Najlepsza kuracja – terapia śmiechem

Transkrypt

Najlepsza kuracja – terapia śmiechem
Najlepsza kuracja – terapia śmiechem
Ż
adnemu humaniście nie zaszkodzi, jeżeli zastanowi się on nad biologiczną funkcją
śmiechu i płaczu. Po namyśle dojdzie do wniosku, że śmiech i płacz to pokrewne
formy wyrażania stanu naszego ducha. Nieraz zdarzyło się nam przecież popłakać
się ze śmiechu lub śmiać się przez łzy. W obu przypadkach były to mimiczne i akustyczne wyrazy silnych emocji. Emocje zaś są zjawiskami psychologicznymi, a nie
fizjologicznymi. Tylko w tym drugim przypadku biologia ma coś do powiedzenia.
Biolog nie pozwoli tak łatwo ograniczyć swej roli w debacie na temat śmiechu
i płaczu. Stwierdzi, że humaniści są „ludzkimi szowinistami”, którzy z urzędu bronią tezy, że śmiech i płacz to zachowania typowe tylko dla człowieka. Biolog będzie
twierdził, że przynajmniej nasi najbliżsi kuzyni ze świata zwierzęcego także śmieją
się i płaczą. Od razu stanie przed nami pytanie, czy śmiech różni się od wyrażania
radości za pomocą nieartykułowanych dźwięków. Czy analogicznie płacz różni się
od łzawienia oczu?
Co do śmiechu odpowiedź jest prosta: ludzki śmiech niewiele się różni od wyrażania radości za pomocą dźwięków, wydobywających się z gardzieli niektórych
zwierząt. Problem ewentualnej różnicy między ludzkim a zwierzęcym śmiechem
leży głębiej: w mentalnym rozumieniu stanu wesołości. Śmiejemy się, ponieważ reagujemy na łaskotki lub właśnie zrozumieliśmy pointę dowcipu. Tylko ten pierwszy
aspekt śmiechu dzielimy z naszymi „braćmi mniejszymi” (mniejszymi duchem, bo
niekoniecznie masą ciała). Jeżeli ktoś zechce każdy śmiech zwierząt uznać za
w pełni ekwiwalentny do śmiechu ludzkiego, musi także bronić tezy, że
szczekanie psów, miauczenie kotów i pokrzykiwanie małp to ekwiwalent
ludzkiej mowy. A tego nikt nie czyni.
Ludzkie śmiech i płacz mają także aspekt społeczny. Wyśmiewaniem można podważyć czyjś autorytet, rozpowszechnianie dowcipów skierowanych
przeciw konkurentom do eksponowanych pozycji w państwie jest
jedną z form walki politycznej. Zbiorowe wzruszenia, poruszające
uczestników aż do łez, czasami świadomie wywoływanie i zręcznie
sterowane, także ukierunkowują energię społeczną i mogą poruszyć całą
zbiorowość ku dobremu lub złemu.
Rozważmy teraz problem płaczu i łzawienia. Już we wstępie dla chemików stwierdziłem (co warto powtórzyć, gdyż nie każdy musi się zapoznać ze wszystkimi wątkami przedmiotowymi), że łzawienie ma funkcję organiczną. Umożliwia dezynfekcję
i nawilżanie oczu oraz usuwanie z nich wszelkich zanieczyszczeń. Dla lekarzy łzy
są jednym z płynów ustrojowych analogicznym do śliny, krwi, potu, moczu i żółci.
Jednak i tu humanista wtrąci swoje „trzy grosze”. Każdemu jest przecież znana
„śmiechoterapia”, która potrafi uśmierzyć ból nie tylko psychiczny, lecz do pewnego
stopnia także fizyczny. Łzy płynące ponad miarę już nie służą do oczyszczania gałek
ocznych z pyłu i kurzu, lecz raczej do oczyszczania duszy z negatywnych emocji.
Mózg jednak nie wydziela myśli analogicznie do wątroby produkującej żółć – jak
w XVIII wieku sądził Julien de La Mettrie, twórca koncepcji człowieka-maszyny – nie
oczyszcza także naszej psychiki z nadmiaru emocji podobnie do nerek usuwających
z krwi toksyny wchodzące w skład moczu. Ocieranie łez nie jest analogiczne z siusianiem – o czym muszą pamiętać zarówno biolodzy, jak i humaniści.
Jerzy Pilikowski

Podobne dokumenty