nie przydadzą, a co więcej
zawarta w nich wiedza jest anachroniczna i sprzeczna z obecnym poziomem nauki, to też bym je sprzedał. Wszak
napisałem że współczesny student musi kombinować by przetrwać.
Dalej w tym samym wątku napisała Pani, że " Statystyczny student nie studiuje, nie siedzi w bibliotece, nie wyszukuje
wiedzy, ale po prostu kseruje notatki, ściąga opracowania z internetu i przedstawia je jako referat" Czy dla Pani
jedynym wyznacznikiem studiowania jest przesiadywanie w bibliotece? Otóż muszę pani powiedzieć, że przy obecnym
poziomie rozwoju Internetu i współpracy między uczelniami, student przy pomocy komputera może znaleźć interesujące
go zagadnienie w wirtualnej rzeczywistości, co więcej może bez ruszania się z domu przejrzeć zbiory wielu światowych
bibliotek. Obecnie popularne jest stwierdzenie " Jak czegoś nie ma w Google, to nie istnieje " Za pani czasów nie było
możliwości przeczytania artykułów pracowników naukowych z największych światowych uniwersytetów. Czy fakt, iż my
możemy z tej wiedzy korzystać tworzy z nas gorszych studentów niż Pani?
A co do kserowania - założę się, iż gdyby taka możliwość istniała w czasach, gdy Pani studiowała, znaczna część Pani
kolegów by z niej korzystała.
Napisała też pani o zjawisku wśród studentów zaocznych dotyczących "łatwiejszego" zdobywania zaliczeń. Proszę mi
powiedzieć, kto decyduje o tym jak będzie wyglądało zaliczenie? Prowadzący czy student? Dlaczego prowadzący się
zgadzają? A jeśli się zgadzają to czy jest to efekt rozleniwienia studentów czy prowadzących, którym często
najzwyczajniej w świecie nie chcę się marnować czasu na egzaminowanie studentów? Nie wiem, dlaczego kieruje Pani
większość swoich żali w stronę studiujących. Dla mnie to wykładowcy powinni tworzyć pewne normy i wymogi
dotyczące poziomu kształcenia. Jeśli im się nie chce podnosić poziomu swojej wiedzy, to czemu mają robić to ich
studenci? Napisałem już wielokrotnie i jeszcze raz to powtórzę - obecnie kreatywność nie jest mile widziana.
I na sam koniec odniosę się do ostatniego zdania - " Najgorsze jest to, że nie potrafią oni odróżnić prawdziwej wiedzy i
umiejętności od pozorów ." Czy za czasów Pani studiów każdy kto kończył studia, posiadał wiedzę taką jaką powinien
posiadać, czy może też trafiali się oportuniści którym studia miały pomóc jedynie w zrobieniu kariery?
Z tym oto zapytaniem oraz studenckim pozdrowieniem zostawiam Panią doktor.
Też student
Masz swoje zdanie? Wyślij list na adres: [email protected]