Arabski łamał procedury
Transkrypt
Arabski łamał procedury
www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=1142739 2012-03-10 Arabski łamał procedury Z żołnierzem rozformowanego 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego rozmawia Anna Ambroziak W Raporcie o bezpieczeństwie lotów VIP w latach 2005-2010 Najwyższa Izba Kontroli stwierdza, że samolot Tu-154M nie miał prawa wykonać lotu z zamiarem lądowania w Smoleńsku, ponieważ lotniska Siewiernyj nie było w rejestrze lotnisk, więc było ono traktowane jako nieczynne. - Ale przecież lądowali tam wcześniej i premier Putin, i premier Tusk... Loty delegacji na smoleńskie lotnisko były wykonywane niejednokrotnie już wcześniej, tj. przed 10 kwietnia, wszystko odbywało się zgodnie z procedurami. Ponadto załoga Tu-154 dostała karty podejść na lotnisko Siewiernyj. Poza tym były zgody dyplomatyczne na lot, wydali je Rosjanie. Dlatego nie rozumiem tego zarzutu. NIK wskazuje też na nieprawidłowości w specpułku, braki kadrowe, braki w szkoleniach... powracają zarzuty z raportu komisji Millera. - Rzeczywiście były braki w sensie kadrowym - wynikało to m.in. z tego, że nie zapewniono nam należytych wynagrodzeń - a przecież każdy z nas ma rodzinę i chce ją utrzymać. Dlaczego i piloci, i technicy pokładowi uciekali z pułku do innych firm, tam gdzie była lepiej płatna praca. A co do wyszkolenia - w pułku nie było symulatora na tupolewa. A ten, na którym ćwiczyliśmy, też mógłby być lepszy. Oczywiście mówię o tych, które były we Wnukowie i na Szeremietiewie na terenie Rosji. Lepszy w sensie wyposażenia? - No tak. Kabiny te nie były adekwatne do wyposażenia tych tutek, na których lataliśmy w specpułku. Nasze tupolewy miały lepsze, nowocześniejsze przyrządy produkcji amerykańskiej. Tam w tych symulatorach były przyrządy radzieckie. Mieliśmy w naszych tutkach lepszy GPS i komputer pokładowy. Wracając do szkoleń - załogi pułku szkoliły się w powietrzu, były loty szkolne, treningowe. Co prawda aż tak strasznych braków w szkoleniach nie było, niemniej jednak szkolenie powinno się odbywać na dostępnym na co dzień symulatorze lotów. Na nim można sprawdzać różne sytuacje awaryjne, natomiast w locie po prostu pewnych sytuacji nie da się zweryfikować. To oczywiste. W pułku był kiedyś symulator na Jaku-40, ale w związku z tym, że był on tzw. starej daty - na pierwszą wersję jaka - nie był używany co najmniej od kilkunastu lat. Miał on nieaktualną kabinę, nie odpowiadała ona wyposażeniu tych samolotów, którymi dysponował specpułk. W ciągu blisko dziesięciu ostatnich lat piloci specpułku ani razu nie ćwiczyli na symulatorze jaka. W dodatku po katastrofie smoleńskiej kierowano nas do podmoskiewskiego Bykowa na szkolenie na symulatorze, który był identyczny z tym, który miał specpułk. Chciałbym też nadmienić, że ten symulator na jaka, o którym mówiłem, jest dotąd w specpułku, tylko został już praktycznie rozczłonkowany. Został rozmontowany na części pierwsze, na poszczególne moduły. Czy dowództwo 36. SPLT informowało o tym MON? - Tak, www.radiomaryja.pl Strona 1/2 oczywiście. Przynajmniej od dziesięciu lat z pułku szły takie monity do Dowództwa Sił Powietrznych, a stamtąd do Ministerstwa Obrony Narodowej. Z tego, co wiem, im jednak dalej od pułku szła ta informacja, tym bardziej kwestie te się rozmywały. Najwidoczniej dobrze było tak, jak było. Samoloty latały, nic się nie działo. NIK mówi też o braku koordynacji, jeśli chodzi o zamówienia lotów... Nie było spójnej koncepcji organizowania transportu lotniczego dla najważniejszych osób w państwie... - Rzeczywiście, zgadzam się z tym. Były pewne nieprawidłowości w przekazywaniu zamówień na lot ze strony zamawiającego. Czyli z Kancelarii Prezydenta, premiera, Sejmu i Senatu. Z reguły zamówienia przychodziły na telefon, mówiąc kolokwialnie - były na gębę. Kwity dochodziły później. A według obowiązujących procedur powinny one być przysyłane średnio na 7-14 dni przed lotem. A przychodziły? - Na dzień, dwa przed lotem. Zdarzało się, że zamówienia na lot dla VIP-ów trafiały do nas bez konkretnych danych. A załoga powinna mieć przecież co najmniej tydzień na to, by się dobrze do lotu przygotować. By uzgodnić szczegóły lotu, dopiąć kwestie jego technicznego zabezpieczenia, sprawy cateringu, paliwa. To wszystko powinno być załatwiane na co najmniej tydzień przed lotem. Zamówienia zawsze koordynował szef kancelarii premiera, pan minister Tomasz Arabski. Zamówienia przychodziły bardzo późno - wszystko było robione w zbyt krótkim czasie. Tak nie powinno było być. Powinien być czas na skoordynowanie działań dowódcy załogi z personelem, technikiem pokładowym. Chciałbym też dodać, że sytuacja ta miała się poprawić po reorganizacji pułku, co miało miejsce już po katastrofie smoleńskiej. Tymczasem tak się nie stało. To znaczy? - Chodzi o to, że dodatkowo wydłużył się czas koordynacji zamówień lotów. W pułku powstały nowe komórki, które pełniły rolę łączników między dowódcą pułku, do którego spływały zamówienia, a eskadrami, które były odpowiedzialne bezpośrednio za wykonywanie zadań. To, zamiast skrócić czas na realizację zamówienia, spowodowało, że przepływ tych informacji był mocno opóźniony. Pułk nie występował o rekonesans lotniska Siewiernyj - ustaliła NIK. - Rekonesans lotniska to była kwestia ustaleń między naszym dowództwem, Dowództwem Sił Powietrznych a BOR. Załoga powinna dokonać rekonesansu lotniska, na który leci. Czy tak było, tego nie wiem. Nie sądzi Pan, że raport NIK to tylko taki pozór, iż coś w związku z katastrofą próbuje się wyjaśnić? W dodatku za wszystko, co niedobre, obciążono nieistniejący 36. SPLT? Jak najbardziej. Najłatwiej jest zrzucić winę na jednostkę, która już nie istnieje. Zresztą w tym kierunku szło to wszystko od początku. Tak samo od początku mówiono o winie pilotów tupolewa. Bo już nie żyli i nie mogli się bronić. Mam wrażenie, że im dalej od katastrofy, im więcej czasu upływa, tym trudniej będzie ustalić jej przyczyny, znaleźć winnych. Zamiast szukać ludzi odpowiedzialnych za to, co się stało, często umocowanych na tzw. wyższych szczeblach, winę zrzuca się na tych, których już nie ma. Dziękuję za rozmowę. www.radiomaryja.pl Strona 2/2