ESEJ - Czy eksperymentaria zastąpią szkołę w uczeniu fizyki?

Transkrypt

ESEJ - Czy eksperymentaria zastąpią szkołę w uczeniu fizyki?
Natalia Sowińska
ESEJ - Czy eksperymentaria zastąpią szkołę w uczeniu fizyki?
Eksperymentaria – zabawa czy nauka; czy mogą zastąpić szkołę?
Moim zdaniem ciężko jest jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Oczywiste jest, że miejsca takie
jak np. Centrum Nauki „Kopernik” są bardzo potrzebne, pomagają zrozumieć fizykę, ale czy mogą
całkowicie zastąpić tradycyjną naukę? Nie sądzę. Sama obserwacja doświadczeń czy zjawisk nie
pozwala do końca zrozumieć ich istoty i sedna. Często traktowana jest po prostu jako forma świetnej
zabawy i rozrywki. Fizyka i chęć sprawdzenia, dlaczego coś się dzieje schodzi na dalszy plan. Dlatego
też, sądzę że eksperymentaria, które w naszych czasach powstają jak przysłowiowe „grzyby po
deszczu”, mimo wszystko nie mogą sprawić, że klasyczne metody nauczania fizyki odejdą w
niepamięć. Wydaje mi się, że to jak obecnie wyglądają centra nauki w Polsce, nie wystarczy, by
młodzież mogła czerpać informacje tylko z takich miejsc. Weźmy pod uwagę już przytoczone
największe i prawdopodobnie najpopularniejsze eksperymentarium w naszym kraju – Centrum Nauki
„Kopernik”. Jest to niewątpliwie bardzo nowoczesny ośrodek, w którym tysiące zjawisk, doświadczeń
jest bezpośrednio dostępnych dla każdego zwiedzającego (pomijając oczywiście mające już chyba
charakter constans kilkugodzinne kolejki do kas). W „Koperniku” można, a nawet trzeba wszystkiego
dotknąć, poczuć, zobaczyć… Nie jestem jednak do końca przekonana, czy taka forma jest warta coś
więcej, ponad pierwsze zafascynowanie i ciekawość, gdyż zapewne nie każdy obserwator będzie miał
wcześniejsze, teoretyczne przygotowanie do zrozumienia danych doświadczeń. Poza chwilową dobrą
zabawą i czasem spędzonym poza szkołą sama taka obserwacja nie spowoduje, że nasza wiedza na
temat tego, czy też innego zjawiska wzrośnie. Trudno, a wręcz niemożliwe jest zrozumieć dane
zjawisko, czy zachodzący proces tylko na podstawie wybiórczego doświadczenia. Nawet jeśli obok
mamy przepiękną tablicę, na której wszystko jest mniej lub bardziej dokładnie opisane.
Człowiek
doświadcza otaczającego go świata poprzez zmysły: wzroku, słuchu, dotyku, węchu, smaku, bólu,
temperatury (zimna, ciepła). Każdy z nich przekazuje bodźce do mózgu, gdzie są przetwarzane na
informację. Aby zapewnić dziecku dobry rozwój, trzeba dostarczać mu m.in. możliwości
doświadczania działania wszystkich zmysłów. Tymczasem system szkolny stopniowo pozbawia dzieci
kreatywności. Dzieci zostają wtłoczone do określonego schematu myślenia, stawiane są im zamknięte
pytania, narzucany jest jedynie słuszny wzorzec rozwiązywania testów, zadań. Od nas jako młodzieży
wymaga się umiejętności samodzielnego stawiania wniosków czy kreatywności, a czy daje nam się
wystarczająco dużo pola do takich działań? Przecież swego rodzaju psychoza przygotowywania się do
coraz to nowych, coraz to ważniejszych testów oraz utrudniony dostęp do możliwości
eksperymentowania, tłumi i zabija w nas myślenie i kreatywność. Przecież już od dziesięciolatków
str. 1
wymaga się systematycznej nauki różnych definicji na pamięć, rozwiązywania testów pod klucz, coraz
rzadziej zabiera się je na zajęcia poza szkołą prowadzone w formie warsztatów, a naukę zamienia w
mozolne ślęczenie nad książkami, które zamiast rozwijać powoduje u dzieci frustracje i stres. Z kolei
gdy w gimnazjum zaczyna się nauka chemii, fizyki czy biologii, najczęściej doświadczenia są
przeprowadzane wyłącznie przez nauczyciela, a szkolne (jeżeli takowe są) pracownie są bardzo słabo
wyposażone. Osobiście byłam w Centrum Nauki „Kopernik” dwa razy. Pierwszy raz, 4 lata temu, kiedy
fizyka była dla mnie „czarną magią”, a drugi stosunkowo niedawno, kiedy znałam już teoretyczne
podstawy różnych zjawisk i procesów fizycznych. Obie te wizyty diametralnie się od siebie różniły.
Szczerze powiem, że pierwszą potraktowałam tylko jako ciekawą (nawet bardzo) formę spędzenia
wolnego czasu i wycieczkę do stolicy. Bawiłam się obserwowaniem, testowaniem i możliwościami
samodzielnego wykonania doświadczeń, ale nie odczuwałam potrzeby postawienia sobie pytania
dlaczego dzieje się tak, a nie inaczej, jakie - dane zjawisko, czy proces ma znaczenie, do czego są
wykorzystywane, itp., itd.. Dopiero druga wyprawa „otworzyła mi oczy” i pokazała, że za większością
tych niesamowitych zjawisk i procesów stoi jakieś prawo, jakaś teoria, czy twierdzenie. Zrozumiałam,
że to czego przez cały rok uczę się w szkole ma jakiś sens, znalazłam dodatkowe potwierdzenie w
praktyce. Dawało mi wręcz ogromną satysfakcję sprawdzenie, czy to czego dowiedziałam się na
lekcjach ma faktycznie swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Według mnie każdy ma choć
minimalną wiedzę z zakresu fizyki, nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy. Myślę, że trafne jest tutaj
stwierdzenie znanego amerykańskiego pisarza i psychologa Williama Whartona: „Fizyka dla
początkujących jest w zasadzie tylko powtórką z tego, co każdy kto choć odrobinę interesuje się
światem i jego funkcjonowaniem wiedzieć powinien”. Wszyscy ludzie spotykają się z fizyką od
najmłodszych lat, każdy ma swoje małe eksperymentarium – dom, gdzie jednak mamy (na szczęście)
ograniczone możliwości prowadzenia wszelakich doświadczeń.
Szkoła
jest dopełnieniem tego, co możemy zobaczyć, ale na pierwszy rzut oka wydaje nam się nie mieć
żadnego związku z fizyką. Posłużę się przykładem widelca spadającego ze stołu. Czy ktoś kiedykolwiek
poświęcił choć chwilę swojego drogocennego czasu na to, by zastanowić się dlaczego spada on na
podłogę, a nie np. lewituje w powietrzu? Myślę, że nie. Nikomu w codziennym życiu nie chce się nad
tym zastanawiać. Dopiero w szkole poznajemy wzory, twierdzenia, prawa, zasady, teorie.
Uświadamiamy sobie, że fizyka jest wszędzie, otacza nas, ma wpływ na to jak wygląda całe nasze
życie. Wracając do widelca, to nauczyciele w szkole podczas tradycyjnych, teoretycznych lekcji
uświadomili nam, że widelec ląduje na podłodze, ponieważ działa na niego siła grawitacji. Uważam, że
do nauczenia się fizyki niezbędne są zarówno lekcje tradycyjne, jak i te wyglądające w sposób
niezwykły - prowadzone np. we wspomnianych wcześniej eksperymentariach, czy też różnego rodzaju
laboratoriach, pracowniach, nawet tych najmniejszych, szkolnych. Czasami podczas lekcji omawiany
jest temat, który ewidentnie nadawałby się do przeprowadzenia jakiegoś doświadczenia, ale w
murach szkoły jest to niemożliwe. Jednocześnie będąc w centrach nauki często przydałby się ktoś, kto
opowiedziałby o tym, co obserwujemy, wytłumaczył istotę rzeczy, dokładnie wyjaśnił. W szkole, do
której chodzę, aktualnie na lekcjach fizyki omawiamy materiał z działu optyki. Rysujemy
konstrukcyjne obrazy wytworzone przez zwierciadła, soczewki, rozróżniamy obrazy rzeczywiste,
pozorne, proste, odwrócone, powiększone, pomniejszone. Do doświadczeń wykorzystujemy głównie
str. 2
zestaw do ćwiczeń z optyki i przedmioty codziennego użytku. Dla wzbogacenia doświadczeń, na
pewno, przydałaby się również wizyta w jakimś eksperytmentarium. Ale może warto też zachować
równowagę w podejściu do wszelkich szkolnych wycieczek- nazwijmy to poznawczych. Czyż nie
przesadą są zbyt częste seanse filmowe, teatrzyki, pogadanki „o wszystkim i o niczym” organizowane
szczególnie w szkołach podstawowych, w porównaniu do incydentalnych wypraw, np. do jakiegoś
laboratorium? Przecież szkoła ma przede wszystkim uczyć i rozwijać, a nie zapewniać dziecku
dodatkową rozrywkę, której i tak zwykle pod dostatkiem ma ono w domu (komputer, telewizja, gry,
zajęcia dodatkowe). Wracając jednak do kwestii nauczania fizyki, wg mnie ogromny (żeby nie
powiedzieć decydujący) wpływ na podejście ucznia ma nie kto inny, jak nauczyciel.
Nauczyciel fizyki z pasją
to skarb. Pogląd, że szkoła jest miejscem, w którym dzieci się uczą, a dorośli nauczają, odchodzi do
lamusa. Szkoła to miejsce intelektualnych wyzwań – również dla nauczycieli. Wyzwaniem jest dla nich
nauczanie, dbanie o swój wszechstronny rozwój, a przede wszystkim – pielęgnowanie pasji przez
wszystkie lata kariery zawodowej (na przekór wszelkim przeciwnościom, jakie ich spotykają). Jeśli
będziemy mieli to szczęście i trafimy na pedagoga z powołaniem i pasją, który nawet najprostszą
lekcję potrafi zamienić w zaskakującą, to żadne centra nauki, ani eksperymentaria nie są w stanie
tego zastąpić. Nasuwa mi się tutaj taki cytat amerykańskiego psychologa Philipa Zimbardo: „Nudni
nauczyciele, którzy nie potrafią przekazywać wiedzy w atrakcyjny sposób, są ogromnym
zagrożeniem dla edukacji! Przypominają roboty, zaprogramowane do wykonania określonych
czynności. A edukacja jest kreowaniem umysłów”. Lekcje fizyki powinny być pasjonującą przygodą i
objaśniać otaczającą nas rzeczywistość. Wizja ta jest, jak najbardziej realna, jeśli ambitna młodzież
spotka nauczyciela z powołania. Nauczyciel jednak to nie tylko człowiek, który pasjonuje się jakimś
tematem. To taka osoba, która w ciekawej formie potrafi swoją wiedzę przekazać - uczniom. Dobry
nauczyciel potrafi zarazić uczniów pasją odkrywania nauki.
Teoria z praktyką w nauczaniu fizyki
muszą iść razem, gdyż jedna bez drugiej nie może istnieć, są od siebie w pełni uzależnione,
na szczęście. Niewątpliwie do nas, uczniów żyjących w XXI w. o wiele bardziej przemawia obraz i
dźwięk, niż tylko suche informacje przekazywane drogą cierpliwego słuchania. O wiele łatwiej
zrozumieć, co to znaczy, że dźwięk jest falą, gdy będzie się mogło osobiście tego doświadczyć
w eksperymencie pod kierunkiem fachowca. Mimo to nadal często korzystamy i korzystać będziemy z
książek
czy
pomocy
nauczycieli.
I
bardzo
dobrze.
Zarówno
eksperymentalna,
jak i teoretyczna część fizyki są ze sobą nierozerwalnie związane. Jedna bez drugiej zdecydowanie
traci na wartości, a wręcz zatraca sens. Zatem, czy uczenie fizyki tylko za pomocą doświadczeń ma
szansę stać się jedyną formą jej poznawania? Uważam, że nie. Przynajmniej nie na obecnym stopniu
zaawansowania i dostępności eksperymentariów dla grup szkolnych. Jedna czy dwie wycieczki w roku
nie są w stanie zastąpić całorocznych, ciekawych lekcji fizyki, mogą je jedynie uzupełnić, wzbogacić.
Niewątpliwie patrząc z perspektywy ucznia, wizja wycieczki do odległego miasta, gdzie znajduje się
jakieś centrum nauki (i przy okazji jakaś galeria handlowa czy McDonalds) jest o wiele bardziej
interesująca niż 45 minut spędzone w ławce, ale i ta metoda po pewnym czasie spowszedniałaby i
stała się po prostu nudna. Chociaż nie powiem, wizja lekcji we własnym szkolnym laboratorium,
str. 3
dobrze wyposażonej pracowni, która wyglądałaby, jak w amerykańskich filmach jest bardzo kusząca.
Białe fartuchy, eksperymenty, doświadczenia… Echhhh… A czemu nie? Może warto faktycznie
zainwestować w młodych ludzi, tu i teraz, póki jeszcze nie wszyscy wyemigrowali do Anglii czy
Irlandii? Może warto przejść do działań i sprawić, aby w każdej szkole powstało takie mini –
eksperymentarium, kierowane przez nauczyciela z pasją i pomysłami. Nie byłoby już wielogodzinnych
podróży, kolejek do kas, mielibyśmy to samo na wyciągnięcie ręki. Myślę, że w tym miejscu poniosła
mnie trochę fantazja, no ale od czegóż są marzenia… Zewsząd słyszymy, że młodzież to nasza
przyszłość, że mamy utalentowanych, zdolnych uczniów. Może warto w nas zainwestować,
to naprawdę się opłaci.
Pora wrócić na ziemię. Biorąc pod uwagę obecne warunki i możliwości trzeba niestety zadowolić się
tym co mamy i po prostu znaleźć „złoty środek” między eksperymentami, a nauką w tradycyjny
sposób. Tylko gdzie on jest? Może za kilka, kilkanaście lat… wszystko diametralnie się zmieni i
eksperymentaria będą bardzo powszechne i ogólnodostępne. Może… nic nie jest pewne, no może
poza tym, że zarówno nauczycielom fizyki, jak i uczniom musi się po prostu chcieć. Nauczyciele mają
nam uzmysławiać, że nawet niekiedy nudne wkuwanie wzorów oraz cierpliwe przyswajanie wiedzy z
książek, połączone z ciekawymi eksperymentami może nas zaprowadzić nie tylko do zrozumienia
prawideł rządzących światem, ale również do odkryć słynnych na cały świat. Czyż nie wspaniałym
byłoby móc powiedzieć za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, że np. Olaf z III a z mojego gimnazjum
dostał Nagrodę Nobla z fizyki? Znowu marzenia… Jedyne czego oczekujemy, my uczniowie, to
zaszczepienie w nas pozytywnego bakcyla i nastawienia do nauki oraz wpojenie systematycznej
pracy. Wtedy na pewno damy radę, a nauka fizyki będzie czystą przyjemnością, a nie „czarną magią”.
Myślę, że idealnym zakończeniem, a zarazem przyczynkiem do dalszych rozważań są te słowa
amerykańskiego fizyka, laureata nagrody Nobla Roberta A. Millikana: „Nauka idzie naprzód na dwóch
nogach, którymi są teoria i doświadczenie… Czasami jedna noga robi najpierw krok do przodu, a
czasami druga, ale stały postęp dokonuje się tylko przy użyciu obu - przez teoretyzowanie
poddawane następnie sprawdzeniu, bądź przez znajdowanie nowych zależności przy
eksperymentowaniu, czego następstwem jest ruch teoretycznej nogi do przodu, i tak na przemian,
bez końca”…
Przygotowała:
Natalia Sowińska
Klasa III d
tel. 794 721 924
mail: [email protected]
Gimnazjum Integracyjne nr 4
im. Jana Karskiego
ul. Jasna 20/22
25- 523 Kielce
str. 4