Slołsity - MOK Kowary

Transkrypt

Slołsity - MOK Kowary
02
Slołsity
Gazeta Kowarska
Kwartalnik miejski / dodatek: Kurier Kowarski
Pan Kupa
o kupie wstydu
Powrót Jamolady
Galeria KowArt
2014
nr 2/2014 (53) ISSN 2300-2387
EGZEMPLARZ BEZPŁATNY
S
L
O
Ł
S
I
T
Y
/
N
A
W
S
T
Ę
P
I
E
Sportowy sierpień
Jak w poprzednich latach, w połowie sierpnia odbędą się w Kowarach imprezy sportowe
dla miłośników wysiłku fizycznego. W tym roku będą mogli w nich wziąć udział biegacze
i kolarze. W piątek 15 sierpnia odbędzie się bieg i wjazd na przełęcz Okraj. Na obie imprezy można zapisywać się na miejskiej stronie internetowej.
(red)
Zasłane miasto
W tym numerze publikujemy łozmowę
z niecodziennym celebłytą. Na wywiad
zgodził się Pan Kupa. Kiedyś pokazywał go nawet Teleexpłes. Dzięki temu
telewidzowie dowiedzieli się, że Kowały to zasłane miasto. Do przeczytania
wywiadu zachęcam szczególnie właścicieli psów. Czynię to w imieniu ofiał
psich min. Pola minowe zastawione są
na większości miejskich tławników. Ale
nie tylko, na chodniku można też wdepnąć w niespodziankę, doświadczenie
szczególnie nieprzyjemne latem, gdy
po matce ziemi posuwa się w sandałach. Można więc śmiało powiedzieć, że
w naszym mieście psy dupami nie tylko szczekają. Choć dopiero zaczyna się
lato, już trwają przymiarki do wyborów
samorządowych. Dotałliśmy do pierwszego kandydata na bułmistrza. W Kowałach po raz piełwszy o ten urząd będzie ubiegała się kobieta. Zgodziła się
na wywiad dla naszego czasopisma.
Zachęcam do lektuły.
Jacek Kunikowski
Dzień Matki i Dziecka
Tegoroczny XI Festyn z Okazji
Dnia Matki i Dziecka miał tradycyjne sportowe oblicze.
Przed festynem odbyła się Orlik-Olimpiada. Młodzi sportowcy rywalizowali
w konkurencjach lekkoatletycznych. Rozgrywano sprint, skok w dal, rzut piłeczką. Po zawodach na terenie przy Szkole Podstawowej nr 1 rozpoczął się festyn
rekreacyjny. Najmłodsi świetnie bawili się na wesołym miasteczku, które przyjechało z Czech. Tradycyjnie już miejska
impreza rozpoczęła się występem Kowarskiej Orkiestry Rozrywkowej. Następnie artystyczne umiejętności prezentowali wychowankowie przedszkola Pod
Tęczowym Parasolem i uczniowie szkół
podstawowych. Jedną z bardziej widocznych postaci festynu był Mirosław Górecki, burmistrz podczas imprezy grillował
i rozdawał kiełbaski. Łącznie rozdanych
zostało 700 porcji. Uczestnicy festynu
mogli zdobyć wiedzę o lesie, bo jedno ze
stoisk przygotowali pracownicy Nadleśnictwa „Śnieżka”. Natomiast ratownicy pokazywali jak udzielać pierwszej pomocy przedmedycznej. Na zakończenie
odbyło się losowanie nagród. Główną był
nowoczesny tablet. Atrakcyjne nagrody
sprawiły, że losy rozeszły się błyskawicznie szybko. Dzięki ich sprzedaży udało
się zebrać 900 złotych. Pieniądze te zostaną przeznaczone na zakup nagród do
konkursów organizowanych przez nauczycieli Szkoły Podstawowej nr 1.
(jk)
Górecki w górskim
Burmistrz Kowar Mirosław Górecki został
prezesem Karkonoskiej Grupy Górskiego
Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Funkcję pełni społecznie czyli nie pobiera za nią wynagrodzenia. Mirosław Górecki jest ratownikiem GOPR-u od lat osiemdziesiątych.
(jk)
SLOŁSITY GAZETA KOWARSKA / kwartalnik miejski
W powiedzeniu można trafić kulą w płot.
W Kowarach w płot udało się trafić chodnikiem. To kadr zupełnie jak z filmów Barei.
Bramę kiedyś się dorobi.
2
Redakcja: Jacek Kunikowski (red. nacz.), Agnieszka Jakubik,
Dariusz Kaliński, Zbigniew Piepiora, Andrzej Weinke, Mirosłw Górecki,
Ewa Kubarko-Lewandowska (dział reklam)
Współpraca: Jerzy Jakubów, Roman Tryhubczak, Robert Andrzejewski
Wydawca: Miejski Ośrodek Kultury, ul. Szkolna 2, 58-530 Kowary
tel./fax: 75 718 25 77; e-mail: [email protected]; www.gazeta.kowary.pl
Layout, skład komputerowy: Wojciech Miatkowski
Autor foto na okładce: Wojciech Miatkowski
Druk: APLA Łomnica
Slołsity
Gazeta Kowarska
S
Ratusz w pigułce
W
pracowni modelarskiej przy mysłakowickim Gminnym Ośrodku
Kultury powstał model kowarskiego ratusza. Model wykonali młodzi adepci modelarstwa pod okiem Zbigniewa Draka. Będzie od służył osobom niewidomym, które
będą brały udział w Warsztatach Terapii
Zajęciowej. Dzięki temu niewidomi będą
mieli wyobrażenia w jakim budynku w Kowarach urzęduje władza. Dla osób z dysfunkcją wzroku dotyk jest ważnym zmysłem. Pomaga choćby w czytaniu alfabetu
Braila, zastępuje więc funkcje wzroku.
(jk)
L
O
Ł
S
I
T
Y
/
N
A
W
S
T
Ę
P
I
E
Lemowisko
Przełom maja i czerwca to czas imprez plenerowych
organizowanych przez kowarskie szkoły.
Pokazy straży pożarnej, możliwość spojrzenia na Kowary z wysokości kilkudziesięciu metrów (podnośnik), to tylko niektóre z atrakcji Lemowiska, po raz piąty zorganizowanego przez Zespół Szkół Ogólnokształcących w Kowarach. Impreza odbyła się w niedzielę
25 maja. Podczas festynu na scenie wystąpili uczniowie ZSO oraz goście, między innymi
Kowarska Orkiestra Rozrywkowa. Organizatorzy zadbali tez o to, by dzieci w trakcie mogły przygotować prezenty na zbliżający się Dzień Matki. Powodzeniem cieszyły się przygotowane konkursy, upieczone przez nauczycieli ciasta i grillowane kiełbaski.
(jk)
Eurowybory w Kowarach
W
Kowarach, podobnie jak na całym
Dolnym Śląsku, wybory do Europarlamentu wygrała Platforma Obywatelska. Nad Jedlicą oddano na nią 678 głosów (38,31%), drugie miejsce zajęło Prawo
i Sprawiedliwość, który uzyskał 432 głosy
(24,41%). Na „pudle” znalazło się jeszcze
miejsce dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej – Unia Pracy, sojusz zdobył 278 głosów
(15,71%). Frekwencja w Kowarach wyniosła 20,56% i była niższa niż średnia w kraju.
(jk)
3
S
L
O
Ł
S
I
T
Y
/
W
Y
W
I
A
D
Burmistrz
w spódnicy?
Rozmowa z Kamilą Pietraszek,
wiceprzewodniczącą
Rady Miejskiej
w Kowarach
Jacek Kunikowski – W naszym mieście wiadomości rozchodzą się lotem błyskawicy, czy rzeczywiście zamierzasz
startować w wyborach samorządowych i mierzysz w urząd
burmistrza?
Kamila Pietraszek – Wiem coś o tej błyskawicy… (śmiech). A już
całkiem poważnie – tak, wystartuję w wyborach samorządowych
na stanowisko burmistrza Kowar. Cieszę się, że mogę to po raz
pierwszy ogłosić oficjalnie właśnie na łamach Slołsity.
J. K. – Niezależnie od wyników głosowania przejdziesz do
historii, będziesz pierwszą w Kowarach kobietą ubiegającą
się o to stanowisko, odkąd w Polsce zapanowała demokracja. Czy nie obawiasz się takiego wyzwania?
K. P. – Nie znam kontrkandydatów, więc nie mogę zakładać, że
wśród nich nie będzie innych kobiet. Na pewno jestem pierwszą
kobietą (i chyba kandydatem w ogóle), która oficjalnie ogłosiła swój
akces w nadchodzących wyborach. Emancypacja kobiet jest już tak
naturalnym zjawiskiem, że obecność Pań w polityce to dziś nic nadzwyczajnego. Oczywiście start w wyborach to zawsze wyzwanie.
Nie jest ono jednak ponad moje możliwości. Dlatego nie ma we
mnie obaw.
J. K. – Z tego co sobie przypominam jesteś pierwszą nad
Jedlicą przedstawicielką swojej płci, która pełni rolę wiceprzewodniczącej Rady Miejskiej. Co Ciebie nauczyła czteroletnia praca w lokalnym samorządzie? Co było zaskoczeniem, gdy zostałaś radną? Jak zamierzasz wykorzystać ten
czas doświadczeń?
K. P. – Aktywna obecność w samorządzie dała mi bardzo wiele.
Bycie radną unaoczniło mi, z jak dużą ilością problemów borykają
się Kowarzanie. Uświadomiłam sobie, jak bardzo zaniedbane jest
to miasto i ile trzeba poświęcić czasu, by je zmienić. Zaskoczyła
mnie natomiast agresywna walka o władzę. Miałam wrażenie, że
niektórzy radni zapomnieli po co tu są, że reprezentują mieszkańców, a nie samych siebie. Myślę, że cztery lata solidnej i uczciwej
4
pracy w radzie miasta to jeden z moich atutów. Wiem, że ta praca
zaowocuje w przyszłości.
J. K. – Zawsze zastanawiałem się, co kieruje ludźmi, którzy celują w bycie na lokalnym świeczniku. Wtedy człowiek
z osoby prywatnej staje się personą publiczną. Jak jest
w Twoim przypadku?
K. P. – Jeżeli ktoś decyduje się na sprawowanie funkcji publicznej to niejako w sposób naturalny pozycjonuje swoją osobę na –
jak to nazwałeś – lokalnym świeczniku. Oczywiście każde działanie
jest wtedy obserwowane i recenzowane. Jeżeli jednak jesteś osobą
transparentną i nie zmieniasz się pod wpływem władzy czy na potrzeby kampanii, to nie powinno stanowić to większego problemu.
Tak jest właśnie w moim przypadku.
J. K. – Prowadzisz własny biznes, czy starczy Ci czasu
i energii na działalność publiczną?
K. P. – Wiem ile czasu i energii trzeba poświęcić na działalność
w samorządzie terytorialnym. Pracuję przecież na co dzień jako
radna, przewodnicząca Komisji Ochrony Środowiska, Przemysłu,
Handlu, Usług i Rolnictwa, członek Społecznej Komisji Mieszkaniowej, przedstawiciel Kowar w Zgromadzeniu Związku Gmin Karkonoskich, wiceprzewodnicząca Rady Miejskiej, przedstawiciel Kowar z Izbach Rolniczych, wiceprzewodnicząca PO w Kowarach.
Nie zajmowałabym się tym, gdybym nie była w stanie pogodzić
tych wszystkich obowiązków z własną działalnością. Jak widzisz
energii mam pod dostatkiem i wciąż stawiam sobie nowe wyzwania. Co ważne we wszystkim zawsze wspiera mnie rodzina.
J. K. – Czy to prawda, że potrafisz obsługiwać traktor?
K. P. – Tak, to prawda (śmiech). Jednak dzisiaj jazda ciągnikiem to
bardziej obsługa komputera, niż maszyny rolniczej. Uczestniczyłam niedawno w pokazach nowoczesnego sprzętu rolniczego. Prowadziłam tam jeden z najnowszych ciągników marki Deutz Fahr.
Jeśli ktoś będzie miał w przyszłości okazję przejażdżki jakimkolwiek z nowej generacji ciągników, to szczerze polecam. Myślę, że
S
już samo spojrzenie do jego wnętrza będzie negacją ciągle jeszcze funkcjonującego w naszym społeczeństwie stereotypu rolnika.
J. K. – Kilka razy widziałem Cię na meczach kowarskiej
Olimpii, który z nich utkwił Ci w pamięci?
K. P. – Każde zawody z udziałem naszej drużyny dostarczają wiele emocji. Najbardziej utkwił mi jednak w pamięci mecz z zeszłego
sezonu z Piastem Żmigród. Nigdy wcześniej nie widziałam na kowarskim stadionie tylu ludzi. Całe rodziny z dziećmi dopingowały
Olimpię. Mieliśmy wtedy szansę na awans. To było coś pięknego.
Mimo porażki miło wspominam te zawody. Mam nadzieję, że niebawem będziemy cieszyć się z upragnionego awansu, a mecze III
ligi rozgrywane będą już na wyremontowanym stadionie.
J. K. – W przeszłości Kowary zasłynęły z brutalnych kampanii wyborczych, nie obawiasz się męskich łokci w wyścigu wyborczym?
K. P. – Liczę się z tym, że niektórzy zaczerpną z makiawelistycznego repertuaru środków. Mam jednak nadzieję, że mieszkańcy
w swoim wyborze kierować się będą racjonalnymi przesłankami.
Chciałabym, żeby wygrał najlepszy pomysł na Kowary, a nie pusta
retoryka. Żeby ważne było to, co do tej pory zrobiło się dla mieszkańców, a nie tylko to co zapowiada się, że zrobi.
J. K. – Skoro się decydujesz na walkę w wyborach, znaczy,
że to miasto lubisz. Co w Kowarach Ci się podoba?
K. P. – Mieszkam tu od urodzenia i chociażby dlatego jestem związana z Kowarami. Jest to piękne miasto z wielkim potencjałem,
który - mam wrażenie - nie do końca jest wykorzystany. Rzadko
wyjeżdżam z Kowar. To raczej do mnie przyjeżdżają znajomi. Tak
ich, jaki i mnie, zawsze urzeka piękno tutejszego krajobrazu.
J. K. – I dla przeciwwagi, co Cię męczy?
K.P. – Hmm… Może nie udzielę odpowiedzi na to pytanie, żeby
nikogo nie urazić?
J.K. – Jest aż tak źle?
K. P. – Na pewno może być lepiej. Potrzebne są jednak zmiany
na wielu płaszczyznach. Mam wrażenie, że w Kowarach załatwienie prostej sprawy urasta do rangi nierozwiązywalnego problemu.
Czuję, że istnieje jakaś bariera, która uniemożliwia rozwój tego
miasta. Męczy to mnie i przedsiębiorców, z którymi rozmawiam.
Ale też zwykłych mieszkańców.
J. K. – Celowo nie pytałem o wizje miasta, o program wyborczy, bo Slołsity nie jest partyjnym organem. Jaka jest
Kamila Pietraszek prywatnie?
K. P. – Zatroskaną panią domu, kochającą żoną i matką dwójki
wspaniałych dzieci.
J. K. – Pracujesz jako rolnik. To w Kowarach (i nie tylko)
dość nietypowy zawód, jak on może pomóc w pracy ewentualnego burmistrza?
K. P. – Współczesny rolnik spędza tyle samo czasu w „papierach”
co na polu. Tak samo musi dbać o plon jak i o formalności. Pisanie projektów, wniosków o dotację do Unii Europejskiej, rozliczenia księgowe, et cetera… to mój chleb powszedni. Bardziej czuję się dzisiaj szefem firmy, biurem projektowym, czy księgową niż
rolnikiem. Jest to doświadczenie bezcenne w pracy samorządowca. Uważam, że najpierw trzeba wykazać się kreatywnością i pracowitością w działalności prywatnej, by ubiegać się o zarządzanie
własnością publiczną.
J. K. – Dziękuję za rozmowę.
K. P. – Ja również dziękuje.
Z Kamilą Pietraszek rozmawiał
Jacek Kunikowski
L
O
Ł
S
I
T
Y
/
W
Y
W
I
A
D
REKLAMA
OFERUJEMY:
• usługi księgowe – podatkowa księga przychodów
i rozchodów, ryczałt, księgi rachunkowe, rozliczenia VAT,
• usługi kadrowo-płacowe, rozliczenia z ZUS,
• pomoc w założeniu firmy,
• sporządzanie wniosków o dotacje z Urzędu Pracy,
• sporządzanie wniosków do PFRON o refundację
składek ZUS oraz dofinansowanie do wynagrodzeń
niepełnosprawnych,
• PITy – roczne zeznania podatkowe.
siedziba firmy
58-500 Jelenia Góra ul. Drzymały 33/1a
[email protected]
www.rachunkowe24.eu
tel: 530 840 540, tel: 75 76 575 92
5
S
L
O
Ł
S
I
T
Y
/
R
O
Z
M
A
I
T
O
Ś
C
I
Zagadka
rozwiązana
W jednym z ostatnich numerów naszej gazety próbowaliśmy rozwiązać zagadkę jednego z symboli przeszłości. Chodzi o głaz,
który leży z lewej strony asfaltowej drogi przy rowie melioracyjnym, idąc drogą do
Leśniczówki „Jedlinki” (Tannenbaude).
Na głazie widnieje napis:
„Hegemeister Herrmann Tannenbaude 1906–1929”
W wolnym tłumaczeniu na język polski napis z głazu brzmi:
„Leśnik Hermann Jedlinki 1906–1929”.
Przypomnijmy: określenie Hegemeister odnosi się bardziej do
„opiekuna lasu” niż leśnika, jednak ciężko jest ten wyraz przetłumaczyć dosłownie.
Zagadkę udało się przypadkiem rozwiązać Robertowi Andrzejewskiemu. Podczas spaceru z żoną Anią i synem Kubą, natrafił na
inny głaz przy murze „Starego Cmentarza”. Obiekt pozostał poza
obszarem nekropolii, gdyż prawdopodobnie został przewrócony
przez „kowarskich pionierów”, którzy wznosili ogrodzenie cmentarza. Udało się nam odczytać na nim napis następującej treści:
„Hegemeister August Herrmann 18.8.1864 – 5.5.1932”.
Po analizie obu badanych obiektów, można wysnuć następujące przypuszczenie. August Herrmann urodzony w 1864 roku
pracował w lesie i być może mieszkał w Leśniczówce „Jedlinki” (Tannenbaude). Głaz przy drodze do Leśniczówki Jedlinki
prawdopodobnie poświęcono, aby upamiętnić jego pracę, którą
ukończył na trzy lata przed swoją śmiercią.
Robert Andrzejewski, Zbigniew Piepiora
REKLAMA
6
Rotarianie
w Przedwiośniu
W sobotę 14 czerwca w Centrum Usług Medycznych i Profilaktyki Zdrowotnej „Przedwiośnie”
odbyło się uroczyste otwarcie Parku Integracyjnego Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnej. To
pierwszy etap budowy ścieżki zdrowia.
Inwestycja była możliwa do realizacji dzięki hojności Rotary Club
Jelenia Góra – Cieplice. Otwarcie ścieżki zdrowia stało się okazją
do rotariańskiej uroczystości. Na Przedwiośniu wstęgę przecinały
pospołu Małgorzata Czajkowska i Elżbieta Zakrzewska, obie panie
są rotariankami. Ufundowany przez darczyńców sprzęt kosztował
ponad 50 tysięcy złotych.
– Pomoc społecznościom lokalnym jest jednym z celów działalności rotarian – mówi Tadeusz Płuziński z jeleniogórskiego Rotary
Club – Zwłaszcza, gdy inwestuje się w ochronę zdrowia.
Uroczystość w Przedwiośniu była okazją do rotariańskiego spotkania. Trzech z nich Mieczysław Ligęza, Adam Czajkowski i Tadeusz Płuziński otrzymało odznakę Paul Harris Fellow, to najwyższe
wyróżnienie klubowiczów.
Dwa dni po uroczystości w „Przedwiośniu” działalność rozpoczęła nowoczesna sala rehabilitacyjna. Jej koszt to milion złotych,
środki na wyposażenie zostały pozyskane z PFRON-u (Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych). Wśród
zakupionego sprzętu jest między innymi wart 150 tysięcy złotych
laser rehabilitacyjny. Promień świetlny urządzenia operuje do 12
centymetrów, poza Kowarami w Polsce są jeszcze tylko dwa takie
aparaty. W ośrodku wciąż trwa remont. Zakończenie robót planowane jest na wrzesień.
(jk)
S
Przygraniczna współpraca
W
ostatni czwartek czerwca można było
słyszeć w Kowarach wystrzały. Z najstarszej broni palnej strzelał Piotr Batog, miłośnik historii z uwzględnieniem średniowiecznego oręża. Prezentował on również broń białą,
oraz protoplastę łuku, czyli miotacz oszczepów.
– To bardzo stara broń, znana jeszcze przed wynalezieniem łuku
– mówi Piotr Batog ze Środy Śląskiej – używana ona była jeszcze
podczas polowań na mamuty.
Miotacz jest godny swojej nazwy, urządzenie strzały posyłało daleko z dużą siłą, choć w Kowarach żadnego mamuta nie było w zasięgu pocisków. Piotr Batog prezentował również replikę średniowiecznego warsztatu kowalskiego, wytwarzano w nim wszelkie
niezbędne do życia metalowe przedmioty. Prezentacja średniowiecznych sprzętów odbyła się podczas polsko-czeskiego festynu.
Kowarzanie mogli postrzelać z łuku i zobaczyć, a nawet dotknąć
broń białą. Uczestnicy festynu mieli okazję spróbować smakołyków przygotowywanych wedle średniowiecznych przepisów.
Wzięciem cieszył się robiony tradycyjnym sposobem chleb. Impreza była zorganizowana w ramach projektu „Promocja Szlaków na
Polsko-Czeskim Pograniczu” i była dofinansowana ze środków Unii
Europejskiej. Partnerem Kowar było czeskie miasto Zaclerz.
(jk)
Wakacje z nagrodami
Z
wakacji cieszą się wszyscy, uczniowie i nauczyciele. Dodatkowy powód do radości mają nagrodzeni
uczniowie, 10 miesięcy trudu zostało wymiernie nagrodzone. Z okazji zakończenia roku szkolnego burmistrz
Mirosław Górecki wręczał nagrody finansowe dla najlepszych uczniów. W „jedynce” otrzymał ją Łukasz Schmidt,
w Szkole Podstawowej nr 3 im. Józefa Gielniaka nagrodzony
został Norbert Tackowiak, a najlepsze wyniki w nauce gimnazjum osiągnęła Sandra Jaciubek.
Nagrodzeni zostali również młodzi sportowcy.
– Uważam, że trzeba doceniać zdolną młodzież, która ceni sportowy tryb życia – mówi radny Adam Bierowski z komisji Sportu Turystyki i Współpracy z Zagranicą Rady Miejskiej – jako rada corocznie składamy się na nagrody dla najlepszych sportowców.
W Szkole Podstawowej nr 1 nagrodzeni zostali: Alan Winiarski
i Katarzyna Jaworska, którzy otrzymali również po medalu Sportowca Szkoły Podstawowej nr 1. Jak nas poinformował Dariusz
Woźniak, nauczyciel wychowania fizycznego, Alan Winiarski wyróżniał się w grach zespołowych, a Katarzyna Jaworska odnosiła
sukcesy w biegach przełajowych.
Nagrodzonym przez radnych gimnazjalistą został Krzysztof Miklaszewski, miłośnik siatkówki. W liceum docenione zostały sportowe
osiągnięcia Iwony Lipki. Uczennica jest między innymi kapitanem
szkolnej drużyny siatkówki. Wraz z koleżankami reprezentowała szkołę w finale strefy jeleniogórskiej szkół ponadgimnazjalnych
w siatkówce plażowej. W minionym roku szkolnym reprezentowała ona szkołę również w licznych zawodach lekkoatletycznych.
(jk)
L
O
Ł
S
I
T
Y
/
K
U
L T
JESTEŚ GŁODNY?
ZADZWOŃ!
OBIADKI NA TELEFON
JUŻ OD 10 ZŁ Z DOWOZEM
tel. 691 084 400, 669 460 073
U
R
A
SALA W KOWARACH
NA 50 OSÓB
ORGANIZUJEMY PRZY WSPÓŁPRACY
Z MIEJSKIM OŚRODKIEM KULTURY
BANKIETY – SPOTKANIA
OKOLICZNOŚCIOWE – IMPREZY
FIRMOWE – SZKOLENIA
NAGŁOŚNIENIE – DOSTĘP
DO INTERNETU – FLIPCHART
– ŚWIATŁO DZIENNE
– ZACIEMNIENIE SALI – EKRAN
– PROJEKTOR – MIKROFON
UROCZYSTOŚCI RODZINNE PRZY
WSPÓŁPRACY Z SALĄ ZABAW
PLAYLAND
ZABAWY Z ANIMATOREM
UROCZYSTOŚCI DLA DZIECI
KLASOWE DYSKOTEKI
– SPOTKANIA – KARAOKE
[email protected] / [email protected]
www.catering-karpacz.pl / www.cateringkarpacz.pl
tel. 691 084 400 / 605 874 414
Zapraszamy również na imprezę, której jesteśmy współorganizatorem:
7
S
L
O
Ł
S
I
T
Y
/
S
A
M
O
R
Z
Ą
D
Centrum Wczesnej
Profilaktyki Zdrowotnej
w Kowarach
W kwietniu br. została zakończona rewitalizacja
inwestycji pod nazwą Centrum Wczesnej Profilaktyki Zdrowotnej w Kowarach. Zadanie dofinansowane było ze środków Unii Europejskiej
w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego
Województwa Dolnośląskiego na lata 2007–2013.
Co to za inwestycja i do kogo jest skierowana?
Projekt przewidywał zagospodarowanie zabytkowego budynku, należącego do kompleksu Szkoły Podstawowej nr 1 w Kowarach, który
ostatnio nie był użytkowany, ponieważ uniemożliwiał to stopień dewastacji obiektu. Planowane prace obejmowały m.in.: częściową przebudowę pomieszczeń, wymianę stolarki okiennej i drzwiowej, wymianę pokrycia dachowego, prace renowacyjne elewacji, modernizację
instalacji wodociągowej i kanalizacyjnej, modernizację instalacji elektrycznej i grzewczej oraz zagospodarowanie terenu wokół Centrum.
Istotą projektu było utworzenie w Kowarach instytucji pod nazwą
Centrum Wczesnej Profilaktyki Zdrowotnej – nowoczesnego i profesjonalnego miejsca zajmującego się profilaktyką i terapią wad rozwojowych i dysfunkcji. Z Centrum korzystać będą mogły dzieci ze szkół
podstawowych w Kowarach. W ramach rewitalizacji powstały liczne
gabinety m.in. sala terapii ruchowej, sala logopedyczna, sala muzykoterapii, sala ludoterapii i dramatoterapii, pokój terapii psychologicznej.
Budynek przyszłego centrum przed rewitalizacją
8
Zadanie dofinansowane ze środków Unii Europejskiej w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Dolnośląskiego na lata
2007–2013; Priorytet IX:„Odnowa zdegradowanych obszarów miejskich
na terenie Dolnego Śląska (Miasta); Działanie 9.1 „Odnowa zdegradowanych obszarów miejskich w miastach powyżej 10 tysięcy mieszkańców”.
S
Gabinety są przystosowane dla osób niepełnosprawnych. Fundusze na
wyposażenie gabinetów i sal pochodzą również ze środków unijnych.
Centrum pozwoli na wczesne wykrywanie oraz likwidację wad rozwoju psychicznego dziecka, wad wymowy czy mikrodeficytów powodujących problemy w nauce. Konieczne jest zatem zapewnienie
dzieciom w wieku szkolnym profesjonalnej profilaktyki oraz terapii,
w szczególności tym, których rodzice ze względów ekonomicznych
nie mogą pozwolić sobie na profilaktykę i terapię prywatną, co pogłębia wykluczenie społeczne i powoduje pogłębianie wad i dysfunkcji
rozwojowych u dzieci.
Całkowita wartość projektu to: 2 232 228,12 PLN, całkowite wydatki kwalifikowane projektu wynoszą 2 157 050,12 PLN, wkład Unii
Europejskiej: 1 242 460,87 PLN, czyli dofinansowanie z Unii Europejskiej wyniesie prawie 58% wydatków kwalifikowanych. Wydatki Miasta Kowary na ten cel: 914 589,25 PLN. Beneficjentem projektu jest
oczywiście Miasto Kowary.
Tekst, foto: Marta Weinke
Podziękowania i wyrazy uznania dla Pana Janusza Piepiory i Miejskiej
Służby Ratowniczej w Kowarach za sprawną i skuteczną pomoc
w transporcie ciężkiego łóżka medycznego koniecznego do leczenia.
Redakcja Slołsity, Jerzy Zoń
L
O
Ł
S
I
T
Y
/
S
A
M
O
R
Z
Ą
D
Wędrówki
Konia Tradycjusza
– Przewodnik
po Kowarach i Vrchlabi
Miasto Kowary powoli kończy realizację projektu pn. „Wzmacnianie przyjaźni szkół z miast Kowary i Vrchlabi”. Wisienką na przysłowiowym torcie, a zarazem końcowym działaniem jest wydanie
przewodnika stworzonego dla dzieci i z myślą o dzieciach.
Zapraszamy serdecznie do zabawy z naszym Konikiem Tradycjuszem. Zwiedzajcie Kowary, odwiedzajcie turystyczne atrakcje
miasta zbierając przy tym odciski specjalnych stempelków. Nasz
czworonożny bohater pozostawił w Kowarach 9 pieczątek – każdą w innym miejscu, którą teraz musicie sami odnaleźć. Podążajcie
jego śladem, by zdobyć tytuł „Najlepszego Przyjaciela Konika Tradycjusza”. Wczytajcie się w nasz przewodnik, rozwiążcie wszystkie
łamigłówki i krzyżówki, poszukajcie wskazówek. Odwiedźcie również czeskie miasto Vrchlabi, w którym także nie brakuje atrakcji.
Po zebraniu odpowiedniej liczby odcisków stempli, każdy uczestnik zabawy ma szansę otrzymać w nagrodę upominek – foto-puzzle. Zabawa wciąż trwa, więc tych którzy nie wzięli jeszcze w niej
udziału serdecznie zapraszamy do kowarskiej Informacji Turystycznej po odbiór bezpłatnych folderków.
Projekt pn. „Wzmacnianie przyjaźni szkół z miast Kowary i Vrchlabi” współfinansowany jest ze środków
Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego oraz ze środków budżetu
państwa za pośrednictwem Euroregionu Nysa.
S
L
O
Ł
S
I
T
Y
/
?
?
?
?
?
Start galerii
W kwietniu została otworzona pierwsza nad
Jedlicą galeria. Nie chodzi o sklep z ciuszkami
z markowymi metkami, a galerię sztuki z prawdziwego zdarzenia.
KowArt,
bo tak nazywa się przedsięwzięcie mieści się
w Miejskim Ośrodku Kultury. Pierwsze prace znalazły nabywców jeszcze przed oficjalnym otwarciem. Na pniu sprzedały się
akwarele Stanisława Kanonowicza. Poza obrazami można zakupić sztukę użytkową, między innymi szklane ozdoby Beaty Grzesiak wykonane w technologii fusingu. Rzeźby oferuje Werner
Pietrzyk, a witraże Renata Abramowicz. Kilku rękodzielników
wystawia w galerii swoje dzieła wykonane w technice haftu krzyżykowego. Galeria jest otwarta również na innych twórców, którzy zechcą eksponować w niej swoje prace. Ceny wahają się od
20 złotych do 18 tysięcy, bo tyle życzy sobie za obraz Krystyna Matusiak. Galeria udostępnia kontakt do autorów prac i ceny
można negocjować z samymi artystami. Teraz kowarscy nowożeńcy będą mogli otrzymać w prezencie ślubnym obraz z galerii
sztuki, a nie siedem mikserów z galerii… handlowych. Warto pamiętać, że oryginalny prezent na dłużej zapada w pamięci obdarowanego.
(jk)
Jamolada – Adaśko i Gracuś, czyli połowa składu zespołu Rącze Jelonki
Powrót Jamolady
Podróże w czasie są możliwe i nie trzeba do tego
wielkich nakładów finansowych, naukowych autorytetów, ekspertów od nowych technologii.
P
rzekonać się o tym można było w piątek 2 maja w Miejskim Ośrodku Kultury. Odbył się tam koncert w klimatach bluesowych. Na plakatach zajawiony był jako Jamolada. Była to reaktywacja imprezy, która po raz pierwszy odbyła
się prawie ćwierć wieku temu. Doczekała się ona profilu na facebooku, którzy prowadzą dawni bywalcy Jamolady. Wrzucają głównie zdjęcia, które dziś mają wartość archiwalną. Jamolada, to od
początku impreza muzyczno-towarzyska. Nazwę wzięła od jam
session, który każdorazowo kończył koncert zaproszonych kapel. Tak było i tym razem. Napisać wypada kilka słów o historii.
Ćwierć wieku temu grupa zaprzyjaźnionych ludzi postanowiła zorganizować taki koncert, na jaki sami chcieliby pójść. O imprezie powiadomili grono znajomych. Stąd obowiązująca do dziś konieczność pokazania wejściówki uprawniającej do zakupu biletu. Pomysł
okazał się strzałem w przysłowiową „10”. Od pierwszej edycji Jamolada gromadziła grono sympatyków, którzy do dziś z sentymentem wspominają klimat wspólnej zabawy i nie mają nic przeciwko temu, by go kontynuować. Impreza znana była nie tylko
w Kowarach. Na koncerty przyjeżdżała publiczność od Kamiennej Góry, do Zgorzelca. Kiedyś odbywała się raz w miesiącu, teraz to koncert okolicznościowy.
(jk)
10
Muzyka przed ratuszem
W
sobotę 26 lipca na schodach kowarskiego ratusza będzie
można posłuchać pieśni operowych. Wzorem poprzednich lat odbędzie się impreza z cyklu Muzyczny Ogród Liczyrzepy.
Miasto Kowary jest współorganizatorem koncertu. W Kowarach
wystąpią młodzi śpiewacy, ale jak pokazuje doświadczenie poprzednich lat, wielu z nich trafia do znanych światowych oper. (jk)
Zabrakło punktów
Nie udał się awans kowarskiej Olimpii do III ligi dolnośląsko-lubuskiej. Kowarzanie zakończyli rozgrywki na trzecim miejscu ligowej tabeli, a awansowały dwie drużyny z czuba tabeli. Pewnym
pocieszeniem dla kibiców jest fakt, że podczas letnich miesięcy remontowane są trybuny na kowarskim stadionie. Na inwestycję budżet przewiduje 400 tysięcy złotych. Od nowego sezonu kibice
będą dopingować kowarskich piłkarzy z odnowionych trybun. (jk)
S L
O
Ł
S I
T
Y
/
P
O
W
I
E
W
Ś
W
I
A
T
A
Gościnne wystawy
Artystki z Kowar zaprezentowały swoją twórczość
daleko poza granicami miasta.
W
łaścicielka pałacu Nowy Dwór Janina Pernak de Gast swoją wystawę miała w Paryżu, wernisaż odbył się 17 czerwca. Malarka swoje obrazy zaprezentowała w Bibliotece Polskiej, która znajduje
się w pobliżu katedry Notre Dame. Kuratorem wystawy była żona byłego prezydenta RP Jolanta Kwaśniewska. Janina Pernak de Gast z zawodu jest lekarzem, zajmuje się uśmierzaniem bólu. Malarstwo jest dla
niej uśmierzaniem bólu duszy. W Paryżu zaprezentowała kolekcję portretów. Biblioteka Polska w Paryżu to najstarsza instytucja polska poza
granicami kraju. Od 1853 mieści się ona na Wyspie św. Ludwika przy
Quai d'Orléans. Hafciarka Krzysztofa Kaczorowska współtworzyła
dzieło, które można było oglądać w sali wystawowej Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi. Tam odbył się pokaz monumentalnego
hafciarskiego dzieła pt. „Jan III Sobieski pod Wiedniem”. Jego współautorką jest Krzysztofa Kaczorowska. Stworzone za pomocą hafciarskich
nici dzieło jest repliką obrazu Jana Matejki i zostało wykonane w skali
1:1. Jego wymiary wynoszą 458 x 894 cm. Dzieło składa się z 9,5 miliona
krzyżyków, użyto nici w 220 kolorach. Krzysztofa Kaczorowska wykonała jeden z pięćdziesięciu fragmentów obrazu. Nad repliką pracowało blisko 80 hafciarek z całego kraju koordynowanych przez Fundację
Wspierania Kultury, Sztuki i Tradycji Rękodzieła Artystycznego im. Św.
Królowej Jadwigi w Częstochowie. Okazją do tak gigantycznego przedsięwzięcia była rocznica bitwy pod Wiedniem.
(jk)
Prowansalska
GRA
nad Jedlicą
Anna Szulia i Bartosz Burgielski
Rozgrywki turnieju bule
Zwycięzcy turnieju bule
REKLAMA
zo -
stali pierwszymi nieoficjalnymi mistrzami
Kowar w bulle. To gra, która szczególnie
popularna jest na południu Europy. Zawody odbyły się w niedzielę 15 czerwca, podczas Muzycznego Powitania Lata. W turnieju wzięło udział 16 dwuosobowych ekip.
Rywalizacja była prowadzona systemem
pucharowym. Zwycięzcy pokonali kowarskiego olimpijczyka w bobslejach Dawida
Kupczyka. Muzyczne powitanie lata obfitowało również koncerty. W sobotę na terenie ośrodka „Przedwiośnie” zagrał zespół Los Bandidos. W niedzielę na scenie
przy ul. Jagiellończyka pojawili się: Kowarska Orkiestra Rozrywkowa, Los Bandidos
i D.N.A.
(jk)
Już w lipcu otwarcie filii w Kowarach
porady prawne | postępowania sądowe | obsługa prawa firm
ul. Szkolna 2 (budynek MOK)
tel. 661 162 812
www.KancelariaKrygowski.pl
Prawo jest zawsze po Twojej stronie
11
S
L
O
Ł
S
I
T
Y
/
W
Y
W
I
A
D
Nie lękajcie się... chodzić po trawnikach
Kupa wstydu
Rozmowa z Panem Kupą. Kowarzaninem, którego zauważył
nawet Teleexpress, gdy zdecydował się on rozwiązać
problem porównywalny do kwadratury koła. Nasz bohater
wymyślił sobie, że można właścicieli psów nauczyć sprzątać
odchody zwierząt, które wyprowadzają na spacery.
Kowarskie pojemniki na psie kupy – takie kiedyś były
Pan Kupa w akcji – znakuje psie kupy
Akcja kupa 2009 r.
12
Slołsity – Czy tytuł Pan Kupa brzmi
dumnie?
Pan Kupa – Wiem, że brzmi durnie. Ale
ręce opadają, że w XXI wieku trzeba podejmować takie działania, zajmować się tak
gównianymi sprawami. Głupio mi było pryskać sprayem psie gówna, tylko po to, by
właściciele zwierzaków zwrócili uwagę, że
jest to problem. Może, gdyby taki jegomość
finezyjnie się poślizgnął i utaplał świąteczną marynarką w kupce psiaka, to by może
zmusiło do myślenia, ale ono ponoć nieprzyzwyczajonym szkodzi.
S. – Skoro jest problem, to trzeba
szukać rozwiązania, jaką Pan proponuje drogę?
P. K. – Drogę bez psich gówien pod butami.
S. – Czyli?
P. K. – Polska słynie z nierozwiązywalnych
problemów. Co ciekawe, inne kraje sobie
radzą z rozwiązywaniem ich doskonale.
U nas jakoś to nie wychodzi.
S. – Więc gdzie sedno niemocy?
P. K. – Myślę, że w ludzkiej mentalności. Wciąż tkwimy w przeświadczeniu, że
to co poza własnym kątem, poza prywatnym podwórkiem jest niczyje. Czyli można
pozwolić psu walić kupsztala na chodniku,
na trawniku, byle nie we własnym miesz-
S
kaniu, czy na swoim podwórku. Nikt przecież nie zostawi w domu nieposprzątanego na dywanie cuchnącego klocka. Dużo
łatwiej taką sierotę porzucić w przestrzeni publicznej, anonimowej, aż się chce rzec
bezpańskiej. Brak jest świadomości, że to
przestrzeń wspólna. Źle, kiedy nie pachnie
ona, a zapodaje ostatecznie przetrawionymi produktami przemiany materii.
S. Może na chwilę porzucimy śmierdzące tematy, dla przeciwwagi przejdziemy do sztuki, jaki jest Pana ulubiony aktor?
P. K. – Zdecydowanie Marek Kondrat, to
co wyczyniał on w „Dniu Świra”, walcząc
z właścicielką pozbawionego produktów
przemiany materii psa, było doskonałe. Ja,
jako Pan Kupa chylę czoła, pełen szacun dla
aktorskiego kunsztu.
S. – Więc to znowu powrót do cuchnącego tematu.....
P. K. – Bycie Panem Kupą zobowiązuje do
żelaznej dyscypliny i konsekwencji.
S. – Więc uczyć, karać, zawstydzać za
przeproszeniem gówniarzy?
P. K. – Wow, dobre określenie.... Doświadczenia innych krajów mówią, że najskuteczniejsze są szykany, kosztowne mandaty.
One potrafią działać jak niewidzialna ręka,
usuwająca pozostałości spaceru z psem.
S. – Może w naszym mieście uda się
znaleźć jakieś pozytywne przykłady?
P. K. – Jest taki godny podkreślenia. Park
Miniatur i Zabytków Dolnego Śląska można zwiedzać z czworonogiem, „zapominalscy” mogą tam otrzymać stosowne torebki, na niestosowną zawartość. To naprawdę
edukacyjne działanie. Szkoda, że skierowane jest ono głównie do turystów, bo to oni,
a nie miejscowi są klientelą parku miniatur.
S. – Tak sobie o psich odchodach rozmawiamy, ale czy to naprawdę, aż
taki problem?
P. K. – Tu niech przemówi statystyka, każdy pies robi średnio dziennie dwie kupki.
Wystarczy to pomnożyć przez ilość zwie­
rzacz­ków. Problem najłatwiej dostrzec,
gdy wiosną wychodzą spod śniegu zakonserwowane przez mróz odchody.
S. – Niektórzy twierdzą, że kupa jest
ekologiczna, sama się rozłoży, a foliowa torebka rozkłada się przez tysiąclecia…
P. K. – Powiem tak, jedni szukają sposobów inni wymówek. Nikt nie zmusza to foliowych woreczków, bo można korzystać
z papierowych. Psia kupa nie jest też nawozem dla trawnika, a już zupełnie nie nawozi betonowego chodnika. To nie tylko pro-
L
O
Ł
S
I
T
Y
/
W
Y
W
I
A
D
Akcją zainteresowała się TV – relacje pokazały Teleexpress i Panorama – akcja kupa 2009
blem estetyczny. Mało kto o tym mówi, ale
psie odchody to siedlisko naprawdę niebezpiecznych dla zdrowia pasożytów.
S. – Właściciel psa spacerujący z pupilem i woreczkiem na kupę wzbudza
sensację, tak jest na pewno w Kowarach….
P. K. – A powinno być akurat odwrotnie…
Z drugiej strony nie ma zbyt wielu pojemników na odchody, a nie każdy lubi wędrować z kupą w woreczku.
S. – I nikt nie lubi trafić na kupną (choć
bezpłatną) niespodziankę…. Dziękuję
za rozmowę.
Inspiracją do wywiadu były poranne sceny
z kowarskich osiedli, gdy właściciele psów
wyprowadzają swoich pupili na poranny
spacer.
Z Panem Kupą uciął pogawędkę
Jacek Kunikowski
13
W W W. S M K - K O WA R Y . P L S T O WA R Z Y S Z E N I E M I Ł O Ś N I K Ó W K O WA R
KURIER KOWARSKI
Kwartalny dodatek do Gazety Kowarskiej
nr 2 (118), rok xxiii
fot. Aleksandra Wiącek z wystawy Ja… Kowarzanin, Polak, Europejczyk
K U R I E R
K O W A R S K I
KRONIKA SMK
Europiknik 2014
Europiknik 2014
1 maja – Gmina Miejska Kowary, Stowarzyszenie Miłośników Kowar i Miejski
Ośrodek Kultury zorganizowały Europiknik. Impreza odbyła się przy współudziale
kowarskich szkół i przedszkoli oraz miejscowych stowarzyszeń.
Europiknik rozpoczął się o godz. 10.00
konferencją w MOK. Godzinę później
spod Domu Kultury ruszyła barwna parada państw unijnych. Na czele szła Kowarska Orkiestra Rozrywkowa, za nią
uczennica ZSO w Kowarach w stroju symbolizującym Europę, a dalej dzieci i młodzież reprezentujące poszczególne państwa Unii Europejskiej, stowarzyszenia
kowarskie i pozostali kowarzanie chcący
wziąć udział w paradzie. Kolorowo poprzebierani uczestnicy, niosąc flagi, tabliczki z nazwami państw członkowskich,
baloniki i kwiaty, przemaszerowali ulicami – Górniczą, Sienkiewicza, Matejki,
1 Maja pod Ratusz.
Główne uroczystości rozpoczęły się odegraniem hymnu narodowego i wypuszczeniem gołębi pocztowych. Obchody
dziesiątej rocznicy wejścia do Unii Europejskiej otworzył Burmistrz Kowar Mirosław Górecki. W imprezie brali udział nasi
przyjaciele z Czech. Wręczyli oni Burmistrzowi oraz kierownikowi Biura Promocji Miasta Kowary Bartoszowi Lipińskiemu tytuł Honorowego Obywatela Miasta
Vrchlabi.
2
Część artystyczną prowadzili Halina
Młodkowska i Marek Mikrut z SMK.
Dzieci i młodzież szkolna pięknie prezentowali się na scenie, a każdy z uczestników dostał słodki prezent.
Przy budynku Stowarzyszenia Miłośników Kowar można było nabyć książkę
za przysłowiową złotówkę oraz zobaczyć
2 wystawy fotograficzne:
„Ja… Kowarzanin, Polak, Europejczyk” – wystawa przygotowana przez
Szkolne Koło Fotograficzne w ZSO. Autorką zdjęć jest Aleksandra Wiącek.
Wystawa zbiorcza prezentująca najważniejsze wydarzenia z ostatniego dziesięciolecia oraz dwudziestoletnią działalność
SMK. Poszczególne elementy zatytułowane były: „Mam 10 lat”, „Nowi mieszkańcy Kowar”, „20 lat SMK”, „500-lecie
miasta”, „1 Maja 2004–2014”, „Kowarskie
Uranalia”, „Zlot duchów w Kowarach”.
Wyjątkowo pięknie przygotowane były
szkoły, każda na swoim stoisku prezentowała 9 wylosowanych państw Unii Europejskiej. PKPS, Koło Emerytów, Koło
Seniorów, CUMiPZ „Przedwiośnie” wabiły zapachem ciast i placków ziemniaczanych, Koło Gospodyń z Podgórzyna
serwowało pierogi i naleśniki, Olaf Patyk
z „Komuszka” proponował piwo, żurek
i gołąbki, a zrzeszenie kibiców pn. „Twierdza Kowary” stoisko klubu sportowego
Olimpia Kowary w kolorach biało-zielo-
nych przyciągało najmłodszych kibiców
futbolu.
Do Kowar przyjechali również członkowie zaprzyjaźnionego stowarzyszenia
z niemieckiej gminy Schönau-Berzdorf.
Zespół taneczny „Olivier” z Czech zaprezentował się w strugach deszczu (który niestety często ostatnio towarzyszy kowarskim imprezom). Młodzi tancerze
z Vrchlabi zatańczyli do muzyki znanych
światowych przebojów.
Na Starówce nie zabrakło również stoisk
artystów i rękodzielników. Były m. in. panie z Jawora z haftem matematycznym,
Zjawiskowa Manufaktura z Wałbrzycha
z płóciennymi zabawkami, miody z Mysłakowic i Legnicy, ręcznie malowane
szkło z Wilkowa, z Jeleniej Góry wyroby
regionalne, z Opola biżuteria, a miejscowi artyści pokazali hafty, grafikę, obrazki na łupkach, liściaki, szkło artystyczne
i wiklinę papierową. Imprezę zakończył
składanką popularnych piosenek zespół
„Wrzosy” z Kowar.
Organizatorzy dziękują wszystkim
uczestnikom za tak liczny udział w Europikniku i paradzie unijnej. Mamy nadzieję, że spotkamy się w podobnych
okolicznościach i składzie znów za
rok.
Tekst: Barbara Sokołowska,
zdjęcia: Jerzy Wroński
Redakcja: Katarzyna Borówek-Schmidt,
Gabriela Kolaszt, Grzegorz Schmidt, Leszek Pohoski,
Stanisław Kanonowicz, Jerzy Sauer
Korekta: Anna Szablicka
Współpracują: Wiesława Adamiec, Jarosław
Kotliński, Adam Walesiak
Kontakt: Stowarzyszenie Miłośników Kowar,
ul. Górnicza 1, Kowary; e-mail: [email protected]
Skład komputerowy: Wojciech Miatkowski
Wydawca: Miejski Ośrodek Kultury, ul. Szkolna 2,
Kowary
K U R I E R
4 czerwca – na zebraniu Stowarzyszenia Miłośników Kowar gościli Andrzej
i Dawid Kupczykowie. Panowie dzielili
się wspomnieniami z udziału w olimpiadach sportowych. Olimpijczycy otrzymali
od członków SMK dyplomy oraz zdjęcia.
Spotkanie uświetnił koncert Fryderyka
Pacaka.
25 czerwca – odbyło się walne zebranie
sprawozdawczo-wyborcze. Przedstawiamy skład nowego zarządu:
przewodniczący: Gabriela Kolaszt
wiceprzewodniczący: Jerzy Wroński
sekretarz: Halina Młodkowska
C I E K A W O S T K I
K O W A R S K I
skarbnik: Ireneusz Kwiatosz
członek zarządu: Eugeniusz Kaleta
komisja rewizyjna: przewodniczący: Barbara Sokołowska
członkowie: Bogumiła Donhefner, Janina Janota
W lipcu Stowarzyszenie Miłośników Kowar zachęca do zobaczenia wystawy fotograficznej Pana Jerzego Sauera: „Kotlina Jeleniogórska z lotu ptaka”.
Zdjęcia prezentowane będą w Domu Tradycji Miasta Kowary przy ul. Górniczej 1.
Wtorki, czwartki i soboty w godz.: 11:00–
15:00.
P R Z Y R O D N I C Z E
Wizyta olimpijczyków w SMK
K O W A R
I O K O L I C
Kowarski tulipanowiec ma swojego następcę
Najcenniejszym obiektem dendrologicznym w naszym mieście
jest park zlokalizowany przy ul. Jeleniogórskiej w obrębie budynków służby zdrowia. Na niewielkiej powierzchni zgromadzono
szereg egzemplarzy drzew rodzimych, jak również pochodzących
z innych regionów klimatycznych. Wystarczy wymienić różne gatunki klonów, kasztanowce, buki, choinę kanadyjską, sosnę żółtą, limbę, dęby czy jesion amerykański.
Najcenniejszym niewątpliwie rarytasem dendrologicznym jest tulipanowiec amerykański (Liriodendron tulipifera). Nazwę swą zawdzięcza oryginalnym kwiatom podobnym do tulipanów. Kwitnie on na początku lipca, choć trudno dostrzec kwiaty wśród liści
na wysokim drzewie. Występuje w południowo-wschodnich Stanach Ameryki Północnej. Rośnie w dolinach rzek i na wilgotnych
skłonach gór wchodząc w skład wielogatunkowych lasów liściastych. Osiąga w swej ojczyźnie 50 m wysokości. Posiada regularną i szeroką koronę i pień pokryty głęboką, bruzdowaną korowiną. Tulipanowiec był jednym z pierwszych drzew przywiezionych
do Europy (1663 r.). Ze względu na oryginalne liście i kwiaty rozprzestrzenił się w wielu krajach Europy Zachodniej i Środkowej.
Za największy w Polsce tulipanowiec uważany jest rosnący w Śledziejowicach koło Wieliczki. Ma on ponad 200 lat, 4,30 m obwodu i 31 m wysokości. Nasz egzemplarz sprawia rzeczywiście
imponujące wrażenie. Ma blisko 30 m wysokości. Pień na wysokości pierśnicy mierzy 3,80 m w obwodzie, wyżej rozgałęzia się
na 3 grube konary.
Niegdyś sądziłem, iż opisywany egzemplarz tulipanowca amerykańskiego jest jedynym przedstawicielem tego gatunku w Kowarach. Niedawno spacerując wzdłuż rzeki Jedlicy, na wysokości ulicy Waryńskiego, doznałem miłego zaskoczenia. Na posesji
nr 10, tuż przy budynku rośnie młody egzemplarz tulipanowca
o wysokości około 10 m. Jest dobrze wyeksponowany i ładnie się
prezentuje z intensywnie zielonymi, charakterystycznymi liśćmi.
Zapewne jeszcze nie zakwita, bowiem ma dopiero około 20 lat.
Obecnie jako młode drzewo ma korzystne warunki rozwoju. Jednak z upływem lat będzie mu za ciasno. Jest to bowiem drzewo dla dużych parków miejskich, które należy sadzić pojedynczo
w miejscach szczególnie eksponowanych, w pobliżu reprezentacyjnych budynków, nad stawami, itp.
Najlepiej wyglądają drzewa na dużych trawnikach z nisko ugałęzioną, szeroka koroną.
Leszek Pohoski
3
K U R I E R
K O W A R S K I
/
T R O P E M
P R Z O D K Ó W
TROPEM PRZODKÓW
Powrót do Schmiedebergu
Znam tylko jedną drogę od stacji, a właściwie od przystanku Znów sypano proszek o specyficznym zapachu. Ulice, pobocza
autobusowego do centrum Kowar... Zawsze, gdy wysiadam z au- i rowy były białe. Biel w wiosennym słońcu powodowała złudzetobusu, zatrzymuję się i podziwiam górskie szczyty. Brzmi to nie, iż owe grząskie ulice i place oprószone są śniegiem. Tymczamoże banalnie, ale tak jest. Mogę powiedzieć, że to rytuał. Mijam sem synowie Franciszka i Luizy podejmują pracę. Karol Edward
stację kolejową, kino ,,Orzeł”, stare kamienice, w których toczy zatrudnił się w fabrycznej straży ogniowej. Mój pradziadek Maksię życie kolejnych pokoleń kowarzan. Zatrzymuję się na mostku symilian jako młodociany pracownik został spinerem, następnie
przy św. Nepomucenie, który niezmiennie „pilnuje porządku” tej tkaczem. Najstarszy, Stanisław – majstrem tkackim.
części miasta i nawet czasami mu się to udaje...
Tak toczyło się życie tkacza ze Schmiedebergu przeplatane maMinęło już dwadzieścia pięć lat, odjówkami w sokulskim lesie i odpokąd Franciszek wyjechał ze Schmieczynkiem nad rzeką Pisią, chrzcidebergu. W tym czasie wiele się
nami, które wyprawiano najczęściej
zmieniło. Wspólnie z Luizą pracujesienią lub wiosną. Fabryka, w któją w żyrardowskiej fabryce. Praca
rej spędzali gros czasu, była najtrzyzmianowa nie była łatwa i wywiększą w Europie. Posiadała 21 248
magała wiele poświęcenia. Jako
wrzecion przędzalniczych i 2028
pracownicy otrzymali mieszkanie
krosien mechanicznych. Zatrudniaw nowym domu na osiedlu Nowy
ła 8000 pracowników. I pewnie nic
Świat. Pieniądze zarobione w pracy
nie zmąciłoby spokoju Franciszka
wystarczały na skromne życie. Wyi jego rodziny, gdyby nie wydarzechowywali trzech synów: Stanisłania, które miały miejsce w kwietniu
wa, Karola Edwarda i Maksymilia1883 roku. Na dwa tygodnie przed
na, który był moim pradziadkiem.
wypłatą w kantorze głównym wyFranciszek postanowił powrócić do
wieszono informację o zmniejszezawodu mularza. Osada fabryczna
niu płac szpularkom. Pensje korozkwitała, potrzebowano specjabiet ledwo starczały na przeżycie.
listów, którzy znali się na murarZmniejszenie ich oznaczało znaczce. Tak więc budował solidne domy
ne pogorszenie i tak trudnych wawzorem niemieckich miasteczek. Po
runków bytowych. Nowe pensje
sezonie pracował w fabryce. Tak roledwo wystarczały na opłatę czynbiła część pracowników, która w faszu. Na przeżycie i utrzymanie nie
brykach pracowała dorywczo lub
pozostawało prawie nic. 23 kwietsezonowo. Żyrardów w niedługim
nia 1883 r. kobiety podjęły strajk.
czasie wzbogacił się o dwadzieścia
Luizę i Franciszka – jak zwykle –
domów z czerwonej cegły postawiorano budzi gwizd fabryki. Śpieszą
nych na solidnym, kamiennym funsię do pracy, jeszcze nie wiedzą, że
damencie. Właściciele fabryki otwodziś fabrykę i całe miasto ogarnie
Rodzina Brunecker (siostra Franciszka Helge wyszła za mąż
rzyli w pobliskich Radziejowicach za Augusta Bruneckera)
głucha cisza, wśród której będzie
cegielnię, z której transportowano
słychać strzały kozackiego wojska
budulec. Stawiano nowe świątynie (jedną nich na wzór katedry i krzyki rannych robotników. Pierwsza stanęła szpularnia, pow Kolonii), nowe domy, w których każdy z mieszkańców posiadł tem tkalnia, bo tkacze nie mieli przędzy.
komórkę na opał i węgiel oraz strych do suszenia bielizny. MieszPadły pierwsze strzały, zginęło troje młodocianych pracownikania były przeważnie jedno lub dwuizbowe. Po wodę należało ków w wieku od 15 do 19 lat. W tej sytuacji tkacze poparli żąchodzić do pobliskiej pompy, co było dość uciążliwe, zwłaszcza dania szpularek i przyłączyli się do strajku. W związku z nasiw zimie. Do każdego domu przynależą sławojki. Kąpiele miesz- lonymi wystąpieniami robotników dyrekcja zakładów przystała
kańców odbywały się w specjalnie wybudowanej łaźni, obok któ- na większość postulatów, a nawet sam Karol August Dittrich zarej znajdowała się pralnia. Izby oświetlane były lampami naf- czął chodzić do robotników, rozdając im kartki ze swoimi propotowymi. Sama osada miała niewiele oświetlenia, bo zaledwie zycjami. Przyrzekł skrócenie czasu pracy o godzinę, wycofanie
parę latarni gazowych zlokalizowanych w centralnej części mia- się ze zmniejszenia stawek szpularkom, otwarcie tanich fabryczsta. Na co dzień mieszkańcy borykali się z epidemiami chorób, nych sklepów, zapewnienie rannym w czasie starć odpowiedniektóre dziesiątkowały mieszkańców. Po kolejnej epidemii chole- go zajęcia do końca życia, wyprawienie wspaniałego pogrzebu
ry chorych mieszkańców umieszczano w specjalnie wybudowa- ofiarom. Zagwarantował, że strajkujących nie zwolni i zapłaci im
nym w tym celu baraku cholerycznym zlokalizowanym niedaleko za czas, gdy protestowali, natomiast wyrzuci z pracy najbardziej
cmentarza. Na szczęście, tym razem epidemia ominęła rodzinę. znienawidzonych nadzorców. Swoje obietnice spełnił…
4
K U R I E R
K O W A R S K I
I znów przyszedł maj. Duszny zapach bzów w przydomowych
ogródkach usypia zmęczonych mieszkańców. Jednak Franciszek
nie śpi, nie może zasnąć. Bladym świtem biegnie do szpitala fabrycznego. Jego Luiza jest poważnie chora. Nie pomogły zioła
starej zielarki, lekarstwa też nie dały spodziewanych rezultatów.
Przy matce czuwają synowie, dziś kolej na najstarszego, Stanisława. Niestety, trudna młodość i wyczerpująca praca nie dają
szans na wyzdrowienie żony i matki. Żałośnie zawodzi gwizdek
fabryczny, żegnając swoją robotnicę, nie obudzi jej ze snu, niech
śpi spokojnie...
12 maja 1886 roku pogrążeni w smutku synowie z ojcem towarzyszą matce w ostatniej drodze. Jest najstarszy Stanisław Pohl z żoną,
Karol Edward i osiemnastoletni Maksymilian, mój pradziadek. Żegnają matkę na żyrardowskim cmentarzu ewangelickim...
Franciszek wraca kasztanową aleją, która wytycza główny
trakt fabryczny. Jego synowie są już samodzielni, pracują. Każdy z nich zdobył fach, mają gdzie mieszkać, nie muszą opuszczać
domu w poszukiwaniu pracy, tak jak niegdyś on musiał opuścić
Schmiedeberg. Maksymilian poznał Annę i planują na Wielkanoc ślub. Ania to dobra dziewczyna, jej brat wraz z ojcem prowadzą zakład stolarski w pobliskim Mszczonowie. Franciszek idzie
wśród młodych kasztanowców i wspomina Luizę. Tutaj w zagajniku opodal stacji chodzili na tańce i zabawy. Ogarnia go tęsknota... Może tak miało być? Być może jest w tym jakiś misterny plan. Słyszy stukot nadjeżdżającego pociągu. Powracają
wspomnienia podróży z rodzinnego domu. A może warto byłoby
wrócić do Schmiedebergu? Jeszcze raz zobaczyć góry, przyjaciół
i siostry? Ma 55 lat, a wydaje się, jakby przyjechał tu wczoraj...
Franc bierze głęboki oddech i biegnie, biegnie co sił w nogach
w stronę stacji. Gwizd lokomotywy obudził w nim młodego chłopaka, tego samego, który wyruszył ze Schmiedebergu do Żyrardowa w poszukiwaniu lepszego życia. Być może i tym razem będzie miał szczęście?
Posłowie
Opowieść o Franciszku ze Schmiedebergu wydarzyła się naprawdę. To ja, jego praprawnuczek, dostałem w spadku stary
zegar, który wisi w mojej sypialni. Zaciekawiony jego historią
postanowiłem odnaleźć Schmiedeberg. Podczas podróży spotkałem Gertrudę, która opowiedziała mi swoją historię o tęsknocie za Jelenią Górą i beztroskim dzieciństwie. Nie wiem, co stało się z Franciszkiem, bo na pewno nie zmarł w Żyrardowie. Nie
znalazłem na ten temat dokumentów i nie odkryłem jego grobu.
Być może wyjechał po śmierci żony w Sudety? To chyba zostanie jego tajemnicą.
Wszystkie opisane osoby żyły naprawdę. Nie wszystkich mogłem spotkać, dlatego odszukałem dokumenty, które opisują
wydarzenia i historie, w których brali udział. Syn Franciszka,
Maksymilian, dochował się z Anną Karoliną piątki dzieci: najstarsza była Alfreda Zofia – z zawodu tkaczka, potem Karol Józef – tkacz koronek, Aleksandra – z zawodu tkaczka, Paweł i mój
dziadek, Emil. Po wybuchu pierwszej wojny część ewangelików
z Żyrardowa została zesłana na Syberię. Aby temu zapobiec,
Maksymilian ochrzcił dzieci w kościele ewangelicko-reformowanym (reformowani uznawani byli przez ludność za Czechów).
Postanowił też nieznacznie zmienić nazwisko z Helge na Helie,
co odkryli niemieccy urzędnicy podczas drugiej wojny. Niemcy
ponownie zmienili nazwisko na Helge, jednak siostra dziadka,
/
T R O P E M
P R Z O D K Ó W
Aleksandra, pobiegła do magistratu i zażądała wyjaśnień. Zapytała urzędnika: ,,Kto nam spaprał tak to nazwisko?”. Naziści
byli podobno tym faktem oburzeni. Po drugiej wojnie światowej
część rodziny wyjechała do Niemiec (Karol Józef wraz synem
Gerardem do Recklinghausen w Zagłębiu Ruhry). Pozostali zostali w kraju. Część z nich brała udział w Powstaniu Warszawskim np. dzieci Alfredy Helie-Kapuścińskiej: Franciszka i Eugeniusz (zamordowany przez SB w więzieniu na Rakowieckiej
w Warszawie). Siostra Aleksandra po wojnie opuściła Żyrardów
i wyjechała na Ziemie Odzyskane do Drezdenka i tam zmarła.
Dziadek Emil i jego brat Paweł zostali w Żyrardowie. Paweł do
końca życia, czyli do 1989 roku mieszkał w mieszkaniu zakładowym, które Franciszek dostał po przyjeździe ze Schmiedebergu. Mój dziadek i jego rodzeństwo nigdy nie poznali Schmiedebergu. Dzięki sprzyjającym okolicznościom dotarłem do starych
dokumentów i przeżyłem fascynującą przygodę. Zachęcony
przez Państwa Stanisława i Lucynę Kanonowiczów postanowiłem napisać artykuł do „Kuriera Kowarskiego” z okazji 500-lecia
miasta Kowary. Pragnę podziękować wszystkim, którzy pomogli mi w tej wędrówce w czasie. Serdeczne podziękowania składam: Państwu Kanonowiczom, bez których opowiadanie by nie
powstało, Pani Gabrieli Kolaszt i jej krewnej, które tłumaczyły
trudne staroniemieckie dokumenty, mojej mamie za dobre słowo, Anecie Uśniackiej za pomoc w skanach, mojemu bratu Błażejowi oraz Panu Mirosławowi Góreckiemu, burmistrzowi Kowar za podziękowanie, Gertrudzie oraz innym osobom, które
spotkałem na swojej drodze. Rodzina Helge (Helie) była spokrewniona z rodzinami Braun, Brunecker i Kuntzel.
Był kiedyś w Schmiedebergu dom z numerem 336, (dawniej nie
wszystkie ulice w mieście miały nazwy), w którym mistrz szewski
Vamil Braun robił najlepsze buty. Ów szewc poznał Johanę Renatę Helge i… Ale to już zupełnie inna historia... Tak kończy się moja
opowieść o moim przodku...
Co wieczór, gdy wracam z pracy i patrzę na wesoło migoczące
gwiazdy, słyszę głos: „Udało ci się! Odkryłeś zagadkę, odnalazłeś mój Schmiedeberg”. Wtedy odpowiadam: „Tak, odnalazłem,
bo przecież patrzę w to samo niebo, co Ty i Luiza. Mijam te same
ulice i domy. A światło księżyca odbijające się w żyrardowskiej
rzece jest takie samo jak to w Jedlicy szumiącej opowieść o tkaczu ze Schmiedebergu”.
Patryk Toporek
Autor artykułu
Patryk Toporek
na tle pomnika protestującej
prządki w Żyrardowie.
Redakcja Kuriera Kowarskiego składa serdeczne podziękowania Panu Patrykowi Toporkowi za pragnienie odkrywania historii przodków, a tym samym za propagowanie wiedzy o Kowarach.
5
K U R I E R
K O W A R S K I
Carita – Żyć ze szpiczakiem
25–27 kwietnia 2014 – Coroczne Spotkanie Członków Myleoma Patient Europe (MPE) w Madrycie
W dniach 25–27 kwietnia w Madrycie odbyło się Coroczne Spotkanie Członków Myeloma Patient Europe (MPE)
– zrzeszenia organizacji działających na rzecz pacjentów chorych na szpiczaka mnogiego w Europie. W spotkaniu udział wzięli przedstawiciele organizacji z takich
państw jak: Izrael, Serbia, Portugalia, Holandia, Turcja, Niemcy, Rumunia, Chorwacja, Wielka Brytania, Słowacja, Rosja, Finlandia oraz nowy członek MPE Polska.
Wydarzenie złożone było z dwóch zasadniczych części – warsztatów Masterclass skupiających się na budowaniu potencjału organizacji pacjenckich oraz podsumowania roku 2013 i wyborów nowego Zarządu MPE.
Warsztaty Masterclass składały się z czterech sesji interaktywnych wykładów, w trakcie których uczestnicy dzielili się doświadczeniami ze swoich krajów. Cykl otwarty
został przez Magdę Rosenmooller (Niemcy), która poprowadziła zajęcia dotyczące pisania biznes planu jako narzędzia niezbędnego do skutecznej realizacji celów organizacji.
Moderatorem sesji drugiej dotyczącej rozwoju programów pacjenkich był Hans Scheurer (Holandia) – wykład zaowocował żywą dyskusją na temat kanałów promocji organizacji pacjenckich. Kolejną, bardzo praktyczną
dla organizacji i pacjentów część dotyczącą pisania planu rzecznictwa przedstawił Alexis Le Coutour (Francja).
Prezes Wiesława Adamiec z Prezesem fińskiej Fundacji wspierającej osoby chore na szpiczaka
6
Ostatnia sesja poprowadzona przez Nedę Hormozi (Wielka Brytania) szczególnie przydatna dla przedstawicieli zarządu skupiała się na problemach związanych z zarządzaniem i odpowiednią motywacją członków organizacji.
Dodatkowym elementem warsztatów była prezentacja Europejskiego Atlasu Dostępu do Leczenia – projektu, który na celu ma zwiększanie świadomości i poszerzanie możliwości leczenia dla pacjentów chorych na szpiczaka.
Kolejnym etapem była prezentacja trzyletnich działań Fundacji Carita – Żyć ze Szpiczakiem, poprowadzona przez przedstawicieli Fundacji prezes Wiesławę Adamiec i wolontariuszkę Emilię Demczur. Odbyło się to w związku z oficjalnym
przyjęciem naszej organizacji w poczet członków MPE. Prezentacja spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem, co zaowocowało poszerzeniem sieci kontaktów i nowymi perspektywami do wspólnych działań międzynarodowych.
Oczywiście znalazłyśmy czas z Emilią, aby pochodzić
po Madrycie również nocą oraz zachwycać się architekturą tego miasta i ciepłym klimatem. Miłym wspomnieniem pozostaną wspólne kolacje w uroczych hiszpańskich tawernach, a smak zielonkawej oliwy, owoców morza
i czarnej jak smoła espresso czujemy z Emmą do dziś.
Na pewno tam jeszcze wrócimy.
Wiesława Adamiec i Emilia Demczur
Wolontariuszka Emilia Demczur oraz Prezes Wiesława Adamiec
K U R I E R
WIEŚCI Z LEMA
Miło nam poinformować o sukcesie uczennicy
kowarskiego Gimnazjum im. S. Lema
w Kowarach. Marta Kozioł z klasy IIa zajęła
pierwsze miejsce w IV Międzynarodowym
Konkursie Plastyczno-Literackim „Polak
– to brzmi dumnie” objętym honorowym
patronatem Prezydenta Miasta Białegostoku.
Spośród 294 nadesłanych prac z Polski
i ośrodków polonijnych z całego świata
najlepsza okazała się historia stworzona
przez Martę. Gratulujemy serdecznie talentu,
a nagrodzony tekst umieszczamy poniżej.
„Mój anioł stróż”
Od kiedy pamiętał, to zdjęcie zawsze stało na antycznej komodzie w pokoju babci. Przedstawiało młodą kobietę trzymającą w objęciach małą dziewczynkę. W domu traktowane było
jak relikwia, zawsze na tym samym miejscu, w idealnie wypolerowanej ramce. Adam nie wiedział, kogo przedstawia fotografia, nigdy się tym nie interesował, jednak dzisiaj postanowił o to
zapytać.
– Kto jest na tym zdjęciu? – spytał i podszedł bliżej, by się mu
przyjrzeć.
– Ja – odpowiedziała sucho jego babcia, nie podnosząc wzroku znad krzyżówki – Czemu pytasz? – zapytała z przekąsem
– Przecież historia to nuda, nieprawdaż?
Nie znosił tego, na jedno jego pytanie następowało wiele kolejnych, na które nie było łatwo odpowiedzieć. Postanowił jakoś
wybrnąć z tej sytuacji.
– Mam na historię opisać jakieś stare rodzinne zdjęcie – skłamał – Pomyślałem, że to będzie w sam raz.
Babcia zdjęła okulary i przyjrzała się mu uważnie, tak jakby
wiedziała, że kłamie.
– Jak już mówiłam, jestem na nim ja – przerwała, przetarła dłonią oczy, jakby chciała odwlec odpowiedź – i Irena – dokończyła.
– Irena? To jakaś moja ciocia, tak?
– Teoretycznie tak – odpowiedziała i wpatrzyła się w jakiś daleki punkt za oknem. Wyglądała, jakby była w tym pomieszczeniu
tylko ciałem, a jej duch znajdował się w zupełnie innym miejscu.
K O W A R S K I
górze świtało. Czekała na nią młoda kobieta, która od razu ją
przytuliła, wytarła jej zapłakane dziecinne policzki i nos, a potem zaprowadziła małą dziewczynkę do Zgromadzenia Sióstr
Franciszkanek, gdzie zostało zrobione to zdjęcie. Przez kilka dni
do niej przychodziła, po tygodniu znalazła rodzinę, chcącą przygarnąć żydowskie dziecko. Wtedy sześcioletnia Marysia nie zdawała sobie sprawy, ile Irena ryzykowała, teraz było już za późno,
by jej dziękować.
****
– Kim była? – zapytał Adam, wyrywając babcię z zamyślenia.
– Była aniołem. – odpowiedziała kobieta bez namysłu. – Gdyby
nie ona, nie byłoby tu ani mnie ani ciebie – dokończyła, po czym
wyszła z pokoju.
Chłopaka bardzo zaintrygowała tajemniczość na ogół wylewnej babci. Wyciągnął stare, pożółkłe zdjęcie z ramki i przeczytał
podpis na jego rewersie:
Irena Sendlerowa – mój anioł stróż.
Marta Kozioł
13.06.2014 w JCK w Jeleniej Górze odbył się uroczysty finał
konkursu historycznego „Ocalić od zapomnienia” zorganizowanego przez Jeleniogórski Oddział Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południow-Wschodnich. Celem konkursu było popularyzowanie tematyki kresowej wśród młodzieży.
W konkursie brało udział 5 uczennic z klasy I LO im. St. Lema
w Kowarach. Opiekę merytoryczną sprawowała p. Agnieszka
Popis – nauczyciel historii. Konkurs zakończył się sukcesem
uczennic:
II miejsce – Katarzyna Kubiciel i Joanna Łukaszewicz,
III miejsce – Anira Rokuszewska,
wyróżnienia uzyskały: Anna Bukowska i Ewelina Gulak.
Taki sukces nie byłby możliwy bez pomocy Bożeny Dudzińskiej, Anny Buchowieckiej, Marii Jaworskiej, Janiny Karkockiej i ojca Bogumiła Stachowicza. Osoby te zgodziły się
podzielić swoimi wspomnieniami i przeżyciami z lat dzieciństwa i młodości. Za co bardzo dziękujemy.
****
Pamiętała ten dzień tak, jakby to było wczoraj, rzadko do tego
wracała, to było zbyt bolesne. Miała wtedy sześć lat, mimo to
tamte wydarzenia i getto zostały w jej głowie do dziś. Jej mama
długo płakała, potem ojciec nocą zaprowadził ją, w jak to mówił „ustronne miejsce”. Usunął właz od studzienki i sprowadził
dziewczynkę na dół. Długo szli brudnymi, cuchnącymi kanałami, aż w końcu dostrzegła migające światło latarki. Ojciec mocno ją przytulił, a potem przekazał w ręce obcego mężczyzny. Szli
jeszcze kawałek, po czym w końcu wydostali się z podziemi, na
fot. T. Raczyński
7
K U R I E R
K O W A R S K I
/
S P O R T
Twierdza Kowary, fot. P. Pawlicki
SPORT
OoLee Olimpio, kocham Cię, Tobie oddam serce swe
Złote swojej drużynie, serce, serce jedyne...
Tak śpiewali kibice kowarskiej Olimpii
w sezonie 2013/2014. To tylko jedna z wielu przyśpiewek, które pokazują miłość kibiców do swojego ukochanego klubu.
Minął II sezon w IV lidze dla Olimpii Kowary. Po raz kolejny biało-zieloni walczyli
o awans do III ligi dolnośląsko-lubuskiej.
Kowarzanie ostatecznie zajęli 3. miejsce
i zabrakło im jedynie 2 punktów, aby awansować. Na drodze do awansu klubu stanęła drużyna Karkonoszy Jelenia Góra. O ile
KP Brzeg Dolny nie miał sobie równych
i na kilka kolejek przed końcem zagwarantował sobie awans, o tyle Olimpia i Karkonosze musiały grać do końca. Ostatnia kolejka miała zdecydować, kto zagra w III
lidze. Karkonosze zawitały w Bolesławcu
i aby awansować, musiały wygrać z tamtejszym BKS-em, który tanio skóry nie zamierzał oddać, bo w razie przeagranej podzieliłby los wielu innych drużyn i następny
sezon zacząłby w klasie okręgowej. Kowary
grały u siebie z Piastem Zawidów, który już
na kilka kolejek przed zakończeniem sezo-
8
nu był pewny spadku. Wiele osób już przed
meczem dopisało naszej drużynie 3 punkty, ale jak się okazało, wcale to zwycięstwo nie przyszło nam tak łatwo. Kapitalny
strzał oddał Zatylny i Kowary prowadziły
1–0. Na tę chwilę byliśmy w III lidze, ponieważ w meczu BKS-u z KSK utrzymywał
się wynik bezbramkowy. Euforia biało-zielonych została szybko zakłócona, po tym
jak nadeszła wiadomość z Bolesławca, że
Karkonosze prowadzą 1–0. Bramkę strzelili
z rzutu karnego, dla wielu niestety odgwizdanego w mocno kontrowersyjnych okolicznościach. To był 5. karny dla jeleniogórzan
w 3 ostatnich meczach, co nie wymaga dalszego komentarza. Wygrana Karkonoszy
spowodowała, że to właśnie oni dołączyli do Brzegu Dolnego i awansowali do III
ligi dolnośląsko-lubuskiej. Kowarom drugi
rok z rzędu uciekł awans w samej końcówce.
To był ciekawy, zacięty i trzymający w napięciu do końca sezon, w którym do samego
końca ważyły się losy awansu i spadku. Sezon na pewno udany dla kowarskiej Olim-
pii, która po raz kolejny udowodniła, że
zawsze gra o najwyższe cele za sprawą swojego wspaniałego i fanatycznego managera. Awans może i uciekł, ale za to udało się
obronić puchar OZPN. Olimpia pokonała
w finale BKS Bolesławiec 2–1 i szykowała sie do półfinału pucharu Polski DZPN,
w którym to miała się zmierzyć z drugą
drużyną Zagłębia Lubin. W związku z tym,
że mecz miał się odbyć 3 dni przed ważnym
meczem z Piastem Zawidów o awans do III
ligi, to rzecz jasna nie był on priorytetem
dla naszego zespołu. Trener kowarzan postanowił, że na to spotkanie desygnuje do
gry zawodników, którzy do tej pory zaczynali spotkania na ławce rezerwowych. Kowary ostatecznie przegrały ten mecz 1–3.
Przegrana niczego nie ujmuje naszemu zespołowi, ponieważ zagraliśmy z mocnym
trzecioligowcem i zobaczyliśmy, ile jeszcze
jest pracy przed nami.
Jak zawsze sporym zainteresowaniem
cieszyły sie Derby naszego regionu pomiędzy Olimpią Kowary a Karkonoszami Jelenia Góra. Rywalizacja obu drużyn spowodowała, że te 2 mecze (najpierw w Jeleniej
Górze, potem w Kowarach) obejrzało blisko 2000 osób. Kibice obu drużyn głośnym
K U R I E R
i fantastycznym dopingiem wspierali swoje ukochane kluby. Kowarscy fani wywiesili transparent z napisem ŁĄCZY KLUBY WSPÓLNA SPRAWA, WSPARCIE
W DERBACH I ZABAWA. Odnosił się on
do przyjaźni Olimpii Kowary ze Śląskiem
Wrocław i Piastem Żmigród, czego dowodem było pojawienie się kibiców WKS-u i Piasta w Kowarach podczas derbowego meczu z Karkonoszami. Oprócz kibiców
swoją obecnością na stadionie w Kowarach
zaszczyciła nas trójka piłkarzy Śląska Wrocław – Paraiba, Gikiewicz i Ostrowski, którzy pozowali do zdjęć i rozdawali swoje zdjęcia z autografami miejscowym fanom. To
była niezwykła promocja piłki nożnej w naszym mieście.
Niektórzy zarzucali nam, że w drużynie
nie gra żaden kowarzanin. Ale kto powiedział, że drużyny mają grać tylko i wyłącznie swoimi wychowankami? Faktycznie,
drużyna w dużym stopniu jest zasilona zawodnikami z zewnątrz dzięki zaangażowaniu naszego managera. Są to wspaniali piłkarze, którzy grali w II i III lidze i chwała
im za to, że zdecydowali się zagrać w kowarskiej Olimpii. Nikt chyba nie wyobraża
sobie naszej dzisiejszej defensywy bez popularnego Smoka. Marcin Smoczyk to filar obrony, niejednokrotnie udowodnił, że
jest pewnym punktem formacji obronnej,
ale i pokazał też, że zdobywanie goli nie
jest mu obce. Tym bardziej, że praktycznie
zawsze były to bardzo ważne bramki dające korzystny wynik naszemu zespołowi. Do
spółki z Mateuszem Hanem tworzyli zgrany i jeden z najlepszych duetów środkowych
obrońców w IV lidze. Na bokach naszej defensywy grali Tobiasz Kuźniewski i Mateusz Kraiński, popularny Saper, który razem z Adrianem Nowińskim trafili do nas
z Lotnika Jeżów Sudecki i byli istotnymi
elementami w układance trenera w drodze
o awans do III ligi. Tobiasz Kuźniewski był
klasą samą w sobie, zawodnikiem grającym
na równie wysokim poziomie. Niestety Tobi
opuszcza nasz zespół po obecnym sezonie
i wyjeżdża do Niemiec. Ważnymi postaciami w składzie Olimpii są także – Maciek
Udod, Patryk Bębenek, Adrian Zieliński,
Domian Chajewski, Robert Rodziewicz,
Mateusz Zatylny i Marek Milczarek. Znany
wszystkim kibicom Udi bądź Galacticos ten
sezon do udanych chyba zaliczyć nie może.
Częste kontuzje powodowały, że brakowało
go w meczowym składzie, a jak już grał, to
jako rezerwowy. Patryk Bębenek to ciekawy,
młody, perspektywiczny i niezwykle waleczny zawodnik, co niejednokrotnie udo-
wadniał na boisku, rządząc w środkowej
strefie boiska. Zielu i Chajek przyszli do nas
z drugoligowego Górnika Wałbrzych, zasilając nasze szeregi i wnosząc sporo nowej
jakości w poczynaniach zespołu. O Mateuszu Zatylnym można by dużo napisać. Jest
to fantastyczny młody zawodnik z bajeczną
techniką, jakiej niejeden piłkarz z ekstraklasy mógłby mu pozazdrościć. Obecność
Zatyla robi ogromną różnicę w grze Olimpii. Jego drybling, cudowne bramki dawały dużo radości kowarskim fanom. Robert Rodziewicz powoli tworzy już historię
w klubie. Był filarem naszej formacji obronnej w okręgówce i w sposób znaczący przyczynił się do awansu Olimpii Kowary do
IV ligi. Wyjechał do Poznania, ale zawsze,
gdy przyjeżdżał do domu, zasilał drużynę
rezerw kowarskiej drużyny. Aktualnie Bercik przebywa na miejscu i powoli wraca do
łask obecnego szkoleniowca biało-zielonych i coraz częściej gra w pierwszej jedenastce czwartoligowej Olimpii. Mielczar, dla
kibiców Maro, to kolejny świetny zawodnik, który zdecydował się na grę w Kowarach. Waleczny, zdolny piłkarz z nienaganną techniką sprawiał, że poziom gry naszej
drużyny nieustannie wzrastał. W potrzebie
nie opuścił nas także Emil Trynda. Tryndol powrócił po tym, jak zespół opuścił Gąsiorowski. To było dobre posunięcie manago, a Emil po raz kolejny udowodnił, że jest
świetnym goalkiperem i największym fachowcem w obronie rzutów karnych. Zdziwienie wśród fanów biało-zielonych wzbudził fakt ściągnięcia z Karkonoszy Marcina
Krupy, który w tamtym czasie leczył się
po poważnej kontuzji. Jak się okazało, to
był bardzo dobry transfer. Gdy już Krupson doszedł do pełni sił, stał się pewnym
punktem naszej drużyny. Z meczu na mecz
grał coraz lepiej, regularnie strzelając ważne gole dla kowarskiej Olimpii. Wreszcie ci,
których podobno w naszym zespole brak,
kowarzanie. To właśnie jeden z nich zasługuje na największy szacunek. To on jest ikoną naszego klubu. To on od początku swojej
przygody z futbolem związał się z Olimpią
Kowary. Mowa oczywiście o Sebastianie
Szujewskim, wszystkim znanym jako Łajo.
Kim jest dla nas, pisać chyba nie muszę, bo
tego nie da się ująć słowami. PANIE SEBASTIANIE, CHAPEAU BAS!!! Resztę
dopowiedzcie sobie sami. Nie dał o sobie
także zapomnieć w tym sezonie Jakub Szaraniec, który stał się pewnym zawodnikiem
biało-zielonych. To młody i obiecujący piłkarz nieustannie podnoszący swoje już wysokie umiejętności.
K O W A R S K I
/
S P O R T
Oczywiście to wszystko nie miałoby sensu
gdyby nie on. Tak, to trener naszej drużyny.
Ur. 08.09.1986 r. Krzysztof Kapelan swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiał w drużynie Nysy Kłodzko na pozycji bramkarza.
Szybko uznał, że jako piłkarz nie osiągnie
najwyższego pułapu, więc postanowił realizować się jako trener. Mimo młodego wieku
asystował trenerowi Smółce w klubach na
poziomie drugiej ligi, a w przypadku MKS
Kluczbork samodzielnie prowadził solidny
drugoligowy zespół. Swoją przygodę rozpoczął jako asystent trenera w drugoligowych Czarnych Żagań w wieku zaledwie 24
lat, rok później asystował w MKS Kluczbork, by od maja samodzielnie prowadzić
zespół, z którym zdobył 9 punktów na 12
możliwych. W lipcu 2012 r. został asystentem trenera Smółki w pierwszoligowym Ruchu Radzionków, jednak nie dane mu było
zaistnieć w I lidze, bowiem Ruch wycofał się z ligi z powodów finansowych. Od
września 2012 r. był pierwszym trenerem
w trzecioligowej LZS Piotrówce występującej w grupie opolsko-śląskiej. Wielki szacunek, panie Trenerze! Kibice zawsze wierzyli
i wierzą w Capello, który zostaje z nami na
następny sezon.
Obecność w IV lidze wymusza na nas także
wymogi licencyjne. I tu, na nasze szczęście,
po dwóch latach zabiegania o tę inwestycję,
rozpoczęła się modernizacja Stadionu Miejskiego w Kowarach. W jej pierwszym etapie
przebudowana zostanie trybuna i wymienione ogrodzenie boiska.
Nowa widownia będzie miała 504 miejsca
siedzące plus trzy dla osób niepełnosprawnych. Siedziska zostaną ułożone w czterech
rzędach, z których będzie utworzonych siedem sektorów. Pięć po 80 miejsc oraz dwa
po 52 miejsca. Siedziska mają być w kolorze zielonym, z białych zostanie utworzony napis OLIMPIA. Wysokość trybuny wyniesie 3,15 m. Jej łączna powierzchnia wraz
z rozwiązaniami komunikacyjnymi wyniesie 1117 m2.
Myślę, że wszyscy sympatycy piłki nożnej
w Kowarach nie mogą się już doczekać kolejnego sezonu, w którym Olimpia na pewno znowu zagra o awans do III ligi dolnośląsko-lubuskiej i być może w końcu się to
się uda, a my kibice będziemy mogli się cieszyć z tego awansu już na nowej trybunie...
ARCZI (Artur Wrona)
Z całego serca dziękujemy wszystkim osobom, które uczestniczyły w pogrzebie Doroty Labak (z domu Małkowiak).
Mama oraz mąż z dziećmi
9
K U R I E R
K O W A R S K I
BYĆ 45+
B
yć 45+ nie jest łatwo (rozumiem ten pobłażliwy uśmieszek
odrobinę starszych). Dla większości ten kalendarzowy Rubikon staje się nie lada wyzwaniem. I to nie tylko fizycznym, bo
przecież cudowne diety, kosmetyki, SPA, a nade wszystko moda
pozwalają ukryć ten fakt głęboko przed innymi, ale niekoniecznie przed nami. My sami udajemy supermanów, chwalimy się talią osy i pozwalamy sobie na wyczyn, o których kiedyś nawet nie
śniliśmy, bo albo a) nie mieliśmy na to kasy, albo b) nie mieliśmy
czasu, bo zdobywaliśmy kasę. Ewentualnie pocieszaliśmy się, że
mamy czas, że „jeszcze nie jest za późno”, jak śpiewało Stare Dobre Małżeństwo. Nagle po czterdziestce zaczyna nam się piekielnie spieszyć.
Znajomi przesiadają się na coraz szybsze samochody lub motocykle, jeżdżą po bezdrożach quadami, wspinają się lub schodzą w głąb jaskiń. Udowadniają, że jeszcze nie jest z nimi tak źle,
że to dopiero początek najlepszego. Z pewnością trochę w tym
prawdy: nie oszukujmy się – gdy się miało tych lat kilkanaście lub
nawet dwadzieścia parę, to nawet nie śniliśmy o własnych czterech kółkach, a kwestia paszportu pozostawała zawsze wielką
niewiadomą. Gdy zresztą już ktoś wyjeżdżał, to najczęściej osłupieniu wielością produktów w zachodnich sklepach towarzyszyło
przerażenie wysokością cen – dla nas była to przepaść często nie
do pokonania. Teraz nie dziwią wakacje tu i tam, chociaż socjologowie zwracają uwagę, że współczesnemu turyście nie wystarcza już tylko być, trzeba też doświadczyć – niestety często tylko
po to, aby zaimponować innym np. wrzucając fotki na fejs lub
obwieszając ściany własnego mieszkania czy domu; ewentualnie
by potwierdzić swoją młodość. Stąd pełno ofert off-roadów, raftingów, bungee jumpingów lub przynajmniej żeglarstwa po najdalszych akwenach lub windsurfingu i kitesurfingu. I dobrze, że
ludzie chcą żyć pełnią życia; tym bardziej, że od jakiegoś czasu wszyscy wmawiają nam, że jesteśmy młodzi i do tych 67 lat
dobiegniemy bez problemu i to w tak dobrej formie, by cieszyć
się zasłużoną emeryturą, która być może nie starczy na wakacje pod palmami, ale będzie dostatnia. Zauważyć to można nawet w strukturze aktywnych programów do walki z bezrobociem.
Jeszcze w latach 2005–2006 funkcjonowały programy obejmujące osoby określane eufemistycznie 45+; dzisiaj zostały zastąpione programem Aktywni 50+. Oznacza to, że zaledwie kilka lat
wystarczyło, by uznać tych po czterdziestce za… młodych, a starość dostrzec dopiero w tych po pięćdziesiątce. A pamiętajmy,
że do emerytury trzeba jeszcze będzie od 50 przepracować jeszcze 17 LAT! Nie zaskoczy mnie więc, że za lat parę trzeba będzie
stworzyć program 60+. Jeżeli więc mówimy, że jesteśmy jeszcze
po czterdziestce młodzi, to… mówimy prawdę – do emerytury
zostaje nam jeszcze 27 lat pracy, gdy tymczasem (jeżeli przyjmiemy zasadę, że do pierwszej pracy idziemy w wieku ok. 20–25
lat) za nami dopiero lat 20 lub 15! System nie pozwala na żadne odstępstwa, chyba że jesteś żołnierzem, strażakiem lub górnikiem. Gdy obserwujemy zmęczonych sześćdziesięciopięciolatków na emeryturze, wierzyć się nam nie chce, że 67-letni wuefista
10
będzie fikać koziołki, a pani przedszkolanka będzie robiła „a my
wszyscy bęc!” w kółku graniastym. Czy 67-letni spawacz będzie
jeszcze dobrze spawał, a tokarz czy szlifierz potrafi precyzyjnie
ustawić maszynę? Pewnie w wielu wypadkach tak, ale czy to powinno być regułą? W III kwartale 2013 r. wśród osób 55–64 lat
pracowało zaledwie 41,3% osób. Inaczej – prawie 60% osób nie
mogło lub nie potrafiło znaleźć pracy. Co będzie, gdy pierwsza
grupa przyszłych emerytów zbliży się do swoich 65 lat? Czy ktoś
się ze mną założy, że ostatnie lata przed emeryturą większość
z nas spędzi na zasiłku i na poszukiwaniu pracy (ewentualnie
pracując na czarno za psie pieniądze, bo ile można dać staruszkowi?)? Bo przecież wydajność i dochodowość będą u pracodawców znaczyły więcej niż „dojrzali, potrzebni, kompetentni”
– jak głosi hasło programu rządowego. Jeżeli ktoś powie mi, że
w Niemczech, Danii czy Szwecji pracuje w tym wieku ok. 60%, to
zapytam o dostęp do opieki zdrowotnej, pomocy socjalnej, wysokości zarobków, ochronę stanowiska pracy. Jednym słowem –
autobusy niemieckich turystów-emerytów to nie jest przypadek.
Nasze miasto się starzeje. Jakoś nie udało się przełamać tendencji odpływu młodych do innych miast lub zagranicę. Nie widać też szczególnej troski o zapobieganie tej fatalnej w skutkach
tendencji. Place zabaw dla dzieci – dobrze że są, ale regularne ich
koszenie i naprawianie usterek pozostawiono chyba krasnoludkom. Opieka nad boiskami przekazana została szkołom, a równocześnie tnie się, ile się da, koszty obsługi, stąd jeden woźny jest
od wszystkiego – od odśnieżania zimą poprzez koszenie latem
do remontów większych i mniejszych. Kiedy mowa o animatorze sportu, który zadbałby o bezpieczeństwo w takich miejscach
i zorganizował zajęcia – pojawia się wzruszenie ramionami i sakramentalne „za co?”. Program pomocy dla młodych w zakupie mieszkań lub budowie mieszkań nie istnieje. Wsparcie dla
przedsiębiorców, ulgi, pomoc w rozbudowie, załatwianie najprostszych pozwoleń – to raczej przypomina wojnę, którą przedsiębiorca musi stoczyć z urzędnikami. Nie mówię już o poszukiwaniu nowych inwestorów i przygotowaniu dla nich terenów
pod inwestycje. A przecież już we wnioskach w Strategii Rozwoju
Miasta opracowanej na lata 2007–2013 podnoszono wątki problemów demograficznych i wsparcia konsultingowego dla przedsiębiorców (wystarczy wspomnieć, że dokument „Oferta Inwestycyjna gminy Kowary” powstał w 2007 roku – 7 LAT TEMU!).
Nie udało się też stworzyć warunków do uruchomienia w mieście kształcenia zawodowego, a rewitalizacja zabytkowego centrum właściwie stoi lub leży – jej symbolem może być chociażby
otoczenie fontanny z saniami – bardziej przypomina ono brazylijskie fawele niż centrum europejskiego miasta. Jakoś nie widać
tłumu robiących sobie w tym miejscu pamiątkowe zdjęcia. A na
stokach Podgórza nie spotkałem co prawda cietrzewia, ale ruchów inwestycyjnych również.
W Strategii Rozwoju Kowar na stronie 24. dokumentu, we
wnioskach czytamy, że Kowary na dziś są miastem ludzi młodych. Brzmi to nie jak prawda, ale jak postulat. Stąd ja, przedstawiciel pokolenia 45+, obiecuję być młodym jak najdłużej. Właśnie zapisałem się na XI. Przejście wokół Kotliny Jeleniogórskiej
– 146 km grzbietami wokół Jeleniej Góry w 48 godzin. A jak będę
jeszcze bardziej szalony, to wbiegnę 15 sierpnia na Okraj, licząc,
że kategoria III i IV (od 40–49 lat i 50–59 lat) będzie reprezentowana proporcjonalnie do naszej liczby. W końcu stanowimy
w tym mieście większość.
Jarosław Kotliński
K U R I E R
B O S Y M
K O W A R S K I
O K I E M
ZAKAZANA HISTORIA
KOWARSKIEGO PRZEMYSŁU
Z
okazji jubileuszu 500 lat Kowar
wydawnictwo „A-F-T” opublikowało dostojnie grubą i ciężką książkę pt. Dzieje Kowar. Zarys monograficzny do roku 2010. Opisania pięciu
wieków kowarskiej historii podjęło
się aż trzynastu specjalistów z różnych dziedzin, a całość zredagował
pan Wiesław Wereszyński.
Czasy najnowsze (lata 1945–2010)
badał, między innymi, pan Ivo Łaborewicz. Nawet pobieżne przejrzenie jego artykułów ujawnia, że jest
to autor wszechstronny. Z jednakową swobodą wypowiada się na temat administracji, tendencji wyborczych, demografii, rolnictwa,
leśnictwa, kultury, oświaty, życia
religijnego, pożarnictwa i naturalnych katastrof. A wszystko potwierdzone danymi statystycznymi, i to do drugiego miejsca po
przecinku.
Wiele miejsca poświęca także
najnowszym dziejom kowarskiego przemysłu. Na stronach 592–
598 jest pełna nostalgii opowieść, jak Fabryka Dywanów i FAT
przegrywały pojedynek z postępem technologicznym i zmianami
geopolitycznymi, co wywołało strukturalne bezrobocie i skłoniło
władze naszego pięknego miasta do wymyślenia nowej strategii
rozwoju, opartej przede wszystkim na usługach turystycznych.
Ilustracją tego postindustrialnego kataklizmu jest na stronie 596.
zdjęcie komina FAT, podpisane, że „część jej dawnych pomieszczeń wynajmują obecnie małe firmy prywatne”. Każdy, kto ten
tekst przeczyta, dowie się, że kowarski przemysł już nie istnieje.
Jednocześnie na stronie 598. autor pokazuje tabelarycznie strukturę kowarskich podmiotów gospodarczych, z której wynika, że
aż 180 z nich zajmuje się produkcją przemysłową. Co ci ludzie
robią? Tego już się z tego artykułu nie dowiemy.
Pan Łaborewicz napisał swój tekst na podstawie własnej interpretacji danych statystycznych i artykułów z „Nowin Jeleniogórskich”. Natomiast gdyby osobiście porozmawiał z ludźmi, którzy
przejęli majątek dawnej FAT, dowiedziałby się, że kowarski przemysł nie tylko przetrwał, ale rozwijał się, i to znacznie dynamicznej, niż kowarskie szlaki narciarskie. W roku 2003 na terenie fabryki S. Musielski i J. Zakrzewski założyli firmę LAKFAM, która
nie tylko przejęła 100% produkcji FAT, ale w niedługim czasie
powiększyła asortyment o nowe modele maszyn i dodatkowo
produkcję przemysłowych rurociągów i elementów do elektrowni atomowych. Zmodernizowała i znacznie powiększyła swój
park maszyn. Na pozostałej części fabryki J. Ziemianek założył
firmę HAGEMANN, która rocznie przerabiała 3000 ton stali,
produkując części do zawieszeń kolei wielkich prędkości. Gdy-
by Pan Łaborevicz oprócz
kwerendy „Nowin Jeleniogórskich” poczytał numery
„Forbesa” z tamtego okresu,
dowiedziałby się, że HAGEMANN znalazł się w pierwszej setce polskich przedsiębiorstw. Gdyby poczytał „Puls
Biznesu” dowiedziałby się, że
LAKFAM otrzymał prestiżową
nagrodę Gazele Biznesu. A to
nie jedyne podmioty gospodarcze, które powstały na terenie
dawnego majątku FAT. Razem
produkują znacznie więcej i nowocześniej, niż ich poprzedniczka. Autor albo nie chce, albo nie
umie tego zauważyć.
Oprócz produkcji maszyn i urządzeń ze stali i aluminium, są wśród
kowarzan producenci tworzyw
sztucznych, aparatury elektronicznej, a nawet układów scalonych.
O kowarskim przemyśle po roku
1989 można napisać obszerną monografię. Pan Łaborewicz poświęcił mu kilka stron i jedno zdjęcie. Celowo nie wymieniam więcej nazw i nazwisk – uważam, że
powinien to zrobić pan Łaborewicz i opublikować w formie suplementu do swojego tekstu.
Adam Walesiak
11

Podobne dokumenty

Sukces możliwy w Kowarach

Sukces możliwy w Kowarach We wtorek 29 października w „Gościńcu na starówce” otworzono wystawę „Sudety Zachodnie w fotografii Jacka Potockiego”. Autor fotografuje od ponad trzydziestu lat. Prezentowane zdjęcia to plon turys...

Bardziej szczegółowo

Gazeta Kowarska

Gazeta Kowarska W  tym numerze niecodziennie potraktowaliśmy materiał o celebrycie. Jest nim nietuzinkowy człowiek, który choć wybrał drogę kapłaństwa, doskonale poradziłby sobie w wielu innych profesjach. W kwart...

Bardziej szczegółowo