Dlaczego krakowski artysta musi jeździć do Wrocławia, aby dobrze

Transkrypt

Dlaczego krakowski artysta musi jeździć do Wrocławia, aby dobrze
Dlaczego krakowski artysta musi jeździć do Wrocławia, aby dobrze
się bawić?
„Ten program jest bardzo pojemny i musimy stanąć na wysokości tej pojemności” – zapowiadał
Janusz Radek na początku swojego występu w Imparcie. I nie kłamał, bo Na głos i ręce to recital
wyjątkowy, w którym znalazło się miejsce na repertuar ze wszystkich dotychczasowych projektów
solowych artysty. Program koncertu nigdy się nie powtarza, więc to, czy trafimy na swoje ulubione
utwory, jest do samego końca zagadką. We Wrocławiu Radek wykonał w zdecydowanej większości
piosenki ze swojej najnowszej płyty Z ust do ust, a także sporo kompozycji z albumu Gdzieś-pomiędzy. Nie zabrakło też kilku utworów z recitalu Opowieść Niemenem, natomiast niestety nie
wystarczyło już miejsca na starsze projekty, a więc Królową nocy i Serwus Madonna. Ale przecież nie
od dziś wiadomo, że nie można mieć wszystkiego. Za to zdecydowanym plusem takiego swobodnego
doboru repertuaru przez artystę jest fakt, że czuje się on w nim świetnie, dopasowując – być może –
wybór do swojego aktualnego nastroju, co owocuje bardzo dobrym występem.
Wiele utworów na tym koncercie zabrzmiało zupełnie inaczej niż podczas recitalu płytowego lub na
samym krążku – np. dość energiczna Wysyłkowa miłość stała się nastrojową balladą. Nie bez
znaczenia jest tu charakter koncertu, o którym świadczy jego tytuł: Na głos i ręce – nietrudno się
domyślić, czyj jest „głos”, natomiast „ręce” należą do Tomasza Filipczaka, który akompaniuje
Radkowi na fortepianie. Trzeba podkreślić, że to nie taka łatwa sprawa, bo wokalista bardzo lubi
zmienić tempo śpiewu, wydłużyć dźwięk, coś dodać, coś pominąć – wielkie brawa należą się więc
akompaniatorowi za tę „grę na orientację”. Ze względu na to, że na scenie znajduje się tylko jeden
instrument, pewne utwory musiały ulec modyfikacji, lecz zawsze była to zmiana na plus. Można przy
tym odnieść wrażenie, że Janusz Radek zaczął już śpiewać covery własnych utworów, bo każde
kolejne wykonanie jest tak bardzo inne od poprzednich.
Ale w koncertach Radka wyjątkowe są nie tylko piosenki, ale także wszystko to, co dzieje się
pomiędzy nimi. Choć artysta sam przyznaje, że jego konferansjerka jest „wątła”, to jednak świetnie
wpasowuje się w klimat recitalu. Dodatkowo przerwy między utworami wypełniane są przez serie
dźwięków, plumknięć, mlaśnięć i pomruków, które z jednej strony są kolejnym sposobem na
zaprezentowanie zdolności muzycznych artysty, a z drugiej – są specyficznymi zapowiedziami
kolejnych piosenek. Zastanawiam się, czy to, że z tych odgłosów potrafię bezbłędnie wywnioskować,
jaki utwór zostanie za chwilę wykonany, bierze się z dobrego słuchu, czy raczej z wieloletniego
doświadczenia w bywaniu na koncertach Radka… Nawet jeśli to opowiadanie dźwiękami, które
wypracował, nie dla wszystkich jest czytelne, to i tak budzi podziw i staje się nieodłącznym
elementem występów tego wokalisty.
Katarzyna Mikołajewska, Teatralia Wrocław 39/2012