serce jezusa skacze

Transkrypt

serce jezusa skacze
Z Adą
Karczmarczyk
rozmawiają
Jacek Lendzioszek i Adam
Leszkiewicz
serce jezusa
skacze
Jacek Lendzioszek: Kim jest Ada Karczmarczyk?
Jestem artystką multimedialną, performerką, piosenkarką, kompozytorką, trochę poetką, trochę tancerką, showmanką, trochę
mistyczką. Moja twórczość jest interdyscyplinarna, składa się na pewnego rodzaju
opowieść o szukaniu prawdy i nadawaniu
jej bliskiej dla mnie formy. Wszystkie media,
jakich używam, przyjmowane i odrzucane
formy są związane z historią mojego życia,
podporządkowane jej.
Adam Leszkiewicz: Mówisz o kluczowej
roli prawdy, skąd to się wzięło wxojej
twórczości? I jak w ogóle wyglądała sama droga do zostania artystką, twoje
pierwsze kroki?
Jeśli chodzi o rolę prawdy, to na początku
było to dość intuicyjne. Poszukiwałam po
prostu dla siebie właściwej formy ekspresji.
W pewnym momencie wszystkie rzeczy, które się wydarzały podczas filmowania siebie –
bo zajmuję się wideo-artem – zaczęły coraz
mocniej zderzać się z moim życiem. Zaczęłam sobie zadawać pytania związane z tym,
184
po co w ogóle robię sztukę, a więc pytania
dla mnie zasadnicze. Forma zasadniczo się
nie zmienia, cały czas jest lekka, popowa,
barwna; zmienia się esencja. Ale od początku, studiowałam w Poznaniu. Poszłam
na intermedia, komunikację multimedialną. Studia mi bardzo pomogły, ale bardziej
w rozwijaniu formy. Tam raczej nie byłam
jeszcze na takim etapie życia, żeby zadawać
sobie pytania, one pojawiły się później – pytania będące wyrazem może nie tyle buntu,
co oderwania się od nauczania akademickiego. Chociaż może „akademicki” to tutaj złe
słowo, skoro cały czas mieliśmy do czynienia
ze sztuką nowoczesną; przede wszystkim na
zajęciach panowała specyficzna aura. Droga,
którą poszłam później, czyli poszukiwania
duchowe, była z zupełnie innej bajki niż to,
co mieliśmy na studiach. Taka jest chyba
specyfika dzisiejszej sztuki. Byliśmy karmieni przede wszystkim klimatem sztuki
krytycznej, trochę ironicznej, penerskiej
(od grupy Penerstwo), nawet nie na uczelni, tylko panował taki klimat. Zauważyłam
w pewnym momencie, że mimo wypracowywania własnej estetyki i formy, cały czas
miałam wkręcone myślenie, że liczy się tylko
demaskowanie pozorów – że to jest jedyny
PRESSJE 2014, TEKA 39
kierunek sztuki. I dopiero po studiach uznałam, że bardziej pociąga mnie kierunek, by
tak rzec, idealizujący. Do tej pory wielu ludzi, którzy znali mnie z tamtych studenckich
czasów i to, co wtedy robiłam, sądzą, że to,
co robię teraz, to jest beka, żart. Często nie
są w stanie zrozumieć, że moje myślenie odwróciło się o 180 stopni, co powoduje wiele
dziwnych i czasami trudnych sytuacji.
J.L.: Czy ta środowiskowa aura, która
promuje postawy podejrzliwości, demaskatorstwa, krytyczności, nie daje
narzędzi, żeby wypowiedzieć się w inny
sposób, albo czy blokuje próby takiej
wypowiedzi?
Myślę, że nawet, gdyby tak było, to jednak
od studentów, początkujących artystów zależy, czy wybronią własne stanowisko bez
względu na to, jakie by było. Ja już na początku, na pierwszym roku, miałam kryzys
i chciałam uciec z uczelni, a jednak, kiedy zaczęłam przebijać się z pierwszymi próbami,
spotkałam się raczej z uznaniem. Chociaż
czułam, że jest to robione pod prąd. Ale myślę, że to był dobry trening.
A.L.: Na czym polegał ten kryzys?
Kryzysów miałam wiele, każdy kolejny coraz
większy. Jeden z nich był na IV roku, miałam
totalne zwątpienie w sens robienia sztuki. Pisałam takie manifesty „anty” w stosunku do
sztuki nowoczesnej, środowiska i w pracowni dostawałam za nie piątki. To było straszne. Buntujesz się przeciwko komuś, a oni to
doceniają. Taki jest ten bunt. Po kryzysie, na
V roku, była jeszcze praca Blog, która była
moim dyplomem, wideo-szkicownikiem
z mojego życia, trochę stylizowanym, tro-
chę spontanicznym, intuicyjnym. Podczas
kręcenia działy się totalnie dziwne rzeczy,
które uznałam za znaki mające zmusić mnie
do zastanowienia się, ale to była jeszcze
szarpanina, nie było konkretnego kierunku.
W większości raczej nie było to krytyczne,
ale… nie wiadomo jakie. Potem była jeszcze
American girl. po studiach pojechałam do
Nowego Jorku, na rezydencję artystyczną
i tam nagrałam serię filmów o następnych
moich przygodach, tym razem w Nowym
Jorku. Wszystkie filmy łączyło to, że było to
trochę idealizowanie własnego życia, tworzenie sobie wymiaru, w którym chciałabym
żyć, w którym się odnajduję. I to zaczyna
stawać się rzeczywistością. Jako „American
girl” zagrałam taką dziewczynę, która zna
Nowy Jork z kolorowych, popowych filmów,
teledysków i okazuje się, że jej obraz nie do
końca pasuje do rzeczywistości. Ale prowokowało to dziwne wydarzenia… raz jacyś
kolesie zaczęli na mnie wołać: „Lady Gaga
idzie!” Przez chwilę to wcielenie stało się
rzeczywistością. W taki sposób role, które
gramy, stają się prawdziwe, więc ważne, żeby
były w miarę dobre, bo grałam w swoim życiu także złe role i nie chciałabym już do nich
wracać. Później był kolejny kryzys. W American girl jest taki moment, w którym ta sztuka
zaczyna być dla mnie ekstremalna. Żeby wyciągnąć z niej kolejne rzeczy, żeby ją odświeżać, trzeba było iść jeszcze dalej, tworzyć
coraz mocniej i to wszystko zaczęło mnie
przytłaczać. To były mroczne rejony, dżokeryzm, chichot. Dajesz się ponieść psychodelicznej sytuacji, która prowadzi do autoagresji. I prowadzi to w jednym kierunku – musi
być coraz mocniejsze. Czułam się uwięziona,
doszłam do ściany. Stwierdziłam, że to już
także dla mnie jest niebezpieczne i nieinteresujące, trzeba robić coś innego, ale nie
SERCE JEZUSA… • A. KARCZMARCZYK, J. LENDZIOSZEK, A. LESZKIEWICZ 185
wiedziałam co, więc chciałam w ogóle rzucić ny sposób w stosunku do związanych z tym
sztukę. W tym samym czasie moja koleżan- miejscem, agresywnych emocji zarówno kaka zaczęła się interesować rozwojem ducho- tolickiej, jak i ateistycznej części polskiego
wym, w takich bardziej ezoterycznych klima- społeczeństwa.
tach. Ten rejon zaczął przykuwać uwagę, też
A.L.: Skąd w takim razie wziął się kazaczęłam się interesować duchowością. To
zainteresowanie rozwijało się powoli i mia- tolicyzm? Jak prowadziła droga od
ło bardzo różne etapy. Zaczęłam analizować ezoteryki do ikony Matki Boskiej Częswoje wcześniejsze prace i zauważałam, że stochowskiej i obrazka z Jezusem Miwydarzało się na nich tyle rzeczy, których łosiernym, które pojawiają się w twojej
nie rozumiałam wcześniej. Otwierały się twórczości?
nowe perspektywy. Od tego właśnie zaczęło
się zadawanie pytań: od zauważenia, że wy- Ta przemiana trwała kilka lat. Momentem
obraźnia twórcza ma moc wpływania na rze- przejściowym była chyba wystawa EZO-POPczywistość. Zaczęłam zwracać uwagę na inne -ART, zrobiona w 2012 roku w krakowskiej
wymiary życia, duchowe wymiary, wcześniej Bombie. Była mroczna, było w niej coś z tej
żyłam zamknięta w czysto materialnym poj- duchowości, ale było to jeszcze mętne. Był
mowaniu rzeczywistości. Skoro to, co tworzę, tam film-medytacja Otwarcie bramy, zmontozaczyna się urzeczywistniać, a moja sztuka wany ze scen popowych występów, zainspirozaczyna mnie prowadzić w mrocznym kie- wany jedną z moich wcześniejszych wizji. Porunku, to stwierdziłam, że wolę zmienić kie- dróż w kierunku piekła kończy się ciemnością
runek. Ale jaki? Odwrotny! Wiedziałam, że i urwaniem sygnału pulsu, a potem z mroku
muszę znaleźć ten kierunek, lecz nie było wynurza się serce, otwarcie bramy i droga
to proste, nie było to sprawą jednej decy- unosząca się coraz wyżej do światła. Dla mnie
zji. Zaczęłam chodzić na różne medytacje… było to zestawienie tych dwóch kierunków,
wydarzały się dziwne sytuacje, pojawiły się o których mówiłam przed chwilą, ale przedpytania, ale też miał na to wpływ pewien taj- stawione jeszcze w ezoterycznych klimatach.
ny, bardzo ważny dla mnie, miłosny projekt Ciągle miałam wątpliwości, ciągle coś mi nie
artystyczny. Wcześniej w nic za bardzo nie dawało spokoju. Doświadczyłam też ekstrewierzyłam. W okresie tych pierwszych du- malnego zdarzenia w moim życiu, mianowichowych poszukiwań brałam udział w per- cie osoba bardzo mi bliska znalazła się w syformance, który polegał na oczyszczaniu tuacji zagrożenia życia. Zazwyczaj w takich
przestrzeni skażonej sporem o krzyż smo- okolicznościach ludzie zaczynają się modlić.
leński. Na otwarciu wystawy Akupunktura Ja też zaczęłam się modlić i obiecałam Bogu,
z prawdziwym duchowym guru, który przy- że zrobię coś ważnego dla świata, a konkretleciał na to wydarzenie z USA, śpiewaliśmy nie, że przekażę jakieś ważne wskazówki. Sypieśni indiańskie pod galerią Kordegarda, tuacja rozwiązała się szczęśliwie. Można było
skierowani w stronę pałacu prezydenckiego, stwierdzić, że to był przypadek, a można było
przed którym stał wcześniej ów krzyż. My- potraktować to na serio. Pół na pół. Powieślę, że to było bardzo pozytywne doświad- działam sobie: pójdę za tym, cokolwiek to jest,
czenie i zrobione w bardzo niekonwencjonal- potraktuję to jako inspirację. Jeszcze nie wie-
186
PRESSJE 2014, TEKA 39
działam, do jakich wartości mnie to doprowadzi. Nadal byłam w trakcie różnych duchowych poszukiwań, ale już pojawiła się zmiana:
wcześniej, kiedy zaczęłam się zastanawiać
nad istnieniem pozazmysłowego wymiaru
rzeczywistości, na początku uznawałam, że
to ja kreuję rzeczywistość, teraz uznałam, że
istnieje siła, która ją kreuje, a ja mogę wchodzić z nią w relację. Szukałam języka dla oddania tego wszystkiego w sztuce, wiedziałam
jedynie, że nie mogę rezygnować z własnego
arsenału środków i szukać w obcych estetykach. Zaczęłam od wypisania sobie wartości,
które musi przekazywać ta nowa sztuka… na
początku przychodziło mi do głowy, że może
jestem powołana do stworzenia nowej religii
– wiem, że to brzmi dziwnie, ale takie pomysły
się pojawiają… Na szczęście wszystkie te wartości odnalazłam w chrześcijaństwie. Można
powielać po Jezusie. Nawet nie czytałam
wtedy teologicznych książek. Pomyślałam, że
spróbuję trochę intuicyjnie, postaram się na
swój prosty sposób to ułożyć, zrozumieć na
nowo. Wtedy zrobiłam wystawę Świadectwo
w Centrum Sztuki Współczesnej. Czułam, że
ten temat może wzbudzić powszechne drżenie. W sztuce rządzi diamentowa czaszka
Damiena Hirsta, motyw śmierci – ja chciałam
zrobić rewers, stąd diamentowy embrion, ze
sztucznymi diamentami, a więc taki, że każdy może go mieć, a nie kosztowny jak czaszka Hirsta. W mojej wyobraźni pojawił się też
Jezus. Bóg wcześniej był jakąś uniwersalną,
niekonkretną istotą, dopiero Jezus pokazał
mi, że chodzi o tego dobrego Boga. Jezus stał
się dla mnie formą Boga.
A.L.: A więc z pozoru paradoksalnie odnalazłaś twórczą wolność nie w przekraczaniu norm, ale w konkretnej formie,
„formie Boga”, jaką jest Chrystus?
Jednak oparłam to na bardzo abstrakcyjnej
bazie. Nie wyglądało to tak, że ewangelizowałam się od strony wizualnej czy od strony kościelnego języka. To spowodowało, że
to wszystko stało się dla mnie przejrzyste.
Trzymam się tego i od tamtej pory wszystko
zmienia się na lepsze. Ze sztuki, którą tworzę od tego czasu, jestem jak najbardziej zadowolona. Co do wolności, to wolnością jest
przede wszystkim uwolnienie się od mroku
i zrozumienie, że to praca nad wewnętrzną wolnością jest o wiele ważniejsza od zewnętrznej.
J.L.: Wróćmy jeszcze do Świadectwa.
Dlaczego była to taka ważna wystawa?
Wtedy widziałam już kierunek, w którym
powinnam iść. Była tam sala, w której nie
było żadnych obiektów, oprócz tego diamentowego embriona. Na ścianach plakaty
i filmy. Przede wszystkim była tam duża projekcja Mszy Świętej, kolorowego, tęczowego
filmu i mojej kompozycji muzycznej. Było
tytułowe Video-świadectwo, w którym opowiadam o swojej drodze do nawrócenia, pokazując różne przedmioty – jest to zrobione
w konwencji wideoblogów dziewczyn, które
polecają kosmetyki, tylko podstawiłam własne obiekty. Wiele osób ma problem z tym,
że moja twórczość jest radosna, kolorowa,
kreskówkowa, może trochę dziecinna, ale ja
dobrze się czuję w takich klimatach i wszystko było tam mówione na serio, choć było też
w tym trochę gry, wcielania się w rolę pewnej
dziewczyny. Wyglądało to trochę inaczej niż
standardowe świadectwa. One często mają
aurę jakiejś brukowej sensacji, kiedy ludzie
opowiadają o swoich grzechach, a do tego
wygląda to tak, jakby nie mówili od siebie, te
opowieści są sformatowane. Wiedziałam, że
SERCE JEZUSA… • A. KARCZMARCZYK, J. LENDZIOSZEK, A. LESZKIEWICZ 187
muszę zrobić to inaczej, dlatego wielu ludzi
myśli, że to jest żart – a przecież wszystko,
co tam mówię, jest szczere, chociaż forma
jest inna, przez co cała rzecz staje się trochę
przewrotna. Bohaterka Świadectwa może się
wydawać naiwna, infantylna, głupiutka, ale
jej przemyślenia są poważne. Myślę też, że
kręci mnie w mojej kreskówkowej estetyce
jakaś taka łączność z ludowym stylem sztuki
sakralnej, takiej trochę nieudolnej, pobożnej
twórczości, ale za to z serca, w przeciwieństwie do bardziej wyrafinowanej, mechanicznie czy bezrefleksyjnie wykonanej. Oprócz
tego był na przykład plakat Chrystus na
krzyżu: na warstwę z serduszkami, symbolizującymi wymiar duchowy była naklejona
warstwa z bombami symbolizująca wymiar
materialny; był krzyż, rozdarty, rozchylony,
ukazujący serduszka, i był Chrystus, wczepiony w wymiar duchowy, ale wychodzący
przez wymiar materialny. Wszystko to w takim kreskówkowym stylu, więc złamanie decorum. Nie była to ani przestrzeń, ani praca
sakralna, bardziej był to plakat, wizualizacja
tego, jak ja samej sobie próbuję te rzeczy wytłumaczyć. Inne plakaty to Cztery katechezy,
na podstawie teledysków Lady Gagi, Madonny, Katy Perry i Nicki Minaj. Tutaj jest wątpliwość, bo Madonna jest kabalistką, Lady
Gadze zarzuca się antykościelność… W każdym razie przeanalizowałam kadry z tych teledysków i dokonałam własnej interpretacji,
w której odnosiłam się do duchowości chrześcijańskiej. W tych teledyskach te wszystkie
emocje, symbole, sytuacje były. Pomyślałam,
że zrobię Katechezy i nawet, jeśli się myliłam, jeśli za tymi teledyskami stały jednak
złe intencje, to starałam się wyciągnąć z
tego dobro. Później miałam związane z tym
wykłady, nawet wszyscy myśleli, że będzie
to coś z historii teledysku, a ja przyładowa-
188
łam kaznodziejskie klimaty i wszyscy byli
totalnie zaskoczeni. Traktuję to trochę jako
performance, trochę jako misję, wszystko razem, nie umiem odróżnić momentu, w którym coś jest wyłącznie na serio, a kiedy jest
to bardziej narracja. Myślę, że być może nie
ma to znaczenia.
J.L. Kiedy zapraszali cię do Centrum
Sztuki Współczesnej, wiedzieli, co tam
zrobisz czy nie? Jaka była reakcja?
Nie wiedzieli! Pierwsze szkice, które zrobiłam do Świadectwa, wyglądały dziwnie.
Stwierdzili, że okej, ale na otwarciu wystawy
padły słowa „oto artystka, która zgrzeszyła
sztukę religijną”. Do końca nie wiedzieli, czy
to będzie pozytywne, czy negatywne, ale samo dotknięcie tematu i to przez osobę wchodzącą w sztukę, która nie wiadomo, czy sobie
poradzi z obronieniem tego wszystkiego, było podejrzane. Nie usłyszałam złego słowa,
ale napięcie było wyczuwalne. Natomiast
odbiorcy, jedni byli przekonani, że to jest
krytyka religii, inni, że to jej promocja. Dzięki temu udało mi się zrealizować tę wystawę.
W ogóle, jeśli chodzi o tematy religijne, to
prewencyjna „cenzura”, jeśli się z nią spotykam, polega raczej nie na dyskryminowaniu
religijności, ale na tym, że różne instytucje
boją się wejść w dialog z religią, nie mają
odpowiedniego przygotowania i chociażby
podstawowej wiedzy z zakresu teologii, żeby
sensownie się o tym wypowiadać, z drugiej
strony słusznie nie wiedzą, czego spodziewać się po nierozumiejących sztuki bardziej
aktywnych jej przeciwnikach, więc po prostu
odpuszczają. Są też oczywiście tacy, którzy
nie boją się ryzykować. Jednak ta cała sytuacja powoduje, że w świecie sztuki nie mówi
się głębiej o tematach religijnych, bo nie ma
PRESSJE 2014, TEKA 39
takiej sztuki, która potrafiłaby być i religijna, i nowoczesna zarazem. Jeśli taka już się
zdarza, to albo taka enigmatyczna, nie prowokująca do myślenia i dyskusji, albo taka
totalnie ekstremalna, której efektem jest
raczej kolejna wojna.
A.L.: Jak pojawił się twój nowszy projekt, Prawda Dobro Piękno, czyli cykl
piosenek i teledysków, które zamieszczasz w sieci?
Zawsze chciałam śpiewać. Zaczynałam z koleżanką, śpiewałyśmy piosenki o miłości:
„Gdy przebijasz mnie swą dzidą, aż mi oczy
na wierzch wyjdą – adrenaliny zastrzyk –
czuje się jak szaszłyk…” Później było drugie
podejście, tym razem już solo, ale że było to
jeszcze przed przemianą duchową, to słowa
piosenek, które sobie na początku napisałam brzmiały na przykład: „seks, dragi, dziwki, przemoc – sprawdź moje pierwsze demo!”
Nie miałam pomysłu, więc szukałam w różnych miejscach. Na szczęście wstrzymałam
się przed publikacją, bo zaczęłam czuć, że
słowo i treść są ważne. Po przemianie piosenka okazała się idealną formą, a internet
mógł posłużyć jako sposób dotarcia do szerszej grypy odbiorców. Dla wartości, które
chciałam promować, wypisałam sobie hasła,
które stały się frazami-zalążkami powstających piosenek. Na przykład, kiedy stwierdziłam, że fajnie byłoby śpiewać o Matce Boskiej
w nowej odsłonie, przyszło mi na myśl Jaraj
się Marią. Później była muzyka i interpretacja wokalna. Od razu muszę powiedzieć, że
nie jestem profesjonalną wokalistką, sama
nauczyłam się śpiewać, tak samo jak komponować, układać melodie – to wszystko powstawało intuicyjnie i chałupniczo. Czułam,
że cały proces powinien przechodzić od po-
czątku do końca tylko przeze mnie. Zaczęły
powstawać teledyski. Właściwie były dwa
założenia, jakimi się kierowałam: pierwszym była konieczność odwracanie tego co
puste, w to, co pełne, mroku w światło itd.,
alchemiczna przemiana zła w dobro. Drugim
założeniem była konieczność użycia religijnych symboli, ale nie chciałam ich ani gloryfikować, ani profanować, a animować. To
jest trzecia droga: poruszenie znaku. Maria
świeci, Serce Jezusa i embriony skaczą, bliznę Matki Boskiej Częstochowskiej zaklejam
serduszkami i kwiatuszkami. Nie wiem, jak
to jest odbierane, ale jest to najtrudniejszy
projekt, jaki robiłam. Chciałam po prostu,
żeby te symbole ożyły.
A.L.: Na ile ta strategia jest słuszna, jeśli budzi tyle nieporozumień, jeśli twoje utwory bywają odbierane w sposób
dokładnie odwrotny do twoich intencji? Jeśli nie chodziło o kontrowersje,
a o pewien przekaz, to czy nie jest to
klęska?
Po pierwsze, te kontrowersje wynikają z naruszenia standardowego sposobu przedstawiania pewnych rzeczy, a to od razu budzi
nieporozumienia. Powiedziałabym, że świat
sztuki ma mechanizm do rozkodowywania,
ale w przypadku moich prac nie wie, co ma
rozkodowywać, bo często nie ma wiedzy
z zakresu duchowości, natomiast ci, którzy
tę wiedzę mają, nie mają mechanizmu do
rozkodowywania sztuki. Taka jest moja robocza teoria i jak obserwuję ludzi, to większość zatrzymuje się w odbiorze na fasadzie,
na pierwszych skojarzeniach. Jeśli to, co
chciałam powiedzieć, zostaje wykrzywione,
czuję się sfrustrowana, czuję niemoc. Codziennie dołącza się do mnie i odzywa masa
SERCE JEZUSA… • A. KARCZMARCZYK, J. LENDZIOSZEK, A. LESZKIEWICZ 189
ateistów, którzy myślą, że to wszystko jest że już niedługo to może się zmienić, bo tak
anty. Inni z kolei w ogóle nie patrzą na to przytłaczająca krytyczność myślenia, choć
ideowo, nie interpretują, ale działa na nich, wydaje się inteligencka, jest na dłuższą metę
bo „trzaska banię”. Mam też duży problem bardzo wyczerpująca.
z tym, że w świecie sztuki cały czas jestem
wpychana w sytuacje, w których okazuje się, A.L.: Takich sytuacji jest więcej. Powstaże moja twórczość jest podpisana „dla be- je dokument, którego bohaterką oprócz
ki”. To stwarza pewne ramy interpretacyjne ciebie ma być zespół cipedrapskuad. Czy
i ktoś, kto zamiast skupić się na tym, co ja nie zostaniesz znowu ustawiona na pomam do powiedzenia, zwróci uwagę tylko na zycji osoby, która bluźni, profanuje?
tę sytuację, to całą rzecz wytłumaczy sobie Jest też inna strategia „pacyfikowania”
jednoznacznie prześmiewczo. Jestem świe- twojej twórczości: przyjęcie do wiadoża w tym wszystkim i to są moje pierwsze mości twoich intencji, ale z dodaniem
lekcje, jak inni żonglują moim wizerunkiem. ironicznego komentarza „to teraz Ada
Zastanawiam się w takich sytuacjach, co będzie was ewangelizować”. Jak się
powinnam zrobić: protestować, uciekać czy w tym wszystkim odnajdujesz?
przeciwnie, potraktować to jako wyzwanie
i spróbować zrobić coś, co zmieni kontekst Zastanawiałam się nad tym i myślę, że mocałej sytuacji. Kiedy miałam zagrać koncert że to nie jest takie złe, bo wchodzę w rejony,
na debacie Dla beki. Ironia i wolność w sztuce w które nigdy te komunikaty nie miałyby
z Polski, to pomyślałam, że mimo tego tytułu szansy dotrzeć. Kiedy kilka razy powtómoże uda się tę sytuację odwrócić, przepro- rzysz jakąś piosenkę w głowie, to słowa
wadzić taką paraewengelizację tam, gdzie refrenu ci zostają, bez względu na to, jak
nikt się jej nie spodziewa i zobaczyć, co się się do tego odnosisz. Samo to, że ta sztuka
stanie. Trochę jest tak, że kiedy chcesz po- wchodzi ludziom do głowy, że na przykład
kazać kierunek innym, gdzie podążać, on za- w czyjejś wyobraźni zostaje przywoławsze nabiera pewnego idealizującego klima- na Matka Boska, dla mnie jest już czymś.
tu, który odbierany jest jako naiwny. Z kolei Przecież to jest świat, który wypiera tanaiwność odbierana jest dziś przede wszyst- kie rzeczy, który się skręca, kiedy słyszy
kim jako niebezpieczeństwo, od którego wy- „Chrystus”. Raz miałam taką sytuację, że
zwolić nas może tylko myślenie krytyczne. na koncercie, kiedy śpiewałam Embriony
Dlatego wielu ludzi myśli, że swego rodzaju na trony, to ludzie wyrywali mi mikrofon
idealizacja i moralizatorstwo w moich ka- i krzyczeli „niech żyją embriony!” Więc
wałkach to tylko i wyłącznie prześmiewcza może to dobrze, że jest taka interakcja? Co
gra. Jasne, myślenie krytyczne jest ważne, do dokumentu, to na razie nie wiem, jak to
żeby umieć zdrowo oceniać to, co się wyda- wyjdzie, zobaczymy, trochę też traktuję to
rza naokoło i żeby zachowywać czujność, ale wszystko jako pewne wyzwanie. Jeśli choeliminując idealizowanie świata, jego przy- dzi o wykorzystywanie moich wypowiedzi,
szłości i wypełniając wyobraźnię tylko tym, to na przykład kiedyś w wywiadzie powieco niedobre, gubimy dobry kierunek, w któ- działam, że czuję się jak Mojżesz, który
ry powinniśmy się kierować. Myślę jednak, prowadzi pewne idee przez morze inter-
190
PRESSJE 2014, TEKA 39
netu. Tylko, że wcześniej mówiłam o Bogu
i jako chrześcijanka wiem przecież, że to
nie ja jestem Bogiem i sama nie mam takiej
siły, żeby morze się przede mną rozstąpiło,
ale jak ktoś wytnie tylko ten kawałek, nawet bez złych intencji, to może po prostu
tego nie zrozumieć. Nie wiem, na ile w takich sytuacjach walczyć o pewne rzeczy,
o wyjaśnienie, a na ile zostawiać niedopowiedzenie, bo być może ono zmusza do myślenia. Może trzeba to tak zostawić, może
transcendencja steruje całą tą sytuacją. Poza tym sztuka nie może być zbyt oczywista,
nie może podawać gotowych odpowiedzi
pod nos, ona musi pozostawiać znak zapytania, żeby odbiorca zaczął się zastanawiać.
Społeczeństwo musi być podszczypywane,
rozbudzane, prowokowane do autorefleksji, bo najgorsze, co może być, to kiedy jest
uśpione – wtedy można łatwo wykorzystać
je do czego się chce. Myślę, że dobra sztuka
to taka, która prowokując budujący dialog,
jest właśnie takim treningiem dla umysłów.
J.L.: Rzeczywiście chyba zauważalna
jest ostatnio zmiana w podejściu krytyki, która wcześniej traktowała twoją
sztukę jako całkowicie ironiczną, a teraz, przynajmniej częściowo, przyjęła
do wiadomości deklarowane przez ciebie podstawy twojej twórczości.
Tak, ale czasami w ogóle jest za dużo namysłu nad tym, czy to jest na serio, czy nie,
jakby to był główny problem, zamiast po
prostu spróbować interpretować tę sztukę
taką, jaka jest. Potrzebne jest spojrzenie,
które chyba można nazwać fenomenologicznym: odrzucające wcześniejsze założenia i zawieszające pytania o to, czy to ist-
nieje, czy nie (w tym przypadku: czy jest na
serio, czy nie), odnoszące się tylko do tego,
co jest dane w tej sztuce. Mam wrażenie,
że odbiór moich prac też przechodzi przez
różne etapy, wszystko jest tutaj płynne
i otwarte, więc jeszcze zobaczymy, w jakim
kierunku to pójdzie. Czasy, w których przypadło nam żyć, powodują że nie da się już
zatrzymać procesu, w którym wszystkie
formy zaczynają się mieszać i skrywać w sobie zupełnie inne treści niż te, do których
się przyzwyczailiśmy. Walka z tym wydaje
mi się skazana na porażkę, ale z drugiej
strony taka beznadziejna sytuacja może
spowodować uaktywnienie u ludzi bardziej
świadomego sposobu postrzegania rzeczywistości. Jedynym sposobem na zrozumienie informacji, która do nas dociera, okazuje się skanujące spojrzenie rozbierające
komunikat z otoczki formy i powierzchownych skojarzeń, aby dotrzeć do głębi, esencji przekazywanej nam myśli. Uważność
w obserwacji i zastanowienie się nad tym,
co dokładnie widzimy i słyszymy, a nie to,
co nam się wydaje na pierwszy rzut oka jest
oczywiście genialnym treningiem wrażliwości duchowej i artystycznej. Myślę, że
moja twórczość jest oprócz moich intencji
misyjnych również trochę testem z takiego
sposobu myślenia.
J.L.: W twojej sztuce bardzo eksponowana jest kobiecość i kobiecy punkt widzenia. Skąd to się wzięło?
Jak byłam młodsza, to od dziewczęcości,
kobiecości starałam się uciec. Chodziłam
w spodniach, miałam ksywę „Dzik”. Później
zorientowałam się, że tej kobiecości nie jestem w stanie wyprzeć i że nie jest to w ogóle
potrzebne, lepiej ją promować. Teraz bardziej
SERCE JEZUSA… • A. KARCZMARCZYK, J. LENDZIOSZEK, A. LESZKIEWICZ 191
kobiety przybierają postawę kogoś silnego,
bezkompromisowego. Wydaje mi się, że ta
kobieca siła nie musi manifestować się tak
na zewnątrz, może być duchowa. Jest taka
moja praca Pająk. Niby jestem tam pasywna,
leżę i nic nie robię, mam tylko zabawkowego pająka na pompce, który skacze sobie
coraz niżej po moim ciele. Zdaje się, że jestem bierna, ale przecież to ja kieruję tym
pająkiem, nie wykonując żadnego ruchu.
W ogóle interesuje mnie kobiecość, która nie
wyrzeka się swojej delikatności i marzycielstwa. Od kiedy robię sztukę jakoś związaną
z katolicyzmem miejsce kobiety i kobiecości
w Kościele także mnie interesuje, bo wśród
ludzi z zewnątrz często panuje przekonanie,
że kobiecość w Kościele nie ma żadnej podmiotowości, jest tylko sformatowana przez
patriarchat. Właściwie dlaczego kobiecość
kobiet w Kościele nie miałaby być siebie
świadoma? Pytania na ten temat też mnie
interesowały i manifestuję swoją niezależność. Przecież moje prace wykonuję sama,
przebijając się przez internet z całkiem dobrym skutkiem, nie byłam do tej pory zależna na przykład od producenta muzycznego.
J.L.: Czy ten wizerunek „supergwiazdy”
da się pogodzić z chrześcijaństwem?
Czy nie stoi za tym pycha, która może
doprowadzić do jakiegoś oderwania,
sekciarskiego myślenia, uwierzenia we
własną moc sprawczą?
Jeśli chodzi o zagrożenie sekciarstwem,
to osobiście otarłam się już o różne stany
i wiem, że trzeba mieć hamulce. Przecież nie
jest tak, że bycie „supergwiazdą” to tylko
puste show, że to jakaś ekstatyczna działalność, która bierze się z pychy, ale przemyślana składowa całego wizerunku, rodzaj
192
wypowiedzi o tym, co społeczne, show-biznesowe, element dzieła, które tworzę. Nie
robię tego, żeby ludzie mnie wielbili, ale to
jest pchnięcie sztuki do przodu, nadanie jej
energii, siły przebicia, żeby mój komunikat
w ogóle do kogoś dotarł, bo wbrew pozorom
i wbrew temu, co się wielu ludziom wydaje,
nie jest wcale tak łatwo zostać zauważonym
w internecie.
J.L. Mówiliśmy o dezorientacji krytyków, mówiliśmy o ludziach antyreligijnych, którzy myślą, że antyreligijna jest też twoja sztuka; inni jeszcze
nie postrzegają jej w ogóle ideowo,
a uważają ją za dobry żart. A co z katolikami?
Zdarzały się komentarze, że jestem pomiotem szatana, wyznaję Hitlera, obrażam
Matkę Boską. Starałam się tłumaczyć, ale
nie docierało. Zamiast się tym nie przejmować, to mnie męczyło, że może naprawdę
zrobiłam coś bardzo złego. Te lęki przechodziły, bo przecież wiem, jakie były moje
intencje i motywacje. Wobec takich komentarzy trzeba jednak zachować zimną krew;
teraz też już więcej przeczytałam, czuję się
pewniejsza tego, co robię. Nawet Chrystusa uznano za bluźniercę i to, że coś jest na
początku źle odbierane, nie mówi niczego
o tym, jak będzie to wyglądało w ostatecznym rozrachunku. W sumie chciałabym, żeby moja sztuka była taką formą
paraewangelizacji, ale to jest też po prostu
projekt artystyczny, projekt artystyczny
o ewangelizacji. Papież Franciszek powiedział, żeby ewangelizować, „trzeba zaczynać z tego punktu, w którym znajduje się
ewangelizowana osoba”. Jeśli wychodzę do
młodych ludzi, którzy mają w umyśle pio-
PRESSJE 2014, TEKA 39
senkę Hera, koka, hasz, LSD, to musi być coś,
co może nie tyle zostanie od razu przez nich
przyjęte, ale będzie ich męczyć. I męczy, bo
zdarzają się komentarze w stylu: „to już jest
przesada, ale w sumie to szacun”, więc mo-
że na tym ma to polegać: nie na wtłaczaniu
odpowiedzi, ale na poruszaniu do zadawania pytań.
Listopad 2014
193

Podobne dokumenty