Charlie Chaplin i opium życia
Transkrypt
Charlie Chaplin i opium życia
Radosław Romaniuk Charlie Chaplin i opium życia Kim była Maria Morska wie niewielu, co samo w sobie stanowi niezły powód, by napisać jej biografię. Już w 1946 roku nazwisko to przedstawiano jako „szerszemu ogółowi nieznane” i kojarzono z epoką „po poprzedniej wojnie”, czyli pierwszymi latami niepodległości. Postać Morskiej wychodziła z cienia w miarę publikacji kolejnych utworów wspomnieniowych i diariuszów z tamtego okresu, ukazujących jej towarzyskie znaczenie, kreujących nawet coś w rodzaju legendy deklamatorki z „Pikadora”. Przyjaciółka skamandrytów, fascynacja Anny Iwaszkiewiczowej, niespełniona miłość Antoniego Słonimskiego i muza jego poezji – to wymieniane zazwyczaj wątki owej legendy. Książka Hanny Faryny-Paszkiewicz wzbogaca ten obraz o garść faktów, które czynią z postaci utkanej z mgły wspomnień osobę wyróżniającą się nawet wśród „kolorowych ludzi” Dwudziestolecia. Autorce szkicu zdarzyło się coś, co jest ewenementem jeśli chodzi o relację biografa ze swym bohaterem. Wiedząc, że w 1945 roku Maria Morska została pochowana na warszawskich Powązkach, Hanna Faryna-Paszkiewicz odnalazła jej grób. Okazało się, że jest to anonimowa mogiła, pozbawiona jakiejkolwiek inskrypcji, rozpoznawalna jedynie po usytuowaniu w odpowiednim kwartale cmentarza. Autorka książki zadbała, by na grobie znalazła się tablica z informacją, kto jest w nim pochowany. To spotkanie bohaterki książki i jej autorki, relacja, jaka się w nim zawiązała, metaforycznie określa rolę biografa, w tym przypadku znacznie poważniejszą niż zazwyczaj, dotykającą doczesnego „być albo nie być”. Sama Morska (jej prawdziwe nazwisko to Maria z Frenkielów Knasterowa) zrobiła zresztą wiele, by realizować się we współczesności, nie pozostawiając prawie nic potomnym. Wolała obdarowywać talentem wąski krąg przyjaciół i wywierać wpływ na wybrane osoby, niż pozostawiać trwalsze ślady. Jej decyzja - choć czytając publikowaną na łamach „Wiadomości Literackich” publicystykę, trudno nie myśleć o popełnionym przez autorkę grzechu zaniechania. Nie działały tu – dodajmy żadne mechanizmy, które hamowały twórczość. Morska obracała się w środowisku skamandrytów, hołubiona przez nich i ceniona. Jej siostra, Alicja Eberowa, była malarką, absolwentką ASP. Mąż Marii, matematyk Bronisław Knaster, wpłynął na zainteresowanie żony osiągnięciami nauk ścisłych, choć amatorskie, to żywe i odznaczające się dużą łatwością popularyzatorską. Blisko przyjaźniła się z Marią Pawlikowską-Jasnorzewską i Anną Iwaszkiewiczową, która dzieliła jej kondycję artysty realizującego swe talenty w codzienności. Do tej pierwszej, czując zapewne podwójność życia i dzieła poetyki, skierowała w jednym z listów zdania, z których zaczerpnięto formułę tytułową omawianej książki: „Nie żałuj snów. Pal opium życia”. Wypowiedź w poetyce Jasnorzewskiej, nie namawiająca jednak artystki do pisania – wręcz przeciwnie, do „śnienia życia”, życia poezją i w poezji, jakie (domyślamy się) skutecznie uprawiała przyjaciółka poetki. Wykształcona w angielskim Broadstairs Morska uczyła przyjaciółskamandrytów języka angielskiego i wpłynęła na legendarną anglomanię Słonimskiego. Teatralna i wykreowana w codziennym życiu, nie zagrzała miejsca w żadnym z zawodowych aktorskich zespołów. Ten rodzaj jej aktywności zapisał się jedynie dzięki wierszom deklamowanym w pierwszej w wyzwolonej Warszawie kawiarni poetów „Pod Pikadorem”. Uważna obserwatorka i krytyk wydarzeń kulturalnych, która – jak mówi legenda – godzinami omawiała je z Antonim Słonimskim, co znajdowało potem swój wyraz w słynnych Kronikach tygodniowych pisarza, za własną publicystyczną twórczość wzięła się późno. W latach 1933-39 opublikowała około trzydziestu artykułów publicystycznych i reportaży, opatrzonych męskim pseudonimem Mariusz Dawn. Przedrukowane w aneksie biografii, zaskakują intelektem, humorem, żywym językiem. Morska miała wszystkie zalety pisarki: oryginalność, talent, uwagę i pasję. Nie miała wad, które pozwoliłyby jej stać się artystką: egoizmu, elementu rywalizacji, pragnienia akceptacji i poklasku czytającej publiczności. Spełniła się w twórczości per procura, ofiarowując inspirację i przyjaźń Słonimskiemu, Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, stając się bohaterką niezwykle emocjonalnych stronic Dzienników Anny Iwaszkiewiczowej. W końcu okupacyjny epizod jej życia dostarczył fabuły jednemu z opowiadań Ireny Krzywickiej. W ten sposób postać i los Morskiej znowu pojawiły się jako inspiracja wykorzystana przez twórcę. Po raz ostatni, aż do omawianej biografii. Książka Faryny-Paszkiewicz dość nieoczekiwanie prezentuje Morską jako postać tragiczną. O ile skomplikowane życie osobiste oraz relacje miłosne nie dawały jej chyba poczucia rozdarcia, o tyle odczuwała katastroficzny niemal niepokój związany z losem, jaki gotuje historia, porównywalny z lękiem przypisywanym Witkacemu. Nawet fascynacja Morskiej radiem sprowadza się do uczynienia z odbiornika radiowego narzędzia męki – „radioamatorka” łowi propagandę wschodnich i zachodnich rozgłośni, nie ma w jej stosunku do ebonitowego pudełka nic z rozrywki. I właśnie niepokój każe jej przerwać milczenie. Pierwszy felieton, opublikowany w 1933 roku, poświęcony jest paleniu książek w hitlerowskich Niemczech. W jej tekstach obsesyjnie pojawia się motyw wykorzenienia i ucieczki oraz obojętności europejskich społeczeństw na los krzywdzonych. Sama autorka brała prawdopodobnie udział w jednej z wypraw żydowskich przesiedleńców do Ameryki Południowej. Przygotowywała dla siebie zawczasu miejsce wśród outsiderów kończącej się epoki. „Sądzę, że warto popracować nad sobą – pisała – by nie zadomowić się zbytnio w swym gniazdku, mieście czy wreszcie całym tym globie, jeżeli się nie chce mieć głupiej miny, gdy bakcyl, nowotwór czy kochany bliźni zjawi się, aby wygryźć nas z miejsca naszego zamieszkania. (…) Póki nie ma jeszcze kary za obrazę rodzaju ludzkiego – kończy myśl – spieszę napisać, że spodziewam się po ludziach każdej podłości, jaką można pomyśleć, że uważam sobie za wątpliwy zaszczyt należenie do gatunku dwunogich”. Nie leczyło owego niepokoju „opium życia”, przeciwnie – wyostrzając zmysły raczej go potęgowało. Maria Morska chwytała za pióro tylko po to, aby niepokój wypowiedzieć, bez wiary w jakikolwiek wpływ, zasięg głosu. Jeden z tekstów, kreślący obraz statków wypełnionym żydowskimi emigrantami, które nie otrzymują zgody na zawinięcie do portów docelowych, zakończyła zaskakującym porównaniem: „Okręt ucieka w świetle reflektorów jak Charlie Chaplin wyśledzony latarką policjanta”. Czy nie było tak, że sama autorka tych słów czuła się Charlie Chaplinem? Biografka rekonstruuje kolejne warszawskie adresy bohaterki (domy, w których mieszkała, zachowały się), jedzie za nią do Londynu, na francuskie wybrzeże, gdzie bywała w gościnie u siostry, do Anglii, gdzie pobierała nauki. Nie dociera tylko do Lwowa, w którym rozegrał się przedostatni dramatyczny epizod biografii Morskiej. Apologetka wolności i niezakorzenienia spędziła tam wojenne miesiące, ukrywając się przed hitlerowcami wraz z mężem i Hermanem Rubinrautem, lekarzem i jej intymnym przyjacielem. Upiorne dzieje tego trójkąta, oscylujące między strachem przed Holokaustem i pragnieniem śmierci, która ucina wymuszoną koegzystencję męża, żony i kochanka, opisała Irena Krzywicka we wspomnianym opowiadaniu Zamurowany świat, które zostało włączone do aneksu książki. W twórczości Krzywickiej to jedno z najbardziej poruszających wojennych świadectw, co daje wiele do myślenia o losie pięknej Marii. Droga od kawiarni poetów „po poprzedniej wojnie” do anonimowego grobu na warszawskich Powązkach wydaje się w jej przypadku szczególnie trudna.