Dariusz Kowalczyk SJ

Transkrypt

Dariusz Kowalczyk SJ
Dariusz Kowalczyk SJ - Cud i trzeźwość
piątek, 10 września 2010 09:26
Jerzy Hoffman robi film o Bitwie Warszawskiej. Świetnie! Wydarzenia roku 1920 zasługują na
dobry film. Wielu wszak uważa, że była to jedna z najważniejszych bitew świata, gdyż
powstrzymała sowiecką nawałę nie tylko na Polskę, ale także na całą Europę. W wywiadach
reżyser odżegnuje się jednak od nazywania tej bitwy „Cudem nad Wisłą”. Jego zdaniem
zaczęto mówić o cudzie po to, aby umniejszyć zasługi i geniusz wojskowy Józefa Piłsudskiego.
Innymi słowy, określenie „cud” miało sugerować, że marszałek odniósł zwycięstwo podobnie,
jak miernemu studentowi udaje się zdać egzamin. Mówimy wówczas: „Cudem udało mu się
zdać”. Hoffman zdaje się uważać, że wiara w cud wyklucza męstwo żołnierza i geniusz
wojskowy. Czy rzeczywiście?
Pojęcie „cudu” rozumiemy zbyt wąsko jako wydarzenie przekraczające prawa natury, zupełnie
niezrozumiałe z racjonalnego punktu widzenia. Ktoś jest chory na nieuleczalną chorobę i
raptem okazuje się być zdrowy. Ktoś idzie po powierzchni jeziora tak, jakby stąpał po miękkim
dywanie. I tak dalej. Oczywiście, o tego rodzaju cudach opowiadają nam Ewangelie. Ale
wczytując się w Biblię trzeba powiedzieć, że cudu nie można redukować do jakiejś
nadzwyczajnej „sztuczki”. Chodzi w nim bowiem przede wszystkim o dostrzeżenie obecności
Boga, który działa, i to wcale niekoniecznie w sposób zawieszający prawa fizyki. W przejściu
Izraela przez Morze Czerwone nie jest najważniejsze to, że wody cudownie się rozstąpiły, ale
to, że Mojżesz zaufał Bogu, który mu się objawił. I nawet gdyby znaleziono jakieś naturalne
wytłumaczenie rozstąpienia się wód, to wcale nie znaczyłoby to, że obalono cud.
Podobnie jest z „Cudem nad Wisłą”. Nie musi on wcale oznaczać, że na przykład bolszewicy
zobaczyli na niebie Matkę Bożą i tak się przerazili, iż zaczęli uciekać. Mówienie o cudzie roku
1920 w żadnej mierze nie musi umniejszać odwagi polskiego żołnierza czy też sztuki wojennej
dowódców z Marszalkiem Piłsudskim na czele. Wręcz przeciwnie! Bóg nie pochwala biernego
„czekania na cud”, ale chce, aby człowiek zrobił wszystko to, co do niego należy. Łaska buduje
na naturze — mawiał św. Tomasz. A pierwszym jezuitom przypisuje się powiedzenie: Działaj
tak, jakby wszystko zależało od ciebie, a na wyniki oczekuj, jakby wszystko zależało od Boga.
Możemy zatem z jednej strony sławić postawę wojsk polskich, które zwyciężyły bolszewików, a
z drugiej widzieć w bitwie 1920 r. szczególną obecność Boga, który wspierał Polaków w
trudnym czasie tuż po odzyskaniu niepodległości.
Pamiętam świadectwo pewnego niepijącego alkoholika. Opowiadał, że kiedy po latach
nałogowego picia odstawił wreszcie butelkę, wraz z trzeźwieniem zaczął dostrzegać, że życie
jest jednym wielkim cudem. Zaczął też doświadczać obecności Boga w prostych, codziennych
sprawach. By dojrzeć cudowne działanie Boga, trzeba niekiedy po prostu wytrzeźwieć. Pozbyć
się klapek na oczach. Dlatego cud potrzebuje wiary. Ale nie wiary rozumianej jako ślepy akt
wbrew rozumowi, lecz wiary jako zaufania i otwarcia na rzeczywistość. Kiedy Jezus dokonywał
cudów, jedni radowali się, że widzą działanie Boga pośród nich; inni natomiast zamykali się w
swej zatwardziałości, knując, jakby tu Mistrza z Nazaretu zgładzić. Pozostawali zamknięci we
własnych ideologicznych schematach.
Słuchałem niedawno w szerzącym agresywny laicyzm Radiu TOK FM dyskusji o Kościele. To
znaczy, dyskutujący panowie uważali, że rozmawiają o Kościele. Dla mnie natomiast była to
gadka ślepego o kolorach. Bo dla mnie Kościół jest cudem — obecnością Boga w
proklamowanym Słowie i sakramentach. Latem ten Kościół objawia się w tysiącach spotkań,
wspólnot, liturgii, pielgrzymek, rekolekcji, obozów dla dzieci i studentów. Tymczasem w głowach
czterech panów z TOK FM Kościół zredukował się do politycznych sporów przed Pałacem
Prezydenckim. Dzisiaj wszyscy „znają się” na Kościele. A ja mam wrażenie, ze wielu z tych
„znawców” najpierw powinno wytrzeźwieć.
1/2
Dariusz Kowalczyk SJ - Cud i trzeźwość
piątek, 10 września 2010 09:26
za: "Idziemy" nr 34/2010 (xwk)
2/2