Życie Olsztyna
Transkrypt
Życie Olsztyna
REKLAMA nr 23 (170) 2015 ISSN 1734-7076 NOWE Życie REKLAMA (1.12-21.12. 2015) BEZPŁATNY Dwutygodnik REKLAMA NAKŁAD 25 000 Olsztyna REKLAMA 2 Radni ustalili nowe stawki za wodę i ścieki Zmiany wejdą w życie od 1 stycznia. Od tego dnia metr sześcienny wody będzie kosztować 3,86 zł brutto. Jest to cena o 5 groszy niższa od tegorocznej. Podrożeje natomiast odprowadzanie ścieków – i to aż o 33 grosze (do 5,92 zł brutto). Wzrost cen za dwie usługi wyniesie zatem 28 groszy. – W przyszłym roku spodziewamy się zmian warunków ekonomicznych – wyjaśnił prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Olsztynie Wiesław Pancer. – Chodzi przede wszystkim o inflację, amortyzację, koszty remontów, wartość odsetek od pożyczek. Nowa dyrektor MOK zaczyna pracę Najpierw przeprowadzenie diagnozy olsztyńskiej kultury, później stworzenie programu artystycznego – to założenia nowo wybranej dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury w Olsztynie. Przez ostatnie 15 lat dyrektorem MOK-u był Marek Marcinkowski. W październiku władze miasta powołały w drodze konkursu nowego szefa tej instytucji. Została nim Agnieszka Kołodyńska. Wcześniej znana była m.in. z tego, że jako jedna z nielicznych wypowiadała dość stanowcze i krytyczne sądy o polityce kulturalnej miasta i MOK-u, domagając się zwrócenia większej uwagi na tę sferę życia. Na zwołanej przez siebie konferencji prasowej Kołodyńska zaprezentowała swoich najbliższych współpracowników. To Karol Zamojski, wykładowca w Instytucie Kulturoznawstwa i Filozofii bydgoskiej Wyższej Szkoły Gospodarki. Drugim współpracownikiem jest Maciej Łukaszewicz, który pracował m.in. w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku, a także opiekował się jednym z ośrodków artystycznych pod Nowym Jorkiem w USA. REKLAMA olsztyn z olsztyna “Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015 – Miasto to nie tylko budowle, mosty i natura, to przede wszystkim ludzie. Tę metaforę przełożę na funkcjonowanie Miejskiego Ośrodka Kultury – stwierdziła dyrektor Kołodyńska. Na razie nowa dyrekcja nie przedstawia szczegółów swojego programu artystycznego, bo trwa diagnoza „pod kątem potrzeb i oczekiwań” w kierowanej przez nią placówce oraz w olsztyńskiej kulturze. – Chcemy otworzyć się na obszary, które nie uczestniczyły do tej pory w kulturze, były dotychczas wykluczone – zapowiada Zamojski. – Preferowane będą te wydarzenia kulturalne, które mają największy potencjał edukacyjny. Pożądane będą wydarzenia społeczno-twórcze. Kolejną sprawą będzie jawność współpracy MOK-u z różnymi instytucjami i firmami oraz osobami prywatnymi. – Jesteśmy już po pierwszych rozmowach zarówno z władzami miasta, jak i władzami województwa – przyznał były zawodnik olsztyńskiego AZS. Wielkie nadzieje związane z zawodami przejawia prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz. – Tegoroczna edycja pokazała, że była to niesamowita promocja dla naszego miasta na skalę nie tylko polską, ale światową. Dlatego nie ukrywam, że nasz apetyt jest dużo większy. Chcemy, by Grand Slam na stałe zagościł w kalendarzu olsztyńskich imprez sportowych – powiedział prezydent. Zorganizowane w tym roku zawody z serii Grand Slam ściągnęły do Olsztyna tysiącefanów tej dyscypliny. Ponadto wielu kibiców oglądało je przed telewizorem. Mecze były pokazywane w 80 krajach na całym świecie. 70 lat Muzeum Warmii i Mazur Muzeum Mazurskie powstało pod koniec marca 1945 roku jako pierwsza placówka muzealna na Ziemiach Odzyskanych. Kustoszem był Hieronim Skurpski. Mimo skromnych warunków 25 listopada otwarto pierwszą ekspozycję. Tę datę uznaje się za początek działalności obecnego Muzeum Warmii i Mazur. Z tej okazji odbyła się sesja naukowa oraz uroczyście otwarto wystawę jubileuszową „Olsztyńskie muzealia w Polsce i na świecie”. Były gratulacje i życzenia, kwiaty, okolicznościowe prezenty i jubileuszowy tort. Wychodzi na to, że eksponaty muzealne, które możemy oglądać na co dzień w Olsztynie, prezentowane były i są w siedmiu oddziałach w wielu miastach Polski i krajach Europy. Wystawa z okazji 70-lecia Muzeum Warmii i Mazur ukazuje osiągnięcia w dziedzinie współpracy z instytucjami muzealnymi i naukowymi w kraju i za granicą. Umieszczono na niej ponad 150 eksponatów ze wszystkich kategorii: sztuki dawnej, sztuki nowoczesnej, rzemiosła artystycznego, etnografii, archeologii, historii, piśmiennictwa. Ekspozycja dostępna będzie dla mieszkańców Olsztyna i turystów przez rok. Zapoznanie się z nią ułatwia ilustrowany przewodnik, zawierający eseje i skrócony katalog. Grand Slam ponownie na Plaży Miejskiej Ogólnoświatowe zawody w siatkówce plażowej w przyszłym roku zostaną ponownie rozegrane w Olsztynie. Paweł Papke, prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej, przyznał, że pierwsza edycja cyklu World Tour zorganizowana w stolicy Warmii i Mazur okazała się sukcesem. Neli szuka domu Neli trafiła wraz ze swoją psią koleżanką do jednej z gminnych przechowalni w okolicach Dobrego Miasta. Udało się ustalić, że całe swoje krótkie życie spędziła na łańcuchu przy rozpadającej się budzie. Za panią miała alkoholiczkę, która traktowała suczkę jak traktowała, aż szkoda o tym pisać. Obecnie Neli ma około roku. Jest zaniedbana i wychudzona. Boi się ręki, smyczy, obroży, ale mimo wszystko lgnie do człowieka, jest w niego zapatrzona, ciągle rozdaje buziaki. Nie przejawia absolutnie żadnej agresji w stosunku do ludzi. Jest cudowną, niestety nigdy niedocenianą sunią. Nie radzi sobie z sytuacją, w której się znalazła, ciągle gryzie kraty, obdzierając sobie przy tym nos i raniąc dziąsła. Neli zasługuje na dom pełen miłości i takiego właśnie szukają dla niej wolontariusze zajmujący się pierwszą opieką nad porzuconymi czworonogami. Za innymi psami nie przepada, choć może to być spowodowane stresem. Neli jest odrobaczona i zaszczepiona. Wolontariusze mogą pomóc w transporcie suczki do nowego domu. Więcej informacji na temat Neli pod numerem telefonu 794 304 181. REKLAMA NOWE Życie Wydawca: Agencja Reklamowo-Wydawnicza INNA PERSPEKTYWA” Paweł Lik, “ redaktor naczelny: Leszek Lik, [email protected]; redaktor wydania bezpłatnego: Paweł Lik, dziennikarze: Andrzej Zb. Brzozowski, Cezary Kapłon, Jacek Panas, Jerzy Pantak, Mirosław Rogalski, Mariusz Wadas; Okładka: materiał powierzony; Biuro promocji i reklamy: tel. 505 129 273; (r) – materiał reklamowy lub powierzony, ar- archiwum redakcji. Redakcja nie odpowiada za treœæ i formê powierzonych materia³ów, zastrzega sobie prawo adiustacji powierzonych tekstów. Druk: Edytor Sp. z o.o. Olsztyna Nakład 25 000 “Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015 Jaki prezent na Gwiazdkę? 3 Co roku zadajemy sobie pytanie, jaki prezent na Gwiazdkę będzie najlepszy. Wybrać szalik, czapkę i skarpety czy może lepiej chwilę pomyśleć i kupić jeden wspólny prezent, który ucieszy całą rodzinę? Dzisiaj postaram się podpowiedzieć, podając swój przykład. Moja rodzina, chyba jak większość w Polsce, nigdy nie była specjalnie bogata, nigdy się nie przelewało. Rodzice nie mogli sobie pozwolić na świetne prezenty dla każdego z rodzeństwa. Jak co roku zbliżały się święta, oczekiwania zawsze były ogromne, każdy liczył na wymarzony prezent, niestety rzeczywistość niszczyła nasze marzenia i z reguły wyśnione prezenty zamieniały się w skarpetki, bieliznę, słodycze. Radość była… ale raczej udawana, żeby nie pokazać przykrości rodzicom. Dlatego z braćmi wpadliśmy na pomysł, żeby zaniechać kupowania kilku prezentów, które nikomu nie sprawiają radości, a i tak kosztują sporo pieniędzy. Lepiej robić jeden wspólny prezent dla całej rodziny, który ucieszy zarówno syna, córkę, a nawet mamę i tatę. Dzisiaj jako właściciel sklepu Ogit.pl wychodzę ze swoim młodzieńczym pomysłem, który w domu z powodzeniem realizujemy od kilkunastu lat i zachęcam do zakupu właśnie jednego fajnego prezentu. Specjalnie na tę okazję przygotowałem dla Państwa w swoim sklepie www.ogit.pl ofertę dedykowaną na prezenty świąteczne. W zależności od zasobności domowego budżetu można znaleźć bardzo nowoczesny minikomputer, który spełni oczekiwania całej rodziny, jest w pełni funkcjonalnym komputerem o wysokiej wydajności, a kosztuje jedynie 449 zł. Po uwzględnieniu kodu rabatowego, który znajdziecie w tej gazecie, o wartości 50 zł, już tylko 399 zł! Jest to totalnym hitem cenowym, bo identyczny komputer w markecie euro rtv kosztuje aż 549 zł, zatem to pokazuje, jak niskie ceny są przygotowane specjalnie dla Państwa. Bo święta to nie czas, by zarabiać, a moment, kiedy należy sprawiać radość. Natomiast jeśli ktoś posiada większy budżet, równie dobrze może kupić w naszym sklepie dowolnego laptopa. Ze swojej strony mogę zagwarantować, że przygotowaliśmy świetne produkty w niskich cenach i przy każdym z nich cenę można jeszcze obniżyć dołączonym kuponem z „Życia Olsztyna”. Aby skorzystać z naszej oferty, wystarczy wejść na www.ogit.pl i już na głównej stronie znajdziemy duży baner kierujący nas do świątecznej promocji przygotowanej specjalnie dla czytelników „Życia Olsztyna”. Wystarczy wybrać produkt, który nas interesuje, a podczas składania zamówienia wpisać kod rabatowy, by cieszyć się najniższą możliwą ceną. Jeśli natomiast są zwolennicy zakupów lokalnych, to zapraszam do naszego sklepu na Jarotach, przy ulicy Hanowskiego 9, gdzie wszystkie produkty mamy dostępne na miejscu, a po okazaniu kuponu będą w tej samej cenie jak w sklepie internetowym! Ze swojej strony serdecznie zapraszam i życzę udanych i rodzinnych świąt dla wszystkich mieszkańców naszego miasta. Rafał Walczak Właściciel sklepu Ogit.pl 4 “Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015 aglomeracja olsztyńska kto ma rację? Skąd my to znamy? Wszystko w naszych rękach Czy przypominasz sobie, Jacku, taką scenę z serialu „Alternatywy 4” Stanisława Barei, w której do jednego z mieszkań przychodzą fachowcy z odpowiednio przyciętymi kawałkami rurek? Chodziło, zdaje się, o przesunięcie kuchenki gazowej, bo inaczej nie mieściła się szafka. Andrzeju, mam nadzieję, że się nie pogniewasz, ale to, co napisałeś pachnie mi dawnymi czasami, a ty, człowiek poważny i – można by powiedzieć – dorosły, czasami myślisz jak zastraszony, bezsilny lokator z minionej epoki. Taka sytuacja nie była wymysłem scenarzysty ani reżysera. Tak w tamtych czasach projektowano i budowano mieszkania. Sam otrzymałem przydział na mieszkanie w latach osiemdziesiątych, więc coś wiem na ten temat. To naprawdę były drobiazgi. Najważniejsze, że po kilkudziesięciu latach zbierania pieniędzy na tzw. książeczkach mieszkaniowych można było otrzymać klucze do własnego M. Cóż z tego, że często w łazience były biały sedes i brązowa umywalka, lub odwrotnie. Bardzo trudno było to kolorystycznie dopasować. Ale od tego był fachowiec – budowlaniec, który za symboliczną półlitrówkę wymienił wszystko jak trzeba. Dzisiaj takie rzeczy można oglądać w filmach Barei i wzbudzają jedynie wesołość. Wtedy nie było to takie śmieszne. Czasy się zmieniły. Obecnie nie czeka się już w spółdzielczych kolejkach na mieszkanie. Można je mieć w zasadzie od ręki, to tylko kwestia ceny. W większości przypadków otrzymuje się tzw. stan deweloperski z rozprowadzeniem wszystkich instalacji, ale bez ich zakończenia odpowiednią armaturą sanitarną czy elektryczną. W dawnych czasach nadrzędnym celem każdego obywatela było zdobycie mieszkania spółdzielczego. Własne domki budowali nieliczni, zasobni w gotówkę, a kwaterunkowe otrzymywali tylko ubodzy. Funkcjonowały jeszcze mieszkania pracownicze i hote- Takie właśnie mieszkanie otrzymał niedawno jeden z moich bliskich znajomych. Ponieważ nie zna się ani na budowlance, ani na projektowaniu, wynajął odpowiednie firmy, aby przysłowiowe cztery ściany uczynić funkcjonalnymi. I tu zaczęły się schody (pomimo tego że na piętro, gdzie znajduje się mieszkanie, można dojechać windą). Wygląda na to, że przyłącza i końcówki większości mediów zostały zaprojektowane przez firmę współpracującą z deweloperem w sposób przypadkowy. Bo oto: kabina prysznicowa lub wanna na środku ściany w łazience. Grzejnik nad umywalką, a zlewozmywak w kuchni obok kuchni elektrycznej. Krótko mówiąc, Jacku, świat Barei (z szacunkiem dla znakomitego reżysera). Oczywiście nie ma problemu, wszystko da się przestawić, ale są to dodatkowe koszty. Nie jest to także żadne widzimisię mojego znajomego, bo pod blokiem stoi kilka zapełnionych kontenerów na gruz, więc takie przeróbki to chyba standard. Na pocieszenie pozostał jednak fakt, że parapety były położone idealnie rów- no, w przeciwieństwie do tego, co pamiętam, kiedy ja otrzymałem mieszkanie, więc parapetówka była udana. Andrzej Zb. Brzozowski le robotnicze. Nie było prawie w ogóle mieszkań czynszowych, chyba że wynajęte od osoby prywatnej. Budowano oszczędnie, szybko, niechlujnie, aby dużo. Było pewne, że każde cztery ściany znajdą nabywcę z pocałowaniem w rękę i jeszcze z dopłatą. Ludzie po otrzymaniu wymarzonego M3 byli do niego przypisani aż do śmierci i przez to często dojeżdżali do pracy wiele kilometrów. To pokutuje do dzisiaj. Kiedy szczęśliwcy dowiadywali się, że mieszkanie jest do odbioru, brali to, co dawano i w takim stanie, w jakim było. Nagminne były krzywe ściany, niedomykające się okna i zepsute drzwi, brak rur czy inne usterki. Brano jak leciało i nie narzekano. Potem remontowano, poprawiano we własnym zakresie, często z pomocą tych samych fachowców, którzy mieszkanie budowali. Tak teraz postąpili twoi znajomi. Wzięli, co im dano, za ich ciężko zapraco- wane pieniądze. Koniec! Te czasy bezpowrotnie minęły. Teraz kupujemy i żądamy dobrej jakości! Więc powiedz swoim znajomym, że co było, to nie jest i nie pisze się w rejestr. Rynek budowlany jest ogromny, konkurencja duża. Możemy wybierać i przebierać, oczywiście jak mamy kasę! Nikt nie każe im kupować budowlanego bubla. Niestety, ale większość ludzi sama sobie szkodzi, w tym twoi znajomi. Gdyby wszyscy kupowali tylko rzeczy dobre, to na rynku niedoróbek by nie było. Jak z samochodami. Nikt wraka nie kupuje. Podobnie jest ze sprzętem agd czy multimedialnym. Tandeta leży na półkach, a jak już niechcący coś złego kupujemy, to szybko oddajemy. Gdyby wszyscy tych zasad przestrzegali, to by produkowano i budowano w wysokim standardzie. Trzeba o tym pamiętać! Człowiek ma oczy i widzi, co kupuje. Deweloper goni za wielką kasą i jak jest zapotrzebowanie na spartolone mieszkania, to takie sprzedaje z radością za duże pieniądze, bo przecież w Polsce głupich nie sieją, sami się rodzą. Jacek Panas “Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015 5 Piąte urodziny Gminnego Zespołu Wokalnego „Cantemus” Śpiewajcie nam jeszcze wiele lat! Były życzenia, róże, pyszny tort od wójta gminy Dywity, podziękowania i miła atmosfera – w taki sposób swój 5. jubileusz świętował Gminny Zespół Wokalny „Cantemus”. Urodziny odbyły się 21 listopada w świetlicy wiejskiej w Tuławkach. – Dziękujemy za waszą obecność, uświetnianie licznych gminnych, ale nie tylko, uroczystości i gratulujemy wspaniałej rocznicy. Oby tak dalej! – mówił Jacek Szydło, wójt gminy Dywity. Zespół wokalny „Cantemus” powstał z inicjatywy mieszkańców gminy Dywity. Wykonuje szeroko pojętą muzykę ludową, tradycyjną, biesiadną, patriotyczną. Chór powstał w najbardziej oddalonej od Dywit oraz Olsztyna części gminy, tworząc wyjątkowo atrakcyjną formę aktywności kulturalnej dla mieszkańców takich wsi jak Frączki, Nowe Włóki, Dąbrówka Wielka, Tuławki i Gady. Przez pierwsze lata istnienia zespół działał pod egidą Urzędu Gminy Dywity oraz pod opieką dyrygenta Andrzeja Borkowskiego i akompaniatora Tomasza Michalaka. Od roku 2013 „Cantemus” stał się jednym ze stałych działań kulturalnych Gminnego Ośrodka Kultury w Dywitach. Opiekę artystyczną nad zespołem przejął dyrygent Krzysztof Włodarski, a akompaniatorem został Michał Bie- Podczas piątych urodzin zespół „Cantemus” zaśpiewał dla wszystkich gości. W skład zespołu wchodzą m.in. mieszkańcy Frączek, Tuławek, Gadów, Nowych Włók i Dąbrówki Wielkiej dziuk. Zespół w swojej historii uświetnił wiele wydarzeń lokalnych. Zdobył II miejsce na Festiwalu Piosenki Patriotycznej w Pieniężnie. Jest stałym gościem powiatowych obchodów Dnia Niepodległości. W repertuarze posiada tradycyjne piosenki warmińskie, międzywojenne tanga i wal- ce, pieśni narodowe, kościelne oraz poważny repertuar chóralny. Zespół liczy 26 śpiewaków. Miejscem spotkań „Cantemusa” jest Świetlica Wiejska w Tuławkach. W każdy wtorek o godzinie 16:30 odbywają się tam próby wokalne. Zespół bardzo serdecznie zaprasza nowych członków. 6 “Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015 nasze osiedle nasze osiedle 7 “Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015 Szanse Zatorza – Zatorze to jedyna część Olsztyna niezniszczona przez mściwych czerwonoarmistów – podkreśla przewodniczący Rady Osiedla Zatorze Jarosław Skórski: – Zachował się więc pierwotny układ urbanistyczny i większość budynków z przełomu XIX i XX wieku. To była powojenna sypialnia Olsztyna. Może dlatego nie inwestowano tu wiele, o czym świadczą dziurawe nawierzchnie, pękające mury i liszajowate elewacje domów. Pan Jarosław pewną szansę na zmianę tego stanu widzi w szykowanym przez miasto planie rewitalizacji, w którym ujęto też Zatorze. Ale jego zdaniem, potrzebne jest kompleksowe podejście. Ważniejsza od odnowy murów i chodników jest zmiana mentalności samych zatorzan w podejściu do miejsca zamieszkania. Choćby po to, by traktowali je jak swoje. Według jednego z mieszkańców ul. Okrzei, na osiedlu problemów jest bez liku: dziurawe chodniki z epoki Gomułki, sklep z dopalaczami, kierowcy zastawiający podwórka, złe skrzyżowania i przejścia dla pieszych, trudne do pokonania skrzyżowanie Jagiellońskiej z Sybiraków (kiedyś było tu sprawniejsze REKLAMA Targowisko przy Zatorzance w nietargowe dni świeci pustkami Osiedle najmniejsze, ale najludniejsze Powszechnie się sądzi, że wszystko, co znajduje się za torami, na północ od ratusza, to Zatorze. Tymczasem administracyjne osiedle Zatorze to zaledwie skrawek – jedno z pięciu zatorzańskich osiedli (pozostałe to: Wojska Polskiego, Nad Jeziorem Długim, Zielona Górka i Podleśna). Razem zajmują około jednej czwartej powierzchni miasta, ale zamieszkuje je ledwie jedna siódma obywateli Olsztyna (ok. 25 tys.), czyli mniej więcej tyle, ile na osiedlu Jaroty. Podczas jednego z listopadowych warsztatów w ratuszu spierano się o to, czemu ma służyć nowy wiadukt w ciągu ul. Limanowskiego: ułatwieniu tranzytu tirom i samochodom osobowym z innych miejscowości czy poprawie życia na wszystkich osiedlach Zatorza rondo), kiepskie odwodnienie ul. Limanowskiego i uparte kierownictwo sklepu Biedronka przy Okrzei, które blokuje ulice dużymi samochodami dostawczymi. Te problemy zmobilizowały jednak mieszkańców do działania. – Na Zatorzu właśnie widać ostatnio przejawy ożywienia społecznego. Pojawia się dość dużo inicjatyw, które wzajemnie się przenikają i pokazują, jak wiele może zależeć od nas, mieszkańców – podkreśla Jarosław Skórski. Sukcesem jest np. „Podwórko u Stefana”, które wygrało I edycję OBO. Znajduje się między budynkami z czerwonej cegły z końca XIX wieku, u zbiegu ul. Henryka Sienkiewicza 9 i Stefana Żeromskiego 32 i 33 – stąd nazwa „Podwórko u Stefana”. Uporządkowano je, a latem organizowane są tam niebanalne imprezy integracyjne. Bo te najstarsze czerwone budynki i brukowane polnymi kamieniami podwórka warte są szczególnych względów ze strony mieszkańców i władz miasta. Ciekawe są działania skierowane do młodzieży i aktywnych mieszkańców według projektu „Współtworzę Zatorze” (w ramach programu „Obywatele dla Demokracji”, finansowanego z Funduszy EOG). Jego realizatorem jest Forum Animatorów Społecznych w partnerstwie z Fundacją Kreatywnego Rozwoju, Bankiem Żywności w Olsztynie oraz z wieloma nieformalnymi partnerami z Olsztyna i mieszkańcami Zatorza. W siedzibie Rady Osiedla funkcjonuje świetlica dla dzieci, prowadzona przez RO wraz z Fundacją „Kółko Graniaste”. Bardzo intensywnie działa stowarzyszenie prowadzące zespół „Dziecięce Niebo”, które wydało swoją drugą płytę „My dzieci z Olsztyna” (przy współudziale samorządu Olsztyna). A co się marzy przewodniczącemu? – Zaangażowanie kupców z „Zatorzanki” w pomysł budowy przejścia pod torami i naciskanie na urzędników, by go zrealizowali. W ten sposób mieszkańcy reszty Olsztyna mieliby krótką drogę do targowiska przy Kolejowej, a zatorzanie – do sklepów w centrum. Pewne nadzieje wiąże też z budową nowej ul. Sybiraków i wiaduktu w ciągu ul. Limanowskiego. Może wreszcie wiadukt ten zbliży obie części miasta do siebie? Jerzy Pantak Osiedle Zatorze jest najmniejszym (ledwie 0,45 km kw.), a zarazem najludniejszym osiedlem w Olsztynie. Mieszka tam 6,6 tys. osób, czyli na kilometr kwadratowy przypada prawie 15 tysięcy mieszkańców! Dwa razy tyle, ile w innych osiedlach. Kształt Zatorza przypomina języczek, którego podstawa oparta jest o tory kolejowe, zachodni bok o ciąg ulic: Sienkiewicza, Klasztorną, Kraszewskiego, Okrzei, Jagiellońską, Żeromskiego, Puszkina i Rataja, gdzie łączy się z al. Sybiraków i dalej biegnie w kierunku południowym ul. Limanowskiego aż do torów, zahaczając jeszcze o kilka domów przy ul. Zientary-Malewskiej. Wielkie zdziwienie budzi zachodnia granica tego osiedla. Zachodzi podejrzenie, że ten, kto oddzielał go od osiedla Wojska Polskiego, był chyba wstawiony. Bo granice te dzielą mieszkańców jednej ulicy między dwa osiedla, biegnąc trudnym do zrozumienia zygzakiem, tnąc ulice w dziwnych miejscach: jak na Jagiellońskiej, Puszkina i Rataja. REKLAMA Jedno z atrakcyjnych miejsc Zatorza „Podwórko u Stefana” ma wszystko: przestrzeń, zabytkowe mury i bruk oraz zieleń To było miasto ogród Zatorze (w szerszym znaczeniu) jest jedną ze starszych części Olsztyna. Powstało po wybudowaniu w latach 1871-1872 linii kolejowej i aż trzech koszar: dragonów, artylerii i piechoty (obecnie na terenie osiedla Wojska Polskiego). Wybudowane tu domy mieszkalne nie przekraczały 4 kondy- Budynki przy ul. Klasztornej pozbawione są tynków Na terenie osiedla jest kilka zabytków. Na północy stuletni kościół św. Józefa z pobliskim cmentarzem, a na południu uliczka Kraszewskiego z architekturą w stylu włoskiego renesansu i baroku. Ale wygląd tych budynków straszy. Żeby było śmieszniej, stojący obok (przy ul. Wyspiańskiego) kościół Franciszkanów z lat 20. XX wieku, do którego ta architektura nawiązuje, nie należy już do osiedla Zatorze. Podobnie jak duży plac zabaw między Klasztorną a Kolejową. Na wielu ulicach (Jagiellońska, Okrzei, Sienkiewicza, Niedziałkowskiego) zwracają uwagę secesyjne perełki. Niektóre to spadek po przedwojennej spółdzielni mieszkaniowej – też mocno zaniedbane. Z powojennych „zabytków” uwagę zwraca rynek na ul. Kolejowej. Jest też kilka szkół, w tym LO im. Kopernika i dwa gimnazja (11 – budynek z 1910 r.! – i 12) oraz Szkoła Podstawowa nr 13. (JJP) REKLAMA gnacji. Nie było tu większego przemysłu. Przed I wojną światową były młyn i browar przy dzisiejszej ul. Wojska Polskiego, tartak i cegielnia przy Kolejowej oraz „fabryki” worków i grzebieni przy Zientary-Malewskiej. Zaplanowano je jako sypialniane zaplecze garnizonów i „starego” Olsztyna, przyjmując nowoczesne założenia urbanistyczne miasta ogrodu, a ich śladem są liczne podwórka ze starymi drzewami. Niestety podwórka i ogródki – też zaniedbane, zabudowane albo zamienione w byle jakie parkingi. (JJP) 8 “Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015 Święta Święta Zaskakujące zwyczaje świąteczne zem odnajdzie właściwy dom i obdaruje samego Jezuska. Ukochane polskie święta Nam, Polakom, wydaje się, że to nasze obrzędy bożonarodzeniowe są… takie naturalne i oczywiste. Świąteczne tradycje pozostałych Europejczyków mogą nas troszkę dziwić. Tymczasem mieszkańcy innych krajów, dowiadując się, jak święta spędza się w Polsce, bywają bardzo zaskoczeni! Oto w naszym kraju mamy zwyczaj zasiadać do wieczerzy wigilijnej, gdy na niebie pojawi się pierwsza gwiazda. Stół przykryty jest zwykle białym obrusem, pod którym chowamy… sianko! Na świątecznym stole stoi dwanaście potraw. Wpierw jednak dzielimy się opłatkiem, składając sobie życzenia. Następnie rozkoszujemy się postnymi daniami: barszczem czerwonym z uszkami, zupą grzybową z łazankami, Na całym świecie chrześcijanie celebrują narodziny Jezusa, choć w każdym kraju inaczej. My zasiadamy do wieczerzy wigilijnej i dzielimy się opłatkiem, podczas gdy Hiszpanie częstują się chałwą, a Francuzi popijają szampana. To, jak Polacy obchodzą Boże Narodzenie, troszkę dziwi inne narody. A czy ich tradycje robią na nas wrażenie? Wieczerza wigilijna w Hiszpanii rozpoczyna się po pasterce. Na stole najważniejsze są pieczona rybka oraz ciasto trzech króli – smakołyk z zapieczonymi w środku upominkami! Hiszpanie nie dzielą się opłatkiem, a… chałwą. Po uroczystej kolacji mają zwyczaj wychodzić przed dom, na ulice lub spotykać się na głównych placach miast i miasteczek. Chcą ten świąteczny wieczór spędzać nie tylko z rodziną, jak my w Polsce, ale również z przyjaciółmi, sąsiadami i innymi znajomymi. Bawią się niemal do rana. W Wielkiej Brytanii uczta wigilijna jest w południe, a króluje na niej pieczony indyk. O ile polskie dzieci już w Wigilię odkrywają, co Mikołaj zostawił pod choinką, o tyle mali Anglicy zrywają się z łóżek w Boże Narodzenie i pędzą zobaczyć, jakimi prezentami mają wypełnione pończochy czy skarpety wywieszone za drzwiami. Domy, biura i inne miejsca publiczne ozdabia się jemiołą. Para, która znalazła się pod gałązką, powinna się pocałować, aby zapewnić sobie szczęście w nadchodzącym roku. Jeśli kogoś krępuje śpiewanie kolęd, to powinien się cieszyć, że nie mieszka w Szwecji. Tam tańczy się wokół choinki. Nam, Polakom, trudno to sobie wyobrazić. REKLAMA Widok pląsających wujków, dziadków czy kuzynów wokół świątecznego drzewka byłby przekomiczny. W Szwecji święta zaczynają się już w pierwszą niedzielę adwentu. Jak u nas najważniejszą wigilijną rybą jest karp, tak za Bałtykiem je się rozmoczoną rybę o bardzo mdłym smaku, o nazwie lutfisk. Ucztę świąteczną dopełniają galaretka wieprzowa oraz słodkie pierniczki. Szwedzi starają się pamiętać, aby podczas świąt odwiedzać osoby samotne. Francuzi w ogóle nie mają Wigilii. Dopiero 25 grudnia zasiadają do wspólnego posiłku w gronie rodzinnym. Jedzą mięso indycze nadziewane kasztanami i popijają szampana, mogąc sobie pozwolić przy tej okazji na większe ilości bąbelkowego trunku. W kraju nad Sekwaną prezenty rozdaje mały Jezus. Przynajmniej tak sądzą dzieci, gdy widzą upominki czekające na nie w butach stojących obok kominka. Jedna z najpiękniejszych legend świątecznych jest głoszona na Ukrainie. Nasi wschodni sąsiedzi opowiadają o przypadku, jaki miał spotkać ubogą wdowę i jej dzieci. Wdowa robiła wszystko, aby wyprawić skromną ucztę świąteczną, przez co nie wystarczyło jej pieniędzy na przyozdobienie drzewka. Nad ranem strapiona mama została zbudzona radosnymi okrzykami jej maluchów. Okazało się, że drzewko jest pięknie udekorowane lśniącą nicią pająka. Mały, włochaty dekorator sprawił biednej rodzinie wielką radość – nie dość, że drzewko nabrało świątecznego charakteru, to na dodatek jego nić zamieniła się z czasem w złoto. Wielu mieszkańców Ukrainy pamięta o tej legendzie. Niektórzy wkładają między gałązki odrobinę pajęczyny, a inni ukrywają w drzewku… sztucznego pajączka. Kto przynosi prezenty? Małych Rosjan obdarowuje Dziadek Mróz. Jego pomocnicą jest Śnieżynka, piękna wnuczka starego Mroza. Prezenty wręczane są dzieciom dopiero na przełomie roku. U naszych prawosławnych sąsiadów Boże Narodzenie obchodzone jest później – dopiero po świętach Nowego Roku. W Austrii lepiej słuchać mamy. Inaczej można wpaść w szpony krampusa – przyprawiającego o dreszcze pomagiera Mikołaja. Przypomina demoniczną kozę. W rolę czarnej bestii wcielają się zwykle młodzi mężczyźni, strasząc dzieci napotkane na ulicy. Interesujące, jak dalece ta postać jest straszna. Przypomina diabła, z dużym porożem, długim językiem oraz ogonem. Ten demon ma przy sobie łańcuch do krę- powania dzieci i rózgę do bicia. We Włoszech prezenty przynosi stara kobieta, a dokładniej wiedźma. Lata na miotle i w każdym domu, w którym mieszka dziecko, zostawia podarek. Dlaczego to robi? Legenda głosi, że trzej królowie w drodze do Betlejem poznali czarownicę o imieniu Befana. Uprzejma wiedźma dała im schro- nienie na noc. Gdy o poranku królowie zaproponowali, aby razem z nimi ruszyła do boskiego dzieciątka, ona odmówiła, argumentując, że musi posprzątać. Gdy tylko skończyła, pośpieszyła za królami, ale nie zdołała już ich odnaleźć. Od tamtego momentu co roku krąży po włoskich domach. Zostawia podarki, mając nadzieję, że może tym ra- “Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015 pierogami z kapustą i grzybami, karpiem pieczonym lub w galarecie, krokietami, makowcem czy kutią. Tradycja nakazuje, by spróbować wszystkich potraw. I choć część z nas już na początku tej wędrówki smaków łapie się za przepełniony brzuszek, to tradycja uszanowana być musi! Grzech wszystkiego nie spróbować! Przy wigilijnym stole jedno miejsce zostawiamy wolne dla niezapowiedzianego gościa. Może to być osoba, która nie ma z kim spędzić tego wieczoru. Gotowość do przyjęcia nieznanego gościa to piękny gest Polaków. W naszej kulturze jest zakorzenione, by pamiętać o ludziach od nas słabszych, biedniejszych, potrzebujących wsparcia. To nas wyróżnia na tle wielu innych narodów świata. Polskie święta są bardzo rodzinne. Mało kto spędza je z przyjaciółmi czy znajomymi. 9 To tak istotny dla nas czas, że aż mamy dwa dni wolne od pracy. Dzieciom prezenty podrzuca pod choinkę ukradkiem Święty Mikołaj – tęgi staruszek z długą, siwą brodą. Grzeczne maluchy otrzymują prezenty, o które prosiły w liście. Niesforne brzdące w wigilijny wieczór winny spodziewać się rózgi, ale dzieje się tak niezwykle rzadko, bo poczciwy Mikołaj kocha wszystkie dzieci. Jak ten sędziwy grubasek może dostarczyć w jedną noc prezenty wszystkim dzieciom świata? Jak dostaje się do mieszkań, skoro wchodzi przez komin, a w naszym bloku nie ma komina? Na te i inne pytania polscy rodzice wciąż wymyślają dzieciom odpowiedzi. Czyż nasze święta nie są wyjątkowe? Aleksandra Ruda 10 “Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015 ślady przeszłości rozmaitości Jak Pawełek historię Olsztyna poznaje Kino “Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015 zaprasza Drogi Pawełku! – tak zaczynał się niezapowiedziany e-mail od Jacka Panasa. Tego sympatycznego, acz bardzo czasami gderliwego miłośnika historii Olsztyna poznałem, jak byłem w szkole średniej, a może nawet trochę wcześniej. Od razu mi się spodobał, bo zawsze był uśmiechnięty, dowcipny i bardzo lubił ze mną rozmawiać. Już na początku naszej znajomości, podczas sporadycznych spotkań opowiadał mi różne ciekawe historyjki z jego młodości. Wracajmy jednak do e-maila od niego. „Otrzymałem od naszego Czytelnika krótki liścik i zdjęcie z zapytaniem, czy mogę opowiedzieć o tym budynku, który jest na fotce. Za diabła nie mogłem go zlokalizować! Zapytałem o to autora wiadomości, a on odpisał mi, że jest to hotel Tannenberger-Hof. To mi wystarczyło. O takim obiekcie słyszałem i wiedziałem, gdzie on był usytuowany. Rozpoczął się okres przedświąteczny i nie chciałbym, Pawełku, żebyś mnie zamęczał, więc wyprzedzam Twój telefon i przysyłam Ci fotkę oraz kilka słów o hotelu i miejscu, gdzie on niegdyś stał. Już nieraz pisałem, że mieszkałem w Olsztynie na tak zwanej Kolonii Oficerskiej. Tak kiedyś o tym miejscu mówili mieszkańcy. Teraz wchodzi ono w skład osiedla Grunwaldzkiego. Nazwa wzięła się jeszcze z lat 30. Gdy wybudowano koszary przy obecnej ulicy Armii Krajowej, równolegle z nimi powstały małe domki jednorodzinne dla kadry podoficerskiej. Stoją przy obecnych ulicach Za- wiszy Czarnego, Księcia Witolda, Bażyńskiego, Lipowej, I Dywizji. Kolonię Oficerską otaczały ulice Grunwaldzka i Warszawska i właśnie u zbiegu tych arterii, dodatkowo ulicy Mochnackiego, stał do 1945 roku Tannenberger- -Hof, jeden z większych hoteli w Olsztynie. Miał około czterdziestu łóżek. Nazwę swoją zawdzięcza lokalizacji. Ulicą, obecnie Warszawską, wiodła trasa od bardzo chętnie odwiedzanego przez turystów z Niemiec miejsca sławnej bitwy, w której wojska niemieckie rozgromiły armię rosyjską. Chociaż walki toczyły się pod Olsztynkiem, Niemcy pomnik upamiętniający sukces swojego oręża wznieśli pod Stębarkiem, aby przyćmić wielkie polskie zwycięstwo nad wojskami krzyżackimi pod Grunwaldem. Wygląd ze zdjęcia hotel uzyskał w 1927 roku po wielkim remoncie, który został przeprowadzony po pożarze. Ten obiekt był popularny. W jego restauracji serwowano bardzo smaczne dania. Poza turystami zatrzymywali się w nim kupcy oraz bogaci farmerzy, którzy przyjeżdżali na targi końskie. Odbywały się w sąsiedztwie, na dzisiejszym placu Roosevelta. Nieopodal hotelu w latach 30. były jeszcze trzy jadłodajnie. Były to „ZurBurg” Augusta Lubowskiego, „Zumweissen Hirsch” jako bar szybkiej obsługi z daniami na wynos oraz „Ewart Restaurant”. Ta restauracja funkcjonowała do lat 90., tylko pod innymi nazwami. Początkowo po 1945 roku nazywała się „Warszawianka”, a później zmieniono wystrój i powstał bar „Pod Kogutem”, gdzie początkowo serwowano dania z drobiu, bo taki był cel, a później tylko jajka w auszpiku, piwo i wódkę. Teraz jest tam jakaś hurtownia. Już w połowie XVIII wieku w tym miejscu, gdzie później stał hotel (czyli na Dolnym Przedmieściu przy drodze wylotowej na Warszawę) powstał pierwszy gościniec wraz z karczmą. Był to obiekt drewniany. Dopiero po prawie stu latach wybudowano na jego fundamentach murowany hotel z restauracją. W budynku były również sklep kolonialny (taki obecnie minimarket) oraz hurtownia win i likierów. Po tym w sumie ładnym obiekcie nie ma już śladu. Fundamenty są teraz pod przebiegającą w tym miejscu jezdnią i chodnikiem. Jak przyjechałem do Olsztyna, to na placu stał taki długi, murowany barak. Prawdopodobnie były to ocalałe hotelowe pomieszczenia gospodarcze. Chyba do lat 70. funkcjonowały tam zakład elektryczny i galwanizernia. Usługowo ładowano akumulatory, a także je regenerowano oraz można było pochromować, pocynować czy nawet posrebrzyć drobne przedmioty. Po tym zakładzie nie ma już śladu. W widocznym na zdjęciu budynku z balkonami, ocalałym w stanie prawie nienaruszonym z zawieruchy wojennej, jak chodziłem jeszcze do ogólniaka, istniał jeden z nielicznych w tamtych czasach prywatny sklep spożywczy, w którym można było kupić własnej produkcji lizaki, cu- kierki kulki i jakieś słodycze niespotykane w społemowskich sklepach. Po drugiej stronie ulicy był sklep mięsny, a obok sklepik, w którym sprzedawano gorącą kaszankę. W latach 30. Dolne Przedmieście zamieszkiwała przede wszystkim ludność o średnim statusie społecznym. Nie było tu ekskluzywnych mieszkań. Przeważnie żyli tu urzędnicy niższego szczebla administracji i robotnicy, którzy mieli zatrudnienie w niedalekiej dzielnicy przemysłowej, która rozciągała się między obecnymi ulicami Szrajbera i Niepodległości. W budyneczkach w sąsiedztwie hotelu mieszkało sporo Żydów, którzy swoją synagogę mieli przy obecnej ulicy Kołłątaja. Podczas eksterminacji Żydów w czasie II wojny światowej na Dolnym Przedmieściu zlokalizowane było przejściowe getto, skąd wywożono ich do obozów zagłady. Mało kto wie, że w latach 30. niedaleko hotelu Tannenberger-Hof w kierunku placu Roosevelta mieściła się wytwórnia powozów oraz montownia samochodów. Teraz jest tam jakiś sklep. Warto również przypomnieć, z okazji ponownego uruchomienia w Olsztynie komunikacji tramwajowej, że początkowo w latach 1908-1909 lina nr 1 zaczynała się na Dolnym Przedmieściu na Targu Końskim (obecny plac Roosevelta), a kończyła przy dworcu głównym. W 1909 roku ten przystanek zlikwidowano, a tory ułożono na ulicy Grunwaldzkiej do dworca zachodniego”. Informacje od Jacka Panasa przygotował do druku Pawełek Aby dostać jeden z ośmiu biletów na dowolny film 2d grany od poniedziałku do czwartku, należy wysłać SMS z uzasadnieniem, dlaczego właśnie do Ciebie ma trafić bilet, pod numer 7148 o treści „zycie1. treść uzasadnienia” Koszt SMS-a to 1,23 zł z VAT. Dobry dinozaur BARAN 21.03 – 20.04 Będziesz miał dużo obowiązków i raczej niewiele czasu na przyjemności. Prawdopodobnie czekają Cię spore wydatki i to takie, których nie planowałeś. Może zaczniesz w końcu przestrzegać przepisów ruchu drogowego. LEW 23.07 – 23.08 Nie polegaj na swojej intuicji. To nie czas na eksperymenty. Twoje decyzje finansowe mogą okazać się nieco naiwne. Nie kupuj kota w worku. Zwłaszcza kiedy cała Twoja rodzina powiedziała Ci wyraźnie, że woli psa. STRZELEC 23.11 – 21.12 Świetne układy wśród bliskich i znajomych. Oddadzą Ci weksle. Bądź przygotowany na jakąś ciekawą propozycję, a może telefon, do wzięcia udziału w spotkaniu towarzyskim. Uważaj jednak na towarzystwo. BYK 21.04 – 20.05 Dobry moment, by nadać przyspieszenie Twojej karierze. Masz szansę na lepsze stanowisko. Aby Ci się to udało, musisz coś zrobić, wykazać się. Samo przychodzenie do pracy nie gwarantuje Ci na razie żadnego sukcesu. PANNA 24.08 – 23.09 Aby nie stracić w oczach innych, wykaż się większą elastycznością. Zrozumienie oraz poczucie humoru pozwolą Ci dalej pokonywać wszelkie trudności. Pamiętaj jednak, że zawsze są jakieś nieprzekraczalne granice. KOZIOROŻEC 22.12 – 20.01 Chcesz zerwać z rutyną, zrobić coś inaczej niż zwykle? Przemebluj mieszkanie, pomaluj ściany, idź do fryzjera i zdecyduj się na zupełnie nową fryzurę. Możesz też zaprosić znajomych, zamiast ciągle przesiadywać u nich. BLIŹNIĘTA 21.05 – 21.06 Nerwowość i pośpiech to bardzo często źli doradcy. Daj sobie zdecydowanie więcej czasu. Jeśli z czegoś zrezygnujesz, otrzymasz to, ale później. Nie mam na myśli Twojej wcześniejszej emerytury. WAGA 24.09 – 23.10 Uważaj! Nie możesz sobie pozwolić na żadną chwilę nieuwagi. Realizuj to, co postanowiłeś. Roztargnienie, a nawet zwykłe spóźnienie mogą mieć opłakane skutki. Zwłaszcza jeżeli chodzi o pociąg, autobus lub samolot. WODNIK 21.01– 19.02 Otwartość nie musi być Twoją mocną stroną, ale to właśnie jej będziesz potrzebować, aby odzyskać stratę. Przyznanie się jednak do wszystkiego to strata czasu. Przyjaciele Cię nie zawiodą. Zrewanżuj się tym samym. SKORPION 24.10 – 22.11 Nie obrażaj się i bądź bardziej wyrozumiały. Otrzymywane od otoczenia sygnały potraktuj nie jako wyraz złej woli, ale raczej ostrzeżenie dla siebie, znak, że coś jest nie tak. Nie każdy przecież musi jeździć samochodem. RYBY 20.02 – 20.03 Rób swoje i nie przejmuj się niczym. Nawet jeśli otoczenie będzie chciało posunąć się dalej, wysuwając jakieś dziwne roszczenia. Czekaj cierpliwie na rozwój wydarzeń. Czas jest Twoim sprzymierzeńcem. Jedynym. RAK 22.06 – 22.07 Uwielbiasz wygody. Zafunduj sobie trochę luzu i nie podporządkowuj się sytuacjom, w których musisz godzić się na różnego rodzaju ograniczenia. Oczywiście nie dotyczy to w żadnym przypadku sytuacji finansowych. Redakcja zastrzega sobie prawo do unieważnienia horoskopu, bez podania przyczyn! AZB Kino Helios zaprasza najmłodszych Widzów i nie tylko na wspaniałą familijną animację – „Dobry dinozaur”. Co by było, gdyby asteroida, której potężne uderzenie miliony lat temu doprowadziło do zagłady dinozaurów, jednak nie uderzyła w Ziemię? W alternatywnej historii, w której dinozaury nie wymarły, młody Apatozaur Arlo wpada do rzeki i zostaje porwany przez jej nurt. Starając się znaleźć drogę powrotną do domu, zaprzyjaźnia się z małym jaskiniowcem o imieniu Bąbel... Tego nie można przegapić! 11 12 “Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015 zdrowie zdrowie Tanie i naturalne zwalczanie przeziębienia Gdy czujemy, że łapie nas osłabienie, nie musimy od razu raczyć się specyfikami z apteki. Na pozbycie sie pierwszych objawów przeziębienia są prostsze, tańsze i zdrowsze metody. Co jest najlepszym naturalnym remedium na przeziębienie? Sok z cebuli? Czosnek z miodem? A może gorąca herbata z dzikiej róży z dodatkiem soku z malin? Okazuje się, że nic z tych rzeczy. Na nic zdadzą nam się dobrodziejstwa natury o działaniu przeciwzapalnym, wykrztuśnym czy rozkurczającym, jeśli popełniamy jeden, bardzo częsty błąd. Tak oczywisty, a jednak powszechny. To właśnie on powoduje, że dłużej jesteśmy chorzy, do tego zarażamy innych. Tym wpędzającym nas w szpony przeziębienia błędem jest niewietrzenie pomieszczeń. Dla osłabionego organizmu nie ma nic gorszego od inhalowania się zużytym powietrzem. Wydaje się, że utrzymanie ciepła jest najważniejsze. Tymczasem okazuje się, że dalece istotniejsze jest to, w jakim stanie jest powietrze, które wdychamy. Nie może być ono wysuszone od grzejników. Nie powinno być też wilgotne, a takie bywa mimo pracy centralnego ogrzewania. Niewymieniane powietrze obfituje w wirusy i bakterie. Jak mamy wyzdrowieć, skoro wdychamy tlen, w którym przez cały dzień lacje ziołowe. Do miski z wrzątkiem wrzucamy garstkę ziół, np. mieszankę działających przeciwzapalnie rumianku, szałwii i mięty. Pochylając twarz nad miską, trzymamy nad głową ręcznik, by jak najwięcej wonnej pary trafiło do płuc. Ciekawą opcją jest też inhalacja z majeranku. Do litra wrzątku dodajemy łyżkę sody i łyżkę majeranku, wdychamy przez kwadrans – i od razu czujemy się lepiej. Przyjemniejszym sposobem walki z katarem jest aromatyczna kąpiel. Do wanny z gorącą wodą dodajemy kilkanaście kropel olejku sosnowego albo eukaliptusowego. Mają działanie przeciwbakteryjne i przeciwzapalne, rozrzedzają wydzielinę z nosa. Olejkami można skromnie pokropić poduszkę do snu. rozpylaliśmy infekcję w czasie kaszlu, kichania i mówienia? Ponieważ przeziębienie jest przenoszone drogą kropelkową, musimy szczególnie zadbać o to, by przynajmniej trzy razy dziennie solidnie wywie- trzyć pomieszczenia, w których przebywamy. Zakręćmy kaloryfer, otwórzmy okno na oścież i wyjdźmy, zamykając za sobą drzwi. Po kilku minutach pokój zostanie wypełniony świeżym powietrzem. Nie obawiaj się strat ciepła. Już po kilkunastu minutach temperatura powróci do optymalnej. Co na zatkany noc Najlepszą metodą na uporczywy katar są inha- Dzięki temu łatwiej oddychać przez sen. W pozbyciu się kataru pomaga witamina C. Może sama nie pokona wirusów, ale przynajmniej uszczelnia naczynia krwionośne. Obrzęk staje się mniejszy, a z nosa przestaje cieknąć jak z niedokręconego kranu. Włączmy do swojego menu produkty bogate w witaminę C, jak dżem porzeczkowy czy herbatka z owocu dzikiej róży. Są smaczne, naturalne i pełne witamin. Mam dosyć tego kaszlu Kiedy męczą nas kaszel i ogólne osłabienie, warto wypełnić pokój świeżym powietrzem, wziąć gorącą kąpiel, nałożyć wełniany sweter bezpośrednio na ciało i położyć się do łóżka, aby się wypocić. Natrzyjmy klatkę piersiową kamforą i wypijmy gorącą herbatę. Którą wybrać? Herbata z lipy lub czarnego bzu jest od zbijania gorączki. Zwykła herbata z dużą ilością cytryny ułatwi nam przełykanie. Osłodzona miodem da dodatkową ulgę, bo miód, osadzając się na błonach śluzowych, powoduje łagodzenie podrażnień. Warto dolać soku z malin. Jednak skuteczny jest wyłącznie prawdziwy sok uzyskany z malin, a nie jego podróbka ze sklepu. Często okazuje się, że kupny „sok malinowy” to sztuczny syrop, w którym ledwie kilka procent jest z malin, a większość stanowią cukier, barwniki, konserwanty i inna chemia. Od takiego „soku malinowego” prędzej utyjemy niż wyzdrowiejemy. Są też syropy łagodzące objawy przeziębienia. By nie wydawać pieniędzy na ten z apteki, przygotujmy własny – z cebuli lub z buraczka. Cebulę drobno siekamy, zasypujemy cukrem lub mieszamy z miodem i odstawiamy, aż puści sok. Przepis na syrop buraczany jest nieco inny. Wydrążamy dziurę w dużym buraku i wsypujemy do niej cukier. Gdy cukier przemieni się w gęsty syrop, wypijamy po małej łyżce trzy razy dziennie. Oba syropy są szalenie zdrowe, a przy tym mają działanie przeciwwirusowe i antybakteryjne. Skuteczną bronią do walki z kaszlem jest jeszcze nasz tradycyjny czosnek. Kupując go, upewnij się, że wybierasz czosnek polski, zdrowszy od chińskiego, choć na pierwszy rzut oka nie tak dorodny. Miażdżymy kilka ząbków polskiego czosnku, wyci- skamy sok z jednej cytryny i zalewamy niewielką ilością przegotowanej wody. Przekładamy do ciemnego słoiczka na kilka dni. Popijamy trzy razy dziennie po małym kieliszku. Niezbyt smaczne, ale bardzo skuteczne. Gdy nadal boli gardło Płukanki to tanie i szybkie rozwiązanie na podrażnione gardło. Najłatwiejsza do wykonania jest płukanka z soli kuchennej – do szklanki gorącej wody dodajemy łyżeczkę soli i płuczemy tym płynem gardło. Zdrowe płukanki wykonamy z szałwii, nagietka i rumianku. Pamiętajmy tylko, by zioła te parzyć co najmniej przez kwadrans. Warto po nie sięgnąć! Są skuteczniejsze od niejednego syropu z apteki, bo działając przeciwzapalnie, szybko łagodzą ból gardła i zmniejszają przekrwienie śluzówek. Na szczególnie bolesne zapalenie gardła lub krtani może zaradzić syrop chrzanowy. Korzeń chrzanu cienko kroimy, posypujemy obficie cukrem i odstawiamy na kilka godzin. Pijemy po łyżce syropu kilka razy dziennie. Polskie sposoby Są i takie domowe sposoby na przeziębienie, które by- “Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015 wają specjalnością naszych rodaków. Pierwszym takim dobrodziejstwem jest rosół z kury. Powinien być gotowany na kurze z dodatkiem marchewki, pietruszki, selera, czosnku i cebuli. Nie dodajemy do niego kostki rosołowej ani żadnych mieszanek do zup. Ma to być w stu procentach naturalny bulion. Jest bardzo zdrowy – rozgrzewa i przyspiesza pozbywanie się śluzu z oskrzeli i płuc. Gdy dodamy do rosołu ostrych przypraw (np. chilli), to oczyścimy nos z zalegającej wydzieliny. Drugim smakołykiem, chętnie stosowanym przez naszych rodaków, jest cytrynówka. Wykonany po domowemu trunek może pomóc w walce z objawami przeziębienia. Gotujemy szklankę wody ze szklanką cukru, a następnie dolewamy sok wyciśnięty z 3 cytryn oraz 1,2 litra spirytusu. Przelewamy do ciemnej butelki i korujemy. Nalewka jest gotowa po około tygodniu. Może więc to domowe „lekarstwo” warto przygotować sobie wcześniej? Tak na czarną godzinę. W końcu przezorny zawsze ubezpieczony! Aleksandra Ruda 13 14 “Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015 porady zdrowie “Nowe Życie Olsztyna” nr 23 (170) 2015 15 Okulary – fakty i mity Wszyscy użytkownicy okularów korekcyjnych spotykają się z różnymi skomplikowanymi pojęciami. Istnieje wiele faktów i mitów. O pomoc poprosiliśmy specjalistę korekcji wad wzroku Łukasza Kulika, absolwenta UAM w Poznaniu oraz właściciela Salonów Optycznych OKULIK. Dobry antyrefleks powinien być twardy, antystatyczny oraz posiadać powłokę hydrofobową. Nie tylko paragon Do końca września potrwa „Narodowa loteria paragonowa”. To nie tylko zabawa, to przede wszystkim akcja edukacyjna uświadamiająca Polakom rolę, jaką dowody zapłaty za towary i usługi pełnią w uczciwym obrocie gospodarczym. Pierwszy samochód opel astra oraz dwa iPady air 2 zostały rozlosowane. Są zatem pierwsi szczęśliwcy. A sama kampania powstała z myślą o ograniczeniu szarej strefy i zwiększeniu wpływów z podatku od towarów i usług. Paragon to nie tylko dowód zapłacenia podatku VAT. To również dokument ułatwiający reklamację wadliwego towaru. Sprzedawca chce bowiem mieć pewność, że trefny towar został zakupiony u niego. A co, gdy paragonu nie mamy, bo gdzieś się zapodział? W tej kłopotliwej sytuacji warto wiedzieć, że zgodnie z naszym prawem nie tylko paragon jest dowodem transakcji. Może być nim także wyciąg z naszego konta, jeśli płaciliśmy kartą. Ponadto sklep też może sprawdzić, czy konkretna kwota i dana wpłata zostały zarejestrowane przez jego kasę fiskalną. Wychodzi zatem na to, że w takim sporze paragon nie musi być jedynym dowodem. Nie musi, ale znacznie ułatwia zwrot wadliwego towaru lub zwrot rzeczy, która przestała się nam podobać. Dobry zwyczaj (nie)pożyczaj bez opodatkowania Pomaganie przyjaciołom lub dobrym znajomym to postępowanie godne pochwały. Oczywiście w kwestiach finansowych wszystko musi odbywać się w granicach zdrowego rozsądku i zgodnie z literą prawa. Dotyczy to większych kwot, którymi może zainteresować się fiskus. Konkretnie chodzi o sumy przekraczające 5 tysięcy złotych od jednej osoby lub 25 tysię- cy, gdy pożyczamy od kilku osób. Takie rozliczenie dotyczy zawsze trzech następujących po sobie lat kalendarzowych, bo w takim okresie kwoty się sumują. Pieniądze nie mogą być przekazywane z ręki do ręki, ale przelewem bankowym lub przekazem pocztowym. Takie pożyczki obłożone są podatkiem od czynności cywilnoprawnych, wynoszącym 2 procent od kwoty pożyczki. Podatek płaci biorący pożyczkę. W ciągu 14 dniu od zawarcia umowy musi on zgłosić to urzędowi skarbowemu. Okazuje się, że o tym podatku niewielu pamięta. Nic takiego postępowania nie usprawiedliwia. Jeśli fiskus sam się zorientuje, że zawarto taką transakcję bez jego wiedzy, to może nałożyć karę wynoszącą aż 20 procent sumy pożyczki. W dodatku warto sobie uprzytomnić, że zgłoszenie pożyczki urzędowi skarbowemu przyda się, gdy pożyczkobiorca z jakiegoś powodu ociąga się z oddaniem długu. Omawiana sprawa dotyczy pożyczania pieniędzy znajomym lub dalszej rodzinie. Pożyczki pomiędzy najbliższymi członkami rodziny nie są opodatkowane, ale i tak większe kwoty muszą zostać zgłoszone fiskusowi. Melduj się fiskusowi Nasze prawo meldunkowe jest niekonsekwentne od czasu, gdy pojawiły się dowody osobiste, na których nie ma adresu zamieszkania. Ta sytuacja utrudnia kontakty z bankami i wieloma innymi instytucjami. Tak jest na przykład w kontaktach obywateli z urzędami skarbowymi. Wydawać by się mogło, że człowiek wyjeżdżający na dłuższy czas za granicę i niemający w kraju do zapłacenia żadnego podatku, nie musi informować fiskusa o zmianie adresu. Oka- zuje się, że jeśli tego nie zrobi, wiele ryzykuje. Mogą zdarzyć się sytuacje, że z jakiegoś powodu urząd będzie go szukał. Wówczas pisma będą wysyłane na stary adres, a jeśli podatnik ich nie odbierze, to po pewnym czasie, po dwukrotnym awizowaniu korespondencja zostanie uznana za doręczoną. Biada obywatelowi, który na pismo nie odpowie i nie wyjaśni swej sytuacji, nawet wtedy gdy w kopercie jest jedynie postanowienie o wszczęciu postępowania podatkowego. Kiedy przepisać mieszkanie? Seniorzy często zastanawiają się, czy jeszcze za swojego życia podjąć decyzję, co stanie się z ich mieszkaniem lub domem. Możliwości jest wiele i po ich rozważeniu coś wypada wybrać. Przede wszystkim można nic nie robić, sprawę zostawić własnemu biegowi i czekać na dziedziczenie ustawowe. Można dokonać zapisu: żona na męża, mąż na żonę, co również odracza sprawę „na potem”. Można zawrzeć umowę o dożywocie, co oznacza, że mieszkanie przechodzi w ręce nowego właściciela, który zobowiązuje się utrzymać seniora do końca jego dni. Wszystko też zależy od konkretnego prawa własności. Nie ma sprawy, jeśli jest to własność osobista, z zapisem w księdze wieczystej. Nieco inaczej jest, kiedy senior ma spółdzielcze mieszkanie własnościowe lub jedynie spółdzielcze prawo lokatorskie. W dodatku mieszkania komunalne nie podlegają dziedziczeniu. Zatem odpowiedzi na postawione pytanie jest wiele. W takiej sytuacji wskazana jest podpowiedź życzliwej osoby lub prawnika, najlepiej notariusza. M.R. FAKT! Powłoka antyrefleksyjna jest nakładana na powierzchnię soczewki okularowej. Dzięki niej widzimy lepiej, ponieważ eliminuje odblaski. Jakie cechy powinna posiadać dobra powłoka antyrefleksyjna? Musi być twarda, chroniąc szkła przed zarysowaniami. Im bardziej śliska, tym jest łatwiejsza w czyszczeniu. Antystatyczność powoduje, że kurz nie przylega do powierzchni szkieł okularowych, a warstwa hydrofobowa pomaga, kiedy okulary zaparują albo podczas deszczu, odpychając kropelki wody. Przykładem bardzo dobrej powłoki antyrefleksyjnej są szkła CRIZAL, które posiadają wszystkie wymienione powyżej cechy i to na najwyższym poziomie. Astygmatyzm to choroba. MIT! Astygmatyzm to rodzaj wady wzroku. Obraz, który widzi osoba z astyg- matyzmem, rozmazuje się w specyficzny sposób. Nieostre widzenie i dyskomfort mogą wystąpić zarówno przy czytaniu, przed komputerem, jak też podczas patrzenia w dal. W takim przypadku potrzebujemy szkieł cylindrycznych, które korygują astygmatyzm, a okulary powinny być noszone cały czas. Ma znaczenie, czy badanie wzroku przeprowadzi okulista czy optometrysta. FAKT! Gorsze widzenie, jeśli jest połączone z dodatkowymi objawami, takimi jak obrzęk powiek lub widoczne zmiany na gałce ocznej, wymaga niezwłocznej wizyty u lekarza okulisty. Natomiast w innych przypadkach powinniśmy zacząć od optometrycznego badania wzroku, które najdokładniej określi, czy potrzebujemy okularów i jakich. Optometrysta sprawdza ostrość widzenia, określa wadę wzroku i dobiera korekcję. Badanie trwa co najmniej 30 minut i składa się z szeregu szczegółowych procedur. Za- lecam badać się optometrycznie raz na 1,5 roku lub zawsze wtedy, gdy pojawią się symptomy pogorszenia widzenia. Takimi objawami, poza widzeniem niewyraźnego obrazu, mogą być bóle głowy, oczu i ogólne złe samopoczucie, czyli stany, których często nie łączymy ze wzrokiem. Markowe okulary to tylko znaczek, za który zapłacimy więcej. MIT! Zdecydowanie warto wybrać markowe oprawki i soczewki okularowe. To nie kwestia znaczka na zauszniku. To jakość, której możemy być pewni. To produkty, w których podstawą jest staranna selekcja najlepszych materiałów używanych do ich produkcji. Precyzja wykonania, modna kolorystyka czy niezawodny serwis to w tym przypadku czysta formalność. No i oczywiście satysfakcja podczas użytkowania, naprawdę bezcenne. Warto mieć kilka par okularów. FAKT! Z okularami jest podobnie jak z butami. Na różne okazje potrzebujemy różnych butów. Do biegania sportowe, na co dzień wygodne, a na spotkania eleganckie. Skoro tak, zaryzykuję stwierdzenie, że powinniśmy mieć kilka par okularów (oczywiście wszystkie o właściwej mocy!). To po prostu wygod- ne i stylowe. Zmieniając okulary, zmieniamy swój wygląd. Nie musimy się też martwić, co się stanie, kiedy jedna para się zepsuje lub zniszczy. Co najważniejsze kilka par okularów nie musi oznaczać dużego wydatku. Ciekawą promocją jest zakup drugiej pary szkieł z rabatem 50%. Łukasz Kulik