Życie Olsztyna

Transkrypt

Życie Olsztyna
REKLAMA
nr 23 (170) 2015 ISSN 1734-7076
NOWE
Życie
REKLAMA
(1.12-21.12. 2015)
BEZPŁATNY Dwutygodnik
REKLAMA
NAKŁAD 25 000
Olsztyna
REKLAMA
2
Radni ustalili nowe
stawki za wodę i ścieki
Zmiany wejdą w życie od 1 stycznia. Od tego dnia metr
sześcienny wody będzie kosztować 3,86 zł brutto. Jest to cena
o 5 groszy niższa od tegorocznej. Podrożeje natomiast odprowadzanie ścieków – i to aż o 33 grosze (do 5,92 zł brutto). Wzrost
cen za dwie usługi wyniesie zatem 28 groszy.
– W przyszłym roku spodziewamy się zmian warunków
ekonomicznych – wyjaśnił prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Olsztynie Wiesław Pancer. – Chodzi przede
wszystkim o inflację, amortyzację, koszty remontów, wartość
odsetek od pożyczek.
Nowa dyrektor
MOK zaczyna pracę
Najpierw przeprowadzenie diagnozy olsztyńskiej kultury, później stworzenie programu artystycznego – to założenia nowo wybranej dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury
w Olsztynie.
Przez ostatnie 15 lat dyrektorem MOK-u był Marek Marcinkowski. W październiku władze miasta powołały w drodze
konkursu nowego szefa tej instytucji. Została nim Agnieszka
Kołodyńska. Wcześniej znana była m.in. z tego, że jako jedna
z nielicznych wypowiadała dość stanowcze i krytyczne sądy
o polityce kulturalnej miasta i MOK-u, domagając się zwrócenia większej uwagi na tę sferę życia. Na zwołanej przez siebie
konferencji prasowej Kołodyńska zaprezentowała swoich najbliższych współpracowników. To Karol Zamojski, wykładowca w Instytucie Kulturoznawstwa i Filozofii bydgoskiej Wyższej
Szkoły Gospodarki. Drugim współpracownikiem jest Maciej
Łukaszewicz, który pracował m.in. w Europejskim Centrum
Solidarności w Gdańsku, a także opiekował się jednym z ośrodków artystycznych pod Nowym Jorkiem w USA.
REKLAMA
olsztyn
z olsztyna
“Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015
– Miasto to nie tylko budowle, mosty i natura, to przede
wszystkim ludzie. Tę metaforę przełożę na funkcjonowanie Miejskiego Ośrodka Kultury – stwierdziła dyrektor
Kołodyńska.
Na razie nowa dyrekcja nie przedstawia szczegółów swojego programu artystycznego, bo trwa diagnoza „pod kątem
potrzeb i oczekiwań” w kierowanej przez nią placówce oraz
w olsztyńskiej kulturze.
– Chcemy otworzyć się na obszary, które nie uczestniczyły do tej pory w kulturze, były dotychczas wykluczone – zapowiada Zamojski. – Preferowane będą te wydarzenia kulturalne, które mają największy potencjał edukacyjny. Pożądane
będą wydarzenia społeczno-twórcze.
Kolejną sprawą będzie jawność współpracy MOK-u z różnymi instytucjami i firmami oraz osobami prywatnymi.
– Jesteśmy już po pierwszych rozmowach zarówno z władzami miasta, jak i władzami województwa – przyznał były zawodnik olsztyńskiego AZS.
Wielkie nadzieje związane z zawodami przejawia prezydent
Olsztyna Piotr Grzymowicz.
– Tegoroczna edycja pokazała, że była to niesamowita promocja dla naszego miasta na skalę nie tylko polską, ale światową. Dlatego nie ukrywam, że nasz apetyt jest dużo większy.
Chcemy, by Grand Slam na stałe zagościł w kalendarzu olsztyńskich imprez sportowych – powiedział prezydent.
Zorganizowane w tym roku zawody z serii Grand Slam ściągnęły do Olsztyna tysiącefanów tej dyscypliny. Ponadto wielu
kibiców oglądało je przed telewizorem. Mecze były pokazywane w 80 krajach na całym świecie.
70 lat Muzeum
Warmii i Mazur
Muzeum Mazurskie powstało pod koniec marca 1945 roku jako pierwsza placówka muzealna na Ziemiach Odzyskanych. Kustoszem był Hieronim Skurpski. Mimo skromnych
warunków 25 listopada otwarto pierwszą ekspozycję. Tę datę
uznaje się za początek działalności obecnego Muzeum Warmii
i Mazur. Z tej okazji odbyła się sesja naukowa oraz uroczyście
otwarto wystawę jubileuszową „Olsztyńskie muzealia w Polsce
i na świecie”. Były gratulacje i życzenia, kwiaty, okolicznościowe prezenty i jubileuszowy tort.
Wychodzi na to, że eksponaty muzealne, które możemy oglądać na co dzień w Olsztynie, prezentowane były i są
w siedmiu oddziałach w wielu miastach Polski i krajach Europy.
Wystawa z okazji 70-lecia Muzeum Warmii i Mazur ukazuje osiągnięcia w dziedzinie współpracy z instytucjami muzealnymi i naukowymi w kraju i za granicą. Umieszczono na niej
ponad 150 eksponatów ze wszystkich kategorii: sztuki dawnej,
sztuki nowoczesnej, rzemiosła artystycznego, etnografii, archeologii, historii, piśmiennictwa. Ekspozycja dostępna będzie dla
mieszkańców Olsztyna i turystów przez rok. Zapoznanie się
z nią ułatwia ilustrowany przewodnik, zawierający eseje i skrócony katalog.
Grand Slam ponownie
na Plaży Miejskiej
Ogólnoświatowe zawody w siatkówce plażowej w przyszłym roku zostaną ponownie rozegrane w Olsztynie. Paweł
Papke, prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej, przyznał, że
pierwsza edycja cyklu World Tour zorganizowana w stolicy
Warmii i Mazur okazała się sukcesem.
Neli szuka domu
Neli trafiła wraz ze swoją psią koleżanką do jednej z gminnych przechowalni w okolicach Dobrego Miasta. Udało się ustalić, że całe swoje krótkie życie spędziła na łańcuchu przy rozpadającej się budzie. Za panią miała alkoholiczkę, która traktowała
suczkę jak traktowała, aż szkoda o tym pisać. Obecnie Neli ma
około roku. Jest zaniedbana i wychudzona. Boi się ręki, smyczy, obroży, ale mimo wszystko lgnie do człowieka, jest w niego zapatrzona, ciągle rozdaje buziaki. Nie przejawia absolutnie żadnej agresji w stosunku do ludzi. Jest cudowną, niestety
nigdy niedocenianą sunią. Nie radzi sobie z sytuacją, w której
się znalazła, ciągle gryzie kraty, obdzierając sobie przy tym nos
i raniąc dziąsła. Neli zasługuje na dom pełen miłości i takiego
właśnie szukają dla niej wolontariusze zajmujący się pierwszą
opieką nad porzuconymi czworonogami. Za innymi psami nie
przepada, choć może to być spowodowane stresem. Neli jest odrobaczona i zaszczepiona. Wolontariusze mogą pomóc w transporcie suczki do nowego domu. Więcej informacji na temat Neli pod numerem telefonu 794 304 181.
REKLAMA
NOWE
Życie
Wydawca: Agencja Reklamowo-Wydawnicza
INNA PERSPEKTYWA” Paweł Lik,
“
redaktor naczelny: Leszek Lik, [email protected];
redaktor wydania bezpłatnego: Paweł Lik,
dziennikarze: Andrzej Zb. Brzozowski, Cezary Kapłon, Jacek Panas, Jerzy Pantak,
Mirosław Rogalski, Mariusz Wadas;
Okładka: materiał powierzony;
Biuro promocji i reklamy: tel. 505 129 273;
(r) – materiał reklamowy lub powierzony, ar- archiwum redakcji.
Redakcja nie odpowiada za treœæ i formê powierzonych materia³ów, zastrzega sobie
prawo adiustacji powierzonych tekstów. Druk: Edytor Sp. z o.o.
Olsztyna
Nakład 25 000
“Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015
Jaki prezent na
Gwiazdkę?
3
Co roku zadajemy sobie pytanie, jaki prezent na Gwiazdkę będzie najlepszy. Wybrać szalik, czapkę i skarpety czy może lepiej chwilę pomyśleć i kupić jeden wspólny prezent, który ucieszy
całą rodzinę? Dzisiaj postaram się podpowiedzieć, podając swój przykład.
Moja rodzina, chyba jak
większość w Polsce, nigdy
nie była specjalnie bogata, nigdy się nie przelewało. Rodzice nie mogli sobie pozwolić na
świetne prezenty dla każdego
z rodzeństwa. Jak co roku zbliżały się święta, oczekiwania
zawsze były ogromne, każdy liczył na wymarzony prezent, niestety rzeczywistość
niszczyła nasze marzenia
i z reguły wyśnione prezenty
zamieniały się w skarpetki, bieliznę, słodycze. Radość była…
ale raczej udawana, żeby nie
pokazać przykrości rodzicom.
Dlatego z braćmi wpadliśmy na pomysł, żeby zaniechać kupowania kilku prezentów, które nikomu nie
sprawiają radości, a i tak
kosztują sporo pieniędzy.
Lepiej robić jeden wspólny prezent dla całej rodziny,
który ucieszy zarówno syna,
córkę, a nawet mamę i tatę.
Dzisiaj jako właściciel
sklepu Ogit.pl wychodzę ze
swoim młodzieńczym pomysłem, który w domu z powodzeniem realizujemy od kilkunastu lat i zachęcam do
zakupu właśnie jednego fajnego prezentu.
Specjalnie na tę okazję
przygotowałem dla Państwa
w swoim sklepie www.ogit.pl
ofertę dedykowaną na prezenty świąteczne. W zależności od zasobności domowego budżetu można znaleźć
bardzo nowoczesny minikomputer, który spełni oczekiwania całej rodziny, jest
w pełni funkcjonalnym komputerem o wysokiej wydajności, a kosztuje jedynie 449 zł.
Po uwzględnieniu kodu rabatowego, który znajdziecie
w tej gazecie, o wartości 50 zł,
już tylko 399 zł! Jest to totalnym hitem cenowym, bo identyczny komputer w markecie
euro rtv kosztuje aż 549 zł, zatem to pokazuje, jak niskie ceny są przygotowane specjalnie
dla Państwa. Bo święta to nie
czas, by zarabiać, a moment,
kiedy należy sprawiać radość.
Natomiast jeśli ktoś posiada większy budżet, równie
dobrze może kupić w naszym
sklepie dowolnego laptopa.
Ze swojej strony mogę zagwarantować, że przygotowaliśmy świetne produkty w niskich cenach i przy każdym
z nich cenę można jeszcze obniżyć dołączonym kuponem
z „Życia Olsztyna”.
Aby skorzystać z naszej
oferty, wystarczy wejść na
www.ogit.pl i już na głównej stronie znajdziemy duży
baner kierujący nas do świątecznej promocji przygotowanej specjalnie dla czytelników
„Życia Olsztyna”. Wystarczy
wybrać produkt, który nas interesuje, a podczas składania
zamówienia wpisać kod rabatowy, by cieszyć się najniższą
możliwą ceną.
Jeśli natomiast są zwolennicy zakupów lokalnych, to
zapraszam do naszego sklepu na Jarotach, przy ulicy Hanowskiego 9, gdzie wszystkie
produkty mamy dostępne na
miejscu, a po okazaniu kuponu będą w tej samej cenie jak
w sklepie internetowym! Ze
swojej strony serdecznie zapraszam i życzę udanych i rodzinnych świąt dla wszystkich
mieszkańców naszego miasta.
Rafał Walczak
Właściciel sklepu Ogit.pl
4
“Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015
aglomeracja olsztyńska
kto ma rację?
Skąd my to
znamy?
Wszystko
w naszych rękach
Czy przypominasz sobie, Jacku, taką scenę z serialu „Alternatywy 4” Stanisława Barei, w której
do jednego z mieszkań przychodzą fachowcy z odpowiednio przyciętymi kawałkami rurek?
Chodziło, zdaje się, o przesunięcie kuchenki gazowej, bo inaczej nie mieściła się szafka.
Andrzeju, mam nadzieję, że się nie pogniewasz, ale to, co napisałeś pachnie mi dawnymi
czasami, a ty, człowiek poważny i – można by powiedzieć – dorosły, czasami myślisz jak zastraszony, bezsilny lokator z minionej epoki.
Taka sytuacja nie była wymysłem scenarzysty ani reżysera. Tak w tamtych czasach
projektowano i budowano
mieszkania. Sam otrzymałem
przydział na mieszkanie w latach osiemdziesiątych, więc coś
wiem na ten temat. To naprawdę były drobiazgi. Najważniejsze, że po kilkudziesięciu latach
zbierania pieniędzy na tzw.
książeczkach mieszkaniowych
można było otrzymać klucze
do własnego M. Cóż z tego, że
często w łazience były biały sedes i brązowa umywalka, lub
odwrotnie. Bardzo trudno było to kolorystycznie dopasować. Ale od tego był fachowiec
– budowlaniec, który za symboliczną półlitrówkę wymienił wszystko jak trzeba. Dzisiaj
takie rzeczy można oglądać
w filmach Barei i wzbudzają jedynie wesołość. Wtedy nie było to takie śmieszne.
Czasy się zmieniły. Obecnie nie czeka się już w spółdzielczych kolejkach na mieszkanie. Można je mieć w zasadzie
od ręki, to tylko kwestia ceny.
W większości przypadków
otrzymuje się tzw. stan deweloperski z rozprowadzeniem
wszystkich instalacji, ale bez
ich zakończenia odpowiednią armaturą sanitarną czy
elektryczną.
W dawnych czasach nadrzędnym celem każdego obywatela było zdobycie mieszkania spółdzielczego. Własne
domki budowali nieliczni, zasobni w gotówkę, a kwaterunkowe otrzymywali tylko ubodzy. Funkcjonowały jeszcze
mieszkania pracownicze i hote-
Takie właśnie mieszkanie otrzymał niedawno jeden
z moich bliskich znajomych.
Ponieważ nie zna się ani na
budowlance, ani na projektowaniu, wynajął odpowiednie firmy, aby przysłowiowe
cztery ściany uczynić funkcjonalnymi. I tu zaczęły się schody (pomimo tego że na piętro,
gdzie znajduje się mieszkanie, można dojechać windą).
Wygląda na to, że przyłącza
i końcówki większości mediów zostały zaprojektowane przez firmę współpracującą z deweloperem w sposób
przypadkowy. Bo oto: kabina prysznicowa lub wanna
na środku ściany w łazience. Grzejnik nad umywalką,
a zlewozmywak w kuchni obok kuchni elektrycznej.
Krótko mówiąc, Jacku, świat
Barei (z szacunkiem dla znakomitego reżysera).
Oczywiście nie ma problemu, wszystko da się przestawić, ale są to dodatkowe
koszty. Nie jest to także żadne
widzimisię mojego znajomego, bo pod blokiem stoi kilka
zapełnionych kontenerów na
gruz, więc takie przeróbki to
chyba standard.
Na pocieszenie pozostał
jednak fakt, że parapety były
położone idealnie rów-
no, w przeciwieństwie do tego, co pamiętam, kiedy ja
otrzymałem mieszkanie, więc
parapetówka była udana.
Andrzej Zb. Brzozowski
le robotnicze. Nie było prawie
w ogóle mieszkań czynszowych, chyba że wynajęte od
osoby prywatnej. Budowano
oszczędnie, szybko, niechlujnie, aby dużo. Było pewne, że
każde cztery ściany znajdą nabywcę z pocałowaniem w rękę i jeszcze z dopłatą.
Ludzie po otrzymaniu
wymarzonego M3 byli do niego przypisani aż do śmierci i przez to często dojeżdżali do pracy wiele kilometrów.
To pokutuje do dzisiaj. Kiedy szczęśliwcy dowiadywali się, że mieszkanie jest do
odbioru, brali to, co dawano
i w takim stanie, w jakim było.
Nagminne były krzywe ściany, niedomykające się okna i zepsute drzwi, brak
rur czy inne usterki. Brano jak leciało i nie narzekano.
Potem remontowano, poprawiano we własnym
zakresie, często
z pomocą tych samych fachowców,
którzy mieszkanie budowali.
Tak teraz postąpili twoi znajomi. Wzięli, co
im dano, za ich
ciężko zapraco-
wane pieniądze. Koniec! Te
czasy bezpowrotnie minęły. Teraz kupujemy i żądamy
dobrej jakości! Więc powiedz
swoim znajomym, że co było, to nie jest i nie pisze się
w rejestr. Rynek budowlany jest ogromny, konkurencja duża. Możemy wybierać
i przebierać, oczywiście jak
mamy kasę! Nikt nie każe im
kupować budowlanego bubla. Niestety, ale większość ludzi sama sobie szkodzi, w tym
twoi znajomi. Gdyby wszyscy
kupowali tylko rzeczy dobre,
to na rynku niedoróbek by nie
było. Jak z samochodami. Nikt
wraka nie kupuje. Podobnie
jest ze sprzętem agd czy multimedialnym. Tandeta leży na
półkach, a jak już niechcący
coś złego kupujemy, to szybko oddajemy. Gdyby wszyscy
tych zasad przestrzegali, to
by produkowano i budowano
w wysokim standardzie.
Trzeba o tym pamiętać!
Człowiek ma oczy i widzi, co
kupuje. Deweloper goni za
wielką kasą i jak jest zapotrzebowanie na spartolone mieszkania, to takie sprzedaje z radością za duże pieniądze, bo
przecież w Polsce głupich nie
sieją, sami się rodzą.
Jacek Panas
“Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015
5
Piąte urodziny Gminnego Zespołu Wokalnego „Cantemus”
Śpiewajcie nam
jeszcze wiele lat!
Były życzenia, róże, pyszny tort od wójta gminy Dywity, podziękowania i miła atmosfera
– w taki sposób swój 5. jubileusz świętował Gminny Zespół Wokalny „Cantemus”. Urodziny
odbyły się 21 listopada w świetlicy wiejskiej w Tuławkach. – Dziękujemy za waszą obecność,
uświetnianie licznych gminnych, ale nie tylko, uroczystości i gratulujemy wspaniałej rocznicy. Oby tak dalej! – mówił Jacek Szydło, wójt gminy Dywity.
Zespół wokalny „Cantemus” powstał z inicjatywy
mieszkańców gminy Dywity.
Wykonuje szeroko pojętą muzykę ludową, tradycyjną, biesiadną, patriotyczną. Chór powstał w najbardziej oddalonej
od Dywit oraz Olsztyna części
gminy, tworząc wyjątkowo
atrakcyjną formę aktywności
kulturalnej dla mieszkańców
takich wsi jak Frączki, Nowe Włóki, Dąbrówka Wielka,
Tuławki i Gady. Przez pierwsze lata istnienia zespół działał pod egidą Urzędu Gminy
Dywity oraz pod opieką dyrygenta Andrzeja Borkowskiego
i akompaniatora Tomasza Michalaka. Od roku 2013 „Cantemus” stał się jednym ze stałych
działań kulturalnych Gminnego Ośrodka Kultury w Dywitach. Opiekę artystyczną nad
zespołem przejął dyrygent
Krzysztof Włodarski, a akompaniatorem został Michał Bie-
Podczas piątych urodzin zespół „Cantemus” zaśpiewał dla wszystkich gości.
W skład zespołu wchodzą m.in. mieszkańcy Frączek, Tuławek, Gadów, Nowych Włók
i Dąbrówki Wielkiej
dziuk. Zespół w swojej historii uświetnił wiele wydarzeń
lokalnych. Zdobył II miejsce
na Festiwalu Piosenki Patriotycznej w Pieniężnie. Jest stałym gościem powiatowych
obchodów Dnia Niepodległości. W repertuarze posiada tradycyjne piosenki warmińskie,
międzywojenne tanga i wal-
ce, pieśni narodowe, kościelne
oraz poważny repertuar chóralny. Zespół liczy 26 śpiewaków. Miejscem spotkań „Cantemusa” jest Świetlica Wiejska
w Tuławkach. W każdy wtorek o godzinie 16:30 odbywają
się tam próby wokalne. Zespół
bardzo serdecznie zaprasza
nowych członków.
6
“Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015
nasze osiedle
nasze osiedle
7
“Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015
Szanse Zatorza
– Zatorze to jedyna część Olsztyna niezniszczona przez mściwych czerwonoarmistów – podkreśla przewodniczący Rady
Osiedla Zatorze Jarosław Skórski: – Zachował się więc pierwotny układ urbanistyczny i większość budynków z przełomu XIX
i XX wieku. To była powojenna sypialnia Olsztyna.
Może dlatego nie inwestowano tu wiele, o czym świadczą dziurawe nawierzchnie,
pękające mury i liszajowate
elewacje domów.
Pan Jarosław pewną szansę na zmianę tego stanu widzi
w szykowanym przez miasto
planie rewitalizacji, w którym
ujęto też Zatorze. Ale jego zdaniem, potrzebne jest kompleksowe podejście. Ważniejsza
od odnowy murów i chodników jest zmiana mentalności samych zatorzan w podejściu do miejsca zamieszkania.
Choćby po to, by traktowali
je jak swoje. Według jednego
z mieszkańców ul. Okrzei, na
osiedlu problemów jest bez liku: dziurawe chodniki z epoki Gomułki, sklep z dopalaczami, kierowcy zastawiający
podwórka, złe skrzyżowania
i przejścia dla pieszych, trudne do pokonania skrzyżowanie Jagiellońskiej z Sybiraków
(kiedyś było tu sprawniejsze
REKLAMA
Targowisko przy Zatorzance w nietargowe dni świeci pustkami
Osiedle najmniejsze,
ale najludniejsze
Powszechnie się sądzi, że wszystko, co znajduje się za torami, na północ od ratusza, to Zatorze.
Tymczasem administracyjne osiedle Zatorze to zaledwie skrawek – jedno z pięciu zatorzańskich
osiedli (pozostałe to: Wojska Polskiego, Nad Jeziorem Długim, Zielona Górka i Podleśna).
Razem zajmują około jednej czwartej powierzchni miasta, ale zamieszkuje je ledwie jedna
siódma obywateli Olsztyna (ok. 25 tys.), czyli mniej więcej tyle, ile na osiedlu Jaroty.
Podczas jednego z listopadowych warsztatów w ratuszu spierano się o to, czemu ma służyć nowy wiadukt w ciągu
ul. Limanowskiego: ułatwieniu tranzytu tirom i samochodom osobowym z innych miejscowości czy poprawie życia na wszystkich
osiedlach Zatorza
rondo), kiepskie odwodnienie
ul. Limanowskiego i uparte
kierownictwo sklepu Biedronka przy Okrzei, które blokuje ulice dużymi samochodami dostawczymi. Te problemy
zmobilizowały jednak mieszkańców do działania.
– Na Zatorzu właśnie widać ostatnio przejawy ożywienia społecznego. Pojawia
się dość dużo inicjatyw, które
wzajemnie się przenikają i pokazują, jak wiele może zależeć
od nas, mieszkańców – podkreśla Jarosław Skórski.
Sukcesem jest np. „Podwórko u Stefana”, które wygrało I edycję OBO. Znajduje się między budynkami
z czerwonej cegły z końca XIX
wieku, u zbiegu ul. Henryka
Sienkiewicza 9 i Stefana Żeromskiego 32 i 33 – stąd nazwa „Podwórko u Stefana”.
Uporządkowano je, a latem organizowane są tam niebanalne imprezy integracyjne. Bo te
najstarsze czerwone budynki
i brukowane polnymi kamieniami podwórka warte są szczególnych względów ze strony
mieszkańców i władz miasta.
Ciekawe są działania skierowane do młodzieży i aktywnych mieszkańców według
projektu „Współtworzę Zatorze” (w ramach programu
„Obywatele dla Demokracji”,
finansowanego z Funduszy
EOG). Jego realizatorem jest Forum Animatorów Społecznych
w partnerstwie z Fundacją Kreatywnego Rozwoju, Bankiem
Żywności w Olsztynie oraz
z wieloma nieformalnymi partnerami z Olsztyna i mieszkańcami Zatorza. W siedzibie Rady
Osiedla funkcjonuje świetlica
dla dzieci, prowadzona przez
RO wraz z Fundacją „Kółko
Graniaste”. Bardzo intensywnie działa stowarzyszenie prowadzące zespół „Dziecięce Niebo”, które wydało swoją drugą
płytę „My dzieci z Olsztyna”
(przy współudziale samorządu
Olsztyna).
A co się marzy przewodniczącemu? – Zaangażowanie
kupców z „Zatorzanki” w pomysł budowy przejścia pod torami i naciskanie na urzędników,
by go zrealizowali. W ten sposób
mieszkańcy reszty Olsztyna mieliby krótką drogę do targowiska
przy Kolejowej, a zatorzanie – do
sklepów w centrum.
Pewne nadzieje wiąże też
z budową nowej ul. Sybiraków i wiaduktu w ciągu ul. Limanowskiego. Może wreszcie
wiadukt ten zbliży obie części
miasta do siebie?
Jerzy Pantak
Osiedle Zatorze jest najmniejszym (ledwie 0,45 km
kw.), a zarazem najludniejszym
osiedlem w Olsztynie. Mieszka tam 6,6 tys. osób, czyli na
kilometr kwadratowy przypada prawie 15 tysięcy mieszkańców! Dwa razy tyle, ile w innych osiedlach. Kształt Zatorza
przypomina języczek, którego podstawa oparta jest o tory
kolejowe, zachodni bok o ciąg
ulic: Sienkiewicza, Klasztorną,
Kraszewskiego, Okrzei, Jagiellońską, Żeromskiego, Puszkina
i Rataja, gdzie łączy się z al. Sybiraków i dalej biegnie w kierunku południowym ul. Limanowskiego aż do torów, zahaczając
jeszcze o kilka domów przy
ul. Zientary-Malewskiej.
Wielkie zdziwienie budzi
zachodnia granica tego osiedla. Zachodzi podejrzenie, że
ten, kto oddzielał go od osiedla Wojska Polskiego, był chyba wstawiony. Bo granice te
dzielą mieszkańców jednej
ulicy między dwa osiedla, biegnąc trudnym do zrozumienia
zygzakiem, tnąc ulice w dziwnych miejscach: jak na Jagiellońskiej, Puszkina i Rataja.
REKLAMA
Jedno z atrakcyjnych miejsc Zatorza „Podwórko u Stefana” ma wszystko: przestrzeń, zabytkowe mury i bruk oraz zieleń
To było
miasto ogród
Zatorze (w szerszym
znaczeniu) jest jedną ze starszych części Olsztyna. Powstało po wybudowaniu
w latach 1871-1872 linii kolejowej i aż trzech koszar: dragonów, artylerii i piechoty
(obecnie na terenie osiedla
Wojska Polskiego). Wybudowane tu domy mieszkalne nie przekraczały 4 kondy-
Budynki przy ul. Klasztornej pozbawione są tynków
Na terenie osiedla jest kilka
zabytków. Na północy stuletni
kościół św. Józefa z pobliskim
cmentarzem, a na południu
uliczka Kraszewskiego z architekturą w stylu włoskiego renesansu i baroku. Ale wygląd
tych budynków straszy. Żeby
było śmieszniej, stojący obok
(przy ul. Wyspiańskiego) kościół Franciszkanów z lat 20.
XX wieku, do którego ta architektura nawiązuje, nie należy
już do osiedla Zatorze. Podobnie jak duży plac zabaw między Klasztorną a Kolejową.
Na wielu ulicach (Jagiellońska, Okrzei, Sienkiewicza,
Niedziałkowskiego) zwracają
uwagę secesyjne perełki. Niektóre to spadek po przedwojennej spółdzielni mieszkaniowej – też mocno zaniedbane.
Z powojennych „zabytków”
uwagę zwraca rynek na ul.
Kolejowej. Jest też kilka szkół,
w tym LO im. Kopernika
i dwa gimnazja (11 – budynek
z 1910 r.! – i 12) oraz Szkoła
Podstawowa nr 13.
(JJP)
REKLAMA
gnacji. Nie było tu większego
przemysłu. Przed I wojną
światową były młyn i browar
przy dzisiejszej ul. Wojska
Polskiego, tartak i cegielnia
przy Kolejowej oraz „fabryki” worków i grzebieni przy
Zientary-Malewskiej. Zaplanowano je jako sypialniane
zaplecze garnizonów i „starego” Olsztyna, przyjmując
nowoczesne założenia urbanistyczne miasta ogrodu,
a ich śladem są liczne podwórka ze starymi drzewami. Niestety podwórka
i ogródki – też zaniedbane,
zabudowane albo zamienione w byle jakie parkingi.
(JJP)
8
“Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015
Święta
Święta
Zaskakujące
zwyczaje świąteczne
zem odnajdzie właściwy dom
i obdaruje samego Jezuska.
Ukochane polskie święta
Nam, Polakom, wydaje
się, że to nasze obrzędy bożonarodzeniowe są… takie naturalne i oczywiste. Świąteczne
tradycje pozostałych Europejczyków mogą nas troszkę dziwić. Tymczasem mieszkańcy innych krajów, dowiadując
się, jak święta spędza się w
Polsce, bywają bardzo zaskoczeni! Oto w naszym kraju
mamy zwyczaj zasiadać do
wieczerzy wigilijnej, gdy na
niebie pojawi się pierwsza
gwiazda. Stół przykryty jest
zwykle białym obrusem, pod
którym chowamy… sianko!
Na świątecznym stole stoi
dwanaście potraw. Wpierw
jednak dzielimy się opłatkiem, składając sobie życzenia. Następnie rozkoszujemy
się postnymi daniami: barszczem czerwonym z uszkami,
zupą grzybową z łazankami,
Na całym świecie chrześcijanie celebrują narodziny Jezusa, choć w każdym kraju inaczej. My zasiadamy do wieczerzy wigilijnej i dzielimy się opłatkiem, podczas gdy Hiszpanie częstują się
chałwą, a Francuzi popijają szampana. To, jak Polacy obchodzą Boże Narodzenie, troszkę dziwi inne narody. A czy ich tradycje robią na nas wrażenie?
Wieczerza
wigilijna
w Hiszpanii rozpoczyna się
po pasterce. Na stole najważniejsze są pieczona rybka oraz
ciasto trzech króli – smakołyk
z zapieczonymi w środku upominkami! Hiszpanie
nie dzielą się opłatkiem, a…
chałwą. Po uroczystej kolacji mają zwyczaj wychodzić
przed dom, na ulice lub spotykać się na głównych placach miast i miasteczek. Chcą
ten świąteczny wieczór spędzać nie tylko z rodziną, jak
my w Polsce, ale również
z przyjaciółmi, sąsiadami
i innymi znajomymi. Bawią
się niemal do rana.
W Wielkiej Brytanii uczta
wigilijna jest w południe,
a króluje na niej pieczony
indyk. O ile polskie dzieci już w Wigilię odkrywają, co Mikołaj zostawił pod
choinką, o tyle mali Anglicy zrywają się z łóżek w Boże Narodzenie i pędzą zobaczyć, jakimi prezentami
mają wypełnione pończochy czy skarpety wywieszone za drzwiami. Domy, biura i inne miejsca publiczne
ozdabia się jemiołą. Para,
która znalazła się pod gałązką, powinna się pocałować,
aby zapewnić sobie szczęście
w nadchodzącym roku.
Jeśli kogoś krępuje śpiewanie kolęd, to powinien
się cieszyć, że nie mieszka
w Szwecji. Tam tańczy się wokół choinki. Nam, Polakom,
trudno to sobie wyobrazić.
REKLAMA
Widok pląsających wujków,
dziadków czy kuzynów wokół świątecznego drzewka
byłby przekomiczny. W Szwecji święta zaczynają się już
w pierwszą niedzielę adwentu. Jak u nas najważniejszą
wigilijną rybą jest karp, tak za
Bałtykiem je się rozmoczoną
rybę o bardzo mdłym smaku,
o nazwie lutfisk. Ucztę świąteczną dopełniają galaretka
wieprzowa oraz słodkie pierniczki. Szwedzi starają się pamiętać, aby podczas świąt odwiedzać osoby samotne.
Francuzi w ogóle nie mają Wigilii. Dopiero 25 grudnia
zasiadają do wspólnego posiłku w gronie rodzinnym. Jedzą
mięso indycze nadziewane
kasztanami i popijają szampana, mogąc sobie pozwolić przy tej okazji na większe
ilości bąbelkowego trunku.
W kraju nad Sekwaną prezenty rozdaje mały Jezus. Przynajmniej tak sądzą dzieci, gdy
widzą upominki czekające na
nie w butach stojących obok
kominka.
Jedna z najpiękniejszych legend świątecznych jest głoszona na Ukrainie. Nasi wschodni
sąsiedzi opowiadają o przypadku, jaki miał spotkać ubogą wdowę i jej dzieci. Wdowa
robiła wszystko, aby wyprawić skromną ucztę świąteczną, przez co nie wystarczyło
jej pieniędzy na przyozdobienie drzewka. Nad ranem strapiona mama została zbudzona radosnymi okrzykami jej
maluchów. Okazało się, że
drzewko jest pięknie udekorowane lśniącą nicią pająka. Mały, włochaty dekorator sprawił
biednej rodzinie wielką radość
– nie dość, że drzewko nabrało świątecznego charakteru, to
na dodatek jego nić zamieniła się z czasem w złoto. Wielu
mieszkańców Ukrainy pamięta o tej legendzie. Niektórzy
wkładają między gałązki odrobinę pajęczyny, a inni ukrywają w drzewku… sztucznego
pajączka.
Kto przynosi prezenty?
Małych Rosjan obdarowuje Dziadek Mróz. Jego pomocnicą jest Śnieżynka, piękna
wnuczka starego Mroza. Prezenty wręczane są dzieciom
dopiero na przełomie roku.
U naszych prawosławnych sąsiadów Boże Narodzenie obchodzone jest później – dopiero po świętach Nowego Roku.
W Austrii lepiej słuchać
mamy. Inaczej można wpaść
w szpony krampusa – przyprawiającego o dreszcze pomagiera Mikołaja. Przypomina demoniczną kozę. W rolę czarnej
bestii wcielają się zwykle młodzi mężczyźni, strasząc dzieci napotkane na ulicy. Interesujące, jak dalece ta postać jest
straszna. Przypomina diabła,
z dużym porożem, długim językiem oraz ogonem. Ten demon
ma przy sobie łańcuch do krę-
powania dzieci i rózgę do bicia.
We Włoszech prezenty
przynosi stara kobieta, a dokładniej wiedźma. Lata na
miotle i w każdym domu,
w którym mieszka dziecko,
zostawia podarek. Dlaczego to robi? Legenda głosi, że
trzej królowie w drodze do
Betlejem poznali czarownicę o imieniu Befana. Uprzejma wiedźma dała im schro-
nienie na noc. Gdy o poranku
królowie zaproponowali, aby
razem z nimi ruszyła do boskiego dzieciątka, ona odmówiła, argumentując, że musi
posprzątać. Gdy tylko skończyła, pośpieszyła za królami, ale nie zdołała już ich odnaleźć. Od tamtego momentu
co roku krąży po włoskich domach. Zostawia podarki, mając nadzieję, że może tym ra-
“Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015
pierogami z kapustą i grzybami, karpiem pieczonym lub
w galarecie, krokietami, makowcem czy kutią. Tradycja nakazuje, by spróbować
wszystkich potraw. I choć
część z nas już na początku
tej wędrówki smaków łapie
się za przepełniony brzuszek,
to tradycja uszanowana być
musi! Grzech wszystkiego nie
spróbować!
Przy wigilijnym stole jedno miejsce zostawiamy wolne
dla niezapowiedzianego gościa. Może to być osoba, która nie ma z kim spędzić tego
wieczoru. Gotowość do przyjęcia nieznanego gościa to
piękny gest Polaków. W naszej kulturze jest zakorzenione, by pamiętać o ludziach od
nas słabszych, biedniejszych,
potrzebujących wsparcia. To
nas wyróżnia na tle wielu innych narodów świata.
Polskie święta są bardzo
rodzinne. Mało kto spędza je
z przyjaciółmi czy znajomymi.
9
To tak istotny dla nas czas, że
aż mamy dwa dni wolne od
pracy. Dzieciom prezenty
podrzuca pod choinkę ukradkiem Święty Mikołaj – tęgi
staruszek z długą, siwą brodą. Grzeczne maluchy otrzymują prezenty, o które prosiły w liście. Niesforne brzdące
w wigilijny wieczór winny spodziewać się rózgi, ale
dzieje się tak niezwykle rzadko, bo poczciwy Mikołaj kocha wszystkie dzieci. Jak ten
sędziwy grubasek może dostarczyć w jedną noc prezenty
wszystkim dzieciom świata?
Jak dostaje się do mieszkań,
skoro wchodzi przez komin,
a w naszym bloku nie ma
komina? Na te i inne pytania polscy rodzice wciąż wymyślają dzieciom odpowiedzi. Czyż nasze święta nie są
wyjątkowe?
Aleksandra Ruda
10
“Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015
ślady przeszłości
rozmaitości
Jak Pawełek historię Olsztyna poznaje
Kino
“Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015
zaprasza
Drogi Pawełku! – tak zaczynał się niezapowiedziany e-mail od Jacka Panasa. Tego sympatycznego, acz bardzo czasami gderliwego miłośnika historii Olsztyna poznałem, jak byłem w szkole
średniej, a może nawet trochę wcześniej. Od razu mi się spodobał, bo zawsze był uśmiechnięty, dowcipny i bardzo lubił ze mną rozmawiać. Już na początku naszej znajomości, podczas
sporadycznych spotkań opowiadał mi różne ciekawe historyjki z jego młodości. Wracajmy jednak do e-maila od niego.
„Otrzymałem od naszego Czytelnika krótki liścik
i zdjęcie z zapytaniem, czy
mogę opowiedzieć o tym budynku, który jest na fotce. Za
diabła nie mogłem go zlokalizować! Zapytałem o to autora wiadomości, a on odpisał
mi, że jest to hotel Tannenberger-Hof. To mi wystarczyło. O takim obiekcie słyszałem
i wiedziałem, gdzie on był
usytuowany.
Rozpoczął się okres przedświąteczny i nie chciałbym,
Pawełku, żebyś mnie zamęczał, więc wyprzedzam Twój
telefon i przysyłam Ci fotkę
oraz kilka słów o hotelu i miejscu, gdzie on niegdyś stał.
Już nieraz pisałem, że
mieszkałem w Olsztynie na
tak zwanej Kolonii Oficerskiej. Tak kiedyś o tym miejscu mówili mieszkańcy. Teraz
wchodzi ono w skład osiedla Grunwaldzkiego. Nazwa
wzięła się jeszcze z lat 30. Gdy
wybudowano koszary przy
obecnej ulicy Armii Krajowej,
równolegle z nimi powstały małe domki jednorodzinne
dla kadry podoficerskiej. Stoją przy obecnych ulicach Za-
wiszy Czarnego, Księcia Witolda, Bażyńskiego, Lipowej,
I Dywizji. Kolonię Oficerską
otaczały ulice Grunwaldzka
i Warszawska i właśnie
u zbiegu tych arterii, dodatkowo ulicy Mochnackiego, stał
do 1945 roku Tannenberger-
-Hof, jeden z większych hoteli
w Olsztynie.
Miał około czterdziestu łóżek. Nazwę swoją zawdzięcza lokalizacji. Ulicą, obecnie
Warszawską, wiodła trasa od
bardzo chętnie odwiedzanego przez turystów z Niemiec
miejsca sławnej bitwy, w której wojska niemieckie rozgromiły armię rosyjską. Chociaż
walki toczyły się pod Olsztynkiem, Niemcy pomnik
upamiętniający sukces swojego oręża wznieśli pod Stębarkiem, aby przyćmić wielkie polskie zwycięstwo nad
wojskami krzyżackimi pod
Grunwaldem.
Wygląd ze zdjęcia hotel
uzyskał w 1927 roku po wielkim remoncie, który został
przeprowadzony po pożarze. Ten obiekt był popularny.
W jego restauracji serwowano bardzo smaczne dania. Poza turystami zatrzymywali się
w nim kupcy oraz bogaci farmerzy, którzy przyjeżdżali na
targi końskie. Odbywały się
w sąsiedztwie, na dzisiejszym
placu Roosevelta.
Nieopodal hotelu w latach
30. były jeszcze trzy jadłodajnie. Były to „ZurBurg” Augusta Lubowskiego, „Zumweissen Hirsch” jako bar szybkiej
obsługi z daniami na wynos
oraz „Ewart Restaurant”. Ta
restauracja funkcjonowała do
lat 90., tylko pod innymi nazwami. Początkowo po 1945
roku nazywała się „Warszawianka”, a później zmieniono wystrój i powstał bar „Pod
Kogutem”, gdzie początkowo serwowano dania z drobiu, bo taki był cel, a później
tylko jajka w auszpiku, piwo
i wódkę. Teraz jest tam jakaś
hurtownia.
Już w połowie XVIII wieku w tym miejscu, gdzie później stał hotel (czyli na Dolnym
Przedmieściu przy drodze
wylotowej na Warszawę) powstał pierwszy gościniec wraz
z karczmą. Był to obiekt drewniany. Dopiero po prawie stu
latach wybudowano na jego
fundamentach murowany hotel z restauracją. W budynku
były również sklep kolonialny (taki obecnie minimarket)
oraz hurtownia win i likierów. Po tym w sumie ładnym
obiekcie nie ma już śladu. Fundamenty są teraz pod przebiegającą w tym miejscu jezdnią
i chodnikiem. Jak przyjechałem do Olsztyna, to na placu
stał taki długi, murowany barak. Prawdopodobnie były to
ocalałe hotelowe pomieszczenia gospodarcze. Chyba do lat
70. funkcjonowały tam zakład
elektryczny i galwanizernia.
Usługowo ładowano akumulatory, a także je regenerowano oraz można było pochromować, pocynować czy nawet
posrebrzyć drobne przedmioty. Po tym zakładzie nie ma
już śladu.
W widocznym na zdjęciu
budynku z balkonami, ocalałym w stanie prawie nienaruszonym z zawieruchy wojennej, jak chodziłem jeszcze do
ogólniaka, istniał jeden z nielicznych w tamtych czasach
prywatny sklep spożywczy,
w którym można było kupić
własnej produkcji lizaki, cu-
kierki kulki i jakieś słodycze
niespotykane w społemowskich sklepach. Po drugiej
stronie ulicy był sklep mięsny, a obok sklepik, w którym sprzedawano gorącą
kaszankę.
W latach 30. Dolne Przedmieście zamieszkiwała przede
wszystkim ludność o średnim
statusie społecznym. Nie było
tu ekskluzywnych mieszkań.
Przeważnie żyli tu urzędnicy niższego szczebla administracji i robotnicy, którzy mieli zatrudnienie w niedalekiej
dzielnicy przemysłowej, która rozciągała się między
obecnymi ulicami Szrajbera
i Niepodległości.
W budyneczkach w sąsiedztwie hotelu mieszkało
sporo Żydów, którzy swoją
synagogę mieli przy obecnej
ulicy Kołłątaja. Podczas eksterminacji Żydów w czasie II
wojny światowej na Dolnym
Przedmieściu zlokalizowane
było przejściowe getto, skąd
wywożono ich do obozów
zagłady.
Mało kto wie, że w latach
30. niedaleko hotelu Tannenberger-Hof w kierunku placu Roosevelta mieściła się
wytwórnia powozów oraz
montownia samochodów. Teraz jest tam jakiś sklep. Warto również przypomnieć,
z okazji ponownego uruchomienia w Olsztynie komunikacji tramwajowej, że początkowo w latach 1908-1909 lina
nr 1 zaczynała się na Dolnym
Przedmieściu na Targu Końskim (obecny plac Roosevelta), a kończyła przy dworcu
głównym. W 1909 roku ten
przystanek
zlikwidowano,
a tory ułożono na ulicy
Grunwaldzkiej do dworca
zachodniego”.
Informacje od
Jacka Panasa przygotował do druku Pawełek
Aby dostać jeden z ośmiu biletów na dowolny film 2d grany od poniedziałku do czwartku,
należy wysłać SMS z uzasadnieniem, dlaczego właśnie do Ciebie ma trafić bilet, pod numer
7148 o treści „zycie1. treść uzasadnienia” Koszt SMS-a to 1,23 zł z VAT.
Dobry
dinozaur
BARAN 21.03 – 20.04
Będziesz miał dużo obowiązków i raczej niewiele czasu na przyjemności. Prawdopodobnie czekają Cię spore
wydatki i to takie, których nie
planowałeś. Może zaczniesz
w końcu przestrzegać przepisów ruchu drogowego.
LEW 23.07 – 23.08
Nie polegaj na swojej intuicji. To nie czas na eksperymenty. Twoje decyzje finansowe mogą okazać się
nieco naiwne. Nie kupuj kota
w worku. Zwłaszcza kiedy cała Twoja rodzina powiedziała
Ci wyraźnie, że woli psa.
STRZELEC 23.11 – 21.12
Świetne układy wśród bliskich i znajomych. Oddadzą
Ci weksle. Bądź przygotowany na jakąś ciekawą propozycję, a może telefon, do wzięcia
udziału w spotkaniu towarzyskim. Uważaj jednak na
towarzystwo.
BYK 21.04 – 20.05
Dobry moment, by nadać
przyspieszenie Twojej karierze. Masz szansę na lepsze stanowisko. Aby Ci się to udało,
musisz coś zrobić, wykazać
się. Samo przychodzenie do
pracy nie gwarantuje Ci na razie żadnego sukcesu.
PANNA 24.08 – 23.09
Aby nie stracić w oczach
innych, wykaż się większą
elastycznością. Zrozumienie
oraz poczucie humoru pozwolą Ci dalej pokonywać
wszelkie trudności. Pamiętaj jednak, że zawsze są jakieś
nieprzekraczalne granice.
KOZIOROŻEC 22.12 – 20.01
Chcesz zerwać z rutyną,
zrobić coś inaczej niż zwykle?
Przemebluj mieszkanie, pomaluj ściany, idź do fryzjera
i zdecyduj się na zupełnie nową fryzurę. Możesz też zaprosić znajomych, zamiast ciągle
przesiadywać u nich.
BLIŹNIĘTA 21.05 – 21.06
Nerwowość i pośpiech to
bardzo często źli doradcy. Daj
sobie zdecydowanie więcej
czasu. Jeśli z czegoś zrezygnujesz, otrzymasz to, ale później. Nie mam na myśli Twojej
wcześniejszej emerytury.
WAGA 24.09 – 23.10
Uważaj! Nie możesz sobie
pozwolić na żadną chwilę nieuwagi. Realizuj to, co postanowiłeś. Roztargnienie, a nawet
zwykłe spóźnienie mogą mieć
opłakane skutki. Zwłaszcza
jeżeli chodzi o pociąg, autobus lub samolot.
WODNIK 21.01– 19.02
Otwartość nie musi być
Twoją mocną stroną, ale to
właśnie jej będziesz potrzebować, aby odzyskać stratę. Przyznanie się jednak do
wszystkiego to strata czasu.
Przyjaciele Cię nie zawiodą.
Zrewanżuj się tym samym.
SKORPION 24.10 – 22.11
Nie obrażaj się i bądź bardziej wyrozumiały. Otrzymywane od otoczenia sygnały
potraktuj nie jako wyraz złej
woli, ale raczej ostrzeżenie dla
siebie, znak, że coś jest nie tak.
Nie każdy przecież musi jeździć samochodem.
RYBY 20.02 – 20.03
Rób swoje i nie przejmuj
się niczym. Nawet jeśli otoczenie będzie chciało posunąć się
dalej, wysuwając jakieś dziwne roszczenia. Czekaj cierpliwie na rozwój wydarzeń.
Czas jest Twoim sprzymierzeńcem. Jedynym.
RAK 22.06 – 22.07
Uwielbiasz wygody. Zafunduj sobie trochę luzu
i nie podporządkowuj się
sytuacjom, w których musisz godzić się na różnego rodzaju ograniczenia.
Oczywiście nie dotyczy to
w żadnym przypadku sytuacji finansowych.
Redakcja zastrzega sobie prawo do unieważnienia horoskopu, bez podania przyczyn!
AZB
Kino Helios zaprasza najmłodszych Widzów i nie tylko na
wspaniałą familijną animację
– „Dobry dinozaur”.
Co by było, gdyby asteroida,
której potężne uderzenie miliony
lat temu doprowadziło do zagłady dinozaurów, jednak nie uderzyła w Ziemię? W alternatywnej
historii, w której dinozaury nie
wymarły, młody Apatozaur Arlo
wpada do rzeki i zostaje porwany przez jej nurt. Starając się znaleźć drogę powrotną do domu,
zaprzyjaźnia się z małym jaskiniowcem o imieniu Bąbel...
Tego nie można przegapić!
11
12
“Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015
zdrowie
zdrowie
Tanie i naturalne
zwalczanie przeziębienia
Gdy czujemy, że łapie nas osłabienie, nie musimy od razu raczyć się specyfikami z apteki. Na pozbycie sie pierwszych objawów przeziębienia są prostsze, tańsze i zdrowsze metody.
Co jest najlepszym naturalnym remedium na przeziębienie? Sok z cebuli? Czosnek
z miodem? A może gorąca herbata z dzikiej róży z dodatkiem
soku z malin? Okazuje się, że
nic z tych rzeczy. Na nic zdadzą
nam się dobrodziejstwa natury
o działaniu przeciwzapalnym,
wykrztuśnym czy rozkurczającym, jeśli popełniamy jeden,
bardzo częsty błąd. Tak oczywisty, a jednak powszechny. To
właśnie on powoduje, że dłużej
jesteśmy chorzy, do tego zarażamy innych. Tym wpędzającym nas w szpony przeziębienia błędem jest niewietrzenie
pomieszczeń.
Dla osłabionego organizmu nie ma nic gorszego od inhalowania się zużytym powietrzem. Wydaje się,
że utrzymanie ciepła jest najważniejsze. Tymczasem okazuje się, że dalece istotniejsze
jest to, w jakim stanie jest powietrze, które wdychamy. Nie
może być ono wysuszone od
grzejników. Nie powinno być
też wilgotne, a takie bywa mimo pracy centralnego ogrzewania. Niewymieniane powietrze obfituje w wirusy
i bakterie. Jak mamy wyzdrowieć, skoro wdychamy tlen,
w którym przez cały dzień
lacje ziołowe. Do miski
z wrzątkiem wrzucamy
garstkę ziół, np. mieszankę działających przeciwzapalnie rumianku, szałwii
i mięty. Pochylając twarz nad
miską, trzymamy nad głową ręcznik, by jak najwięcej
wonnej pary trafiło do płuc.
Ciekawą opcją jest też inhalacja z majeranku. Do litra
wrzątku dodajemy łyżkę sody i łyżkę majeranku, wdychamy przez kwadrans – i od
razu czujemy się lepiej.
Przyjemniejszym sposobem walki z katarem jest aromatyczna kąpiel. Do wanny
z gorącą wodą dodajemy kilkanaście kropel olejku sosnowego albo eukaliptusowego.
Mają działanie przeciwbakteryjne i przeciwzapalne, rozrzedzają wydzielinę z nosa.
Olejkami można skromnie
pokropić poduszkę do snu.
rozpylaliśmy infekcję w czasie
kaszlu, kichania i mówienia?
Ponieważ
przeziębienie
jest przenoszone drogą kropelkową, musimy szczególnie zadbać o to, by przynajmniej trzy
razy dziennie solidnie wywie-
trzyć pomieszczenia, w których przebywamy. Zakręćmy
kaloryfer, otwórzmy okno na
oścież i wyjdźmy, zamykając
za sobą drzwi. Po kilku minutach pokój zostanie wypełniony świeżym powietrzem. Nie
obawiaj się strat ciepła. Już po
kilkunastu minutach temperatura powróci do optymalnej.
Co na zatkany noc
Najlepszą metodą na
uporczywy katar są inha-
Dzięki temu łatwiej oddychać
przez sen.
W pozbyciu się kataru pomaga witamina C. Może sama nie pokona wirusów, ale
przynajmniej uszczelnia naczynia krwionośne. Obrzęk
staje się mniejszy, a z nosa
przestaje cieknąć jak z niedokręconego kranu. Włączmy
do swojego menu produkty bogate w witaminę C, jak
dżem porzeczkowy czy herbatka z owocu dzikiej róży.
Są smaczne, naturalne i pełne witamin.
Mam dosyć tego kaszlu
Kiedy męczą nas kaszel
i ogólne osłabienie, warto wypełnić pokój świeżym powietrzem, wziąć gorącą kąpiel,
nałożyć wełniany sweter bezpośrednio na ciało i położyć
się do łóżka, aby się wypocić. Natrzyjmy klatkę piersiową kamforą i wypijmy gorącą
herbatę. Którą wybrać?
Herbata z lipy lub czarnego bzu jest od zbijania gorączki. Zwykła herbata z dużą ilością cytryny ułatwi nam
przełykanie. Osłodzona miodem da dodatkową ulgę, bo
miód, osadzając się na błonach śluzowych, powoduje
łagodzenie podrażnień. Warto dolać soku z malin. Jednak skuteczny jest wyłącznie prawdziwy sok uzyskany
z malin, a nie jego podróbka ze sklepu. Często okazuje się, że kupny „sok malinowy” to sztuczny syrop,
w którym ledwie kilka procent jest z malin, a większość
stanowią cukier, barwniki,
konserwanty i inna chemia.
Od takiego „soku malinowego” prędzej utyjemy niż
wyzdrowiejemy.
Są też syropy łagodzące
objawy przeziębienia. By nie
wydawać pieniędzy na ten
z apteki, przygotujmy własny – z cebuli lub z buraczka. Cebulę drobno siekamy, zasypujemy cukrem lub
mieszamy z miodem i odstawiamy, aż puści sok. Przepis
na syrop buraczany jest nieco inny. Wydrążamy dziurę w dużym buraku i wsypujemy do niej cukier. Gdy
cukier przemieni się w gęsty syrop, wypijamy po małej łyżce trzy razy dziennie. Oba syropy są szalenie
zdrowe, a przy tym mają
działanie przeciwwirusowe
i antybakteryjne.
Skuteczną bronią do walki z kaszlem jest jeszcze nasz
tradycyjny czosnek. Kupując
go, upewnij się, że wybierasz
czosnek polski, zdrowszy od
chińskiego, choć na pierwszy rzut oka nie tak dorodny.
Miażdżymy kilka ząbków
polskiego czosnku, wyci-
skamy sok z jednej cytryny
i zalewamy niewielką ilością
przegotowanej wody. Przekładamy do ciemnego słoiczka na kilka dni. Popijamy
trzy razy dziennie po małym
kieliszku. Niezbyt smaczne,
ale bardzo skuteczne.
Gdy nadal boli gardło
Płukanki to tanie i szybkie
rozwiązanie na podrażnione
gardło. Najłatwiejsza do wykonania jest płukanka z soli
kuchennej – do szklanki gorącej wody dodajemy łyżeczkę soli i płuczemy tym płynem gardło. Zdrowe płukanki
wykonamy z szałwii, nagietka
i rumianku. Pamiętajmy tylko,
by zioła te parzyć co najmniej
przez kwadrans. Warto po
nie sięgnąć! Są skuteczniejsze
od niejednego syropu z apteki, bo działając przeciwzapalnie, szybko łagodzą ból gardła
i zmniejszają przekrwienie
śluzówek.
Na szczególnie bolesne zapalenie gardła lub krtani może zaradzić syrop chrzanowy.
Korzeń chrzanu cienko kroimy, posypujemy obficie cukrem i odstawiamy na kilka
godzin. Pijemy po łyżce syropu kilka razy dziennie.
Polskie sposoby
Są i takie domowe sposoby na przeziębienie, które by-
“Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015
wają specjalnością naszych
rodaków. Pierwszym takim
dobrodziejstwem jest rosół
z kury. Powinien być gotowany na kurze z dodatkiem
marchewki, pietruszki, selera, czosnku i cebuli. Nie dodajemy do niego kostki rosołowej ani żadnych mieszanek
do zup. Ma to być w stu procentach naturalny bulion. Jest
bardzo zdrowy – rozgrzewa
i przyspiesza pozbywanie się
śluzu z oskrzeli i płuc. Gdy
dodamy do rosołu ostrych
przypraw (np. chilli), to
oczyścimy nos z zalegającej
wydzieliny.
Drugim
smakołykiem,
chętnie stosowanym przez
naszych rodaków, jest cytrynówka. Wykonany po domowemu trunek może pomóc
w walce z objawami przeziębienia. Gotujemy szklankę wody ze szklanką cukru,
a następnie dolewamy sok
wyciśnięty z 3 cytryn oraz 1,2
litra spirytusu. Przelewamy
do ciemnej butelki i korujemy. Nalewka jest gotowa po
około tygodniu. Może więc
to domowe „lekarstwo” warto przygotować sobie wcześniej? Tak na czarną godzinę.
W końcu przezorny zawsze
ubezpieczony!
Aleksandra Ruda
13
14
“Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015
porady
zdrowie
“Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015
15
Okulary – fakty i mity
Wszyscy użytkownicy okularów korekcyjnych spotykają się z różnymi skomplikowanymi pojęciami. Istnieje wiele faktów i mitów. O pomoc poprosiliśmy
specjalistę korekcji wad wzroku Łukasza Kulika, absolwenta UAM w Poznaniu oraz właściciela Salonów Optycznych OKULIK.
Dobry antyrefleks powinien być twardy, antystatyczny oraz posiadać powłokę hydrofobową.
Nie tylko paragon
Do końca września potrwa „Narodowa loteria paragonowa”. To nie tylko zabawa, to przede wszystkim akcja edukacyjna uświadamiająca Polakom rolę, jaką dowody zapłaty za towary i usługi pełnią w uczciwym obrocie gospodarczym. Pierwszy
samochód opel astra oraz dwa iPady air 2 zostały rozlosowane.
Są zatem pierwsi szczęśliwcy. A sama kampania powstała z myślą o ograniczeniu szarej strefy i zwiększeniu wpływów z podatku od towarów i usług.
Paragon to nie tylko dowód zapłacenia podatku VAT. To
również dokument ułatwiający reklamację wadliwego towaru.
Sprzedawca chce bowiem mieć pewność, że trefny towar został
zakupiony u niego. A co, gdy paragonu nie mamy, bo gdzieś się
zapodział? W tej kłopotliwej sytuacji warto wiedzieć, że zgodnie z naszym prawem nie tylko paragon jest dowodem transakcji. Może być nim także wyciąg z naszego konta, jeśli płaciliśmy kartą. Ponadto sklep też może sprawdzić, czy konkretna
kwota i dana wpłata zostały zarejestrowane przez jego kasę fiskalną. Wychodzi zatem na to, że w takim sporze paragon nie
musi być jedynym dowodem. Nie musi, ale znacznie ułatwia
zwrot wadliwego towaru lub zwrot rzeczy, która przestała się
nam podobać.
Dobry zwyczaj (nie)pożyczaj
bez opodatkowania
Pomaganie przyjaciołom lub dobrym znajomym to postępowanie godne pochwały. Oczywiście w kwestiach finansowych
wszystko musi odbywać się w granicach zdrowego rozsądku
i zgodnie z literą prawa. Dotyczy to większych kwot, którymi może zainteresować się fiskus. Konkretnie chodzi o sumy
przekraczające 5 tysięcy złotych od jednej osoby lub 25 tysię-
cy, gdy pożyczamy od kilku osób. Takie rozliczenie dotyczy
zawsze trzech następujących po sobie lat kalendarzowych, bo
w takim okresie kwoty się sumują. Pieniądze nie mogą być przekazywane z ręki do ręki, ale przelewem bankowym lub przekazem pocztowym.
Takie pożyczki obłożone są podatkiem od czynności cywilnoprawnych, wynoszącym 2 procent od kwoty pożyczki. Podatek płaci biorący pożyczkę. W ciągu 14 dniu od zawarcia umowy musi on zgłosić to urzędowi skarbowemu. Okazuje się, że
o tym podatku niewielu pamięta. Nic takiego postępowania nie
usprawiedliwia. Jeśli fiskus sam się zorientuje, że zawarto taką transakcję bez jego wiedzy, to może nałożyć karę wynoszącą aż 20 procent sumy pożyczki. W dodatku warto sobie uprzytomnić, że zgłoszenie pożyczki urzędowi skarbowemu przyda
się, gdy pożyczkobiorca z jakiegoś powodu ociąga się z oddaniem długu.
Omawiana sprawa dotyczy pożyczania pieniędzy znajomym lub dalszej rodzinie. Pożyczki pomiędzy najbliższymi
członkami rodziny nie są opodatkowane, ale i tak większe kwoty muszą zostać zgłoszone fiskusowi.
Melduj się
fiskusowi
Nasze prawo meldunkowe jest niekonsekwentne od czasu,
gdy pojawiły się dowody osobiste, na których nie ma adresu zamieszkania. Ta sytuacja utrudnia kontakty z bankami i wieloma
innymi instytucjami. Tak jest na przykład w kontaktach obywateli z urzędami skarbowymi.
Wydawać by się mogło, że człowiek wyjeżdżający na dłuższy czas za granicę i niemający w kraju do zapłacenia żadnego
podatku, nie musi informować fiskusa o zmianie adresu. Oka-
zuje się, że jeśli tego nie zrobi, wiele ryzykuje. Mogą zdarzyć się
sytuacje, że z jakiegoś powodu urząd będzie go szukał. Wówczas pisma będą wysyłane na stary adres, a jeśli podatnik ich
nie odbierze, to po pewnym czasie, po dwukrotnym awizowaniu korespondencja zostanie uznana za doręczoną. Biada obywatelowi, który na pismo nie odpowie i nie wyjaśni swej sytuacji, nawet wtedy gdy w kopercie jest jedynie postanowienie
o wszczęciu postępowania podatkowego.
Kiedy przepisać
mieszkanie?
Seniorzy często zastanawiają się, czy jeszcze za swojego życia podjąć decyzję, co stanie się z ich mieszkaniem lub domem.
Możliwości jest wiele i po ich rozważeniu coś wypada wybrać.
Przede wszystkim można nic nie robić, sprawę zostawić własnemu biegowi i czekać na dziedziczenie ustawowe. Można
dokonać zapisu: żona na męża, mąż na żonę, co również odracza sprawę „na potem”. Można zawrzeć umowę o dożywocie, co oznacza, że mieszkanie przechodzi w ręce nowego właściciela, który zobowiązuje się utrzymać seniora do końca jego
dni. Wszystko też zależy od konkretnego prawa własności. Nie
ma sprawy, jeśli jest to własność osobista, z zapisem w księdze wieczystej. Nieco inaczej jest, kiedy senior ma spółdzielcze
mieszkanie własnościowe lub jedynie spółdzielcze prawo lokatorskie. W dodatku mieszkania komunalne nie podlegają dziedziczeniu. Zatem odpowiedzi na postawione pytanie jest wiele. W takiej sytuacji wskazana jest podpowiedź życzliwej osoby
lub prawnika, najlepiej notariusza.
M.R.
FAKT! Powłoka antyrefleksyjna jest nakładana na
powierzchnię soczewki okularowej. Dzięki niej widzimy
lepiej, ponieważ eliminuje odblaski. Jakie cechy powinna
posiadać dobra powłoka antyrefleksyjna? Musi być twarda, chroniąc szkła przed zarysowaniami. Im bardziej śliska,
tym jest łatwiejsza w czyszczeniu. Antystatyczność powoduje, że kurz nie przylega
do powierzchni szkieł okularowych, a warstwa hydrofobowa pomaga, kiedy okulary
zaparują albo podczas deszczu, odpychając kropelki wody. Przykładem bardzo dobrej powłoki antyrefleksyjnej
są szkła CRIZAL, które posiadają wszystkie wymienione
powyżej cechy i to na najwyższym poziomie.
Astygmatyzm to choroba.
MIT! Astygmatyzm to rodzaj wady wzroku. Obraz,
który widzi osoba z astyg-
matyzmem, rozmazuje się
w specyficzny sposób. Nieostre widzenie i dyskomfort
mogą wystąpić zarówno przy
czytaniu, przed komputerem, jak też podczas patrzenia
w dal. W takim przypadku potrzebujemy szkieł cylindrycznych, które korygują
astygmatyzm, a okulary powinny być noszone cały czas.
Ma znaczenie, czy badanie
wzroku przeprowadzi okulista czy optometrysta.
FAKT! Gorsze widzenie,
jeśli jest połączone z dodatkowymi objawami, takimi jak
obrzęk powiek lub widoczne
zmiany na gałce ocznej, wymaga niezwłocznej wizyty
u lekarza okulisty. Natomiast
w innych przypadkach powinniśmy zacząć od optometrycznego badania wzroku,
które najdokładniej określi,
czy potrzebujemy okularów
i jakich. Optometrysta sprawdza ostrość widzenia, określa
wadę wzroku i dobiera korekcję. Badanie trwa co najmniej
30 minut i składa się z szeregu
szczegółowych procedur. Za-
lecam badać się optometrycznie raz na 1,5 roku lub zawsze
wtedy, gdy pojawią się symptomy pogorszenia widzenia.
Takimi objawami, poza widzeniem niewyraźnego obrazu, mogą być bóle głowy,
oczu i ogólne złe samopoczucie, czyli stany, których często
nie łączymy ze wzrokiem.
Markowe okulary to tylko
znaczek, za który zapłacimy więcej.
MIT! Zdecydowanie warto wybrać markowe oprawki i soczewki okularowe. To
nie kwestia znaczka na zauszniku. To jakość, której możemy być pewni. To produkty,
w których podstawą jest staranna selekcja najlepszych
materiałów używanych do
ich produkcji. Precyzja wykonania, modna kolorystyka czy niezawodny serwis to
w tym przypadku czysta formalność. No i oczywiście satysfakcja podczas użytkowania, naprawdę bezcenne.
Warto mieć kilka
par okularów.
FAKT! Z okularami jest
podobnie jak z butami. Na
różne okazje potrzebujemy
różnych butów. Do biegania
sportowe, na co dzień wygodne, a na spotkania eleganckie.
Skoro tak, zaryzykuję stwierdzenie, że powinniśmy mieć
kilka par okularów (oczywiście wszystkie o właściwej
mocy!). To po prostu wygod-
ne i stylowe. Zmieniając okulary, zmieniamy swój wygląd.
Nie musimy się też martwić,
co się stanie, kiedy jedna para się zepsuje lub zniszczy. Co
najważniejsze kilka par okularów nie musi oznaczać dużego wydatku. Ciekawą promocją jest zakup drugiej pary
szkieł z rabatem 50%.
Łukasz Kulik

Podobne dokumenty