dostępny do pobrania

Transkrypt

dostępny do pobrania
Panta rhei czyli historia kołem się toczy.
„Panta rhei kai ouden menei” („wszystko płynie, nic nie stoi w miejscu”), rzekł był
przed wiekami mędrzec z Efezu. Upraszczając, oznaczało to ciągłe zmiany. W naszym kraju
zmienia się to i owo, ale zmiany te nie są ani aż tak szybkie ani tak głębokie, jakby z pozoru
wydawać by się mogło. Oto co skłoniło mnie do przywołania mądrości Heraklita i snucia
takowych refleksji.
Kilka dni temu odwiedziła mój skromny gabinet doradcy w PP - P znajoma
nauczycielka. Pisała pracę kończącą studia podyplomowe z zakresu doradztwa zawodowego i
poszukiwała literatury. Zaintrygowało mnie wówczas to, iż powtarzała nie wiedzieć czemu,
jak mantrę: „tylko książki wydane po 1989, tylko książki wydane po 1989, tylko książki
wydane po 1989…..” itd. Moja ciekawość, jak się Państwo możecie domyślić, kazała mi
zadać w końcu pytanie „Dlaczegóż to tylko książki wydane po 1989 roku?”. Nauczycielka
odpowiedziała, że wykładowca, u którego zamierza pisać pracę, dostaje prawdziwej „białej
gorączki” (cokolwiek miałoby to znaczyć), gdy widzi w bibliografii jakąś pozycję sprzed
1989 roku. Szczerze powiedziawszy, zdumiało mnie to nieco. Może i jestem niedouczonym,
prostym, prowincjonalnym doradcą, wydaje mi się jednak, że historia doradztwa zawodowego
jest trochę starsza i sięga przed rok 1989. Koncepcje, wciąż żywe zarówno teoretycznie, jak i
praktycznie, Hollanda, Supera, Roe, Ginzberaga itd. powstały przecie, o ile pamięć mnie nie
myli, przed 1989 rokiem. Polska też nie leży na pustyni i coś w tym zakresie robiło się
wcześniej i u nas. Jednak stało się zadość życzeniu znajomej i wybierałem tylko książki
wydane w latach 90 XX wieku i później. Udzieliłem nauczycielce następnie kilku
wskazówek odnośnie tego, co i w jakim stopniu warto wykorzystać. Po jej wyjściu zacząłem
wkładać na półki wyjęte wcześniej książki. Jedna z nich wypadła mi z ręki, kiedy usiłowałem
ją wcisnąć na regał. Była to książka wydana w 1975 roku, a zatytułowana: „Psychologiczne i
pedagogiczne problemy poradnictwa zawodowego”. Ponieważ wydano ją w czasach realnego
socjalizmu, klejona i „nadszarpnięta zębem czasu”, upadając na podłogę, rozsypała się
dokumentnie. Zbierając rozproszone po gabinecie pożółkłe kartki, próbowałem ułożyć w
odpowiedniej kolejności, zerkając czasem na treść. Trochę odruchowo zacząłem czytać to i
owo. Oto kilka krótkich fragmentów z tego, co przeczytałem:
„ Ogromnie ważna jest także sprawa pełnomocnika ds. orientacji zawodowej /doradcy
zawodowego/ i problem przygotowania nauczycieli do pełnienia tej funkcji …”.
„ Coraz większą rolę powinny odgrywać w poradnictwie i orientacji zawodowej szkoły
zawodowe…”
„…. mógłby powstać projekt współpracy różnych instytucji, zainteresowanych prawidłowym
wyborem zawodu przez młodzież …”
„Wybór zawodu czy kierunku dalszego kształcenia w zbyt dużym procencie opiera się na
subiektywnych i nieprzekonywujących decyzjach młodzieży i rodziców. Nauczyciele nie
mają odpowiedniego przygotowania (…), doraźne sygnalizowanie problemu z okazji różnych
konferencji, nie można uznać za wystarczające, (…).
„(…) Należy przyznać, iż możliwości organizacyjne i materialne szkół w zakresie tworzenia
korzystnych warunków dla pełnej orientacji zawodowej młodzieży są dość skromne. (…)”.
Nawoływano wówczas do tego by:
„ (…) Powołać i przeszkolić doradców zawodowych w szkołach (…)”.
„ (…) Proces orientacji zawodowej musi przenikać całokształt pracy szkoły i winien być
realizowany w ramach nauczania każdego przedmiotu, pracy wychowawcy (…). A zatem
zadania związane z przygotowaniem młodzieży do zawodu winny być realizowane przez
wszystkich pracowników pedagogicznych szkoły (…)”.
Postulowano by:
„Organizować spotkania młodzieży z przedstawicielami różnych zawodów (…)
Organizować konkursy zawodoznawcze (…)
Zaopatrywać szkoły i biblioteki w dostateczną ilość materiałów informacyjnych, tak
by stały się dostępne dla wszystkich zainteresowanych,
Systematycznie organizować narady i spotkania dyrektorów szkół (…) i doradców
zawodowych, pracowników urzędu zatrudnienia, w celach szkoleniowych i wymiany
doświadczeń”. itd. itp. etc.
Przytoczyłem tylko kilka krótkich fragmentów. Gdyby zmienić nieco warstwę
lingwistyczną można by nabrać przekonania, że książkę tę pisano w roku 2012. Trzeba by
wówczas, zamiast „preorientacja i orientacja zawodowa”, wstawić tu i ówdzie „doradztwo
zawodowe”; zamiast „polityka rządu i partii’, trzeba by wstawić „kierunki prac MEN
zmierzają do”; „ na odcinku” można by zmienić na „w zakresie” itd. Warstwa
merytoryczna, postulaty zgłaszane przed laty, pomysły oświatowe na doradztwo zawodowe
(które może i nieco inaczej określano) były bardzo zbieżne z tym, co możemy przeczytać w
dzisiejszych dokumentach i publikacjach MEN.
Oto jeden tylko z przykładów. Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 17
listopada 2010 r. w sprawie zasad udzielania i organizacji pomocy psychologicznopedagogicznej w publicznych przedszkolach, szkołach i placówkach (Dz.U. Nr 228, poz.
1487) w § 31 zawiera zapis: „W przypadku braku doradcy zawodowego w szkole lub
placówce dyrektor szkoły lub placówki wyznacza nauczyciela planującego i realizującego
zadania z zakresu doradztwa edukacyjno-zawodowego”. Nie jest to pomysł nowy, jak się
okazuje, próbowano bowiem wdrożyć go do polskiej oświaty już w czasach „wczesnego
Gierka”. Wprowadzono w tamtym okresie w szkołach funkcję „pełnomocnika d / s
preorientacji zawodowej”. Jednak wówczas pomysł ten nie rozwiązał problemu i nie
specjalnie się sprawdził. Oto co przeczytałem na jednej z pożółkłych kartek: „ (….)
Stworzona przed kilku laty funkcja pełnomocnika d /s preorientacji zawodowej byłaby
korzystnym posunięciem, gdyby funkcja ta traktowana była zarówno przez władze szkolne i
dyrekcje szkoły jak i samego pełnomocnika jako wykonanie określonych zadań przez dłuższy
czas. (…) . Nie sprzyja też stabilizacji tej funkcji fakt, że nie są wyraźnie określone obowiązki
i kompetencje pełnomocnika, że nie ma on wyraźnej i mocnej pozycji w zespole
nauczycielskim. Traktowanie tych obowiązków, jako dodatkowych i wykonywanych
społecznie poza wymiarem obowiązkowych godzin pracy, jest niesłuszne. Praca
pełnomocnika d / s preorientacji zawodowej wymaga dużego nakładu czasu i wysiłków.
Próby włączenia pracy w zakresie orientacji zawodowej do obowiązków pedagoga szkolnego
nie wydają się słuszne, gdyż znów ten odcinek pracy ze względu na trudność i specyficzność
merytoryczną i organizacyjną może znaleźć się na marginesie zainteresowań pedagoga
szkolnego obarczonego już ogromem obowiązków. Nauczyciele bronią się przed zlecaniem
im funkcji pełnomocnika d / s preorientacji zawodowej również i dlatego, że nie mają
odpowiedniego przygotowania (…)” itd.
Czas na konkluzję. Rzeczonego wyżej wykładowcę co to „dostaje białej gorączki”,
widząc w przypisach publikację wydaną przed 1989 roku, może niniejszym tekstem
przekonałbym do tego, że doradztwo zawodowe było wcześniej obecne - zarówno poza
Polską jak u nas. Co więcej, poglądy na pewne sprawy były wówczas dość podobne do
dzisiejszych. Lub też raczej odwrotnie – dzisiejsze są podobne do tych dawniejszych. Może,
gdyby wykładowcy i decydenci przyjrzeli się pewnym procesom i zjawiskom w historycznym
kontekście, mieliby jakieś przemyślenia. Historia doradztwa „z czasów wczesnego Gierka”
mogłaby skłonić do postawieniu kilku pytań. Czy dziś nauczyciele wyznaczeni do roli lidera
doradztwa zawodowego w szkole podchodzą bardziej entuzjastycznie do nominacji dyrektora
niż koledzy po fachu sprzed lat? Czy chętniej i bardziej entuzjastycznie podejdą do
wypełniania zadań, którymi ich ktoś dodatkowo obarczył, ale za wykonanie których
dodatkowo nie zapłaci? Dziękować Bogu, jestem tylko prowincjonalnym doradcą. Ma to
swoje plusy. Stać mnie na luksus stawiania pytań, na które nie muszę szukać odpowiedzi.
Wracając do myśli Heraklita, to, że „Pantha rei…”, nie zmienia faktu, iż „historia kołem się
toczy”.
Doradca zawodowy
Roman Michalski