Fale globalizacji i globalne rządzenie
Transkrypt
Fale globalizacji i globalne rządzenie
– M B A Prof. dr hab. Witold Morawski Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa [email protected] Fale globalizacji i globalne rządzenie Galera należy do wszystkich. Wy kazaliście ją zbudować, razem na niej siedzimy, ale wód, po których dryfujemy, opanować nie zdołacie. Dlaczego więc udajecie, że potrzebny jest kapitan, sternik, pierwszy i drugi oficer oraz załoga? – Imre Kertesz, Nobel 2002 (2006, p. 45). Współzależności globalne i potrzeba ich politycznej instytucjonalizacji Globalizacja jest często przedstawiana za pomocą metafory fal, których przypływów i odpływów nie daje się, jak dotąd, opanować. Czy rzeczywiście pozostaje tylko dryfowanie? Przecież wielu płynie z prądem, wyrażając głośno zadowolenie. Na ogół reprezentują perspektywę strukturalistyczną, w której przyjmuje się założenia determinizmu technologicznego lub ekonomicznego, lub obu łącznie. Tak ujmowana jest globalizacja w hegemonicznym dyskursie neoliberalnym. Inni płyną pod prąd i są mniej są zadowoleni lub wręcz niezadowoleni. Przemawiają w imieniu słabszych, biednych, mniej wykształconych, którzy dopiero wchodzą na scenę. Teoretycznie istniejące współzależności świata dają im szanse na poprawę własnej sytuacji, ale okazuje się, że dotąd istniejące asymetryczności bogactwa, władzy i prestiżu nie pozwalają im szybko realizować tego, co chcieliby. Jednym i drugim towarzyszy wszak myśl, jak kontrolować globalizację, która oprócz tego, że niesie za sobą dobrodziejstwa, jest też siłą niszczycielską. Wiadomo: nadzieje, 22 5/ 2 0 0 8– że rozum, a w praktyce – nauka, technika i stworzone na ich bazie technologie, nie potrafią zapewnić, że społeczeństwo będzie przypominało maszynę przewidywalną w działaniu. Utopie takie budowali całe legiony myślicieli. Tradycyjny, stabilny świat znika, a zmiana goni zmianę. Co prawda, działa mechanizm „zależności od szlaku”: od lokalnej historii, od przeszłości, ogólnie – od ram przestrzeni i czasu, ale mimo to dominuje wrażenie zmian, najczęściej zmian chaotycznych i związanej z nimi niepewności. Globalizacja, niczym bóstwo staroitalskie, ma Janusowe oblicza: postępującej integracji, ale też dezintegracji; rosnących globalnych współzależności, ale też fragmentaryzacji; homogenizacji, ale też różnorodności; relatywizmu, ale też fundamentalizmu; poprawy zdrowia i wydłużenia życia, ale też chorób, epidemii itd. W efekcie jest zagadkowa. Dla jednych jest dowodem na rzecz tezy o wzrastającej racjonalności w świecie. Dla innych – irracjonalności, których świat nie może się pozbyć. Noblista w zakresie ekonomii Douglass C. North (2005) nie bez racji pisze o wszechobecnej niepewności. Do pomocy zgłosili się ekonomiści, wierząc, że siły rynkowe mogą się całkiem dobrze wywiązywać w warunkach wyzwań globalnych. Między innymi dlatego, że opierają się na mocnych stronach natury człowieka – na jego egoistycznej racjonalności. Jednak cykle koniunkturalne, choć są coraz lepiej regulowane, nie pozostawiają złudzeń: rynek kapitalistyczny sprzyja pomnażaniu bogactwa i stopniowemu zmniejszaniu biedy, ale pełnej równowagi zapewnić nie potrafi, bo co jakiś czas wybuchają kryzysy. Skierowano więc uwagę na polityczne – M B A mechanizmy, zwane globalnym rządzeniem (global governance). Zajmę się nimi dalej, ale uwzględniając historię globalizacji. Będę też starał się dać odpowiedź na pytanie: czy w mechanizmach globalnego rządzenia jest miejsce na demokrację i jaką? Pierwsza fala: polityka – państwo i system międzynarodowy Istnieją różnice zdań co do tego, od kiedy mamy do czynienia z globalizacją. Z pewnością w XV wieku dokonywała się już „globalizacja europejska” (zajęcie Ceuty w 1415 roku przez Portugalczyków, wyprawa Kolumba w 1492, wyprawy Magellana 1519–1521). Są autorzy, którzy cofają o 500 lat wstecz datę wyłonienia się systemu globalnego, wiążąc jego początek z Chinami po 930 roku (Modelski 2008: 2023). W charakterystyce pierwszej fali podkreślę: Po pierwsze: wyłonienie się państwa narodowego i społeczeństwa międzynarodowego. Wyłonienie się tego systemu poprzedziły takie zjawiska jak Renesans (Erazm, Machiavelli, da Vinci), Reformacja (Luter, Kalwin), Kontrreformacja, długotrwałe wojny religijne itd. System ten zwany Westfalskim (1648) był kompromisem między dwoma tendencjami: z jednej strony, przypływu uniwersalizmu, widocznego np. w ideach Erazma z Rotterdamu, z drugiej zaś odpływu ujawniającego cechy partykularystyczne, np. oddzielenie władzy świeckiej od kościelnej, suwerenność na określonym terytorium, narodowe kościoły. Po drugie: koncepcja jednostki. Problematykę tę wnosi m.in. protestantyzm, z którym Weber wiąże powstanie kapitalizmu, przypominając m.in. zalecenie św. Pawła: „Kto nie 5/ 2 0 0 8– pracuje, ten nie je”. Oczekiwanie, że jednostka zachowa się racjonalnie w obliczu nieracjonalności otaczającego świata, może przypominać zachowanie Ulissesa, który obawiając się, że zachowa się niewłaściwie w obliczu uwodzicielskiego śpiewu syren, zdecydował, że przywiąże się do masztu, co skutecznie uniemożliwiało „słabe” zachowanie. Powściąga samego siebie. Uważa się taką postawę z godną pochwały, ale niewystarczającą do zbudowania racjonalnych hamulców (Offe 2004, p. 38–39). Po trzecie: dobro wspólne a demokracja. Początkowo budowie państwa narodowego towarzyszyła troska o dobro wspólne, a nie o demokrację. Europa była miejscem, gdzie z około 500 autonomicznych jednostek wyłaniało się kilka razy mniej państw, najczęściej na drodze wojen. Państwa pozostawały w pewnej równowadze władzy, jeśli potrafiły wchodzić w odpowiednie koalicje. Miały charakter republikański (miasta włoskie) lub monarchii absolutnych. Od Wspaniałej Rewolucji w Anglii (1688) nabierają blasku idee, a następnie praktyki liberalne, w których wolność jednostki jest gwarantowana pełnionymi przez państwo funkcjami ochronnymi (państwo-minimum). Obywatel zyskuje prawa osobiste w ramach wspólnoty politycznej państwa narodowego w zamian za wypełnianie obowiązków wobec niego. Od Wielkiej Rewolucji we Francji hasła demokracji stają się nie tylko uzupełnieniem i pogłębieniem liberalizmu (tyle wolności, ile przewiduje prawo), ale także same nabierają autonomicznego znaczenia, by w końcu przybrać dzisiejszą formułę tzw. liberalnej demokracji. Alexis de Tocqueville, sam niemający złudzeń, że demokracja pozostawiona sobie 23 – M B A ulega „dzikim instynktom” i jest „uwielbiana jako bożek siły” (przeistacza się w tyranię), twierdził, że jej pochodu nic zatrzymać nie może: „Sądzić, że demokracja, obaliwszy feudalizm i zwyciężywszy królów, ugnie się przed mieszczanami i bogaczami? Zatrzyma się teraz, gdy stała się tak silna, a jej przeciwnicy tak słabi?” (de Tocqueville 1976, p. 30). Czy obecnie potrafią ją osłabić technokraci, specjaliści od rynków finansowych, ekonomiści dominujących szkół ekonomicznych, komentatorzy w mediach, ewentualnie, staro-nowi plutokraci, to choć zdania są podzielone, przeważa opinia o postępach demokratyzacji. Druga fala: gospodarka – uprzemysłowienie i rynek światowy Początek drugiej fali globalizacji lokuję w połowie XIX wieku, ale być może należałoby przesuwać ten początek na drugą połowę XVIII wieku, kiedy to rewolucja przemysłowa w Zachodniej Europie (zwłaszcza w Wielkiej Brytanii) zapoczątkowała szybką modernizację ekonomiczną. W połowie XIX stulecia pozwoli ona Europie definitywnie zdystansować inne regiony globu. Uprzemysłowienie zapoczątkowało powstanie kapitalizmu przemysłowego na czele z jego konstytutywną instytucją – przedsiębiorstwem przemysłowym. Adam Smith, publikując w 1776 roku swoje dzieło o Badaniach i przyczynach bogactwa narodów, używał jeszcze określenia „republika handlowa”. Firmy przemysłowe zaczęły być głównymi aktorami na rynkach, współkształtowały też oczywiście rynek światowy. Nękały je cykle koniunkturalne, ale pod koniec XIX wieku zapanowały nastroje hurraoptymizmu. W okresie 1896–1914 obserwowano to, co dziś, 24 5/ 2 0 0 8– sto lat później, nazywa się globalną integracją ekonomiczną. Uniwersalizm przybrał postać leseferyzmu, hegemonicznego dyskursu owego czasu. Od 1914 roku wszystko się zmienia. Rządzą tacy ludzie jak Lenin, Stalin, Mao, Hitler, Mussolini, Hirohito, Wilhelm II itd. Czyli leseferystyczna globalizacja kończy się samobójczo (O’Rourke i Williamson 2000). Odpływ fali, czyli deglobalizacja, wyrażała się zamykaniem społeczeństw w łagrach i obozach koncentracyjnych. Bez paszportu nie można się było ruszyć, a przecież pod koniec XIX wieku tylko Turcja i Rosja sprawdzały je na granicach. To był odpór partykularyzmu dany uniwersalizmowi. Faza ta trwała na Zachodzie do 1945 roku. W naszej części świata aż do okresu 1989–1991. Za historykiem gospodarczym Haroldem Jamesem, autorem książki o końcu drugiej globalizacji, można zasadnie twierdzić, że przyrost masowego ruchu kapitałów zwiększa niestabilność, a w związku z tym kryzys światowy może być uruchomiony nawet przez całkiem małe wzrosty – spadki przepływów kapitałowych, np. rzędu 4% GDP w Niemczech w 1931 roku lub 3% w USA w 1971 roku. W każdym razie nie trzeba czekać na globalne załamanie, by doświadczyć globalnego kryzysu (James 2001, p. 222). W tropieniu specyfiki drugiej fali globalizacji, a zwłaszcza wielkiego kryzysu lat 30. XX wieku i zmierzchu liberalnego kapitalizmu, najbardziej oryginalnymi teoretykami są Karl Polanyi (1886–1964) i Joseph Schumpeter (1883–1950). Ten pierwszy swoją argumentację przedstawił w książce The Great Transformation (1965), która oskarża kapitalizm, który przestał być „zakorzeniony społecznie”. – M B A Odrzuca w niej ideę człowieka ekonomicznego jako izolowanej jednostki, kierowanej tylko motywem zysku. Zastanawia się, jak doszło do powstania gospodarki rynkowej, zwanej leseferystyczną, którą uznaje za anomalię, która nie mogła trwać długo. I nie trwała. Ważna jest teza, że mogła ona powstać tylko ze wsparciem państwa, które tworzyło struktury bodźców na drodze nieustannych decyzji prawnych i innych. W efekcie rynek z pomocą państwa wykorzenił gospodarkę ze społeczeństwa, podporządkował społeczeństwo rynkowi (powstał dziwoląg zwany „społeczeństwem rynkowym”). Nie było szansy na rozwinięcie się „podwójnego ruchu”, ruchu, który dawałby społeczeństwu możliwości przeciwstawienia się liberalizmowi ekonomicznemu. Światowy system rynkowy składał się z czterech elementów: liberalne koncepcje władzy, standard złota jako oparcie dla pieniądza, samoregulujący rynek i państwo liberalne. Schumpeter (1995) z kolei dowodził, że dynamika kapitalizmu nie polega na żadnej wolnej konkurencji cenowej i nieskrępowanym rozwoju rynków, ale – odwrotnie – na ich okiełznywaniu, z jednej strony, przez praktyki monopolistyczne, a restrykcje i interwencje państwa z drugiej. Uruchamiają one długofalowe procesy ekspansji kapitalizmu, bo po drodze odpadną słabi w ramach tzw. twórczej destrukcji. To były hamulce, w których pokładał nadzieje. Od przełomu XIX i XX wieku obywatel w państwie narodowym zaczyna otrzymywać prawa polityczne, np. wyborcze, co owocuje korektami budżetowymi w parlamencie. Oznacza to naprawianie „ułomności rynku”, a z czasem „gospodarkę mieszaną”. Dopiero 5/ 2 0 0 8– jednak Wielki Kryzys lat 30., a następnie II wojna światowa, otwierają realne możliwości na to, by szerokie społeczeństwo mogło skorzystać z dobrodziejstw systemu rynkowego. Mam na myśli państwo orientacji społecznej (welfare state), prawo załóg przemysłowych do tworzenia organizacji związkowych i negocjowania warunków pracy i płacy w ramach umów zbiorowych. „Trzydzieści wspaniałych lat” w okresie 1945–1975 to czas tzw. zorganizowanego kapitalizmu, w którym wierzchołki elit biznesu, pracy i państwa negocjowały między sobą kompromisy. Nazwano to atlantydzkim fordyzmem lub keynesistowskim narodowym welfare state (Jessop 2002, p. 55-94). Nie tylko wzrost gospodarczy był wówczas bardzo szybki, ale także podnosiła się stopa życiowa milionów pracobiorców. Ten kapitalizm zyskał określenie „demokratyczny”, a liberalne idee, które go w dużym stopniu kształtowały, określa się jako „zakorzeniony liberalizm”. W ekonomii uosabia go nazwisko Johna Maynarda Keynesa, a w filozofii Johna Rawlsa, autora książki Teoria sprawiedliwości. Trzecia fala: wiedza – rewolucja naukowa i globalna episteme Obecna globalizacja zaczęła się po II wojnie światowej. Dla ekonomistów jej początek zaczyna się powołaniem do życia w 1944 roku w Bretton Woods (USA) dwóch ważnych instytucji: Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Przyspieszenia i nowej treści – neoliberalnej – globalizacja nabrała od drugiej połowy lat 70. XX wieku. Trzeba podzielić ten okres na dwa różne trzydziestolecia: pierwsze kształtowało się pod wpływem myśli keynesowskiej, a ostatnie – neoliberalnej. Uformowanie się rządów Thatcher w Wielkiej Brytanii w 1979 roku i objęcie prezydentury 25 – M B A przez Reagana w Stanach Zjednoczonych w 1981 roku stanowiły instytucjonalne potwierdzenie tego zwrotu. Jakkolwiek sfera gospodarki jest niezwykle ważna, to charakterystyki globalizacji nie wolno ograniczyć tylko do niej. Dodam kolejną propozycję. Według kryteriów kulturalnych za początek obecnej fali globalizacji proponuje się np. pierwszy transmitowany na żywo przez telewizję satelitarną koncert zespołu The Beatles w 1967 roku. Słowa piosenki Johna Lennona Imagine są marzeniem o „jednym świecie”, którego ten artysta nie doczekał, bo zginął zastrzelony. Propozycje można dalej mnożyć, ale lepiej jest znaleźć jakiś wspólny mianownik. Proponuję, by za taki uznać wiedzę, co pozwala odwołać się do pojęcia episteme, które w języku greckim znaczy „tyle samo”. Chodzi o globalną episteme – wskazanie na siłę napędową, jaką jest rewolucja naukowo-techniczna i jej zastosowania, np. techniki informacyjno-komunikacyjne, ale nie tylko: genetyka, energia jądrowa. Kompleks ten przyczynia się do utrwalania powiązań i współzależności globalnych, co skierowuje uwagę na sposoby instytucjonalizacji tych powiązań. Uwaga ta najczęściej kieruje się w stronę technik informacyjnych i komunikacyjnych i ewentualnie tzw. społeczeństwa informacyjnego. To są trafne intuicje, odwołujące się głównie do tych, co korzystają z tych technik, ale jest też druga strona – twórców. Dlatego wybieram szersze pojęcie wiedzy lub rewolucji naukowo-technicznej. Chciałoby się też odwołać do mądrości, jaka ma z tym iść w parze, ale byłoby już o wiele za dużo. Poprzestanę na wiedzy, dodając, że wspomniane techniki informacyjne i komunikacyjne przyczyniają się do zamiany 26 5/ 2 0 0 8– świata przemysłowego w świat ludzi wiedzy, którzy są tą wiedzą nie tylko powiązani, ale chcą z niej wspólnie korzystać, by służyć nie tylko potężnym, ale sobie-słabszym. Tworzą się sieci słabych, którzy mogą poczuć się silnymi lub nawet stać się nimi. W ramach sieci horyzontalnych, a nie tylko już wertykalnych, co zwiększa szanse na oddolną globalizację. Nadeszła epoka, w której dominują usługi i tzw. dostęp do niemal wszystkiego (Rifkin 2003). W tym świecie jednostka staje się konsumentem odwiedzającym shopping mall – świątynię naszych czasów. Ewentualnie zostaje inwestorem, bo jest stale do tego zachęcana m.in. przez banki. Ma często poczucie, że tymi sposobami aktywnie włącza się w życie ekonomiczne i kulturalne. Owszem – tak bywa, ale częściej jeszcze wystawia siebie na przedmiotowe traktowanie. Przyprawia to często o boleści zwolenników tzw. kultury wyższej. Także powstają wątpliwości: czy jest w tym „społeczeństwie jednostek” miejsce na rolę obywatela? Otóż i konsumenta, i obywatela można poddać manipulacji, bo polityka z jej przedsiębiorcami politycznymi (przywódcy i partie polityczne) to nic innego jak kolejny rynek, tyle że polityczny. Jeśli jednak w nas samych zwycięża konsument-inwestor kosztem obywatela, to tworzy się chyba stan groźnego skrzywienia? (Reich 2007). O trzech falach globalizacji pisało wielu autorów, a także o trzech wyróżnionych osiach integracji życia społecznego: państwie narodowym i społeczności międzynarodowej (pierwsza fala), uprzemysłowieniu i rynku światowym (druga fala), rewolucji informatycznej i globalnej episteme (Kumon and Yamanouchi 2008, p. 269–272). Zwykle zajmują – M B A się tymi kwestiami oddzielnie różne specjalizacje zawodowe: państwem – politologowie, uprzemysłowieniem – ekonomiści i socjologowie itd. Nic nie ma w tym złego, ale w moim wywodzie akcent pada na to, że globalizacja zmusza do ujęć całościowych, syntetycznych, wielowymiarowych. Że mówienie o globalizacji bez przymiotnika, jak robią to często np. ekonomiści, jest ewidentnym nadużyciem, wyrazem „imperialistycznych” tendencji w tej dyscyplinie. Globalizacja w dyskursie refleksyjnym Globalizacja doczekała się wielu debat, które przyniosły rozmaite strategie argumentacyjne, czyli dyskursy. Dyskursem refleksyjnym nad globalizacją nazywam próby harmonizacji globalnych procesów strukturalnych z wartościami i interesami jednostek i całych wspólnot. Odrzuca się w niej globalizację jako anonimowy i teleologiczny proces strukturalny, na scenę świata bowiem wkraczają konkretne agencje-aktorzy-podmioty. W dyskursie hegemonicznym „jedynym agentem działania społecznego jest struktura” (Walsh, cyt. za: Reed 2005, p. 294). W refleksyjnym zaś analizuje się wyniki intencjonalnych poszukiwań agencji, takich jak: pojedynczy człowiek, firma, miasto, region, kraj, które korzystając z dobrodziejstw rewolucji naukowo-technicznej, z otwartych rynków ekonomicznych itd., wchodzą w interakcje ze strukturami. Rezultatem są konfiguracje, które nadają owym rzekomo anonimowym procesom kształt mający konkretny wymiar. Dodać trzeba, że nie doszłoby do konfiguracji bez pomostów instytucjonalnych, umożliwiających współpracę: rodzin, prawa, rynku, demokracji, kościoła, uczelni, władz miast, banków, rządów prowincji, stowarzyszeń. Dostosowanie (adjustment, 5/ 2 0 0 8– fit, matching) nie polega na biernym, bezalternatywnym „dostosowaniu strukturalnym” do wymogów-warunków, np. w sferze życia ekonomicznego do tzw. konsensusu Waszyngtońskiego. Polega na „nieprzypadkowym” łańcuchu działań. Asymetrie mogą ustępować powoli równowadze. Rynki rozwijały się przy aktywnym współudziale państwa jako gwaranta prawno-politycznego własności prywatnej i wymiany rynkowej. Gwarant ten od przełomu XIX i XX wieku był coraz częściej zmuszony do brania na siebie zadań, jakie powierzali mu obywatele uzyskanych praw politycznych, np. uczestnictwa w procesie wyborczym (i ustawodawczym). Pojawia się pytanie, czy w dobie globalizacji rynek i demokracja pozwalają konsumentowi i obywatelowi skorzystać z tych możliwości: „rozstać” się z rynkiem lub „krytykować” system polityczny (Hirschman 1995)? Wiele wskazuje na to, że możliwości te są coraz bardziej ograniczone, a nawet obserwuje się tendencje do wychodzenia poza oba te mechanizmy i „sięganie po metody bezpośredniej przemocy” (Hirszowicz 2007, p. 160). Empirycznym potwierdzeniem tych tendencji są: terroryzm, ruchy ekstremalne, sprzeciw wobec anglosaskiej kultury (zwłaszcza amerykańskiej), migracje, bezrobocie, konflikty etniczne i religijne itp. Jest to szukanie rozwiązań poza rynkiem i poza polityką. Najbogatsze kraje, które praktykują liberalną demokrację, nie potrafią bowiem rozwiązać problemów wykluczenia, nowej biedy, zniewolenia przez konsumpcję itp. Wśród paradygmatów nowoczesności i unowocześnienia (modernity i modernization) na uwagę zasługują te, które cechuje refleksyj27 – M B A ność, tj. aktywność na rzecz bogactwa materialnego i duchowego, której funkcjonalnymi warunkami są wolność, równość, autonomia i uczestnictwo jednostki w życiu publicznym. Tym problemom wiele uwagi poświęca niemiecki socjolog Claus Offe (1996). Uważa on, że swoboda wyboru możliwości, jakie mamy, nie jest, wbrew pozorom, duża, jeśli uwzględnić sztywność i funkcjonalne różnicowanie. Zaleca samoograniczenie: „Centralnymi problemami nowoczesnych społeczeństw nie jest ich dalsza modernizacja, czyli dalszy wzrost opcji, wyborów i możliwości działania, ale znalezienie i zabezpieczenie selekcji reguł drugiego planu, które gdyby potrafiły syntetyzować rozmaite zasady, pozwoliłyby osiągnąć koegzystencję i trwałe dopasowanie horyzontów, jakie reprezentują rozmaite opcje. Modele tej syntezy muszą jednak spełnić dwa kryteria adekwatności: pierwsze, respektować emancypacyjne możliwości racjonalnej subiektywności, drugie, spełniać w ymagania efektywnego regulatora koordynacji i dopasowania” (Offe 1996: 10). Przechodzenie od tradycji do nowoczesności polegało na likwidacji tradycyjnych ograniczeń w działaniach. Państwo, rynek i wspólnota forsują potrzeby często niebezpieczne dla całości, jeśli funkcjonują autonomicznie. Za każdym z tych systemów przemawiają określone racje: czy to na rzecz zwiększania władzy państwa (Hobbes), dbałości o rynek (Locke, Smith), troski o dobro wspólnoty (Rousseau). Separacja systemów powiększa jednak poważnie kłopoty z koordynacją i wzajemnym dopasowaniem systemów do siebie. Choć gra o akumulację i wyzysk pracy przez kapitał 28 5/ 2 0 0 8– pokazywana jest jako gra o sumie pozytywnej, to często zastępowana jest przez gry o sumie negatywnej. Tak pisze inny niemiecki socjolog, dodając, że każdy każdego i wszyscy razem ranią siebie wzajemnie. Koło zniszczeń obejmuje kata i ofiarę (Beck 1999; Beck 2000). Korzystanie z „poszerzenia kontekstu” wymaga wielu umiejętności Jak jednostki i państwa powinny korzystać z dobrodziejstw „poszerzenia kontekstu” aż do granic globu? Umieli na to pytanie odpowiedzieć „ojcowie Europy”, m.in. Monnet, Schuman, de Gasperi, Adenauer (Łukaszewski 2002). Skala globalna wymaga jeszcze więcej inwencji. Tymczasem jesteśmy często od świata odgradzani przez nieudolne władze. Dzieje się tak często dlatego, że sami jako obywatele się od niego odgradzamy, bo wobec układów zewnętrznych jesteśmy z jakichś względów nieufni. Na przykład nie wiemy, jak się zachować, bo nie znamy języka angielskiego. W Polsce najwyżsi urzędnicy nie potrafią swobodnie nim operować. Czyli brakuje nam kompetencji tego czy innego rodzaju. Rodzi to postawy „zaściankowe”. Ale jest ich w Polsce coraz mniej, bo do głosu dochodzi pokolenie bardziej otwarte, lepiej wykształcone. Globalne rządzenie Globalne rządzenie jest „sumą wielu sposobów, jakich używają jednostki i instytucje, publiczne i prywatne, aby zarządzać wspólnymi dobrami. Jest ciągłym procesem, w którym uzgadniane są sprzeczne lub odmienne interesy, a następnie podejmowane wspólne działania” (Commission 1995, p. 2). Globalne rządzenie „wykracza poza państwo i – M B A podpaństwowe instytucje, włączając również reżimy ponadpaństwowe (makroregionalne i globalne). Co więcej, obejmuje również mechanizmy prywatnej regulacji i sektora publicznego” (Scholte 2005, p. 141). Globalne rządzenie jest dobrem deficytowym, trudno osiągalnym w świecie wielorako podzielonym i chaotycznym. Tak jednostki, jak i wspólnoty wyznają najrozmaitsze wartości i interesy. Chyba nie ma szans na jeden wzór-praktykę globalnego rządzenia? Poniżej przedstawiam konkurencyjne wzorymechanizmy, jak się ono powinno kształtować (Gilpin 2001, p. 379–402; Haass 2004; Held and Koening-Archibugi 2003; McGrew 2000, p. 407–419; Nye Jr. 2002). Po pierwsze: liberalny internacjonalizm. Jest odpowiednikiem wolnorynkowego internacjonalizmu w ekonomii globalnej (MFW, BŚ, ŚOH). Tak jak w państwie jednostki mają prawa obywatelskie, oczekuje się, że analogiczny ład może istnieć na poziomie globalnym. W ONZ reprezentowane są społeczeństwa przez swoje reprezentacje państwowe, a w tym wzorze chodzi o coś więcej. Ma to być system poliarchii, czyli taki, w którym mamy do czynienia z pluralistycznym systemem współzawodniczących grup interesów, w którym państwo jest tylko czymś na wzór pośrednika-mediatora. O ile pośredniczenie między grupami interesów w ramach jednego państwa jest czymś łatwo wyobrażalnym, o tyle na szczeblu globalnym – mniej, ale i ten system jest traktowany w ramach tego wzoru podobnie, tj. jako sfragmentyzowany. Liberałowie wierzą w potęgę kalkulacyjnego rozumu i zakładają możliwość współpracy między państwami na podobieństwo współ- 5/ 2 0 0 8– pracy między firmami, czy pojedynczymi jednostkami na rynkach. Że możliwa jest gra o sumie pozytywnej. Sposób myślenia, jaki się kryje w tym wzorze, to „inkrementalna adaptacja” i „reformizm”. Państwu przydziela się zadania „minimalne”: ochronę państwa i obywateli. Jakby szło o globalne państwo rynkowe, które niemal we wszystkim pozostawia obywatelom wolny. Trudno w tym wzorze mówić o demokracji, bo decyzje pozostawione są siłom rynkowym. Na poziomie państwa jest lepiej, bo ograniczenie władzy, czyli demokracja, jest zapewniona na pewnym, choć minimalnym poziomie, przez okresową odpowiedzialność elit przed elektoratem, przez wybory (Schumpeter). Takiego mechanizmu brakuje na szczeblu globalnym. Państwa więc (przez swoje reprezentacje w organizacjach międzynarodowych) i demokracja są tylko pomocnymi podpórkami dla mechanizmów zasadniczo ekonomicznych. Wiemy tymczasem, że rynki są efektywne tylko w zakresie ekonomicznym. Nie zapewniają automatycznie demokracji, a ludzie mogą chcieć równości, sprawiedliwości, likwidacji biedy itd. Nadto, co zrobić z tymi państwami, które nie chcą współżyć w ramach społeczności międzynarodowej (tzw. reżimy upadłe, jak Korea Północna, Iran i inne)? Wzór ten zawiera w sobie wiele napięć, a właściwie sam te napięcia wzmacnia. Pozostawia zbyt wiele spraw świadomie nieuregulowanych, a tym samym zbyt wysoko ocenia szanse na samoorganizację. Sprzyja narastaniu nierówności, bo rzekomo rynek „wszystko sam załatwi”. Otóż nie załatwi, jeśli się go nie podreguluje, czegoś nie skoordynuje, nie zbierze podatków od biznesu, nie pyta społeczeństwa, 29 – M B A jakie jest dobro wspólne. To jest propozycja proceduralnego rozwiązywania problemów, która nie może zastąpić myślenia o całości, która charakteryzuje np. republikanizm. W skali państwa idea połączenia jednego z drugim bywa realizowana na poziomie zadowalającym, ale czy jest to możliwe w skali globu? To pytanie, na które nie ma na razie odpowiedzi. Po drugie: ład kosmopolityczny. „Kosmopolici” wskazują Immanuela Kanta jako swojego inspiratora. Są niezwykle ambitni, bo stosowania siły nie pozostawiają suwerennemu państwu, ale przekazują instytucjom międzynarodowym. Suwerenność państwa narodowego jest podważana, pokazują, od góry – przez elity globalne, od dołu – przez ruchy społeczne, grupy lokalne, od środka – przez samo państwo, które wchodzi w powiązania regionalne, typu UE. Na pytanie, kto ma rządzić, odpowiadają, iż ludzie przez swoje rządy, stowarzyszenia, organizacje międzynarodowe, ale zawsze są to instytucje podporządkowane prawu kosmopolitycznemu. Oczekują też zwiększenia znaczenia nowych ruchów społecznych, demokracji uczestniczącej, obywatelskiego republikanizmu itd. Zawsze z myślą o umocnieniu procesów regionalizacji i globalizacji. Taki system nazwano heterarchią, bo mamy w nim do czynienia z podzieloną władzą poddaną demokratycznemu prawu kosmopolitycznemu. Prawa jednostek są tu ważne, bo traktowane czasem wyżej nawet niż prawa państw. Ład zakłada uczestnictwo ludzi w decyzjach, bo to jest dobre dla osiągniecie dobra wspólnego, a nie tylko zgodności z procedurą (jak we wzorze liberalnym). Ten system jest nadbudowywany nad model westfalski. Władza 30 5/ 2 0 0 8– jest w nim rozproszona, jednak całość spajana ma być całkiem silnie przez nowy typ kultury, jaki się wyłania. Przypomina on niektórym kulturę Średniowiecza, ale tym razem nie opartą na wierze chrześcijańskiej, łacinie, prawie rzymskim, lecz na ideałach ludzkości powiązanej więzami moralnymi. Tym powinno się charakteryzować uniwersalne społeczeństwo obywatelskie. Mocno są przeciw neoliberalnej globalizacji, bo korporacje widzą jako funkcjonujące niczym „prywatne państwa bez obywateli”. Nurt konserwatywny jest też przeciwny „kosmopolitom”, uważając ich idee jako formy zwyrodnienia. Po trzecie: neofunkcjonalizm. Jest to koncepcja rządów elity składającej się z fachowców, którzy bardzo dobrze znają mechanizmy globalnych współzależności i ta znajomość daje im tytuły do rządzenia. To koncepcja funkcjonalistyczna, wyrastająca na gruncie potrzeb globu jako systemu. Eksperci, jako najbardziej przyczyniający się do powodzenia owej wielkiej całości, mają legitymację nie tylko do władzy, lecz również bogactwa i prestiżu. Ta tradycja jest stara, ale nowe impulsy dla jej ożywienia pojawiły się w Europie po Wielkim Kryzysie lat 30. XX wieku i po II wojnie światowej. Program całościowy dla Europy, uważali, wymaga identyfikacji potrzeb, których realizacja jest poza zasięgiem państw narodowych (które doprowadziły do wybuchu tylu wojen!). Proponowali zaczynać od małych projektów sektoralnych, które na zasadzie efektu oddziaływania pośredniego doprowadzą stopniowo do rozwiązywania problemów wyższego rzędu. Złudzeniem okazało się oczekiwanie na możliwość oddzielenia „technicznego” od „politycznego”, co obserwujemy w UE. – M B A Okazało się po kilku dziesiątkach lat, że nie da się uciec od kwestii politycznych. Tendencje funkcjonalistyczne, obecne w funkcjonowaniu każdego systemu, na ogół nie sprzyjają pogłębieniu demokracji. Po czwarte: hegemonia, imperium. W XX wieku Stany Zjednoczone Ameryki są hegemonem, nowoczesnym imperium. Podobne funkcje pełniła w XIX stuleciu Wielka Brytania. Bez wahania określana była i sama się określała jako imperium. Wydawało się, że to ostatnie pojęcie poszło już do lamusa jako skompromitowane imperializmem, kolonializmem, odrzuconymi po II wojnie światowej. Jest inaczej – pojęcie wraca, choć rozumiane inaczej niż kiedyś. Chce się nim obdarzyć USA, są jednak poważne wątpliwości, czy potrafią one pełnić funkcje „liberalnego imperium”, bo światu tylko takie imperium jest potrzebne (Ferguson 2004; 2005). Robione jest równanie między hegemonią a imperium, choć USA nie przypominają ani Rzymu, ani Mongolii Dżyngis-hana, ani nawet Wielkiej Brytanii (z drugiej połowy XIX wieku), ani tym bardziej ZSRR. Dla Fergusona USA są liberalnym imperium, które zapewnia reguły gry sprzyjające wolności, demokracji, pokojowi, wymianie handlowej i finansowej. Jest otwarte, podobnie jak starożytny Rzym, bo np. łatwa jest droga do stania się obywatelem kraju. Jest to imperium, które powstaje w imię antyimperializmu. Sami Amerykanie nie wierzą, że kierują imperium. USA mają problemy z pełnieniem funkcji przywódcy świata, o czym pisał wielokrotnie Zbigniew Brzeziński. Państwo, które nie jest w stanie zapewnić sobie zwycięstwa, organizuje „koalicje chętnych”, jak USA z okazji wojny 5/ 2 0 0 8– w Iraku (do koalicji zgłosiła się m.in. Polska, ale wiele państw EU nie chciało nawet o tym słyszeć). Hegemonowi państwa gotowe są się podporządkować, choć nikt je o to nie prosi. Oceny USA jako hegemona czy imperium bardzo się różnią. O ile Chomsky (2004) i ludzie lewicy są bardzo krytyczni, o tyle amerykańscy neokonserwatyści są z siebie zadowoleni. Czasem spotykamy oceny tak dla USA korzystne, że aż dech zapiera. Na przykład Michael Mandelbaum (2005) argumentuje, że USA pełni de facto funkcję rządu światowego, bo zachowują się niczym właściciel wielkiej rezydencji, opłacający strażników patrolujących ulice i domy wokół, w czego korzystają bezpłatnie jego sąsiedzi. W ten sposób zapewnia światu dobra globalne. Po piąte: radykalny komunitarianizm. Ten ład jest niejako odwrotnością neofunkcjonalizmu. Rządzenie nie jest tu oddane elitom, ale organizowane jest od dołu, bezpośrednio przez samych obywateli, np. w ramach komitetów powołanych przez obywateli i wspólnoty, zależnie od zainteresowań obywateli. Oparty jest na idei rządzenia, jaka funkcjonuje we wspólnotach, kojarzących się najczęściej ze społecznościami lokalnymi, choć tym razem chodzi o układy globalne. Odrzuca istniejące struktury globalnego rządzenia, czyli jest to forma alternatywnego myślenia wobec liberalnego reformizmu, oczekuje się w nim bowiem wprost „ludzkiego rządzenia”. Sandel, pisząc o tej perspektywie, przypomina czasy Arystotelesowskiej polis i tradycje republikańskie, zakorzenienie w konkretnym miejscu: „Samorządność wymaga dzisiaj polityki, która jest uprawiana w różnych miejscach, poczynając od 31 – M B A układów sąsiedzkich do narodowych, do świata jako całości. Taka polityka wymaga obywateli, którzy mogą myśleć i działać jakby byli jednostkami umiejscowionymi wielokrotnie” (Sandel 1996, p. 351). Realizm tej propozycji jest mały, bo jej celem jest głównie przeciwstawienie się proceduralizmowi abstrakcyjnego liberalizmu. Nadto jest wskazaniem na „przymusowość” wspólnot, w jakich się rodzimy, dorastamy i potem funkcjonujemy całe życie. Uwaga końcowa Intencja, jaka mi przyświeca w tym tekście, jest prosta. Globalizacja jako fakt obiektywny jest splotem współzależności rozmaitego rodzaju, w tym politycznych. Stare sposoby integracji są umieszczone na poziomach poniżej globalnego. Nawet system międzynarodowy nie staje na wysokości wyzwań, jakie wchodzą w grę na jednym globie, bo wyrósł razem z państwem narodowym. Państwo jest nadal najważniejszym aktorem na scenie, także globalnej, ale podlega redefinicjom: niejako samo z siebie, a jeszcze częściej pod wpływem otoczenia. W efekcie powstaje więc wielopoziomowy i wielofilarowy system globalnego rządzenia, w którym państwu przypada pozycja środkowa: są poziomy wyższe, ponad nim – regionalny i globalny, i niższe – regionalne, ale rozumiane inaczej niż UE, jak lokalne. Oznacza to przesunięcia i metamorfozy w polityce świata, który nadchodzi. Bibliografia Arrow, K. (1974) The Limits of Organization. New York: W.W. Norton & Co. Beck, U. (1999) World Risk Society, Cambridge: Polity Pres. Beck, U. (2000) What is Globalization? Cambridge: Polity Press. Commission on Global Governance (1995) Our Global Neighborhood. New York: Oxford University Press. 32 5/ 2 0 0 8– Chomsky, N. (2004) Hegemony or Survival. America’s Quest for Global Dominance, London: Penguin Books. Gilpin, R. (2001) Global Political Economy. Understanding the International Economic Order. Princeton: Princeton University Press. Haass, R.N. (2004) Rozważny szeryf. Stany Zjednoczone po zimnej wojnie. Warszawa: wydawnictwo von borowiecky. Hirschman, A.O.(1995) Lojalność, krytyka, rozstanie. Kraków – Warszawa: Znak – Fundacja Stefana Batorego. Hirszowicz, M. (2007) Skąd, ale dokąd? Społeczeństwo u progu nowej ery. Warszawa: Wydawnictwo Sic! James, H. (2001) The End of Globalization. Lessons From the Great Depression. Cambridge–London: Harvard University Press. Jessop, B. (2002) The Future of the Capitalist State. Cambridge: Polity. Kertesz, I. (2006) Dziennik galernika. Warszawa: Wydawnictwo W.A.B. Klein, N. (2007) The Shock Doctrine. The Rise of Disaster Capitalism. Toronto: Knopf Canada. Kumon, S. i and Yamanough, Y. (2008) Three globalizing phases of the world system and modernity. In: Modelsky, G., Devezas, T. and Thompson, W.R. (eds.) London and New York: Routledge. Łukaszewski, J. (2002) Cel: Europa. Warszawa: Noir Sur Blanc. Mandelbaum, M. (2005) The Case for Goliath. How America Acts as the World’s Government in the 21th Century. New York: Public Affairs. McGrew, A. (2000) Democracy Beyond Borders. In: Held, D. and McGrew, A. (eds.) The Global Transformation Reader, Cambridge: Polity Press. Modelsky, G. (2008) Globalization as evolutionary process. In: Modelski, G., Devezas, T. and Thompson, W.R. (eds.) Globalization as Evolutionary Process. London and New York: Routledge. North, D.C. (2005) Understanding The Process of Economic Growth. Princeton and Oxford: Princeton University Press. Offe, C. (1996) Modernity & the State. East, West. Cambridge: Polity Press. Polanyi, K. (1965) The Great Transformation. Political and Economic Origins of Our Time, Boston: Beacon Press. Reed, M. (2005) The Agency – Structure Dilemma in Organization Theory: Open Doors and Brick Walls. In: Tsoukas, H. and Knudsen, Ch. (eds.) The Oxford Handbook of Organization Theory. Oxford: Oxford University Press. Reich, R.B. (2007) Supercapitalism. The Transformation of Business, Democracy, and Everyday Life. New York: Alfred A. Knopf. Sandel, M. (1996) Democracy’s Discontent. Cambridge: Harvard University Press. Scholte, J.A. (2005) Globalization. A Critical Introduction. Houndsmills and New York: Palgrave Macmillan. Schumpeter, J.A. (1995) Kapitalizm Socjalizm Demokracja. Warszawa: PWN. Smith, A. (1982). The Theory of Moral Sentiments. Indianapolis: Liberty Fund. Tocqueville de, A. (1976) O demokracji w Ameryce. Warszawa: PIW.