„Co by się nie działo teatr musi grać…” I gra już nieprzerwanie od

Transkrypt

„Co by się nie działo teatr musi grać…” I gra już nieprzerwanie od
„Co by się nie działo teatr musi grać…”
I gra już nieprzerwanie od wielu lat. Miał w swej
historii lepsze i gorsze chwile, lecz teraz znów
zwyżkuje. „Nie spodziewałem się fajerwerków”
i jakże miło zaskoczył mnie zespół 3A.
NASZE MIASTO-jest wspaniałe/prawie/
Tak w lakoniczny sposób można określić to, co
działo się w niedzielę wieczorem na scenie Teatru
Trzynastu Rzędów w Zośce.
Wystawiona została sztuka amerykańskiego
autora Thorntona Wildera. Tytułowa osada leży
w stanie New Hampshire, nazywa się Grover's
Corner. Jest najbardziej banalna na świecie i żyją
w niej najbardziej zwyczajni ludzie.
Tekst Wildera oparty jest na chwycie teatru
w teatrze. Oto Reżyser wywołuje na scenę
postacie, które mają odgrywać zdarzenia
ze swego życia. Przygotowywana sztuka składa
się z trzech aktów. W pierwszym oglądamy
powszedni dzień amerykańskiego miasteczka doktor Gibbs wraca o świcie z Dzielnicy Polskiej,
redaktor lokalnej gazety Webb wychodzi
do pracy, żony obydwu budzą dzieci do szkoły.
Po trzech latach, w akcie drugim, obserwujemy
narodziny i rozkwit związku Emilki, córki
redaktora Webba, z Georgem Gibbsem.
Wydarzenia aktu trzeciego, rozgrywające się
w lecie 1913, przenoszą nas na cmentarz, leżący
na szczycie wzgórza, gdzie za chwilę odbędzie
się pogrzeb Emilki. Ale kobieta jeszcze na chwilę
powraca między żywych - przenosi się
w najszczęśliwszy dzień swojego życia - dzień
dwunastych urodzin...
To tekst o urodzie życia, o tym, jak przestaje być
przez nas dostrzegana. Również o tym, że śmierć
jest jego częścią, uwieńczeniem, nieodłącznie
związanym z nim etapem.
Jest to dramat pozbawiony obciążeń związanych
z człowiekiem, rzeczy brudnych, negatywnych,
złych. Żeby ktoś był dramatyczny, nie trzeba
czynić z niego łotra. Oszczędną scenografię,
a którą składają się m.in. fragmenty mebli,
rekompensują kostiumy, naznaczone piętnem
epoki.
Skąd pomysł na ten spektakl?
Odpowiedź na pierwsze pytanie w dyskusji
okazała się prosta: jest to dobry materiał
do nauczenia dyscypliny aktorskiej, nauki
wzajemnego słuchania, gry przedmiotami,
których w rzeczywistości nie ma. Plusem zdaje
się być także spokój spektaklu, który nie okaże
się atrakcyjny przez to, że jest kontrowersyjny.
Aktorzy przyznali, że nie było problemów
z doborem ról. Leżał gdzie indziej. Mianowicie
obecny spektakl okazał się zupełnie innym niż
dotychczasowe. Uczniowie zauważyli, że był to
pierwszy występ, w którym musieli zagrać
prawdziwe osoby. Trudność stanowił też czas
akcji, który nie był jednorodny. Pokazuje postaci
w trzech różnych momentach życia, co na etapie
pracy
nad
spektaklem
było
ciężkie
do przeskoczenia, jednak aktorzy bardzo dobrze
poradzili sobie ze swoimi rolami.
Przed 3a jeszcze jednak sporo pracy. Problem
z opanowaniem gry pantomimicznej był niestety
dość łatwo zauważalny w spektaklu. Zarzut ten
pojawił się w trakcie dyskusji, gdzie zauważono
niekonsekwencję w ogrywaniu przestrzeni i nie
istniejących rekwizytów.
Problem stanowiło też oświetlenie, które nie
do końca spełniło swoją funkcję. Wyraźnie widać
było, że ustalone zostało na końcu pracy
nad spektaklem. Aktorzy niestety nie potrafili
poruszać się w jego zakresie.
Problemy dykcyjne też nie pomagały w skupieniu
się na przebiegu akcji. Tempo podawania tekstu
było zbyt wysokie. Być może spowodowane
to było chęcią skrócenia przedstawienia, gdyż
trwało ponad 1.5 godziny, jednak w wielu
momentach należałoby zwolnić.
Zastanowiłbym
się
także
nad
innym
rozwiązaniem
postaci
dyrygentki
chóru,
a dokładniej znikania ze sceny. W moim odczuciu
aż prosi się o black out, lub opuszczeniu sceny
przez widownię, gdyż zastosowane w spektaklu
wyjście polegające na przerwaniu dyrygowania
i udaniu się w stronę bocznych drzwi, sprawiło,
że aktorka po wygłoszeniu tekstu wypadała z roli
i już jako prywatna osoba schodziła ze sceny,
będąc cały czas pod obserwacją widza.
Doskonalenia wymaga też scena miłosna, z którą
mamy do czynienia w II akcie. Niestety miłość
nie jest łatwa do odegrania na deskach.
Nie rozumiem także dlaczego dwa krzesła
w pierwszym rzędzie były zarezerwowane
dla aktorów? Równie dobrze owi aktorzy mogliby
wyjść przez główne wejście do sali teatralnej.
Na uwagę zasługuje wysoki poziom energetyczny
wprowadzony w I akcie i utrzymany aż do końca
spektaklu. Niewątpliwie najsilniejszą okazała się
scena z początku aktu III, której miejscem akcji
jest cmentarz. Wielkie brawa dla twórcy
koncepcji
bezdusznych
postaci
zmarłych
skontrastowanych z żywiołową, dopiero co
zmarłą Emilką. Na uwagę zasługuje też gra
Katarzyny Krzypkowskiej, która pomimo
drobnych potknięć potrafiła wytworzyć nastrój
w momencie, gdy Emilka doszła do wniosku,
że nie podoba jej się to, co zobaczyła po powrocie
na ziemię. Padają wtedy ważne słowa, które
przecież tak naprawdę każdy z nas trzyma
w swym sercu. Ciesz się życiem i dziękuj
za każdy kolejny dzień.
Nie można także pominąć postaci obu matek,
które bezbłędnie wprowadziły widzów w magię
minionej epoki.
Może się wydawać, że w tej recenzji znajduje się
dużo wytknięć błędów i niedoskonałości, jednak
tak naprawdę ubytki te należą do kosmetyki
spektaklu.
Wystarczy naprawdę
niewiele
poprawić, by można było z czystym sumieniem
rzec: MOJE MIASTO-jest wspaniałe!
WhnM

Podobne dokumenty