Miałam 15 lat jak powstało województwo Lubuskie. Z tamtego

Transkrypt

Miałam 15 lat jak powstało województwo Lubuskie. Z tamtego
Miałam 15 lat jak powstało województwo Lubuskie. Z tamtego czasu pamiętam bardziej swoją
i mój kot. Pomiędzy motylami w brzuchu,
pierwszą miłość, problemy z nauką chemii i to, że umarł mi
stresem spowodowanym dwójami i żałobą, jak przez mgłę pamiętam telewizyjne i prasowe debaty.
Wiedziałam tylko, że toczy się jakiś spór, o to gdzie będą stolice województw. Ja pochodzę z małej
miejscowości - z Cybinki, a przecież nigdy nie było województwa Cybińskiego, więc mojej poczciwej
mieścinie nie groziła ani degradacja, ani awans. Status quo. W moim wyobrażeniu duża polityka miała nas
ominąć.
Już jak dziecko czułam, że coś odróżnia miejsce, w którym mieszkam od innych rejonów kraju. Czułam
to kiedy spotykałam się z rówieśnikami z innych terenów Polski, podczas wizyt naszej dalszej rodziny; nie
był to jakiś regionalizm, jakaś odrębność kulturowa . Nic z tych rzeczy. My byliśmy fizycznie bliżej
Zachodu. Nie mieliśmy głęboko zapuszczonych korzeni.
W porównaniu z innymi województwami u nas nie ma rodowitych mieszkańców, hen z dziada pradziada.
Nasza tożsamość jako Lubuszan dopiero nabiera kształtu.
Już jako dziecko u schyłku PRL -u przekraczałam niemiecką granicę. Mój ojciec mieszkając w Polsce,
pracował we Frankfurcie. W moim domu gościły niemieckie produkty, na które z zazdrością patrzyli
odwiedzający nas goście. Pomimo, iż jako dziecko tego nie rozumiałam, to czułam, że zamieszkuję w
pokoju najbliżej drzwi na Zachód. Drzwi te były długo zamykane, ale czułam przeciąg. Wiem, że los
województwa lubuskiego nie był pewny. Wielu go nie chciało. Ale jestem przekonana, że w pełni na nie
zasłużyliśmy. Uważam, że wyróżnia nas nasza różnorodność, i to, że bliskość granicy sprawiła, iż nie
mamy dużych kompleksów w stosunku do naszych zachodnich sąsiadów. Lubuskie to bowiem taki Zachód
na dorobku. Zrozumiałam to kiedy w 2008 roku pojechałam na roczną misję do
Azerbejdżanu. Zrozumiałam co to znaczy być Europejką, dopiero na tle tego wschodniego kraju.
Kiedy Polska weszła do Unii i przekraczanie granicy nie było już żadnym problemem często
podróżowałam. Jak każdy widziałam różnice w poziomie życia przeciętnego mieszkańca Niemiec czy
Francji, a naszego Kowalskiego.
Do tej pory jest ona widoczna. Jednak jest coś co sprawiło, że powoli zaczęliśmy ten dystans skracać fundusze unijne. Na początku ich nie czułam, albo może lepszym określeniem byłoby: nie doświadczałam.
Były dla mnie jakimś abstrakcyjnym kapitałem, jakieś drogi, renowacje, inwestycje. Podobnie jak z
powstaniem województwa lubuskiego miałam wrażenie, że to mnie nie dotyczy. Ale odkryłam wtedy
Europejski Fundusz Społeczny. Byłam zdziwiona, że moja najlepsza koleżanka za darmo uczy się języka
obcego, a kuzyn stara się o dotacje na działalność gospodarczą, która znacznie przekracza to co do tej
pory oferował Urząd Pracy. Okazuje się, że jest fundusz, który inwestuje w człowieka i jego rozwój. To
ważne aby były nowe drogi czy lepszy transport, ale doświadczenie własnego wzrostu - choćby
najmniejszego - jest dla każdego z nas najcenniejsze.
Do Zachodu przybliża nas najbardziej nasz rozwój i praca. Wiem to po swoim pobycie w
Azerbejdżanie - gdzie bogata infrastruktura miesza się z indywidualną biedą. To EFS i jego program
Kapitał Ludzki zakopują granice między nami, a zachodnią Europą. Bo owe prawdziwe granice są w nas w naszych kompleksach i nieśmiałości. Podnosząc swoje umiejętności i kompetencje zmniejszamy
dystans. Na szczęście idzie nam to coraz lepiej.
Ewa Kaczmarska
1
Miałam 15 lat jak powstało województwó lubuskie. Z tamtego czasu pamiętam bardziej swoją pierwszą
miłość, problemy z nauką chemii i to, że umarł mi mój kot. Pomiędzy motylami w brzuchu, stresem
spowodowanym dwójami i żałobą, jak przez mgłę pamiętam telewizyjne i prasowe debaty. Wiedziałam
tylko, że toczy się jakiś spór, o to gdzie będą stolice województw. Ja pochodzę z małej miejscowości - z
Cybinki, a przecież nigdy nie było województwa cybińskiego, więc mojej poczciwej mieścinie nie groziła ani
degradacja, ani awans. Status quo. W moim wyobrażeniu duża polityka miała
t
nas ominąć.
Już jak dziecko czułam, że coś odróżnia miejsce, w którym mieszkam od innych rejonów kraju. Czułam
to kiedy spotykałam się z rówieśnikami z innych terenów Polski, podczas wizyt naszej dalszej rodziny; nie
był to jakiś regionalizm, jakaś odrębność kulturowa . Nic z tych rzeczy. My byliśmy fizycznie bliżej
Zachodu. Nie mieliśmy głęboko zapuszczonych korzeni.
W porównaniu z innymi województwami u nas nie ma rodowitych mieszkańców, hen z dziada pradziada.
Nasza tożsamość jako Lubuszan dopiero nabiera kształtu.
Już jako dziecko u schyłku PRL -u przekraczałam niemiecką granicę. Mój ojciec mieszkając w Polsce,
pracował we Frankfurcie. W moim domu gościły niemieckie produkty, na które z zazdrością patrzyli
odwiedzający nas goście. Pomimo, iż jako dziecko tego nie rozumiałam, to czułam, że zamieszkuję w
pokoju najbliżej drzwi na Zachód. Drzwi te były długo zamykane, ale czułam przeciąg. Wiem, że los
województwa lubuskiego nie był pewny. Wielu go nie chciało. Ale jestem przekonana, że w pełni na nie
zasłużyliśmy. Uważam, że wyróżnia nas nasza różnorodność, i to, że bliskość granicy sprawiła, iż nie
mamy dużych kompleksów w stosunku do naszych zachodnich sąsiadów. Lubuskie to bowiem taki Zachód
na dorobku. Zrozumiałam to kiedy w 2008 roku pojechałam na roczną misję do
Azerbejdżanu. Zrozumiałam co to znaczy być Europejką, dopiero na tle tego wschodniego kraju.
Kiedy Polska weszła do Unii i przekraczanie granicy nie było już żadnym problemem często
podróżowałam. Jak każdy widziałam różnice w poziomie życia przeciętnego mieszkańca Niemiec czy
Francji, a naszego Kowalskiego.
Do tej pory jest ona widoczna. Jednak jest coś co sprawiło, że powoli zaczęliśmy ten dystans skracać fundusze unijne. Na początku ich nie czułam, albo może lepszym określeniem byłoby: nie doświadczałam.
Były dla mnie jakimś abstrakcyjnym kapitałem, jakieś drogi, renowacje, inwestycje. Podobnie jak z
powstaniem województwa lubuskiego miałam wrażenie, że to mnie nie dotyczy. Ale odkryłam wtedy
Europejski Fundusz Społeczny. Byłam zdziwiona, że moja najlepsza koleżanka za darmo uczy się języka
obcego, a kuzyn stara się o dotacje na działalność gospodarczą, która znacznie przekracza to co do tej
pory oferował Urząd Pracy. Okazuje się, że jest fundusz, który inwestuje w człowieka i jego rozwój. To
ważne aby były nowe drogi czy lepszy transport, ale doświadczenie własnego wzrostu - choćby
najmniejszego - jest dla każdego z nas najcenniejsze.
Do Zachodu przybliża nas najbardziej nasz rozwój i praca. Wiem to po swoim pobycie w
Azerbejdżanie - gdzie bogata infrastruktura miesza się z indywidualną biedą. To EFS i jego program
Kapitał Ludzki zakopują granice między nami, a zachodnią Europą. Bo owe prawdziwe granice są w nas w naszych kompleksach i nieśmiałości. Podnosząc swoje umiejętności i kompetencje zmniejszamy
dystans. Na szczęście idzie nam to coraz lepiej.