Odwyk od kobietoholizmu

Transkrypt

Odwyk od kobietoholizmu
Artykuł pobrano ze strony eioba.pl
Odwyk od kobietoholizmu
Kiedy człowiek "od święta" sobie golnie (na humor, nie więcej), mamy do czynienia z normą. Pochichocze,
potańczy, poflirtuje, pójdzie spać. Alkohol nie rządzi życiem, a funkcjono
Kiedy człowiek "od święta" sobie golnie (na humor, nie więcej), mamy do czynienia z normą. Pochichocze,
potańczy, poflirtuje, pójdzie spać. Alkohol nie rządzi życiem, a funkcjonowania nie zaburza natrętna myśl, jak
wielką ulgę i odprężenie da kieliszek, bądź dwa.
Wymioty nosem ceną szczęścia
Wszyscy wiemy, jakie nieszczęścia rodzi uzależnienie od alkoholu - czyli utożsamienie poczucia odprężenia, radości
i miłych chwil z trucizną, którą Twoje ciało wyrzuca czasem jednocześnie z dwóch miejsc. Nie wszyscy jednak
wiemy, że za chwilę odprężenia trzeba zapłacić trzema chwilami napięcia i problemów - z początku, bo im dalej w
las, tym cena coraz wyższa.
Czy alkohol jest winien nieszczęść? Nie. Winny jest stan napięcia, który pozwala na chwilę zmniejszyć piwko (albo
papieros, ciacho czy szybki numerek). Gdyby ludzie byli radośni, odprężeni, mogli jasno wyrażać swe uczucia a nie
je tłumić ze strachu przed społeczną dezaprobatą (np. bity przez kobietę mężczyzna, nie może iść na policję bo go
wyśmieją, uderzyć też nie, bo pójdzie do więzienia i stłucze go rodzina ukochanej), nie byłoby potrzeby picia i
ćpania; bo i po co? Żeby zwymiotować nosem, albo sfajdać się w spodnie, czy też zasnąć kiedy dowcipni znajomi
robią śmieszne rzeczy z naszym ciałem, wrzucając efekty swej twórczości na fejsa?
Jesteś zawsze tylko z sobą, inni przemijają
To nie dostęp do alkoholu robi ludzi wrakami, ale stresy i cierpienie, których nie umiemy w zdrowy sposób
rozładować. Nauczono nas rocznego wydobycia węgla w kopalniach, ale nie nuaczono jak się odprężać, radzić z
presją, toksycznymi ludźmi, wyluzować po ciężkim dniu - odpuścić sobie chociaż na chwilę. Umiemy obsługiwać
pralkę, komputer, skomplikowane maszyny, ale nie umiemy obsługiwać swych emocji - nie wiemy nic o swojej
psychice, dlatego też cierpimy. Żyjemy w ciele, którego namiętności miotają nami jak Szatan księdzem Natankiem,
a recepty na bolesny brak kontroli bierzemy od cierpiących rodziców, dziadków, rodziny i znajomych. Jeśli
wsiądziemy w tira nie umiejąc go prowadzić, wyjedziemy w miasto pełne aut, doprowadzimy do zderzenia - będą
ofiary. Podobnie jest z nami - wkraczamy w życie pełne ludzi, nie umiejąc kierować swym umysłem, dlatego
dochodzi do bolesnych, czasami śmiertelnych kolizji. Jak złapią Cię w aucie bez uprawnień, będą problemy tymczasem miliardy ludzi nie umiejące obsługiwać swych komputerów emocjonalnych (podświadomości), mogą
legalnie funkcjonować. I chyba nie wyszło to światu pełnemu wojen i okrucieństwa na dobre.
Dlatego walka z alkoholem nie ma najmniejszego sensu. Ludzi od alkoholizmu i ćpania nie ratują zakazy (bo pójdą
w papierosy, słodycze, seks,fanatyzm religijny byle pozbyć się nieprzyjemnego napięcia), tylko praca nad sobą,
zwiększanie szacunku i miłości do samego siebie. Taka praca powoli, ale stale zwiększa poczucie przyjemności i
zadowolenia, ponieważ ze sobą jesteśmy 24 godziny na dobę, we śnie i na jawie - rodzice kiedyś odejdą, żona
może zdradzić, umrzeć, a dzieci zawsze wyfruwają z gniazda. I co dalej? Stawianie na pierwszym miejscu innych
sprawia, że zostajemy w końcu z niczym.
Krwawy kult kobiety
Gdy lubisz siebie, pozwalasz sobie wyrażać własne emocje (zamiast je tłumić, spychać w głąb siebie, gdzie nie
można ich już kontrolować), dobrze i z życzliwością się traktujesz, pojawia się poczucie zadowolenia. W takim
stanie nie ma miejsca na bezustanne napięcie i stresy - więc potrzeba alkoholu jest bardzo niska - nie trzeba
podwyższać nastroju, gdyż ten jest już na wysokim poziomie. Im bardziej się akceptujemy i kochamy, tym lepiej się
ze sobą czujemy. I co alkohol może nam wtedy zaproponować? Niewiele. Można go wtedy używać, ale to my
kontrolujemy sytuację, a nie alkohol nas. Moc drinków tkwi w naszym poczuciu nieszczęścia, rozpaczy, frustracji,
napięcia - im mocniej cierpimy, tym większą siłę mają wszelkie używki i cwani, interesowni ludzie dookoła nas,
kręcący się jak sępy wokół padliny. Im mocniej cierpimy, tym bardziej zadowolone koncerny i rządy - bo
nieszczęśliwy człowiek kupuje Ipody, ciuchy (kiedy stare są jeszcze dobre), daje się namówić na podatki, wojny,
branie lekarstw, wchodzi w religie szukając spełnienia i uwolnienia od nieprzyjemnych odczuć. Na naszym
cierpieniu i frustracji, zbudowano niejedno imperium finansowe - logicznym jest więc, że wielki kapitał dba o to,
byśmy szczęścia nie zaznali, bo oznacza ono koniec bajecznych fortun i władzy.
Podobnie jak w Polsce istnieje kultura picia (czyli odprężanie się trucizną), tak też istnieje kult kobiety - krwawy,
gdyż rodzi więcej nieszczęścia i patologii niż wszystkie nałogi razem wzięte. Rozwody, bankructwa, samobójstwa,
rozpacz, alkoholizm i upadek - to są skutki złych związków, wiary że kobieta jest uduchowioną istotą, utkaną z
okruchów poezji i atomów światłości. I znowu dochodzimy do najważniejszej sprawy - czy związki są złe? Nie, nie
są. Złe jest upatrywanie w związku szczęścia i spełnienia. To wszystko jest identycznie takie samo, jak w przypadku
alkoholu. Kobiety, związki i alkohol nie są złe same z siebie, podobnie jak nie jest zły nóż - to rozpacz i nieszczęście
w głowie człowieka sprawiają, że może on te możliwości w zły sposób wykorzystać.
Bezsilna złość dręczyciela
Jeśli ktoś ma coś, na czym Ci bardzo zależy, ma Cię w garści - może zrobić z Tobą co chce, zawyżyć cenę, upodlić
jeśli zechce, a ludzie bardzo to lubią. Nie postawisz się, bo chcesz tego, co ta osoba ma - chyba że masz poczucie
przyjemności, nie potrzebujesz tego co ta osoba chce Ci dać, więc rezygnujesz ku jej rozczarowaniu i wściekłości.
Wtedy nazwie Cię płytkim, pustym, niedojrzałym emocjonalnie gnojkiem - i pójdzie szukać innej ofiary. Ona już
będzie "dobra", więc spędzi całe życie na cierpieniu, ku zadowoleniu oprawcy.
Przyczyną nieszczęść jest utożsamienie kobiety ze spełnieniem i szczęściem. Kobieta nie jest temu absolutnie
winna, a wzorzec który w nas posadzono, i przez wszystkie lata naszego życia obficie podlewano, nawożono
gnojówką społecznych "mądrości". W końcu wzrósł tak, że prawdziwego szczęścia upatrujesz jedynie w kobiecie. I
gdy wydaje Ci się że je znalazłeś (to nie szczęście, a haj hormonalny), pojawia się lęk o utratę tego, co tę rozkosz Ci
skąpo wydziela. Im fajniej, tym więcej strachu, co powoduje że stajesz się nerwowy, zazdrosny, pojawia się stres
który ludzie zmniejszają piciem, wrzaskami, nawet rękoczynami. Tak więc spełnienie marzeń o szczęściu z kobietą,
da Ci wiele bólu i cierpienia. Im będzie fajniej, tym większy cień z toporem nad Tobą wisi. To jak hazard - im wyższa
stawka na stole, tym więcej strachu i adrenaliny. Im więcej miłości do innej osoby bądź rzeczy, tym większy strach
- takie życie to piekło na ziemi. Niestety, w komedii romantycznej tego nie pokażą - tam wszyscy po znalezieniu
połówki są szczęśliwi. W życiu jest jednak inaczej, i pewnie już to czujesz - chociaż może wstydzisz się przyznać, bo
to wymaga wielkiej odwagi. Za takie wyznanie nikt Cię nie pogłaszcze ani nie pochwali.
Nie szukaj szczęścia, odkryj je w sobie
Jako dziecko jesteś szczęśliwy, radosny, cieszy Cię dosłownie wszystko. W trakcie dorastania ten stan szczęścia
został Ci zabrany, a jego ochłapy są w Twoim zasięgu, JEŚLI:
1. Osiągniesz sukces, cokolwiek on w Twoim otoczeniu oznacza.
2. Ohajtasz się, spotkasz "połówkę", narobisz fotek z dzióbkiem i obowiązkowymi uśmiechami na fejsa.
3. Kupisz nową fabię w salonie.
4. Wykształcisz się, jeśli można nazwać wykształceniem prywatną uczelnię, gdzie cwaniaczki - wykładowcy, np.
marketingu, za grube pieniądze tworzą nowych niewolników za tysiąc czterysta na rękę. Wykształciuchów po
marketingu można spotkać wszędzie - na stacjach benzynowych, w tesco układajacych żele analne na półce, na
mopie w magazynach.
Kobieta nie oznacza szczęścia
Od dzieciństwa wmawiano nam, uczono i warunkowano nas (jak psa Pawłowa), że kobieta = szczęście. Bajki,
książki, filmy - wszędzie masz szczęście tylko wtedy, gdy dwie połówki pomarańczki się ze sobą spotkają. Człowiek
w ten sposób nasiąka receptami na życie, nie rozumiejąc że są to fałszywki. Tyle lat prania mózgu powoduje, że
nawet się tych bajek nie poddaje w wątpliwość - w końcu wszyscy w to wierzą, a miliony much (na gównie) nie
mogą się mylić. Niestety, pobieżna lektura książek od historii jasno pokazuje, że miliony ludzi ZAWSZE się mylą.
Spójrz na zdjęcia w google, pokazujące Stalina, Hitlera, Mao... tam zawsze były płaczące w ekstazie tłumy. I każdy
z nich się mylił. Dopiero po latach się okazało, że bogowie byli sadystami, a teraz mamy nowych bożków do
czczenia, nowe autorytety do naśladowania. Może dożyjemy czasów, gdy wyjdzie jakimi są kanaliami.
Szczęście to nawyk cieszenia się drobnostkami, a kobieta to możliwość założenia rodziny, jeśli tego naprawdę
pragniesz. Z mojej praktyki wynika, że jeśli człowiek pracuje nad sobą, uczy się wyrażania emocji, pracuje nad
wybaczeniem, miłością i szacunkiem do siebie (co sprytnie skojarzono z byciem ciotą, jakby nienawiść do siebie
była czymś męskim), to się okazuje że dzieci mieć nie chce. Chciał bo inni chcieli, bo nie miał innego sposobu na
życie, bo myślał że to zapewni mu opiekę na starość... ale sam z siebie nigdy tego nie pragnął, podobnie jak wielu
innych rzeczy, na zdobycie których tracił bezcenny czas i wypruwał sobie żyły. No i co dalej, wyludnienie? Ależ
skąd. Gdyby dzieci mieli tylko ci, którzy naprawdę ich pragną, a nie chcą tylko poczuć się lepiej (czy boją się opinii
innych, albo że nie będzie miał im kto podać szklanki wody na starość) mielibyśmy raj. Niestety, nauki jazdy i
tabliczki mnożenia nie mogą nauczyć się wszyscy, ale wszyscy mogą spłodzić dziecko - w efekcie mamy świat
pełen bólu i cierpienia. Kiedyś rżnął w pieluchę, dziś kradnie, korumpuje, wycina organy, morduje i troluje w
internecie. Skąd to się wzięło? Przecież nie ze szczęśliwego dzieciństwa, gdzie rodzice wychowują by dziecko było
szczęśliwe, a nie zostało np. nieszczęśliwym, sfrustrowanym wykładowcą marketingu, który karierą chce zagłuszyć
wyniesione z dzieciństwa poczucie bycia nikim.
Tęsknota za kobietą to nałóg, choroba
Musisz zrozumieć (nie musisz, ale warto), że kobieta jest nałogiem takim jak alkohol, słodycze bądź narkotyki.
Podobnie dla kobiety, nałogiem jest mężczyzna. I żeby móc normalnie żyć, wejść w ciepły, pełen życzliwości i
wolności związek, musisz przejść poważny odwyk. Musisz - inaczej zawsze będziesz tkwił w szponach nałogu,
cierpiąc do końca życia. Za swoje cierpienie będziesz zawsze obwiniał to, co nie ma znaczenia.
Żeby zlikwidować problem, musisz go bardzo dokładnie zidentyfikować. Twoim problemem jest wiara w tezę, że
szczęście to ciepły domek, drzewo i kobieta. To skąd tyle rozwodów i tragedii, skoro to takie szczęście? Skąd tylu
ludzi, bluzgających na singli z nienawiścią i pogardą? Czy człowiek szczęśliwy i spełniony w związku, miałby ochotę
wylewać z siebie tyle jadu? Coś nie gra w tej teorii, i to bardzo mocno, nie uważasz? Chyba ktoś nas oszukał,
oszwabił.
Idź na odwyk, otrzeźwiej
Jeśli marzysz o związku, musisz przejść poważny odwyk. Jeśli za bardzo chcesz, jesteś desperatem - a tacy w życiu
nic wartościowego nie zdobędą poza ochłapami. Im bardziej chcesz, tym mocniej musisz uświadomić sobie, że
trzeba Ci terapii, że jesteś ofiarą ciężkiego uzależnienia, które nie da Ci szczęścia, a jedynie wiele bólu. To samo
polecam Paniom, chociaż nasze ukochane z racji emocjonalnej natury, znacznie ciężej przyjmują fakt, że wszystko
w co wierzyły i na czym budowały swą wizję świata, jest kłamstwem. Trudno zacząć od nowa, ale jaki mamy
wybór? Brnąć w błąd, latami marząc że zdobędziemy szczęście?
1. Uczymy się kochać i szanować siebie, traktować się poważnie i z życzliwością.
Całe życie uczono nas kochać innych - kochanie siebie było traktowane pogardliwie, jako coś pedalskiego. Ale jeśli
nie kochasz siebie, to skąd weźmiesz miłość dla innych? Żebrak nic Ci nie da - pokochaj siebie, a wtedy dasz miłość
innym. Teraz dajesz tylko swoją tęsknotę, poczucie braku i cierpienie - dlatego ludzie podświadomie Cię odtrącają,
ponieważ dajesz im truciznę, z którą sam się nieciekawie czujesz. Dlaczego łasisz się do bogatych? Bo mają
pieniądze, mogą coś rzucić.
2. Rozwijamy poczucie bycia w porządku, swej niewinności.
Religia uczy nas przez wiele lat czuć się winnymi, grzesznymi. Dziecko z natury nie czuje się winne - trzeba mu to
wmówić wieloletnim powtarzaniem, za co rodzice kapłanowi (pracownikowi korporacji religijnej) płacą, czy tego
chcą czy nie (w podatkach). Każdy wychowany w katolicyźmie, nosi w sobie ciężkie poczucie winy, które
bezwzględnie trzeba z siebie wyrzucić, zastąpić poczuciem niewinności. Poczucie winy przyciąga do Twego życia
same klęski i biedę - zwłaszcza wtedy, gdy jest skryte, podświadome. A gdy cierpisz, idziesz do kapłana który Cię
uszkodził, by za pieniądze i wierność dostać chwilkę ulgi. To jak nałóg alkoholowy, tylko znacznie gorszy w
skutkach. Jeśli cierpi alkoholik, wiadomo że od picia. Jeśli cierpi katolik, przyczyny nie są jasne dla
współuzależnionego otoczenia.
3. Uczymy się spędzać czas w ciszy, sam na sam ze sobą, bez telewizora i komputera. Na nowo odkrywamy piękno
i żywotność samego siebie, dokładnie tak jak czuliśmy się jako dzieci.
Jak tego dokonać, uczę w swojej książce "Stosunkowo dobry", oraz na swojej stronie samczeruno.pl, wpadnij też do
mnie na forum (nazwa w nicku), gdzie jest wielu niesamowitych ludzi, mających dość tortury jaką jest "zwykłe"
życie.
www.braciasamcy.pl zapraszam na moje forum. Paniom wstęp wzbroniony!
-------------------Coaching ze mną KLIK
Zapraszam do kupna moich e książek "Stosunkowo dobry", oraz "Wyprawa po samcze runo" w E
wersji, KLIK albo papierowej KLIK. Zapraszam wszystkich serdecznie na mój fanpage KLIK, Bardzo
jestem wdzięczny wszystkim tym, którzy poczuwają się do dbania o cały ten interes i go
finansują KLIK, także poprzez PayPal, mój meil to [email protected]
Autor: samczeruno.pl
Artykuł pobrano ze strony eioba.pl