Marzę o własnej Ameryce

Transkrypt

Marzę o własnej Ameryce
AgroKonkurs
Marzę o własnej Ameryce
Może to zabrzmi komuś dziwnie, ale ja naprawdę nie marzę o Ameryce odległej
o tysiące mil od kraju, powszechnie uważanej za kraj dobrobytu. Marzę natomiast
o naszej Ameryce na Ziemi Pszczyńskiej, w mojej wsi rodzinnej Porębie, ba, nawet
w moim gospodarstwie. Przed kilku laty, kiedy przed moim synem Dariuszem pojawiła się bardzo kusząca i obiecująca propozycja do dobrego urządzenia się na
amerykańskiej farmie, powiedziałem mu z ojcowską szczerością: Ameryki szukajmy wspólnie na ojcowiźnie, a nie na obcej i odległej ziemi. Nie zastanawiałem wtedy nawet nad tym, jak zostało to odebrane, ale …
Ryszard Klimczyk
Wzorowy
Agroprzedsiębiorca RP 2010
Ryszard Klimczyk, l.65 lat, właściciel (wraz
z żoną Marią) 74-hektarowego gospodarstwa w Porębie (woj. śląskie), nietypowego
jak na polskie warunki, bo zajmującego się
nieprzerwanie od 1972 r. wyłącznie hodowlą zarodową bydła mlecznego. Ale nie
rozpoczynał on od zera. Przejął dorobek
hodowlany teścia, jego ojca i dziadka,
obejmujący prowadzenie systematycznej
selekcji nad doskonaleniem linii holenderskiej i szwedzkiej bydła mlecznego, która
w tym gospodarstwie trwa od ponad 90
lat. Gospodarstwo pod jego – i całej
rodziny – kierunkiem osiągnęło mistrzowski
poziom i jest wzorem dla hodowców bydła
mlecznego w kraju i za granicą. Rokrocznie
krowy i jałówki z gospodarstwa Klimczyków
są ozdobą najbardziej prestiżowych wystaw i zdobywają najwyższe zaszczyty. Ich
gospodarstwo lideruje w elitarnym klubie
„Złotej Setki”, gdyż dochowało się aż
7 krów, które w ciągu życia dały ponad 100
tysięcy litrów mleka, a to sztuka nie lada
– w powojennej historii takich rekordzistek
mieliśmy łącznie w Polsce niespełna 50.
Gospodarstwo Marii i Ryszarda Klimczyków
jest także laureatem wielu ogólnopolskich
i regionalnych list i rankingów. Szczyci się
m.in. posiadaniem prestiżowego tytułu
Wicemistrza Krajowego AgroLigi 2005
w kategorii Rolnicy.
REKOMENDUJE
Waldemar Broś
Prezes Zarządu
Krajowego Związku Spółdzielni
Mleczarskich
Promotor Agrobiznesu RP 2009:
– Ryszard Klimczyk to wielki pasjonat polskiej hodowli twórczej bydła mlecznego,
a zarazem profesjonalista dążący do sukcesu, ale nie sukcesu osiąganego wbrew
naturze i za wszelką cenę. To entuzjasta
hodowli zarodowej, prowadzonej zgodnie
z osiągnięciami najnowszej nauki światowej i najlepszej praktyki rolniczej, ale także
– z sercem i własnym sumieniem. Z ogromną satysfakcją potwierdzam, iż przynależy
on od blisko 40 lat do naszej spółdzielczej
braci mleczarskiej i wspomaga rokrocznie
tysiące producentów mleka swoją bogatą
wiedzą i doświadczeniem. Jest osobą szanowaną powszechnie za dokonania w hodowli i rozległą wiedzę, ale także za życzliwość, otwartość i szczerość.
12 /
D
zisiaj, kiedy oprowadzam po
swoim gospodarstwie farmerów niemieckich, francuskich czy amerykańskich, są
wręcz zdumieni tym, co u
nas widzą i słyszą. Przed dwoma laty
profesorowie z Instytutu Zootechniki w Balicach przywieźli cały autokar
producentów mleka, żebym pokazał
swoją oborę. Miało to zająć raptem 20
– 30 minut, a rozmawialiśmy blisko 5
godzin. Gdyby profesorowie nie popędzali, to jeszcze sobie byśmy pogadali.
A co interesuje ludzi z branży, licznie
wizytujących nasze gospodarstwo?
Oczywiście, krowy i niuanse związane z ich hodowlą. Wielu z gości zresztą
nie ukrywa, że nasze mleczne zwierzęta są im znane od dawna – z wystaw,
targów, konkursów.
Pamiętam, że pierwszy puchar
otrzymałem w 1973 r. z rąk prof. Henryka Jasiorowskiego, ówczesnego rektora SGGW. Wtedy „w mleczności”
były lepsze tylko krowy Elżbiety Kandulskiej z Borzysławia, a potem bywało już różnie. W zeszłym roku np.
na Targach Mleczarskich w Warszawie uznano mnie rekordzistą w Mlecznych Mistrzostwach Polski, organizowanych przez KZSM, bo w naszej
oborze uzyskaliśmy w 2008 r. ponad
12,4 tys. litrów mleka średnio od krowy. Obecnie na 64 sztuk w naszym stadzie aż 11 krów daje powyżej 16 tys. litrów rocznie. Od kilku lat ja jednak
w pracach selekcyjnych bardziej stawiam na długowieczność krów i większą zawartość białka niż na mleczność. Wynik, jaki osiągnąłem, uważam
za wystarczający. Moje „HF-ki” pracują sprawniej niż mercedesy, stąd wymagają szczególnej dbałości. Ich serce przecież musi przetoczyć 300-400 litrów krwi, żeby dać litr mleka! A niektóre moje lalunie w szczycie laktacji
dają po 60 – 70 i więcej litrów mleka!
Wysiłek niesamowity i nie mam serca
dalej śrubować rekordu.
Dbam o zdrowie krów. Każda sztuka
ma przygotowaną indywidualną dawkę żywieniową, złożoną ze smakowitych, łatwostrawnych i dobrze przyswajalnych pasz. Mieszanki treściwe
dozują automat też indywidualnie dla
każdej mlecznicy, w zależności od ilości dawanego mleka – aż 12-krotnie
na dobę. Nad tym czuwa mój syn Dariusz, absolwent zootechniki na krakowskiej AR i kilkunastu szkoleń spe-
cjalistycznych, organizowanych przez
Instytut Zootechniki i inne placówki
naukowe. Dokładnie śledzi on wszystko, co daje najlepsze efekty, a jednocześnie poprawia kondycję naszych
żywicielek.
Nasze łaciatki dojone są 3 razy dziennie, zawsze o jednakowej porze. Dój,
utrzymanie zwierząt we wręcz sterylnej oborze i zapewnienie krowom jak
najlepszych warunków zoohigienicznych – to domena synowej Asi i mojej
córki Małgosi. Nasza obora jest w pełni
zautomatyzowana i skomputeryzowana, przez naukowców zaliczana jest do
tzw. inteligentnych budynków. Mimo
że nad wszystkim czuwają komputery, ale by w budynku było czyściuteńko i przyjemnie, potrzebna jest kobieca dokładność. W naszej oborze nie ma
niemiłego zapachu i panuje idealny porządek. Halę udojową też mamy jedną
z najnowocześniejszych w kraju. Odłączeniem urządzeń udojowych z wymion, by mleko mogło być wydojone
do ostatniej kropli, tym samym chronieniem mlecznicy przed zapaleniem
wymion – steruje u nas komputer.
Moja żona Maria prowadzi dokumentację naszej hodowli i poszczególnych sztuk. Natomiast ja specjalizuję się w hodowli i bardzo dokładnie śledzę postęp w tej dziedzinie na świecie. Dlatego od kilku lat
nasze „HF-ki” są zapładniane nasieniem, pochodzącym od byków o najwyższych indeksach hodowlanych na
świecie – przeważnie amerykańskich
i kanadyjskich. Ale na tym nie koniec
naszej Ameryki. Mamy również własny nowoczesny sprzęt do produkcji polowej i przygotowania pasz. Powiem nieskromnie, że nierzadko są to
maszyny nowszej generacji niż wykorzystują moi koledzy w Niemczech,
Danii, Holandii czy Francji. Myślimy o
dalszym rozwoju, bo 8 miesięcy temu
przyszedł na świat nasz wnusio Rafałek. Naszej Ameryce za kilka miesięcy przybędzie biogazownia, która
będzie przetwarzać wszelkie nieczystości i odpady w naszym gospodarstwie. W nieodległej przyszłości chcemy uruchomić też przetwórstwo mleka od naszych dzielnych piękności
na smakowite wyroby. Wiadomo już,
że ten dział będzie nadzorowała córka Małgosia, która jest absolwentką
technologii rolno-spożywczej na Krakowskiej Akademii Rolniczej.